" CZEKOLADOWY ŻOŁNIERZ" ~ C. T. STUDD
„Czekoladowy żołnierz” czyli„Bohaterstwo - zaginiona nuta chrześcijaństwa”
Bohaterstwo
jest zaginioną nutą, której bardzo brakuje w obecnym
chrześcijaństwie. Każdy prawdziwy żołnierz jest bohaterem,
a żołnierz bez bohaterstwa jest tylko czekoladowym
żołnierzem. Kogóż to nawet sama myśl o czekoladowym
żołnierzu nie pobudza do gniewu i śmiechu? W czasie pokoju
prawdziwi żołnierze są jakby uwięzionymi lwami, które chodzą
tylko od jednej ściany klatki do drugiej w niecierpliwym napięciu.
Dopiero wojna wyswabadza ich i sprawia, że z radością otrzymują
to, czego pragną, jak chłopcy wybiegający ze szkoły, albo, w
usiłowaniu zdobycia tego - giną. Dla żołnierza bój jest jakby
świeżym powietrzem, którego potrzebuje do oddychania. Okres pokoju
zamienia go na pochylonego astmatyka, a dopiero wojna czyni z niego
prawdziwego człowieka i daje mu serce, moc i dzielność bohatera.
Każdy
prawdziwy chrześcijanin jest żołnierzem Chrystusowym i jest też
prawdziwym bohaterem! Jest najodważniejszym z odważnych,
odrzucającym wszelkie namowy do pozostawania w spokoju i wszystkie
tak często powtarzane ostrzeżenia przed trudnościami, niewygodami,
chorobami, niebezpieczeństwami i śmiercią, jako że wszystkie te
rzeczy uważa za swoich najbliższych przyjaciół.
Każdy
chrześcijanin, który ma inną postawę, jest tylko czekoladowym
chrześcijaninem! Roztapia się w wodzie i na sam widok ognia,
powstaje z niego słodka kałuża. Tacy ludzie, to tylko czekoladki,
to tylko słodycze, lizaki! Życie ich - to przebywanie na pięknych,
szklanych talerzykach, albo w pudełkach z tektury; przy tym każdy z
nich owinięty jest w delikatny papierek, w biały celofan, który ma
chronić jego delikatną konstrukcję!...
A
oto kilka portretów czekoladowych żołnierzy, które nam
daje Pan Jezus Chrystus. Powiedział: „Pójdę!” Ale nie poszedł.
Powiedział, że pójdzie do pogan, ale zamiast tego
pozostał jakby przylepiony do chrześcijaństwa.
Oni
tylko mówią, ale nie czynią. Oni tyko innym każą iść, ale
sami nie idą. „Nigdy - krzyknął pewnego razu generał Gordon do
kaprala w czasie boju pod Konstantynopolem - nie rozkazuj czynić
innemu tego, co boisz zrobić się sam!" I wypowiadając te
słowa skoczył na wierzch okopu, aby tam umieścić worek z
piaskiem, który przed chwilą kapral ten rozkazał umieścić
jednemu z żołnierzy, bojąc się uczynić to samemu.
Czekoladowemu
chrześcijaninowi już sama myśl o wojnie przysparza ataku strachu,
podczas kiedy wezwanie do boju powoduje, że dostaje ataku paraliżu.
Powiada tak: "Ja naprawdę nie mogę się poruszyć! Tak bardzo
pragnąłbym, aby to było możliwe! Za to mogę śpiewać, a oto
jedna z moich najulubieńszych piosenek:
Na
łóżeczku z kwiatów wzniosą, mnie do Nieba, Choć
im za zwycięstwo - krwią zapłacić trzeba. Refren:
Naokoło niani tańczmy więc wesoło, Cukiereczków,
czekolady pełno wszak wokoło. Masz
czas, bohaterze, po cóż iść na wojnę? W
domu siedź i z dziećmi wciąż się baw spokojnie. Myj,
ubieraj, karm je, aż się staną sami
Czekoladowymi
z kremem budyniami. Refren:
Naokoło niani, tańczymy więc wesoło,
Cukiereczków,
czekolady pełno wszak wokoło.
„Dzięki
dobremu Panu mojemu - powiedziała pewna mizerna, siwowłosa, starsza
pani - Bóg nigdy nie chciał uczynić ze mnie rybki w galarecie!”
I rzeczywiście nią nie była!
Bóg
nigdy nie był wytwórcą czekolady i nigdy nim nie będzie! Mężowie
Boży są zawsze bohaterami. W Słowie Bożym możemy znaleźć ich
wspaniałe ślady i to poprzez wszystkie wieki.
Noe chodził
z Bogiem. On nie tylko kazał o sprawiedliwości, ale on ją
wykonywał. On przeszedł przez wody i nie roztopił się. Odważnie
poszedł na przekór całemu ówczesnemu światu i wszystkim
popularnym poglądom swej epoki, stawiając mężnie czoła zarówno
nienawiści jak i drwinom tych wszystkich, którzy się z niego
naśmiewali i szydzili, gdy im mówił, że jest tylko jedna droga
zbawienia. Ostrzegał niewierzących i wszedł do arki sam, a potem
nie uchylił drzwi ani na jeden cal, gdy Bóg je już zamknął.
Prawdziwy bohater, który nigdy nie poddał się lękowi
przed człowiekiem.
Naucz
się gardzić pochwałą człowieka. Być
stratnym, byle mieć Boga; Jezus,
choć wiedział, że hańba Go czeka zwyciężył: Oto twa droga.
Abraham,
zwyczajny rolnik, otrzymawszy polecenie od niewidzialnego Boga,
wyszedł wraz ze swoją rodziną i całym majątkiem, aby odbyć
podróż przez straszliwą pustynię do odległego kraju i zamieszkać
między ludźmi, których językiem nie umiał się posługiwać, ani
nawet go nie rozumiał! To nie jest złe, co? Ale później dokonał
jeszcze czegoś wspanialszego. Udał się bez najmniejszego cienia
strachu przeciwko połączonym armiom pięciu królów, napełnionych
pychą z powodu tylko co odniesionego zwycięstwa, a to w jakim celu?
Aby uratować jednego człowieka! A jaką była jego armia? Zaledwie
318 mężów, niewyćwiczonych w bojach i nieuzbrojonych - jakby
jakaś banda z cyrku. Ale zwyciężył. Zawsze zwycięża ten, który
jest po stronie Bożej. Co za odwaga! I był to tylko rolnik, bez
żadnego przygotowania bojowego! A jednak jakimże jest on bohaterem
i któż przyćmił jego wyczyn? A na czym polegała jego tajemnica?
Był przyjacielem Bożym.
Mojżesz,
mąż Boży, jakież niezwykłe przechodził przemiany: uczony,
generał, prawodawca, wódz itd. Wychowany jako wnuk królewski, miał
więcej aniżeli jedną szansę, aby zasiąść na tronie, ale tylko
jedna rzecz stanęła pomiędzy nim a tronem, a tą rzeczą była
prawda! Cóż za pokusa - otrzymać tron za cenę jednego tylko
kłamstwa! A za prawdę niesława, wygnanie, a najprawdopodobniej
nawet i śmierć! Ale on zachował się, jak prawdziwy mężczyzna.
„Wzbraniał
się być zwanym synem córki faraonowej, wybrawszy sobie raczej
cierpieć z ludem Bożym, aniżeli mieć doczesną w grzechu rozkosz.
Uważając za większe dla siebie bogactwo urąganie Chrystusowe, niż
skarby egipskie”.
(Hebr.11.24-26).
I
raz jeszcze go widzę. Teraz to jest już stary człowiek, który
samotnie, ale zdecydowanie maszeruje z powrotem do Egiptu po
czterdziestu latach wygnania, aby uchwycić lwa za grzywę w jego
własnej jamie, ażeby uwolnić niewolników faraonowych i wyrwać mu
ich, jak gdyby spod nosa i poprowadzić ich poprzez tę wielką i
straszną pustynię. To był naprawdę wielki wyczyn! Ale kiedyż
Boże plany były innej natury? Patrz na Jordan, na Jerycho, na
Gedeona, na Goliata i na dziesiątki innych! Natomiast patrz na
poczynania zespołu „słabeuszy" - mają inną pieczęć, a
mianowicie „Czekoladowej Brygady”. Jakżeż oni kochają swoje
zabawy myśląc, że są prawdziwie mądrymi ludźmi! Ale prawdziwi
chrześcijanie miłują ogromnie pełne niebezpieczeństw poczynania
dla Chrystusa, oczekując wielkich rzeczy od Boga i usiłując je
dokonywać z wielką radością. W całej historii nie ma czynów
równych tym, których dokonał Mojżesz. A jakim sposobem on tego
dokonał?Nie radził się ciała ani krwi, ale był posłuszny Bogu,
a nie ludziom. I raz jeszcze widzę tego siwowłosego starca, tym
razem schodzącego z góry Synaj i wielkimi krokami pędzącego w
stronę obozu, przy tym oczy jego płoną, jak rozpalone węgle.
Jeden człowiek przeciwko trzem milionom roztańczonych derwiszy,
pijanych swoim szaleństwem! Wspaniale żeś to zrobił, stary
człowieku! Pierwszej klasy wyczyn! Jego policzki nie bledną, jego
usta tylko się poruszają i wydaje mi się, jak gdybym słyszał
jego słowa:
„Jeśli
Bóg jest ze mną, któż może być przeciwko mnie; nie będę się
bał dziesięciu tysięcy. Choćby wojsko przeciwko mnie stanęło,
nie ulęknie się serce moje, choćby powstała przeciwko mnie wojna,
przecież ja w tym ufam”.
I rzeczywiście nie bał się i raz jeszcze zwyciężył. A skąd ta
jego szalona odwaga? Posłuchajcie! „A
Mojżesz był najpokorniejszym ze wszystkich ludzi, którzy mieszkali
na ziemi”. „I mawiał Pan do Mojżesza twarzą w twarz, jako
mawia człowiek do przyjaciela swojego”. „Ale
nie taki jest sługa mój Mojżesz, który we wszystkim domu moim
najwierniejszy jest, z ust do ust mawiam z nim”. To
wyjaśnia te wspaniałe przemiany Mojżesza, męża, który był
przyjacielem Bożym, a w związku z tym także i najwspanialszym
bohaterem.
Dawid
- mąż według serca Bożego - był mężem walecznym z ogromną
odwagą. Gdy cały Izrael uciekał, Dawid sam stanął oko w oko z
Goliatem, ale miał po swej stronie Boga. A był przecież wtedy
zaledwie dziecięciem i do tego jeszcze ostro zganił go jego brat za
to, że przyszedł, aby przyglądać się bitwie. Jakimże głupcem
był Elijab! Mówił tak, jak gdyby Dawid przyjechał po to,
aby przyglądać się bitwie! Przyglądać się bitwie, a nie
wziąć w niej udziału! Ale są tacy czekoladowi żołnierze, którzy
jadą tylko oglądać bitwy, a potem innych zachęcają do brania w
nich udziału! Byłoby lepiej, gdyby zaoszczędzili pieniądze
na podróż, a użyli je raczej w celu wysłania prawdziwych
bojowników. Żołnierze
nie
potrzebują nianiek, a nawet gdyby ich potrzebowali, to zawsze mają
do dyspozycji Ducha Świętego, który gotów jest podjąć wszelką
akcję i udzielić każdej pomocy, gdy tylko Go o to poproszą. Nie!
Dawid pojechał na wojnę po to, aby w niej wziąć udział i
zwyciężył! Mądry ponad swój wiek, nie miał absolutnie chęci
używać zbroi Saulowej. Ograniczała ona całkowicie wolność jego
ruchów. Założył ją, ale czym prędzej zdjął, gdyż przy tym
tak straszliwie chrzęściła, gdy usiłował w niej chodzić, że
nie był w stanie dosłyszeć owego cichego głosu Bożego, który
potem tak cudownie nim kierował, mówiąc: „Dawidzie! Oto
potoczek. Podnieś tych pięć gładkich kamyków i zaufaj tylko Mnie
i tym kamyczkom! Twoja zrobiona w domu proca pierwszorzędnie się
tutaj nada, a oto tędy prowadzi najkrótsza droga do
Goliata!” Czekoladowi pouciekali, bo byli tylko czekoladowymi
żołnierzami, ale Dawid podbiegł do Goliata i wystarczył jeden
gładki kamyk!
Tajemnica
Dawida polegała na tym, że miał tylko jednego Kierownika, ale Ten
był nieomylny. On pokierował kamieniem, On pokierował tym
młodzieńcem. Gdy jest zbyt wielu dyrektorów i kierowników, często
cała sprawa zostanie zepsuta, nawet dwóch to już jest za dużo.
Trzeba tylko jednego, a Jezus Chrystus powiedział do Swoich
żołnierzy takie słowa: „Lecz
gdy On przyjdzie, Duch Prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę. On
nauczy was wszystkiego”.
„To
jest Syn mój miły i Jego słuchajcie”. „Jeden jest
tylko pośrednik między Bogiem i ludźmi, Człowiek - Chrystus
Jezus”.
A
tak mamy tylko jednego Dyrektora, jednego Kierownika mężów
chrześcijańskich, a tym jest Bóg, Duch Święty. Jego
rozkazy wymagają oczywiście natychmiastowego posłuszeństwa. Nie
potrzebują one natomiast żadnego potwierdzenia ze strony jakiegoś
człowieka.
Przeciwko
diabłu potrzebne nam są rozpalone do czerwoności kule, świeżo
otrzymane z huty Ducha Świętego. Diabeł śmieje się z
zimnych strzał, albo z letnich, tj. zrobionych na pół z żelaza a
na pół z gliny; na pół z materiału Bożego a na pół z
ludzkiego. Równie dobrze można by starać się nastraszyć go
kulami ze śniegu!
Skądżeż
ten młody chłopiec nabrał tyle odwagi i takiej wspaniałej wprawy?
Nie w obozach wojskowych, ani w szkołach teologicznych, ani na
wczasach religijnych. „Znać
jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa” - to
zupełnie wystarczy. Paweł postanowił nie znać nic innego, jak
tylko Jezusa Chrystusa - i oto patrzcie, jakie wspaniałe osiągnął
rezultaty! Podczas kiedy inni uczyli się jakichś teoryjek, Dawid,
podobnie jak Jan, pozostawał sam na sam z Bogiem na puszczy, ćwicząc
się w walce z niedźwiedziami i lwami. A jaki był rezultat? On znał
Boga i dokonał wielkich rzeczy. Znał tylko Boga, ufał tylko Bogu,
był tylko Bogu posłuszny i to jest cały sekret. Tylko Bóg daje
siłę. Jeśli natomiast w cudzołożny sposób pomiesza się sprawy
Boże ze sprawami ludzkimi, wówczas otrzymuje się w efekcie tę
słabość pomieszanego żelaza i gliny. Otrzymuje się czekoladę,
łamliwą czekoladę!
"Czekoladowy żołnierz" - C. T STUDD |
A
jednak, jakkolwiek był wspaniałym bohaterem, niestety, nawet ten
Dawid zabawił się w czekoladowego żołnierza. Pozostał w domu,
gdy powinien był pójść na wojnę.
Armia
jego tam daleko, w niebezpieczeństwach, w walce z wrogiem
zwyciężyła, ale Dawid w domu, w bezpieczeństwie w pobliżu domu
Bożego i często tam nawet chodząc, poniósł jedną z
najstraszliwszych klęsk swojego życia, której gorzkie konsekwencje
ponosił do końca swych dni. Co powinno być dla innych bardzo
surową przestrogą, aby też czasem takiego głupstwa nie popełnili
i w ten sposób nie posiali owego złego, dzikiego nasienia. Grzech
Dawida jest straszliwym kazaniem (podobnie jak musiało nim być
kazanie Lota w Sodomie), a tematem tego kazania są następujące
słowa: „Nie bądź czekoladowym żołnierzem!”
Ale raz
jeszcze widzimy Dawida jako prawdziwego mężczyznę w tym, że w
sposób prosty, szybki i pełny wyznał swój grzech. Aby prawdziwie
wyznać grzech, trzeba także być odważnym
mężczyzną. Czekoladowy żołnierz będzie starał się
wykręcić, znaleźć wymówkę albo przykryć swój grzech. Potyka
się, wpada do błota, w nim się cały wytarza, a potem tylko ociera
usta i stara się pozbyć złego smaku kłamstwa, w którym się
znalazł i wreszcie idzie dalej swoją drogą, mówiąc tak: „Ja
niczego złego nie zrobiłem”. Jakim jest głupcem, zabijając
samego siebie, zabijając swoje sumienie, aby na chwilę zaoszczędzić
sobie wstydu przed innymi, podobnie jak Balaam bił oślicę, która
starała się uratować życie swego pana! To, że Dawid był na
chwilę czekoladowym żołnierzem, omal nie zniszczyło go zupełnie.
A więc strzeż się!
Kolejnym
prawdziwym żołnierzem Chrystusowym jest Natan, prorok. On poszedł
do swego króla i odważnie, prosto w oczy go zgromił, podobnie jak
zrobił to Piotr w przypadku Ananiasza, z tą tylko różnicą, że
Dawid natychmiast skorzystał ze sposobności, która mu została
ofiarowana i wyznał swój grzech. Nie zachował się tak jak
czekoladowi żołnierze naszego wieku, którzy chodzą tu i tam tylko
szepcąc sobie nawzajem do ucha, a nie przyjmując na siebie
obowiązku osądzenia jakiejś rzeczy, zgromienia jej otwarcie i
usunięcia zła, ponieważ te rzeczy pociągnęłyby za sobą
powstanie jakiegoś skandalu!... Cóż za obłudnicy! Mówią: „Nic
się właściwie nie stało, to nie ma znaczenia, przecież
to jest tylko jakieś małe nieporozumienie!” Zupełnie tak, jak
gdyby sprawa Boża miała więcej ucierpieć przez odważne
wyjaśnienie i obronę prawdy i przez użycie noża, aniżeli przez
ukrywanie grzechu, w następstwie tego w danym członku niewątpliwie
nastąpi proces obumierania, co wreszcie przyczyni się do śmierci
całego organizmu. „Ten,
który czyni sprawiedliwość jest sprawiedliwy, a ten, który czyni
grzech z diabła jest”.
I takiemu należy to otwarcie powiedzieć! Ten, który po raz drugi
został uprowadzony w niewolę przez diabła, nie potrzebuje żadnego
plastra, ani też jakiegoś syropu, ale potrzebuje otwartego
zgromienia i upomnienia ku pokucie, którego by mu udzielił jakiś
sprawiedliwy człowiek i to go dopiero może wybawić. Bardzo nam w
dzisiejszej dobie potrzeba takich Natanów, którzy się boją
tylko Boga, a nikogo więcej, nie, nawet skandalu się nie lękają.
Następny
bohater to Daniel. Ach, jakim wspaniałym był bohaterem!
Czyż nie do niego posłał Bóg anioła, aby mu oświadczył, że
jest mężem wielce umiłowanym?
Bardzo
rad przyglądam się jego chodzeniu, jego krokowi mocnemu i
energicznemu, jego radosnej twarzy, gdy zdąża do lwiej jamy. Raz
tylko zatrzymał się po drodze - podobnie jak jego Mistrz w drodze
na Golgotę - aby pocieszyć łkającego i drżącego ze strachu
władcę. Ale Bóg zamknął paszczęki lwom, a otworzył je potem
szeroko przeciwko tym wszystkim, którzy usta swoje otworzyli, by
skarżyć na Jego sługę.
Człowieka
poznaje się po jego czynach, po jego dziełach, a czynami i owocami
Daniela byli jego trzej przyjaciele, którzy woleli raczej stanąć
oko w oko z niebezpieczeństwem wrzucenia do ognistego pieca, aniżeli
pokłonić się bałwanowi ze złota.
A potem
raz jeszcze widzimy go idącego do sali, w której odbywał się
wielki bankiet i słyszymy, jak przewodnik jego szepcze mu do ucha:
„Słuchaj, Danielu, narysuj ten obraz tak jakoś łagodnie! Wiesz,
bądź dyplomatą! Jeśli tylko będziesz pełen taktu, to jest dla
ciebie przygotowane stanowisko pełne prestiżu i dostojności. Ale
bądź mądry, a szczególnie bądź pełen taktu!” Daniel na to
odpowiedział krótko i węzłowato: „Idź
precz ode mnie, szatanie!” I
tak staje przed królem. Grozi mu niebezpieczeństwo tortur, albo
natychmiastowa śmierć, ale tym, który drży, któremu kolana się
trzęsą, nie jest Daniel, ale sam król, podczas gdy prorok prosto w
twarz wypowiada mu całą nagą prawdę Bożą, nie ujmując z niej
ani jednej kreski.
Jan
Chrzciciel - to mąż, którego nauczył, którego uczynił i którego
posłał sam Bóg. Ach, ten kochany, stary, dobry Jan! Któż go nie
podziwia, któż go nie miłuje? Ba, sam Herod to czynił. W jego
naturze, w jego charakterze nie ma ani śladu syropu, ani śladu
oliwy. On zawsze mówił szczerą nagą prawdę i to z wielkim
naciskiem. Tak jak miłował, tak też i ostrzegał. On nie znał
pochlebiania. Raczej wymachiwał mieczem Słowa, a prawdziwi mężowie
tym bardziej go za to kochali i zawsze to czynią.
Przywódcy
religijni posłali do Jana swoje sługi, aby go zapytać o rzecz, o
którą zawsze z wielką przyjemnością się pytali wszyscy
Faryzeusze, a mianowicie: „Jaką
mocą, albo dzięki jakiemu autorytetowi dokonujesz wszystkich tych
(dobrych oczywiście) rzeczy?” Pytanie
to zadali przecież także samemu Chrystusowi i ukrzyżowali Go za
to, że te dobre rzeczy czynił. Ale odpowiedź Jana była krótka i
bardzo brzemienna w znaczenie: "Ja wam odpowiem na to, o co wy
pytacie - a nawet więcej jeszcze odpowiem!" (Jan zawsze był
bardzo hojny). „Kim ja jestem? Ja jestem nikim. Ale wy i wasi
panowie jesteście pokoleniem jaszczurczym!” Ach, to była porcja
palącej papryki!. A Jan nigdy swojej papryki nie podawał z sosem
maślanym, raczej bardzo hojnie jeszcze lubił ją polewać ostrym
sosem pieprzowym. Tak, to był mąż Boży, nie jakaś galaretka
z cukru. Nie, nie! Jan Chrzciciel nie był czekoladowym żołnierzem!
Po
sześciu miesiącach przebywania w podziemnych lochach więziennych,
Jan stanął przed Herodem. Ten mąż, przyzwyczajony do misji na
wolnym powietrzu, stanął oto przed obliczem króla otoczonego całym
swoim majestatem, całą potęgą swojego dworu. Przymrużając oczy
nieprzyzwyczajone do światła, ale w żaden sposób nie chcąc
przykrywać i przytłumić światła, które w nim było, z całą
otwartością wypowiada słowa upomnienia, ostre jak miecz i silne
jak grom: "Nie
będziesz miał tej niewiasty za żonę swoją!"
Całe kazanie w jednym zdaniu; tak łatwe do zapamiętania, jak
niemożliwe do zapomnienia. Jan już poprzednio wygłaszał takie
kazania.
Tenże
Jan otrzymał świadectwo - i to całkiem wyjątkowe świadectwo, że
był wspaniałym charakterem. Otrzymał je zarówno od Boga, jak i od
agenta samego diabła. Posłuchajcie, jak Zbawiciel wybuchnął
świętym oburzeniem, wypowiadając takie słowa: „A
cóż myślicie o Janie? Czyż to jest trzcina potrząsana przez
wiatr? Czyż to jest mąż przyodziany w miękkie odzienie?”
Czyli innymi słowy: czy to jest czekoladowy chrześcijanin?
(Ach, jakie to pyszne! „Czekolady” znajdowały się podówczas
tuż przed Panem Jezusem: faryzeusze, saduceusze, kapłani i uczeni w
Piśmie, uczeni w Prawie i inni obłudnicy. Jakżeż tłum musiał
wówczas tym wszystkim się cieszyć!) „Ale
coście wyszli widzieć, czy proroka? Zaiste powiadam wam i więcej
niż proroka. Albowiem powiadam wam, z tych, którzy się z niewiast
rodzą, większego proroka nie ma nad Jana Chrzciciela”.
A co powiedział ów wysłannik i sługa diabła po śmierci Jana,
gdy usłyszał o Panu Jezusie? „To
powiadam wam, jest Jan, który powstał z umarłych”.
Co za wspaniały człowiek! Wyobraźcie sobie, że pomylono się
biorąc Pana Jezusa za kogoś innego! Można Go było wziąć tylko
za Jana Chrzciciela!
Nikt nie
zazdrości mu zaszczytu, na który tak dobrze sobie zasłużył,
chociaż zaszczyt ten był tak wielki, albowiem Jan był prawdziwym
mężczyzną, był czystym granitem, w którym nie było
ani odrobinki czekolady.
Gdyby
Jan był usłyszał te słowa Pana Jezusa: „I
będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, w Samarii,
aż do krańców ziemi”,
jestem wprost przekonany, że nawet więzienie herodowe, ani jego
żołnierze nie byliby w stanie go powstrzymać. Z całą pewnością
znalazłby jakiś sposób, aby stamtąd się wymknąć i pobiec
głosić Ewangelię Chrystusową, jeśli nie gdzieś w samym
sercu Afryki, to w jakimś innym, co najmniej w równej mierze
trudnym i niebezpiecznym miejscu!
A jednak
Chrystus powiedział w odniesieniu do daru Ducha Świętego, którego
miał potem otrzymać każdy wierzący, że „ten,
który jest najmniejszy w Królestwie Bożym, jest większym od
niego”
(od Jana Chrzciciela), wskazując na to że jeszcze nawet większe
potęgi, aniżeli te, które były do dyspozycji Jana, stoją do
dyspozycji każdego chrześcijanina i że tym, kim był Jan, każdy z
nas może także być tzn. dobrym, szlachetnym, odważnym,
niepokonanym, bohaterskim.
Ale
napotykamy na dalsze ślady, wyraźne, wspaniałe ślady, które mógł
pozostawić tylko jeden człowiek, a mianowicie ten, który był
największym i najwspanialszym uosobieniem chrześcijańskich
przeciwieństw - „maleńki gigant” Paweł, którego
głowa była równie wielka jak jego ciało, a serce większe od
obojga.
Był
taki czas, kiedy każdego chrześcijanina traktował jako połączenie
niewolnika z głupcem, ale potem sam stał się jednym z nich.
Nazywano go głupcem, ponieważ jego czyny były dalekie od tego, co
podsuwa człowiekowi jego rozum. Nazwano go także szalonym z
powodu jego nieogarniętego, płomiennego zapału dla Chrystusa i dla
ludzi. Był to wysokiej rangi uczony, ale taki, który wiedział, jak
używać wiedzę w sposób właściwy. Położył ją jak gdyby na
półce, oświadczając, że mądrość ludzka jest tylko głupstwem
i postanawiając nie znać niczego, jak tylko Jezusa Chrystusa i to
tego ukrzyżowanego (1Kor.2,2). A co było tego rezultatem? To,
że cały świat został napełniony płomienną znajomością
Ewangelii. Jego życie było ustawiczną grą hazardową, którą
ofiarował Bogu. Codziennie stał oko w oko ze śmiercią, którą
był gotów ponieść dla Chrystusa. Raz po raz stał bez strachu
przed tłumami, które pragnęły jego krwi; stał przed królami i
przed władcami i ani nie drgnął. Nie zadrżał nawet przed samym
Neronem, który był nikim innym, jak tylko wicekrólem piekła. Jego
cierpienia były okropne (czytaj o nich), ale szedł śladami swego
Mistrza, a tak otrzymał ten sam wspaniały komplement, który
uczyniono Jezusowi, jako że Pan Bóg zawsze jest sprawiedliwy w
objawianiu Swojej łaski, a ten komplement brzmi: "Wszyscy
Go opuścili".
Widzimy
więc, że za jego czasów było także sporo czekoladowych
chrześcijan, tak jak i dzisiaj ma to miejsce. Wszyscy ci, którzy
opuścili Pawła, zapewne byli zrobieni z czekolady, a
te czekoladki niewątpliwie, tak jak i dzisiaj, miały
pełno wymówek dla swojego postępowania. Może użyli takich słów:
„Któż by to mógł wytrzymać z takim ognistym, fanatycznym
głupcem? Ten człowiek ma przecież charakter zupełnie
bezkompromisowy! Nikt nie mógłby z nim współpracować, ani on z
kimś innym!” (Co za kłamstwo! Przecież z Pawłem współpracował
sam Pan Jezus, i jakżeż dobrze ci dwaj się ze sobą zgadzali!)
Tak, on był entuzjastą pozornie pozbawionym wszelkiego taktu, który
uznał za swój cel powiedzieć każdemu człowiekowi prawdę bez
żadnych ogródek i bez względu na konsekwencje, jakie to może za
sobą pociągnąć. On swój dyplom osiągnął w sposób wspaniały:
nie było potrzeba dotknięcia ostrogi dla Pawła! Opuścił swoje
ręce i otrzymał swój dyplom - dyplom kata z toporem w ręku.
Egzekucja, która po krzyżu ma pierwsze miejsce.
I
tak opowieść idzie dalej. Wszędzie, gdziekolwiek czytamy w
Słowie Bożym albo w dziejach o ludziach, którzy naprawdę poznali
Boga, widzimy, że wszyscy bez wyjątku byli prawdziwymi bohaterami i
prawdziwymi przykładami męstwa. Byli zdolni do desperackich jak
gdyby poczynań, do ryzykowania wszystkiego, nawet życia swojego dla
Pana Jezusa i chętnie też życie swoje ofiarowali dla Boga. Świat
i ludzie „z czekolady” przezywają ich głupcami i szaleńcami,
ale aniołowie do tego dodają: „Tak, dla chwały Chrystusa!”
„Szlachetnie
walczyli, by zdobyć nagrodę,
Po
stromej się ścieżce wspinając do Nieba.
Przez
niebezpieczeństwa, przez ogień i wodę,
Ach,
Panie, nam także ich śladem iść trzeba!”
Czekoladowi
chrześcijanie dzisiejszej doby mogą najwyżej chlubić się z tego,
że mają przodków już z bardzo dawnych czasów. Mamy przykłady
takich czekoladowych żołnierzy, o których czytamy w Księdze
Sędziów 5:16: ,,Czemuś siedział między dwiema oborami, słuchając
wrzasku trzód? W pokoleniu Rubena byli ludzie wysokich
myśli" albo jak w znanym tłumaczeniu podaje - nie tylko
wysokich myśli, ale także wielkich tęsknot, pragnień i
postanowień serca. Ale dlaczego ludzie ci jeszcze nadal siedzą
pomiędzy swoimi owcami, pomiędzy swoimi oborami i słuchają
wrzasku trzód? Słuchają mianowicie swoich ulubionych dźwięków
organów i chórów kościelnych!...
Niewątpliwie
dobrą rzeczą jest mieć tęskniące serca, ale bardziej jeszcze
pożyteczną rzeczą jest czynić wielkie postanowienia i je
wykonywać! Jeśli jednak zamiast być posłusznymi, gdzieś się
zaplączemy pomiędzy owcami, pozostawiając naszych kilku bardzo
obciążonych braci, aby sami, podjęli walkę z wilkami, to w takim
wypadku jesteśmy rzeczywiście niczym więcej, jak tylko
czekoladowym chrześcijanami!
Przed
dwoma, czy trzema laty postanowiłeś solennie, że pójdziesz
wszędzie i będziesz głosił Ewangelię Chrystusową. A gdzie
jesteś w tej chwili? Siedzisz w domu! Ba, ledwie odważasz się nos
wytknąć poza Zbór. Tak, niczym więcej nie jesteś jak lizakiem!
A
potem mamy także takich czekoladowych ludzi pokroju Meroza, o
których czytamy również Księdze Sędziów 5:23. Ci zasłużyli na
przekleństwo anioła. Wojna została wypowiedziana i rozpoczęła
się bitwa. Bardzo wielkie było niebezpieczeństwo i strasznie lała
się krew, ale Meroz pozostał w domu - w Bielsku, w Krakowie, w
Warszawie itd., uczęszczając na konferencje, aż bitwa się
skończyła, a potem poszedł całkiem bezpiecznie i wygodnie jako
turysta na pole bitwy. Bez wątpienia mówił tak: „No, myśmy nie
mogli walczyć, dopóki nie zostaliśmy we właściwy sposób
ordynowani, a poza tym było tak dużo pracy do wykonania w tym
opływającym we wszelką obfitość Merozie i z całą pewnością
nic innego nie mogliśmy robić, jak tylko paść ową tłustą
trzodę, która już i tak była wprost przejedzona i wypasać
owieczki, takie tłuste owieczki w bezpiecznym miejscu, jako że
zawsze uważano za idealny trening dla wojny - przebywanie w
bezpiecznym miejscu...” Tak jak gdyby najlepszym wyszkoleniem dla
żołnierza miało być objęcie funkcji niańki!...
Czekoladki
marki "Balaama" są pierwszorzędnego gatunku, a nawet
zasłużyły sobie na tytuł proroków. Ale po jakimś czasie pojawia
się w oczach takich ludzi zez, potem topnieją, a wreszcie wyciekają
z patelni do ognia. Taki właśnie los spotkał Balaama.
Pewnego
dnia nie udało się mu lewym okiem patrzeć na Boga. Jakoś dziwnym
sposobem, wciąż na nowo oko zerkało na ziemię i na mamonę, a
także na tę tak bardzo do flirtu skłonną dziewkę „Pannę
Popularną”. Powinien był wtedy wykonać to, co mu rozkazał Bóg,
a mianowicie wyłupić sobie to oko, ale on był zdania, że to
byłoby za wiele, że o tak wielką ofiarę nie można prosić
żadnego człowieka, a poza tym miał pragnienie, ażeby zdobyć
najlepszą cząstkę jednego i drugiego świata. Miał serdeczne
pragnienie, aby umrzeć śmiercią sprawiedliwego, ale nie był
przygotowany na to, alby zapłacić cenę sprawiedliwego życia. Nie
miał odwagi, aby przeklinać lud Boży, a więc zrobił plany, by
spowodować ich upadek w grzech. Aż nadszedł dzień, w którym i
ci, którzy chcieli mu płacić za jego niecne usługi, wpadli w
sieci, które sami zastawili (4Mojż. 22,24).
„Radzę
ci kupić u mnie maść wzrok leczącą”, abyś
widział ponownie wzrokiem uleczonym i abyś był zdolny
rozpoznać, jakim szaleństwem jest flirtowanie ze światem.”
A
teraz, przyjrzyjmy się czekoladowemu Demasowi, który
opuścił starego, płomiennego i twardo uderzającego Pawła, ażeby
pójść łatwiejszą ścieżką. On powiedział, że jemu się
wydaje, iż Paweł powinien raczej przymrużyć oko, albo przejść
do porządku dziennego nad grzechem, zamiast go tak ostro strofować.
Zapewne mówił tak: „Ach, ten Paweł! Tak bardzo lubi nóż! Jakoś
nigdy nie chce używać plastra, twierdząc, że plaster nigdy nie
wygoi wrzodu, tylko sprawia, że pod spodem zaczyna się tym
bardziej jątrzyć i wrzód staje się większy, gorszy i bardziej
niebezpieczny!” (Patrz II Tym.4.10).
Marek przyłączył
się pewnego razu do Czekoladowej Brygady, opuszczając Pawła i
Barnabę i udając się z powrotem do Jerozolimy na odpoczynek, na
religijne wczasy. Dzięki Bogu, że mu się to przejadło i że nie
trwało długo, i że zrezygnował ze swojego wypoczynku, i z
powrotem zaciągnął się do armii Bożej, stając się pożytecznym
żołnierzem. (Czytamy o nim w Dz.Ap.13,13; 2Tym.4,11).
Dalej
widzimy, że wielu młodych, bardzo wartościowych
ludzi zostało zamienionych w czekoladki przez starych
proroków. Starzy prorocy, którzy stracili swój ogień, albo
raczej strzelają słowami zamiast czynami, przeważnie stają
się wielkimi „fabrykantami czekolady”. Biedny młody
prorok, o którym czytamy w 1Król.13! Tak dobrze mu się powodziło
i tak wspaniale się sprawował, gdy tylko Bogu był posłuszny! Ale
stała się straszna rzecz z nim, kiedy posłuchał innego głosu,
chociaż był to głos starego proroka. Czyż ów stary prorok nie
powiedział, że był prorokiem, czyż nie powiedział, że otrzymał
swoje poselstwo wprost od Boga? Co za straszliwe, wstrętne kłamstwo!
Na
każdym niemal kroku możemy spotykać się w
chrześcijaństwie ze szczątkami, z wrakami rozbitków, którzy
doszli do katastrofy z winy starych proroków. Bóg nie toleruje
żadnego nonsensu ze strony jakiegokolwiek człowieka. Każdy bowiem
człowiek musi dokonać wyboru pomiędzy Chrystusem a Barabaszem i
każdy chrześcijanin musi dokonać wyboru pomiędzy Bogiem i jakimś
starym prorokiem. Raczej być w ocenie jakiegoś starego proroka
głupim osłem, aniżeli słuchać jego pochlebstw, a potem przeżyć
klęskę. „To
jest Syn Mój umiłowany, Jego słuchajcie”.
Tak! Nie wolno słuchać nawet Mojżesza, nawet Eliasza, ani ich
obydwóch. „Słuchajcie
Jego samego!” „Macie pomazanie od Boga i nie potrzebujcie,
by was ktokolwiek nauczał”. Powiadacie,
że wierzycie Biblii, ale czy wasze poczynania potwierdzają wasze
wyznanie? (1Król.13).
Dalej
czytamy o owych dziesięciu szpiegach! Oni też byli z czekolady.
Stopnieli i rozpłynęli się po całym zgromadzeniu izraelskim,
zamieniając je w jeden czekoladowy budyń. Ach, to byli
słabeusze, mięczaki! Bali się stanąć oko w oko z ogniem i wodą,
która była przed nimi. Bóg wsadził ich z powrotem do garnka i
gotował ich przez czterdzieści lat na pustyni i tam ich też
pozostawił. Bóg nie ma miejsca dla czekolad. On nie
gardzi małymi rzeczami, ale ma w nienawiści "czekoladki",
powiedział bowiem: „Dzieci
wasze, o których mówiliście, że pójdą na łup, te wyprowadzę i
będą oglądały tę ziemię którą wy wzgardziliście.
Wzgardziliście nią, słuchając ludzi, mając w nienawiści Moje
słowo”.
O wydarzeniach tych czytamy w 4Mojż. 13.
Pewnego
razu Jonasz stał się czekoladowym żołnierzem. Za
naszych czasów też są tacy, którzy postępują podobnie: gdy Pan
im daje rozkaz, aby pojechali na pole misyjne do Afryki, udają się
do portu i wsiadają na okręt do Ameryki. Na szczęście na swojej
drodze napotykają na burzę, na wieloryba, który po trzech dniach
udzielania im instrukcji, jak się mają modlić i być posłuszni,
raz jeszcze stawia ich na właściwej drodze. Czytamy o tym w 1
rozdz. proroctwa Jonasza.
Nic
tak bardzo nie daje okazji dla objawienia się, kto jest czekoladowym
żołnierzem, jak odrobina poróżnienia pomiędzy Bożymi
ludźmi. Paweł i Barnaba też mieli taką chwilę pewnego razu.
Sądząc z doświadczenia, przypuszczam, że na pewno było tam
obecnych także kilku takich "czekoladowych", którzy po
tym wydarzeniu natychmiast zniknęli we mgle! Przed tym wydarzeniem
przysięgali, że pójdą do pogan, ale to poróżnienie pomiędzy
Pawłem i Barnaba skłoniło ich do zaniechania tego zamiaru. Gdyby
nie byli zrobieni z czekolady, byliby powiedzieli tak: „Ta
sprawa pomiędzy Pawłem i Barnabą sprawia tym większą
konieczność, abym trzymał się jak najbliżej mojego Boga i abym
wykonał wszystko to, co On mi rozkazuje jeszcze dokładniej i
jeszcze punktualniej, a tak oczywiście pojadę na pole misyjne,
nawet odrobinkę prędzej to wszystko!”
Trudności,
niebezpieczeństwa, choroby, śmierć albo nieporozumienie
odstraszają, ale tylko czekoladowi żołnierze bywają przez to
odciągani od wykonania woli Bożej. Jeśli ktoś powiada, że na
drodze jest lew, to prawdziwy chrześcijanin prędko na to odpowiada:
„Ten fakt jest jeszcze za małą zachętą dla mnie: ja bym
pragnął, aby obok niego był jeszcze jeden albo dwa niedźwiedzie,
a wtedy dopiero w całej pełni warto byłoby iść tą drogą!”
Czekoladowi
bardzo lubią głośno i długo mówić przeciwko tym, których
nazywają fanatykami, tak jakby w obecnych czasach, w ogóle istniało
niebezpieczeństwo, aby chrześcijanie byli fanatykami! Wręcz
przeciwnie. Dzisiaj pomiędzy chrześcijanami fanatyków można ze
świecą szukać i nie znaleźć. Raczej należałoby długo
dyskutować na temat letniości, a byłoby to bardziej
uzasadnione. Prawdziwi mężowie Boży zawsze byli nazywani
fanatykami. Pana Jezusa nazwano szalonym tak samo i Pawła. Tak
mówiono o Whitfieldzie, o Wesley'u, o Moody'm, o Spurgeonie. Nie ma
wprost nikogo zaawansowanego w jakimś stopniu w Bożej skale, który
by nie musiał zapłacić za to przyjęciem komplementu, że jest
fanatykiem.
My,
chrześcijanie obecnej doby, rzeczywiście jesteśmy bardzo
letnią gromadą ludzi. Gdybyśmy chociaż w połowie mieli ten
ogień i ten entuzjazm, który charakteryzował pierwszy Kościół
Pański, pierwszy Zbór, pozyskalibyśmy dla Ewangelii Chrystusowej w
bardzo krótkim czasie cały świat, a wtedy i sam Chrystus Pan
stanąłby pomiędzy nami. Gdybyśmy mieli wiarę, odwagę i
bohaterstwo tych ludzi, którzy na ochotnika udawali się na misje na
północny i południowy biegun chociażby, albo na wielką wojnę,
albo też na jakąkolwiek inną, bardzo ryzykowną wyprawę,
sprawilibyśmy, że każda dusza na całej kuli ziemskiej poznałaby
imię Jezusa Chrystusa i zbawienie przezeń zgotowane w okresie
krótszym niż dziesięć lat!
Ale
niestety. To, co właściwie powinno zagrzewać krew człowieka i
zamienić go na bohatera, powoduje, że większość chrześcijan
ucieka, jak przerażone owce. Ci, którzy szli do boju w wojnach tego
świata, każdego dnia ryzykowali swoje życie w celu posunięcia
naprzód swojej sprawy i poświęcali także swoje dobra materialne w
sposób, który rzuca hańbę i wstyd na nas, chrześcijan, gdyż
przeważnie piętnujemy ryzykowanie czegokolwiek i walkę przeciwko
wielkim przeciwnością jako „kuszenie Boga”. Ach, jakże
niektórzy chrześcijanie przypominają czekoladowe karmelki, które
tak się przylepiają do zębów! „Ja pójdę, Panie!” A jednak
tkwię przylepiany mocno do kół wyznawców i nie ruszam się z
miejsca. Żaden podbój nie może zostać dokonany i nie został
nigdy dokonany w warunkach zapewnionego bezpieczeństwa, a podboje
dla Chrystusa z całą pewnością nie mogą też być dokonane w
inny sposób.
Zbyt
często my, chrześcijanie, zamiast faktycznie zachowywać się jak
mężczyźni, walczyć i brać się do czynu, zastępujemy tę sprawę
modlitewnymi zebraniami. Modlitwa jest rzeczą dobrą, ale jeśli się
jej używa jako artykułu zastępczego zamiast posłuszeństwa, nie
jest niczym innym, jak tylko otwartą obłudą i nędznym
faryzejstwem.
Potrzebujemy
równie wiele zebrań dla akcji, dla czynu jak i dla modlitwy, a może
nawet więcej tych pierwszych. Każde prawdziwe zebranie modlitewne
otwierane jest przez samego Boga, który mówi do Swojego ludu takie
słowa: „Idźcie i pracujcie dzisiaj. Módlcie się, aby więcej
pracowników zostało posłanych do Mojej winnicy”. A ciąg dalszy
tego zebrania modlitewnego polega na odpowiedzi chrześcijan: „Panie,
ja pójdę gdziekolwiek mnie poślesz, aby Twoje Imię mogło być
poświęcone na każdym miejscu, aby Twoje Królestwo mogło przyjść
prędko i aby Twoja wola mogła wykonać się na ziemi, tak jak jest
i w Niebie”. Ale jeśli to zebranie modlitewne kończy się na tym,
że nikt nigdzie nie idzie, to byłoby lepiej, gdyby ono w ogóle nie
miało miejsca. Podobnie jak i wiara, modlitwa bez uczynków jest
martwa. Dla tej przyczyny bardzo wiele tzw. zebrań modlitewnych
można by nazwać wielkim krzykiem, wielkim hałasem, wielkim rykiem,
a mało mleka dającym zebraniem. Zorobabel nie tylko uczestniczył w
zebraniach modlitewnych, ale szedł dalej - ścinał drzewa i
rozpoczął budowanie. Dlatego Bóg powiedział: „Lecz
od tego dnia będę wam błogosławił” (Ag
2:20).
Czytamy,
że ktoś na nowo odkrył wielką tajemnicę starych mistrzów. Ale
czy my, chrześcijanie, nie moglibyśmy na nowo odkryć i zastosować
w praktyce tajemnicy naszego wielkiego Mistrza i Jego dawnych
uczniów, a mianowicie gotowości, poświęcenia się i bohaterstwa?
Ani On, ani oni nie ratowali samych siebie, nie umiłowali swojego
życia aż do śmieci, ale życie swoje ratowali, tracąc je dla
Chrystusa.
My
marnotrawimy całe mnóstwo czasu i pieniędzy na wielką ilość
rozmaitych konferencji i zjazdów, odpoczynków, wczasów,
podczas kiedy nam naprawdę trzeba pójść z podniesioną chorągwią,
całą siłą i mocą do bitwy.
Jeden
z registrów w naszych harmoniach nazywa się "Vox Humana",
co znaczy „głos ludzki”. Niestety, ten właśnie głos ludzki,
ten register Vox Humana, odgrywa zbyt ważną rolę w naszych
chrześcijańskich organizacjach w dniu dzisiejszym. Kim by nie był
ten, który gra, muzyka jego będzie zawsze bardzo cieniutka, jeśli
górne tony, których nazwa brzmi, „Natychmiastowe Posłuszeństwo”
i „Ognista Odwaga” pozostają nieużywane. Bywa i tak, że ich w
ogóle brakuje! A bez nich nie jest w stanie zabrzmieć owa zagubiona
nuta, którą jest bohaterstwo.
„Co
wam powie, to czyńcie”.
Te słowa powiedziała do sług matka Pana Jezusa. A co oni mieli
uczynić? Nie poleciła im, aby nalali syropu i jakichś wonności do
delikatnych, świętych naczyń, znajdujących się wewnątrz domu,
ale aby nalali Wodę Żywota do tych pustych kamiennych dzbanów,
znajdujących się na zewnątrz. Wesele w Kanie Galilejskiej
skończyłoby się hańbą i wstydem, gdyby zabrakło wina, ale
Chrystusowe wesele rozpocznie się dopiero wtedy, kiedy będzie
dostateczna ilość wina, i to połączonego wina ze wszystkich
języków i wszystkich narodów i wszystkich pokoleń i wszystkich
ludów. A jest rzeczą pewną, że wina tego w żadnym wypadku nie
zabraknie, gdy tylko woda zostanie wylana tak, jak Chrystus rozkazał,
to jest, „aż
do ostatnich krańców ziemi”.
Tragedią dzisiejszych czasów jest to, że słudzy są tacy oporni,
aby wykonywać pracę na zewnątrz. Wszyscy chcą służyć
wewnątrz domu, nosić piękne ubrania, przysłuchiwać się rozmowom
i wielce się chlubić - przy swoich, wszelkimi naczyniami kuchennymi
napełnionych, kredensach - kim to oni są.
A
więc zróbmy prawdziwy, rzeczywisty początek i to
natychmiast! Jakże wielu z nas całymi latami zapowiadało, że
już, już rozpoczną pracę dla Pana, a tymczasem nigdyśmy tej
pracy naprawdę nie rozpoczęli!
Musimy
stanowczo wziąć rozbrat z Czekoladą i Nieposłuszeństwem, a
zbratać się i połączyć z Wiarą i Bohaterstwem. „Kto
rozpocznie bój? - zapytał król – Ty - odpowiedział prorok”. A
gdy król istotnie wraz z młodymi książętami rozpoczął bój,
idąc pierwszy, wówczas jakkolwiek ogromne były zastępy, które
stanęły przeciwko nim i straszliwa ich moc, to jednak zwycięstwo
przyszło wprost ze śmieszną łatwością. W podobny sposób
apostołowie byli przywódcami w wojnie Bożej, prowadząc ją aż do
ostatnich krańców ziemi. Pamiętamy, że w czasie wojen krzyżowych,
przywódcami byli królowie, książęta i Kościół. A dlaczegóżby
dzisiaj, w tej wielkiej wojnie krzyżowej Chrystusa, aby Ewangelię
ogłosić całemu światu, miałoby nas zabraknąć?
Bóg
wzywa dzisiaj nas wszystkich - młodych mężczyzn i
młode niewiasty z Polski i z wszystkich innych krajów, z
całego świata i całego chrześcijaństwa, którzy się nazywamy
Imieniem Chrystusa.
Swego
czasu Pan Jezus powiedział takie słowa: „Nowe
wino musi być nalane do nowych bukłaków”. Te
stare, zbędne, pooblepiane etykietkami i połatane, staromodne
naczynia są tak beznadziejne jak i nasza nowa teologia. Nie wolno
ich wprost ruszyć z miejsca, aby czasem nie pękły z pychy i aby
się wino nie rozlało na niewłaściwym miejscu.
Ale
słuchajcie:
"I stanie się w ostateczne dni, mówi Pan, że wyleję Ducha
Mego na wszelkie ciało, a prorokować będą synowie wasi i córki
wasze, i młodzieńcy wasi widzenia mieć będą. A starcy wasi śnić
będą sny; Nawet i na sługi Moje i służebnice wyleję w owych
dniach Ducha Mego i prorokować będą. I uczynię cuda na niebie i
na ziemi. Wszakże każdy, kto będzie wzywał imienia Pańskiego
zbawiony będzie."
Nawiązując
wszakże do słów, że "każdy
kto będzie wzywał Imienia Pańskiego, zbawiony będzie",
trzeba zapytać: kto będzie wzywał i jak będą wzywali Tego, o
którym jeszcze nawet nie słyszeli? Czyż ty, młody człowieku,
musisz pozostać w domu, czy nie możesz pójść, młoda kobieto, i
powiedzieć im? Prawdziwie jesteśmy już w ostatnim, w
Laodycejskim okresie, w okresie letniego Kościoła.
Tak
więc dokonaj wyboru, czy chcesz być partnerem Chrystusa, mającym
udział w Jego tronie (Obj. Jana 3,21), czy też chcesz swoją
letniością skłonić Go do wyplucia cię z ust Swoich? Czy chcesz
być prawdziwym bojownikiem, czy też czekoladowym chrześcijaninem?
Czy chcesz się bać, czy chcesz walczyć? Czy bracia
twoi pójdą na wojnę, a ty będziesz siedział tutaj? A gdy On
przyjdzie, czy znajdzie wiarę na ziemi?
Tysiąckroć
już śpiewałeś tę pieśń i w słowach jej wyznawałeś
następującą prawdę, odnośnie Pana Jezusa Chrystusa:
Gdy
spojrzę na cudowny krzyż, na którym zawisł Książę
chwał, Blednieje
duszy mojej świat i chluba, którą on mi dal W
czym znajdę chlubę swą i zysk? Z
Chrystusa śmierci chlubię się, Wyrzekam
się dla Jego krwi, do czego dziś najwięcej lgnę.
" Czekoladowy żołnierz" ~ C.T STUDD |
Czy będziesz
tchórzem i nie oddasz Panu tego, czego żąda od ciebie poczucie
honoru? Czyż będziesz podobny Ananiaszowi i Safirze w swoim
dawaniu, którzy udawali, że dają wszystko, a tymczasem dawali
tylko część?
Będąc
użytkownikiem winnicy i ciesząc się z niej, czyż postąpisz, jak
owi winogrodnicy, którzy odmówili wypłacania uzgodnionej zapłaty?
Czyż będziesz się bał śmierci, diabła, albo ludzi, a nie
będziesz się bał hańby i wstydu?
Niektórzy
powstaną do żywota wiecznego, a drudzy na potępienie i na wzgardę
wieczną.
Czyż
nie zechcemy z całą gorliwością naśladować przykładu bohaterów
dawnych czasów, aby dokonać jeszcze w podwójnej mierze wypełnienia
tych wspaniałych pełnych chwały słów: Ci wszyscy mężowie
waleczni i sprawni ku bitwie, sercem uprzejmym przyszli, aby uczynić
Jezusa Królem nad całym światem. A byli to wszystko mężowie
sposobni do boju z każdym orężem wojennym! Ten, który był
najmniejszym z nich był równy stu, a największy równy tysiącowi!
A nie byli dwoistego serca! Ich twarze były jako twarze lwów! Czyli
zwinni i prędcy jako kozice na szczytach gór (ku wykonaniu rozkazu
swojego Pana)!
W
przeszłych czasach szukaliście Jezusa, aby był Królem nad wami,
przeto teraz uczyńcie tak! (Proszę porównać to z
1Krn.12:8.3.3.38; oraz 2Sm.3:17-18).
Czyż
my nie odpowiemy więc: „Twoi jesteśmy, o Jezusie, i z Tobą
przestajemy. To niech uczyni mi Bóg i to niech mi przyczyni, jeśli
jako poprzysiągł Pan nie pomogę do tego, aby było przeniesione
Królestwo od domu szatana, a wystawiona stolica Jezusa Chrystusa nad
całym światem.” (Porównaj z 1Krn.12:18 oraz 2Sm.3,9.10).
Pójdźcie
więc, a przywróćmy temu światu ową zaginioną nutę
chrześcijaństwa, to jest bohaterstwo, a ukoronujemy naszego Pana
Jezusa Chrystusa tą koroną, którą jest Jego świat Jemu
przywrócony. Sam Chrystus zapytuje się: „Czy chcesz być
symulantem, czy też bojownikiem?”
A więc
na kolana, człowieku! Do swojej Biblii! Zadecyduj natychmiast - nie
ociągaj się! Czas ucieka! Zaprzestań obrażania Boga i rozstań
się z radzeniem się ciała i krwi. Nie usprawiedliwiaj się już
więcej swoimi kulawymi, kłamliwymi i tchórzliwymi wymówkami, a
raczej zawołaj :
"Ach,
dobry Panie! Ochrzcij
nas w Duchu Świętym, zapal
Twym ogniem, lecz nas z tej straszliwej choroby, jaką jest
śpiączka, z
tego okropnego mówienia we śnie! A w
miarę jak się będziemy modlić nieustannie, niechaj
Imię Twoje będzie uwielbiane i poświęcone wszędzie. Przyjdź
Królestwo Twoje prędko i bądź wola Twoja na
ziemi tak jako jest i w Niebie. Amen".
C.
T. STUDD
Komentarze
Prześlij komentarz