" Mieszkaj w Chrystusie" - Dzień 16 ~ Andrew Murray

Wszystko uznaję za szkodę... wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w Nim...” (Fil 3:8-9)

Tam, gdzie jest życie, panuje stały ruch, następuje ciągła wymiana, branie i dawanie. Pożywienie, które przyjmuję, daje energię, ta zaś zostaje oddana w postaci wykonanej pracy; wrażenia, które odbieram, znajdują swój wyraz w wypowiadanych myślach i uczuciach. Jedno zależy od drugiego, gdyż dawanie pomnaża potrzebę brania. Rozkosz życia polega właśnie na tej wymianie, na braniu i dawaniu.
Tak też jest w życiu duchowym. Są co prawda chrześcijanie, którzy myślą, że cała błogość polega na nieustannym braniu; nie wiedzą oni, że zdrowa zdolność przyjmowania jest podtrzymywana i pogłębiana przez stałe dawanie; nie wiedzą, że Boża obfitość może wpłynąć tylko tam, gdzie jest wolne miejsce, powstałe wskutek wyrzeczenia się własnego „ja”. Zbawiciel powtarzał tę prawdę nieustannie. Kiedy mówi, że musimy wszystko sprzedać, aby kupić skarb, stracić nasze życie, aby je znaleźć, gdy przyrzeka tym, którzy wszystko opuścili, stokrotną nagrodę, to podkreśla konieczność poświęcenia samego siebie, ucząc jednej z zasad Królestwa Bożego, zasady obowiązującej zarówno jego samego, jak i jego uczniów. Jeżeli chcemy rzeczywiście pozostać w Jezusie i znaleźć się w nim, jeśli nasze życie ma należeć do niego, to każdy z nas musi ze swej strony powiedzieć z apostołem Pawłem: „Wszystko uznaję za szkodę... wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w nim...”.
Przyjrzyjmy się teraz temu, co musimy oddać i porzucić. Przede wszystkim jest to grzech. Gdzie nie ma porzucenia grzechu, tam nie ma prawdziwego nawrócenia. A jednak często na początku to porzucenie grzechu jest częściowe i powierzchowne, przede wszystkim dlatego, że nowo nawrócony nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, jak daleko sięgają żądania Boże co do naszego uświęcenia, ani też jak dalece moc Boża może zwyciężyć w nas grzech. W miarę rozwoju wewnętrznego życia powstaje w nas pragnienie oddalenia od siebie wszystkiego, co nie jest święte, i to oddalenia dokładnego i głębokiego. Dopiero potem, kiedy pragnienie nieprzerwanej łączności z Jezusem w nas wzrośnie, dopiero wtedy dusza zostaje doprowadzona do tego, że widzi konieczność głębszego oddania się, przez co na nowo potwierdza, że umarła z Chrystusem dla grzechu i że rzeczywiście zrywa ze wszystkim, co jest grzechem. Kiedy wierzący, przy pomocy Ducha, posłuży się tą cudowną siłą, może jednym wysiłkiem woli zsumować całe swoje przyszłe życie i zadecydować o nim, oddać się Jezusowi, aby już więcej nie grzeszyć, ale żyć wyłącznie i zupełnie na usługach sprawiedliwości. Czyni to z radosną pewnością, że każdy opanowany grzech jest prawdziwym zyskiem, gdyż tworzy miejsce dla obecności i miłości Chrystusa.
Zaraz po nieprawości przychodzi kolej na sprawiedliwość własną. Może już nie przykładamy do naszych uczynków i zasług żadnej wagi, a może musi upłynąć pewien czas, zanim zrozumiemy, co to znaczy nie dopuścić do głosu naszego „ja” w naszych stosunkach z Bogiem. Zupełnie nieświadomie robimy w obcowaniu z Bogiem miejsce naszemu własnemu sercu i umysłowi. W naszych modlitwach i nabożeństwach, w czytaniu Pisma i w swej pracy dla Pana uważamy, że musimy sami coś uczynić, zamiast całkowicie poddać się i uzależnić od kierownictwa Ducha Świętego. Jeszcze nie zrozumieliśmy w pełni, co znaczą słowa: „nie mieszka we mnie, to jest w ciele moim, dobro” (Rz 7:18). Ale jeżeli raz stwierdzimy, przekonamy się o tym, jak dalece skażenie ogarnęło całą naszą naturę i stanie się dla nas jasne, że o zupełnym pozostaniu w Jezusie nie może być mowy, dopóki cała nasza istota, nasze „ja”, które wkradło się także do naszego chrześcijaństwa, nie zostanie wydane na śmierć i dopóki nie nauczymy się stale wsłuchiwać w cichy głos Ducha Świętego, który jedynie sam może w nas dokonać tego, co się Bogu podoba.
Następnie musi zostać oddane Panu całe nasze życie naturalne, ze wszystkimi zdolnościami i darami, które nam Stwórca dał, ze wszystkimi zadaniami i stosunkami. Nie wystarczy, że przy nawróceniu miałeś pragnienie wszystko poświęcić Panu. Pragnienie było dobre, ale jeszcze nie wiesz, jak to uczynić, gdyż nie masz sił do przeprowadzenia tego zamiaru. Kościół poniósł niepowetowane szkody z tego powodu, że ogólnie mniemano, iż jeśli ktoś stanie się dzieckiem Bożym, to wynika z tego niejako automatycznie, że oddaje on w służbę Jezusa wszystkie swe dary. Nie, do tego potrzeba szczególnej łaski, a ta może być udzielona tylko na drodze zaparcia się samego siebie i całkowitego oddania Bogu. Dlatego najpierw muszę zrozumieć, że wszystkie moje dary i siły są skażone grzechem i pozostają pod władzą ciała, mimo że stałem się dzieckiem Bożym, tak iż nie mogę ich natychmiast używać na chwałę Bożą. Muszę przedtem złożyć te dary u stóp Zbawiciela, aby je wziął w posiadanie i oczyścił. Muszę dojść do przekonania, że używanie swych własnych uzdolnień we właściwy sposób zupełnie nie leży w mej mocy. Muszę nawet stwierdzić, że są one dla mnie bardzo niebezpieczne, ponieważ przez nie właśnie moje ciało, stara natura, własne „ja”, tak łatwo dochodzi do głosu. W tym przekonaniu muszę się ich wyrzec, oddawszy je zupełnie Panu. Gdy zostaną przyjęte i opieczętowane przez Pana, otrzymam je z powrotem, aby ich odtąd używać jako jego własności, codziennie oczekując na jego prowadzenie w tej dziedzinie. A więc i tu doświadczenie uczy nas, że droga całkowitego oddania jest drogą całkowitego wybawienia. Nie tylko otrzymujemy to, co zupełnie oddaliśmy (i to w podwójnej mierze), ale opuściwszy wszystko, co mamy, otrzymujemy wszystkie dary łaski. Im zupełniej wszystko oddamy, idąc za Jezusem, tym ściślej zostaniemy z nim połączeni. Kiedy wszystko uważam za szkodę ze względu na Chrystusa, zostaję w nim znaleziony.
Zasada ta odnosi się także do wszelkich naszych zajęć codziennych i własności, którą nam, Pan powierzył. Pomyślmy tylko o sieciach nad Morzem Galilejskim, o codziennych obowiązkach Marty w Betanii, o ojczyźnie i krewnych niejednego z uczniów Jezusa. Mistrz uczył ich, aby wszystko opuścili dla niego. Było to proste zastosowanie naturalnego prawa w Królestwie Łaski, gdyż im gruntowniej zostanie wypędzony nasz stary lokator, tym pełniej może wziąć w posiadanie nasze serce nowy, i tym doskonalsze będzie nasze odrodzenie wewnętrzne.
Lecz zasada ta ma jeszcze głębsze znaczenie. Czy dary duchowe, które sam Duch Święty w nas stworzył, także muszą zostać oddane? Istotnie, i one muszą być własnością Zbawcy, i to w każdej chwili, gdyż wymiana w dawaniu i braniu jest jednym z warunków życia, i nie może ani na chwilę przestać działać. Zaledwie wierzący zacznie cieszyć się z posiadania tego, co go raduje, a już dopływ łaski zostaje wstrzymany i jego życie jest w niebezpieczeństwie. Strumienie wody żywej przelewają się tylko do duszy pragnącej i oczyszczonej. W ciągłym pragnieniu leży tajemnica zaspokojenia. Każde błogosławione doznanie, które otrzymujemy jako dar, musi zostać oddane z wdzięcznością temu, który je dał, w miłości i chwale, wyrzeczeniu i służbie. Tylko w ten sposób może ono pozostać świeże i piękne, przepojone wonią nieba. Dobrą lekcję stanowi tu dla nas ofiarowanie Izaaka na górze Moria. Czyż nie był to syn obietnicy, cudowny dar wszechmocy Bożej, która może nawet zmarłych przywołać do życia? (Rz 4:17; Hbr 11:19). A jednak i on musiał zostać ofiarowany, poświęcony, aby gdy został oddany z powrotem, miał tysiąckrotnie większą wartość i przez to stał się obrazem „Jednorodzonego u Ojca”, którego czyste, święte życie musiało zostać złożone w ofierze, zanim w zmartwychwstaniu otrzymał je z powrotem i mógł dać w nim dział swemu ludowi. Jest to także obraz tego, co dzieje się z każdym wierzącym, który zamiast zadowolić się przeszłymi i teraźniejszymi doświadczeniami i darami łaski, biegnie naprzód, wszystko zostawiając za sobą i zapominając o wszystkim, wyciąga rękę, by całkowicie uchwycić się Jezusa.
Czy całkowite oddanie się Jezusowi stanowi tylko jeden decydujący krok, jeden czyn i doświadczenie chwili, czy też musi być codziennie odnawiane i pogłębiane? Obie rzeczy są słuszne. W życiu wierzącego może przyjść chwila, gdy poważniej i głębiej spojrzy na tę prawdę, a pod wpływem Ducha, napełniony pragnieniem, w jednym akcie woli, skupionym w jednym czynie, decyduje o swym przyszłym życiu i kładzie siebie na ołtarzu jako żywą, przyjemną Bogu ofiarę. Takie chwile są często punktami zwrotnymi, w których z chwiejnego i niepewnego dreptania rodzi się nowe życie, życie stałego mieszkania w Jezusie i Bożej mocy. Ale i wtedy jego codzienne życie musi być podobnie jak życie każdego z nas, kto nie przeżył takiego doświadczenia, przepełnione prośbami o więcej światła dla głębszego oddania się Bogu i stałego składania na ciągle odnawianą ofiarę wszystkiego, co „własne”.
Mój bracie – chcesz pozostać w Chrystusie – patrz, tędy prowadzi droga. Nasza natura opiera się przed takim wyrzeczeniem i ukrzyżowaniem, które ma obejmować wszystkie dziedziny naszego życia. Ale to, czego natura nie może dokonać, co nie jest jej miłe, tego dokona łaska i zgotuje ci życie pełne radości i chwały. Tylko oddaj się Jezusowi, swemu Panu. W jego zwycięskiej mocy będziesz mógł z radością odrzucić wszystko, co było ci dotąd drogie. „Stokrotnie w tym życiu” – to słowo Zbawiciela spełnia się wobec wszystkich, którzy posłusznie przyjęli jego rozkaz, aby wszystko opuścić. Wtedy błogosławione branie sprawi, że dawanie stanie się również błogosławieństwem. A tajemnica życia w nim może zostać prosto wyrażona: Jeżeli oddam się całkowicie Jezusowi, pozyskam moc, aby go całego dla siebie uchwycić; jeżeli dla niego stracę wszystko, co posiadam i siebie samego, zostanę przezeń uchwycony na własność i obdarowany tym wszystkim, czym on sam jest i co posiada.

Mieszkaj w Chrystusie

Komentarze

Popularne posty