" Chcemy więcej Jezusa"~Dawid Wilkerson



1. Chleb od Boga


Kościół Jezusa Chrystusa przeżywa obecnie najgorszą suszę duchową w swojej historii. Tłumy głodujących owiec wołają do paste­rzy o jakąś życiodajną strawę;
o coś, co je podtrzyma w tych trud­nych czasach. Zbyt często jednak nie otrzymują nawet odrobiny cze­goś duchowego! Wychodzą z Domu Bożego puste, nie zaspokojone i słabe. Zmęczyło je ciągłe powracanie do pustego stołu.
Nie takie życie Bóg zamierzył dla Swojego ludu - sprawia Mu to smutek. Bóg zapewnił chleb dla całego świata. Chleb, który On ofe­ruje potrafi coś więcej niż tylko utrzymać przy życiu; jest to pokarm do życia w najpełniejszej mierze - do „obfitującego życia”, o któ­rym mówił Jezus.
Co jest tym Chlebem Bożym, którego tak rozpaczliwie pragnie­my? Jezus dał nam odpowiedź. Powiedział: „Chlebem Bożym jest ten, który zstępuje z nieba i daje życie światu” (Ew. Jana 6:33). Ina­czej mówiąc, Jezus Sam jest odpowiedzią! Tak jak manna była po­słana, by utrzymywać przy życiu dzieci Izraela na pustyni, tak Jezus jest dla nas Chlebem Bożym - darem posłanym dla podtrzymania naszego życia teraz i każdego dnia.
Kiedy ten Boży Chleb jest codziennie spożywany, kształtuje w nas takie życie, które jest miłe Jezusowi. Chrystus uczestniczył w życiu, które wypływało bezpośrednio od Jego niebiańskiego Ojca - życie to powinno ożywiać również i nas. „Jak Ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć będzie przeze mnie” (Ew. Jana 6:57).

Jakże brakuje tego chleba nowoczesnemu chrześcijaństwu; na­prawdę rozpaczliwie go potrzebujemy. Szczerze modlę się o to, aby ta książka pomogła
w zaspokojeniu duchowego głodu, który odczu­wa w swoim życiu wielu ludzi.
Ten głód duchowy trwa już od wielu lat. Im bardziej człowiek oddala się od Jezusa, który jest źródłem życia, tym bardziej wkrada się w niego śmierć. W ten sam sposób umierają również zbory i służby, kiedy tracą kontakt z życiodajnym strumieniem. Tak na­prawdę wiele z nich już od jakiegoś czasu powoli się rozkłada. Dla­tego tak wielu zawiedzionych dzieci Bożych woła do Boga i tęskni za Zborem, w którym jest życie. Dlatego też wielu młodych ludzi mówi, że ich kościoły są „martwe.”
Prorok Amos mówił o dniu, w którym „mdleć będą z pragnienia piękne panny i młodzieńcy” (Amosa 8:13). Woła on tak:
Oto idą dni - mówi Wszechmogący Pan - że ześlę głód na ziemię, nie głód chleba, ani pragnienie wody, lecz słuchania słów Pana. I wlec się będą od morza do morza ... szukając słowa Pana, lecz nie znajdą.” (Amosa 8:11-12)
Wielu chrześcijan gorszy się, kiedy mówi im się, że Bóg posyła taki głód prawdziwego Słowa. Trzeba przyznać, że obecnie słyszy się wiele żywych kazań
i nauczania, które jest nazywane „objawie­niem”. Na świecie jest więcej egzemplarzy Biblii niż kiedykolwiek przedtem. Tłumy ludzi przychodzą słuchać swoich ulubionych kaz­nodziei i nauczycieli. Niektórzy nawet mówią, że ten okres historii chrześcijaństwa jest dniem przebudzenia, chwalebnym okresem światła ewangelii
i nowej prawdy. Jeżeli jednak to, co jest oferowa­ne ludowi Bożemu, nie jest Chlebem Bożym z nieba, to nie jest to duchowy pokarm. Nie wytworzy on życia, ale spowoduje straszne duchowe niedożywienie.
I rzeczywiście, obecnie w domu Bożym panuje niedożywienie. To niedożywienie odciąga wierzących od kościoła w poszukiwaniu cze­goś, co zaspokoi ich wewnętrzne potrzeby. Kościoły są obecnie po­konane przez cudzołóstwo, rozwody, „chrześcijański” rock and roli, niebiblijną psychologię i ewangelię New Age. Wielu wierzących młodych ludzi zwraca się do narkotyków i seksu, próbując znaleźć tam sens życia.
Dzieje się tak dlatego, że duża część z tego, co obecnie głosi się z kazalnic, jest w najlepszym razie pokarmem sprawiającym przy­jemność. Kazania nie są twardym pokarmem, trudnym do przełknię­cia, ale raczej „zabawą”! Dobrze opowiedziane przykłady; łatwe i praktyczne zastosowanie; nic nikogo nie zgorszy. Nikt nie widzi problemu, aby w niedzielę przyprowadzić do kościoła niewierzące­go współmałżonka, czy przyjaciela, ponieważ z pewnością nie będą się źle czuli. Nie zostaną skonfrontowani z grzechem. Żaden rozpa­lony węgiel z Bożego ołtarza nie będzie palił ich sumienia i żadna ognista strzała osądzenia z kazalnicy nie sprowadzi ich na kolana. Żaden proroczy palec nie skieruje się do ich serc i nie oznajmi: „Ty jesteś tym człowiekiem!” A jeżeli nawet młot uderzy w grzech, to zaraz zostanie to załagodzone.
Zadziwiające, ale prawdziwe jest to, że najwygodniejszym i uspo­kajającym sumienie miejscem schronienia przed przeszywającym wzrokiem świętego Boga, jest martwy kościół. Jego kaznodzieje służą bardziej jako grabarze, niż apostołowie życia. Zamiast prowadzić głodujących wierzących do obfitego życia, które oferuje Jezus, dają im subtelne zapewnienie, które próbuje zmniejszyć głód: „Wszyst­ko jest dobrze. Zrobiłeś wszystko, co powinieneś. Nie ma potrzeby, żebyś karmił się Chlebem od Boga, trwając w modlitwie, odkurza­jąc swoją Biblię, czy dostrajając serce do Jego serca.”
Niektórzy kaznodzieje protestują, że sytuacja jest wręcz odwrot­na, że ich zbory wcale nie są martwe lecz pełne chwalebnego uwiel­bienia i czci dla Boga. Jednak nie wszystkie kwitnące i rozbudzają­ce emocje kościoły są pełne życia. Uwielbianie wypływające z nie­czystych warg jest właściwie obrzydliwością dla Boga. Chwała wy­pływająca z serca pełnego cudzołóstwa, pożądliwości lub pychy, jest smrodem w nozdrzach Boga. Chorągwie chrześcijańskie trzymane wysoko przez ręce splamione grzechem, są niczym więcej jak tylko aroganckim obnoszeniem się
z buntem.
Słyszałem kiedyś jak kaznodzieja „prorokował”, że wkrótce na­dejdzie czas, kiedy nabożeństwa w kościołach będą składały się w dziewięćdziesięciu procentach
z uwielbienia. Jeżeli nawet tak się stanie i choćby uwielbianie wypływało z serca, to pozostanie tylko dziesięć procent na resztę - co według mojej oceny będzie obejmo­wało zwiastowanie Słowa Bożego. Czy jednak nie staniemy się sła­bi duchowo, jeżeli zamiast spożywać Boży Chleb, będziemy wy­krzykiwać i uwielbiać? Czy oznacza to, że tak jak naród izraelski, doszliśmy do miejsca narzekania: „A teraz opadliśmy z sił, bo nie mamy nic, a musimy patrzeć tylko na tę mannę” (IV Mojżeszowa. 11:6). Czy to możliwe, że znudziło nas siedzenie przy drogocennym stole Pańskim?
Musimy zrozumieć, że prawdziwa chwała pochodzi tylko z wdzięcznych serc - serc, które są przepełnione życiem Jezusa Chrystusa!
Apostoł Jan słyszał głos, który rozlegał się od tronu Bożego: „Chwalcie Boga naszego, wszyscy słudzy jego, którzy się go boicie, mali i wielcy” (Objawienie 19:5). Ci słudzy radowali się i oddawali chwałę Bogu. Byli Jego wiernymi naśladowcami, którzy przygoto­wywali się, jako Oblubienica (werset 7). Spożywali Chleb Boży wiernie i z szacunkiem, ponieważ podziwiali jego życiodajną moc.
Ilu chrześcijan dzisiaj naprawdę rozumie co się dzieje, kiedy spo­żywamy Boży Chleb, jemy ciało Chrystusa i pijemy Jego krew? Kiedy ta czysta i życiodajna moc Chrystusa zostanie w pełni wdrożona w duchowego człowieka, to wypędza i niszczy wszystko, co pocho­dzi z ciała i diabła. Nic innego nie może wypędzić z nas raka grze­chu, z wyjątkiem tego przepływu boskiego życia!

Święta resztka

Prawdą jest stare powiedzenie: „Jesteś tym, co jesz”. Jezus po­wiedział, że Jego ciało powinno być naszym pokarmem, naszą główną dietą: „Jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie” (Ew. Jana 6:53).
Żydzi nie mogli zrozumieć takich słów i „wielu z jego uczniów odeszło i już za nim nie chodziło” (wiersz 66). „Twarda to mowa, któż jej słuchać może” - powiedzieli (wiersz 60). Nawet i dzisiaj ci, którzy ograniczają spożywanie ciała Pańskiego do Komunii, nie rozumieją co miał na myśli Jezus. My obchodzimy Wieczerzę Pańską, aby przypominać sobie, że poprzez Swoją śmierć Jezus stał się na­szym źródłem życia. A jednak Wieczerza Pańska jest czymś więcej niż tylko symbolem; im więcej jemy i pijemy z Chrystusa, tym wię­cej będzie się w nas objawiało Jego życie. Mamy otwarte zaprosze­nie z nieba, aby przyjść do stołu, jeść
i stawać się mocnymi.
Wiem, że wielu naśladowców tak właśnie robi! Wśród pokolenia najemnych pasterzy i niedożywionych naśladowców, powstaje obec­nie święte kapłaństwo lewickie. Są to słudzy i służebnice, którzy pragną zostać pasterzami według Bożego serca. Duch namaścił ich, aby prowadzili oddzielonych ludzi, którzy wejdą wraz
z nimi w peł­nię Chrystusa.
Ci wierzący, pochłonięci pełnią Pana, są wyzuci ze wszelkiej py­chy, świeckich ambicji, i zapaleni gorliwą świętością. Ich liczba jest niewielka, ale wciąż rośnie. Jedynym pożywieniem jest dla nich Chrystus, ponieważ wiedzą, że nie ma innego źródła życia. Promieniują życiem, ponieważ przychodzą pilnie i często do stołu Pańskie­go. Kochają prawdę i nie boją się. Obnażają grzech bez przeprasza­nia, burząc bałwany i twierdze. Robią to wszystko po to, by przy­nieść wolność swoim braciom i siostrom - aby wytworzyć w nich głód realności Chrystusa Jezusa
i nauczyć ich, jak należy się Nim karmić.
Obecnie ta święta resztka i w naszym kraju oddaje Panu cześć w duchu
i w prawdzie. Kochają bardziej Jezusa, niż Jego błogosła­wieństwa i dary. Wielbią Go czystymi rękami i czystym sercem, bo Duch Święty nauczył ich, że ciało Chrystusa nie będzie nigdy poda­ne jako pokarm dla nieczystych. Duch Święty nie pozwoli, aby Chleb Boży był podawany tam, gdzie ludzie trzymają się pożądliwości i bałwanów. Tragiczne jednak jest to, że wielu nadal jada u stołu de­monów, służąc swoim własnym pożądliwym pragnieniom, a potem chcą przyjść do stołu Pańskiego
i ucztować ze sprawiedliwymi. Pro­wadzi to tylko do duchowej choroby i śmierci, gdyż zwiedzeni nie rozróżniają prawdziwego Bożego Chleba.
Chore owce stały się tak słabe duchowo i schorowane grzechem, że nie mogą jeść twardego pokarmu. Zamiast tego, wolą skubać bezwartościowe okruchy nauk, które łechcą ucho. Nad czyste Słowo przedkładają lekkość i zabawę. Ich duchowe apetyty zostały przytę­pione w wyniku nadmiernego spożywania byle jakiego pokarmu.
Weźmy na przykład telewizję. Niewiele rzeczy tak pociąga chrześ­cijan, jak właśnie ona. Telewizja jest szczególnie podstępną formą bałwochwalstwa, przeciwko któremu coraz głośniej wołam, kiedy widzę duchowe zagłodzenie naszego narodu. Większość programów telewizyjnych można nazwać tylko zastawionym stołem szatańskim. Pewna reklama radiowa zwracała się do ludzi, aby włączyli określo­ny program telewizyjny „by otrzymać dobrą porcję chciwości, pożą­dliwości
i namiętności — co kto woli.” Bez względu na to jak my, chrześcijanie to nazwiemy, producenci sami nazywają telewizję po imieniu: Źródło pożądliwości! Pomimo tego jednak miliony chrześ­cijan przesiaduje przed swoimi telewizorami wiele godzin każdego dnia, przyjmując w ten sposób stałą dietę śmieci, która musi smucić Boże serce!
Nic nie może być dla mnie bardziej oczywiste niż to, że Bóg smuci się z tego powodu - nie z powodu samej telewizji, ale z tego jak wielu chrześcijan jest od niej uzależnionych! Jest to świadoma znie­waga świętego Boga. Duch Święty smuci się wieloma zaślepionymi duchowo wierzącymi, którzy nie chcą posłuchać Jego ostrzeżenia, by przestać pić z tej brudnej cysterny. Gdyby Jeremiasz mógł zoba­czyć ten smutny widok - miliony dzieci Bożych, siedzących w każdą niedzielę przed telewizorami, pijących pożądliwości, przestępstwa i chciwość, zamiast zasiadać
w domu Bożym i spożywać Jego Chleb - to prorok ten płakałby i zawodził. Wołałby przed Panem: „Mój lud zamienił swoją chwałę na kogoś, kto nie może pomóc... Mnie, źró­dło wód żywych opuścili, a wykopali sobie cysterny, cysterny dziu­rawe, które wody zatrzymać nie mogą” (Jeremiasza 2:11,13).
Jaką zazdrość musimy tym wywoływać u Pana! Tak hojnie poś­więcamy czas, by jeść ze stołu Jego wrogów - telewizja jest tylko jednym przykładem -
a zostawiamy i ignorujemy Jego stół. Ach, jak On pragnie, żebyśmy poświęcili ten czas dla Niego, aby mógł nas karmić prawdziwym Chlebem Życia! Czy nie nadszedł już najwyż­szy czas, aby przewrócić ten diabelski stół w naszym życiu i wejść do komory modlitwy, aby spożywać prawdziwy Boży Chleb? Czy
nie czas pozbyć się
z naszych domów i naszego życia wszystkiego, co plami i zanieczyszcza nasz duchowy zmysł? Musimy zadać sobie uczciwie pytanie: przy czyim stole będziemy siedzieć, kiedy Odku­piciel przyjdzie nagle na Syjon?

Chleb siły

Kiedyś spędziłem przed Panem wiele tygodni, płacząc i prosząc Go
o poselstwo pociechy i nadziei dla wszystkich zbolałych wierzą­cych, którzy piszą do nas, do Kościoła Times Square. Ponieważ w Nowym Jorku pracujemy z ludźmi uzależnionymi, alkoholikami i bezdomnymi, modliłem się: „Panie, gdziekolwiek spojrzę, widzę smutek, ból i kłopot. Jakie poselstwo mógłbym skierować do tych, którzy znajdują się w tak rozpaczliwej potrzebie? Czy masz dla nich jakieś słowo? Na pewno zależy Tobie na tych ludziach. Z pewnością chcesz im podać słowo, które może ich uwolnić.”
Pan dał mi słowo i oto ono: On zatroszczył się o sposób na wzmoc­nienie każdego Swojego dziecka, by mogło dać odpór diabłu. Ta siła pochodzi tylko ze spożywania Chleba posłanego z nieba. Nasze duchowe zdrowie i siła są uzależnione od spożywania tego Chleba.
Posłuchajcie uważnie słów Jezusa: „Ja jestem w Ojcu i kto mnie spożywa, będzie żył przeze mnie.” Jezus znajdował się w tak bli­skiej społeczności z Ojcem, oddany wypełnianiu Jego woli, że każ­dego dnia słowa Ojca stawały się Jego pokarmem i napojem. Jezus żył codziennie słuchając i oglądając to, co chciał Ojciec - ale był to rezultat spędzania czasu z Nim Sam na Sam.
Chrystus powiedział do swoich uczniów: „Ja mam pokarm do jedzenia,
o którym wy nie wiecie... Moim pokarmem jest pełnić wolę tego, który mnie posłał
i dokonać Jego dzieła” (Ew. Jana 4:32,34). Pouczył icłi również: „Zabiegajcie nie
o pokarm, który ginie, ale o pokarm, który trwa, o pokarm żywota wiecznego, który wam da Syn Człowieczy” (Ew. Jana 6:27). Nie odrzucajmy tego sekretu siły; tak jak Chrystus żył poprzez Ojca, tak i my musimy podtrzymywać nasze życie karmiąc się Chrystusem.
Kiedyś napisał do nas drogi, 86-letni człowiek, który opiekuje się swoją sparaliżowaną żoną. Są zbyt biedni, by mogli sobie pozwolić na dom starców
i martwi się, że wkrótce może umrzeć i nikt nie zaopiekuje się jego żoną. Chcę powiedzieć do tego człowieka: Nie rozpaczaj! Spoglądaj w górę i pij z obecności Chrystusa. Niech Duch Święty karmi cię manną z nieba. Wzywaj Go - On słyszy na­wet najsłabsze wołanie i obiecuje, że będzie cię karmił. Przyjdzie do twojego wnętrza z nowym światłem i życiem. Bóg powiedział, że Jezus jest naszym Chlebem Życia, przez który żyjemy i otrzymuje­my siłę. Zaufaj Mu więc i karm się Chrystusem - a On udzieli ci swojej siły!
Żona farmera z Montany napisała, że jest rozgniewana, rozczaro­wana i na granicy wytrzymałości, ponieważ ich rodzinna farma zna­lazła się na krawędzi bankructwa. Jej mąż robił co tylko mógł, ale obecna sytuacja wygląda czarno
i beznadziejnie, a nikogo to nie obchodzi. Droga siostro, pozostań u stołu Pana! Wróć do swojego źródła życia - Chleba Bożego!
Autor Listu do Hebrajczyków zwraca się do dzieci Bożych, które „z radością przyjęły grabież swojego mienia, wiedząc, że posiadają lepszą i trwałą majętność ... w niebie” (Hebrajczyków 10:34). Pow­tarzam za tym autorem: „Nie porzucajcie więc ufności waszej, która ma wielką zapłatę” (wiersz 35). Nie odchodź od stołu Pańskiego w złym humorze do jakiegoś ciemnego kąta rozpaczy. Oczekuj na Niego dotąd, aż zostaniesz zaspokojony — na Jego stole znajdziesz wszystko, co jest potrzebne do życia i pobożności. Nikt nie może ci odebrać wiecznego Chleba, który daje życie. Żyj nim! Jedz Chrystu­sa i zwyciężaj!
Zwracam się do rozwiedzionych, bezrobotnych, samotnych; do rodziców, płaczących z powodu swoich zgubionych dzieci; do wszystkich związanych grzechem, którzy chcą być wolni: Może szu­kaliście pomocy w niewłaściwych miejscach? Zróbcie to, co jest słuszne: Pobiegnijcie z powrotem do Pana i szukajcie Go z całego serca! Powróćcie do spożywania duchowego pokarmu, a odrzućcie wszelkie śmiecie. Kiedy poprzez Boży Chleb wejdzie w was Jego życie, znajdziecie wszelką potrzebną wam moc i siłę.
Raduję się z tymi, którzy mają powody do radości i płaczę z tymi, którzy płaczą. Czasami jednak słyszę, jak Duch Święty szepce: Nie płacz nad tymi chrześcijanami, którzy opuścili Mój stół. Nie płacz nad nimi, niech ich problemy ciebie nie przytłaczają. Oni nie modlą się i nie czytają Mojego Słowa, ale poświęcają wiele godzin dla siebie, zapominają o Mnie dzień po dniu. Dlatego też będą męczyć się do­tąd, aż wrócą i będą spożywać Chleb, który Ja daję, by uzdrowić ich i posilić.
Otrzymujemy również listy od chrześcijan, którzy znosili wielkie doświadczenia, ale spożywają codziennie Boży Chleb. Wielu z tych wierzących coraz bardziej wzmacnia się i ma coraz większe poczu­cie Bożej obecności w swoim życiu. Wpośród swoich doświadczeń zwrócili się do Pana z całego serca. Szukali Go
w swoich doświad­czeniach - a On usłyszał ich wołanie i nakarmił głodne dusze, dając im to, czego potrzebowali, aby przetrwać trudne chwile. Bóg ich podnosił ponad ich problemy dotąd, aż poznawanie Chrystusa stało się dla nich ważniejsze, niż znalezienie ulgi w cierpieniu. Żyją do­słownie Chrystusem, ponieważ odkryli Go jako źródło potężnej siły. Pewnego dnia będą jak czyste złoto, doświadczone
w ogniu, całko­wicie oczyszczeni z pychy i własnego «ja». Tak jak Chrystus, ich jedynym pragnieniem będzie wykonywanie woli Ojca i wypełnianie Jego dzieła.
Boży Chleb jest rozdzielany codziennie tak jak manna podawana Izraelitom. Biblia mówi, że Bóg dał Swojemu ludowi mannę, aby ich upokorzyć (V Mojżeszowa 8:16). Nie zostali upokorzeni z tego powodu, że był to chleb biednych, gdyż w gruncie rzeczy był to „pokarm anielski” (zobacz Psalm 78:25). Zostali upokorzeni dlate­go, że musieli zbierać ten chleb każdego dnia. To im przypominało, że Bóg trzyma klucze do spiżarni. Byli zmuszeni oczekiwać na Pana i ustawicznie przyznawać, że On jest ich zaopatrzeniem.
Także i dzisiaj chrześcijanie są upokarzani w ten sam sposób. Bóg mówi nam, że to, co jedliśmy z Chrystusa wczoraj, nie zaspo­koi naszej dzisiejszej potrzeby. Musimy przyznać, że bez tej świe­żej, codziennej dostawy niebiańskiego Chleba, będziemy duchowo głodować i staniemy się słabi i bezradni. Tak więc musimy często przychodzić do stołu Pańskiego i być pilni w tym ucztowaniu. Musimy postanowić, że nigdy nie będzie tak w naszym życiu, że bę­dziemy mieli więcej niż na jeden dzień.
Tym z nas, którzy kochają Jezusa i pragną być zaliczeni do tej wiernej resztki, mogę obiecać jedno: Głód nie trwa bez końca. Bóg ponownie nawiedzi Swój lud. Tak jak zobaczymy to w następnym rozdziale, On chce nas całkowicie zaspokoić. Chce nam dać obfitu­jące życie, za którym tęsknimy. On chce zaspokoić każde szczere serce, które pragnie więcej Jezusa.


2. Zdobywanie Chrystusa


Czy zdobyłeś już serce swojego Pana? Czy wiesz, że jeżeli prag­niesz Go, to będziesz miał pragnienie zdobycia Jego serca? Apostoł Paweł stwierdził, że taki był jego cel zrzeczenia się swojego prze­szłego życia.
Wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Chrystusa Jezusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szko­dy i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa” (Filipian 3:8)
Paweł był całkowicie pochłonięty swoim Panem. Dlaczego miał­by jednak „zyskać” Chrystusa? Chrystus już mu się wyraźnie obja­wił, i to nie tylko jako apostołowi, ale i w jego życiu. Pomimo tego jednak, Paweł czuł się zobowiązany zdobyć serce i uczucia Pana.
Całkowite istnienie Pawła - jego służba, życie i cel życia - było skoncentrowane tylko na zadowoleniu Mistrza i Pana. Wszystko inne określał jako «śmieci», nawet te «dobre» rzeczy. Wierzę, że jednym z powodów dla których Paweł nigdy nie ożenił się było to, że chciał mieć więcej czasu dla spraw Pana (patrz I Koryntian 7:32). Zachęcał innych do tego samego, „abyście postępowali w sposób godny Pana ku zupełnemu jego upodobaniu” (Kolosan 1:10).
Czy pomysł zdobywania serca Jezusa jest zatem biblijny? - zapy­tacie. Czy i bez tego nie jesteśmy obiektem Bożej miłości? Rzeczy­wiście, Jego życzliwa, dobroczynna miłość rozciąga się ku wszystkim ludziom. Ale istnieje jeszcze inny rodzaj miłości, której doś­wiadczyło niewielu chrześcijan. Jest to kochająca i czuła miłość do Chrystusa, podobna do tej pomiędzy mężem a żoną.
Ta miłość została wyrażona w Pieśni nad Pieśniami. Salomon został w tej księdze przedstawiony jako typ Chrystusa, a w pewnym fragmencie Pan mówi
o Swojej oblubienicy w taki sposób:
Oczarowałaś mnie... oblubienico; oczarowałaś mnie jednym spoj­rzeniem swoich oczu, jednym łańcuszkiem ze swojej szyi. Jak piękna jest twoja miłość... oblubienico, o wiele słodsza jest twoja miłość niż wino...” (Pieśń nad Pieśniami 4:9-10)
Później mówi, „Odwróć swoje oczy ode mnie, bo mnie przeraża­ją!” (6:5). Jego oblubienica odpowiada, „Ja należę do mojego miłe­go i ku mnie zwraca się jego pożądanie” (7:11).
Oblubienica Chrystusa będzie składać się ze świętych ludzi, któ­rzy pragną podobać się swojemu Panu, i którzy żyją w takim posłu­szeństwie i oddzieleniu od wszystkich innych rzeczy, że serce Chrys­tusa jest tym, oczarowane. Słowo oczarowane w tym fragmencie oznacza „ukraść serce”. Angielska wersja King James tego fragmentu podaje, że serce Chrystusa zostało oczarowane tylko jednym spoj­rzeniem. Wierzę, że jedno spojrzenie to jedność umysłu skoncentro­wanego tylko na Chrystusie. To jednoznaczne oddanie Chrystusowi -jak również symboliczna miłość pomiędzy mężem a żoną - jest wyrażone w innej księdze Biblii, w księdze Rut. Jest to historia na­wróconej służebnicy, która zdobyła serce swojego ziemskiego pana. Dla mnie jest to historia prorocza; poselstwo, które przemawia do nas dzisiaj bardzo mocno, gdyż i my zdobywamy Chrystusa w ten sam sposób, w jaki Rut zdobyła swojego pana, Boaza.


Przykład Rut

Kiedy jednak zgłębiałem ten temat, przeszukując moje komenta­rze biblijne, odkryłem, że żaden autor nie zauważył tego duchowe­go i proroczego znaczenia księgi Rut. Jeden z nich zasugerował tyl­ko, że skoro Rut była Moabitką to być może Bóg mówi coś do nas na temat pogan „wszczepionych do krzewu winnego.” Ta historia ma jednak o wiele większe znaczenie, niż tylko historyczne. Oso­biście uważam, że potrzebujemy spojrzeć bliżej na tę piękną histo­rię, ponieważ uczy nas
o tym jak zaspokajamy swój głód, zdobywa­jąc Jego serce.
Historia o Rut rozpoczyna się takimi słowami: „Nastał głód w kraju” (Rut 1:1). Jest to ten sam głód, który i dzisiaj przeżywa Kościół - brak Bożej obecności, pragnienie prawdziwego Bożego Chleba. Z powodu głodu, Izraelita Elimelech wziął swoją żonę No­emi i dwóch synów, i uciekł przez ziemię judzką do Moabu. Elime­lech umiera, a jego dwaj synowie żenią się z pogańskimi żonami, Orpą i Rut. Wszyscy pozostają w Moabie przez dalsze dziesięć lat.
Moab jednak był miejscem bałwochwalstwa. Reprezentował zgro­madzenie niegodziwych, tron pogardy. Rzeczywiście, nazwa Moab oznacza cudzołóstwo. Sam Moab, od którego wywodzi się nazwa tego regionu, urodził się z kazirodczego związku pomiędzy Lotem i jedną z jego córek. To właśnie on zwiódł Izrael w Szittim na pusty­ni, w rezultacie czego zginęło 24.000 ludzi (IV Mojżeszowa 25:1-9).
Bóg zabronił Izraelitom żenić się z Moabitkami, „nakłonią bo­wiem na pewno wasze serca do swoich bogów” (I Królewska 11:2). Ta sama rzecz ma miejsce dzisiaj w znaczeniu duchowym, kiedy pojawia się głód Bożego Słowa. Boży lud zwraca się ku światu, pod­dając się pokusie bałwochwalstwa i mieszając się z bezbożnymi. Głód w Kościele zaprowadził wierzących do Moabu, do miejsca bał­wochwalstwa. Noemi nauczyła się na przykładzie swoich synów, że Moab jest również miejscem gdzie umierają młodzi mężczyźni!
Jednakże głód w Judei skończył się. Do Noemi dotarła wiado­mość, że Bóg ponownie ujął się za Swoim ludem i dał im chleb. Nagle duszę Noemi ogarnęły wspomnienia minionych błogosła­wieństw i zaczęła tęsknić za świętym miejscem,
w którym kiedyś przebywała. Miała dość Moabu, jego bałwochwalstwa i śmierci. „Wtedy wybrała się wraz ze swoimi synowymi i wróciła...” (Rut 1:6).
Rut i Orpa pożegnały się ze swoimi rodzicami, przyjaciółmi i rodziną. Powiedziały swoim bliskim, że odchodzą na dobre. Idą z Noemi do Judei, do miejsca, w którym Bóg ujął się za Swoim ludem!
Możemy zauważyć tu pewne podobieństwo: Niektórzy wierzący mieszkają we współczesnym Moabie - letargu, oziębłości, świato­wych przyjemnościach i sukcesie. Pośród tego wszystkiego prze­trwała jednak resztka świętych. Wytrwali przy Panu pomimo samo- wywyższenia ewangelistów telewizyjnych, brudnej zmysłowości
w Bożym domu, głupoty płynącej z kazalnicy i szyderstwa upadłych chrześcijan. Ci głodni modlili się, pościli i wstawiali do Boga, a Pan usłyszał ich wołanie.
Dlaczego Kościół Times Square i jemu podobne są pełne zgłod­niałych poszukujących? Ponieważ dotarło do nich słowo, że w tych miejscach Bóg ujmuje się za Swoim ludem! Ludzie usłyszeli, że wyszło słowo od Boga. Tak, głód się skończył. Bóg posłał chleb z nieba. Jeżeli nie skosztowałeś jeszcze tej niebiańskiej manny, wyjdź z Moabu i wróć do miejsca, gdzie Bóg ujmuje się za Swoim ludem!
Dokładnie to zaplanowały zrobić dwie synowe Noemi. Widzicie, imię Noemi oznacza ‘łaska’. Pójście za teściową było jakby pójś­ciem za Bożą łaską. Reprezentowało odejście od życia dla świata i przybliżenie się do życia w łasce Pana. Były kierowane Bożym Duchem, zachęcone wieścią o Jego ujęciu się za Swoim ludem. I dzisiaj w ten sam sposób tysiące ludzi zmierza do domu, do pełni Chrystusa - z dala od kompromisu, niezdecydowania i pustej ewan­gelii wygody i sukcesu.
Smutną rzeczą jest to, że wielu z tych, którzy planują powrócić do Boga, zatrzymuje się na granicy. Nie są całkowicie uwolnieni, nie płacą ceny. Widziałem jak miało to miejsce u setek ludzi w na­szym kościele: rozpoczynają z wielką żarliwością, podając się za głodnych. Rezygnują jednak na granicy pomiędzy Moabem i Judą i zawracają do swojego starego życia. Kiedy Orpa i Rut dotarły do granicy, musiały podjąć decyzję: Czy pójdą za Noemi - to znaczy za Bożą łaską - do pełni Pana? Ich imiona podpowiadają nam odpo­wiedź: Orpa oznacza ‘twardość karku'. Rut oznacza ‘przyjaciółka, towarzyszka’.


Droga naprzód albo zwrot w tył

Konfrontacja miała miejsce na granicy. Noemi zdecydowała wy­próbować oddanie dwóch młodych kobiet. Dla Orpy i Rut decyzja o kontynuowaniu podróży wymagała czegoś więcej niż tylko uczuć i czczych słów. Noemi nie mogła zagwarantować im żadnych na­gród, dostatku, wygód, czy sukcesu; mogła im tylko zaoferować wizję wysokiej ceny. Opisała swój kraj jako miejsce cierpienia i ubóstwa; ziemię, która nie oferowała ziemskich bogactw; miałyby egzysto­wać tylko na drodze wiary. Ta perspektywa była tak niewesoła, że Noemi zachęciła obie, by powróciły do domu swoich matek i „zna­lazły sobie dom” (Rut 1:8-9).
Prawdopodobnie odgadliście już z imienia Orpy, że pomimo jej potoku łez
i zdecydowanych słów o dalszej wędrówce, opuściła teś­ciową i powróciła do swojego bałwochwalstwa. Na zewnątrz wyda­wała się tak skruszona, że wyglądało na to, iż chciała być częścią powrotu do Boga. Jej serce jednakże było potężnie związane miłoś­cią do starego kręgu przyjaciół i rodziny; nie wiedziała, że w jej duszy pozostał bałwan. Orpa płakała na granicy, ponieważ była roz­darta pomiędzy dwiema miłościami. Chciała iść dalej i kochała cen­ną społeczność z tymi dwiema kobietami - ale nie odcięła więzów łączących ją z Moabem.
Łzy nigdy nie wystarczą. Noemi wiedziała o tym i dlatego wysta­wiła dwie młodsze kobiety na ostateczny sprawdzian, mówiąc: „Za­wróćcie, córki moje! Po cóż macie iść za mną? Czy mogę jeszcze urodzić synów, którzy by zostali waszymi mężami? Zawróćcie, cór­ki moje, i idźcie...” (Rut 1:11-12). Wierzę, że Noemi wejrzała w serce Orpy i zobaczyła tam wewnętrzną walkę.
Noemi prawdopodobnie pomyślała sobie: Biedne dziecko! Myś­li, że chce Bożej pełni, ale ciągle jest zafascynowana tym światem. Jeżeli wróci ze mną, będzie nieszczęśliwa, ponieważ ciągle będzie oglądać się wstecz. Tak więc Noemi powiedziała do Orpy, „Idź swoją drogą!”
Orpa musiała już wtedy dojrzeć do decyzji. Prawdopodobnie zas­tanawiała się, Czy to jest jedyne wyjście? Odrzucenie, ubóstwo i oddzielenie od wszystkiego, co wcześniej znałam? Nie! Wrócę do Moabu i będę służyła Bogu na swój sposób. Będę ciągle kochała tych świętych, ale muszę iść dalej z moim życiem. Biblia podaje, „Lecz one jeszcze głośniej zapłakały. Potem Orpa ucałowała swoją teściową” (Rut 1:14). Oryginalny manuskrypt dodaje do tego zdania słowa: „i odeszła.”
Być może niektórzy z was czytając te słowa myślą o ucałowaniu swoich braci
i sióstr na pożegnanie. Jakaś rzecz w waszym sercu odciąga was od Boga — może to być krąg starych przyjaciół, czy też urok starych nawyków i przyzwyczajeń. Orpa powróciła „do swoje­go ludu i do swojego boga” (Rut 1:15). Również twoje serce może być opanowane przez bożka twój ej przeszłości, przez coś, czego nie chcesz się pozbyć.
A jednak dla chrześcijanina nie ma czegoś pośredniego! Została narysowana wyraźna linia i możemy poruszać się wyłącznie w jed­nym z dwóch kierunków: albo do przodu, w kierunku Judy, albo do tyłu, w kierunku Moabu. Orpa zawróciła i od tej chwili nie ma o niej w Biblii żadnej wzmianki. Prawdopodobnie zniknęła
w cieniu bał­wochwalstwa, nie mając więcej do czynienia z Bożym dziełem, czy wiecznym Królestwem. Teraz wielką troską Boga była Rut.
Noemi próbowała po raz ostatni zniechęcić Rut, mówiąc w wier­szu 15, „Zawróć i ty za swoją szwagierką.” Innymi słowy: „Szybko, Rut! Jeżeli się pospieszysz, złapiesz Orpę. Dlaczego nie pójdziesz za swoimi własnymi pragnieniami?” Ale Rut nie chciała odejść; „przylgnęła” do Noemi (Rut 1:14). Możemy to sobie wyobrazić w postaci służącej, która klęcząc mocno obejmuje nogi swojego pana, tak jakby nie chciała go wypuścić.
Rut pragnęła Boga! Chciała mieć udział w tej chwili, gdy Pan ujmował się za Swoim ludem, i tylko śmierć mogła jej w tym przesz­kodzić.
Rut powiedziała: „Nie nalegaj na mnie, abym cię opuściła i odeszła od ciebie; albowiem dokąd ty pójdziesz i ja pójdę; gdzie ty zamiesz­kasz i ja zamieszkam; lud twój - lud mój, a Bóg twój - Bóg mój. Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę i tam pochowana będę. Niech mi uczyni Pan, cokolwiek zechce, a jednak tylko śmierć odłączy mnie od ciebie.” Noemi widząc, że tamta obstaje przy tym, aby iść z nią, zaniechała dalszej rozmowy.” (Rut 1:16-18)
Rut nie wiedziała, że dokonując tego wyboru, znalazła się pod ochraniającymi skrzydłami Jahwe. I, co ważniejsze, kiedy tylko wspólnie z Noemi przekroczyła granicę, znalazła się na drodze do zdobycia Chrystusa. Nie było tam takiego znaku drogowego, ale my wiemy dokąd prowadziła ta droga - prosto do serca Jezusa.
Wkrótce Rut i Noemi dotarły do miejsca błogosławieństwa, przy­bywając do Betlejemu na początku żniw. Biedne i prawie nagie, nie wiedziały skąd będzie pochodził ich następny posiłek. Wtedy młoda Rut powiedziała, „Pozwól mi pójść na pole zbierać kłosy.”
W tamtych czasach tylko biedni wykonywali taką pracę. Prawo nakazywało właścicielom pól, by nie żęli od samego skraju swego pola i nie zbierali pokłosia po swoim żniwie - co znaczy, że mieli zostawiać to, co opuścili żniwiarze dla biednych (zobacz III Mojże­szowa 19:9-10).
W tym momencie wydawało się, że Rut zrobiła kiepski interes. Jej oddanie przyprowadziło ją do miejsca, gdzie Bóg ujmował się za Swoim ludem, a jednak teraz musiała pocić się w najmniej płatnej pracy. Znajdowała się poniżej linii ubóstwa, bez widoku na przy­szłość.
Zachęcam was, abyście dobrze przyjrzeli się Rut, dlatego że mo­żecie skończyć w ten sposób, jeżeli odłączycie się od świata i pój­dziecie za Bogiem. To był krzyż apostoła Pawła aż do momentu jego śmierci: „Staliśmy się widowiskiem dla świata
i aniołów, i ludzi. Myśmy głu­pi dla Chrystusa... cierpimy głód i pragnienie,
i jesteśmy nadzy... i tułamy się. I trudzimy się pracą własnych rąk; spotwarzają nas... prześladują nas... złorzeczą nam... staliśmy się jak śmiecie tego świata” (I Koryntian 4:16)
Paweł miał dobry powód, by wypowiedzieć te słowa i z tego sa­mego powodu nie możemy współczuć komuś takiemu jak Rut. Ona miała właśnie zdobyć Chrystusa!
I poszła, a przyszedłszy na pole zbierała za żeńcami. Zdarzyło się zaś, że trafiła na kawałek pola, należącego do Boaza, który był z rodziny Elimelecha” (Rut 2:3).
Autor tej historii musiał chichotać pisząc, iż „zdarzyło się” że Rut znalazła się na polu Boaza, jej krewnego wykupiciela. Było to raczej dalekie od przypadku,
a nawet wyraźne prowadzenie Ducha Świętego, ponieważ od momentu gdy Rut przekroczyła granicę i powierzyła całe swoje życie Bożemu powołaniu, była przez Niego cudownie prowadzona.
Scenariusz musiał wyglądać mniej więcej w ten sposób: Rut, z pieśnią
w sercu, mijała wiele pól. Wtem wiedziona nagłym impul­sem zwróciła się w prawo
i zaczęła zbierać pokłosie po północnej stronie pewnego pola. Kilka godzin później Boaz został pobudzony, by sprawdzić jak idą żniwa. Spojrzał na pola i zobaczył licznych młodzieńców ścinających zboże i biedne służące, zbierające za nimi pokłosie. Nagle zatrzymał się, ponieważ jego oczy zatrzymały się na Rut. „Czyja to dziewczyna?” - zapytał. Był pod silnym wrażeniem. Rut zbierała pokłosie tylko przez pół dnia, zanim dojrzało ją oko jej pana! Ten wielki człowiek podszedł do niej
i powiedział: „Nie chodź na inne pole... lecz trzymaj się tutaj moich dziewcząt” (Rut 2:8). Obiecał, że nikt nie będzie jej dokuczał i powiedział, że kiedy bę­dzie miała pragnienie, może napić się z tego co naczerpią żniwiarze. Później nakazał żniwiarzom, by specjalnie upuszczali dla niej kłosy ze snopków, by mogła je znaleźć.
Dlaczego Boaz zachował się tak w stosunku do Rut? Ponieważ był nią oczarowany. Ukradła jego serce i musiał mieć ją przy sobie. Co jednak w szczególności pociągnęło go do Rut? Ona sama zadała mu to pytanie: „Dlaczego zwracasz na mnie uwagę, chociaż jestem cudzoziemką?”
Boaz odpowiedział, że słyszał o wszystkim co uczyniła dla swo­jej teściowej,
i jak opuściła swój kraj, by przyłączyć się do nowego ludu. „Niech ci wynagrodzi Pan twój postępek i niech będzie pełna twoja odpłata od Pana, Boga izraelskiego, do którego przyszłaś, aby się schronić pod jego skrzydłami” (Rut 2:12). Boaz został pociąg­nięty ku niej, ponieważ przyszła, by zaufać Bożym osłaniającym skrzydłom.

Stajemy się źrenicą oka Chrystusa

Czy zauważacie to podobieństwo? Boaz reprezentuje Chrystusa, naszego Krewnego, Wykupiciela. Kiedy tylko odchodzimy od wszyst­kich innych miłości, gdy opuszczamy nasze wcześniejsze bożki, sta­rych przyjaciół i stare sposoby zachowań, oczy Chrystusa spoczy­wają na nas. Wtedy właśnie zyskujemy Chrystusa. Tracimy świat, jego przelotną chwałę i przemijające przyjemności, ale zyskujemy Jego wieczną miłość.
Kiedy zdobywamy Jego serce, zdobywamy również Jego przy­chylność. Nigdy więcej nie będziemy cierpieć głodu czy pragnienia. On będzie nas prowadził
i troszczył się o nas w cudowny sposób. Tak jak Rut, która pobiegła do domu, by opowiedzieć Noemi o wszystkich wspaniałych rzeczach, które ją spotkały, i my pobie­gniemy do Bożej rodziny i podzielimy się cudem tego jak Pan zas­pokaja nasze wszystkie potrzeby. Każdy z nas zada na końcu pyta­nie, „Kimże jestem, że doświadczam takiego błogosławieństwa?” To był jednak dopiero początek błogosławieństw Rut. Pod ko­niec żniw Noemi poinstruowała Rut, aby wzięła udział w ówcze­snym zwyczaju. W tym dniu słudzy spali w ubraniu u nóg panów, aby ich ogrzać. Jeżeli pan był ich krewnym, miał obowiązek wyku­pić, czy nabyć ich dziedzictwo, tak aby nie zginęło. Krewny wyrażał to przykrywając ramiona sługi jakimś odzieniem, mówiąc tym sa­mym, Ja będę twoim okryciem.
Noemi poleciła Rut, aby poszła na klepisko tego wieczora, kiedy Boaz będzie przesiewał jęczmień. Kiedy tylko Boaz położy się spać, miała odkryć jego stopy, położyć się i robić dalej wszystko, co jej rozkaże. Tak więc tej nocy Rut zrobiła tak jak jej poleciła Noemi. Kiedy Boaz obudził się i znalazł ją, był bardzo zadowolony:
Błogosławionaś ty u Pana, córko moja. Ten drugi dowód twojej mi­łości lepszy jest niż pierwszy, gdyż nie uganiałaś się za młodzieńca­mi ani biednymi, ani bogatymi. Nie kłopocz się teraz , córko moja. uczynię dla ciebie, cokolwiek sobie życzysz, wie bowiem całe mias­to, żeś dzielna kobieta” (Rut 3:10-11)
Pomyślcie o czym mówi Boaz: Uczynię dla ciebie, cokolwiek sobie życzysz. Każde życzenie Rut miało być spełnione, ponieważ była wierna. Nie zwróciła swoich oczu ku bogactwu, sukcesowi czy przepychowi - pragnęła tylko jego. W zamian za to, jej krewny, od­kupiciel powiedział do niej: Mogę ci zaufać; twoja miłość jest praw­dziwa. Nie zostawisz mnie dla innych, bez względu na to jak będą atrakcyjni. Będziesz moją, a ja będę tylko twój.
Tak więc u bramy Betlejem, przed dziesięcioma świadkami, Boaz wykupił dziedzictwo Rut. Spełnił wszystkie wymagane roszczenia co do niej i jej posiadłości, i pojął ją za żonę. Potężny bogacz ożenił się ze skromną służącą.
To jest rzeczywiście dzieło krzyża: Jezus zapłacił za wszystkie roszczenia, które diabeł ma do nas czy naszych dziedzictw. Jesteś­my całkowicie wolni, by być poślubieni Chrystusowi!
Po ślubie Rut urodziła syna. Miał na imię Obed i był pradziad­kiem Dawida, przodka Chrystusa. Ta służąca, Rut, znalazła miejsce w rodowodzie naszego Mesjasza.
Czy Rut zdobyła Chrystusa? Przecież Chrystus stał się jej ży­ciem! W ten sam sposób dzisiaj i my zdobywamy Chrystusa doko­nując wyborów, które są dla Niego przyjemne; decyzji, które udo­wadniają naszą wierność. Jeżeli będziemy Go nieograniczenie ko­chać, pragnąc ustawicznie tylko Jego, to będziemy pamiętali
o Nim w każdej decyzji. Zapytamy samych siebie, „Czy sprawi Mu to przy­jemność? Czy dzięki temu powie On do Swoich aniołów: ‘Zobacz­cie, mój umiłowany zostawił dla mnie wszystko!’”
Jeżeli prawdziwie pragniemy Jezusa, będziemy mieli pragnienie zdobycia Jego serca - a później poznania Jego serca. Oddamy Mu siebie całkowicie
i odpoczniemy pod Jego potężną opieką.


3. Odpowiedź na wezwanie do smutku


Tak jak Rut uczy nas dzielenia radości Pańskiej, podobnie prorok Samuel dzielenia Jego smutku.
Co ma wspólnego smutek w naszych sercach z pragnieniem Je­zusa? Jeżeli naprawdę mamy Go pragnąć, to będziemy musieli poz­nać Jego serce i sprzeciwić się grzechowi, który sprawia Mu ból. Nie jest to zawsze łatwe, ale jestem przekonany, że jedynym sposo­bem, by doświadczyć pełni radości w Chrystusie, jest udział w Jego smutku. Pismo Święte tak mówi o dniach Noego: „Gdy Pan widział, że wielka jest złość człowieka na ziemi i że wszel­kie jego myśli, oraz dążenia jego serca są ustawicznie złe, żałował Pan, że uczynił człowieka na ziemi i bolał nad tym w sercu swoim”. (1 Mojżeszowa 6:5-6)
Bóg rzeczywiście boleje z powodu grzechu i ci, którzy naprawdę chodzą z Nim, będą również przeżywać ten ból i smutek.
Hebrajskie słowo przetłumaczone tutaj jako smutek oznacza „cię­cie w serce.” Wskazuje ono na zranienie lub ból. Bezbożność rodza­ju ludzkiego głęboko rani Boga i powoduje wielki ból Jego serca. Izajasz powiedział o Chrystusie, że będzie to: „Mąż boleści, doświad­czony w cierpieniu. Lecz On nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie” (Izajasza 53:3,4). Chrystus wszedł w ten ból i smutek niebiańskiego Ojca— to znaczy smutek, spowodowany grze­chem człowieka.
Na kartach całej Biblii widzimy ten smutek obecny w życiu wie­lu ludzi. Król Dawid odkrył chwałę radości w Bogu Jahwe. Ale ra­dość Dawida została zrodzona z wielkiego smutku spowodowanego przestępstwami Bożego ludu. Dawid powiedział tak: „Gdy widzę odstępców, czuję odrazę (smutek), że nie strzegą słowa twego” (Psalm 119:158). „Czy tych, którzy cię nienawidzą, Panie, nie mam w nie­nawiści?” (Psalm 139:21). Dawid nienawidził tego, czego nienawi­dził Bóg i smucił się tym, czym On się smucił.
Prorok Amos przeżywał Boży smutek z powodu odstępców, któ­rzy żyli lekkomyślnie i lekceważyli nadchodzącą godzinę sądu. Wołał przeciwko beztroskim na Syjonie, „...(którzy) nie boleją nad zgubą Józefa” (Amosa 6:1,6). Ludzie ci grali swoją muzykę, pili wino samolubstwa, ale nie płakali nad panoszącą się wokół nich ruiną (patrz Amosa 6:1-6). Określając ich brak smutku, Amos używa słowa «obrzydzenie». Właściwie mówi im, że „grzech i ruina wśród ludu Bożego nie powoduje w nich obrzydzenia, ponieważ zostali zaśle­pieni grzechem i dobrym życiem.”
Nehemiasz był zasmucony, ponieważ widział zło, które wdarło się do domu Bożego. Odstępcze kapłaństwo wprowadziło do domu Pana straszny kompromis
i tylko Nehemiasz w pełni rozumiał głę­bię nieprawości i straszne konsekwencje, jakie sprowadzi to na lu­dzi (patrz Nehemiasza 13:1-9).
W tym czasie najwyższy kapłan Eliaszib, którego imię w języku hebrajskim oznacza Jedność poprzez kompromis”, ustanowił w świątyni rezydencję dla Tobiasza, kapłana Amonitów. Według Za­konu żaden Amonita nie mógł postawić swojej nogi w świątyni. Jed­nak Eliaszib pozwolił zamieszkać w niej Tobiaszowi (którego imię znaczy “materialne powodzenie, przyjemność, dobre życie”). Naj­wyższy kapłan uczynił z domu Bożego mieszkanie poganina! Tak więc skorumpowana służba była teraz sprzymierzona z pogaństwem. „Kapłan Eliaszib ustanowiony nadzorcą nad komnatami domu na­szego Boga, sprzymierzył się
z Tobiaszem” (Nehemiasza 13:4). Boży lud pragnął powodzenia materialnego
i dobrego życia, a Tobiasz był bardzo chętny, by uczyć ich tej materialistycznej drogi do bałwo­chwalstwa.
Nehemiasz widział zło, które było popierane przez kapłanów, przymykających oko na grzech: „A gdy przybyłem do Jeruzalemu i dowiedziałem się o występku, jaki popełnił Eliaszib na korzyść Tobiasza, że urządził dla niego kom­natę na dziedzińcu domu Bożego, oburzyło mnie to bardzo, więc ka­załem wyrzucić wszystkie sprzęty domowe Tobiasza z komnaty i ka­załem oczyścić te komnaty i sprowadziłem tam
z powrotem sprzęty domu Bożego.” (Nehemiasza 13:7-9)
Nehemiasz nie działał na podstawie impulsu czy legalistycznej tradycji. Patrzył przez pryzmat Bożych oczu i odczuwał dokładnie to, co odczuwa Bóg odnośnie zła, polegającego na coraz większym kompromisie rozszerzającym się
w domu Bożym. Gdyby i dzisiaj więcej kaznodziejów rozumiało niebezpieczeństwo cielesnych uciech i pożądania materializmu, to płakaliby nad tym wszystkim tak jak Nehemiasz, i wyrzuciliby to ze swoich zborów. Panie, daj nam ta­kich kaznodziejów
i parafian, którzy będą nienawidzić grzech i prze­ciwstawią się mu! Daj nam ludzi, którzy by mieli na tyle poznania, by widzieć głębię i okropność kompromisu, który wkradł się do domu Bożego!
W Nowym Testamencie Paweł również smucił się z powodu od­stępstwa ludu Bożego. Ostrzegał przed tym w ten sposób: „Wielu bowiem z tych, o których często wam mówiłem, a teraz także z płaczem mówię, postępuje, jak wrogowie krzyża Chrystusowego; końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to, co jest ich hańbą myślą bowiem o rzeczach ziemskich.” (Filipian 3:18-19)
Greckie słowo, którego użyto mówiąc o płaczu Pawła, oznacza przenikliwe szlochanie, wypływające ze złamanego serca. Kiedy Paweł widział chrześcijan, którzy zajmowali się ziemskimi rzecza­mi, a odrzucali hańbę krzyża, jego serce było złamane do tego stop­nia, że dosłownie trząsł się pod wpływem Bożego smutku. Nie była to milcząca rozpacz, ani westchnienie rezygnacji, ale głośne, prze­nikające wołanie złamanego serca człowieka, który odczuwał Boży smutek z powodu odstępstwa Jego dzieci.
Tak jak już wcześniej wspomniałem, jedynym człowiekiem - oprócz Chrystusa - który bardziej niż ktokolwiek inny powołany był do tego, by wyrażać Boży smutek, był Samuel. On został właściwie powołany do służby smutku. Smutek, jaki nosił, nie był jego wła­snym, czy też smutkiem ludzkości, ale głębokim i niepojętym smut­kiem Boga.

Służba smutku

W latach poprzedzających narodziny Samuela, Boży lud odstąpił od Niego
i pogrążył się w bałwochwalstwie i wewnętrznym zepsu­ciu. Bóg był niezmiernie zasmucony tym stanem odstępstwa i nie miał nikogo, kto mógłby to wyrazić przed ludźmi. Pan miał zabrać Swoją chwałę ze Swojego domu w Sylo, a kapłani, którzy stali wte­dy przed ołtarzem, nawet o tym nie wiedzieli. Jakie to smutne, że
w godzinie sądu człowiek może być tak głuchy i ślepy! Izrael był zepsuty, kapłani żyli w cudzołóstwie, a wybrana i zorganizowana służba była całkowicie ślepa.
Heli, który był w tym czasie kapłanem w świątyni, reprezentuje zepsuty system religijny, który widzi tylko swoje interesy i posiada jedynie symboliczną pogardę dla grzechu. Tak jak ludzie, którzy stali się ociężali wskutek zbyt łatwego życia, Heli stał się otyły i leniwy w Bożych sprawach. Po prostu wykonywał już tylko pewne gesty, nie tylko w odniesieniu do swojego kapłaństwa, ale również roli ojca.
Jego synowie, Chofni i Pinechas, reprezentują trwającą do dzi­siaj służbę tradycji. Ci dwaj młodzi kapłani nigdy nie spotkali się z Bogiem. Nie mieli pojęcia, co to znaczy pragnąć Boga, słyszeć głos z nieba, czy gorąco pragnąć przeżywania chwały i obecności Pana. Byli opanowani przez pożądliwości i zatwardziali w wyniku grzechu.
Nie musimy patrzeć tak daleko wstecz, by zobaczyć ten rodzaj systemu religijnego, który strzeże, a nawet zachęca kapłanów do służ­by samym sobie. Wystarczy tylko rozejrzeć się dokoła, a zobaczymy pasterzy, którzy nie poszczą i nie modlą się, ale rozglądają za lepiej płatnymi stanowiskami i najlepszą szansą awansu. Ich serca nigdy nie były złamane z powodu ginącej ludzkości. Nie wiedzą co to cier­pienia. Są wytworem zimnych, martwych obrzędów; nie mają w so­bie świeżości, która pochodzi z czasu spędzonego przed Bogiem. Mówią poprawnie
i zachowują się profesjonalnie, ale nie mają na­maszczenia od świętego Boga. Nie znają strachu i grozy świętego Boga. Tak jak synowie Heliego, stali się zmysłowi, świeccy i służą samym sobie. „Tuczą się najtłustszymi kawałkami ofiar Izraela”
(1 Samuelowa 2:29). Chofni i Pinechas byli tak zepsuci, że Bóg nazwał ich nikczemnikami, nie znającymi Pana (wiersz 12).
To jest jeszcze jeden powód, dla którego i dzisiaj tak wiele ewangelikalnej młodzieży ziębnie duchowo i prowadzi zmysłową, nudną i bezsensowną egzystencję. Zbyt wielu pastorów karmiło zmysłowe pragnienia tych młodych ludzi. Teraz stoimy przed tragedią odejścia od Boga całego pokolenia, ponieważ tak niewielu pasterzy było w stanie uświadomić im jak w ich wieku powinno się unikać puła­pek szatana.
Z tymi przewrotnymi pasterzami może stać się to co z Helim, który utracił wszelkie duchowe rozeznanie. Widzimy to wyraźnie na przykładzie Anny, bogobojnej niewiasty, która gorzko płakała w domu Bożym w Sylo, prosząc Pana
o syna. Anna jest przykładem modlącej się świętej resztki w obecnym czasie, która wzdycha i woła do Boga, prosząc Go o świeże słowo.
Lecz Anna ledwie szeptała, a tylko wargi jej się poruszały, głosu zaś jej nie było słychać; toteż Heli miał ją za pijaną” (1 Samuela 1:13). Anna rozmawiała z Bogiem
w duchu, pod Bożym namasz­czeniem i niedługo miała stać się kanałem do odnowy w Izraelu. Jednak Heli, mąż Boży, nie potrafił tego rozpoznać! Całkowicie nie zrozumiał znaczenia tego, co działo się wtedy przed ołtarzem. Być może zastanawiacie się co stało się z tym kapłanem Boga Najwyż­szego? Jak mógł stać na progu wielkiego nowego Bożego działania i być przy tym tak daleko od Pana, że pomylił Ducha z ciałem?
Pan był zasmucony; chciał potrząsnąć ludźmi i miał zamiar dzia­łać szybko. Jak może przekazać Swoje poselstwo temu zepsutemu i odpadłemu narodowi izraelskiemu, skoro kapłan stał się tak leni­wy, wygodny i ugruntowany w tradycji, że nie ma najmniejszego pojęcia o tym, co Bóg chce uczynić. Poselstwo zawarte w tym frag­mencie jest dla nas jasne: Bóg musi szukać kogoś poza ustabilizo­wanymi strukturami religijnymi; szuka człowieka, który byłby dla Niego otwarty i podzielał Jego smutek.

Proroctwo

Tak jak wiemy z tej znanej historii, Anna poczęła i urodziła syna, Samuela,
i oddała go służbie dla Pana. Niedługo po tym jak dziecko zamieszkało z Helim
w świątyni, Bóg posłał do kapłana nieznanego z imienia proroka, który przyniósł mu poselstwo. Słowa te były jak strzała, która przeniknęła prosto do serca tego systemu religijnego, uważającego się za dobrze chroniony. Bóg powiedział do Heliego: „Ty cenisz swoich synów więcej ode mnie... I odetnę twoje ramię i ramię domu twego ojca... A większość twojej rodziny padnie od miecza w wieku męskim” (I Samuela 2:29,31,33).
W jaki sposób Heli czcił więcej swoich synów niż Boga? Wie­dział o ich bezbożnym postępowaniu ale nic z tym nie zrobił. Kiedy usłyszał na przykład, że jego synowie obnosili się ze swoim cudzo­łóstwem przed drzwiami przybytku, powiedział do nich tylko tyle: „Nie tak moi synowie, gdyż niedobra to wieść, którą słyszę i którą lud Pana rozpowszechnia” (I Samuela 2:24). A kiedy brali mięso, które było przeznaczone na ofiarę dla Pana, Heli patrzył w drugą stronę. Później Bóg potwierdził to młodemu Samuelowi, że będzie sądził dom Heliego: „Donieś mu, że ja osądzę dom jego na wieki za grzech, o którym wiedział, że jego synowie znieważali Boga, a on ich nie strofował” (1 Samuela 3:13).
Wierzę, że wyznaczony jest dzień sądu na ziemi za każdym ra­zem, kiedy słudzy ewangelii wiedzą o grzechu w swoim zborze lub w rodzinie, a nic z tym nie robią. Być może delikatnie skarcą cudzo­łożników, plotkarzy, samolubnych — ale nie zwiastują przenikają­cego poselstwa nagany. Boją się zastosować dyscyplinę
w stosunku do swoich duchowych dzieci. Ale w dzień sądu Pan zapyta: „Dlaczego nie pokazywałeś ludziom jaka jest różnica między świętym i skalanym?”
Dlaczego Heli był tak pobłażliwy względem grzechów swoich synów? Ponieważ kiedy ci ukradli polędwicę, zanim została wrzu­cona do kotła, przynosili ją świeżą do Heliego, aby ją upiekł - i on się do tego przyzwyczaił! Gdyby im na to nie pozwolił, musiałby powrócić do spożywania gotowanego mięsa z ofiar, które należało się kapłanom. Nauczył się więc przymykać oczy na wszelkie zło wokoło siebie, zarówno w domu Bożym, jak i w rodzinie.
Dlatego też niektórzy kaznodzieje stają się pobłażliwi dla grze­chu; ich podniebienia posmakowały dobrego życia. Cieszą się kom­fortem i prestiżem posiadania dużych zborów i okazałych budyn­ków. Ach, jak podstępny bywa kompromis! Kiedy coś musi zostać nazwane po imieniu, kaznodzieja mówi delikatnie: „Nie powinni­ście robić tych brzydkich rzeczy.” Nie ma w nim świętego gniewu, smutku z powodu grzechu i kompromisu; nie ma wizji, jaką miał Paweł
o strasznym bałwochwalstwie grzechu; nie ma ostrzeżenia o Bożej karze i sądzie. „Przecież ludzie mogą poczuć się dotknięci i nie będą więcej przychodzić do zboru,
a my nie będziemy w stanie pokryć rachunków. Może zostać zatrzymany rozwój kościoła.”
Usługiwałem w niektórych takich zborach i jest to coś, co rozry­wa mi serce. Tak jak Heli, pastor zazwyczaj miłuje Boga. Nie jest złym człowiekiem, ale bojaźliwym. Boi się działania Ducha Święte­go i zgorszenia ludzi. Ustami mówi
o świętości, ale boi się stanow­czo załatwić sprawę grzechu. W tych zborach rozwody są na po­rządku dziennym; niektórzy mają potajemne romanse; młodzi lu­dzie są związani nałogami.
Stawałem za kazalnicami takich zborów i wzywałem do pokuty, przekazując im potrzebę uświęcenia i ostrzegając o sądzie za grzech. Ci, którzy żyli
w kompromisie, wychodzili do przodu płacząc, wy­znając grzechy i prosząc
o oczyszczenie. Kiedy jednak patrzyłem na pastora, widziałem wyraźnie, że był zmartwiony i bał się, że nabo­żeństwo może wymknąć się spod kontroli. Bał się, że ludzie mogą zacząć płakać w niekontrolowany sposób, albo że upadną na twarz
z powodu przekonania o grzechu, kiedy będą za niego żałować. Martwił się, że jego „nowi ludzie” nie zrozumieją sytuacji - więc nie mógł doczekać się kiedy skończę, żeby mógł uspokoić zebranych. Wtedy to wychodził za kazalnicę, szeptał słodkie zapewnienie, że Bóg ich wszystkich kocha i przypominał, że ponieważ jest już póź­no, nabożeństwo zostaje zakończone. Po prostu kładł mokry koc na przekonaniu
o grzechu, spowodowanym przez Ducha Świętego - a ludzie, przygniecieni grzechem, odchodzili do domu, zakłopotani brakiem troski ze strony swojego pastora.
Z takich nabożeństw odjeżdżam ze złamanym sercem. Zadaję sobie pytanie: Gdzie jest smutek spowodowany grzechem9 Czy lide­rzy nie widzą, że płaczące owce chcą, aby przekonanie od Ducha Świętego dokonało w nich oczyszczenia?

Towarzystwo Samuela

Gdzie są Samuelowie, którzy słyszeli Boży głos; których obudził Duch Święty, przekazując im objawienie o nadchodzącym sądzie nad upadłym kościołem? Dlaczego nie wszyscy kaznodzieje ewan­gelii przeżywają smutek z powodu grzesznego stanu domu Bożego? Dlaczego nie wszyscy kaznodzieje i ewangeliści wołają tak jak straż­nicy na murach? Boże Słowo mówi, że Samuel otrzymał wizję,
w której Bóg ogłosił koniec upadłej struktury religijnej i „Samuel opowiedział to wszystko Heliemu i nic przed nim nie zataił” (I Sa­muela 3:18). Pytam cię, pastorze: Czy głosisz to wszystko? Czy też ukrywasz prawdę, bojąc się, żeby kogoś nie urazić?
Wierzę, że pomimo tych, którzy boją się głosić kościołowi całe poselstwo, Pan zawsze znajdzie „grupę Samuela”, której członko­wie będą słyszeć Jego głos w czasie duchowego odstępstwa. Ta grupa składa się z mężczyzn i niewiast, których nie interesuje trady­cja, promocja czy granice denominacyjne. Są wśród nich pastorzy
i laicy; ludzie, którzy mają uszy, by słyszeć Boży głos i wiedzieć co Go zasmuca.
Wiem, że poselstwo o grupie Samuela nie jest przyjemne. „Sa­muel bal się opowiedzieć Heliemu o tym widzeniu” (wiersz 15). To widzenie było przygniatające, ale Samuel nie mógł zataić go przed tym, na którego miał spaść sąd. Bóg nie mógł już dłużej tolerować takiej formy pobożności, która nie miała w sobie mocy uświęcenia.
Tak, Bóg miał usunąć Swoją obecność z Sylo, ale miał też zamiar uczynić
w Izraelu wspaniałą, nową rzecz. Powiedział: „I wzbudzę sobie kapłana wiernego, który postępować będzie według mojego serca i według mojej duszy i zbuduję mu trwały dom. On będzie chodzić przed Pomazańcem moim po wszystkie dni”
(I Samuela 2:35). Ten werset opisuje grupę Samuela, grupę wierzących i kazno­dziejów, którzy odczuwają w sercu to, co Bóg. Znają zamysł Pana i Jego wolę
i chodzą przed Nim w bojaźni i uświęceniu. Grupa Sa­muela to ludzie modlitwy; to właśnie podczas modlitwy Bóg obja­wił Samuelowi te straszne rzeczy, które miały nastąpić. Ponieważ mają społeczność z Bogiem, znają i podzielają Jego smutek.
Bóg przemawia w tych ostatecznych dniach do tych, którzy trwa­ją
w społeczności z Nim. Objawia myśli Swojego serca tym, którzy pragną Go coraz więcej — którzy pragną Go tak jak jeleń pragnie wody; którzy umarli dla wszelkich samolubnych ambicji i nie mają w życiu innego celu, oprócz tego, by przynosić Mu chwałę i radość. Mówię to bez wahania: Bóg nie wybierze Sobie jakiejś denomina­cji, by przekazała temu ostatniemu pokoleniu Jego Słowo. W osta­tecznych dniach On nie powoła komitetu, żeby słuchał Jego głosu i zainicjował zebranie resztki.
W Księdze Objawienia czytamy, że aniołowie wyjdą, by uderzyć ziemię, a przywódcy religijni i różne denominacje będą ciężko pracować, by ochronić swoje interesy
i wzmocnić autorytet poprzez ustalanie praw i podejmowanie rezo­lucji. Grupę Samuela będzie można znaleźć w komorze modlitwy, gdzie będzie starała się poznać wolę Mistrza i dzielić Jego smutek z powodu grzechu.
Samuel, mąż, którego wybrał Bóg, by służył jako sędzia i prorok dla Izraela, aż do końca swojej służby przeżywał Boży smutek nad Jego ludem. Biblia mówi, że Izrael wreszcie zapragnął króla, „żeby ich sądził, jak to było u innych narodów”
(I Samuela 8:5). Wtedy Samuel upadł na kolana i był bardzo niezadowolony. Bóg powie­dział do niego te smutne słowa: „Wysłuchaj głosu ludu we wszyst­kim, co mówią do ciebie, gdyż nie tobą wzgardzili, lecz mną wzgar­dzili, bym nie był królem nad nimi.” (I Samuela 8:7).
Samuel poszedł do tych ludzi i ostrzegł ich przed ciężarem, który spadnie na nich pod panowaniem króla - będzie brał do wojska ich dzieci, zabierał ich ziemie
i płody rolne - ale lud nalegał, że tego właśnie chce. „Daj im króla” — powiedział Pan. I znowu zmieniła się ich historia, chociaż złamało to Boże serce.
Wszędzie wokół nas widzimy jak coraz więcej ludzi odrzuca pa­nowanie Chrystusa. Krzyczą, że „chcą być tacy, jak inne narody.” Jest to sedno kompromisu, czy swoistej mieszanki; być takim, jak świat. Mówią: Chcemy Boga i świata! Chcą mieć uznanie i prestiż świata, korzystać z jego przyjemności i prowadzić „dobre życie” w luksusach. Ale dzięki Bogu za protestującą grupę Samuela! Usły­szeli Boży głos i wiedzą dokąd prowadzi ten cały kompromis. Wi­dzą przyszłe przerażające rezultaty odstępstwa i tak jak Samuel, łka­ją ze smutku w sposób przeszywający serce.

Wraz ze smutkiem przychodzi radość

Ci, którzy płaczą z powodu grzechu w kościele i widzą jego błę­dy, są nazywani przepowiadającymi zło. Wielu ludzi, którzy ich znają, mówią: „Nie lubię z nimi przebywać. Wyglądają na bardzo smut­nych i przedstawiają wszystko w czarnych barwach.” Jednak tacy obserwatorzy po prostu nie znają tych płaczących ludzi. Nie rozu­mieją, że ci, którzy naprawdę smucą się wraz z Bogiem, otrzymują serce pląsające z radości w Panu.
Zaiste drzewo figowe nie wydaje owocu, a na winoroślach niema gron. Zawodzi drzewo oliwne, a rola nie dostarcza pożywienia. W ogrodzeniu nie ma owiec,
w oborach nie ma bydła, lecz ja będę się radował w Panu, weselił się w Bogu mojego zbawienia. Wszechmo­gący Pan jest moją mocą.” (Habakuka 3:17-19)
Taka radość pochodzi z poznania faktu, że dzięki świętym i oddzielonym ludziom, nawet w najtrudniejszych czasach Bóg bę­dzie miał zawsze czystą służbę. Ci ludzie wiedzą, że Bóg uczci ich Swoją ustawiczną obecnością. Czerpią siły z wiary
w majestat i moc Boga, którego sądy są zawsze sprawiedliwe. Wraz z Habakukiem mogą powiedzieć: „Choćby wszystko inne zawiodło, moje serce bę­dzie się radować tylko w Bogu.” Nawet jeżeli wydaje się, że wszę­dzie spotyka ich niepowodzenie i nie widzą wiele owocu, ich smu­tek ustępuje miejsca ekstatycznej radości, ponieważ znajdują się blisko serca Pana. I tak jak Paweł, ta smucąca się resztka może po­wiedzieć: „Jako smutni, jednak zawsze weseli; jako biedni, jednak wielu ubogacający; jako nic nie mający, jednak wszystko posiadają­cy” (II Koryntian 6:10).
Wydaje się, że Samuel miał mało radości w czasie fatalnego pa­nowania Saula, wybranego króla, gdyż ciągle go opłakiwał (I Samu­ela 15:35). W końcu Pan powiedział: „Jak długo będziesz opłakiwał Saula, że ja go odrzuciłem, aby nie panował nad Izraelem? Napełnij swój róg olejem i idź; posyłam cię do Isajego
w Betlejem, albowiem upatrzyłem sobie króla między jego synami” (I Samuela 16:1). Był to oczywiście młody Dawid - człowiek, który pasł Izrael „w prawoś­ci serca swego” (Psalm 78:72), symbol Mesjasza.
To właśnie Dawid zachęca nas, abyśmy wierzyli, że dzielenie Bożego smutku spowoduje radość. Mówiąc ze swojego bogactwa doświadczeń, jako ten, który pragnął Pana, Dawid powiedział: „Wie­czorem bywa płacz, ale rankiem wesele” (Psalm 30:6).
Niech tak będzie z ludźmi, którzy dzisiaj pragną Pana! Obyśmy stwierdzili, że nasz głód prowadzi do komory modlitwy, aby dzielić tam Jego smutek, i do Ciała Chrystusowego, aby dzielić tam Jego radość.


4. Doskonałe serce


Czy wiesz, że możliwe jest chodzenie przed Panem z doskona­łym sercem? Jeżeli pragniesz Jezusa, to może już próbujesz to robić - gorąco pragniesz być posłuszny temu przykazaniu Pana.
Chcę ciebie zachęcić, że jest to możliwe, gdyż inaczej Bóg nie dałby nam takiego wezwania. Posiadanie doskonałego serca było częścią przymierza wiary od czasu, kiedy Bóg po raz pierwszy prze­mówił do Abrahama: „Jam jest Bóg Wszechmogący, trwaj w spo­łeczności ze mną i bądź doskonały” (1 Mojżeszowa 17:1). Później Bóg przypomniał dzieciom Izraela: „Bądź bez skazy przed Panem Bogiem twoim” (V Mojżeszowa 18:13).
W Starym Testamencie widzimy, że niektórym się to udało. Na przykład Dawid postanowił w swoim sercu być posłusznym Bożym przykazaniom i być doskonałym. Powiedział tak: „Nauczę się drogi doskonałej... w domu moim będę chodził w niewinności serca” (Psalm 101:2). Jednak jego syn, Salomon, był jednym
z wielu, któ­rzy zawiedli w tej sprawie: „Jego serce nie było szczere wobec Pana, Boga jego, jak serce Dawida, jego ojca... Salomon postępował źle wobec Pana i nie wytrwał wiernie przy Panu jak Dawid, jego ojciec” (1 Królewska 11:4,6).
W Nowym Testamencie widzimy, że Boże przykazanie, dotyczą­ce doskonałości Jego ludu, jest odnowione w Jego Synu. Jezus po­wiedział: „Bądźcie doskonali tak, jak Ojciec wasz w niebie doskonały jest” (Ew. Mateusza 5:48). Paweł powiada, że pracował, zwiastując i nauczając, aby „stawić każdego człowieka doskonałym w Chrystusie Jezusie” (Kolosan 1:28); „abyście byli doskonali i trwali we wszystkim, co jest wolą Bożą” (4:12). Piotr pisał: „A Bóg wszelkiej łaski, który was powołał do wiecznej swej chwały w Chrystusie, po krótkotrwałych cierpieniach waszych, sam was do niej przysposobi, utwierdzi, umocni, na trwałym postawi gruncie” (1 Piotra 5: 10).
Aby oswoić się z pojęciem doskonałości, musimy najpierw zrozumieć, że doskonałość nie oznacza bezgrzesznej i nie skażonej egzystencji. Ludzie osądzają według zewnętrznego wyglądu – według tego, co widzą. Ale Bóg osądza serce
i niewidzialne motywy (1 Samuela 16:7). Dawid miał doskonałe serce przed Bogiem „poprzez wszystkie dni swojego życia” - a jednak często zawodził Pana. Właściwie jego życie zostało na zawsze naznaczone przez cudzołóstwo i haniebne morderstwo.
Nie, doskonałość w oczach Bożych oznacza zupełnie coś innego. Jest to kompletność, dojrzałość. Hebrajskie i greckie znaczenie słowa doskonałość obejmuje „prawość, bez plamy czy skazy, całkowite posłuszeństwo”. Oznacza dokończenie tego, co zostało rozpoczęte, dokonanie całości. John Wesley nazwał to pojęcie doskonałości „ustawicznym posłuszeństwem”; co oznacza, że doskonałe serce jest wrażliwe; reaguje szybko i całkowicie na wszelkie wezwania, szepty
i ostrzeżenia Pana> Takie serce mówi cały czas: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha. Pokaż mi drogę a pójdę nią”.
Kiedyś podczas długiej jazdy samochodem z farmy Teen Chalenge
w Pennsylvanii do Nowego Jorku, Pan przemówił do mnie w moim sercu: Istnieje coś takiego jak doskonałe serce i chcę ci pokazać czym ono jest, abyś mógł się o nie starać. Potem pokazał mi trzy rzeczy, które wyróżniają takie serce.

Doskonałe serce poddaje się badaniu.

Doskonałe serce woła wraz z Dawidem: „Zbadaj mnie, o Boże i poznaj moje serce, doświadcz mnie i poznaj myśli moje i zobacz, czy nie kroczę droga zagłady” (Psalm 139: 23-24)
Bóg rzeczywiście bada nasze serca; On powiedział do Jeremia­sza: „Ja Pan, badam serce” (Jeremiasza 17:10). Jest to również stwier­dzone w 1 Księdze Kronik 28:9: „Pan bada wszystkie serca.” He­brajskie znaczenie tego wyrażenia oznacza: „Ja przenikam, badam dogłębnie”. Wersety Nowego Testamentu jakby wtórują echem: „Gdyż Duch bada wszystko, nawet głębokości Boże” (1 Koryntian 2:10).
Duch uczula nas również na grzech w naszych sercach. Kiedy Jezus mówił
o „głębiach szatańskich” (Objawienie 2:24), miał na myśli niezmierzoną głębię grzechu; grzech przenika głęboko aż do duszy, a jego korzenie sięgają do samego piekła. Dawid powiedział o bezbożnych: „Wnętrze każdego i serce jest niezbadane” (Psalm 64:7).
Te fragmenty stanowią dla nas święte ostrzeżenie. Mówią do nas: „Nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak głęboki wpływ wywiera na was wszelkie bratanie się ze złem. Jeżeli pozostaniecie na ścieżce grzechu, to wpadniecie w głębokości samego szatana; głębokości, które są mroczne, nie zbadane i bez dna. Ta ścieżka prowadzi do piekła!” Jednak w tych ostatecznych dniach grzech został zamasko­wany poprzez dyskretne upiększenie. Przychodzi ukryty w sztuce, kulturze
i edukacji. Słowo Boże ostrzega: „Biada tym, którzy głębo­ko ukrywają przed Panem swój zamysł, których działanie odbywa się w ciemności” (Izajasza 29:15).
Doskonałe serce chce, aby Duch Święty przyszedł i zbadał to najbardziej ukryte wnętrze człowieka, aby oświecał jego najskryt­sze części — sprawdzał, obnażał i odkopywał wszystko, co nie jest podobne do Chrystusa. Ci, którzy ukrywają grzech, nie chcą być doświadczani, sprawdzani i osądzani.
Kiedyś podczas modlitwy w Kościele Times Square podszedł do mnie pewien płaczący mężczyzna. Odszedł od zboru kilka miesięcy wcześniej, bo uważał, że kazania głoszone z tutejszej kazalnicy były zbyt ostre. Do tej chwili chodził z Panem
i wzrastał w Nim ale od­szedł do kościoła, gdzie głoszono gładkie słowo. Niedługo to trwa­ło, a wpadł z powrotem w swój stary grzech. W nowym kościele wykonywał wszystkie religijne gesty, a ludzie mówili mu, że wszystko w jego życiu było
w porządku. On jednak znał prawdę; wiedział, że pogrąża się na nowo w starych grzechach! Teraz na nabożeństwie modlitewnym prosił o oczyszczenie niefiltrowanym Słowem Bożym.
Tego samego wieczora koło wspomnianego mężczyzny siedział na wózku inwalidzkim inny człowiek. Razem z żoną przebyli wiele mil, bo chcieli usłyszeć przekonujące słowo. Człowiek ten pragnął, aby Pan Bóg potrząsnął jego wewnętrzną istotą. Powiedział do mnie tak; „Tak dawno nie słyszałem kazania, które tak by mnie osądziło”. Pragnął, aby jego serce zostało zbadane i doświadczone, bo chciał posiąść doskonałe serce.
Symbolika starotestamentowego przybytku daje nam dobry przy­kład tego, jak powinien chodzić z Bogiem Jego kościół. Przybytek miał dziedziniec zewnętrzny, gdzie były zabijane zwierzęta ofiarne. Ich krew zakrywała grzech. Ale była tam też miednica do oczysz­czania. Żaden kapłan nie mógł wejść na dziedziniec wewnętrzny, do miejsca najświętszego, by mieć społeczność z Bogiem, jeżeli nie był najpierw oczyszczony.
Nowoczesna ewangelia mówi teraz coś innego: „Tylko podejdź do ołtarza
i przez wiarę zaufaj krwi, która została przelana. Potem wejdź z odwagą do miejsca najświętszego. Twój tatuś cię kocha i czeka na ciebie. On widzi w tobie tylko Jezusa. Nie musisz spraw­dzać swojego serca. Twoje grzechy znajdują się pod przykryciem krwi. To całe poszukiwanie grzechu powoduje tylko potępienie i poczucie winy.”
Chrześcijanie, którzy przyjmują takie rozumowanie, wierzą iż mogą ominąć misę czyli omywanie wodą Słowa, którego wszyscy potrzebujemy. Wierzą, że są
w stanie przebiec obok osobistego pod­dania się Jemu, do miejsca najświętszego,
z sercem zniewolonym przez grzech i grzeszne nałogi, i chlubić się: „Jestem sprawiedliwością Bożą w Chrystusie.” Chcą być tylko przykryci - przyspieszo­ny bilet do chwały. Nie chcą znosić bólu, krzyża, oczyszczania, a deklarują wszędzie: „Jestem pod przykryciem krwi, jestem bez­pieczny!”
Ci, którzy tak do tego podchodzą biorą na swoje usprawiedli­wienie werset: „Krew Jezusa Chrystusa, Syna Jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” (1 Jana 1:7). Jednak to stwierdzenie jest tylko zakończeniem myśli, którą wcześniej przedstawia Jan. Oto jej reszta: „Jeśli mówimy, że z nim społeczność mamy,
a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie trzymamy się prawdy. Jeśli zaś chodzi­my
w światłości, jak On sam jest w światłości... krew Jezusa Chrys­tusa, Syna Jego oczyszcza nas od wszelkiego grzechu.” (1 Jana 1:6-7). Jeżeli chcemy być oczyszczani od grzechu, musimy chodzić w świa­tłości. Jezus powiedział: „Wy jesteście już czyści dla słowa, które wam głosiłem” (Ew. Jana 15:3). Nie mówił tego do świata, ale do Kościoła. W Objawieniu Jana 2:23, Jezus powiedział: „I poznają wszystkie zbory, że Ja jestem ten, który bada nerki i serca i oddam każdemu z was według uczynków waszych.”
Nie pozwólmy się oszukiwać; doskonałe serce pragnie czegoś więcej niż bezpieczeństwa, czy zakrycia grzechu. Chce przebywać zawsze w Bożej obecności
i mieć z Nim społeczność. Społeczność to rozmowa z Panem, przeżywanie z Nim słodkich chwil, szukanie Jego oblicza i znajomość Jego obecności. To właśnie otrzymujemy, kiedy przebywamy w Miejscu Najświętszym. Nasze podejście do Boga musi mieć taką kolejność: przykrycie, oczyszczenie, oddanie, społeczność.
Kiedy Pan bada serce, to nie robi tego w sposób mściwy. Jego celem nie jest to, by nas potępić, czy przyłapać na jakimś grzechu ale przygotować nas do przyjścia przed Jego święte oblicze jako czyste i święte naczynie. „Kto stanie na Jego świętym miejscu? Kto ma czyste dłonie i niewinne serce...Ten dostąpi błogosławieństwa od Pana” (Psalm 24:3-5).

Doskonałe serce jest ufne

Psalmista napisał: „Tobie ufali ojcowie nasi, ufali i wybawiłeś ich. Tobie zaufali i nie zawiodłeś ich” (Psalm 22:5-6). Dawid ciągle na nowo składał świadectwo: „Zaufałem Panu” (Psalm 11:1); „Boże mój, tobie ufam” (Psalm 25:2).
Hebrajskie słowo przetłumaczone jako ufność sugeruje „rzuce­nie się w przepaść”. To tak jak w przypadku dziecka, które wspięło się na drabinę i nie potrafi zejść. Kiedy słyszy jak tato mówi: „Skocz,” rzuca się posłusznie w jego ramiona. Czy znajdujesz się obecnie w takim położeniu? Czy drżysz na krawędzi przepaści i nie masz innego wyjścia, jak tylko rzucić się w ramiona Jezusa? Może pogodzi­łeś się ze swoją sytuacją, ale to nie jest ufność tylko fatalizm. Ufność to coś zupełnie innego niż bierna rezygnacja. To czynna wiara!
Kiedy będziemy pragnąć Jezusa, stwierdzimy, że ufność położo­na w Nim ma dobry fundament. Być może w jakimś punkcie nasze­go życia myśleliśmy, że nie możemy Mu tak naprawdę zaufać - że On chyba nie sprawuje kontroli nad wszystkim, i że my sami musi­my tym kierować. Jednak w miarę naszego wzrastania w Nim i poz­nawania Go coraz lepiej, obraz się zmienia. Oznacza to, że nie przy­chodzimy do Niego po pomoc tylko wtedy kiedy wyczerpiemy włas­ne możliwości, ale zaczynamy chodzić z Nim w takiej bliskości, że słyszymy Jego ostrzeżenia
o czekających nas doświadczeniach.
Pomyśl o tym w ten sposób: Być może w przeszłości wyobrażali­śmy sobie Pana jako kapitana kosmicznego statku, ratującego z ognia. To tak jakby szatan podpalił dom, a my jesteśmy uwięzieni na dachu i krzyczymy: „Panie pomóż, ratuj mnie!” Wtedy Pan wkracza ze Swoimi aniołami, którzy trzymają wielką sieć i mówi: „Skacz.” Ska­czemy, dom się całkowicie spalił, a my mówimy: „Dzięki ci Panie, że mnie wyratowałeś.”
Wielu z nas prawdopodobnie ograniczyło naszą ufność do tego rodzaju duchowej operacji ratowania z opresji. To tak, jakbyśmy powiedzieli do Pana: „Ufam Ci, że przyjdziesz i ugasisz mój ogień - że wyratujesz mnie ze wszystkich moich kłopotów i problemów. Wiem, że będziesz przy mnie wtedy, kiedy będę Ciebie potrzebo­wał.” Mówiąc tak, uważamy że nasza naciągana wiara podoba się Bogu. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, że przypisaliśmy diabłu powód,
a Pana uczyniliśmy tym, który musi za to odpowia­dać. Mówimy z naciskiem: „Za tym stoi diabeł!” Takie podejście do sprawy powoduje, że Bóg wygląda na Tego, który realizuje wszyst­kie dobrze przygotowane plany diabła. Ale nasz Bóg nigdy nie re­aguje — On inicjuje!
Jeżeli naprawdę chodzisz z Chrystusem, to nie jesteś popychadłem diabła. Nie ma on swobodnego dostępu, by ciebie nękać, ani nawet dotykać. Jakim byłbym ojcem, gdybym pozwolił na to, by sprzedawca narkotyków, czy osoba molestująca dzieci, miała swo­bodny dostęp do moich dzieci? My jednak mówimy: „to uczynił mi diabeł. On zamknął te drzwi... on włożył na mnie to, czy tamto”. Pytam w takim razie: Gdzie jest nasz Ojciec? Czy śpi? Czy już się o nas nie troszczy? Jak możemy myśleć, że pozwoli na to, byśmy stali się bezbronną ofiarą gwałcicieli i zabójców? Nigdy! Pamiętaj, że szatan nie mógł dotknąć Joba bez Bożego pozwolenia. Bóg mu­siał zniżyć mur wokół Joba, aby szatan mógł się do niego przedo­stać. Biblia mówi również, że „Duch zaprowadził Jezusa na pusty­nię... aby go kusił diabeł” (Ew. Mateusza 4:1). Nasz Bóg zawsze sprawuje kontrolę. Szatan nie był i nigdy nie będzie ani na moment ponad mocą Bożego Słowa.
Posłaniec szatana niepokoił Pawła — ale tylko dlatego, że Bóg na to zezwolił. Pan nie pozwoliłby na to, by Jego sługa wzbił się w pychę z powodu wielkiego objawienia, jakie otrzymał; Bóg nadal nad tym czuwał. Jest również prawdą, że Paweł co najmniej dwa razy próbował udać się do Tesalonik, „ale szatan w tym przeszko­dził” (1 Tesaloniczan 2:18). Pomimo tego jednak diabeł nie mógł zatrzymać Bożego dzieła; później wierzący w Tesalonikach stali się „koroną radości” Pawła.
W podobny sposób z różnych powodów Bóg może pozwolić dia­błu na dostęp do naszego życia; nasz grzech lub nieposłuszeństwo mogą otwierać drzwi dla szatana, chociaż Bóg próbuje nas ostrzec przed tym niebezpieczeństwem. Pan jednak zawsze chce, abyśmy nauczyli się ufać Jemu i Jego doskonałej dobroci
i miłości. On może dopuścić jakieś trudne lekcje, abyśmy zobaczyli Go takim, jaki jest naprawdę.
Ufające serce zawsze mówi: „Wszystkie moje kroki są kierowa­ne przez Pana. On jest moim kochającym Ojcem i dopuszcza do mnie cierpienia, pokusy
i doświadczenia — ale nigdy ponad to, co jestem w stanie znieść. On zawsze daje mi drogę wyjścia; ma dla mnie wieczny plan i cel. On policzył wszystkie włosy na mojej gło­wie i ukształtował wszystkie części mojego ciała, kiedy byłem jesz­cze w łonie matki. On wie kiedy siedzę, wstaję czy kiedy kładę się do snu, ponieważ jestem źrenicą jego oka. On jest Panem - nie tyl­ko nade mną, ale nad każdym wydarzeniem i sytuacją, która mnie dotyka.

Doskonale serce jest złamane

Kiedyś myślałem, że wiem, co to jest złamane serce. Uważałem, że doświadczyłem wiele złamania, ale dopiero Duch Święty otwo­rzył moje oczy na głębsze znaczenie tego słowa. Dawid powiedział: „Bliski jest Pan tym, których serce jest złamane, a wybawia utrapionych na duchu” (Psalm 34:18). W innym miejscu powiedział rów­nież: „Ofiarą miłą jest duch skruszony, sercem skruszonym i uniżo­nym nie wzgardzisz, Boże” (Psalm 51:19).
Złamanie oznacza coś więcej niż smutek i płacz; więcej niż skru­szony duch, czy uniżenie. Wielu z tych, którzy płaczą, nie mają złamanego serca. Wielu z tych, którzy leżą przed Panem i płaczą, nie są skruszeni w duchu. Prawdziwe skruszenie (złamanie) wyzwala w sercu największą moc, jaką Bóg może powierzyć człowiekowi - większą niż moc do wzbudzania martwych do życia, czy uzdrawia­nia chorób
i niemocy. Kiedy jesteśmy naprawdę złamani przed Bo­giem, otrzymujemy moc, która odbudowuje ruiny; moc która przy­nosi naszemu Panu szczególny rodzaj chwały i czci.
Złamanie można porównać do skruszonego i rozwalonego muru. Dawid porównuje walące się mury Jerozolimy do skruszonego ser­ca Bożego ludu: „Zechciej w łasce swej dobrze czynić Syjonowi, odbuduj mury Jeruzalem! Wtedy przyjmiesz prawe ofiary” (Psalm 51:19-20).
Nehemiasz był człowiekiem o naprawdę złamanym sercu i jego przykład ma wiele wspólnego z tymi zburzonymi murami Jeruzalemu. Podczas pobytu w niewoli babilońskiej, Nehemiasz służył jako podczaszy króla. Tam, w pałacu babilońskim
w Susa, dowiedział się, że mury Jeruzalem zostały zburzone, a bramy spalone. Niedługo po tym powrócił i sam się o tym przekonał: „A potem zerwałem się nocą, ja i kilku mężów ze mną, nikomu nie wyjawiwszy, jaką myślą natchnął mnie mój Bóg, aby czegoś dokonać dla Jeruzalemu — a miałem ze sobą tylko to zwierzę, na którym jechałem.... Poszedłem piechotą pod osłoną nocy korytem potoku, obejrzałem dokładnie mur. Potem zawróciłem, wszedłem przez Bra­mę nad Doliną i tak powróciłem.” (Nehemiasza 2:12,15)
Nehemiasz „oglądał mury” pod osłoną nocy. Jest tu użyte he­brajskie słowo shabar. To samo słowo występuje w Psalmie 51:19 dla określenia „złamanego serca.” Niektórzy mogą myśleć, że Ne­hemiasz miał złamane serce kiedy „usiadł, zaczął płakać i smucić się przez szereg dni, poszcząc i modląc się przed Bogiem niebios” (Nehemiasza 1:4), gdy po raz pierwszy usłyszał o zniszczeniu mu­rów, będąc jeszcze w twierdzy Susa. Ale jego płacz i wyznawanie były tylko początkiem złamania. Nehemiasz mógł pozostać w pała­cu króla, płacząc, narzekając, poszcząc przez wiele dni, wyznając grzechy i modląc się. Pomimo tego nie miałby złamanego serca. Jego serce nie było całkowicie złamane dotąd, aż przybył do Jeruzalemu, zobaczył ruiny
i postanowił coś z tym zrobić.
W pełnym znaczeniu tego hebrajskiego słowa, serce Nehemiasza było złamane na dwa sposoby. Najpierw z powodu żalu nad ruinami (podzielał w tym Boży smutek, jak już to wcześniej zauważyliśmy); drugi raz z powodu nadziei na odbudowę (serce wybuchało w nim z radości).
To jest naprawdę złamane serce; takie, które widzi kościół i ro­dziny w ruinie,
i odczuwa ból serca Pana. Takie serce boleje nad hańbą, jaką otoczone jest imię Pana. Patrzy również głęboko do wnętrza, i tak jak Dawid, widzi swój własny wstyd
i upadek. Woła: „Panie, zrobiłem wyłom w murze! Znieważyłem Twoje święte świa­dectwo. Jestem pokonany przez swój grzech. Tak dalej być nie może”. Istnieje jeszcze drugi ważny element tego złamania, a jest nim na­dzieja. Prawdziwie złamane serce słyszało głos Boga: „Ja uzdrowię, odnowię i odbuduję. Pozbądź się śmieci i zabierz się do pracy przy odbudowie wyłomów!”
Kiedy kilka lat temu chodziłem po Times Square, płakałem i na­rzekałem
z powodu grzechu jaki wszędzie widziałem. Powróciłem do domu w Teksasie i przez ponad rok smuciłem się przed Panem.
Wtedy Bóg powiedział do mnie: Idź i zrób coś z tymi ruinami. Wi­działem to zniszczenie i byłem tym załamany, ale nie byłem całko­wicie złamany dotąd, aż powstała we mnie nadzieja, że te mury można odbudować — w tym przypadku poprzez przyjazd do Nowego Jor­ku i pomoc w założeniu zboru.
Czy oglądałeś już w swoim życiu ruiny? Czy może tak jak Dawid zgrzeszyłeś
i sprowadziłeś hańbę na Jego Imię? Czy w twoim murze jest wyłom; coś, co nie zostało naprawione? Dobrze jest upaść na Skałę, Jezusa, i rozbić się na drobniutkie kawałki (patrz Ew. Mate­usza 21:44). Kiedy zobaczymy Jezusa, przychodzącego
w całej Swo­jej chwale, to Jego widok nami wstrząśnie. Nawet te dobre rzeczy, takie jak nasze talenty, skuteczność, czy zdolności, skruszą się, kie­dy staniemy czy upadniemy przed Nim beznadziejni i wyczerpani. Tak jak Daniel, który otrzymał to wielkie widzenie nad rzeką, po­wiemy: „Nie ma we mnie siły; twarz moja zmieniła się do niepoznania i nie miałem żadnej siły” (Daniela 10:8).
Złamanie to całkowita utrata wszelkich ludzkich sił i zdolności. Jest to uznanie całej realności grzechu i hańby, jaką przynosi on Chrystusowi. Ale złamanie oznacza również uznanie i podjęcie na­stępnego kroku: „Stań, bo teraz jestem posłany do ciebie” (Daniela 10:11). Jest to absolutne zapewnienie, że wszystko się zmieni; że nastąpi uleczenie i odbudowanie — że nasze ruiny będą zdobyte na nowo dla Boga! Święta wiara mówi: „Bóg dokonuje we mnie Swo­jego dzieła. Szatan nie może mnie zatrzymać. Nie będę zniszczony, ani mój stan nie będzie się pogarszał. Mój grzech mnie zasmucił, ale pokutowałem. Nadszedł czas, aby powstać i zacząć odbudowę”. Dopóki z gorliwością i determinacją nie uchwycimy się tej nadziei, nie posuniemy się dalej niż do łez.
Może nasze życie nadal wygląda jak kupa gruzu. Jeżeli jednak nasze serca są otwarte i sprawdzane przez Boga; jeżeli ufamy, że On działa suwerennie; jeżeli jesteśmy złamani w smutku i nadziei, to posiadamy najcenniejsze narzędzie do pracy w Królestwie Bożym - doskonałe serce. Dzięki niemu będziemy mieli społeczność z Bo­giem, otrzymamy Jego zapewnienie i nadzieję i będziemy napra­wiać wyłomy w Ciele Chrystusowym.


5. Chodzenie w świętości


Jedną z największych tragedii Kościoła w tym pokoleniu i jedną z rzeczy, które najbardziej zasmucają Boga jest to, że tak wielu chrześ­cijan nie jest naprawdę szczęśliwych. Zakładają dobrą maskę - śpiew, klaskanie, uśmiech i uwielbianie. Spod tej maski wygląda jednak samotność i głębokie ubóstwo; ich radość nie jest trwała.
Tacy chrześcijanie są gorący, a potem nagle zimni. Nie mogą so­bie poradzić ze strachem. Depresja przygniata ich jak walec drogo­wy. W jednym tygodniu znajdują się na wyżynach, w następnym przemierzają dolinę. Wielokrotnie w ich małżeństwie widać tę samą zasadę. Jednego dnia pomiędzy mężem i żoną wszystko jest w po­rządku, następnego dnia sytuacja jest godna pożałowania. Bywają dni, że nawet ze sobą nie rozmawiają. Wyjaśniająto w ten sposób: „W małżeństwie tak już bywa. Nie można oczekiwać, że człowiek będzie cały czas szczęśliwy i kochający.”
Wierzący, złapani w taki cykl wyżyn i dolin, powinni posłuchać słów Pawła do Tymoteusza. Zachęcał on tego młodego człowieka, aby pomagał innym, by nabrali rozumu i „wyzwolili się z sideł dia­bła, który ich zmusza do pełnienia swojej woli” (II Tymoteusza 2:26). To jest doskonały obraz wielu wierzących — ponieważ dają przys­tęp diabłu, swobodnie wchodzi on i wychodzi z ich życia. Nie ko­rzystają
z prawa, by zatrzymać diabła przed wejściem do swojego serca i dlatego trzyma ich w swoich więzach, mówiąc: „Nie masz w sobie mocy Chrystusa, by mnie zatrzymać. Jesteś moim więźniem i będziesz robił to, co ja chcę.”
Jakże przerażający jest ten brak zwycięstwa w Chrystusie! Sza­tan, kiedy tylko chce, wlewa do tych ludzi strach, samotność, de­presję i pożądliwość. Czy po to umierał Chrystus, abyśmy wycho­wywali dzieci według tego, co chce diabeł? Czy to jest nasze świa­dectwo przed tym światem: „Oddajcie serca Jezusowi, ale pozostaw­cie swoją wolę w rękach diabła?” Na pewno nie! Nie ma powodu, aby chrześcijanin musiał żyć jako niewolnik diabła.
Ci, którzy zostali złapani w tę szatańską pułapkę, mogą zwalać winę za swoje nieszczęście, cierpienie, złe zdrowie, brak zrozumie­nia, albo złego partnera, szefa czy przyjaciela. Mogą obwiniać wszyst­ko i wszystkich, ale Paweł powiedział, Ze prawdziwym powodem jest to, iż „są krnąbrni” (patrz II Tymoteusza 2:25). Oznacza to, że taki człowiek sam wystawia się na to, aby zostać złapany w pułapkę, ale nie zgadza się na Boży sposób wybawienia i zwycięstwa. Tacy ludzie sprzeciwiają się Bożej drodze, idą swoją własną i nie chcą zrobić tego, co należy, by zostać wybawieni z pułapki szatana.
Czy znajdujesz się w takiej sytuacji? Jeżeli szatan gra na twoich emocjach,
a z tobą, zamiast być lepiej, jest coraz gorzej; jeżeli twoje problemy są coraz większe; jeżeli strach jest z każdym dniem sil­niejszy, radość coraz słabsza, a jej miejsce zajmuje smutek, to coś jest grubo nie w porządku. Stałeś się więźniem nieprzyjaciela twojej duszy. Musisz rozpoznać pułapkę, w jakiej się znalazłeś, i szukać uwolnienia. Jeżeli służysz Panu dłużej niż kilka miesięcy, to powi­nieneś wzrastać codziennie
w łasce i poznaniu Jezusa. Powinieneś odnosić słodkie zwycięstwa. Powinieneś być upewniony o Jego sta­łej obecności, i być przemieniany z chwały w chwałę na Jego obraz. Szatan powinien od ciebie uciekać!
W czym więc tkwi problem? Dlaczego tak wielu chrześcijan sta­ło się niewolnikami? Czy dlatego, że głód Chrystusa nie doprowa­dza ich do momentu,
w którym pragną chodzić z Nim? Nie szukają Jego świętości. Przyglądnijmy się życiu człowieka, który chodził z Bogiem w takim stopniu, jak niewielu innych, Henochowi. Z jego przykładu możemy się wszyscy wiele nauczyć.


Chodzenie z Bogiem

„Henoch chodził z Bogiem” (1 Mojżeszowa 5:24). Oryginalne hebrajskie słowo, przetłumaczone jako chodził, oznacza że Henoch chodził z Bogiem ramię
w ramię, w jedną i drugą stronę, ustawicz­nie rozmawiając z Nim i będąc coraz bliżej Niego. Ojciec Henocha, Jared, żył 962 lata, a syn Henocha, Matuszelach, 969 lat. Henoch żył 365 lat. Widzimy w nim nowego rodzaju wierzącego człowieka. Przez 365 dni każdego roku, przez wszystkie 365 lat, chodził ramię w ramię z Bogiem. Pan był jego życiem do tego stopnia, że nie oglą­dał śmierci:
Przez wiarę zabrany został Henoch, aby nie oglądał śmierci i nie znaleziono go, gdyż zabrał go Bóg. Zanim jednak został zabrany, otrzy­mał świadectwo, że się podobał Bogu. Bez wiary zaś nie można się podobać Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi wierzyć, że Bóg istnieje i że nagradza tych, którzy Go szukają.” (Hebrajczyków, 1 1:5-6)
Tak jak Henoch, który został zabrany z tego życia, ci, którzy cho­dzą w bliskiej społeczności z Bogiem, są zabierani z zasięgu szatana - wyrywani z królestwa ciemności i przenoszeni do Królestwa świat­łości Chrystusa: „Który nas wyrwał
z mocy ciemności i przeniósł do królestwa Syna swego umiłowanego” (Kolosan 1:13). Zostaliśmy przeniesieni z sideł diabła i stoimy przed obliczem Jezusa. Greckie słowo przeniesiony oznacza, że Chrystus osobiście wynosi nas z dala od mocy diabła i sadza na wyżynach niebieskich. Bóg przenosi tyl­ko tych, którzy tak jak Henoch chodzą z Nim w bliskiej społecznoś­ci. Ci, którzy są więźniami woli szatana, nie mogą zostać zabrani i wyprowadzeni z ciemności.
Uważam, że nie jesteśmy naprawdę zbawieni dotąd, aż nasze ser­ca stanowczo postanowią, że chcą chodzić z Bogiem. Możemy mó­wić, że jesteśmy zbawieni, że Go kochamy; możemy mówić światu, że należymy do Niego. Możemy nawet modlić się
i czytać Jego sło­wo. Jeżeli jednak nie chodzimy z Nim każdego dnia, nie zmienimy się. Coraz bardziej będziemy pogrążać się w niewoli.
Henoch nauczył się chodzić przed Bogiem z przyjemnością, wśród ówczesnego bezbożnego społeczeństwa. Był jednak zwykłym czło­wiekiem, z tymi samymi problemami i brzemionami, jakie i my no­simy. Nie był pustelnikiem ukrytym w jakiejś jaskini skalnej; dzielił życie z żoną miał obowiązki wobec dzieci. Henoch „nie ukrywał się, aby być świętym.”
Dzisiaj wielu chrześcijan ucieka w góry, aby skryć się przed pię­trzącymi się nieszczęściami. Tak zwani prorocy mówią ludziom, aby przenosili się do swoich bezpiecznych wiejskich siedzib. Ostrzega­ją Mesjanistycznych Żydów, żeby uciekali do Izraela, jeżeli chcą uniknąć spodziewanego w Ameryce krachu finansowego. Henoch udowodnił, że największym świadectwem jest chodzenie z Bogiem wpośród burzy, bez względu na to, co dzieje się wokół. Polecenie Jezusa brzmi: „Idźcie!” a nie „Kryjcie się!”
Przy tym wszystkim Henoch dobrze wiedział, że ten świat był bezbożny. Mógł zbadać historię od początku, aż do swoich dni i powiedzieć tylko tyle: „Bezbożni!”
O nich też prorokował Henoch, siódmy potomek po Adamie, mó­wiąc oto przyszedł Pan z tysiącami swoich świętych, aby dokonać sądu nad wszystkimi i ukarać wszystkich bezbożników za wszystkie ich bezbożne uczynki, których się dopuścili
i za wszystkie bezecne słowa, jakie wypowiedzieli przeciwko niemu bezbożni grzesznicy.” (Judy 14-15)
Nie możemy ukrywać się przed tym światem. Jeżeli jednak cho­dzimy
z Panem, to musimy również widzieć ten świat tak jak He­noch -jako bezbożny, pełen ducha Antychrysta i skażony złymi sło­wami, skierowanymi przeciwko Bogu.
Jak możemy pragnąć Jezusa i równocześnie trwać w czymś, co jest bezbożne? Jak możemy pragnąć Go ponad wszystko, a równo­cześnie zaliczać się do tych, których przyjdzie sądzić? Nie mówię tu o usługiwaniu temu zgubionemu światu, co jest naszym obowiąz­kiem, jako uczniów Chrystusa. Chcę przez to powiedzieć, że nie możemy być częścią tego świata. Nie potępiam też podziwiania pięk­na natury
i dobrych rzeczy, które stworzył Bóg. Powinniśmy patrzeć na „polne lilie” (Mateusza 6:28). Jeżeli chodzimy ręka w rękę z Je­zusem, rozmawiamy z Nim i słuchamy Go, to będziemy nienawi­dzić ten bezbożny system panujący na świecie. Będziemy stawali po Jego stronie przeciwko tym, którzy wypowiadają się przeciwko Nie­mu. Będziemy słuchać Jego Słowa, które mówi, że „kto chce być przyjacielem tego świata, staje się nieprzyjacielem Boga” (Jakuba 4:4). A kiedy przyjdzie Pan z milionami swoich świętych, aby są­dzić grzeszny, zgubiony świat, to nie będziemy stali przed Nim win­ni i zawstydzeni.
Oprócz Henocha, do nieba został zabrany jeszcze jeden prorok, a był nim Eliasz. Ci dwaj mieli wiele wspólnego. Obaj nienawidzili grzechu i zdecydowanie występowali przeciwko niemu. Obaj cho­dzili tak blisko z Bogiem, że podzielali Jego nienawiść do bezboż­ności. Jest to nieunikniona rzecz w odniesieniu do wszystkich, któ­rzy pragną Boga całym sercem. Nie tylko nienawidzą bezbożności, ale również oddzielają się od niej. Jeżeli nadal kochamy świat i do­brze czujemy się
z bezbożnymi; jeżeli przyjaźnimy się z tymi, któ­rzy bluźnią Panu, to nie chodzimy
z Bogiem, a nasze zbawienie jest fikcją. Próbujemy być przyjaciółmi i świata i Boga, wystawiając Go przez to na hańbę.
„Henoch chodził z Bogiem i nie było go, gdyż zabrał go Bóg” (1 Mojżeszowa 5:24). Z Listu do Hebrajczyków wiemy, że ten wer­set mówi o przeniesieniu Henocha i o tym, że nie zakosztował on śmierci. Mato jednak również o wiele głębsze znaczenie. Zwrot nie było go, użyty w 1 Księdze Mojżeszowej 5 rozdział, oznacza rów­nież “nie był z tego świata.” W swoim duchu i umyśle Henoch nie należał do tego bezbożnego świata. Każdego dnia, kiedy chodził z Bogiem, był coraz mniej przywiązany do rzeczy tego świata. Dzień po dniu, rok po roku, szedł w górę,w stronę domu i był coraz bliżej chwały. Tak jak Paweł, codziennie umierał dla tego ziemskiego ży­cia. W swoim duchu był przenoszony do niebiańskiego świata.
Jednak chodząc po tej ziemi, Henoch przyjmował na siebie wszyst­kie ziemskie obowiązki. Troszczył się o rodzinę, pracował, usługi­wał i pilnował swoich spraw. Ale „nie był” przywiązany do tej zie­mi. Żaden wymóg tego życia nie mógł mu przeszkodzić w chodzęniu z Bogiem. Henoch był pochłonięty Panem; jego umysł był cały czas skupiony na Nim. Jego serce było przywiązane do Boga jakby wielką gumą—czym więcej naciągnie się gumę, tym mocniej i szyb­ciej wraca. Serce Henocha zawsze „odbijało z powrotem” do Pana!

Przemiana na Boże podobieństwo

Ludzie otaczający Henocha byli coraz bardziej bezbożni. Jednak kiedy ludzie zmieniali się w dzikie bestie pełne pożądliwości, za­twardziałości i zmysłowości, Henoch stawał się coraz bardziej po­dobny do Tego, z którym chodził. W podobny sposób zmieniamy się my i wraz z wieloma innymi chrześcijanami powinniśmy być tacy jak Jezus.
Nie jest to jednak prawdą w odniesieniu do wszystkich wierzą­cych. Wielu ludzi jest coraz bardziej twardych i samolubnych. Po­winni wzrastać w łasce, całkowicie zadowoleni z Niego, a jednak odchodzą od Pana, wracając do starego, cielesnego życia. Dlacze­go? Ponieważ nie chodzą z Bogiem. Rzadko modlą się
i zagłębiają w Boże Słowo. Stają się zatwardziali; dąsają się i zdają całkowicie na wolę szatana. Po prostu nie kochają Jezusa na tyle, by częściej z Nim przebywać.
Jak już zauważyliśmy wcześniej, w Liście do Hebrajczyków 11:5 jest napisane wyraźnie: „Zanim został zabrany, (Henoch) otrzymał świadectwo, że się podobał Bogu”. Co takiego w Henochu tak bar­dzo podobało się Bogu? Chodzenie z Bogiem wytwarzało w nim wiarę, która podoba się Bogu. Tych dwóch wersetów nie da się roz­dzielić: „Zanim jednak został zabrany, otrzymał świadectwo, że się podobał Bogu. A bez wiary nie można się podobać Bogu” (Hebraj­czyków 11:5-6). Często słyszymy ten ostatni werset, ale rzadko w połączeniu z poprzednim. Jednak poprzez całą Biblię i historię, ci, którzy chodzili z Bogiem, stawali się mężami i niewiastami głę­bokiej wiary. Jeżeli kościół chodzi z Bogiem każdego dnia i ma z Nim ustawiczną społeczność, to rezultat będzie taki, że ludzie będą pełni wiary — prawdziwej wiary, która podoba się Bogu.
Zbyt wielu chrześcijan biega na seminaria na temat wiary, roz­prowadza taśmy z wykładami i cytuje „wersety wiary” w nadziei, że wytworzą tę wiarę. To prawda, że „wiara przychodzi przez słucha­nie, a słuchanie przez Słowo Boże” (Rzymian 10:17), ale ci chrześ­cijanie nie zdają sobie sprawy z tego, że Jezus jest Słowem. „Litera zabija” - mówi Pismo. Bez intymnej społeczności z Jezusem, chrześ­cijanin, który trzyma się litery, wytwarza w sobie martwe, samolub­ne, wymagające emocje, które wcale nie są wiarą. Bóg tego niena­widzi. Wiara przychodzi przez słuchanie Jego Słowa i chodzenie z Nim w bliskiej społeczności; rozmawianie bez chodzenia z Nim doprowadzi nas donikąd. Powinniśmy zawsze „patrzeć na Jezusa, początek i koniec naszej wiary” (Hebrajczyków 12:2).
Wiara tak naprawdę jest poznaniem Boga. Jest to zaznajomienie się z Jego chwałą i majestatem - bo ci, którzy najlepiej Go znają, najmocniej Mu ufają. Pokażcie mi człowieka, który chodzi w blis­kiej społeczności z Panem, czynnie nienawidzi grzech; oddzielone­go od tego świata i znającego Jego głos, a zobaczycie, że będzie to człowiek, który nie potrzebuje wielu kazań i nauczania na temat wiary. Nie będzie potrzebował „dziesięciu kroków” na temat tego czym jest wiara i jak można ją zdobyć, ponieważ prawdziwa wiara pocho­dzi z serca Jezusa. I będzie to Jego wiara, a nie taka, która pochodzi z ludzkiego serca.
„Przez wiarę Henoch został przeniesiony”. Jest to niesamowita prawda, prawie wykraczająca ponad nasze zrozumienie. Cała wiara Henocha była skoncentrowana na jednym wielkim pragnieniu jego serca: przebywaniu z Panem. Bóg zabrał go w odpowiedzi na jego wiarę. Henoch nie mógł już dłużej znieść wyczekiwania za zasłoną; po prostu musiał zobaczyć Pana. Modlił się z wiarą, że Bóg odpo­wie na jego wołanie, aby mógł rzeczywiście znaleźć się przed Jego obliczem. Tak bardzo znienawidził ten świat i grzech, który go ota­czał, że powiedział: „Przyjdź Panie. Nie ma tu nic dla mnie.”
Pomyśl o tym jak wielu chrześcijan trwoni to, co nazywają wiarą. Jest ona skoncentrowana tylko na nich samych, ich potrzebach i na tym, czego sami chcą. Gdzie są Henochowie obecnych czasów, któ­rzy potrzebują wiary po to, by zostać przeniesieni z ciemności szata­na w ręce umiłowanego Bożego Syna?
Nasz brat Henoch nie miał Biblii, śpiewnika, innych wierzących ludzi, nauczycieli, Ducha Świętego, który by w nim mieszkał, czy rozdartej zasłony do Miejsca Najświętszego. Henoch jednak znał Boga! Bez napominania ze strony jakiegoś proroka i bez przykładu innych ludzi, Henoch postanowił w swoim sercu naśladować Pana. Dlaczego dzisiaj tak trudno jest niektórym chodzić w zwycięstwie, przy całej dostępnej pomocy, proroczych ostrzeżeniach i zachęcaniu Ducha Świętego? Czy nie jest to dla nas zawstydzające, że Henoch wzniósł się ponad swoje bezbożne czasy — człowiek, który chodził z Bogiem, pomimo tak małej pomocy?

Nagradzający Bóg

„Ten, kto przystępuje do Boga, musi wierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy Go szukają” (Hebrajczyków 11:6). Skąd wie­my, że Henoch wierzył, iż Bóg nagradza? Ponieważ wiemy, że jest to jedyna wiara, która podoba się Bogu,
a Henoch przecież Mu się podobał! Bóg rekompensuje, wynagradza i hojnie odpłaca za wier­ność. A w jaki sposób Bóg nagradza pilnych? Wiem, że kiedy cho­dzę
z Jezusem ramię w ramię i kocham Go, to nagrody przychodzą ze wszystkich stron. Wszystko, co wtedy robię i mam, jest błogosła­wione: moja żona, dzieci i służba. Widzę, że życie Chrystusa wzra­sta we mnie i przepływa jak potężna rzeka. Oczywiście, mam do­świadczenia i uciski nawet wtedy, gdy chodzę z Nim bardzo blisko. Ale mimo tego wszystkiego On mnie nagradza poprzez manifes­tacje Swojej obecności.


Istnieją trzy ważne nagrody, które otrzymujemy wierząc Bogu
i chodząc z Nim w wierze.


1. Pierwszą nagrodą jest Boża kontrola nad naszym życiem.
Człowiek, który zaniedbuje Pana, wkrótce wymyka się spod Jego kontroli,
a w to miejsce wchodzi diabeł, przejmując prowadzenie. Taka osoba ma zniekształcony obraz samego siebie. Odczuwa zwąt­pienie i rozpacz, które nie dają się ujarzmić, a jej język porusza się w mocy goryczy i gniewu. Gdyby tylko zakochała się w Jezusie, chodziła i rozmawiała z Nim! Bóg wkrótce pokazałby takiemu czło­wiekowi, że szatan nie ma tak naprawdę nad nim władzy i szybko pozwoliłby Chrystusowi przejąć nad sobą kontrolę. Wtedy też przepędzałby demony
i powodował, że będą uciekać tysiącami; przez wiarę sprzeciwiłby się wszelkiej bojaźni, kłamstwu i zwątpieniu, które pochodzą z piekła.

2. Drugą nagrodą, która przychodzi przez wiarę, jest otrzyma­nie „czystego światła.”
Kiedy chodzimy z Panem, to w nagrodę otrzymujemy światło, kierunek, rozeznanie, objawienie — pewne „poznanie,” które daje nam Bóg. Zachariasz prorokował, że Chrystus przyszedł, „aby dać światło siedzącym w ciemności... aby skierować nasze nogi” (Ew. Łukasza 1:79). Kiedy każdego dnia umieramy dla tego świata, światło to staje się w nas coraz jaśniejsze.
Kiedy jesteśmy naprawdę zakochani w Jezusie, On jeszcze bar­dziej podkręca to światło. W Jego obecności nie ma żadnej ciem­ności. Ale my możemy oszukiwać siebie myśląc, że mamy to praw­dziwe światło, podczas gdy posiadamy tylko jego imitację. Jezus ostrzegał: „Bacz więc, by światło, które jest w tobie nie było ciem­nością” (Ew. Łukasza 11:35). Ostrzegł faryzeuszy, że na tych, którzy zniekształcają lub odrzucają światło, spadnie sąd: „Przyszedłem na ten świat na sąd, aby... ci, którzy widzą, stali się ślepymi”. Wtedy niektórzy Faryzeusze powiedzieli mu: „Czy
i my jesteśmy ślepi?” Jezus im odpowiedział: „...a że teraz mówicie: wi­dzimy, przeto pozostajecie w grzechu”. (Ew. Jana 9:39-41)
Tak jak ci faryzeusze, niektórzy chrześcijanie myślą, że „widzą”; uważają, że mają rozeznanie i chodzą w światłości. Powinni jednak spojrzeć na swoje życie
i życie swojej rodziny - na cały kłopot i zamieszanie w swoich sercach, i przyznać: “Panie, ja jednak nie widzę. Pokaż mi, proszę, czy jestem ślepy?” Jeżeli nie przyznamy się do ciemności i nie otworzymy się na to prawdziwe, czyste świat­ło, to nasze rozeznanie może być tylko fałszywym światłem. Ten, który chodzi i mówi „widzę”, jest dotknięty najgorszą formą ciem­ności i pychy.
Sprawdź swoje serce. Czy jesteś pod wpływem jakiejś ciemności lub niezdecydowania? Czy jesteś zdezorientowany, zamroczony lub zamglony? W takim razie znajdujesz się nadal w ciemności.
A oto odpowiedź dla ciebie: „Ja jestem światłością świata; kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał świat­łość żywota” (Ew. Jana 8:12). „Aby nie pozostał w ciemności nikt, kto wierzy we mnie” (Ew. Jana 12:46). „Który nas wyrwał z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa Syna swego umiłowanego” (Kolosan 1:13). Wróć z powrotem do chodzenia z Jezusem, a On obna­ży wszelką ciemność i przywróci ci Swoje czyste światło.

3. Trzecią nagrodą, która płynie z chodzenia w wierze, jest ochro­na przed wszystkimi naszymi wrogami.
„Żadna broń ukuta przeciwko tobie nic nie wskóra” (Izajasza 54:17).
W oryginale hebrajskim ten werset jest przetłumaczony jako: „Żaden plan, żadne narzędzie zniszczenia, żadna artyleria szatańska nie popchnie ciebie, ani nie pokona, ale będzie unicestwiona.” Wszystko, czym szatan próbuje nas powalić, po prostu nie za­działa. Te olbrzymie działa wymierzone w nas, stopią się w obec­ności Chrystusa. Czy myślisz, że szatan odważył by się celować w Jezusa, z którym chodzimy? Jeżeli nawet by spróbował, to Bóg obiecał, że rozbije każdy jego atak skierowany przeciwko nam.
Bóg powiedział przez Izajasza: „Ja stworzyłem niszczyciela, aby wytracał” (Izajasza 54:16). Pamiętaj, że „niszczyciel” jest pod kon­trolą Pana. Nagrodą dla tych, którzy pilnie Go szukają jest przywi­lej zostania więcej niż zwycięzcą (Rzymian 8:37), nawet wpośród doświadczeń i pokus.
Przez 365 lat Henoch otrząsał z siebie wszystkie ogniste pociski złego. Żył
w całkowitym zwycięstwie, aż do ostatniego tchnienia. Nie czołgał się, ani nie utykał; odszedł w blasku życia i chwały. I dzisiaj Boże Słowo jest takie samo: „Będziesz mocno ugruntowane na sprawiedliwości, dalekie od uci­sku, bo nie masz powodu się bać, i od przestrachu, bo nie zbliży się do ciebie. Oto, gdy kto na ciebie będzie nastawać, to ode mnie to wyjdzie, gdy kto na ciebie będzie nastawać, padnie z twojej ręki.” (Izajasza 54:14-15)
Jeżeli chodzimy w świętości, będziemy wyrywani z wszelkich opresji. Nie będziemy się bać, gdyż nasze bezpieczeństwo i pokój znajdują się w sprawiedliwości Jezusa. Takie wygrzewanie się w Jego obecności pomoże nam zobaczyć co On ma dla nas. Głód Jezusa pozwoli nam zająć miejsce przy Kró­lewskim stole. Czeka nas wielkie objawienie.


6. Przychodzenie do Jego stołu


Pewna stara pieśń ewangeliczna ma dla mnie wymowne znacze­nie. Jej słowa brzmią tak:
Jezus przygotował stół, gdzie karmi Swoich świętych;
Zaprasza Swój wybrany lud: Chodźcie jeść”.

Jakaż to zachęcająca perspektywa: Pan przygotował w niebie stół dla Swoich naśladowców! Jezus powiedział do uczniów: „A ja prze­kazuję wam Królestwo, jak
i mnie Ojciec mój przekazał, abyście jedli i pili przy stole moim w Królestwie moim” (Ew. Łukasza 22:29-30). Jego pragnienie oznacza, że przez wiarę zostajemy posadzeni przy Jego stole. Paweł mówi, że zostaliśmy „wzbudzeni i posadzeni wraz
z nim w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie” (Efezjan 2:6).
Znajdujemy się teraz w towarzystwie Mojżesza, Aarona, Nada- ba, Abihu
i siedemdziesięciu starszych Izraela, którzy jedli ze stołu Pańskiego na górze Synaj:
I ujrzeli Boga Izraela, a pod jego stopami jakby twór z płyta szafiro­wych, błękitny jak samo niebo. Lecz na najprzedniejszych z synów izraelskich nie wyciągnął swojej ręki; mogli więc oglądać Boga, a potem jedli i pili.” (II Mojżeszowa 24:10-11)
Cóż za wspaniały widok: siedemdziesięciu czterech mężów Bo­żych siedzi
z Nim przy tym nadprzyrodzonym stole i wspólnie jedzą i piją! Co za wspaniałe objawienie chwały!
Zwyczaj królewskiego stołu pielęgnowali również królowie Izra­ela i wielkim zaszczytem było przyznanie komuś miejsca przy takim stole. Król dzielił się swoją mądrością i otwierał swoje serce przed wszystkimi, którzy z nim zasiadali. Pierwsi trzej królowie Izraela dostarczają nam trzech różnych przykładów.
Król Saul wyznaczył miejsce przy stole Dawidowi, ale później, z powodu zazdrości Saula, zasiadanie przy nim stało się dla Dawida bardzo ryzykowne. W celu sprawdzenia zamiarów króla, Dawid i Jonatan, syn Saula, opracowali plan według którego Dawid miał opuścić swoje miejsce przy stole. Potem tylko obserwowali reakcję króla. Tak jak się spodziewali, Saul zapytał: „Dlaczego syn Isajego nie przyszedł ani wczoraj, ani dzisiaj na wieczerzę?” (1 Samuela 20:27). Kiedy Jonatan powiedział, że Dawid poszedł odwiedzić swoją rodzinę, Saul wybuchnął gniewem
i zdradził w ten sposób swój za­miar zabicia Dawida.
Później Dawid, już jako król, wyznaczył miejsce przy swoim sto­le Mefiboszetowi, synowi Jonatana: „Nie bój się, gdyż chcę ci wy­świadczyć łaskę ze względu na twojego ojca Jonatana... ty zaś sam będziesz jadał u mojego stołu po wszystkie czasy” (II Samuela 9:7).
W czasach panowania Salomona, królowa z Saby była zachwy­cona wspaniałą ucztą stołu królewskiego. Pełna zachwytu oglądała „potrawy na jego stole
i stanowiska jego dostojników i sprawność w usługiwaniu jego sług, ich stroje
i podawane napoje” (II Kronik 9:4). Kiedy zobaczyła i usłyszała to, co miało miejsce przy stole, wykrzyknęła: „Szczęśliwi twoi ludzie, szczęśliwi ci twoi słudzy, któ­rzy stale stoją przed tobą, że mogą słuchać twojej mądrości!” (II Kronik 9:7).
Czy zauważasz duchowe znaczenie tego przykładu? Stół kró­lewski w Starym Testamencie reprezentował ucztowanie z Królem królów przy niebiańskim stole!
Kiedy apostoł Paweł poucza: „Obchodźmy więc święto” (I Ko­ryntian 5:8), ma na myśli to, abyśmy zrozumieli wyraźnie, że zostało nam przydzielone miejsce w niebie z Chrystusem, przy kró­lewskim stole. Paweł mówi: „Bądźcie tam zawsze obecni. Niech nigdy wasze miejsce nie będzie puste.”
Jeżeli Saul mógł powiedzieć: „Dlaczego Dawid nie przyszedł do mojego stołu? Gdzie on jest?” - to tym bardziej nasz Pan może po­wiedzieć to samo do nas, którzy nie mamy usprawiedliwienia na swoją nieobecność na uczcie. On mówi: „Wyznaczyłem ci miejsce przy Moim królewskim stole. Tam Moi słudzy oglądają Moje obli­cze, słuchają Mojej mądrości i poznają Mnie. Tam karmię ich Chle­bem Żywota i jest to dla każdego wielki zaszczyt. Dlaczego więc traktujesz to tak lekko? Dlaczego nie zajmujesz swojego miejsca? Biegasz, pracujesz dla Mnie i mówisz
o Mnie — ale dlaczego nie zasiadasz ze Mną i nie uczysz się ode Mnie? Gdzie byłeś?”
Smutne jest to, że kościół Jezusa Chrystusa po prostu nie rozu­mie co znaczy ucztować. Nie rozumiemy zaszczytu, jaki nas spot­kał, że zostaliśmy wzbudzeni
z Chrystusem i posadzeni w okręgach niebieskich. Staliśmy się zbyt zajęci, aby siedzieć przy Jego stole. Błędnie czerpiemy naszą duchową radość ze służby, zamiast ze spo­łeczności. Robimy coraz więcej dla Pana, którego znamy coraz mniej. Zapracowujemy się, oddając nasze ciała i umysły pracy dla Niego, ale tak rzadko zasiadamy z Nim do stołu. A ponieważ tak często opuszczamy ucztę, nasze pokolenie ma skarłowaciałą wizję Pana Jezusa Chrystusa. Pomimo całego naszego zwiastowania, uwielbia­nia i nie kończącego się opowiadania o Nim, niewielu chrześcijan tak naprawdę Go zna.
Wyobraźcie sobie Pana, który spogląda w dół na ziemię i patrzy na tłumy tych, którzy nazywają się Jego imieniem - pastorów, misjo­narzy, pracowników chrześcijańskich. Czego Pan najwięcej ocze­kuje od tych, którzy mówią, że oddali się Jemu. Co przynosi Mu chwałę, co Go najbardziej raduje? Czy to, że coś dla Niego zbuduje­my, że założymy więcej zborów, szkół biblijnych, ośrodków ewan­gelizacyjnych, domów i instytucji dla zranionych ludzi? Nie! Ten, który mieszka „nie w budynkach wykonanych ludzką ręką,” chce czegoś więcej. Salomon myślał, że zbudował wieczną świątynię dla Boga, ale w ciągu 50 lat została zniszczona. W ciągu mniej niż czterystu lat nie pozostało z niej nic. W świetle wieczności są to cztery mrugnięcia okiem. Czego możemy dokonać dla Bożej chwały, sko­ro On posiadł już całą chwałę?
Jedyną rzeczą, której nasz Pan szuka u swoich sług, kaznodzie­jów i pastorów, bardziej niż czegokolwiek innego, jest społeczność przy Jego stole. Ten stół jest miejscem duchowej bliskości i nakry­wany jest codziennie. Udział w uczcie oznacza ustawiczne przycho­dzenie do Niego po pokarm, siłę, mądrość i społeczność.
W Liście do Galacjan Paweł mówi o trzech latach po swoim na­wróceniu, które spędził w na pustyni Arabskiej i w Damaszku (1:17-18). Te trzy lata były dla Pawła wspaniałe, bo spędził je sie­dząc w okręgach niebieskich przy stole Pańskim. Tam Chrystus uczył go tego, co potrzebował wiedzieć, i objawiał mu Bożą mądrość.
Pawłowi nie wystarczyło nawrócenie. Nie wystarczyła mu też jednorazowa, oślepiająca wizja Chrystusa i cudowny głos, który usły­szał z nieba. Pomimo tego, że otrzymał najbardziej bezpośrednie duchowe powołanie, jakie kiedykolwiek Bóg dał człowiekowi, Pa­weł chciał czegoś więcej. Coś w jego duszy wołało: „Ach, żeby Go poznać!” (patrz Filipian 3:10).
Nic dziwnego, że Paweł mógł powiedzieć do całego chrześci­jańskiego kościoła: „Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowane­go” (1 Koryntian 2:2). Mówił tym samym: „Niech Judaiści zacho­wują swój legalizm. Niech Żydzi przestrzegający Sabatu sprzeczają się o swoje doktryny. Niech ci, którzy chcą być usprawiedliwieni z uczynków, pracują do końca. Niech wszyscy myślą że prześcignęli mnie w swojej świeckiej mądrości. Jeżeli o mnie chodzi, nie chcę znać nic innego, jak tylko Jezusa Chrystusa.”

1. Potrzebujemy objawienia wielkości Chrystusa
Od czasu krzyża wszyscy duchowi olbrzymowie mieli jedną rzecz wspólną: Wielki szacunek dla stołu Pańskiego. Zagubili się w chwa­lebnej wielkości Chrystusa. Umierali z żalem, że w tak niewielkim stopniu poznali Pana i Jego życie. Tak samo było z Pawłem, uczniami, i wieloma ojcami kościoła: Lutrem, Zwinglim
i Purytanami; a w ostatnich dwóch wiekach z bogobojnymi angielskimi i irlandz­kimi kaznodziejami, takimi jak Wesley, Whitefield, Fletcher, Mul­ler, Stoney, Mackintosh, czy Austin Sparks. Podobnie było w przy­padku bogobojnych przywódców kościoła
w Ameryce, takich jak Tozer, Ravenhill i wielu innych.
Ta potężna armia mężów Bożych miała tę samą pasję, a miano­wicie coraz większe objawienie Jezusa Chrystusa. Nie byli zaintere­sowani sukcesem, ambicjami, światową sławą czy rzeczami spekta­kularnymi. Nie modlili się o rzeczy materialne, błogosławieństwa, ani o to, by być używanymi przez Boga, ale tylko o pełniejsze obja­wienie chwały i wielkości ich Pana.
Teraz, kiedy diabeł jest rozwiązany i okazuje wielki gniew, po­nieważ wie, że ma tylko krótki czas, chrześcijanie potrzebują do­kładnie tego samego: większego objawienia Chrystusa. W tych osta­tecznych dniach szatan wyzwala wielką moc,
a piekło wylewa cała swoją wściekłość. Twierdze nieprzyjaciela są potężniejsze, dużo le­piej umocnione i o wiele głębiej założone niż w jakimkolwiek in­nym pokoleniu. Nie ma wątpliwości, że szatan — jego moc, kró­lestwo i działanie — nabierają rozpędu. Stał się lepiej znany, bar­dziej akceptowany i odczuwa się przed nim coraz mniejszy strach. W tej ostatecznej walce przeciwko diabłu nie wystarczy podstawo­wa wiedza o Chrystusie ze Szkoły Biblijnej. Właściwie nie wystar­czy nawet duża wiedza o Chrystusie. Przestańmy studiować Chrys­tusa, a zamiast tego przyjdźmy do Jego stołu i pozwólmy Duchowi Świętemu, aby objawił nam Pana.
Przeczytałem wiele tomów książek napisanych o Jezusie Chrys­tusie, ale stwierdziłem, że autorzy wielu z nich w rzeczywistości Go nie znali. Podawali szczegółowe opisy, precyzyjne i poprawne dok­trynalnie, ale całkowicie pozbawione życia. Ci autorzy nie jedli i nie pili w Jego obecności, a tylko w ten sposób możemy Go poznać - kiedy siedzimy z Nim, słuchamy Jego głosu, i oczekujemy, że udzie­li nam boskiej mądrości. Zapracowani, zbyt zajęci ludzie, nigdy nie poznają Chrystusa. Żyją przez lata jakąś dawną wizją Jego chwały, pozbawieni świeżego słowa, czy nowego objawienia Boga. Czczą i wywyższają Chrystusa, który nie stał się jednak ich życiem.
Jeżeli nie masz coraz większego objawienia mocy i chwały Chrys­tusa, nie możesz staczać walki w tym świecie, gdzie panują prawie nie zagrożone demony.
W przeciwnym razie nie wywrzesz żadnego wrażenia na królestwie ciemności. Zwierzchności i moce zła będą się z ciebie śmiały. Tylko ci, którzy znają Chrystusa
w całej pełni, będą powodowali strach w piekle. Musimy często przebywać na kolanach. Do walki musimy iść prosto sprzed Bożego tronu. W prze­ciwnym razie będziemy cofać się przed wrogiem.
Nasza dzisiejsza wizja Chrystusa jest zbyt mała i ograniczona. Potrzebna jest ewangelia „wielkości,” by pokonać skomplikowany i rosnący problem tego bezbożnego wieku. Bóg nie tylko rozwiązu­je problemy w tym świecie - On pochłania je Swoją wielkością. Ten, kto posiada rosnące objawienie wielkości Chrystusa, nie musi się bać żadnego problemu, diabła, ani żadnej mocy na tej ziemi. Wie bowiem, że Chrystus jest większy niż to wszystko. Gdybyśmy mie­li ten rodzaj objawienia odnośnie wielkości i nieograniczoności po­tężnego Boga, żaden problem nie byłby
w stanie nas pokonać.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat zostało napisanych tyle książek udzielających porad na temat chrześcijańskiego życia, że mogłyby wypełnić Bibliotekę Kongresową. Na każdy znany człowiekowi te­mat została napisana jakaś książka
z łatwą do zastosowania receptu­rą, i każda z nich obiecuje rozwiązanie problemu. Jednak niewiele z tych rad ma jakąkolwiek wartość, gdyż są oparte na zniekształco­nej wizji wielkości Chrystusa. Ponieważ większość wierzących nie odczuwa prawdziwego głodu Boga, gdyż nie piją z Jego Słowa i nie karmią się codziennie Chrystusem, stają się podatni na działanie ducha tego wieku.
Pomyślcie o wszystkich wierzących małżeństwach, które mają kłopoty. Całe dziesięciolecia porad nie zdały egzaminu. Książki, kasety i seminaria zmieniły stosunkowo niewiele. W gruncie rzeczy, problemy tylko napiętrzają się. Aby mogło nastąpić uzdrowienie tego problemu i wielu innych nieszczęść, musimy wrócić czym prędzej przed oblicze Pana, wejść do komory modlitwy, usiąść przy stole Pańskim
i zagubić się w wielkości i pełni Chrystusa. Wszystkie na­sze odpowiedzi będą wynikiem czasu spędzonego przy Jego stole i uczenia się od Niego!
Paweł stanowi dla nas ponownie dobry przykład. Miał nienasy­cone pragnienie coraz większego objawienia Chrystusa. Właściwie wszystko co miał od Chrystusa, otrzymał przez objawienie; uczył się tego u stołu Pańskiego i stawało się to w jego życiu prawdą po­przez Ducha Świętego. Pamiętacie, że dopiero trzy lata po swoim nawróceniu, Paweł udał się do apostołów w Jerozolimie i pozostał u nich tylko piętnaście dni, zanim wyruszył w dalszą podróż misyjną. Później powiedział: „Przez objawienie została mi odsłonięta tajem­nica” (Efezjan 3:3). Duch Święty zna głębokie i ukryte tajemnice Boże i Paweł modlił się ustawicznie o dar łaski, aby mógł zrozumieć i głosić „niedoścignione bogactwa Chrystusowe” (Efezjan 3:8). Mamy „swobodę i dostęp” do chwalebnych bogactw, „z ufnością przez wiarę w niego” (werset 12).
Boże przebacz nam, że nie korzystamy z naszego „dostępu z uf­nością” do Twoich niezmierzonych bogactw w chwale!
Pan szuka takich wierzących, którzy nie są zadowoleni z przesie­wania wszystkich sprzecznych głosów, aby znaleźć prawdziwe sło­wo. On chce, abyśmy pragnęli objawienia Jego dla nas bezpośred­nio - w głębokiej, osobistej bliskości.

2. Potrzebujemy więcej twardego nauczania
Jeżeli jesteś kaznodzieją misjonarzem, czy nauczycielem, pomyśl
  1. takich sprawach: Czego nauczasz? Czy nauczyła ciebie tego jakaś osoba? Czy jest to przeróbka objawienia jakiegoś wielkiego kazno­dziei? Czy może doświadczyłeś osobistego objawienia Jezusa Chrys­tusa? Jeżeli tak, to czy ono ustawicznie wzrasta? Czy niebo stoi przed tobą otworem?
My, kaznodzieje, potrzebujemy zwiastować Chrystusa ze wzras­tającą intensywnością. Paweł powiedział: „Albowiem w nim żyjemy i poruszamy się
i jesteśmy” (Dzieje Apostolskie 17:28). Prawdziwi mężowie i ko­biety Boże żyją
w tym bardzo małym, a jednak obszernym kręgu. Każdy ich ruch, całe istnienie, toczy się jedynie wokół spraw Chrys­tusa. Wiele lat temu odczułem, że Duch Święty pociągał mnie do takiej służby, która zwiastowała jedynie Chrystusa. O jakże pragnąłem nauczać tylko o Nim! Moje serce było jednak podzielone i ten krąg stał się za mały. W rezultacie nie posiadłem przepływu obja­wienia, które by podtrzymało moje zwiastowanie.
Aby zwiastować tylko Chrystusa, musimy mieć ciągły przepływ objawienia
z Ducha Świętego. W przeciwnym razie będzie to tylko powtarzanie starych kazań. Jeżeli Duch Święty zna Boży zamysł i bada ukryte głębokości Ojca, i jeżeli On ma wytwarzać w nas źró­dła wody żywej, to musimy się otworzyć na napełnienie tym prze­pływem wody. Musimy być stale napełniani nieskończonym obja­wieniem Chrystusa. Takie objawienie czeka na każdego sługę Pań­skiego, który jest gotowy oczekiwać na Niego, wierzyć i ufać Du­chowi Świętemu, że objawi mu Boże myśli.
Obecnie mamy tak mało świeżej prawdy, tak mało wyraźnego i cennego słowa od Pana. Nasze zbory są zalane przez rzekomych proroków, którzy mówią: „Bóg mi to powiedział,” albo „Mam dla ciebie słowo od Pana”. Większość z tego to bzdury! Kościołowi najbardziej potrzeba niezawodnego Słowa Bożego - to znaczy jego prawdziwego i żywego objawienia. Mnóstwo ludzi w zborach pró­buje przesiać wszystkie dochodzące do nich głosy, aby mogli usły­szeć wyraźne słowo od Boga. Są zmęczeni zalewem niezliczonej ilości głosów. W całej górze plew znaj dują jednak tylko kilka kło­sów pszenicy.
Na całym świecie Boży lud jest gotowy iść naprzód w kierunku Pana. Są głodni większego poznania Jezusa i zmęczeni lekkomyśl­nością i głupotą, zwiastowaną z kazalnicy. Pan woła teraz Swoją oblubienicę, by wyszła spośród tego, co głupie i lekkomyślne. Z Laodycei wyrasta święta, płacząca i modląca się resztka. Martwię się tym, czy znajdzie się dosyć sług Bożych za naszymi kazalnica­mi, którzy będą mieli wystarczające namaszczenie i świeże obja­wienie, aby karmić te owce.
A może owce przerosną swoich paste­rzy? Czy znajdzie się dosyć pokarmu dla wszystkich, którzy chcą iść głębiej za Panem?
Kiedyś byłem „wielkim” ewangelistą z całą świtą ludzi towarzy­szących mi
w drodze i modlących się za mną. Tysiące ludzi przycho­dziło, aby słuchać moich kazań. Aleja stawałem się coraz bardziej pusty, ponieważ byłem zbyt zajęty, aby otrzymywać świeże obja­wienie Chrystusa. Kiedy byłem sam, często płakałem; czułem się samotny i zraniony. W mojej rozpaczy jeden ze świętych mężów Bożych dał mi książkę Chrześcijanin w całkowitej zbroi napisaną przez Williama Gurnalla, purytańskiego pisarza. Poselstwo zawarte w niej złamało mnie głębią poznania Pana. Przyznałem: „Nie znam Pana tak jak ten człowiek”. To mi wystarczyło - odwołałem wszyst­kie spotkania. Zacząłem czytać pisarzy purytańskich i pisarzy póź­niejszego okresu - wszystkich bogobojnych ludzi, o których wcześ­niej wspomniałem. Ci autorzy spowodowali we mnie pragnienie, by znaleźć moje miejsce w Bogu. Czytałem po kolei te książki dotąd, aż Bóg powiedział: Dosyć! Teraz jedz Moje Słowo.
Nie dajmy się oszukiwać: Dobre uczynki nie wypełnią pustki. Nie wypełni jej też towarzyska ewangelia. Nie załatwią tego stare notatki Spurgeona. Nie pomoże opowiadanie najlepszych history­jek na świecie. Wszystkie nasze osobiste przeżycia
i sprytne odnie­sienie ich do życia też nie załatwią sprawy. Nic nie może nas wpro­wadzić w przepływ odnawiającego poznania Jezusa Chrystusa, je­żeli nie odłożymy naszych notatek i przestaniemy studiować innych kaznodziejów, by w naszej komorze modlitwy poznawać samego Chrystusa. Wszyscy służymy temu samemu Bogu i wszystkich nas poucza ten sam Duch Święty, który prowadził mężów
i niewiasty do pełni Chrystusa. To jest po prostu sprawa głodu i desperacji. Musi­my stać się do tego stopnia głodni, by jeść Jego Księgę, chcąc otrzy­mać własne Boże dotknięcie.
Jeżeli byłeś w tej dziedzinie niedbały, to zachęcam cię, byś posta­nowił
w swoim sercu, że w przyszłym roku będziesz zwiastował Chrystusa w pełniejszym wymiarze, niż robiłeś to w tym roku. Po­zostań świeży. Oferuj Chrystusa; przechodź z chwały w chwałę. Odrzuć zwiastowanie sukcesu, motywacji, poprawiania samego sie­bie i polityki. Jest to tylko mętna woda, w której brodzą ci, którzy nie mają świeżego objawienia Chrystusa.

3. Potrzebujemy w nas wzrostu życia Chrystusa
Kiedyś otrzymałem list od pewnego bogobojnego ojca w Chrys­tusie. Czytanie tego listu było dla mnie jakby słuchaniem apostoła Pawła. Pisał on tak:
Fakt, że Paweł widział „tylko częściowo”, nie umniejszał chwały tego, co widział, ani nie powodował, że trudniej było mu to ogłosić. Wie­rzę, że w całym naszym poszukiwaniu Boga musimy uznać, że na­prawdę potrzebujemy poznania Jego samego; a prawda której szuka­my, jest tą, która musi być wyryta w nas przez Ducha życia, zanim stanie się naszą własnością. Wiedząc o tym zaczynamy rozumieć, że Bóg nie może dać nam więcej, ani my nie możemy pragnąć ponad to, co jesteśmy
w stanie strawić i wdrożyć w nasze życie. Objawienie może nam wyrządzić więcej szkody niż pożytku, jeżeli nie będzie miało na celu posługiwanie naszemu duchowemu życiu. Nadal bar­dziej się pożąda drzewa życia, niż drzewa poznania. Poznając i oglą­dając Go dorastamy do zrozumienia tajemnic prawdy, których nigdy byśmy nie zrozumieli dzięki własnemu badaniu. „Sprawując w was to, co jest miłe
w oczach jego” (Hebrajczyków 13:21).
Poselstwo tego człowieka przypomniało mi apostoła Pawła, któ­ry powiedział, że Chrystus jest objawiany w nim, a nie tylko dla niego (Galacjan 1:16). W oczach Bożych przestępstwem jest zwia­stowanie słowa, które nie działa jeszcze w życiu
i służbie głoszące­go je kaznodziei. Dla niektórych płytkich wierzących głoszenie Chrystusa z rywalizacji może się wydawać w porządku, ale nie uwa­żają tak prawdziwi mężowie i niewiasty Boże. Musimy zwiastować ciągle rosnące objawienie Chrystusa, ale tylko wtedy, jeżeli to obja­wienie dokonuje w nas głębokiej zmiany. Sam obecnie modlę się: „Panie, pozwól mi głosić tylko to, co zrozumiałem przez Ducha. Niech będzie to pełnia Chrystusa i niech najpierw stanie się cząstką mojej natury i charakteru; częścią mojego osobistego przeżycia z Tobą.”
Paweł również wyrażał swoją osobistą troskę: „Abym zwiastując innym, sam nie był odrzucony” (1 Koryntian 9:27). Paweł na pewno nigdy nie wątpiłby w swoje bezpieczeństwo w Chrystusie; nie to miał tu na myśli. Greckie słowo przetłumaczone jako odrzucony, oznacza „nie zaaprobowany” lub „niegodny.” Paweł lękał się tej myśli, że miałby stanąć przed Sądową Stolicą Chrystusową i być sądzony za to, że głosił Chrystusa, którego tak naprawdę nie znał, albo zwiastował Ewangelię, której w pełni nie praktykował. Dlate­go też tak często mówi o „żywym Chrystusie” albo
o „Chrystusie, który żyje we mnie.” W oczach Pawła każdy kaznodzieja, który usłu­guje innym, musi ciągle wzrastać w swoim poznawaniu i praktyko­waniu Chrystusa, albo inaczej nie będzie uznany.
Nie możemy sobie pozwolić na to, by choćby jeszcze przez go­dzinę nazywać siebie sługami Boga, jeżeli nie potrafimy odpowie­dzieć na te pytania: Czy naprawdę chcę tylko Chrystusa? Czy rze­czywiście On jest dla mnie wszystkim - jedynym celem mojego życia?
Czy możesz odpowiedzieć „tak”? Jeżeli jest tak naprawdę, to bę­dziesz mógł wskazać na śmieci twojego życia i powtórzyć za Paw­łem, że „poczytujesz sobie to wszystko za stratę, aby móc zyskać Chrystusa”. Czy poczytujesz sobie wszystko za nic nie warte w po­równaniu z objawieniem Pana? Jeżeli pragniesz tylko Chrystusa, to twoja służba nie będzie karierą, ale modlitwą! Jeżeli On jest dla cie­bie wszystkim, to odrzucisz drabinę do sukcesu jako coś bezbożne­go i skryjesz się w Nim. Nikt nie będzie musiał ciebie zachęcać do szukania Boga; często będziesz się udawał do komory modlitwy wiedząc, że z chwilą wejścia do niej, zasiadasz u Jego stołu. Bę­dziesz oddawał Mu cześć, siedząc przed Jego obliczem bez pośpie­chu - kochając Go, uwielbiając Go z podniesionymi rękami, tęsk­niąc do Niego i dziękując Mu za Jego mądrość.
Tak wielu z nas wykorzystuje Chrystusa dla rozbudowania na­szej służby, zbudowania naszego królestwa, promocji naszej karie­ry. Handlujemy Jego imieniem. Boże, przebacz nam! Czy naprawdę Go kochamy? Czy naprawdę pragniemy tylko Jego? Musimy sobie szczerze odpowiedzieć na to pytanie. Nie powinniśmy nigdzie iść, ani robić cokolwiek w Jego imieniu, zanim nie poznamy, że tylko Chrystus jest tym, czego pragniemy, ponieważ jedyną rzeczą, jaką możemy dać ludziom i która ich przemieni, jest to, co sami mamy z Chrystusa. Otrzymujemy to spędzając czas przy Jego stole i kar­miąc się tylko Nim.


7. Uchwyć się Chrystusa

Jestem przekonany, że wielu z tych, którzy nazywają siebie chrześ­cijanami, nie będzie mogło znieść czasów ostatecznych. Słowo Boże mówi, że w czasach ostatecznych, z powodu wzrostu nieprawości, miłość wielu oziębnie. Niektórzy odwrócą się od prawdy i pójdą za fałszywymi nauczycielami i prorokami, którzy będą ich zwodzić i karmić ich samolubne pożądliwości. Inni zostaną zwiedzeni przez nauki demoniczne i stanąsię duchowo ślepi. W końcu Bóg wyda ich na pastwę ich rozpustnych zmysłów.
Powiedziawszy to, dziękuję Bogu za listy, które otrzymuję od oddanych chrześcijan z całego kraju. Jest dla mnie jasne, że wśród Jego ludu zwiększa się pragnienie Jezusa. Czytałem wspaniałe świa­dectwa o tym, jak Duch Boży ponagla gorliwych wierzących, aby szli drogą świętości. Ich duchowe poznanie bardzo się rozwija. Wielu porzuca bałwany, martwe kościoły i fałszywe nauki. Są wśród nich kaznodzieje wszystkich denominacji, którzy troszcząsię teraz o swoje owce i głoszą
z prawdziwym pragnieniem Pana. Jestem zdumiony wielkimi zmianami jakie oglądamy i o jakich słyszymy, kiedy wielu ludzi pisze do nas i opowiada jak Pan przeprowadza ich przez oczysz­czający ogień. Za to wszystko oddaję Panu chwałę.
Jednak moje serce jest nadal zasmucone, ponieważ ci, którzy na­wracają się do Pana całym sercem, stanowią tylko małą, pogardzaną resztkę. Większość chrześcijan - nawet pasterze - zagłusza głos trąby i lekceważy ostrzeżenie strażnika. Ślepe duchowo masy ludzi uczęszczające do kościołów, muszą stawać się coraz bardziej nie­znośne dla Boga, ponieważ widzimy jak szybko i otwarcie zaczyna sądzić Swój lud. Odkupiciel przyszedł nagle na Syjon z wielkim gniewem i nie powstrzyma Swojej ręki sądu dotąd, aż wszyscy zło­dzieje i handlujący pieniędzmi, zostaną wyrzuceni z Jego Domu. Widzimy dopiero początek tego strasznego sądu z powodu niepra­wości, kłamstwa, zwiedzenia i zniekształcania Jego Ewangelii. Po­trząsanie dopiero się rozpoczęło! „Nadszedł bowiem czas, aby się rozpoczął sąd od Domu Bożego; a jeśli zaczyna się od nas, to jakiż koniec czeka tych, którzy nie wierzą ewangelii Bożej?” (1 Piotra 4:17).

Potrzeby owcy
Pewien pastor napisał do mnie kiedyś w ten sposób: „Mówisz o upadkach pasterzy, ale nie mówisz nam gdzie upadamy. Proszę ciebie z całą miłością abyś poparł to prawdą.”
Wina leży w tym, że my, kaznodzieje Ewangelii, nie trzymamy się mocno naszego celu, jakim jest przestawienie wierzącym praw­dziwej ceny uczniostwa. Jezus postawił surowe, bezkompromiso­we wymagania dla tych, którzy chcą iść za Nim i wyznawać Jego święte imię.
Za kazalnicą jest dzisiaj zbyt dużo własnego «ja» i pychy, a za mało smutku
i ostrzeżeń z powodu grzechu. Niewielu kaznodziejów głosi ze łzami i smutkiem
o odstępstwie i obojętności wśród wierzą­cych. Tragiczne jest to, że tak wielu pasterzy straciło namaszczenie Ducha Świętego i poświęciło się budowaniu swojej własnej reputa­cji. Skupiają się nie na potrzebach owiec, ale na finansowaniu i pro­mocji swoich własnych kosztownych marzeń.
Apostoł Paweł posiadał prawdziwe serce pastora - zawsze modlił się i troszczył o duchowy wzrost owiec. Do Koryntian pisał tak: „Zabiegam bowiem o was
z gorliwością Bożą albowiem zaręczy­łem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą” (II Koryntian 11:2). O owcach w Galacji mówił: „Dzieci
moje, znowu w boleści was rodzę, dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was” (Galacjan 4:19). Do Tesaloniczan pisał: „We dnie i w nocy modlimy się gorliwie o to, aby nam dane było oglądać wasze oblicze i dopełnić tego, czego brak waszej wierze” (1 Tesalo­niczan 3:10).
Moje serce boleje, kiedy uświadamiam sobie ile mi jeszcze bra­kuje do takiego kochającego pasterza. Często brakuje mi tego Du­cha, który pobudzał Pawła do takiej miłości i troski o Boży lud: „Bo któż jest naszą nadzieją, albo radością, albo koroną chwały przed obliczem Pana naszego Jezusa Chrystusa w chwili jego przyjścia? Czy nie wy? Zaiste wy jesteście chwałą naszą i radością... Bo żyje­my teraz, skoro wy trwacie w Panu” (1 Tesaloniczan 2:19-20; 3:8). Ten mąż Boży zachęcał owce poprzez listy, które pobudzały ich do świętości i większego pragnienia Jezusa Chrystusa. Ze łzami mówił do nich: „Modlimy się też zawsze za was... aby imię Pana naszego Jezusa Chrystusa było uwielbione w was, a wy w nim” (II Tesaloni­czan 1:11-12). „Byliśmy pośród was łagodni, jak żywicielka otacza­jąca troskliwą opieką swoje dzieci... Niczym ojciec dzieci, napomi­naliśmy i zachęcali i zaklinali, abyście prowadzili życie godne Boga” (1 Tesaloniczan 2:7,11,12).
Paweł nie chciał ich pieniędzy. Robił wszystko, by nie być dla nikogo ciężarem. Pisał tak: „W trudzie i znoju, we dnie i w nocy pracowaliśmy, żeby dla nikogo z was nie być ciężarem” (II Tesaloni­czan 3:8). Chociaż miał prawo otrzymywać od nich pomoc finanso­wą, Paweł wybrał pracę, chcąc sam na siebie zarobić. Nie zgodził się ubrać „płaszcza chciwości,” ponieważ została mu powierzona Ewangelia. Podsumował cel swojej służby w jednym wersecie: „Aby serca wasze były utwierdzone, bez nagany, w świątobliwości przed Bogiem naszym” (1 Tesaloniczan 3:13).
Proszę Boga, aby dał mi takie kochające serce pasterza! Niech Duch Święty wzbudzi dzisiaj pastorów i ewangelistów, którzy będą mieli tylko jeden cel w służbie - utwierdzać wierzących w świętości i prowokować ich do tego, by uchwycili się jedynie Chrystusa!
Smutne jednak jest to, że kaznodzieje tak rozwodnili Bożąpraw- dę na temat zapierania się samego siebie, iż zrodziliśmy pokolenie niezdyscyplinowanych, pozbawionych mocy wierzących, którzy nie rozumieją co to znaczy być oddzielonym od świata. Wiele kościo­łów wprowadziło do głoszonych kazań tyle świeckości, że chrześci­janie potrafią prześcigać w grzechu bezbożny świat i nawet się nie zarumienić! W ostatnich latach świat został zaszokowany i zgorszo­ny brudem
i zepsuciem chrześcijaństwa — i są na to dowody.
Wiele obecnego zwiastowania ewangelicznego nie zawiera wzmianki o krzyżu, nauki o cierpieniu; nie ma w nim napominania, pokuty, nienawiści do grzechu, żądania oddzielenia od świata i ży­cia w czystości; wezwania do bezwarunkowego poddania się pod panowanie Chrystusa, codziennego umierania dla siebie, ukrzyżo­wania cielesnych pożądliwości, ostrzeżeń o nadchodzącym prześla­dowaniu i bliskim sądzie. A najbardziej tragiczne jest to, że obecnie wielu chrześcijan woli słuchać
o swoich prawach w Chrystusie, zu­pełnie ignorując Jego prawa do nas!

Prawa Chrystusa do nas
Za Jezusem chodziły tłumy ludzi, ale On wiedział, że tylko nie­liczni będą się Go trzymać i staną się Jego prawdziwymi uczniami. Żydzi chcieli trzymać się zarówno Jezusa, jak i Mojżesza; zachowy­wać swoje tradycje i obrzędy śmierci, uważając się przy tym za naś­ladowców Chrystusa. Ale Jezus nie chciał mieć nic wspólnego z takim rozdwojeniem umysłu.
„Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawi­dzić będzie,
a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć i mamonie” (Ew. Ma­teusza 6:24). Jezus odsłania tu paradoks podzielonego serca. Zdzie­ra fasadę sztucznego uczniostwa i pokazuje nam los tych, którzy próbują służyć dwom panom równocześnie. Nie pozwólmy sobie na zlekceważenie wyraźnego ostrzeżenia Pana: Nie odrzucony grzech będzie prowadził do najgorszej hipokryzji. Niektórzy mówią, że ko­chają Pana i nienawidzą diabła, ale trzymając się ukrytych pożądli­wości, bałwochwalstwa, goryczy czy buntu dowodzą, że pogardzają Panem, a wolą szatana. Dają potajemne przyzwolenie temu, o którym mówią, że go nienawidzą, a miłość Boga jest tylko pustym frazesem.
Jezus powiedział do takich hipokrytów: „Lud ten czci mnie war­gami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają...” (Ew. Mateusza 15:8-9). Mówi tu: „Nikt nie może mówić, że Mnie kocha, a w tym samym czasie odrzucać Mnie poprzez zło, które czyni”. Greckie słowo pogardzać oznacza „lekko traktować”. «Pogardzać Panem» oznacza nie przyjmować do serca Jego słowa - lekceważyć Jego prawa tak, jakby nie były obowiązujące.

Pozwól­cie, że podam tylko trzy prawa Chrystusa do nas, kiedy decydujemy się za Nim iść:

1. On wzywa swoich naśladowców, aby Go kochali tak bardzo, żeby wszystkie inne miłości wyglądały w porównaniu z tą jed­ną jak nienawiść.
„Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki i żony i dzieci i braci i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim.” (Ew. Łukasza 14:26)
Greckie słowo nienawidzić oznacza „kochać w porównaniu z”. Jezus wzywa nas, abyśmy Go kochali tak gorąco i absolutnie, że­by wszystkie inne ziemskie uczucia nie mogły się nawet z tym po­równać.
Gdybyśmy mieli taką gorącą pochłaniającą wszystko, intensyw­ną i radosną miłość do Chrystusa, nie potrzebowalibyśmy żadnych zaleceń, wykresów i instrukcji mówiących nam jak mamy się mod­lić; modlilibyśmy się, ponieważ nasze serca byłyby zapalone miłoś­cią do Niego. Nie nudziła by nas próba wypełnienia jednej godziny modlitwą o potrzeby braci na całym świecie; Chrystus byłby przed­miotem naszych modlitw, a czas modlitwy czymś bardzo cennym. Spędzalibyśmy całe godziny za zamkniętymi drzwiami, wyrażając przelewającą się słodką miłość
i podziw, który zalewałby nasze ser­ca dla Niego. Nigdy nie byłoby dla nas ciężarem czytanie Jego Sło­wa; nie potrzebowalibyśmy żadnych wskazówek jak przeczytać Biblię w ciągu roku. Gdybyśmy tak kochali Jezusa, to ciągnęłoby nas do Jego Słowa jak magnes. Nie zajmowalibyśmy się też nie kończą­cymi się genealogiami
i spekulacjami na temat czasów ostatecznych. Chcielibyśmy tylko lepiej Jego poznawać - oglądać więcej Jego pięk­na i chwały, aby stawać się coraz bardziej podobnymi do Niego.
Pomyśl o tym: Czy wiemy co to znaczy przychodzić przed Jego słodkie oblicze i o nic nie prosić? Czy kiedykolwiek przychodzimy do Niego tylko dlatego, że jesteśmy wdzięczni za to, iż nas tak dos­konale kocha?
W naszych modlitwach staliśmy się samolubni i skoncentrowani na sobie: „Daj nam... zaspokój nasze potrzeby... pomóż nam... bło­gosław nas... zachowaj nas”. To wszystko może być biblijne, ale zauważmy, że skupiamy się na sobie. Do Jego Słowa przychodzimy po odpowiedź na nasze problemy, prowadzenie i pociechę - i to również jest prawidłowe i godne pochwały. Ale gdzie jest dusza mo­tywowana tylko miłością, która pilnie bada Pisma i pragnie coraz więcej odkrywać naszego ukochanego Pana?
Nawet nasza praca dla Niego stała się samolubna. Chcemy, aby błogosławił naszą służbę dla Niego, abyśmy wiedzieli, że nasza wiara jest szczera. Chcemy być uważani za pilnych, zdolnych i odnoszą­cych sukcesy, co jest dla nas oznaką Jego błogosławieństwa. Ja sam wołałem W swoim sercu: „Panie, czy moja służba jest dla mnie waż­niejsza niż Ty? Czy miłość do Zbawiciela jest moim jedynym moty­wem, czy też chcę widzieć coś namacalnego, czego dokonałem dla Ciebie?” Nasz Pan jest bardziej zainteresowany tym, czym stajemy się w Nim, niż tym co robimy dla Niego.
Być może ktoś czytający te słowa jest zraniony, ponieważ zam­knęły się drzwi dla jego służby i czuje się „odstawiony na boczny tor”. Ktoś inny może myśleć, że byłby bardziej użyteczny dla Pana na jakimś polu misyjnym. Ale najbardziej pożyteczni dla Pana mo­żemy być wtedy, kiedy okazujemy Mu miłość w naszej komorze modlitwy. Kiedy szukamy Pana, studiujemy Jego Słowo, ponieważ chcemy Go lepiej poznać, znajdujemy się na szczycie naszej uży­teczności. Kiedy przebywamy z Nim sam na sam w relacji miłości, robimy więcej dla Bożego błogosławieństwa
i satysfakcji, niż robiąc cokolwiek innego. Każda praca, jaką On nam powierzy, czy to w domu, czy poza granicami kraju, będzie wykonywana bez więk­szego wysiłku, jeżeli będziemy mieli ustawiczną społeczność z Nim. On jest bardziej zainteresowany zdobyciem naszych całych serc, niż naszym pozyskaniem dla Niego całego świata.

2. On wzywa nas do wytrwałości do końca.
„Któż bowiem z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na wykończenie? Aby gdy już położy fundament a nie może dokończyć, wszyscy, którzy by to widzieli, nie zaczęli naśmiewać się z niego, mówiąc: Ten człowiek zaczął budo­wać, a nie mógł dokończyć.” (Ew. Łukasza 14:28-30)
Chrystus wiedział, że wielu z Jego naśladowców nie ma tego, co jest im potrzebne, aby wytrwać do końca. Wiedział, że odwrócą się i nie dokończą biegu. Uważam, że jest to najbardziej tragiczny stan wierzącego człowieka - zacząć
z pełnym zamiarem uchwycenia się Chrystusa, wzrastać na dojrzałego ucznia, stawać się podobnym do Jezusa, a potem odejść, oziębnąć i stać się obojętnym. Tak wygląda człowiek, który założył fundament, ale nie mógł dokończyć budo­wy, ponieważ najpierw nie obliczył kosztów. Doszedł tylko do pew­nego punktu, ponieważ brakło mu środków i musiał zrezygnować.
Jaka to radość spotykać tych, którzy kończą bieg. Tacy wierzący wzrastają
w mądrości i poznaniu Chrystusa. Zmieniają się ustawicz­nie, każdego dnia. Paweł powiedział do nich zachęcająco: „My wszy­scy tedy z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwa­łę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz,
z chwały w chwa­łę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem” (II Koryntian 3:18). Coraz bardziej oddalają się od tego świata i jego przyjemności. Myślą o niebie, ćwiczą swoje duchowe zmysły, a ich poznanie rośnie. Czym starsi, tym więcej pragną Chrystusa. Odcinają się od wszelkich ziem­skich więzów, a coraz więcej pragną być
z Jezusem w Jego chwale. Śmierć jest dla nich zyskiem, ponieważ ostateczną nagrodą jest wez­wanie przed Jego oblicze i pozostanie na wieki u Jego boku. Tacy wierzący nie szukają nieba, ale Chrystusa i Jego chwały!
Możemy być pewni, że kiedy powróci Chrystus, zastanie kościół pełen chwały, składający się z tych, którzy zostali przemienieni na Jego podobieństwo. Członkowie Jego Ciała oddzielili się od tego świata i złączyli z Nim do tego stopnia, że przejście ze stanu ulega­jącego zepsuciu do nieskażonego, będzie dla nich tylko ostatnim krokiem miłości. Będzie to jak przebicie cienkiej ścianki, ponieważ już w tym życiu byli tak blisko Chrystusa.
Wiem, że wielu czytających to poselstwo zastanawiania się albo robi krok wstecz. Może to być tylko mały krok, ale będzie prowadził do szybkiego zepsucia
i odejścia od Jego miłości. Jeżeli odnosi się to do ciebie, to wiedz, że Duch Święty wzywa cię do powrotu - powrotu do pokuty, zaparcia się samego siebie i poddania się Jemu. W tej chwili czas jest bardzo ważny. Jeżeli zamierzasz kiedyś uchwy­cić się Chrystusa, to uczyń to teraz; wytrwaj do końca!

3. On wzywa nas do walki z szatanem.
„Albo który król wyruszając na wojnę z drugim królem nie siądzie najpierw
i nie naradzi się, czy będzie w stanie w dziesięć tysięcy zmierzyć się z tym, który
z dwudziestoma tysiącami wyrusza prze­ciwko niemu? Jeśli zaś nie, to gdy tamten jeszcze jest daleko, wysyła poselstwo i zapytuje o warunki pokoju. Tak więc, każdy
z was, jeżeli się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim.” (Ew. Łukasza 14:31-33)
Kiedyś Henoch prorokował: „Oto przyszedł Pan z tysiącami swo­ich świętych” (Judy 14). Słowo Boże mówi, że jesteśmy królami i kapłanami Pana
i reprezentujemy te dziesiątki tysięcy, które idą do walki z armią szatana. Szatan walczy z nami, ponieważ bardzo nas nienawidzi: “I zawrzał smok gniewem na niewiastę i odszedł, aby podjąć walkę z resztąjej potomstwa, które strzeże przykazań Bo­żych i trwa przy świadectwie o Jezusie” (Objawienie 12:17). Jeżeli postanowiliśmy w naszych sercach trzymać się Chrystusa, to w tym ostatecznym konflikcie staliśmy się obiektem ataków szatana. On zaangażuje przeciwko nam całe piekło.
Musimy być przygotowani na to, co ma przyjść. Musimy być gotowi, aby spędzać nasze dni na duchowej walce, wiedząc o tym, że powódź nieprawości jest skierowana przeciwko ludowi Bożemu. Jeżeli postanowiliśmy trzymać się Chrystusa, to musimy sobie uświa­domić, że w Chrystusie jesteśmy nie do pokonania. Jest napisane: „Ten, który jest w was, większy jest aniżeli ten, który jest na świę­cie” (patrz 1 Jana 4:4). Bóg mówi, że mamy zagwarantowane zwy­cięstwo nad wszelką mocą nieprzyjaciela; całe zastępy nieba walczą po naszej stronie!
Jest to szczególnie zachęcające, ponieważ diabeł koncentruje prze­ciwko nam wielką siłę. Dobrze zrobimy pamiętając słowa Mojże­sza, które wypowiedział do Izraela w imieniu Boga: „Nie będziecie czynili sobie bałwanów... Jeżeli będziecie postępo­wać według moich ustaw i przestrzegać moich przykazań i je wyko­nywać, to będziecie ścigać swoich wrogów, a oni padną przed wa­mi od miecza. Pięciu waszych będzie ścigać stu, a stu waszych bę­dzie ścigać dziesięć tysięcy i wasi wrogowie padną przed wami od miecza.” (III Mojżeszowa 26:1,3,7-8)
Jozue również zachęcał armię Bożą takimi słowami: „Jeden mąż spośród was wypędzi przed sobą tysiąc, gdyż to Pan Bóg wasz wal­czy za was, jak wam przyobiecał. Pilnujcie się usilnie, ze względu na wasze życie, aby miłować Pana, Boga waszego” (Jozuego 23:10-11).
Mojżesz powiedział im co się stanie, jeżeli będą się mieszać z tym światem
i próbować służyć dwom panom. „Jakżeby jeden mógł gonić przed sobą tysiąc,
a dwaj zmusić do ucieczki dziesięć tysięcy, gdyby ten, który jest ich skałą nie był ich zaprzedał, a Pan ich nie porzucił?” (V Mojżeszowa 32:30). Ci, którzy nie trzymają się moc­no Skały - Chrystusa - drżą i lękają się nieprzyjaciela. Grzech i let­niość pozbawiają ich wszelkiej mocy i ufności. Porzucając swoją pierwszą miłość, zaczną uciekać przed atakami szatana.
Jeżeli tacy chrześcijanie o rozdwojonym umyśle nie porzucą jednak swoich ukrytych grzechów i pożądliwości, zaczną w końcu ro­bić układy z diabłem. Będą się starali o warunki pokoju, wysyłając swoje sumienie na spotkanie z nieprzyjacielem, aby negocjować zawieszenie broni. Chcą nadal utrzymywać, że kochają Pana, ale nie
chcą oddać ostatniej twierdzy, którą jest usidlający ich grzech. Ne­gocjują zawieszenie broni z pełną świadomością, że diabeł nadal rządzi, jako bóg tego świata. Może ich połknąć w każdej chwili!
Nie możemy wchodzić w układy z diabłem. Nie możemy iść na żaden kompromis z grzechem. Nawet na chwilkę nie możemy po­zwolić, aby nasza wiara została rozbita poprzez kompromis i fałszy­wy pokój. Jesteśmy w stanie otwartej wojny i musimy pokonać wro­ga całkowicie, aby nie miał u nas żadnego przyczółka.
Niech Bóg udzieli nam więcej mocy Ducha Świętego, aby każdy z nas mógł ogłaszać przed światem i wszystkimi zastępami piekła: „Nic mnie nie odłączy od miłości Chrystusowej! Ani utrapienie, ani ucisk, ani prześladowanie, ani głód, ani nagość, ani niebezpieczeń­stwo, ani miecz. Ale w tym wszystkim zwyciężam przez tego, który mnie umiłował. Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła mnie odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzymian 8:35, 37-39).
Taki jest bojowy okrzyk tych, którzy pragną Jezusa.






8. List od diabła

W Starym Testamencie czytamy historię o tym, jak król judzki, Hiskiasz, otrzymał list od diabła: „A gdy Hiskiasz przyjął z rąk posłów list i przeczytał go, poszedł do świątyni Pana i rozwinął go przed Panem, a potem modlił się His­kiasz do Pana tymi słowy: Panie Boże Izraela, który siedzisz na che­rubach! Ty jedynie jesteś Bogiem wszystkich królestw ziemi, Ty stwo­rzyłeś niebo i ziemię. Skłoń Panie ucho swoje i słuchaj! Otwórz Pa­nie oczy swoje i patrz! Przysłuchaj się słowom Sancheryba, które on przysłał, aby urągać Bogu żywemu.” (II Królewska 19:14-16)
List, który otrzymał król judzki, Hiskiasz, był podpisany przez Sancheryba, króla asyryjskiego - ale został wysłany bezpośrednio z piekła. W języku aramejskim słowo «Sancheryb» oznacza «czło- wiek grzechu» (również „bóg księżyca, który pomnaża braci”). Re­prezentuje szatana, bogatego świata, który jest zdecydowany stwo­rzyć sobie ogromną rzeszę nienawidzących Boga.
W czasie kiedy Hiskiasz otrzymał ten szatański list, Jerozolima była oblężona przez potężną armię asyryjską. Król Sancheryb i jego zastępy wzięli do niewoli 10 plemion izraelskich. Był to Boży sąd nad Izraelem za jego niemoralność, bałwochwalstwo i odstępstwo. Izrael „zaprzedał się, aby czynić zło” i taki był tego rezultat.
Izrael oderwał się od domu Dawidowego... Izraelici chodzili we wszystkich grzechach Jeroboama... aż Pan usunął Izraela sprzed swego oblicza... I został Izrael uprowadzony do niewoli ze swojej ziemi do Asyrii.” (II Królewska 17:21-23)
W tym fragmencie Izrael reprezentuje dzisiejszy kościół, odpad­ły od Boga, przepełniony grzechem, pełen kompromisu, pożądli­wości, cudzołóstwa, homoseksualizmu - goniący tylko za przyjem­nościami. I takjak ma to miejsce dzisiaj w przypadku kościoła, Izra­elici mieli tylko formę pobożności, bez mocy: „Król asyryjski zaś sprowadził z Babilonu ludzi i osiedlił ich zamiast synów izraelskich
w miastach samaryjskich... nie oddawali oni czci Panu” (II Królew­ska 17:24,25).
W ich szeregi została wprowadzona ewangelia po­mieszania - i poszła z nimi do niewoli: „I tak te narody oddawały cześć Panu, ale służyły też swoim bałwanom”
(II Królewska 17:41).
Dzisiaj diabeł nie ma potrzeby zwodzić takich ludzi, przekony­wać ich czy pisać zastraszające listy. On już kontroluje ten segment kościoła! Umieścił swoich „aniołów światłości” za kazalnicami. Po­wierzył im letnią religię mieszaniny; trochę tradycji, połączonej z dużą dozą bezbożności.
Nie, diabeł dzisiaj koncentruje się na tych cennych duszach, któ­re z całego serca chcą kochać i podobać się Panu Jezusowi. W histo­rii Hiskiasza i Sancheryba, naród judzki reprezentuje resztkę praw­dziwego kościoła na ziemi. Jest on celem ataków szatana, ponieważ znajduje się pod przymierzem z Panem i dlatego stanowi ogromne zagrożenie dla królestwa ciemności.
Biblia mówi, że król Hiskiasz był bogobojnym człowiekiem: „Czynił on to, co prawe w oczach Pana... on to zniósł świątynki na wyżynach, potrzaskał słupy... Na Panu, Bogu Izraela polega! tak, że nie było po nim takiego jak on w gronie jego poprzedników. Był przywiązany do Pana i nie odstępował od niego, przestrzegając przykazań... Toteż Pan byl z nim, wszystko, co przedsięwziął, wiodło mu się.”
(II Królewska 18:3-7)
I właśnie dlatego „człowiek grzechu” chciał zniszczyć Hiskiasza. Z tej samej przyczyny szatan będzie atakował i ciebie.

Żadnego haraczu dla wroga!
Aż do tego czasu Juda była poddana Asyri i - była to pewna forma niewoli. Tak więc człowiek grzechu miał jeszcze miejsce na Syjo­nie. Król Asyrii nałożył na Judę podatek w wysokości 300 talentów srebra i 30 talentów złota.
Oddał więc Hiskiasz cale srebro znajdujące się w świątyni Pana i w skarbcach domu królewskiego. W tym to czasie kazał Hiskiasz zdjąć obicia z drzwi przybytku Pana i ze słupów.” (II Królewska 18:15-16)
Jest to obraz kompromisu i można go znaleźć obecnie w Bożym kościele: chrześcijanie żyją w strachu i upokorzeniu, przyjmują świeckość i boją się odważnie wystąpić przeciwko grzechowi, wy­jawić go i nazwać po imieniu. Tak jak zrobił Hiskiasz, skłaniając się ku pragnieniom człowieka grzechu, i dzisiaj kościół płaci haracz diabłu, tworząc muzykę rockową zachęcając do „chrześcijańskiej” rozrywki
i stosowania podwójnych norm.
Ale w tej historii serce Hiskiasza zostało poruszone. Zawołał: „Nie będziemy więcej płacić daniny nieprzyjacielowi!” Było to prze­budzenie spowodowane przez Ducha Świętego, oddzielenie resztki świętego ludu, który nie będzie więcej szedł na kompromis czy bał się człowieka grzechu. Pewnego razu, przy okazji innego kryzysu, naród izraelski próbował zaufać człowiekowi, kiedy to zwrócił się o pomoc do Egiptu. Ale Egipt nie był dla nich żadną pomocą. Tym razem naród judzki i ich przełożeni zdali się całkowicie na Pana.
Tu jednak powstał konflikt. Dopóki płacili daninę diabłu, nie byli niepokojeni; nie mieli opozycji, czy wojny. Wtedy to Hiskiasz sta­nął z wiarą po stronie Boga. Zadecydował, że bez względu na koszt nie będzie już więcej obłaskawiania diabła, połowiczego uczniostwa, kompromisu, czy światowych więzów. Właśnie wtedy otrzy­mał list od diabła.
Z chwilą, kiedy zrywasz ze światem i oddajesz swoje życie cał­kowicie w ręce Pana, miej się na baczności! Całe piekło będzie prze­ciwko tobie. Staniesz się obiektem ataków szatana i będziesz oble­gany przez człowieka grzechu. Zostaniesz poważnie doświadczony, czy naprawdę ufasz Panu we wszystkim. Gdziekolwiek spojrzysz, zobaczysz wokół siebie nieprzyjaciela.

Szatan używa przeciwko resztce subtelnych podstępów
Asyryjczycy reprezentują dzisiejszych „przewodników do suk­cesu”. Diabeł będzie paradował ze swoją armią wokół twoich mu­rów - ludźmi, którzy są silni, piękni i na pozór odnoszą sukcesy we wszystkich swoich przedsięwzięciach. Patrząc na nich będziesz czuł się jak więzień za murami! „Król Asyryjski wysłał... Rabszake... przeciwko królowi Hiskiaszowi z potężną armią do Jeruzalemu” (II Królewska 18:17).
Pierwszą sztuczką człowieka grzechu jest kwestionowanie tego, czy wierzący człowiek może tak naprawdę we wszystkim zaufać Panu. Rabszake był ambasadorem króla, a jego imię oznacza „pija­ny poseł”. Szydził on z pobożnych
i urągał im: „I rzekł do nich Rab­szake: ... na czym opierasz swoją ufność? Na kimże to teraz spolegasz, że zbuntowałeś się przeciwko mnie?” (II Królewska 18:19-20). Oskarżenie brzmiało: „Bóg cię nie wybawi z tego bagna. Toniesz! Masz prawdziwy kłopot, a twoja wiara nic ci nie pomoże.”
Czy znajdujesz się teraz w sytuacji bez wyjścia - w naprawdę w wielkim problemie? Czy diabeł ci powiedział, że Bóg cię nie wy­bawi; że twoja wiara jest za słaba albo za mała, i że jesteś już prawie martwy? Może jesteś bezrobotny
i powiększają się twoje rachunki; jesteś przerażony, bo wszystko wygląda tak beznadziejnie. Słyszysz jak diabeł śmieje się: „Pomimo całej twojej miłości do Jezusa, zer­wania ze światem, pełnienia dobrych uczynków i ufania Bogu, nic ci
z tego nie wyjdzie! Nie u ciebie! Upadek jest twoim przeznacze­niem. Skończysz załamany, ścigany przez wierzycieli i może nawet popełnisz samobójstwo.”

Posłuchajcie co mówi diabeł w Starym Testamencie: „Jakże chcesz odprawić
z niczym namiestnika jednego z najmniejszych sług moje­go pana?” (Izajasza 36:9). Innymi słowy: „Co możesz uczynić, aby zatrzymać ten bieg wydarzeń? Jak możesz przetrwać, skoro nie mo­żesz nawet znaleźć pracy; nie wiesz co przyniesie ci nadchodzący miesiąc, a co dopiero cała przyszłość. Jak możesz przetrwać, skoro za twoimi obecnymi kłopotami czekajuż cała armia następnych. Czy naprawdę wierzysz, że Bóg uczyni dla ciebie cud i wydobędzie cię z tego bagna? Poddaj się. Mam dla ciebie pewną propozycję...” Teraz szatan dodaje nowy wybieg - mówi ci, że to Bóg kryje się za wszystkimi twoimi problemami, a nie on. Poseł asyryjski twier­dził: „To Pan rzekł do mnie: wyrusz naprzeciw temu krajowi i zniszcz go”
(II Królewska 18:25). Szatan będzie starał się przekonać cię, że to Bóg wyrównuje
z tobą rachunki i jest na ciebie mocno zagnie­wany. Jest to najzręczniejsze kłamstwo! Chce, abyś uwierzył, że Bóg cię odrzucił i wydał na pastwę kłopotów i smutku. Chce, abyś myślał, że wszystkie twoje problemy są rezultatem Bożej kary za grzechy twojej przeszłości. Nie wierz w to! To szatan chce ciebie zniszczyć.
Nasz Pan jest twierdzą i wybawieniem. Izajasz powiedział, że On przychodzi, „aby rozweselić płaczących na Syjonie, dać im zawój zamiast popio­łu, olejek radości zamiast szaty smutku, pieśń chwały, zamiast przy­gnębionego ducha. I będą ich zwać dębami sprawiedliwości, szcze­pem Pana ku Jego wsławieniu.” (Izajasza 61:3)
Nie, drogi przyjacielu, nie toniesz. Jesteś po prostu atakowany i ostrzeliwany kłamstwami nieprzyjaciela, ponieważ postanowiłeś w swoim sercu naprawdę zaufać Panu. Szatan próbuje zniszczyć twoją wiarę w Boga.
Innym podstępem, jakiego szatan używa, aby nasilić swój atak na ciebie, jest próba skupienia twojej uwagi na jego zwycięstwach nad innymi chrześcijanami. „Bo czy bogowie... wyrwali... z ręki króla asyryjskiego? Gdzie są bogowie Hamat i Arpad? Czy oni wyr­wali Samarię z mojej ręki?” (II Królewska 18:33-34).
Szatan będzie chełpił się: „Jestem potężniejszy, niż twój Bóg. Sprowadziłem na dno niektórych z waszych największych ewange­listów i zwiodłem ich do wielkiego grzechu. Niektórych z nich za­mieniłem w kłamców, zwariowanych na punkcie pieniędzy. Na ja­kiej podstawie miałbyś myśleć, że możesz wyrwać się
z mojej mocy?” Ten sam głos dochodził do Judy z Asyrii: „Któryż spośród wszyst­kich bogów ziem wyrwał swoją ziemię z mojej ręki, że Pan miałby wyrwać Jeruzalem z mojej ręki?” (II Królewska 18:35).
Szatan będzie ci przypominał wszystkich chrześcijan, którzy gło­sili, że ufają Bogu, a jednak znosili kłopoty, choroby, a nawet śmierć. Pokaże ci kilku wspaniałych chrześcijan, może jakąś starszą wdo­wę, która ciągle znosi ból i ma tak niewiele środków do życia, że wydaje się być tym załamana. Nieprzyjaciel powie: „Ona też ufała Bogu, a zobacz co się z nią dzieje! Ci upadli ewangeliści telewizyj­ni byli podobno tak blisko Pana, a zobacz jak skończyli. Jeżeli kaznodziejom się nie udaje, to co dopiero tobie? Na jakiej podsta­wie uważasz, że Bóg ciebie wysłucha, jeżeli upada tylu duchowych olbrzymów?”
Znam jednego kaznodzieję zielonoświątkowego, który wpadł w tę pułapkę nieprzyjaciela. Stało się to pewnego dnia, kiedy sie­dział w małym przenośnym domku swojego ojca, kaznodziei. Jego ojciec miał już ponad 75 lat, był chory i nie miał żadnych oszczęd­ności. Ledwie wiązał koniec z końcem. Syn usłyszał, jak diabeł szep­ce: „Widzisz jak Bóg płaci Swoim wiernym pasterzom? Ty też skoń­czysz
w takim ubóstwie! Twój ojciec prowadził bogobojne życie, a mimo to kończy życie
w nędzy.”
W tym momencie ten kaznodzieja powiedział sobie, że nigdy nie będzie biedny. Wszedł w niego duch demoniczny i od tego czasu pracował dzień i noc, by zarobić jak najwięcej pieniędzy. Zaangażo­wał się w nieuczciwe interesy. Przyznał, że popychały go do tego złe duchy. Nie dawały mu spokoju całymi dniami, mówiąc: „Nie mu­sisz być biedny!”
Ten człowiek pełni nadal obowiązki kaznodziei, ale jest godny pożałowania. Traci pieniądze na wszystkim, ponieważ nie wycho­dzą mu interesy. Jego ojciec prawdopodobnie umrze biedny, ale szczęśliwy w Panu - a wygląda na to, że on będzie opuszczał tę ziemię pełen goryczy i niewiary.

Szatan będzie próbował ubić z tobą interes
Inna sztuczka szatana polega na tym, że namaluje fantastyczny obraz tego, czym może być twoje życie, jeżeli zawrzesz z nim układ:
Nie słuchajcie Hiskiasza, gdyż tak mówi król Asyryjski: zawrzyjcie ze mną pokój
i przejdźcie do mnie, a będziecie pożywać każdy ze swojej winorośli, ze swojego figowca i pić każdy ze swojej krynicy, aż przybędę i zabiorę was do ziemi podobnej do waszej, ziemi zboża i moszczu, ziemi chleba i winnic, ziemi oliwników, oliwy
i miodu, i będziecie żyć a nie umierać. Tylko nie słuchajcie Hiskiasza, gdyż was zwodzi, powiadając: «Pan wyrwie nas»”. (II Królewska 18:31-32)
Diabeł szepce: „Nie ma potrzeby, żebyś był nikim, albo nie­sprawiedliwie cierpiał. Wyjdź tylko ze swoich wąskich i prostych dróg, a ja ci wszystko zapewnię. Będzie ci się dobrze powodziło! Dam ci tyle pieniędzy, ile potrzebujesz - zboża, oliwy, wina. Nie będziesz musiał płacić rachunków ani ledwie wiązać końca z koń­cem. Ja otworzę przed tobą bank.”
Diabeł jest niesamowicie podstępnym sprzedawcą! Mówi: „Tyl­ko jedna umowa, a znikną wszystkie twoje problemy. Zasługujesz na odpoczynek; dość się już nacierpiałeś. Teraz karta się odwraca.” Ale nie daj się oszukać: Każdy kompromis na drodze za Jezusem jest tym samym, co „wyjście diabłu naprzeciw”. Kiedy sprzedajesz swoje relacje z Jezusem, ubijasz interes i zawierasz układ, to w re­zultacie sprzedajesz swoją duszę.
Szatan obiecuje: „Przyjdę i zabiorę was do ziemi podobnej do waszej” (werset 32). Innymi słowy: „Kiedy pójdziesz ze mną, to możesz zabrać z sobą Boga. Będziesz musiał dokonać kilku zmian, ale nadal będziesz sobą. To w niczym nie przeszkadza. Możesz mieć wszystko - i Jezusa i układ!”
Uważaj jednak! W chwili kiedy kupisz to kłamstwo, staniesz się niewolnikiem diabła. Nie ma tam ziemi opływającej winem i oliwą, ani obiecanego raju. Kiedy tylko wyjdziesz do niego, zarzuci łańcu­chy na twoją szyję i ręce, i zaprowadzi cię do Babilonu. Nigdy nie dostaniesz tego, czego się spodziewałeś. Zamiast tego czeka cię bicz i łańcuch, złamane obietnice i rozpacz. Zamiast ojca dostaniesz ciemiężyciela. Krynice, które ci obiecał, są zatrute. Nie będziesz miał żadnej wolności. Będziesz żył w całkowitej niewoli jako niewolnik kaprysów szatana.
Na koniec, jako ostatni wybieg, pośle ci list z pogróżkami: „A gdy Hiskiasz przyjął z rąk posłów list i przeczytał go, poszedł do świątyni Pana i rozwinął go przed Panem” (II Królewska 19:14).
Posłaniec, który doręczył list, był również wysłannikiem diabła. List ten, pełen pogardy dla żyjącego Boga, miał na celu przestrasze­nie Bożego ludu. Było to ucieleśnienie śmiechu diabła. Szydził z nich i mówił: „Zniszczę cię i uczynię z ciebie pośmiewisko; znisz­czę wszystko w twoim domu.”
Czy dostałeś taki list od diabła? Dokumenty rozwodowe, które otrzymałeś, to szatan mówiący do ciebie: „Przeczytaj to, pokonany człowieku! Co ci po tym, że służysz Bogu i zapierasz się samego siebie? To nie uratowało twojego małżeństwa. To wszystko twoja wina. Można było tego uniknąć. Nieudacznik! Pokonany! Poddaj się!” To zwolnienie z pracy może być również głosem diabła. „A więc to cię czeka, kiedy naśladujesz Jezusa, co? Szybki kopniak? Nikt ciebie nie chce. Jesteś za stary, zbyt staromodny. Idziesz na dno, stracisz wszystko. Nie będziesz miał pieniędzy na czynsz i nie bę­dziesz w stanie zatroszczyć się o swoją rodzinę. Jesteś skończony!”
A co z tym wynikiem prześwietlenia? Masz tu czarno na białym: Jesteś nieuleczalnie chory: AIDS! Rak! Gruźlica! Twój stan jest bez­nadziejny. A szatan mówi: „Ciągle wierzysz, że Jezus uzdrawia, praw­da? No więc, gdzie jest teraz? Dlaczego musisz nadal cierpieć? Od­dałeś Mu wszystko, a zobacz co się dzieje. Nie dał ci nic w zamian, oprócz ustawicznego cierpienia.”
Mój drogi przyjaciel, biznesmen, otrzymał niedawno list od dia­bła. Było to sprawozdanie księgowego informujące o tym, że jego zaufany pracownik przywłaszczył sobie setki tysięcy dolarów po­chodzących z jego przedsiębiorstwa. Szatan skierował do niego takie słowa: „Czytaj z moich ust. Nie opłaca się być sprawiedliwym. Właśnie to otrzymujesz, kiedy służysz Panu. Modlisz się, dajesz dziesięcinę, idziesz prostą i wąską drogą - i kończysz zrujnowany. No więc proponuję układ. Zrezygnuj z tego wszystkiego!”
Co więc możesz zrobić, kiedy zostajesz skonfrontowany z po­selstwem od diabła? Najpierw musisz rozwinąć przed Panem list od nieprzyjaciela, tak jak to zrobił Hiskiasz: „A Hiskiasz... rozwinął go przed Panem... a potem modlił się Hiskiasz” (II Królewska 19:14-15).
Módl się i szukaj Pana. Nie rozmawiaj ani nie dyskutuj z dia­błem. Nie odpowiadaj, tak jak zrobili to ludzie w powyższej historii, kiedy byli nagabywani przez wysłannika: „A lud milczał i nie odpo­wiedział mu ani słowa, gdyż taki był rozkaz królewski: Nie odpo­wiadajcie mu” (II Królewska 19:14-15).
Bóg przeczytał ten list i roześmiał się. „Takie zaś jest słowo, któ­re Pan wypowiada o nim (o królu asyryjskim): Gardzi tobą i szydzi z ciebie panna, córka syjońska, potrząsa nad tobą głową córka jeruzalemska” (II Królewska 19:21). Inaczej mówiąc, Bóg odniósł ten list do Siebie. Powiedział bowiem: Diable, nie posłałeś tego listu do Mojego dziecka. Posłałeś go do Mnie! „Komu urągałeś
i bluźniłeś? Przeciw komu podnosiłeś swój głos? I wysoko wznosiłeś swoje oczy? Przeciw Świętemu Izraela! (II Królewska 19:22).
Ten, kto ciebie dotyka, dotyka źrenicy Bożego oka. Bóg mówi, że Jego dzieci są bezpieczne i diabeł nie może im wyrządzić żadnej krzywdy:
Przeto tak mówi Pan... Nie wkroczy on do tego miasta ani nie wy­puści na nie strzały, ani nie wystąpi przeciwko niemu z tarczą ani nie usypie przeciwko niemu szańca... bo osłonię to miasto i ocalę przez wzgląd na siebie i przez wzgląd na Dawida, mego sługę.” (II Królewska 19:32, 34)
Tej samej nocy Bóg pokazał Hiskiaszowi, że wystarczy jeden anioł Pana, aby zniszczyć całą armię: „I stało się tej samej nocy, że wyszedł anioł Pański i pozbawił życia w obozie asyryjskim sto osiemdziesiąt pięć tysięcy. Następnego dnia rano oto wszyscy oni - same trupy – pomarli.” (II Królewska 19:35)
Pamiętajcie również o tym, że „Anioł Pański zakłada obóz wo­kół tych, którzy boją się Pana i ratuje ich” (Psalm 34:8).
Bez względu na to ile demonów atakuje, bez względu na wście­kłe groźby pochodzące z królestwa ciemności, dzieci Boże są bez­pieczne. Niech utkwi to głęboko w twoim sercu: Jesteś bezpieczny. Pan wyruszył, aby cię bronić i ratować.

Pan posyła do diabła list od Siebie
Pan napisał list do diabła w Psalmie 46. Jest on tak przemawiają­cy, że kiedy przeczytasz go głośno, wszystkie demony w piekle będą drżały i truchlały ze strachu.
Uwaga, „człowieku grzechu”: „Bóg jest najpewniejszą pomocą w utrapieniach” (werset 1. teraz i na wieki). Jest dla nas pomocą nie tylko w przyszłych wiekach, ale bardzo realną pomocą teraz, dzisiaj - wśród jakichkolwiek i wszyst­kich problemów.
Przeto się nie boimy” (werset 2). Nie mamy potrzeby się bać. Bóg jest naszym ogniem trawiącym, obrońcą i tarczą dla Swoich dzieci.
II List do Tymoteusza 1:7 mówi: „Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, lecz mocy, miłości i powściągliwości.” On jest zawsze wier­ny Swojemu Słowu.
Bóg jest w swojej świątyni, przeto nie zachwieję się” (werset 6). Moje ciało jest świątynią Ducha Świętego i Bóg mówi, że On sam jest pośrodku tej świątyni. Sam Chrystus zajmuje Swoje miejsce w moim sercu, więc nie mogę się zachwiać! „Wzburzyły się narody, zachwiały się królestwa” (werset 7). Niech burzą się poganie. Niech wszystkie królestwa ziemi zostaną wstrząśnięte i poruszone. Nasz Bóg całkowicie zniszczy wszystkie atakujące demony.
„Kładzie kres wojnom... Łamie luki i kruszy włócznie... wozy pali ogniem” (werset 10). On jest moją armią przeciwko moim wrogom, przeciwko tym, którzy walczą przeciwko mnie. I On sam całkowicie unicestwi wszelką broń skierowaną przeciwko mnie: „Żadna broń ukuta przeciwko tobie nic nie wskóra” (Izajasza 54:17).
On mówi: „Przestańcie i poznajcie, żem Ja Bóg” (werset 11). Uciszę się
i odpocznę całkowicie, wiedząc że On jest Bogiem. On jest moim Odkupicielem, moim Obrońcą - suwerennym Panem we wszystkich moich sprawach. Jestem bezpieczny, otoczony Jego obec­nością w pawilonie Jego miłości. Będę stał mocno
i oglądał Jego majestat i chwałę!”
Drogie Boże dziecko, Bóg przedstawia ten list w odpowiedzi na wszystkie ataki szatana, które ten kieruje na twoją wiarę. Czytaj go, rozmyślaj o nim - wierz
w to. Jest to odpowiedź nieba na list, który otrzymałeś od diabła.


9. Chodzenie w Duchu

Apostoł Paweł wydał polecenie: „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej” (Galacjan 5:16). Powie­dział również: „Jeśli według Ducha żyjemy, według Ducha też pos­tępujmy” (werset 25). Będąc chrześcijanami wiele razy w naszym życiu słyszeliśmy ten zwrot: “Według Ducha postępujcie.”
Wielu wierzących twierdzi, że chodzą w Duchu - ale nie potrafią wyjaśnić co to naprawdę oznacza. Chciałbym cię zapytać: Czy ty chodzisz i żyjesz według Ducha? Co to dla ciebie oznacza?
Wątpię czy jest wśród nas wielu takich, którzy naprawdę wiedzą co oznacza chodzenie według Ducha. Jest to niejasne również dla wielu chrześcijan, włączając w to kaznodziejów. Ale Paweł mówi jasno, że chodzenie według Ducha jest bardzo ważne.
Uważam, że „chodzenie według Ducha” można zdefiniować jed­nym zdaniem: Pozwolenie Dachowi Świętemu, by czynił w nas to, do czego Bóg Go posiał. Uważam również, że nie możesz pozwolić Duchowi Świętemu na uczynienie tego dotąd, aż zrozumiesz dla­czego Bóg Go posłał.
Jezus powiedział: „Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki - Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo Go nie widzi
i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie”. (Ew. Jana 14:16-17)
Duch Święty został posłany do nas od Ojca, aby wykonać jeden - i tylko jeden - wieczny cel. Jeżeli nie zrozumiemy Jego misji i dzia­łania w nas, to będziemy popełniać jeden z dwóch błędów. Po pierw­sze będziemy się starali tylko o małą część Jego działania - na przy­kład o kilka darów Ducha - błędnie myśląc, że jest to całe Jego zada­nie, omijając wielkie dzieło Jego wiecznego celu w naszym życiu. Albo, po drugie, będziemy gasić w sobie Ducha i całkowicie Go ignorować, wierząc, że jest tajemnicą i dlatego Jego obecność trze­ba przyjąć przez wiarę, a nie zrozumieć.
Smutną prawdą jest to, że Kościół jest często winien obu tych błędów! Myślimy tak: „Na pewno chodzę według Ducha, bo działa­ją we mnie Jego dary.” Możesz mieć dary i nie chodzić według Du­cha. Paweł mówi, że możemy prorokować, uzdrawiać i mówić inny­mi językami, ale jeżeli nie mamy miłości, jesteśmy niczym - nie cho­dzimy według Ducha.
Obecnie wielu chrześcijan jest przekonanych, że chodzą według Ducha po prostu dlatego, że modlą się językami. Rozumują tak: „Jak mógłbym modlić się językami i nie chodzić według Ducha?” Ale modlitwa w językach nie musi oznaczać modlitwy w Duchu. Wielu tych, którzy chcą modlić się w Duchu natychmiast zaczyna się mod­lić w językach, przy czym ich umysł znajduje się zupełnie gdzie indziej! Biblia mówi, że jeżeli mówimy językami, to nasz umysł jest bezużyteczny. Pan chce, abyśmy modlili się językami i zrozumie­niem. Modlenie się w Duchu może obejmować modlitwę w języ­kach, ale i o wiele więcej.
Ilu wierzących skarłowaciało w swoim duchowym wzroście, po­nieważ skupili się na jednym czy dwóch darach Ducha i nie poszli dalej? W jakiś sposób zostali przekonani, że zadanie Ducha Święte­go polega jedynie na rozdawaniu darów.
Wielu innych chrześcijan popełnia drugi błąd: Gaszą w sobie Ducha Świętego - rzadko korzystają z Jego rady; tak rzadko Go uzna­ją, że nie może wykonywać
w nich tego, do czego Bóg Go posłał.
Uznajemy dzieło Jezusa Chrystusa na krzyżu i wierzymy, że miesz­ka w nas
i odczuwamy Jego obecność. Ale nie uznajemy w nas dzie­ła i służby Ducha Świętego. Może zastanawiasz się co to znaczy? To proste: Czy rozmawiasz z Duchem Świętym tak, jak z Jezusem? Czy uznajesz Go codziennie?
Przyznaję, że dla mnie był to problem. Niedawno jednak miałem takie przeżycie, kiedy Duch Święty przemówił do mnie w komorze modlitwy. Powiedział: Dawidzie, uznaj Mnie. Nie trzymaj Mnie w jakimś ciemnym zakątku swojego serca. Przyznaj, że to Ja się to­bie teraz objawiam.
Musi przyjść taki czas, kiedy zaczniesz poważnie podchodzić do tego, po co został ci dany Duch Święty. Musisz być w stanie powie­dzieć: „Duchu Święty, Biblia mówi, że zostałeś posłany dla mnie jako dar od mojego niebiańskiego Ojca. Słowo mówi, że mieszkasz we mnie. Powiedz mi - dlaczego przyszedłeś? Jaki jest Twój wiecz­ny cel? Co chcesz we mnie osiągnąć?”

Jego wieczny cel
Wiecznym celem Ducha Świętego w nas jest doprowadzenie nas do domu, do Jezusa Chrystusa, jako Jego wieczną i czystą Oblu­bienicę.
Duch Święty przyszedł, aby zamieszkać w tobie i we mnie, i za­pieczętować, uświęcić, napełnić mocą i przygotować nas, jako ob­lubienicę Chrystusa. Został posłany na ten świat, aby przygotować oblubienicę do małżeństwa!
Starotestamentowy obraz tej relacji pomiędzy wierzącymi i Du­chem Świętym, jest zapisany w I Księdze Mojżeszowej 24. Abra­ham posłał swojego najstarszego sługę, Eliezera, aby znalazł oblu­bienicę dla jego syna Izaaka. Imię Eliezer oznacza „potężny, święty pomocnik” - typ Ducha Świętego. I tak jak ten wierny pomocnik wrócił z Rebeką, aby przedstawić ją jako oblubienicę dla Izaaka, tak samo Duch Święty na pewno przyprowadzi Oblubienicę do naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Bóg wybrał Rebekę na oblubienicę dla Izaaka, a Pan poprowa­dził do niej Eliezera. Cała misja i cel tego sługi była skoncentrowa­na na jednej rzeczy, by przyprowadzić Izaakowi Rebekę; nakłonić ją, aby opuściła wszystko, co miała; rozkochać ją w Izaaku i zaślubić z nim. Rodzina Rebeki dała na to przyzwolenie. Powiedzieli do Eliezera: „Widzimy, że to wyszło od Pana. Weź ją i idź - niech bę­dzie żoną syna twojego pana” (patrz I Mojżeszowa 24:50-51).
Tak samo jest z tobą i ze mną. Bóg nas wybrał. Nasze zbawienie - nasze wybranie dla Chrystusa - zostało dokonane przez Pana. On posłał Ducha Świętego, aby nas doprowadził do Jezusa. Jeżeli Mu zaufamy, to Duch doprowadzi nas bezpiecznie do domu jako wiecz­ną Oblubienicę Chrystusa.
Nie myśl ani na chwilę, że to ty pierwszy wybrałeś Chrystusa. Byłeś obcy
i wrogo nastawiony: „Nie wy mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem” (Ew. Jana 15:16). „Ja was wybrałem ze świata, dla­tego świat was nienawidzi” (werset 19).
„W Nim nas wybrał Bóg przed założeniem świata” (Efezjan 1:4). „Bóg wybrał was od po­czątku ku zbawieniu przez Ducha, który uświęca i przez wiarę w prawdę” (II Tesaloniczan 2:13).
Mojżesz powiedział do Izraela, że są szczególnym, wybranym ludem: „Gdyż ty jesteś świętym ludem Pana, Boga twego. Ciebie wybrał Pan, Bóg twój spośród wszystkich ludów na ziemi, abyś był jego wyłączną własnością” (V Mojżeszowa 7:6). Ach, jakże Izraeli­ci kochali takie poselstwo! Bardzo im się to podobało, że w oczach Boga są kimś wybranym i szczególnym.
Ale problem Izraela polegał na tym, że chcieli cieszyć się z ko­rzyści, jakie pochodziły z ich wybrania, nie przyjmując zobowiąza­nia i dyscypliny, by stać się godnymi swego Mistrza.
Eliezer powiedział do Rebeki: „Zostałaś wybrana. Teraz ubłogosławię cię wieloma błogosławieństwami”. Rebeka nałożyła złote bransolety i kolczyki, klejnoty, srebrne i drogie szaty, jakie Eliezer dla niej przywiózł. Wtedy Eliezer powiedział: „Jedź ze mną”.
Gdyby Rebeka odpowiedziała: „Bardzo ci dziękuję, że mnie wy­brałeś i za te wszystkie błogosławieństwa. Alenie mogę teraz z tobą pojechać - bardziej podoba mi się mój dom.”
Chciałbym zapytać nas dzisiaj, czy nie reagujemy czasem w bar­dzo podobny sposób? Przyjmujemy wszystkie błogosławieństwa - wszelkie złoto i srebro - i nasze wybranie. Ale przychodzi czas, kie­dy musimy wstać i pójść. Musimy pójść z naszym Eliezerem, Duchem Świętym. On mówi do nas: „Ja mam boski cel. Przyszedłem
z misją od Boga i wykonam ją!” I tak, jak Eliezer, który przyszedł do domu
z oblubienicą dla Izaaka, tak samo Duch Święty nie wróci z pustymi rękami. Naród izraelski nigdy nie wstał i nie poszedł za Panem do Ziemi Obiecanej. Nigdy całym sercem nie poszli za Jego Duchem. Trwali w upartym buncie, odstępstwie, duchowym wszeteczeństwie i bałwochwalstwie. Byli wybrani, ale nie oczyszczeni. Byli szczególnym ludem, ale nigdy nie oddzielili siebie dla Niego. A kiedy nadszedł czas, aby wejść do Kanaanu, nie byli gotowi. Musieli się odwrócić, bo niczego nie nauczyli się na pustyni. Byli takimi samymi odstępcami, jak na początku. Co za tragedia! Cały czas żyli tylko dla siebie.
Jest to obraz nowoczesnego chrześcijaństwa. Chlubimy się tym, że jesteśmy wybrani i powołani przez Boga, ale nie chcemy dyscy­pliny Ducha Świętego, aby nas przygotował jako świętą Oblubieni­cę. Przyjmujemy wszystkie Jego błogosławieństwa, złoto, srebro i wielkie dary. Ale kiedy Duch Święty mówi: „Wstańmy i chodźmy, bo już czas, aby przygotować się jako Oblubienicą dla Mistrza” - to już inna sprawa.
Gdybyś mi powiedział, że jesteś wybrany w Chrystusie i że Go kochasz, to musiałbym ci zadać pytanie: „Czy masz serce Rebeki?” Czy Jezus jest tym, którego kochasz całym sercem? Czy twoja mi­łość do Niego wzrasta i pochłania twoje serce? Czy masz coraz więk­sze pragnienie, aby się Jemu podobać i iść za Nim, gdziekolwiek poprowadzi?” Rebekę zapytano: „Czy chcesz iść z tym człowie­kiem?” A ona odpowiedziała: „Pójdę” (I Mojżeszowa 24:58).

Jego misja
Duch Święty nie wykonuje w nas Swojego dzieła w jakiś bezład­ny, przypadkowy sposób. On nie istnieje tylko po to, aby pomagać nam w życiu, przeprowadzać przez kryzysy i przebywać z nami w ciągu samotnych nocy. On nie jest obecny tylko po to, aby nas podnosić i wpompować trochę więcej siły przed ponownym włą­czeniem.
Wszystko, co czyni Duch Święty, jest związane z celem dla któ­rego przyszedł, a którym jest doprowadzenie nas do domu, jako przy­gotowaną Oblubienicę. On działa w zgodzie z tą misją. Tak, On jest naszym Przewodnikiem, Pocieszycielem, siłą w potrzebie. Ale On wykorzystuje każdy akt pomocy - każde dotknięcie, każde objawie­nie Siebie w nas po to, by uczynić nas bardziej odpowiednią Oblu­bienicą.
Duch Święty nie jest tu również tylko po to, żeby rozdawać wie­rzącym dary. Każdy Jego dar ma za sobą cel. Jeżeli prorokujesz, to proroctwo ma jeden cel: Uwielbić Chrystusa i spowodować, żeby świat i Jego kościół zakochał się w Nim. Za każdym razem, kiedy ktoś zostanie uzdrowiony, Duch Święty mówi: „Spójrz. Taki jest twój Jezus! Czy On nie jest wspaniały? On ucieleśnia uzdrowienie - widzisz przez to kim On jest!”
Te dary to nasz Eliezer, który mówi: „Czy kochasz Jezusa? Po­patrz, co On dla ciebie uczynił!” Wszystko, co Duch Święty czyni, wskazuje na Jezusa, bo Duch „nie będzie mówił o sobie!” (Ew. Jana 16:13). „Ale kiedy przyjdzie Pocieszyciel, którego wam poślę od Ojca... On o Mnie świadczyć będzie" (Ew. Jana 15:26).
Duch Święty ma tylko jedno poselstwo; wszystko, czego uczy prowadzi do jednej, centralnej prawdy. On może świecić w nas jak najwspanialszy klejnot, ale każdy promień prawdy ma na celu do­prowadzenie nas do tej jedynej prawdy,
a mianowicie: „Nie nale­żysz do siebie - zostałeś drogo kupiony. Zostałeś wybrany, aby być poślubiony Chrystusowi. A Ja, Duch Boży, zostałem posłany, aby objawić ci prawdę, która uwolni ciebie od wszystkich innych mi­łości. Moja prawda zerwie wszelkie więzy grzechu i rozprawi się z wszelką niewiarą. Nie należysz do tego świata; zmierzasz ku wspa­niałemu spotkaniu z twoim Oblubieńcem i jesteś przygotowywany do Jego Uczty Weselnej. Wszystko jest już gotowe, a Ja przygoto­wuję ciebie! Chcę ciebie przedstawić bez plamy, z gorącą miłością do Niego”.
To jest dzieło Ducha Świętego - tak objawić Jezusa kościołowi, abyśmy zakochali się w Nim. 1 jeszcze więcej, aby ta miłość nas zachowała! Biblia mówi, że jeżeli chodzimy według tego Ducha, to nie będziemy wypełniać pożądliwości ciała. Dlaczego? Bo Duch kieruje nasze serca do Chrystusa. On przychodzi, aby pokazać nam Jezusa i piękno Jego świętości.
Mówimy dużo o prowadzeniu przez Ducha Świętego. Wołamy: „Prowadź mnie, Panie. Pokaż mi drogę, którą mam iść”. Ale nie zawsze poddajemy się Jego prowadzeniu. Poświęcamy raczej czas na to, aby ocenić: „Czyja dobrze słyszałem?
A może się przesłysza­łem? Może to było tylko moje ciało? Dlaczego nie odbyło się to tak, jak sobie to wyobrażałem?” Jesteśmy tak bardzo zainteresowani tym, żeby „wszystko było prawidłowo,” że w końcu wcale nie ufamy Duchowi Świętemu! Nie wierzymy, że On mieszka w nas, że ma wieczny cel i że, jeżeli tylko poddamy się Jemu, -wprowadzi nas w Boży plan.
Mam pytanie: Po co zostały dane manifestacje i dary Ducha? Paweł powiedział, że dla naszego pożytku: „A w każdym różnie prze­jawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi” (I Koryntian 12:7). Dar mądrości nie ma nic wspólnego
z mądrością tego świata. Jest to ra­czej mądrość dotycząca tego, co pochodzi od Chrystusa. Wiara, uzdra­wianie, cuda, proroctwo rozróżnianie duchów, języki, tłumaczenia - jaki jest pożytek z tych darów „w nas”? Mają doprowadzić nas, Oblubienicę, do Chrystusa.
Wszystko, co czyni Duch Święty, zmierza w jednym kierunku i chociaż my możemy o tym zapomnieć, Duch tego nie zapomni. Żaden z tych darów nie ma większego znaczenia, jeżeli zostanie od­dzielony od wiecznego celu Ducha Świętego. Staje się wtedy tylko „cymbałem brzmiącym.” Działanie darów duchowych ma znacze­nie tylko wtedy, kiedy czynią nas bardziej podobnymi do Jezusa Chry­stusa.
Czy byłeś już kiedyś na nabożeństwie cudów czy uzdrawiania? Czy to, co widziałeś, spowodowało twoje uniżenie przed Bogiem? Czy pokazało ci to „przerażającą okropność grzechu?” Czy zalało twoją duszę miłością do Jezusa? Czy wzbudziło
w tobie tęsknotę za Jego powrotem? Jeżeli nie, to Duch Święty nie był tam obecny, po­nieważ takie jest Jego zadanie. Jego celem jest pociągnięcie Oblu­bienicy bliżej Oblubieńca. Jeżeli tak się nie działo, to to, co widziałeś, pochodziło z ciała. Duch Święty nie przychodzi po to, aby nas zabawić, dostarczyć znaków i cudów dla naszej rozrywki, czy spo­wodować, że będziemy się dobrze czuć. Nie; każde Jego działanie ma jeden Boży cel: „Przygotować Oblubienicę”.
Dzieło, służba i misja Ducha Świętego jest prosta: Aby oddzielać nas od tego świata... aby wytworzyć w nas pragnienie szybkiego powrotu Jezusa... aby przekonać nas o wszystkim, co powoduje w nas skażenie... aby odwrócić nasze oczy od wszystkiego, oprócz Jezusa... aby odziać nas w gorące pragnienie przebywania
z Nim, jako Jego Oblubienica.
Jakże Duch Święty musi smucić się, kiedy widzi pastorów i ewan­gelistów, którzy zamieniają swoją służbę w cyrk! Duch nie może znieść manipulacji
i cielesnych widowisk, które są czynione w Jego imieniu. Niedawno słyszałem
o niesamowitych sztuczkach, do ja­kich się uciekano, by wytworzyć poczucie Jego obecności. Jakże musi to boleć Boże serce! Ponadto, jest to bluźnierstwo przeciwko Duchowi Bożemu.
Jeżeli Duch Święty działa w kościele, to każda pieśń, słowo uwiel­bienia, każdy dźwięk instrumentu, otrzymuje namaszczenie od Du­cha, aby uwielbić Chrystusa. Duch wykonuje to, do czego został powołany.- przedstawia naszego Oblubieńca
w całej Jego chwale i majestacie. W każdym uzdrowieniu, proroctwie i manifestacji Jego chwały w Jego domu, działa Duch Święty i mówiąc do nas: „To jest miłość twojego Oblubieńca, On taki właśnie jest. Czyż nie jest wspa­niały, uprzejmy, łagodny, troskliwy, miłosierny? A widzisz tylko odrobiną Tego, do którego ciebie prowadzę!”
Chciałbym ci teraz pokazać jedno z najbardziej chwalebnych dzieł Ducha Świętego.

Jego działanie
Duch Święty został posłany, aby dać nam przedsmak Chrystusa.
«Przedsmak» - to wcześniejsze skosztowanie tego, co ma być zrealizowane później. Biblia nazywa to rękojmią - „rękojmią nasze­go dziedzictwa” (Efezjan 1:14). Oznacza to zakosztowanie całości, zanim ją zdobędziemy. Naszym dziedzictwem jest sam Chrystus - a Duch Święty wprowadza nas przed Jego oblicze, jako przedsmak przyjęcia nas, Jego Oblubienicy, która cieszy się wieczną miłością i społecznością
z Nim.
Paweł mówi o ludziach, którzy są „zapieczętowani Duchem” (Efezjan 1:13). Jest tu mowa o ludziach oznaczonych w szczególny sposób poprzez działanie Ducha. Duch Święty wytworzył w nich znak wyróżniający, chwalebne wewnętrzne działanie; coś nadprzy­rodzonego, co zmieniło ich na wieki. Nie są już więcej normalnymi wierzącymi. Już więcej „nie należą do tego świata,” ponieważ skie­rowali swoje uczucia ku rzeczom w górze, a nie ku temu, co na ziemi. Nie poruszają ich wydarzenia tego świata; są raczej nieporuszeni. Nie są letni ani połowiczni. Ich serca wołają w dzień i w nocy: „Przyjdź, Panie Jezu...”
Co ich tak zmieniło? Co Duch Święty uczynił w tych wierzą­cych? Co ich oznaczyło i zapieczętowało na wieki jako własność Pana? Po prostu: Duch Święty dal im przedsmak chwały Jego obec­ności! Przyszedł do nich, otworzył niebo
i doświadczyli nadprzyro­dzonej manifestacji Jego niezmiernej wielkości.
Dlaczego jest to tak konieczne, aby dom Boży był święty - dla­czego nasze serca i ręce muszą być czyste i nie może być w nas nic, co przeszkadza w działaniu Ducha? Ponieważ Duch Święty pragnie odsłonić zasłonę i dać nam przedsmak tego, co przed nami.
W tej chwili Duch Święty odkrywa oczy Jego wybranych - „Oświe­cił oczy serca naszego” (Efezjan 1:18). Duch Święty przychodzi do kościoła, który pragnie Jego
i modli się; do pasterzy, którzy są skru­szeni przed Bogiem; do wierzących, których interesuje tylko to, aby Ciało Chrystusa było podobne do obrazu nieba. Bóg pieczętuje te­raz takich ludzi! Możecie pójść na nabożeństwa, gdzie Jezus jest tak realny, że będziecie mogli odczuwać w waszej duszy smak nieba. Wyjdziecie z takim poczuciem wiecznej rzeczywistości, że nie będą was już martwiły wasze problemy, nie wzruszy was niepewna sytu­acja ekonomiczna, a co najważniejsze, nie będziecie się już bali dia­bła. Bóg wkłada święty ogień w waszą duszę i powiecie: „To jest nadprzyrodzone; nie pochodzi ze mnie, ale to Duch Boży działa we mnie!”
On nam daje zakosztować „troszkę nieba”, zanim do niego doj­dziemy,
i pobudza nasze apetyty. Otwiera okna nieba i pozwala nam wejrzeć do chwały, która będzie naszym udziałem. Otrzymujemy przedsmak Jego świętości, Jego pokoju, Jego odpocznienia, Jego miłości i już na zawsze będziemy niezadowoleni
z tej ziemi, ponie­waż pragniemy pełni tego, czego skosztowaliśmy.

Jego zakończona misja
Misja Ducha nie jest zakończona dotąd, aż wytworzy w nas go­rące i ciągle wzrastające pragnienie Chrystusa.
Jak myślicie, jaką Oblubienicę Duch przedstawi Jezusowi Chrys­tusowi w tym dniu Objawienia? Czy taką, która jest Mu połowicz­nie oddana; której miłość jest letnia, czy nawet zimna; która nie jest oddana Jezusowi i nie chce intymnej społeczności z Nim?
Jeżeli naprawdę kochasz Jezusa, to nigdy nie przestajesz o Nim myśleć. On jest obecny cały czas. Niektórzy chrześcijanie myślą tak: „To będzie dopiero wtedy, kiedy umrę. Kiedy dojdę do nieba, to wszystko się zmieni. Stanę się wtedy szczególną oblubienicą Pana”. Nie - śmierć nikogo nie uświęci! Duch Święty jest tu dzisiaj; On żyje i działa, aby wytworzyć w tobie gorącą miłość do Chrystusa po tej stronie śmierci.
List do Rzymian 8:26 opisuje jedno z najpotężniejszych działań Duch Świętego w sercu wierzącego: „Podobnie i Duch wspiera nas w niemocy naszej; nie wiemy bowiem o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami
w niewysłowionych westchnie­niach.” Czym są te westchnienia Ducha Świętego głęboko w na­szych sercach? Co to za uczucie, tak głębokie, że nie można go wy­razić słowami?
Hebrajskie słowo przetłumaczone jako westchnienia oznacza „pragnienie” - tęsknotę za Chrystusem. Możesz tak tęsknić za Chrys­tusem, że będziesz siedział
w Jego obecności i nie mówił nic; sły­chać będzie tylko westchnienia, których nie można wyrazić słowa­mi: „Jezu, Ty jesteś jedynym szczęściem na tym świecie. Skoszto­wałem i zobaczyłem, że jesteś dobry - i chcę Ciebie całego."

To jest głębokie, wewnętrzne wołanie kogoś, kto pragnie świę­tości i boleje
z powodu swojej grzeszności. Przyznaje przy tym: „Nie wiem jak się modlić. Nie wiem o co, ani jak się modlić.” Jego serce woła: „Duchu Święty, przyjdź! Ty znasz myśli Boże. Ty wiesz jak się modlić zgodnie z wolą Ojca. Bądź ze mną - przejmij kontrolę!”
Oznaką człowieka, który chodzi według Ducha jest to, że ma nie­zaspokojone pragnienie Jezusa. Nie jest tak tylko dlatego, że ma już dosyć brudu, który widzi na świecie - przestępstw, grzechu, narkoty­ków i bezrobocia. Nie; jest to raczej coś pozytywnego. Tak jak Pa­weł, po prostu pragnie odejść i być z Panem. Duch Święty pobudza go do naśladowania Chrystusa z taką pasją i emocją że cały jest tym pochłonięty. Jego serce tak bardzo pragnie Chrystusa, że żadne sło­wa nie mogą wyrazić jego głodu i miłości. Jest to wspaniałe, potęż­ne przeżycie - a z drugiej strony również bolesne, ponieważ nie może jeszcze wejść do pełni tego, co na niego oczekuje!
Smutne jest to, że tak niewielu dzisiaj ma takie pragnienie Chrys­tusa. Istnieje trochę pragnienia czy głodu, a tak mało pasji. Każdej niedzieli kościoły są wypełnione chrześcijanami, którzy nigdy nie kwestionują ani nie sprawdzają swojej miłości do Chrystusa.
Ale Duch Święty znalazł takich ludzi. Oni pozwalają Mu przejąć kontrolę. Zaczynają się Jemu poddawać i czym więcej to czynią tym więcej słychać wewnętrzne wzdychanie. Pytam: Co stało się w twoim życiu od czasu, kiedy przyjąłeś zbawienie? Czy wykonu­jesz tylko pewne gesty? Czy jesteś letni? Czy boisz się „zapalić” dla Pana, bo uznają cię za fanatyka?
Poproś Ducha Świętego, aby objawił w twoim sercu Chrystusa w taki sposób, byś został całkowicie oddzielony od tego świata. Tak było w przypadku Abrahama, który powiedział: „Jestem tu tylko przechodniem”. „Wyglądał on miasta, którego twórcą i budowni­czym jest sam Bóg”. Miał wizję i jego oczy ujrzały wieczność.
Czy możesz teraz powiedzieć, że jesteś gotowy, aby pójść i być z Nim; że bardziej niż własnego życia pragniesz Jego? Możesz to mówić często, ale czy naprawdę tak myślisz, śpiewając: „Chrystus jest życiem mym?” Czy bardziej gorąco kochasz Jezusa teraz, niż wtedy, kiedy spotkałeś Go po raz pierwszy?
Duch Święty może teraz dotknąć ledwie żarzącego się węgielka twojej miłości. Uczyni to dlatego, że pragnie zapalić twoje serce dla Oblubieńca. Czy pozwalasz, aby Duch Boży przekonywał cię o grze­chu i niewierze? Jeżeli tak, to raduj się! On chce oczyścić ciebie z każdej plamki i zmarszczki w przygotowaniu do tego dnia, kiedy spotkasz się ze swoim Oblubieńcem. Poddaj się Jego prowadzeniu. Pozwól Mu wykonać w tobie Swoje dzieło do końca, a poznasz na­prawdę co to znaczy chodzić według Ducha.


10. Manifestowanie obecności Jezusa

Gdybyś zapytał jakiegoś chrześcijanina: „Czy kochasz Jezusa?”, to najprawdopodobniej usłyszałbyś: „Oczywiście, że tak!” Który wie­rzący odpowiedziałby inaczej?
Ale same słowa nie ostoją się w świętym świetle Bożego Słowa. Jezus powiedział, że naszą miłość do Niego potwierdzają dwie rze­czy. Jeżeli nie widać ich w twoim życiu, to twoja miłość do Jezusa to tylko słowa, a nie w czyny i prawda. Te dwa dowody to:
  1. Twoje posłuszeństwo każdemu przykazaniu Jezusa,
  2. Jego obecność w twoim życiu.
Ten werset mówi nam wszystko: „Kto ma przykazania moje i przestrzega ich, ten mnie miłuje... i ja go miłować będę i objawię mu samego siebie” (Ew. Jana 14:21). Wiemy, co to znaczy przes­trzegać przykazań Chrystusa. Ale co oznacza, że On „objawi” nam samego Siebie?
Objawić to „zajaśnieć” lub „przebić się.” Innymi słowy oznacza to, że stajemy się narzędziem lub kanałem, który przekazuje obec­ność Chrystusa. Kościół często modli się: „Panie, ześlij nam Swoją obecność. Przyjdź do nas, zstąp na nas, porusz nas, objaw nam sa­mego Siebie!” Ale Boża obecność nie zstępuje tak sobie. Nie spada nagle, aby zadziwić i ogarnąć zgromadzenie. My mamy chyba jed­nak takie wyobrażenie, że obecność Chrystusa jest niewidzialnym obłokiem, który Bóg rozpyla w atmosferze tak jak starotestamentowy obłok chwały, który wypełnił świątynię do tego stopnia, że ka­płani nie mogli ustać i pełnić swojej służby.
Zbyt szybko zapominamy, że teraz nasze ciała są świątynią Pana: „Czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, któ­ry jest w was?” (1 Koryntian 6:19). Jeżeli Jego chwała zstępuje, to musi ukazać się w naszych sercach i wypełnić nasze ciała. Chrystus nie mieszka w budynkach, czy w jakiejś części atmosfery; właści­wie całe niebo nie może Go ogarnąć. On manifestuje się w naszych posłusznych, poświęconych ciałach, które są Jego świątynią: „Myś­my bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamiesz­kam w nich i będę się przechadzał pośród nich i będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim” (II Koryntian 6:16).
Ale dlaczego tak mało albo w ogóle nie ma obecności Jezusa w Jego kościele? Dlaczego tak wiele zborów jest martwych? Ponie­waż pastor, czy też ludzie - albo oboje - są duchowo martwi! Przeży­wanie obecności Jezusa w zborze nie jest właściwie sprawą wspól­noty, ale indywidualną. To prawda, że bez duchowego życia
i mod­litwy pasterz może rozsiewać w zgromadzeniu śmierć. Pomimo tego jednak, każdy członek jest nadal świątynią i pozostaje osobiście odpowiedzialny za to czy jest posłuszny Bogu i dostępny jako na­rzędzie Jego obecności. Twój zbór może być martwy, ale ty możesz być pełny obecności Chrystusa.
Zaledwie kilka lat temu czterech nastoletnich chłopców powie­działo do mnie: „W ubiegłym roku głosiłeś w naszym Zborze, ale nasz kościół był martwy. Dlatego my czterej zaczęliśmy spotykać się na modlitwie. Chcieliśmy pojednać się z Bogiem, pokutować i zostać zapalonymi dla Jezusa. Nasza grupa rozrosła się do dziesię­ciu osób i pomogliśmy innym przyjąć zbawienie. Teraz zapraszamy diakonów
i pastorów, aby modlili się z nami. Mamy naprawdę zmie­niony kościół. Teraz jest tam obecny Pan!”
Według mojego poznania, prawdziwe przebudzenie to odnowie­nie tego rodzaju intensywnej miłości do Jezusa. Ta miłość odznacza się nowym pragnieniem posłuszeństwa każdemu Jego słowu, a ser­ce mówi: „Uczynię wszystko, co On powie”. W istocie, przebudze­nie jest to powrót do posłusznej miłości wśród tych, którzy osobiście wyznali i odrzucili wszelki grzech i pragną stać się kanałami obecności Chrystusa. Prawdziwe przebudzenie jest ucieleśnione w takich ludziach. Niosą w sobie chwałę i obecność Chrystusa, po­nieważ cały czas przepływa przez nich Jego życie.
Pastorzy dużych zborów powiedzieli do mnie: „Musisz przyje­chać i zobaczyć co Bóg czyni u nas. Przychodzi tysiące ludzi - nasz kościół jest przepełniony. Nasze uwielbianie to naprawdę coś, co warto zobaczyć!” Pojechałem do niektórych z tych zborów z wiel­kim oczekiwaniami, ale rzadko na tych masowych nabożeństwach odczuwałem czy przeżywałem prawdziwą obecność Jezusa. Zborownicy nie doświadczali prawdziwej pokuty. Wydaje mi się, że gdyby stanął wśród nich prorok
i wyjawił rozwody, cudzołóstwo, wszeteczeństwo i muzykę pochodzącą od złego, to połowa zboru chyba by wyszła.
Odjeżdżałem z takich nabożeństw, wiedząc w swoim sercu, że nie było wśród nich Jezusa. Było jasne, że nie żyli w posłuszeństwie dla Niego i dlatego nie mogli Go naprawdę kochać. Jezus nie obja­wi się tym, którzy mówią, że Go kochają, a nie są Mu posłuszni. Tam, gdzie jest obecność Jezusa, znajdziesz co najmniej pięć mani­festacji Jego obecności.

1. Boży lud wykazuje głębokie, uderzające przekonanie o grzechu.
Tam gdzie święte naczynia zawierają w sobie żywą obecność Je­zusa, a Jego święta obecność wypływa z posłusznych serc, osoba, która ukrywa w swoim życiu grzech, zrobi jedną z dwóch rzeczy: albo upadnie i wyzna Jezusa Panem, albo ucieknie i ukryje się! Nad­chodzi dzień, kiedy Jezus w pełni objawi się bezbożnemu rodzajowi ludzkiemu. Kiedy to nastąpi, jak mówi Księga Objawienia, ludzie będą próbowali w desperacji ukryć się przed Jego przenikającą obec­nością: „Ukryli się
w jaskiniach i w skałach górskich. I mówili do gór i skał: Padnijcie na nas
i zakryjcie nas przed obliczem tego, któ­ry siedzi na tronie” (Objawienie 6:15-16).
Na pewnym wieczorowym nabożeństwie wtorkowym w Koście­le Times Square byłem oszołomiony, kiedy obecność Jezusa stała się tak realna dzięki bogobojnym wielbicielom, którzy naNiego ocze­kiwali. Ludzie wychodzili do przodu, niektórzy płakali. Panowała niesamowita bojaźń Pańska. Czułem się jak Izajasz, który powie­dział: „Biada mi! Jestem człowiekiem o nieczystych wargach i miesz­kam wśród ludzi nieczystych warg” (Izajasza 6:5). W naszym Zbo­rze często występujemy przeciwko grzechowi i wielu może powie­dzieć: Odrzuciłem wszystko, co Duch mi objawił i pokazał, że nie podoba się Jezusowi. Ale samo słuchanie kazań przekonywujących o grzechu nie spowoduje nienawiści do grzechu, której tak wielu potrzebuje w tych ostatecznych dniach. Potrzebna jest do tego głę­boka, przenikająca manifestacja obecności świętego Boga. Kiedy przebywamy w tej świętej obecności, uczymy się nienawidzić grzech, chodzić w bojaźni.
Słyszę jak chrześcijanie chlubią się: „W dniu sądu nie będę mu­siał upadać na swoją twarz. Będę stał odważnie i godnie, bo ufam Jego zbawieniu, a nie moim uczynkom!” To prawda, że nie jesteśmy zbawieni z uczynków. Ale jeżeli nie jesteśmy posłuszni przykaza­niom Chrystusa, to tak naprawdę nigdy Go nie kochaliśmy i On nie objawił się w nas (patrz Ew. Jana 14:21).
Apostoł Jan, nasz „brat i współuczestnik w ucisku” (Objawienie 1:9); ten, który kiedyś kładł głowę na piersi Jezusa, zobaczył Chrys­tusa w Jego chwalebnej świętości. Jan powiedział wtedy:
I obróciłem się aby zobaczyć... i ujrzałem kogoś podobnego do Syna Człowieczego... oczy jego jak płomień ognisty... głos jego jak szum wielu wód... oblicze jego jaśniało, jak słońce w pełnym swoim blas­ku. Toteż, gdy go ujrzałem, padłem do nóg jego jakby umarły. On zaś położył na mnie swoją prawicę i rzekł: Nie lękaj się.” (Objawienie 1:12-17)
Możesz być jak Jan - sprawiedliwym bratem czy siostrą w Panu; sługą który zniósł wiele prześladowań. Ale czy ktoś z nas może sta­nąć przed Obecnością, która świeci jak słońce w pełnym swoim blas­ku? Nie będziemy w stanie patrzeć na tę świętość, tak jak teraz nie możemy patrzeć na słońce bez okularów przeciwsłonecznych. On będzie musiał nas wtedy uzdolnić, dotknąć i na nowo zapewnić, że nie musimy się bać. „On jest w stanie ustrzec nas od upadku i stawić nieskalanych przed obliczem swojej chwały z radością” (Judy 24).

2. Boży lud manifestuje moc niszczenia grzechu.
„Powstaje Bóg, a pierzchają wrogowie jego i uciekają przed obli­czem jego ci, którzy go nienawidzą. Jak się rozprasza dym, tak ich rozpraszasz; jak się rozpływa wosk od ognia, tak giną przed Bogiem bezbożni.” (Psalm 68:1-2)
Ten fragment jest obrazem tego, co powinno się dziać, kiedy znaj­dujesz się
w swojej komorze sam na sam z Bogiem. Jego potężna, objawiona obecność, jest jak huragan, który zdmuchuje brud i dym pożądliwości. Jak pałający ogień topi wszelką zatwardziałość. W Jego obecności ginie bezbożność.
„Góry jak wosk topnieją przed obliczem Pana” (Psalm 97:5). Góry w tym Psalmie reprezentują twierdze szatańskie i góry upartości, które topnieją przed tymi, którzy przebywają z Bogiem sam na sam. Możemy modlić się aż do wyczerpania sił: „Boże, poślij do naszych zborów moc, która będzie ujawniała grzech i niszczyła go!” Nic to jednak nie pomoże, dopóki Duch nie obudzi w tych zborach modlą­cej się, świętej resztki, której czyste serca zaproszą Jego obecność do świątyni. Nie doświadczysz prawdziwej obecności Jezusa dotąd, aż będziesz miał rosnącą nienawiść do grzechu, bolesne przekona­nie o swoich słabościach i pogłębiające się uczucie niezmiernego zła, jakim jest grzech. Ludzie bez obecności Chrystusa mają coraz mniejsze przekonanie o grzechu. Czym więcej oddalają się od Jego obecności, tym odważniej wzrastają w arogancji i kompromisie.
Nie wystarczy, abyśmy tylko pili w Jego obecności. Musimy rów­nież być przemieniani i oczyszczani poprzez przebywanie z Nim.
Wówczas zaczniecie mówić: Jadaliśmy i pijaliśmy przed Tobą i na ulicach naszych nauczałeś. A On powie wam: nie wiem skąd jesteś­cie, odstąpcie ode mnie wszyscy, którzy czynicie nieprawość.” (Ew. Łukasza 13:26-27)
Ci, którzy wyznają, że jedli i pili przed Jego obliczem, będą mó­wić w ten sposób: „Przebywaliśmy w Twojej obecności, słuchaliś­my Twojego nauczania”. Tak więc będą sądzeni na podstawie swo­jego wyznania. Przyznają, że przebywali w Jego obecności, ale nie zmienili się. Pozostali ślepi na swój grzech i zatwardziałość; obec­ność Chrystusa nic im nie dała. Jezus im odpowie: „Nie znam was, odstąpcie ode mnie!”
Jakże niebezpieczne jest przebywać wśród świętych Bożych dzie­ci, którzy promieniują Jego chwałą i obecnością; którym Jezus obja­wia samego Siebie w tak potężny sposób, i nie zmienić się! Jakże śmiercionośne jest nie zauważenie okropności grzechu, który plami serce! Czy odważysz się powiedzieć Panu: „Chodziłem do kościoła, w którym była naprawdę Twoja obecność - przebywałem
w Twojej świętej obecności?” To przypieczętuje twoją zgubę. Lepiej byłoby dla ciebie, gdybyś nigdy nie poznał Jego obecności.
3. Boży lud manifestuje ducha świętości.
(Jezus) według ducha uświęcenia został ustanowiony Synem Bożym” (Rzymian 1:4).
Za prawdziwą świętością stoi duch. Gdziekolwiek znajdujemy obecność Jezusa, działającą w Jego ludzie, stwierdzamy, że jest w nich dużo więcej niż tylko posłuszeństwo, oddzielenie od świata i abstynencja od tego, co bezbożne. Zobaczymy tam ducha posłu­szeństwa.
Dla tych ludzi posłuszeństwo nie jest już tylko sprawą wykony­wania tego, co właściwe i unikania zła. Na wierzącym, który pra­gnie podobać się Panu, spoczywa duch, który automatycznie pocią­ga go do światłości.
Każdy bowiem, kto źle czyni nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości, aby nie ujawniono jego uczynków. Lecz kto postępuje zgodnie z prawdą, dąży do światłości, aby wyszło na jaw, że uczynki jego są dokonane w Bogu”.
(Ew. Jana 3:20-21)
Ci, którzy pielęgnują ukryty grzech, mają w sobie ducha fałszu. Jest to ukryty duch, który nienawidzi napominania i stara się przy­kryć utajnione zepsucie.
Święta osoba nie boi się światła Bożej obecności. Raczej zapra­sza to jasne światło, ponieważ duch uświęcenia woła w niej: „Chcę, aby wszystkie ukryte rzeczy wyszły na jaw! Chcę być podobnym do Jezusa w takim stopniu, jak jest to możliwe dla człowieka na zie­mi”. Taki sługa biegnie do światła i kiedy podda się mu, wtedy świa­tło obecności Chrystusa staje się dla niego czystą chwałą.
Kiedy manifestuje się obecność Jezusa, ujawnia ona wszelkie ta­jemnice
i wyprowadza na światło wszystkie ukryte rzeczy. Boży lud porzuca wszelką ciemność i staje się otwartą księgą, którą każdy może czytać (II Koryntian 3:2). Posłuchaj słów ducha uświęcenia: „Przykazań jego przestrzegamy i czynimy to, co miłe jest przed ob­liczem jego” (1 Jana 3:22). W tłumaczeniu greckim słowa te mają bardzo mocny wydźwięk: “Przestrzegamy Jego przykazań, trzyma­jąc się ich z wielką ekscytacją, ponieważ wiemy, że to się Jemu podoba!”
Wierzę, że duch uświęcenia działa w zborach, w których mani­festuje się obecność Jezusa w następujący sposób:
Po pierwsze, bracia i siostry przychodzą do takiego zboru w zwy­cięstwie
i z uśmiechem zwycięzców. Składają świadectwo: „Jestem przemieniany! Pan wkłada w moje serce pragnienie, aby być Jemu posłusznym i chodzić bez nagany przed Jego obliczem”. Kiedy sły­szysz takie świadectwa, twój duch raduje się, mówiąc: „Dzięki Bogu, ci słudzy sprawiają Jemu radość! Moi bracia i siostry sprawiają w niebie radość!” Twoja radość wychodzi ponad wolność, jaką cie­szymy się obecnie i ponad ratunek z mocy diabła. Wynika ona z faktu, że ponad wszystko stajecie się Ciałem, które uczy się tego, jak się Jemu podobać. Jesteście posłuszni nie z poczucia obowiąz­ku, ani ze strachu, ale dlatego, że żyje w was duch posłuszeństwa. Kiedy raduje się Jego serce, rozkoszujecie się radością Chrystusa! To jest prawdziwe uświęcenie.

4. Boży lud manifestuje udział w brzemieniu Pana.
Każdy prawdziwy ciężar, który nałożył na mnie Pan, został zro­dzony
z głębokiego, przemieniającego życie spotkania z Jezusem. Prawie 35 lat temu Duch Boży zstąpił na mnie w postaci ducha pła­czu. Sprzedałem swój telewizor, który dominował w chwilach mo­jego wolnego czasu i przez rok trwałem sam na sam
z Panem w modlitwie. Spędzałem całe miesiące w modlitwie w moim pokoju
i w lesie, i kiedy przebywałem w Jego obecności, On otworzył przede mną Swoje serce i pokazał mi cierpiący świat. Z tego przeżycia po­wstało polecenie: Pojedź do Nowego Jorku. Byłem posłuszny i kie­dy tak chodziłem ulicami, On podzielił się ze mną brzemieniem do­tyczącym gangów, narkomanów i alkoholików.
Kilka lat temu Bóg powołał mnie do życia w głębszej społecz­ności z Nim. Spędzałem całe miesiące sam na sam z Jezusem; byłem wtedy oczyszczany, odrzucałem swoją ambicję i chciałem podobać się tylko Jemu. Wtedy doszło mnie takie polecenie: Jedź z powrotem do Nowego Jorku. Teraz nasza służba polega na modlitwie i przeby­waniu w Jego obecności. Brzemiona, jakie nosimy, muszą być Jego brzemionami, bo inaczej to wszystko jest daremne.
Kiedy byłem dzieckiem, popularne były nabożeństwa namioto­we. Wtedy nie było jeszcze żadnych ośrodków chrześcijańskich z polami namiotowymi; zbory mogły sobie pozwolić jedynie na małe namioty czy baraki. Później wraz z Gwen jeździłem na obóz pod nazwą „Living Waters Camp” („Obóz Żywych Wód” - przyp. tłum.) w Cherry Tree, w Pensylwanii. Ludzie przyjeżdżali na nie pełni Bo­żej obecności. Nie mieliśmy telewizji i nikt nie odważył się nawet pomyśleć o pójściu do kina. Jezus był dla nas wszystkim!
Nabożeństwa trwały do późnej nocy. To na jednym z takich na­bożeństw, kiedy miałem około osiem lat, światło Jezusa było tak mocne, że wszyscy pobiegliśmy do przodu, aby się modlić. Pamię­tam, jak klęczałem na słomie, i kiedy tak przebywałem w Bożej obec­ności, On stał się moim życiem. Przemówił do mnie: Daj mi swoje życie! Przez wiele godzin leżałem, płakałem i drżałem przed tym obozowym ołtarzem. Kiedy wstałem, odczułem na sobie Bożą rękę, a w mojej duszy Jego brzemię. Wątpię, czy dzisiaj głosiłbym Słowo Boże, gdyby nie ci święci Boży ludzie, którzy przyjeżdżali na te obozy tak pełni Jezusa, manifestując Jego chwałę.
Nikt nie podzielał brzemienia Pana bardziej niż Apostoł Paweł. Jezus złożył na jego barki jarzmo Swojego serca. Ale w jaki sposób Paweł otrzymał to brzemię? Podczas spotkania ze światłością obec­ności Chrystusa: „Olśniła go nagle światłość
z nieba i upadł na zie­mię” (Dzieje Apostolskie 9:3-4). Była to obecność Jezusa,
a służba Pawła to wynik tego spotkania. Zwróć uwagę, że polecenie: „Wstań i idź” (werset 6) nastąpiło dopiero potem. Kiedy masz żywą obec­ność Jezusa, to nie potrzebujesz komisji, strategii czy seminariów na temat kierunku, jaki powinieneś obrać. Duch Święty przycho­dzi i mówi: „Idź tu... idź tam... zrób to...” On nam mówi kiedy, gdzie i jak.
Możesz posłuchać dwóch kaznodziejów - obu szczerych i zwias­tujących to samo poselstwo. Doktryna obu może być prawidłowa i każdy może usługiwać
z wyczuciem. Jednak słowa jednego z nich mogą być martwe i docierać do martwych uszu, nie przynosząc żad­nych rezultatów, natomiast słowa drugiego przenikają serce jak miecz. Ten drugi kaznodzieja może objawiać prawdziwe brzemię Pana, ponieważ przebywał sam na sam z Jezusem i może mówić o tym, co znajduje się w Bożym sercu. Boża obecność przynosi poprzez niego zarówno przekonanie o grzechu, jak
i życie.
Pokaż mi kaznodzieję, który przebywa w swojej komorze z Chrys­tusem, oczekuje w Jego obecności, a ja ci udowodnię, że jest to człowiek, który nigdy nie rozmija się z Bożą wolą. Jeżeli zrobi je­den krok w złą stronę, to Pan sprowadza go
z powrotem. Albo pokaż mi Zbór, który jest posłuszny Bożemu Słowu i manifestuje Jego obecność, a ja ci udowodnię, że słucha Boga, zna Jego brzemię i robi tylko to, co się Jemu podoba. Taki Zbór pozwala, aby mijał go niezadowolony tłum. Będzie słyszeć tysiące głosów w dobrej spra­wie i próśb mówiących: „Przyjdźcie i pomóżcie nam!” Oni jednak nie będą szli dotąd, aż On powie „Idźcie.” Taki Zbór nie pójdzie tam, gdzie nie ma Jego obecności.

5. Boży lud manifestuje wielką radość.
„Dałeś mi poznać drogi żywota, napełnisz mnie błogością przez obecność twoją” (Dzieje Apostolskie 2:28). Czy zastanawiałeś się kiedyś jaki był Jezus na co dzień - jakie były Jego pragnienia i nasta­wienie? Czy wyglądał na przybitego niesionymi brzemionami? Czy dużo płakał? Czy w Jego obecności można było odczuwać wielki ciężar?
On rzeczywiście płakał i niósł wielki ciężar. W Getsemane wys­tąpił u Niego krwawy pot, a innym razem smucił się i wzdychał z powodu niewiary. Ale Słowo Boże mówi jasno, że Chrystus był pełen radości i zadowolenia: „Dawid bowiem mówi o nim: Miałem Pana zawsze przed oczami mymi, gdyż jest po prawicy mojej, abym się nie zachwiał. Przeto rozweseliło się serce moje i rozradował się język mój... Dałeś mi poz­nać drogi żywota, napełnisz mnie błogością przez obecność twoją.” (Dzieje Apostolskie 2:25-28)
Mówiąc to do rady żydowskiej, Szczepan cytował proroctwo z Psalmu 16. Była to wizja Chrystusa, który miał radosne serce, ję­zyk wypowiadający zadowolenie,
a Jego oblicze pełne radości z po­wodu obecności Jego Ojca. Podobnie i my powinniśmy radować się i być pełni zadowolenia z tych samych powodów, z których raduje się Jezus - szczególnie czterech.
Pierwszym powodem jest to, że On wiedział, iż było niemożliwe, aby mogła Go zatrzymać śmierć. To samo dotyczy nas. Ta świado­mość niszczy bezbożną doktrynę, która mówi, że Jezus został złożo­ny w rękach diabła i musiał walczyć, aby się wydostać z piekła. Je­zus wiedział już na ziemi, że śmierć nie może Go zatrzymać - my też to wiemy.
Po drugie, Pan jest po naszej prawicy we wszystkich naszych prob­lemach. Możemy odpoczywać z pełną nadzieją i oczekiwaniem, wiedząc, że On jest z nami zawsze.
Po trzecie, „Nie zostawisz duszy mojej w piekle (śmierci)!” Pow­staniemy do nowego życia, w nowym ciele, w nowym świecie.
I po czwarte, Jego obecność wypełnia nas radością! Jak mogli­byśmy się nie radować i nie być wdzięcznymi, skoro zostaliśmy wybawieni z piekła, mamy obiecane wieczne życie, otrzymaliśmy zapewnienie Jego pomocy we wszystkich ziemskich problemach, a Jego obecność manifestuje się przed naszymi oczami?
Czasami musimy uciszyć się i uznać, że On jest Bogiem. Czasa­mi Duch daje nam słodką, melodyjną pieśń miłości do Jezusa. Ale w całym Bożym Słowie, kiedykolwiek On sprawił zwycięstwo nad wrogiem, ludzie zawsze wydawali wielki okrzyk uwielbienia dla Pana. W siódmym dniu marszu wokoło Jerycha, wśród ludu pojawi­ło się polecenie: „Cały lud wzniesie głośny okrzyk bojowy, a wtedy mur miasta rozpadnie się w miejscu” (Jozuego 6:5). „Gdy lud wzniósł potężny okrzyk bojowy, mur rozpadł się w miejscu” (werset 20).
W księdze Ezdrasza czytamy o innym okrzyku, który miał miejs­ce z chwilą położenia fundamentów świątyni.
Gdy zaś budowniczowie położyli fundament świątyni Pańskiej... zanucili pieśń pochwalną i dziękczynną Panu... Także cały lud wzno­sił głośne okrzyki radości, chwaląc Pana za to, że został położony fundament świątyni Pana... tak, że lud nie odróżniał głosu radosnych okrzyków od donośnego płaczu ludu, gdyż lud wznosił głośne okrzy­ki, a głos ten było słychać daleko.” (Ezdrasza 3:10-11,13)
Użyte tu hebrajskie słowo okrzyk oznacza „odgłos rozdzierający uszy”. Płacz Izraelitów był tak radosny, a uwielbianie tak głośne, że uszy pękały!
Bóg chce, abyśmy znali Jego Słowo w tej sprawie. Hałas w języ­ku hebrajskim sugeruje „grzmot, iskry, ogień”. Psalmy dają nam po­lecenie: „Radośnie wysławiajcie Boga, wszystkie ziemie!” (Psalm 66:1). „Radośnie śpiewajcie Bogu, mocy naszej, wykrzykujcie Bogu Jakuba” (Psalm 81:2).
Wznoście Panu radosne okrzyki, wszystkie ziemie; Weselcie się, cieszcie się i grajcie... Na trąbach i głośnych rogach grajcie przed Królem, Panem... Niech rzeki klaszczą w dłonie, a góry niech się radują razem.” (Psalm 98:4;6;8)
Lud Boży przeżywa niezmierną radość, kiedy objawia się wśród niego obecność Jezusa. Jeżeli nie będziemy wykrzykiwać Jego chwa­ły, zrobią to za nas drzewa. W słowach pieśni uwielbiającej możemy „śpiewać dotąd, aż zstąpi na nas moc Pana!”
Jeżeli pragniesz tylko Jezusa, to będziesz przeżywał manifestację Jego obecności.



























CZĘŚĆ II


Cena Pragnienia

















11. Cena pójścia za Bogiem bez reszty


Jednym z najszybszych sposobów na stracenie przyjaciół jest pójście za Bogiem bez reszty. Jeżeli zaczniesz poważnie podcho­dzić do spraw duchowych - zostawiając bałwany, odwracając oczy od rzeczy tego świata, zwracając się do Jezusa całym sercem i pra­gnąc Go coraz mocniej - to nagle zostaniesz uznany za „fanatyka religijnego”. Wkrótce doświadczysz największego odrzucenia w swo­im życiu.


Skąd ta zmiana?

Kiedy byłeś letnim chrześcijaninem, nikomu to nie przeszkadza­ło - nawet diabłu. Nie byłeś zbyt grzeszny, ani zbyt święty ale po prostu jednym z wielu połowicznie wierzących, a twoje życie prze­biegało spokojnie, bez większych problemów. Byłeś akceptowany. Ale nagle zmieniłeś się. Powstało w tobie pragnienie Jezusa i nie mogłeś już więcej bawić się w kościelnictwo. Pokutowałeś
i nawró­ciłeś się do Pana całym sercem. Runęły twoje bożki, którymi były pieniądze, sława, przyjemności, sport - wszystko, co było dotąd ważniejsze od Jezusa. Zacząłeś zagłębiać się w Boże Słowo. Przes­tałeś gonić za rzeczami materialnymi,
a skoncentrowałeś się na Chrys­tusie. Wszedłeś w nową sferę poznania i zacząłeś dostrzegać w koś­ciele rzeczy, które ci przedtem nie przeszkadzały. Z kazalnicy usły­szałeś słowa, które spowodowały ból twojego serca. Widziałeś in­nych chrześcijan, którzy idą na kompromis tak jak i ty kiedyś, i zabolało cię to. Krótko mówiąc, obudziłeś się, odwróciłeś, zostałeś skruszony w duchu i Bóg położył ci na sercu brzemię dotyczące Jego Kościoła.
A rezultat? Teraz twoi przyjaciele i rodzina myślą, że zwariowa­łeś. Zamiast radować się z tobą, czy zachęcać cię, wyśmiewają się z ciebie, szydzą i nazywają fanatykiem. „Co się z tobą stało?” - py­tają. „Nie wiemy już nawet kim jesteś. Dlaczego nie będziesz taki jak kiedyś?”
Jeżeli przeżywasz takie rzeczy, nie zniechęcaj się - jesteś w do­brym towarzystwie. Popatrzmy na kilku wiernych ludzi w Starym i Nowym Testamencie, którzy dobrze wiedzieli co teraz przeżywasz.
Na przykład, Mojżesz został w cudowny sposób dotknięty przez Boga
i przebudzony w swoim sercu odnośnie niewoli Bożego ludu. Mojżesz był tak podekscytowany tym wielkim objawieniem o wy­bawieniu, że pośpieszył się: „Postanowił w swoim sercu odwiedzić swoich braci. ...Przypuszczał, że jego bracia zrozumieją, jak Bóg ich chce wyratować poprzez jego ręce: ale oni nie zrozumieli” (Dzieje Apostolskie 7:23,25).
Wizja Mojżesza została odrzucona. Ale dlaczego? Mojżesz był najpokorniejszym człowiekiem na ziemi, oddanym całkowicie Bogu. Nie udawał bardziej świętego, niż był; działał proroczo zgodnie z Bożą wolą. Chciał tylko, aby jego bracia i siostry usłyszeli i zoba­czyli, co Bóg ma zamiar uczynić. Ale jego duchowość ich zgorszy­ła. Odrzucili go mówiąc: „Kto ciebie uczynił władcą i sędzią nad nami? Za kogo się uważasz?”
Kilka lat temu Duch Święty obudził mnie i wezwał do uświęcenia. Zacząłem poważnie traktować chodzenie w Bożej prawdzie, a Jego Słowo stało się dla mnie życiem. Zacząłem dostrzegać rze­czy, których przedtem nie widziałem i chciałem podzielić się tym ze wszystkimi. Dzwoniłem do kaznodziejów i wyjaśniałem, co Bóg do mnie mówił. Wielu przyszło do mojego biura, żeby się ze mną zobaczyć.
Z płaczem otwierałem przed nimi swoją Biblię i wskazywałem chwalebną prawdę
o pełnym poddaniu się Bogu w czystości serca.
Myślałem, że ci kaznodzieje Słowa również zobaczą tę prawdę - że pokochają Słowo i upadną ze mną na kolana, żeby się modlić o nowe Boże dotknięcie. Ale wielu z nich tylko patrzyło na mnie zagadkowo. Mówili coś takiego: „Czy jesteś pewny, że nie posu­wasz się trochę za daleko?”, albo „Dla mnie to jest trochę za cięż­kie”. Im więcej szukałem Boga, tym mniej ich oglądałem. Wygląda­ło na to, że wylewali na mnie kubeł zimnej wody. Nie chcieli słyszeć tego, co Pan mi powiedział.

Czego możemy się spodziewać

Pragnę jeszcze raz podkreślić, że jeżeli rozpoczęło się to od cza­su, kiedy Bóg ciebie obudził, to nie jesteś sam. Boże Słowo wyraź­nie informuje czego się możesz spodziewać, jeżeli zdecydujesz się iść za Nim bez zastrzeżeń. Możesz spodziewać się którejś z wymie­nionych, albo wszystkich trzech reakcji:
  1. Będziesz odrzucony,
  2. Będziesz wyrzucony,
  3. Będziesz kamienowany.

1. Będziesz odrzucony.
Jezus ostrzegał: „Gdybyście byli z tego świata, świat by miłował to, co jest jego, ale ponieważ ja was wybrałem z tego świata, dlatego świat was nienawidzi” (Ew. Jana 15:19). Pokażcie mi wierzącego, który kocha i czyni prawdę, a ja wam udowodnię, że został odrzuco­ny i jest prześladowany przez cały letni kościół. Możesz być spo­kojny; jeżeli zrezygnujesz z tego świata, to świat szybko zrezygnuje z ciebie.
Jezus miał wielu naśladowców - to znaczy dotąd, aż zwiastowa­ne przez Niego Słowo zostało uznane za zbyt trudne i wymagające. Tłum kochający cuda słyszał Jego wezwanie, ale opuścił go, mó­wiąc: „To jest zbyt trudne! Któż to może przyjąć?” „Wtedy Jezus zwrócił się do swoich uczniów i zapytał: Czy i wy chcecie odejść?” Innymi słowy: „Czy moje słowo jest dla was zbyt trudne?” Piotr odpowiedział: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego” (Ew. Jana 6:68). Nie, Piotr i inni uczniowie nie chcieli odejść. Kochali Słowo, które większość uważała za zbyt trudne i wymagające; wiedzieli, że wytwarza w nich wieczne wartości. Chcieli naśladować prawdę, bez względu na cenę.
Jest to pytanie, na które musi odpowiedzieć każdy chrześcijanin w obecnym czasie: Czy chcemy odwrócić się od prawdy, która nas przekonuje, wskazuje na grzech i rozkazuje nam zburzyć bałwany? Czy zignorujemy prawdę, która mówi, że mamy odwrócić oczy od materializmu, rzeczy tego świata i od nas samych? Czy pozwolimy, aby Duch Święty nas zbadał i odkrył?
Każdy, kto jest miłośnikiem i wykonawcą prawdy, pragnie przyjść do światłości, aby został ujawniony każdy jego ukryty czyn. Jezus powiedział: „Każdy, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości, aby nie ujawniono jego uczynków. Lecz kto postę­puje zgodnie z prawdą, dąży do światłości, aby wyszło na jaw, że jego uczynki są dokonane w Bogu” (Ew. Jana 3:20-21).
Szczera prawda wyjawia każdy ukryty czyn. Kiedy Jezus zaczął mówić
o ukrytych grzechach religijnych Żydów, chcieli Go zabić. Jezus powiedział: „Wiem, że jesteście potomkami Abrahama, lecz chcecie mnie zabić, ponieważ moje słowo nie ma do was przystępu” (Ew. Jana 8:37). „Chcecie mnie zabić, człowieka, który wam mówił prawdę” (werset 40). „Kto z Boga jest, słów Bożych słucha; wy dla­tego nie słuchacie, bo z Boga nie jesteście” (werset 47).
1 dzisiaj mnóstwo chrześcijan nie kocha prawdy. Bóg mówi, że dzieje się tak dlatego, ponieważ ukrywają swój grzech i skrycie bio­rą udział w niesprawiedliwości. Ci ludzie, idący na kompromis i kochający przyjemności, padli ofiarą zwiedzenia, ale tak jak Żydzi w czasach Jezusa, przekonani są, że dobrze widzą. Wierzą, że są dziećmi Bożymi, ale bezwzględnie odrzucają każde słowo, które wykazuje ich głębokie wewnętrzne tajemnice i pożądliwości. Ich serca trzyma coś innego, niż prawda; Słowo Boże nie jest dla nich tą bezcenną perłą. Pielęgnują takie rzeczy jak ukryte przyjemności, bałwany, grzech, czy fałszywe nauki, które karmią ich ciało.
Ale nadchodzi dzień rozrachunku. Biblia mówi, że nie poszczęś­ci się tym, którzy odwracają ucho od prawdy: „A wtedy objawi się ów niegodziwiec, którego Pan Jezus zabije tchnie­niem ust swoich i zniweczy blaskiem przyjścia swego. A ów niegodziwiec przyjdzie za sprawą szatana z wszelką mocą, wśród znaków
i rzekomych cudów i wśród wszelkich podstępnych oszustw wobec tych, którzy mają zginąć, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, któ­ra mogła ich zbawić. I dlatego zsyła Bóg na nich ostry obłęd, tak iż wierzą kłamstwu, aby zostali osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, lecz znaleźli upodobanie w nieprawości.”
(II Tesaloniczan 2:8-12)
Musisz zrozumieć, że ci, którzy ciebie odrzucają i opuszczają z powodu prawdy, mają ku temu dobre powody. Widzą w tobie za­grożenie dla tego, co jest im drogie. Twoje życie w oddzieleniu sta­nowi napomnienie ich kompromisu i letniości.
Paweł przeżywał to wiele razy. Do Tymoteusza pisał: „Odwróci­li się ode mnie wszyscy, którzy są w Azji” (II Tymoteusza 1:15). Apostoł poświęcił dla tych ludzi wszystko co miał, przedstawiając im całą Bożą wolę. Był przed nimi bez nagany, święty i niewinny. Pomimo tego, zbory w Azji odrzuciły go, a jego duchowe dzieci unikały go. Dlaczego? Ponieważ Paweł znajdował się wtedy w wię­zieniu. Cierpiał wielki ucisk, związany łańcuchami, jako „więzień Pana”. W międzyczasie zyskał popularność nowy nauczyciel, który zwiastował poselstwo, łechcące ucho ludzi, których uczył Paweł. „Aleksander, kotlarz, wyrządził mi wiele złego” - pisał Apostoł. „Odda mu Pan według jego uczynków” (II Tymoteusza 4:14).
Aleksander i Hymeneusz byli nauczycielami fałszywej ewan­gelii, która troszczyła się o ciało. Ich nauka odrzucała wszelkie cier­pienie i trud. Aleksander oznacza „zadowalający ludzi.” Hymene­usz otrzymał imię boga wesela; reprezentował ewangelię miłości, błogosławieństw, radości, ucztowania
i zadowalania człowieka bez uświęcenia. Słowo Boże mówi, że Paweł wydał tych mężów szata­nowi, aby zostali pouczeni, że nie wolno bluźnić (I Tymoteusza 1:20). Nie miało to na celu zniszczenie ich ciał, ale ich cielesnych nauk.
Paweł powiedział, że ci dwaj byli rozbitkami w wierze, gdyż uspra­wiedliwiali grzech, sami nie mając czystego sumienia, a rezultatem była nauka polegająca na dogadzaniu człowiekowi. Aleksander i Hymeneusz odrzucili Pawła, ponieważ był
w więzieniu, które oni uważali za utratę duchowej wolności. Jego łańcuchy poczytywali za brak wiary; uważali, że Paweł był więźniem diabła. Myśleli tak: Jeżeli Paweł jest taki święty i głosi wszechmogącego Boga, to dla­czego cierpi? Dla tych, którzy wierzyli, że chrześcijanie nie muszą cierpieć, więzienie Pawła było krępujące.
Obecnie również mamy wśród siebie takich ludzi, którzy chcą podobać się człowiekowi. Wielu chrześcijan odrzuci cię i będą się za ciebie wstydzić, kiedy będziesz przechodził przez doświadcze­nia, uciski i choroby. Uważają bowiem, iż to wszystko dzieje się dlatego, że~nie masz dosyć wiary, albo że nie otrzymałeś „objawie­nia”, które oni mają w odniesieniu do choroby i cierpienia.

2. Będziesz wyrzucony.
Jezus ostrzegał Swoich uczniów o dalszym odrzuceniu, z jakim się spotkają: „Wyłączać was będą z synagog, więcej, nadchodzi go­dzina, gdy każdy, kto was zabije, będzie mniemał, że spełnia służbę Bożą” (Ew. Jana 16:2). Jezus mówił: „Mówię wam o tym, abyście się nie potknęli. Nie bądźcie zaskoczeni, kiedy letni kościół was wy­rzuci, ponieważ nie znają Mojego Ojca.”
Pewnego razu Chrystus uzdrowił młodego człowieka, który uro­dził się ślepy. Kiedy otworzyły się jego oczy, bardzo uradował się tym, że widzi! Religijni faryzeusze zawołali go do siebie, aby zada­wać mu pytania. On im jednak powiedział tylko tyle: „Wiem jedno, że byłem ślepy, a teraz widzę” (Ew. Jana 9:25).
W odpowiedzi na ich natarczywe pytania o Jezusa, dodał jeszcze jedno dalsze obja­wienie: „Gdyby ten nie był od Boga, nie mógłby czynić takich rze­czy” (Ew. Jana 9:33). Czy ci przywódcy religijni radowali się z tego, że ten człowiek został uzdrowiony? Nie! Uważali to za absurd, żeby ten, który „urodził się cały w grzechu,” mógł ich uczyć swoim świa­dectwem i wyrzucili go z synagogi (Ew. Jana 9:34).
Ten młody człowiek, który został uzdrowiony ze ślepoty, repre­zentuje świętą resztkę, której oczy są teraz otwierane na świętość Boga. Idź i składaj świadectwo tak jak on to robił, oddając chwałę Bogu: „Kiedyś byłem ślepy, a teraz widzę!” Ale przyjmij ostrzeże­nie: Ci, którzy nie chcą słyszeć o twojej nowej wizji, wyrzucą rów­nież ciebie, mówiąc: „Kto cię ustanowił naszym nauczycielem?”
Jeżeli zdecydujesz się iść za Chrystusem bez reszty, musisz być przygotowany, aby znosić Jego cierpienia: „Jeżeli świat was niena­widzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż was znienawidził... A to wszyst­ko uczynią wam dla imienia mego, bo nie znają tego, który mnie posłał” (Ew. Jana 15:18,21). Kto pogardzał Jezusem, naśmiewał się z Niego i oczerniał Go? Religijny tłum skoncentrowany na człowie­ku! Tak jak Chrystus chodził po tej ziemi i był narażony na odrzuce­nie, również i my możemy spotkać się z tym samym. Jeżeli świat prześladował Go i pogardzał Nim, to zrobi to samo z tymi, którzy ze względu na Niego umierają dla własnego «ja.»
Jest to jeden rodzaj reakcji ze strony „religijnego tłumu.” Ale możesz stwierdzić, że odwrotność tej prawdy jest faktem w odnie­sieniu do innego segmentu życia kościoła: Jeżeli jesteś w letnim kościele, to prawdopodobnie ludzie nie będą krytykować tego, co ktoś myśli. ^
Słyszałem jak głodni chrześcijanie mówili: „Mój zbór jest mar­twy. Co mam robić?” Odpowiedź znajdujemy w księdze Dziejów Apostolskich. Apostoł Paweł poszedł do wszystkich synagog, jakie spotkał i z nadzieją, że będą słuchać, próbował usilnie przekony­wać letnich ludzi o Chrystusie. Ich odpowiedzią było jednak wyrzu­cenie Pawła z tego regionu.
Posłuchaj ostrzeżenia: Zrób tak, jak zrobił Paweł, i odejdź! On „otrząsnął na nich proch z nóg swoich” (Dzieje Apostolskie 13:51). Paweł powiedział do tych religijnych Żydów: „Wam to najpierw mia­ło być opowiadane Słowo Boże, skoro jednak je odrzuciliście... zwracamy się do pogan” (Dzieje Apostolskie 13:46).
Jeżeli znajdziesz się w społeczności czy zborze, który słyszał praw­dę i odwrócił się od niej, to możesz tam niewiele zdziałać. Nic tam nie zmienisz - ale oni mogą zmienić ciebie! „Co za społeczność świa­tłości z ciemnością??.. Wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan i nieczystego się nie dotykajcie, a ja was przyjmę” (II Koryntian 6:14,17).

3. Będziesz kamienowany.
Jeżeli trzymasz się mocno twojego oddania Jezusowi, nawet w obliczu odrzucenia, to ta sama większość, skoncentrowana na czło­wieku, będzie gotowa cię ukamienować: „I kamienowali Szczepa­na, który się modlił tymi słowy: Panie Jezu, przyjmij ducha mego” (Dzieje Apostolskie 7:59). Kto kamienował Szczepana? Najbardziej prestiżowa rada religijna tamtych czasów (patrz Dzieje Apostolskie 6:12). Szczepan wystąpił przeciwko całemu systemowi religijnemu!
Oto Szczepan, którego wzrok był skupiony na Jezusie, został znie­nawidzony przez ludzi, którzy mówili, że kochają Boga. Posłuchaj­cie jadu tych przywódców religijnych: „A słuchając tego wpadli we wściekłość i zgrzytali zębami” (Dzieje Apostolskie 7:54). „Oni... zatkali swoje uszy i razem rzucili się na niego” (werset 57). Co ta­kiego w tym sprawiedliwym człowieku tak bardzo rozgniewało ten religijny tłum? Była to prawda, którą im głosił, a która przenikała do ich serc: „Ludzie twardego karku i opornych serc i uszu! Wy zawsze sprzeciwiacie się Duchowi Świętemu; jak wasi ojcowie, tak i wy” (werset 51). „Wy otrzymaliście zakon... a nie przestrzegaliście go” (werset 53).
Serca tych przywódców były nadal przywiązane do tego świata i związane pożądliwościami. Znali oni Boży Zakon, ale nie byli mu posłuszni. Teraz obusieczny miecz prawdy przenikał głębokości ich serc. Świadectwo Szczepana o otwartym niebie spowodowało wreszcie ich gniew: „On zaś będąc pełen Ducha Świętego, utkwiwszy wzrok w niebo, ujrzał chwałę Bożą i Jezusa stojącego po prawicy Bożej
i rzekł: Oto widzę niebiosa otwarte i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Bożej. Oni zaś podnieśli wielki krzyk, zatkali swoje uszy i rzucili się na niego.
A wypchnąwszy go poza miasto, kamienowali.” (Dzieje Apostolskie 7:55-58)
Prawdopodobnie dosłowne kamienowanie nie będzie miało miej­sca w twoim życiu. Ale pomyśl o tym w ten sposób: Dzisiaj, w okre­sie łaski, jeżeli mężczyzna patrzy na kobietę z pożądaniem, to w oczach Bożych popełnia cudzołóstwo. Jeżeli ktoś nienawidzi, jest mordercą. Jeżeli spadają na ciebie złośliwe słowa dlatego, że idziesz za Bogiem całym sercem, to w tym znaczeniu jesteś kamienowany: „Ostrzą swoje języki, jak miecze i napinają łuki, aby wypuścić strzały - gorzkie słowa” (Psalm 64:3).
Jezus opowiedział historię o gospodarzu, który zasadził winnicę. W czasie zbioru posłał swoich sług, aby przynieśli owoc, ale ten, który nadzorował winnicę, wziął jego sługi, jednego pobił, innego zabił, a jeszcze innego ukamienował (patrz Ew. Mateusza 21:35). Dzisiaj jest podobnie. Bóg wysłał swoich świętych strażników, aby zebrali owoc z Jego winnicy. Ale zamiast wysłuchania i przyjęcia, strażnicy spotykają się ze słownym znieważaniem, nienawiścią i kamienowaniem ostrymi słowami.
To samo spotkało Jozuego i Kaleba w historii o wywiadowcach, zapisanej w IV Księdze Mojżeszowej 13-14. Izraelici chcieli uka­mienować ich za to, że wzywali lud do pójścia za Bogiem bez zas­trzeżeń, do ziemi kaananejskiej. Jozue i Kaleb odważnie oświad­czyli: „Chodźmy zaraz i weźmy w posiadanie tę ziemię, bo jesteśmy w stanie ją zdobyć!” Ale inni wywiadowcy nie chcieli tego słuchać. Powiedzieli: “Jest tam zbyt dużo olbrzymów, zbyt dużo miast obwa­rowanych wysokimi murami. Wybierzmy sobie wodza i wracajmy do Egiptu”.
Kiedy Mojżesz upadł na twarz, smucąc się z powodu takiego wyrażenia niewiary, Jozue i Kaleb ostrzegali lud, by nie buntowali się przeciwko Panu, ani nie bali się ludzi żyjących w tej ziemi. Mó­wili z zapewnieniem, że Pan będzie z nimi. Reakcja ludzi była jed­nak następująca: „A gdy cały zbór zamierzał ich ukamienować, chwa­ła Pana ukazała się w namiocie Zgromadzenia wszystkim synom izraelskim. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: Jak długo znieważać mnie będzie ten lud?” (IV Mojżeszowa 14:10-11).
Dlaczego wezwanie do posłuszeństwa sprowokowało w nich taką reakcję? Ponieważ kompromis i niewiara idą ręka w rękę. Jeżeli ser­ce zostanie uwikłane przez bożka lub pożądliwość, rodzi się w nim niewiara. Kiedy tak się stanie, to wszelkie zwiastowanie przeciwko kompromisowi dotyka sumienia człowieka, tak że zaczyna walczyć z Bogiem, chociaż może przy tym ślepo wyznawać Jego imię.
Wierzę, że tak jak Szczepan, możemy powiedzieć: „Widzę otwarte niebo!” Jak Jozue, Kaleb i Mojżesz, możemy ostrzegać: „Nie bun­tujcie się przeciwko Panu!” Możemy mieć wyraźną wizję Jezusa - przenikające słowo prawdy - i być pewni, że spowoduje to gniew u tych, którzy mają nieobrzezane serca.


Co na to odpowiemy?

Jak mamy reagować, kiedy będziemy odrzucani, wyrzucani i ka­mienowani? Musimy naśladować przykład naszego Mistrza, Jezusa, Baranka, który „nie otworzył ust Swoich”. Jego czyny mówią nam: Nie wzywajcie ognia z nieba na tych, którzy was znieważają. „Módl­cie się za tymi, którzy złośliwie o was mówią” (Ew. Mateusza 5:44). „Spotwarzają nas, my błogosławimy, prześladują nas, my znosimy”
(1 Koryntian 4:12).
Nie mam współczucia dla aroganckich, samozwańczych proro­ków, którzy walczą, grożą albo rzucają klątwy. W Starym Testamen­cie Szymei stał na wzgórzu
i rzucał kamieniami w Dawida, kiedy król uciekał z Jerozolimy przed zbuntowanym Absalomem. Dowódca armii Dawida powiedział: „Dlaczego ten zdechły pies ośmiela się złorzeczyć mojemu panu, królowi? Pozwól, że podejdę do niego i odetnę mu głowę!” Ale Dawid odpowiedział: „Zostaw go, niech złorzeczy... Może Pan wejrzy na moją nędzę i przywróci mi szczęś­cie w zamian za jego dzisiejsze złorzeczenie”
(II Samuela 16:9-12).
Słowo Boże mówi, że kiedy Mojżesz poszedł na górę i przeby­wał sam na sam
z Bogiem, jego twarz lśniła. Chociaż widzieli to inni, Mojżesz o tym nie wiedział. Potem jednak nakładał zasłonę na swoją twarz, chociaż sam nawet nie wiedział, że na jego twarzy wid­niało odbicie Bożej świętości. I tak jak Szczepan, Mojżesz nie ob­nosił się z Bożym dotknięciem. Ci mężowie nie zadzierali nosa, nie chwalili się, że są prorokami, ani nie grozili. Nie mówili, że mają „nowe” czy „szczególne” objawienie. Nie wystawiali na pokaz fał­szywej pobożności. Pokora jest oznaką duszy, która całkowicie spolega na Chrystusie. Taki człowiek nie ma w sobie pychy duchowej, ani poczucia wyższości.
Jeżeli chcemy iść za Jezusem bez zastrzeżeń, to nie tylko ponie­siemy pewien koszt, ale również otrzymamy nagrodę: Jest nią bło­gosławieństwo polegające na tym, że Chrystus będzie przy nas. Istnieje również wiele innych nagród (zobacz Ew. Mateusza 19:29), aleja wspomniałem tę jedną, bo ona nam wystarczy.
Kiedy Paweł został uwięziony w Jerozolimie, cały system religij­ny chciał go zabić. Oskarżyli go o to, że zanieczyścił święte miejsce i zwiastował fałszywą naukę. Jego życie znalazło się w niebezpie­czeństwie; nawet żołnierze „bali się, że Paweł może zostać zamor­dowany”. Wzięli go więc siłą i zamknęli w zamku. Następnej nocy sam Pan przemówił do Pawła takimi słowami: „Nie bój się! To jesz­cze nie koniec kłopotów!”
Cena naśladowania Chrystusa była wyraźnie widoczna w życiu tych mężów Bożych - jeżeli mamy być tacy jak nasz Mistrz, to mu­simy również liczyć się
z kosztami. Stanie się to dla nas radością, ponieważ Jezus obiecał, że będzie z nami w każdej sytuacji. Jeżeli mamy świadomość tego, że Jezus jest z nami, możemy stawić czoła każdej rzeczy.
Tak więc zważ na koszt i wiedz o tym, że twoją nagrodą we wszyst­kim jest drogocenna obecność Jezusa Chrystusa.


12. Będziemy doświadczani


Możemy być pewni tego, że jeżeli chcemy chodzić przed Panem
w sprawiedliwości, to będziemy przeżywać doświadczenia. Właści­wie czym głębiej chodzimy za Chrystusem, tym gorętszy będzie nasz piec doświadczenia. Słowo Boże podaje nam tego powody. Ponie­waż Pan chce wypalić w naszych sercach zanieczyszczenia i przek­ształcić nas na obraz Swojego Syna.
Lud tych, którzy znają swojego Boga umocni się i będą działać. A roztropni wśród ludu doprowadzą wielu do właściwego poznania, lecz przez pewien czas padać będą od miecza i ognia, od uprowadze­nia i rabunku. A gdy będą padać, doznają małej pomocy... nawet nie­którzy z roztropnych upadną, aby wśród nich nastąpiło oczyszczenie i wybielenie, aż do czasu ostatecznego, gdyż to jeszcze potrwa pe­wien czas.” (Daniela 11:32-35)
To proroctwo mówi nam, że „na tych, którzy są roztropni,” przyj­dzie wielki czas próby. A kim są ci roztropni, którzy będą doświad­czani? Są to sprawiedliwi - ci, którzy znają swojego Boga, działają, chodzą z Panem i posiadają mądrość Chrystusową.
Może obecnie znajdujesz się w okolicznościach, które powodu­ją, że zastanawiasz się: „Dlaczego moja wiara jest wystawiana na próbę? Dlaczego to wszystko mi się przydarzyło?”
Aby lepiej zrozumieć dlaczego Bóg dopuszcza doświadczenia, spróbuj przypomnieć sobie swoje szkolne czasy. Kiedy robiono sprawdzian, twoje odpowiedzi ujawniały ile rzeczywiście się nauczy­łeś. W Nowym Testamencie Paweł mówi o innej szkole, w której „uczymy się Chrystusa” i Jesteśmy uczeni przez Niego, gdyż praw­da jest w Jezusie” (Efezjan 4:20-21). Jeżeli należysz do Jezusa, to znajdujesz się w Jego szkole. Może myślisz, że już ją ukończyłeś - ale nikt z nas nie ukończy jej dotąd, aż znajdziemy się w chwale!
Kiedy chodziłem jeszcze do szkoły, nie lubiłem sprawdzianów i tych denerwujących, nie zapowiadanych kartkówek. Jednak Pan mówi nam, że mamy być gotowi na sprawdzian w każdej chwili - i że będą one trwały aż do Jego powrotu. Ci, którzy pragną więcej Jezusa, będą przechodzili przez ogniste próby, w celu oczyszczenia od wszystkiego, co nie jest podobne do Chrystusa, przygotowując się do nadchodzącego dnia Wesela Barankowego.
Oznacza to, że nie mamy uciekać od doświadczeń. Zamiast tego, powinniśmy znajdować się na kolanach i prosić Boga, aby był w nas kształtowany Chrystus. Nasze dusze muszą chcieć stać się prawdzi­wymi naśladowcami Boga. Musimy usilnie pragnąć tego, by być mężem czy niewiastą Bożą. Nasze serca i usta powinny wołać: „Jezu, uczyń mnie podobnym do Ciebie. Pozwól mi się stać Twoim sługą!”
Jednej rzeczy pragnę więcej, niż jakiejkolwiek innej na tym świę­cie,
a mianowicie stać się prawdziwym mężem Bożym. Chcę, aby moje życie i śmierć przynosiły chwalę Jezusowi. Czy ty też masz takie pragnienie? Wobec tego musimy być przygotowani, by pobie­rać nauki w Jego szkole.
Nie potrafię nawet wyliczyć wszystkich sposobów, jakimi posłu­guje się Bóg, gdy doświadcza Swoje dzieci, ale chciałbym się sku­pić na takich czterech testach, dobrze znanych nam wszystkim. Naj­pierw jednak chciałbym zwrócić się do tych, którzy znoszą ucisk może z innego powodu. Niektórzy ludzie przechodzą przez doświad­czenia nie dlatego, że Pan tak chciał, ale cierpią z własnego wyboru. Jednym z powodów jest grzech, a innym podejmowanie niewłaści­wych decyzji.
Jeżeli pragniesz Jezusa, a wiesz, że w twoim życiu jest grzech, to każde jego pojawienie się może być przez ciebie odczuwane jako nieoczekiwane fale oceanu, które przelewają się przez twoją duszę i nie możesz zrozumieć dlaczego jesteś zalewany ciągle na nowo. Wołasz: „Boże, to już zbyt wiele. Już dłużej tego nie zniosę”. Jesteś zraniony, widząc w sobie duchowe zepsucie, które tak przytłacza twój umysł, że zaczyna to wywierać wpływ na twoje ciało. Jesteś przybity przez depresję
i strach.
Wiedz o tym, że ponieważ Bóg ciebie kocha, będzie działał w kierunku twojego oczyszczenia. On sprowadza Swój gniew i karę na uporczywą bezbożność. Ale dla tych, którzy pokutują i powraca­ją do Niego, jest to kara wymierzana miłością. Może odczuwasz w swojej duszy Boże strzały z powodu twoich dawnych
i obecnych grzechów, ale jeżeli pokutujesz w sercu i chcesz odwrócić się od błędu, możesz poprosić o Jego karzącą miłość. Zostaniesz skorygo­wany - ale z Jego wielką miłością i współczuciem. Nie będziesz odczuwał Jego gniewu tak, jak poganie, ale raczej rózgę Jego dyscy­pliny, wymierzaną Jego kochającą ręką.
A może twoje cierpienie jest spowodowane niewłaściwymi de­cyzjami. Ileż kobiet cierpi dlatego, że wyszły za mąż za człowieka, przed którym ostrzegał ich Bóg? Są maltretowane i Wydaje im się, że żyją w piekle. Ile dzieci łamie serca swoich rodziców, doprowa­dzając ich do granic wytrzymałości? Jednak wiele razy dzieje się tak z powodu rodziców, żyjących przez wiele lat w grzechu, zaniedba­niu
i kompromisie.
Wiesz, że doszedłeś do najniższego punktu. Nadszedł czas, aby szukać Pana w skrusze, pokucie i z wiarą. Już czas, aby otrzymać nowe napełnienie mocą Ducha Świętego. Już czas, aby zostać odno­wionym, odświeżonym i poczuć w sobie duchową siłę.
Kiedy wołasz do Boga, On wlewa w ciebie na nowo Swoją siłę: „W dniu, gdy cię wzywałem, wysłuchałeś mnie, dodałeś mocy duszy mojej. ...Choćbym się znalazł w niedoli, Ty mnie zachowasz przy życiu. Przeciwko złości nieprzyjaciół moich wyciągniesz rękę, a pra­wica Twoja wybawi mnie. Pan dokona tego dla mnie. Panie, łaska Twoja trwa na wieki.” (Psalm 138:3,7-8)
Załóżmy teraz, że oczyściliśmy nasze życie na tyle, ile byliśmy w stanie to zrobić. Nie kroczymy drogą znanego nam grzechu i ufa­my Panu, że będzie współdziałał z nami i przez nas w kłopotach, jakie może sami sprowadziliśmy na siebie. Kiedy dochodzimy już do granicy naszych możliwości, wtedy dopiero oddajemy się całko­wicie w ręce Pana i jesteśmy gotowi na naukę w szkole Ducha Świę­tego. A oto cztery testy, których On może użyć, by oczyścić Swoje dzieci.

1. Jesteśmy sprawdzani poprzez uciski - zarówno nasze własne, jak i innych.
Dla chrześcijanina jedną z najtrudniejszych rzeczy do przyjęcia, jest cierpienie sprawiedliwych. Aż do czasów Chrystusa Żydzi utoż­samiali powodzenie materialne
i dobre zdrowie z pobożnością. Wie­rzyli, że jeżeli człowiek jest zdrowy i bogaty, albo błogosławiony w jeszcze inny sposób, to dzieje się tak dlatego, że Bóg okazuje w ten sposób Swoje zadowolenie. Dlatego też uczniom Jezusa trud­no było zrozumieć Jego stwierdzenie, że „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu do Królestwa Bożego” (Ew. Mateusza i 9:24). Zapytali więc: „Kto tedy może być zbawiony?”
Podobnie i dzisiaj głoszona jest błędna nauka, która zakłada, że jeżeli trwasz we właściwym przymierzu z Bogiem, to nigdy nie bę­dziesz cierpiał. Wystarczy tylko wezwać partnera tego przymierza, Boga, a On przybiegnie szybko i natychmiast zaradzi trudnej sytu­acji. Ale to nie jest Ewangelia! Wszyscy bohaterowie wiary, wymie­nieni w 11 rozdziale Listu do Hebrajczyków, kroczyli we właści­wym przymierzu z Bogiem, a jednak znosili kamienowanie, szyder­stwa, tortury i umierali w okrutny sposób (wersety 36-38). Sam Pa­weł, który chodził w bliskiej społeczności z Bogiem, przeżył rozbi­cie statku; był kamienowany, biczowany, pozostawiony jako mar­twy, atakowany, uwięziony i prześladowany. Znosił utratę wszyst­kiego. Dlaczego? Było to oczyszczenie i doświadczenie jego wiary ku Bożej chwale.
Nie wiem w jakiej dziedzinie jesteś doświadczany. Wiem, że wielu wspaniałych dzieci Bożych modliło się przez wiele lat o uwolnienie, a szczególnie
o fizyczne uzdrowienie, i nadal na nie oczekują. Wierzę, że będziemy znosić uciski
i wierzę też w uzdrowienie. Ale wierzę również, że Bóg dopuszcza uzdrawiający ucisk. Dawid po­wiedział: „Zanim zostałem upokorzony, błądziłem, ale teraz strzegę twego słowa” (Psalm 119:67).
Czasami i ja musiałem przez wiele lat znosić fizyczny ból. Za każdym razem modliłem się, aby Bóg mnie uzdrowił. Ale poprzez ten ból odczuwałem, że Bóg działa w moim życiu, przyciąga mnie do Jezusa i trzyma mnie na kolanach. Kiedy minął każdy z tych bo­lesnych epizodów, mogłem powiedzieć, że było to dla mojego do­bra. Czy chcesz być mężem lub niewiastą Bożą? Czy chcesz, aby Boża ręka czuwała nad twoim życiem? W takim razie wypij swój kielich bólu i zroś swoje łoże łzami. Proś Boga nie tylko o uzdro­wienie, ale o to czego On chce ciebie nauczyć poprzez to doświad­czenie.
Być może twój ból nie jest fizyczny; inny rodzaj bólu jest czasem jeszcze gorszy. Może to być ból zranienia i odrzucenia przez przyja­ciół; ból, który odczuwają rodzice, kiedy nastoletnie dzieci depczą ich miłość i stają się dla nich obcymi. Jest to ból, który napełnia serca mężów i żon, kiedy powstaje pomiędzy nimi mur milczenia, a znika pierwsza miłość. Jakże tragiczny może się wydawać we­wnętrzny ból, trudności w domu, bezsenne noce, kiedy wiemy, że Bóg jest realny; że chodzimy w Duchu i kochamy Jezusa z całego serca, a pomimo tego znosimy takie uciski. Chcę ci powiedzieć: Trzy­maj się, Bóg obiecuje wybawienie.
Apostoł Piotr zapisał zachęcające słowa odnoszące się do naszych doświadczeń i prób: „Najmilsi! Nie dziwcie się, jakby was coś niezwykłego spotkało, gdy was pali ogień, który służy doświadczeniu waszemu. Ale w tej mie­rze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały jego radowali się i weselili.” (1 Piotra 4:12-13)
Weselcie się z tego, mimo, że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami, ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza, niż znikome złoto, w ogniu wypró­bowane, ku chwale i czci i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus.” (1 Piotra 1:6-7)
Wierzę, że będziemy musieli nauczyć się tej lekcji, zanim zosta­nie zabrany ból. Sami wprowadzamy to w czyn, kiedy dyscyplinuje­my nasze dzieci. Jednąz najgorszych rzeczy, jaką rodzic może zro­bić dla dziecka, które jest karane, jest oferowanie mu współczucia, pocieszenia i ulgi, zanim dziecko nauczy się tej lekcji. To może je zniszczyć! Jeżeli oszczędza się rózgi, a lekcja nie zostanie zapamię­tana, to zakorzeni się bunt. Dziecko będzie wierzyć, że może zrobić coś złego i nie poniesie za to konsekwencji. Będzie to miało wpływ nie tylko na jego relacje z rodzicami, ale rozszerzy się na każdą dzie­dzinę życia - włączając w to jego wiarę.
Jezus jest naszym godnym zaufania rodzicem i kiedy jesteśmy karani, możemy w każdej chwili wołać do Niego. On jednak nie pójdzie dalej dotąd, aż nauczymy się tego, czego chce nas nauczyć. On nie pozwoli, aby zagnieździł się
w naszych sercach niszczący grzech - dlatego nie podniesie Swojej rózgi dotąd, aż się poddamy.
Nie możemy jednak zapomnieć, że przez cały czas, kiedy jesteś­my doświadczani i dyscyplinowani, znajdujemy się pod Bożą ochro­ną. Piotr mówi dalej, że ci, którzy są doświadczani wieloma próba­mi i pokusami, są „strzeżeni mocą Bożą przez wiarę” (1 Piotra 1:5). Kiedy Jezus dopuszcza w naszym życiu cierpienie
i doświadczenie, chodzi Mu o jedną rzecz - o to samo, o co chodziło Mu, kiedy prosił Abrahama o złożenie na ofiarę swojego umiłowanego syna, Izaaka. Bóg pozwolił Abrahamowi poprowadzić Izaaka aż na górę i pod­nieść nad nim rękę z nożem. Dopiero wtedy Pan powiedział: „Stop!” O co chodziło Bogu? Po prostu: „Abrahamie, czy Ja znaczę dla cie­bie więcej niż jakakolwiek ziemska rzecz, którą darzysz najgłęb­szym uczuciem?” Abraham udowodnił, że był gotowy oddać wszyst­ko, co było mu bliskie i drogie - nawet syna, stanowiącego wypeł­nienie obietnicy, jaką otrzymał od Boga - i oddać swoją przyszłość całkowicie w ręce Boga. Oddał Panu wszystko.
W czasie takiej próby dobrze jest sprawdzić nasze nastawienie. Czy nasze serca są nadal wdzięczne Bogu za Jego miłość i łaskę?
Czy nadal wielbimy Jego doskonałą dobroć? Albo czy może szem­rzemy
i narzekamy, że o nas zapomniał, że tak naprawdę nie trosz­czy się o nas?
Nic tak nie odkryje zawartości serca, jak cierpienie. Zwróć uwa­gę na to, byś pokutował, jeżeli zostanie w tobie ujawniony duch narzekania! Bóg nienawidzi szemrania i narzekania. On pozwolił, aby naród izraelski znosił różne trudy na pustyni dlatego, że stale szem­rał. Cierpienia, jakie przeżywali, były spowodowane ich językami!
Szemrali, bo nie mieli wody, więc Bóg dał im wodę ze skały. Narzekali, bo nie mieli chleba, więc Bóg dał im chleb z rosy na ziemi. Potem narzekali, bo nie mieli mięsa, więc Bóg dal im mięso z nieba. Pan dał im te wszystkie rzeczy, a jaka była ich reakcja? Biblia mówi, że wszystko to im obrzydło. Nadal narzekali, nawet kiedy otrzymali to, czego chcieli!
I obecnie mamy takich chrześcijan, którzy, gdyby Bóg odpowie­dział na ich modlitwy, narzekaliby na to, co otrzymali, bo szemrzący nigdy nie są zadowoleni. Gdybyś zrobił to, co według nich powinie­neś zrobić, wysuną tuzin innych wymagań. Ich lista nigdy się nie wyczerpie, ponieważ nad ich duchem nie ma kontroli - nie poddaje się on kierownictwu mocy Ducha Świętego. Biblia mówi o nich: „Są to ludzie biadający nad swoim losem, kierujący się swoimi pożądliwościami” (Judy 16).
Szemranie rozpoczyna się w myślach - myślach niezadowolenia, że jesteś źle traktowany przez Pana i nie zrozumiany przez Boży lud. Słowo Boże ostrzega nas: „Ani nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i poginęli z ręki niszczyciela”
(1 Koryntian 10:10).
Innym sposobem doświadczenia w tej dziedzinie jest widok cier­pienia sprawiedliwych, świętych sług Bożych. Ten rodzaj doświad­czenia jest prawdopodobnie najtrudniejszy do zrozumienia. Czyta­my w Słowie Bożym, że „wiele nieszczęść spotyka sprawiedliwego, ale Pan wyzwala go ze wszystkich” (Psalm 34:20). Widzimy jednak wielu oddanych Bogu chrześcijan, którzy umierają na naszych oczach. Niektórzy z nich znoszą straszny ból.
Właściwie nie powinniśmy być zaskoczeni, kiedy widzimy, że cierpią ludzie pobożni. Piotr powiedział: „Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w Jego ślady” (1 Piotra 2:21) i „Przeto ci, którzy cierpią według woli Bożej, niech dobrze czyniąc powierzają wiernemu Stwórcy dusze swoje” (1 Piotra 4:19).
Sam Jezus powiedział: „Na świecie ucisk mieć będziecie” (Ew. Jana 16:33). Użyte tutaj greckie słowo thlipsis, przetłumaczone jako ucisk, oznacza „męczarnie, brzemiona, prześladowanie, kłopot”. Ponadto Jezus ostrzegał nas, abyśmy byli przygotowani na trudnoś­ci w czasach ostatecznych: „Wtedy wydawać was będą na udrękę i zabijać was będą i wszystkie narody pałać będą nienawiścią do was dla imienia mego” (Ew. Mateusza 24:9). Zwróć uwagę, że jest tu powiedziane, „wszystkie narody.” Niektórzy myślą, że Ameryka jest wyjątkiem z tej reguły, ponieważ „wracamy do Boga;” chcemy zewangelizować świat i wspieramy Izrael.
Siostra mojej sekretarki, Faith, spędziła ostatnie 25 lat pomaga­jąc dzieciom
w Getcie. Była bogobojną troskliwą i pokorną uczen­nicą Jezusa Chrystusa, która wykonywała wszystko, czego od niej oczekiwał. Niedawno zmarła na raka kości
i kiedy modliłem się 0 nią tuż przed śmiercią odczułem, jak Jezus bierze ją za rękę
i prowadzi na spokojne, zielone pastwiska.
Wiem, że niektórzy są zgorszeni i zdenerwowani takim stwier­dzeniem, ale jak powiedział to Dawid: „Drogocenna jest w oczach Pana śmierć wiernych jego” (Psalm 116:15). Drogocenna w języku hebrajskim oznacza „cenna, konieczna”. Oznacza to, że On tego po­trzebuje, że ich śmierć jest konieczna dla Jego wiecznego celu. Pa­weł powiedział odważnie: „Chrystus będzie uwielbiony w moim cie­le, czy to przez życie, czy przez śmierć” (Filipian 1:27-28). Paweł mówi nam, że chociaż dla świata cierpienie i śmierć oznaczają stra­tę, ruinę lub nieszczęście, to dla tych, którzy znają Boga, są one wybawieniem.
Jestem przekonany, że nie do końca rozumiemy tego rodzaju wspaniałe wybawienie, jakie Pan zamierzył dla Swoich dzieci. Jego drogi przewyższają nasze drogi. Odwiedzałem cierpiących chrześ­cijan w szpitalach, którzy mieli więcej wiary
i nadziei, niż wszyscy chrześcijanie, którzy modlili się o ich uzdrowienie.
W niektórych przypadkach kończyło się to tym, że ci cierpiący modlili się o in­nych. Jeżeli posiadasz w sobie ten rodzaj nadziei, to nie żyjesz już dla tego świata, lecz dla wieczności. Ci, którzy cierpieli i umarli trzymając się mocno wiary, otrzymali prawdziwe uzdrowienie; to oznaczał dla nich Chrystus. Piotr powiada, że „stali się uczestnika­mi cierpienia Chrystusowego, aby i podczas objawienia chwały jego radowali się i weselili” (1 Piotra 4:13). Ich wiara, demonstrowana tutaj na ziemi, przyniesie wielki honor dla Boga w chwale.
Poprzez te wszystkie próby i doświadczenia, Bóg chce coś w nas zaszczepić. Chce, abyśmy byli w stanie powiedzieć: „Panie Jezu, Ty jesteś moim obrońcą i wierzę, że kierujesz każdym wydarzeniem mojego życia. Jeżeli coś się ze mną dzieje, to dlatego, że Ty na to pozwoliłeś i wiem, że masz w tym cel. Pomóż mi zrozumieć lekcję, którą mi w ten sposób przekazujesz. Jeżeli chodzę w sprawiedli­wości,
a w moim sercu mam Twoją radość, to moje życie, czy też śmierć, będą dla Ciebie chwałą. Ufam, że przygotowałeś chwałę, masz jakiś wieczny cel, którego nie rozumie mój ograniczony umysł. Jednak bez względu na wszystko, mówię: «Jezu, czy żyję, czy umie­ram, należę do Ciebie!»”

2. Jesteśmy doświadczani poprzez opóźnione odpowiedzi na nasze modlitwy.
Większość z nas modli się tak jak Dawid: „Odpowiedz mi w dniu, kiedy wołam do ciebie” (Psalm 102:3). „Kiedy jestem strapiony, ry­chło mnie wysłuchaj” (Psalm 69:18). Hebrajskie słowo rychło ozna­cza „teraz; uczyń to w godzinie, kiedy wołam do Ciebie!” Dawid mówił: „Panie, ufam Tobie, ale proszę Cię, pośpiesz się!”
Bóg się nie spieszy. On nie reaguje na nasz rozkaz. Właści­wie czasem może nam się wydawać, że On chyba nigdy nie odpo­wie. Być może wołasz, płaczesz, pościsz i masz nadzieję - ale mijają dni, tygodnie, miesiące, a nawet lata, a nie widzisz nawet najmniej­szego dowodu na to, że Bóg ciebie słyszy. Najpierw kwestionujesz samego siebie: „Musi być jakaś przeszkoda w mojej modlitwie, jakiś ukryty grzech. Może źle proszę. Może moja wiara jest zbyt słaba”. Jesteś zakłopotany i z biegiem czasu twoje nastawienie do Boga wygląda mniej więcej tak: „Panie, co mam zrobić, aby uzys­kać odpowiedź na tę modlitwę? W Swoim Słowie obiecałeś, że dasz odpowiedź, więc modliłem się z wiarą. Ile mam jeszcze wylać łez?”
Dlaczego Bóg odwleka odpowiedź na szczere modlitwy? Na pew­no nie dlatego, że brak Mu mocy. Mógłby tylko mrugnąć okiem, albo pomyśleć, a już by się stało. Przecież On pragnie bardziej niż my, abyśmy otrzymywali od Niego to, o co prosimy. Odpowiedź znajdujemy raczej w tym wersecie: „Powiedział do nich podobień­stwo, że się trzeba zawsze modlić i nie tracić serca” (Ew. Łukasza 18:1).
Greckie słowo przetłumaczone jako tracić serce czy słabnąć ozna­cza „zrelaksować się, stać się słabym lub zmęczonym w wierze, zre­zygnować z walki, nie oczekiwać już na wypełnienie”. W Liście do Galacjan 6:9 jest napisane: „A dobrze czynić nie ustawajmy, bo we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia, jeżeli nie stracimy serca”. Pan szuka ludzi modlitwy, którzy nie będą odpoczywać ani nie będą zmęczeni przychodzeniem do Niego. Tacy ludzie będą ocze­kiwać na Pana i nie zrezygnują dotąd, aż Jego dzieło zostanie za­kończone. Kiedy On pośle odpowiedź, będą na nią oczekiwać.
Kiedyś myślałem, że posiadam niezachwianą wiarę i całkowicie ufam Panu. Przez długi czas jednak nie otrzymywałem odpowiedzi na kilka bardzo ważnych modlitw; właściwie na niektóre z nich do­tąd nie mam odpowiedzi. Sprzeczałem się
z Panem i mówiłem: „Je­żeli odpowiesz na moje modlitwy, to podbudujesz moją wiarę. Będę mógł pójść do kościoła i chlubić się Twoją wiernością tak, jak czy­nił to Dawid. Pomyśl tylko jak inni będą przez to zachęceni”. Jed­nak Pan mówił do mnie cały czas: Nie budują twojej wiary na Mo­ich odpowiedziach - budują ją na opóźnionych odpowiedziach!
Każdy jest w stanie wierzyć, otrzymując szybką odpowiedź na modlitwy. Ale kto będzie wierzył po roku czy dwóch latach bez od­powiedzi? Z upływem czasu porzucamy nasze modlitwy i wiarę, że On na nie odpowie i przechodzimy do czegoś innego. Mówimy do Boga: „Pozostanę Ci wierny, ale nie oczekuj ode mnie, że będę miał dość wiary, by jeszcze dłużej czekać na odpowiedź na moją modlitwę.” Bóg chce się tylko upewnić, że nie zniechęciłeś się w swojej modlitwie. On chce, aby twoje serce było wytrwałe, bez względu na to jak długo będziesz musiał czekać na odpowiedź.
Jezus powiedział pewne podobieństwo, aby pokazać nam, że cze­ka, byśmy głęboko kopali i nie rezygnowali. Jest to podobieństwo o wdowie, która przychodziła do sędziego szukając sprawiedliwoś­ci (zobacz Ew. Łukasza 18:2-8). Sędzia spełnił jej życzenie tylko dlatego, że miał już dosyć jej ustawicznego proszenia: „Ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, by w końcu nie przyszła i nie uderzyła mnie w twarz” (werset 5). Jezus dodaje do tego podobieństwa: „A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wy­branych, którzy wołają do Niego w dzień i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie? Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę” (wersety 7-8).
Może powiesz: „Czy ten werset nie stanowi pewnego paradok­su? Jezus mówi najpierw, że Bóg zwleka w naszej sprawie, a potem stwierdza, że szybko weźmie nas w obronę”. Większość z nas myl­nie interpretuje ten fragment. Jezus nie mówi tu
o długim zwleka­niu. Bóg chce szybko odpowiedzieć, ale zwleka. Bóg odwleka coś, co wymaga cierpliwości z Jego strony. Nie pogodzą się z tym, co widzą w twoim sercu - będą czekał dotąd, aż będziesz gotowy uchwy­cić się Mnie tak, jak tego pragną. ’’
Kiedy spoglądam wstecz na niektóre rzeczy, o które modliłem się przez dłuższy czas, słyszę Pana mówiącego: Dawidzie, trzymam przed tobą twoją prośbą tak jak lustro. Chcą ci przez to pokazać, co znaj­duje się w twoim sercu. W tym lustrze zobaczyłem odbicie zwątpie­nia... strachu... niewiary... i takie rzeczy, które spowodowały, że upad­łem do stóp Jezusa i zawołałem: „Panie, nie jestem już zaintereso­wany odpowiedzią, ale tym, abyś zabrał ode mnie tego ducha. Nie chcę
w Ciebie wątpić; nie chcę modlić się o odpowiedź, posiadając w sercu nasiona niewiary!”
To prawda, że najtrudniejszą częścią wiary jest ostatnie pół go­dziny. Kiedy wydaje się, że Bóg nie odpowie, rezygnujemy, odcho­dzimy od danej sprawy
i przechodzimy do czegoś innego. Czyniąc tak uważamy, że poddajemy się Bożemu prowadzeniu i Jego suwe­rennej woli, Mówimy: „Panie, zrób to, co uważasz za najlepsze,” albo: „Boże, Ty tego chyba nie chciałeś”. Bóg tego nie chce! Kiedy modlimy się o to, co jest oczywistą wolą Boga - na przykład o zba­wienie członków rodziny - mamy wszelkie prawo, aby trzymać się i nie rezygnować dotąd, aż Jezus odpowie. Mamy wszelkie powody, aby nie słuchać tego, co mówi diabeł. Mamy też wszelkie prawo do tego, aby prosić Boga, by zaszczepił w nas wiarę Jezusa Chrystusa i nie pozwolił spocząć dotąd, aż zobaczymy wypełnienie.
Jednak zbyt często słabniemy i nie zdajemy egzaminu. Gdybyś­my nie osłabli, trzymalibyśmy się jeszcze mocniej i z większym zde­cydowaniem, by oglądać odpowiedź. Pan jednak widzi nasze słab­nące serce. Podaje nam nawet ilustrację takiego słabnącego serca w II Księdze Królewskiej, rozdziały 6-7.
Samaria była oblężona przez Ben Hadada i jego wielką armię syryjską. Miasto umierało z głodu. Głowa osła była sprzedawana za osiemdziesiąt srebrników,
a miarka gnoju gołębiego za pięć. Prorok Elizeusz prorokował królowi Samarii, że Bóg w nadprzyrodzony sposób wybawi jego lud. Powiedział mu, żeby trzymał się dzielnie - oczekiwał, modlił się, pokutował i ufał Bogu, bez względu na to jak źle wyglądają okoliczności.
Kiedy król przechadzał się po murze miasta, może myślał sobie: „Jak długo to musi jeszcze trwać? Już dłużej nie wytrzymamy. Jeże­li Bóg szybko nie odpowie, będziemy musieli wyjść z białą flagą i poddać się”. Wtedy pewna niewiasta zobaczyła króla i zawołała: „Wczoraj wraz z sąsiadką ugotowałyśmy i zjadłyśmy moje dziecko. Uzgodniłyśmy, że dzisiaj zjemy jej niemowlę, ale ona schowała swoje dziecko. Królu, to jest niesprawiedliwe - powiedz jej, żeby oddała również i swoje dziecko!”
Tego było już za wiele! Król rozdarł swoje szaty pokutne i zawo­łał w gniewie: „Elizeuszu, nie uratujesz już swojej głowy! Chciałeś, żebyśmy wierzyli, że Bóg odpowie na twoje modlitwy. Powiedzia­łeś nam, że wydarzy się cud”. Kiedy król znalazł Elizeusza, modlą­cego się ze starszymi, wykrzyknął: „Dlaczego miałbym jeszcze cze­kać na Pana?” Inaczej mówiąc: „Już ża późno! Wybiła ostania go­dzina,
a Bóg nie dotrzymał Swojego słowa. Modlitwa nic nie pomo­że. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce!”
Kiedy król słabnął - rezygnował z wiary - odpowiedź była już u bram. Elizeusz mu odpowiedział: „Jutro o tym czasie miara przed­niej mąki (około 40 litrów) będzie sprzedawana za sykiel, a dwie miary jęczmienia też za sykiel w bramie Samarii” (II Królewska 7:1). Szkoda, że król nie poczekał jeszcze 24 godzin, zanim wybuchnął. Nie wiedział, że Bóg działa i przygotowuje cud. W obozie syryjs­kim powietrze wypełniło się cudownym dźwiękiem - był to odgłos potężnej armii i wozów wojennych, które zbliżały się do nich. Sy­ryjczyków ogarnęła panika, więc porzucili wszystko i uciekali z ży­ciem. Tak więc mieszkańcy Samarii sprowadzili z obozu syryjskie­go całe transporty żywności. Jarzyny, przednia mąka i beczki jęcz­mienia wlewały się poprzez bramy miasta. Król, oglądając to wyba­wienie, musiał się dobrze czerwienić, kiedy przypomniał sobie swo­je słowa: „Bóg nie dotrzymał słowa!”
Coś podobnego przydarzyło mi się przynajmniej tuzin razy. Re­zygnowałem
i mówiłem: „To nie było chyba Bożą wolą. Ta sytuacja jest niemożliwa”. Czasami odpowiedź przyszła w ciągu godziny po wypowiedzeniu przeze mnie takich słów! Czy i tobie przydarzyło się coś podobnego? Czy zrezygnowałeś i przestałeś się modlić? Musisz uznać, że Bóg już działa, a Jego odpowiedź jest tuż u drzwi. Kiedy oczekujemy z wiarą i oglądamy odpowiedź, nasza wiara wzras­ta i przynosi Bogu jeszcze większą chwałę.

3. Jesteśmy doświadczani poprzez nasze upadki.
Mówiąc to nie mam na myśli, że doświadczani są chrześcijanie, którzy wracają z powrotem do świata i swoich dawnych grzechów. Nie, tacy wierzący są rozbitkami. Piotr posyła ostrzeżenie do wie­rzących, którzy wzrastają w uświęceniu i całym sercem idą za Pa­nem: „Miejcie się na baczności, abyście zwiedzeni przez błędy lu­dzi nieprawych, nie dali się wyprzeć z mocnego swego stanowiska” (II Piotra 3:17).
Jesteśmy doświadczani poprzez nasze upadki, kiedy upadamy pomimo postępu, jaki robimy w Panu. Przyczyną takiego upadku może być kilka rzeczy - na przykład korzeń gniewu. Gdybyś zapytał kogoś, co spowodowało jego gniew, to może by odpowiedział: „Sprowokowała mnie moja rodzina i nie wytrzymałem. Nie mogę tego zrozumieć - myślałem, że jestem coraz bardziej słodki, coraz bar­dziej podobny do Jezusa. Ale ktoś nacisnął niewłaściwy przycisk i straciłem panowanie!”
Jeżeli Bóg pracuje w twoim życiu nad korzeniem gniewu, gory­czy, pychy czy nad jakąś inną dziedziną, to nasz dom stanie się po­lem doświadczalnym. Ciągle na nowo będziemy prowokowani do­tąd, aż wszystkie ukryte wady zostaną wyprowadzone na światło i wykorzenione przez Ducha Świętego.
Możemy pomyśleć tak: Jestem przecież tylko człowiekiem. Ile mogą znieść? Nie ma znaczenia, że zostaliśmy sprowokowani, ani nawet to, że może racja jest po naszej stronie. Prowokacja ukazuje po prostu potrzebę wyzwolenia w danej dziedzinie. Słowo Boże mówi: „Wszelka gorycz i zapalczywość i gniew i krzyk
i złorzecze­nie niech będą usunięte spośród was wraz z wszelką złością” (Efezjan 4:31). Bóg będzie nas doświadczał dotąd, aż powiemy: „Ten duch musi odejść!” Nie będziemy oglądali wzrostu w Chrystusie, nie będziemy mieli pokoju w domu ani
w pracy dotąd, aż powiemy: „Masz rację Panie - zabierz to!”
Czasami, kiedy jesteśmy kuszeni, możemy czuć się niegodni. Możemy nawet zastanawiać się, czy Pan nas jeszcze kocha. Chciał­bym cię zapewnić, że jeżeli naprawdę pokutowaliśmy, to Bóg obej­muje każdego z nas Swoim ramieniem, mówiąc: „Pozwoliłem na to, żebyś zobaczył co jest w twoim sercu. Robisz jednak postępy i wzra­stasz w tych dziedzinach, które mają dla Mnie znaczenie. Mówiłeś, że chcesz chodzić ze Mną, więc uczę ciebie. Wiem co jest w tobie i pozwolę, abyś był prowokowany dotąd, aż pozbędziesz się tych rzeczy. Ważne jest jednak to, że Ja jestem z tobą. Będę z tobą wpoś­ród twoich doświadczeń!”
Odpowiadamy: „Panie, położyłeś Swój palec na pewnej dziedzi­nie mojego życia. Wyrwij to z mojego serca. Dodaj mi zachęty Pa­nie, abym nie cofał się, ale szedł
z Tobą do przodu.”

4. Próba polegająca na izolacji.
Wiem, co to znaczy stawiać czoła boskiemu milczeniu i nie sły­szeć Bożego głosu przez długi czas. Przeżywałem okresy całkowite­go załamania, bez żadnego widocznego kierunku, kiedy ten cichy i łagodny głos zupełnie milczał. Były takie chwile, kiedy nie miałem w pobliżu żadnego przyjaciela, który mógłby ukoić moje serce jakąś radą. Wszystkie wzory Bożego prowadzenia z przeszłości działały odwrotnie i znajdowałem się w całkowitej ciemności. Nie widzia­łem drogi
i popełniałem jeden błąd za drugim. Chciałem powiedzieć: „Boże, co się stało? Nie wiem w którą stronę mam iść!”
Może powiesz: „To nie jest pozytywne wyznanie!” Wszyscy jednak będziemy to przeżywać, kiedy Bóg zacznie sprawdzać nasze oddanie się Jemu. Dzięki Bogu, że jest to tylko „ciemna noc duszy,” która przeminie, gdyż Pan pragnie, aby nasze drogi były czyste. Z ust Jezusa, Syna Bożego, pochodzą następujące słowa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Ew. Mateusza 27:46).
Godzina izolacji nadchodzi wtedy, kiedy wydaje się, że Bóg ukrył Swoją twarz, a nikt z twoich przyjaciół nie rozumie tego, co przeży­wasz. Zapytasz może, czy Bóg naprawdę skrywa Swoją twarz przed tymi, których kocha? Czy nie jest tak, że On podnosi Swoją rękę na krótką chwilę, aby nas nauczyć ufności i spolegania na Nim? Biblia odpowiada wyraźnie: „Bóg odstąpił od Hiskiasza, aby go wypróbo­wać, aby poznał, co jest w jego sercu” (II Kronik 32:31).
Mogę szczerze powiedzieć, że Jezus nigdy nie był dla mnie bar­dziej realny, niż dzisiaj. Ale mogę również powiedzieć, iż miewam takie chwile, kiedy wydaje mi się, że nie mogę zrobić nic, aby prze­bić się do nieba; gdy klękam i stwierdzam, że niebo jest z żelaza. Moja modlitwa nie dociera. Odczuwam tylko pustkę i pobicie. Moje serce woła: „Boże, gdzie jesteś?”
Bóg mówi: „W przystępie gniewu zakryłem swoją twarz na chwilę przed tobą (Izajasza 54:8). Ale to również On „ratuje od zguby życie twoje, On wieńczy cię łaską i litością” (Psalm 103:4). On obie­cał, że w czasie naszej izolacji, rozciągnie nad nami Swoją łaskę i miłosierdzie.
Pewnego razu, po jednym z moich nabożeństw ewangelizacyj­nych w San Francisco, do pokoju modlitwy wszedł młody człowiek. Spotkałem go wiele lat wcześniej, kiedy uczestniczył w ewangeliza­cji i wołał w pokucie, modląc się
o zbawienie. Wtedy wyszedł z pokoju modlitwy z prawdziwą radością w sercu. Teraz jednak wy­glądał na całkowicie załamanego. Nigdy nie widziałem tak smutnej twarzy młodego człowieka. Zwrócił się do mnie: „Panie Wilkerson, nie wiem w którą stronę się udać. Nie mam radości i wydaje mi się, że Bóg jest bardzo daleko. Przeżywam pokusy i boję się, że upadnę i stracę kontakt z Bogiem. Odczuwam tylko strach
i trwogę!”
Położyłem rękę na ramieniu tego młodego człowieka i powie­działem: „Synu, to jest twoja godzina próby. Bóg ciebie doświad­cza, aby zobaczyć, co jest w twoim sercu. Czy chcesz pokutować, przy­jąć Jego przebaczenie i podążać do Światła? Bóg ciebie nie opuścił.”
Nagle łzy zaczęły spływać po jego policzkach.
  • Mówisz, że Bóg nie jest na mnie rozgniewany?”
  • Nie” - odpowiedziałem.
Wtedy zapytał:
  • Czy mój niepokój i rozpacz są wynikiem jakiegoś strasznego nałogu w moim życiu?” Powiedziałem mu, że tylko on może sobie odpowiedzieć na to pytanie. Odpowiedział więc:
  • Nie, chyba nie.”
Potem nagle zaczął dostrzegać światło. To nie była Boża wina! Powodem było zaniedbanie modlitwy i czytania Słowa Bożego w chwili doświadczenia i to przyniosło strach i niepokój. W tym momencie Duch Pański zaczął wlewać w jego serce nadzieję i wte­dy podniósł ręce i zaczął uwielbiać Pana: „Panie, przeprowadź mnie przez to wszystko. Przywróć mi wiarę!” Kiedy wychodziłem, dzię­kował Bogu za to, że dał mu na nowo przeżyć Jego obecność. Duch Święty zaczynał świecić w jego życiu”.
Wiem, co to znaczy modlić się i otrzymać fundusze potrzebne do prowadzenia służby. Wiem, co to znaczy chodzić przez cały rok i odczuwać prowadzenie Jezusa na każdym kroku i słyszeć Jego głos, mówiący: Dawidzie, to jest ta droga, idź nią. Wiem, co to znaczy brać kartkę i długopis, zapisywać pytania i otrzymywać na nie odpo­wiedź. Wiem również, że kiedy potem nagle wszystko się zmieniło i musiałem przeżywać noce głębokiego, ciemnego zamieszania, nie wiedziałem w którą stronę się zwrócić. Popełniłem mnóstwo błę­dów, które doprowadzały mnie do rozpaczy
i wołałem: „Boże, gdzie jesteś?” Spędzałem w mojej komorze modlitwy trzy, cztery tygo­dnie i mówiłem: „Boże, muszę Ciebie dotknąć. Muszę się złamać”. Odczuwałem jednak tylko smutek, zimne serce i ciężkie milczenie nieba. Jednak poprzez to wszystko odczuwałem, że Bóg działa. Sły- sżałem jak Duch mówił: Trzymaj się. Podnieś się ponad ten sztorm. Kiedy nieprzyjaciel nadciągnie jak powódź, Duch Pański postawi przed nim zaporę (patrz Izajasza 59:19).


Wiedz komu uwierzyłeś

Może teraz przechodzisz przez powódź doświadczeń. Wiesz, co mam na myśli, kiedy mówię, że niebo jest z żelaza. Wiesz, co to znaczy powtarzające się niepowodzenia. Czekałeś długo na odpo­wiedź na modlitwy. Podano ci kubek ucisku. Nic i nikt nie może zaspokoić tej potrzeby, jaką masz w swoim sercu!
Pewnego razu po moim kazaniu na temat doświadczeń i przeżyć podeszła do mnie pewna kobieta i powiedziała: „Kiedy wchodziłam dzisiaj do tego kościoła, udawałam szczęśliwą i wolną od trosk. Ale kiedy mówiłeś o kubku bólu, zaczęłam płakać. Uświadomiłam so­bie, że zakładam maskę. Mąż mnie opuścił i cały dom legł w gru­zach. Musiałam to ukrywać. Ale teraz wiem - jestem doświadcza­na!” Ta niewiasta była złamana przed Panem. Modliłem się z nią, aby Bóg wzmocnił jej wiarę i wyszła stamtąd z prawdziwą radością Pana w sercu.
Kiedy człowiek pragnie Boga, nieprzyjaciel zacznie go atakować z całą furią. Trudny jest dla dzieci Bożych czas przesiewania. Ale dziecko Boże może stanąć
i powiedzieć: „Chociaż jestem doświad­czany i wystawiany na próby; chociaż wszystkie moce zostały skie­rowane przeciwko mnie, «wiem, komu zawierzyłem
i pewien je­stem tego, że On mocen jest zachować to, co mi powierzono, do owego dnia»” (II Tymoteusza 1:2).
To jest czas, kiedy musisz stanąć na nogi! Nie musisz się śmiać i radować, bo w tym momencie możesz nie odczuwać szczęścia. Możesz przeżywać tylko zamęt
w swojej duszy. Wiedz jednak, że Bóg jest nadal z tobą, ponieważ Pismo mówi: „Pan zasiadł na tronie nad wodami potopu, Pan zasiadać będzie jako król na wieki” (Psalm 29:10).
Wkrótce usłyszysz Jego głos: Nie wpadaj w paniką, tylko patrz na Mnie. Powierz Mi wszystko. Poznasz wtedy, że jesteś obiektem Jego niezmiennej miłości.

Przesiewani święci

„Wy zaś jesteście tymi, którzy wytrwali przy mnie w pokuszeniach moich, A Ja przekazuję wam Królestwo, jak i mnie Ojciec Mój prze­kazał, Abyście jedli i pili przy stole moim w Królestwie moim i za­siadali na tronach, sądząc dwanaście plemion Izraela. Szymonie, Szy­monie, oto szatan wyprosił sobie, żeby was przesiać jak pszenicę. Ja zaś prosiłem za tobą, aby nie ustała wiara twoja, a ty, gdy się kiedyś nawrócisz, utwierdzaj braci twoich.” „On zaś rzekł do niego: Panie, z Tobą jestem gotów iść i do więzienia i na śmierć. A On rzekł: Po­wiadam ci Piotrze, nie zapieje dzisiaj kur, a ty się trzykroć zaprzesz, że mnie znasz.” (Ew. Łukasza 22:28-34)
Może słyszeliście o Kathryn Kuhlman z Pittsburga, którą Bóg używał
w potężny sposób w służbie uzdrawiania. Z łaski Pana mog­łem usługiwać z nią w jej mieście przez ponad pięć lat i wspólnie z moją żoną, Gwen, bardzo dobrze ją wtedy poznaliśmy.
Bardzo wyraźnie pamiętam to, że kiedy rozmawialiśmy o szata­nie i mocach ciemności, Kathryn mówiła przyciszonym głosem. Pew­nego razu zacząłem jej opowiadać o naszej pracy z narkomanami i alkoholikami w Nowym Jorku. Chyba pomyślała, że jestem zbyt nonszalancki w tym temacie, dotyczącym działalności demonicz­nej, bo kiedy mówiłem, sposępniała. Wreszcie powiedziała do mnie cichym głosem: „Dawidzie, nigdy nie traktuj lekko tematu walki duchowej czy mocy szatańskich. Jest to bardzo otrzeźwiający temat.”
Na ile orientuję się, Kathryn nigdy nie bała się szatana ani demo­nów. Jednak temat zwierzchności i władców ciemności nigdy nie był dla niej lekką sprawą. Bóg dał jej duchowe oczy, żeby mogła zobaczyć choć część wojny, jaka rozgrywa się
w okręgach niebies­kich o dusze ludzkie.
Kiedy Jezus chodził po ziemi, dobrze znał moc wściekłości sza­tana, który wykorzystuje wszelką piekielną broń, aby przesiać wie­rzących. Wydaje mi się, że nikt z nas tak naprawdę nie rozumie tego, jak wielki konflikt rozgrywa się w świecie duchowym. Nie zdajemy sobie też sprawy z tego, jak bardzo szatan jest zdecydowany znisz­czyć wszystkich wierzących, którzy skierowali swoje spragnione serca w stronę Chrystusa, bez reszty. Prawdą jest również to, że kie­dy idziemy za Panem, przekraczamy pewną linię - „linię posłuszeń­stwa”, o której mówiłem wcześniej w historii o Rut - która włącza wszystkie systemy alarmowe w piekle. Kiedy przekroczymy tę linię, by żyć w posłuszeństwie Słowu Bożemu i polegać tylko na Jezusie, stajemy się zagrożeniem dla królestwa ciemności i głównym celem ataku demonicznych mocy i zwierzchności. Świadectwo każdego wierzącego, który nawraca się do Pana z całego serca, obejmuje na­gły przypływ dziwnych
i zwielokrotnionych kłopotów i doświadczeń.
Jeżeli przekroczyłeś tę linię posłuszeństwa, to zataczasz fale w świecie niewidzialnym. Wszyscy doświadczyliśmy już jakiegoś rodzaju ataków z piekła.
Zbór Times Square, znajdujący się w środkowej części najwięk­szego miasta
w USA, reprezentuje szeroki przekrój ludzi, z których każdy przeżywa tego rodzaju ataki. W pewną niedzielę wieczorem musiałem przerwać uwielbienie, aby podać takie ogłoszenie: „Ktoś próbuje się włamać do żółtego mercedesa zaparkowanego przed naszymi drzwiami. Jeżeli jest to samochód kogoś z was, to niech jego właściciel szybko tam idzie!” Złodzieje ukradli już radio, a te­raz próbowali ukraść samochód. Dzięki Bogu, że uciekli i samo­chód został uratowany.
Właścicielką okazała się niewiasta, bardzo oddana pracy dla Pana. Później w ciągu tygodnia zadzwoniła do mnie do biura i powiedziała: „Pastorze, od razu wiedziałam, że jest to atak szatana. Chciał mi przeszkodzić w słuchaniu ewangelii. Aleja się nie dam!”
Innej kobiecie z New Jersey wgięto błotnik, a innym razem ukra­dziono cały samochód. Wiedziałem dlaczego tak się działo. Ta ko­bieta również wzrastała w Panu i zmieniała się. Przekroczyła linię dla Jezusa i teraz atakował ją szatan, próbując zniechęcić do przy­chodzenia do kościoła.
„Szymonie, Szymonie!... Szatan prosił, aby mógł was przesiać, jak pszenicę”. Jezus porusza tu temat przesiewania świętych. Wcza­sach Chrystusa młócący przesiewali zboże, zanim wsypali je do worków. Wsypywali pszenicę do kwadratowej skrzyni przykrytej sitem, potem przewracali ją do góry dnem
i gwałtownie potrząsali. Piasek i brud przechodziły przez sito dotąd, aż pozostało tylko ziarno.
Przesiewanie w tym wersecie oznacza potrząsanie i oddzielanie - wstrząs poprzez wzbudzenie nagłego doświadczenia. Jezus użył tej analogii, aby powiedzieć do Piotra: „Szatan wierzy, że jesteś tylko brudem i pyłem, i że kiedy położy ciebie na sito i potrząśnie tobą, przelecisz przez nie i spadniesz na ziemię!”
Istnieją doświadczenia i próby, ale jest też i przesiewanie. Prze­siewanie postrzegam jako jeden wielki gwałtowny atak szatana. Jest on zazwyczaj skompresowany
w jednym krótkim, ale bardzo inten­sywnym okresie czasu. W przypadku Jezusa było to czterdzieści dni i czterdzieści nocy na pustyni, kiedy to przyszedł do Niego szatan z każdym możliwym podstępem, pochodzącym prosto z królestwa ciemności. W przypadku Piotra przesiewanie trwało tylko kilka dni. Były to jednak najbardziej wstrząsające, szokujące i bezlitosne dni jego życia.
Zwróć uwagę, że Jezus nie modlił się, aby Piotr został zachowa­ny od przesiewania przez szatana. Modlił się raczej o to, aby wiara Piotra nie zawiodła. Głównym celem ataku szatana jest bowiem na­sza wiara. Przyglądnijmy się temu przykładowi w odniesieniu do naszej wiary i przesiewania naszego życia przez diabła.


Kiedy przychodzi przesiewanie

Z tej historii dowiadujemy się, że przesiewanie Piotra nastąpiło natychmiast po wielkim objawieniu.
Piotr, i inni uczniowie, otrzymali właśnie od Jezusa obietnicę owocnej służby. „Oto daję wam królestwo” - powiedział, by mogli jeść i pić u Jego stołu i zasiadać na tronach, sądząc dwanaście poko­leń izraelskich.
Greckie słowo dają pochodzi od podstawowego słowa oznacza­jącego „przekazywanie poprzez”. Jezus dał swoim uczniom niesa­mowitą obietnicę. Powiedział do nich: „Poprzez was będę przeka­zywał Swoje królestwo, tak jak mój Ojciec uczynił Mnie kanałem Swojej chwały.” Mężowie ci mieli nie tylko stać się kanałami ma­jestatu Chrystusa, ale również zasiadać przy stole Pańskim i rozko­szować się bliską społecznością z Nim. Staną się książętami, panu­jącymi razem
z Nim!
Piotr jednak nie wiedział, że kiedy Jezus wypowiadał te wspania­łe obietnice, Jego serce modliło się w agonii o to, co widział w nie­widzialnym świecie duchów. Szatan stanął przed tronem Ojca, oskar­żał Piotra i prosił o pozwolenie, aby mógł położyć na nim swoją rękę, j ak zrobił to z Jobem. Mógł powiedzieć coś takiego: „Syn Boży nazywa tego człowieka Piotrem - ‘Skałą’ - i twierdzi, że zbuduje Swój kościół na takim wyznaniu wiary. Ja twierdzę, że on nie jest skałą wiary - jest plewą, niegodnym człowiekiem, by być kanałem Twojej chwały! Pozwól mi nim potrząsnąć; pozwól mi go wypróbo­wać. Piotr ma w sobie złe pragnienia i nie wytrwa. Upadnie!”
Musicie zrozumieć, że szatan stara się przesiewać tylko tych, któ­rzy zagrażają jego działalności. Stara się dotknąć drzewa, które ma w sobie największy potencjał przynoszenia owocu. Ale dlaczego szatan pragnął przesiać Piotra? Dlaczego tak bardzo mu się rozcho­dziło o jego wypróbowanie? Przez trzy lata Piotr wyganiał demony i uzdrawiał chorych. Szatan słyszał też jak Jezus obiecał uczniom inny chrzest - chrzest Duchem Świętym i ogniem - i to go wystraszy­ło! Teraz diabeł usłyszał ostateczny Boży plan dla Piotra, że będzie rządził w nowym Królestwie. Zdawał sobie sprawę z tego, że ostat­nie trzy lata życia Piotra były jakby preludium
w porównaniu z dziełami, których będzie dokonywał potem wspólnie z innymi ucznia­mi. Pociągnął już Judasza, a teraz chciał znaleźć jakieś korzeń ze­psucia
w Piotrze, na którym mógłby budować, łamiąc wiarę Piotra.
Może tak jak Piotr znajdujesz się teraz na sicie - potrząsany i przesiewany. Może pytasz: „Dlaczego ja? Dlaczego teraz?” Po pierwsze, powinieneś się radować, że cieszysz się taką reputacją w piekle! Szatan nigdy by nie prosił Boga o pozwolenie na przesia­nie ciebie, gdybyś nie przekroczył linii posłuszeństwa. Dlaczego miał­by wytężać swoje siły, by ciebie niepokoić, kłopotać, straszyć i po­trząsać wszystkim co masz? Przesiewa ciebie dlatego, że w tych osta­tecznych dniach odgrywasz ważną rolę w Kościele Bożym. Bóg po­nownie czyni coś nowego w tym ostatnim, wielkim przebudzeniu i zostałeś przez Niego oddzielony, by być potężnym świadkiem dla wielu. On uwolnił ciebie i przygotowuje do Swoich wiecznych celów. Czym większe są twoje dary, czym większy masz potencjał, czym większe twoje poddanie się woli Bożej - tym poważniejsze będzie twoje przesiewanie.


Przesiewanie może usunąć pychę

Piotr nie był świadomy jakichś swoich szczególnych słabości. Posłuchajcie jego świadectwa: „Panie, jestem gotów pójść za Tobą! Przeszedłem trzy najwspanialsze lata najlepszego szkolenia. Wiem już dużo. Zdobyłem doświadczenie. Widziałem, jak uciekają demo­ny i przyprowadzałem do Boga tłumy ludzi. Tak bardzo urosłem! Nie jestem już tym człowiekiem, jakim byłem trzy lata temu. Chwa­ła Bogu, jestem gotowy i pójdę za Tobą aż do końca.”
Nawet ostrzeżenie Pana nie pozbawiło Piotra zaufania do same­go siebie. Jezus próbował potrząsnąć tym uczniem, obudzić go przed czyhającym na niego niebezpieczeństwem, ale wydaje się, że Piotr tego nie usłyszał. Nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, ponie­waż nie miał poznania. Piotr znalazł się w śmiertelnym niebezpie­czeństwie i od popełnienia niewiarygodnego grzechu dzieliło go tylko kilka godzin. On jednak, pewny siebie, chlubił się: „Jestem gotów - ja nie upadnę. Jeżeli ktokolwiek miałby być z Tobą do końca, to właśnie ja!”
Może i ty znajdowałeś się kiedyś w takim miejscu jak Piotr. Bóg ciebie prowadzi, wzrastasz w Panu i kochasz Go całym sercem - ale nie dopuszczasz takiej możliwości, że mógłbyś upaść. Nie jesteś świadomy tego, że szatan chce ciebie przesiać; że zostaniesz boleś­nie zraniony zniewagami szatana.
Przychodzi mi tu na myśl jeden przykład - dotyczy on młodego, wielkiego ewangelisty, którego Bóg używał w potężny sposób do uzdrawiania chorych. Spoczywało na nim szczególne namaszczenie i objawienie w Słowie. Boża ręka była wyciągnięta nad nim w szcze­gólny sposób.
Potem zaczęły się nieporozumienia w jego małżeństwie, aż wresz­cie rozstał się z żoną. Mniej więcej w tym czasie oko tego ewangeli­sty spoczęło na pewnej młodej kobiecie. Wiedział, że złą rzeczą by­łoby zadawanie się z nią więc postanowił, że będą „tylko przyja­ciółmi”. Zaczął wydzwaniać do niej dwa, trzy razy dziennie, także wieczorem, „aby rozmawiać z nią o Jezusie” - jak mówił. Wreszcie rozwiódł się
z żoną i poślubił tę kobietę.
Nadal głosi Słowo Boże, ale jest tylko cząstką tego, czym miał być. Nie oszukujmy się - ten człowiek rozminął się z Bogiem. Jego przykład powinien posłużyć każdemu z nas za trzeźwe ostrzeżenie. Niech Bóg wypędzi z naszych serc wszelką duchową pychę i spra­wi, abyśmy uważnie słuchali Jego ostrzeżeń.
Jeżeli chodzi o Piotra, to w ciągu 24 godzin od chlubienia się, stał się moralnym kaleką - miotany tchórzostwem, zaparł się Chrys­tusa trzy razy. Zrobił coś tak złego i bezbożnego, że nigdy by nie pomyślał, iż jest to możliwe. Jednak Jezus nie mógł i nie chciał przer­wać procesu przesiewania Piotra. W tym uczniu pozostało coś ta­kiego, czego nie potrafiły zmienić trzy lata najlepszego nauczania, cuda i znaki, ani ostrzeżenie Chrystusa. Jezusowi pozostała tylko jedna rzecz, a mianowicie pozwolić, aby Piotr wszedł w ogień, pros­to w ręce szatana i niesamowitego pokuszenia.
Piotr musiał zostać złamany i upokorzony. Musiał zobaczyć py­chę swojego serca. Kiedy stwierdzi się taki brak rozeznania i ślepotę polegającą na zaufaniu samemu sobie, to przesiewająca ręka szata­na pozostaje jedyną alternatywą aby naczynie zostało oczyszczone i ponownie przeznaczone do użytku dla Chrystusa.


Rola modlitwy

Kiedy ktoś przechodzi przez ogień przesiewania, co powinni ro­bić ci, którzy go otaczają? Co zrobił Pan w sprawie zbliżającego się upadku Piotra? Jezus powiedział: „Ja modliłem się za tobą aby nie zachwiała się twoja wiara.”
Kiedy patrzę na ten wspaniały przykład miłości Chrystusa, to zda­ję sobie sprawę, że prawie nic nie wiem o tym jak należy kochać tych, którzy upadają. Z pewnością Jezus jest „przyjacielem, który jest bliższy niż brat” (Przypowieści Salomona 18:24). On widział w Piotrze zarówno to dobre jak i to złe i doszedł do takiego wnio­sku: „Ten człowiek jest wart uratowania. Szatan go chce, ale Ja chcę go jeszcze bardziej”. Judasza nie udało się uratować; nie miał on serca dla Pana. Zaprzedał się chciwości, co stało się otwartym za­proszeniem dla szatana. Ale Piotr naprawdę miłował Pana, więc Je­zus powiedział do niego: „Ja modliłem się za tobą”. Jezus wiedział od dłuższego czasu co nadchodziło, i prawdopodobnie spędził wie­le godzin przed Swoim Ojcem, rozmawiając o Piotrze - jak go ko­cha, jak bardzo Piotr jest potrzebny w Królestwie Bożym i jak go ceni, jako przyjaciela.
Panie, daj nam wszystkim taką miłość! Kiedy widzimy braci i siostry, którzy idą na kompromis, albo zmierzają do katastrofy i kłopotu, kochajmy ich do tego stopnia, aby ich tak stanowczo ostrze­gać jak Jezus ostrzegł Piotra. Wtedy będziemy mogli powiedzieć: „Modlę się o ciebie”.
Musimy to mówić z miłością a nie oskarżającym tonem. Zbyt często reagujemy w taki sposób: „Jesteś zły, bo idziesz na taki kom­promis. W tej sytuacji potrzebujesz naprawdę dużo siły” Albo: „Będę się o ciebie modlił, bo widzę, że tego potrzebujesz.” Jezus nie robił Piotrowi wykładu. Nie powiedział: „Gdybyś tylko posłuchał; gdy­byś tylko czuwał i modlił się ze Mną w ogrodzie; gdybyś nie był ta­ki dumny.” Zamiast tego, Jezus powiedział prosto: „Ja się modliłem za tobą”. My również musimy przynosić takich braci i siostry przed Boży Tron i błagać za nimi, aby przeszli zwycięsko poprzez doś­wiadczenia, a ich wiara nie zachwiała się. Wtedy oni również tak zareagują kiedy my znajdziemy się w podobnej sytuacji.
W oryginale greckim słowo ty jest tu użyte w liczbie mnogiej i oznacza „my wszyscy”. Jezus mówił o modlitwie nie tylko za Pio­trem, ale wszystkimi uczniami -
a dzisiaj i za nami wszystkimi: „Ja za nimi proszę, nie za światem proszę, ale za tymi, których mi dałeś, ponieważ oni są Twoi. ...Ojcze święty, zachowaj w imieniu twoim tych, których mi dałeś... Nie proszę, abyś ich wziął ze świata, lecz abyś ich zachowa! od złego.” (Ew. Jana 17:9,11,15)
Kiedy Jezus został skonfrontowany na pustyni z podstępami dia­bła, zwyciężył je poprzez Słowo Boże: „Napisano, ‘Nie samym Chle­bem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust. Boga”’ (Ew. Mateusza 4:4). „Znowu napisano: ‘Nie będziesz kusił Pana, Boga twego’” (Ew. Mateusza 4:7). „Idź precz ode mnie szatanie, albowiem napisano: ‘Panu Bogu pokłon oddawać będziesz i tylko jemu służyć będziesz’ (Ew. Mateusza 4:10).
Dzisiaj mamy jeszcze jedno „Napisano”, przy pomocy którego możemy walczyć z szatanem. Jest to słowo: „Ja się modliłem za tobą, aby twoja wiara się nie zachwiała”. Możesz powiedzieć dia­błu: „Być może otrzymałeś pozwolenie, aby mnie przesiać i chcesz zburzyć moją wiarę. Wiedz jednak o tym, że mój Jezus modli się za mną!”

Po przesianiu

Piotr nędznie zawiódł w momencie przesiewania - ale nie za­wiódł w wierze. Może pomyślisz sobie: „Jak to możliwe? Ten czło­wiek zaparł się Jezusa aż trzy razy, mówiąc, że Go nie zna. Zaklinał się przy tym i zarzekał!”
Ale gdyby Piotr zawiódł w wierze, to modlitwa Jezusa nie zdała­by się na nic. Wiem, że wiara Piotra nie zawiodła, bo kiedy tylko zaparł się Jezusa i wszystko wyglądało na to, że Pan stracił przyja­ciela i namaszczonego ucznia, Piotr spojrzał
w oczy Jezusa i rozpła­kał się. Przypomniał sobie, jak Pan powiedział: „Zaprzesz się mnie trzy razy” i wtedy „Piotr wyszedł i gorzko płakał” (Ew. Łukasza 22:61 -62). Gorzko płakał w języku greckim oznacza, że był to przenikający i gwałtowny płacz. Wyobrażam sobie Piotra, który idzie ku wzgórzom Judei, pada na twarz
z wyciągniętymi w górę rękami i woła: „Ojcze, On miał rację, aja nie słuchałem. Ostrzegał mnie, że szatan będzie próbował zniszczyć moją wiarę. Nie jestem gotowy! Umierać dla Jezusa? Przecież nawet nie potrafiłem stanąć odważnie przed służącą. Przebacz mi, Panie - ja nadal Go kocham. Do kogo pójdę?” Wreszcie wiara Piotra uchwyciła się czegoś, co powiedział Jezus: „A ty, gdy się kiedyś nawrócisz, utwierdzaj braci swoich” (Ew. Łukasza 22:32). Ileż razy Piotr musiał sobie to odtwarzać w swoim umyśle i zastanawiać się: „Czy Jezus nie powiedział, że wrócę do Niego? Czyż On nie powiedział, że jeszcze będę Mu słu­żył? Czy po tym, op zrobiłem, mogę jeszcze pomagać innym?”
Tak, Bóg odpowiedział na modlitwę Swojego Syna. Wyobrażam sobie Piotra, który wstaje z kolan, Duch Boży przepływa przez nie­go, ręce ma wyciągnięte
w stronę nieba i woła: „Szatanie, precz! Zawiodłem Go, ale nadal Go kocham. On obiecał, a w gruncie rze­czy przepowiedział, że wrócę i będę posileniem dla innych, skałą. Wracam z powrotem do swoich braci i sióstr!” I rzeczywiście, Piotr był pierwszym uczniem, który przyszedł do grobu, kiedy otrzymali wiadomość, że Jezus zmartwychwstał. Był również później wśród innych uczniów, kiedy Jezus stanął wpośród nich. Był też obecny, kiedy Jezus odchodził do chwały. To Piotr stanął
w dzień pięćdzie­siąty jako rzecznik Boga i wygłosił takie wspaniałe kazanie!
Obecnie powracają do Pana masy nowych ludzi narodzonych na nowo, zarówno Żydzi jak i Poganie, a również wielu tych, którzy odeszli od Boga. Gdzie znajdą siłę w czasach zamętu, które są przed nimi? U powracających, przesianych świętych, którzy będą mogli powiedzieć z autorytetem: „Nie ufaj sobie. Uważaj, abyś nie upadł, kiedy wydaje ci się, że stoisz.” (Patrz 1 Koryntian 10:12).
Czy odczuwasz w swoim życiu zwodnicze pokusy? Czy dojrze­wa w twoim sercu jakiś głęboki problem? Wobec tego posłuchaj słów Jezusa i uświadom sobie, że być może szatan otrzymał pozwo­lenie, aby cię przesiać. Nie traktuj tego lekko. Nie musisz zawieść tak, jak zawiódł Piotr; właściwie powinniśmy czytać tę historię po to, aby była dla nas ostrzeżeniem. Nawet jeżeli zawiodłeś i zasmuciłeś Pana Jezusa, to możesz nadal spoglądać w Jego twarz tak jak Piotr i pamiętać, że On modli się za tobą. Pokutuj, wróć, a potem dziel się swoim przeżyciem z innymi, którzy są obecnie przesiewani.
Prosiłem Pana, aby pomógł mi przekazać słowa nadziei dla upad­łych wierzących, tak jak czynił to Jezus. On nie powiedział: „ Jeżeli wrócisz, ’’ albo „Jeżeli się nawrócisz, ” ale „Kiedy wrócisz. ” Bę­dziesz mógł spojrzeć na płaczące, upadające owce i powiedzieć z ufnością: „Kiedy skończy się to przesiewanie, twoja wiara będzie mocniejsza, zostaniesz odnowiony, a Bóg ciebie użyje!”
Jeżeli więc jesteś jednym z „przesiewanych dzieci Bożych”, nie załamuj się. Ja wiem to jedno i ty również musisz o tym pamiętać: Szatan nie walczyłby z tobą, gdyby nie zobaczył w twoim sercu świę­tości i posłuszeństwa.


14. Szkoła współczucia


Mój przyjaciel, lekarz, powiedział mi kiedyś o sposobie, jakiego Bóg użył, aby zapisać go do szkoły współczucia. Lekarze widzą wokół siebie tyle bólu, że często stają się na niego obojętni. Kiedyś i mój przyjaciel miał właśnie bardzo mało współczucia dla ludzi cierpiących. Nie mógł na przykład zrozumieć dlaczego pacjenci z kamicą nerkową przeraźliwie krzyczeli z bólu. To nie może być aż tak straszne - myślał. Chyba trochę udają aby dostać zwiększoną dawkę lekarstwa. Ale pewnego dnia sam obudził się z kamicą ner­kową, a ból był gorszy niż opisywali to pacjenci. To było straszne! Musiał brać tabletki przeciwbólowe, aby przeżyć kolejny dzień. Dzisiaj mój przyjaciel okazuje cierpiącym pacjentom prawdziwe współczucie.
Moja żona podzieliła się ze mną kilkoma listami, jakie otrzymała od kobiet, które przeszły mastektomię, albo poddały się badaniom z powodu guza piersi. Wiedziały, że Gwen miała kilka operacji na raka i zna agonię obudzenia się z tym strasznym poczuciem znie­kształcenia ciała. Kobiety, które piszą do Gwen, wołają
o współczu­cie i nadzieję, a moja żona strzeże tych listów jak złota. Te cierpiące kobiety są dla niej jak studenci cierpienia. Gwen przeszła Bożą szkołę współczucia
i może teraz zaoferować im pociechę, nadzieję i siłę.
W podobny sposób i obecnie Duch Święty prowadzi „szkołę współczucia”, która składa się z doświadczanych i przesiewanych dzieci Bożych. Byli oni rzucani we wszystkie strony, kuszeni, doś­wiadczani, źle traktowani. Biblia mówi
o „uczestnictwie w Jego cier­pieniu” (Filipian 3:10). Jest to społeczność z Jezusem, dzielenie Jego głębokich, tajemnych, niepojętych doświadczeń. On również znosił wielki ból, zarówno psychiczny, jak i fizyczny. Jezus był odrzucony, wyśmiewany, wyszydzany i znienawidzony; samotny, głodny, bied­ny, niekochany, spotwarzany; uczyniono zeń przedmiot drwin. Naz­wano Go kłamcą, oszustem, fałszywym prorokiem. Był poniżany przez innych. Jego rodzina nie rozumiała Go. Najbardziej zaufani przyjaciele stracili wiarę w Niego. Jego uczniowie opuścili Go i uciek­li. Wreszcie pluto na Jezusa, szydzono z Niego i został zamordowa­ny. Tak, Jezus współczuje nam we wszystkich naszych zranieniach i cierpieniach, bo Sam przez nie wszystkie przeszedł. „Nie mamy bowiem arcykapłana, który by nie mógł współczuć ze słabościami naszymi, lecz doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my,
z wyjątkiem grzechu” (Hebrajczyków 4:15).
Możesz być pewny, że w każdym doświadczeniu jakie przeży­wasz, Bóg ma Swój cel. Wierzę w to, że Jego najważniejszym celem jest wzbudzenie w Ciele Chrystusa prawdziwych pocieszycieli.

Cierpienie wykształca pocieszycieli

Może nie rozumiesz dlaczego przechodziłeś przez takie głębokie doświadczenia. Może twoje życie było czasami tak trudne, że jesz­cze trochę, a byś się poddał. Wtedy jednak przyszedł Duch Święty i wlał w twoje serce pokój.
Jako nasz Pocieszyciel, przychodzi do nas w chwili najgłębszego smutku, posila nas, pomaga i podnosi naszego ducha. Jego działa­niu towarzyszy wieczny cel: „Abyśmy mogli pocieszać tych, którzy są w przeżyciu, taką pociechą, jaką my zostaliśmy pocieszeni przez Boga. Kiedy cierpienia Chrystusowe obfitują w nas, to
i nasza po­ciecha również obfituje przez Chrystusa” (II Koryntian 1:4-5). Pa­weł mówi wyraźnie, że niektórzy ludzie przechodzą wiele cierpień nie tylko po to, aby się czegoś nauczyli, ale żeby było to korzyścią dla innych, kiedy będą się od nich uczyć: „Jeśli tedy utrapienie nas spotyka, jest to dla waszego pocieszenia i zbawienia” (II Koryn­tian 1:6).
Kto jednak spośród nas może spojrzeć na to, co przeżywa i po­wiedzieć: „Dzięki moim doświadczeniom będę mógł pocieszać, bło­gosławić i wskazać drogę tym, którzy będą przeżywać to samo co ja?” Chyba nikt! Chociaż jest to trudne do przyjęcia i zaakceptowa­nia w momencie doświadczenia, prawdą jest jednak Słowo Boże, które mówi: „Ucisk wywołuje cierpliwość” (Rzymian 5:3).
W Swojej szkole cierpienia Bóg szkoli współczujących. On wi­dzi to wielkie prześladowanie, które czeka Kościół - trudne do opi­sania cierpienia
i prześladowania. W tym ostatecznym czasie Bóg nie pozostawi Swojego ludu bez doświadczonych i prawdziwych świadków. Znalazłeś się w szkole współczucia Ducha Świętego, ponieważ Bóg ma dla ciebie służbę pocieszania. Uczy cię tam wiel­kich lekcji po to, abyś mógł dawać nadzieję i pociechę tym, którzy wchodzą teraz w ogień.
Ciało Chrystusa potrzebuje obecnie ludzi, którzy nie zgorszyli się i nie załamali swoim cierpieniem; ludzi, którzy nie są pokonani, rozczarowani czy pełni pytań, ale trzymają się mocno Bożej miłości i widzą we wszystkim Jego wierność. Muszą być cierpliwi i mocni w wierze. Powinni być przykładem dla słabych i źródłem prawdzi­wej pociechy i podpory. Ludzie, którzy nie cierpieli, łatwo rzucają słowa pociechy. Ale jeżeli nie przeszli przez ogień i me umarli dla swojej własnej mądrości i doktryn, ich słowa są martwe. Nie mogą zaoferować prawdziwego pocieszenia tym którzy tego potrzebują.

Mamy wybór

Nasze cierpienie albo nas wykształci, albo zniszczy. Popatrz na słowa Listu do Hebrajczyków: „Bo kogo Pan miłuje, tego karze i chłoszcze każdego syna, którego przyjmuje. Jeśli znosicie karanie, to Bóg obchodzi się z wami, jak z synami; bo gdzie jest syn, którego by ojciec nie karał? A jeśli jesteś­cie bez karania, które jest udziałem wszystkich, tedy jesteście dzieć­mi nieprawymi, a nie synami. Ponadto, szanowaliśmy naszych ojców według ciała, chociaż nas karali; czy nie daleko więcej winniśmy poddać się Ojcu duchów, aby żyć? Tamci bowiem karcili nas według swego uznania na krótki czas, ten zaś czyni to dla naszego dobra, abyśmy mogli uczestniczyć w jego świętości. Żadne karanie nie wy­daje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwicze­ni. Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie
i pros­tujcie ścieżki dla nóg swoich, aby to co chrome, nie zboczyło, ale raczej uzdrowione zostało. Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświę­cenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana, bacząc, żeby nikt nie pozostał z dala od łaski Bożej, żeby jakiś gorzki korzeń, rosnący w górę nie wyrządził szkody i żeby przezeń nie pokalało się wielu.” (Hebrajczyków 12:6-15)
Wszystko zależy od nas. Możemy pozwolić na to, aby nasze cier­pienie stało się szkołą współczucia, prowadzącą do pomocy innym, albo obozem śmierci, który zniszczy nas i zanieczyści tych, którzy na nas patrzą.
Jeżeli znosimy wielkie cierpienia, bo jesteśmy karani przez Pana, to naszą pociechą może być świadomość, że On karze nas w wiel­kiej miłości, aby wykształtować w nas Swoją świętość. On mówi, że dzieje się tak dla naszego pożytku i jeżeli zgodzimy się na taką szkołę, wytworzy w nas później owoc sprawiedliwości
w pokoju.
Jeżeli jednak nasienie goryczy zapuści korzeń, to zniszczy nas i zepsuje. Istnieje jednak pewien sposób, aby zatrzymać ten korzeń zepsucia: zachęcajmy siebie nawzajem w Panu! Ponośmy omdlałe ręce, wzmacniajmy nasze słabe kolana
i prostujmy nasze ścieżki, aby to, co chrome nie ustąpiło z drogi, ale zostało uzdrowione. Jest to wezwanie dla nas do podniesienia się, otrząśnięcia z apatii i po­wrócenia do służby i zaufania Bogu, byśmy zostali uzdrowieni z naszego zwątpienia. Musimy odrzucić wszelką myśl o rezygnacji. Musimy ujarzmiać każdą myśl
o poddaniu się i być całkowicie po­słuszni Panu.
Same uciski i cierpienia mogą nas niczego nie nauczyć. Wielu dobrych ludzi niczego się nie nauczyło przechodząc różne doświad­czenia; niektórzy nawet stracili łączność z Bogiem. Pożytek możemy odnieść tylko ze zrozumianego cierpienia
i ucisku przyjętego jako z Jego ręki. Nasze ciało jest podrażnione i przygnębione każ­dym cierpieniem i uciskiem. Dlatego dzisiaj rozpowszechniło się tyle fałszywych nauk, które mówią, że chrześcijanie nie powinni nigdy cierpieć (ani nawet umrzeć!). Troszczą się tylko o ciało. Jeżeli nie zrozumiemy, że Bóg dopuszcza na nas cierpienia i ma cel we wszystkich naszych utrapieniach, to zahamują one nasz duchowy wzrost. Dawid powiedział: „Szukam Pana w dniu mojej niedoli” (Psalm 77:3). To jest Boży cel - odciągnąć nas od miłości tego świa­ta i pociągnąć do Jezusa, całkowicie uzależniając od Jego pomocy.
Bóg nas zna! On dopuszcza nasze cierpienia i mówi: „Jesteś tym, który zapomina o Mnie w dobrych chwilach. Zaniedbujesz Mnie, kiedy wszystko idzie dobrze. Aleja zbyt mocno ciebie kocham, aby pozostawić cię diabłu. Obudzę cię przez cierpienia, aby ci przypo­mnieć jak krótkie jest życie, i abyś mógł polegać tylko na Mnie.”
Oto kilka dobrych argumentów, których możesz użyć, kiedy dia­beł mówi ci, że bogobojni ludzie nie cierpią:
  1. Chrystus cierpiał w ciele - a był doskonały.
  2. Paweł i wszyscy Ojcowie Kościoła znosili wielkie uciski, ale Bóg ich kochał i używał w potężny sposób.
  3. Dla bogobojnych cierpienie nie jest oznaką niezadowolenia Boga, ale znakiem synostwa. On karze tego, kogo miłuje.
  4. Każdy ucisk ma na celu mój duchowy pożytek i wzrost i ma mnie wyposażyć we współczucie w stosunku do tych, którzy są w po­trzebie.
  5. Moje cierpienie może być bolesne i smutne, ale jeżeli przyjmę je, to później przyniesie owoc świętości i czystej miłości do Boga.


Dzień wybawienia

Już wcześniej rozważaliśmy ten werset: „Wiele nieszczęść spo­tyka sprawiedliwego” (Psalm 34:19). Użyte w tym fragmencie he­brajskie słowo „nieszczęście” to takie, które oznacza „zło, nieszczęś­cie, rozczarowanie, krzywdę, smutek, kłopot, nędzę”. Obejmuje to prawie wszystko, co może przydarzyć się człowiekowi. Ucisków jest wiele - i rzeczywiście dotykają sprawiedliwych, co jest bardzo wy­raźnie opisane w Bożym Słowie.
Ale Słowo mówi również: „Wołają, a Pan wysłuchuje ich i ocala ich ze wszystkich udręk” (Psalm 34:18). Ocalać oznacza „wyrywać, wyciągać, ratować.”
Jak możemy rozumieć wybawienie, skoro wydaje się, że doświad­czenie nie ma końca? Na pewno nikt nie wątpi, że Bóg może zain­terweniować i przerwać nasze wszelkie cierpienie, ból i rozpacz. Jednym słowem może wysłać nam na pomoc legion aniołów z nie­ba. (Wiemy już, że On ma aniołów, którzy zakładają obóz wokół każdego wierzącego). Ale wiemy też, że tak jak dobry ojciec, który karze swoje dzieci, mądry Bóg nie wkłada nas do pieca doświadcze­nia w celu oczyszczenia, po to by przerwać w połowie drogi i wy­puścić tylko dlatego, że jest Mu przykro. On nie zrezygnuje z nas zanim nie osiągnie Swojej woli, gdyż inaczej wszystko było by na daremno!
Nie zawsze jesteśmy wybawieni poprzez ulgę w cierpieniu, ale raczej przez nasilenie cierpienia, ponieważ Bóg chce przyspieszyć nasze wybawienie dzięki naszej śmierci dla świata. Zostajemy wy­bawieni nie wtedy, gdy jesteśmy zwolnieni od cierpienia, ale kie­dy umieramy dla ciała! Czy przeżyłeś coś takiego, że kiedy wołałeś do Pana o wybawienie, zauważyłeś, że twoje kłopoty jeszcze bar­dziej się wzmogły? Czy zamiast być lepiej, było gorzej? W takim razie możesz się radować, bo jesteś wydawany na śmierć. Znajdu­jesz się w takim punkcie, kiedy przegrywasz walkę i umierasz dla swojej woli. To jest twój ratunek - umrzeć dla własnej woli.
Wybawienie przychodzi nie przez rezygnację, ale przez zmar­twychwstanie.
W jaki sposób Bóg wyratował Izraela kiedy doszli do Morza Czerwonego, a armia faraona była tuż za nimi? Czy usunął ich kłopot? Nie, nie otrzymali ratunku dotąd, aż weszli do Morza Czerwonego. Był to obraz śmierci dla tego świata - to znaczy śmier­ci dla swojego ciała.
Nie jest to wielkie świadectwo, kiedy mówimy: „Bóg dał mi szcze­gólną wiarę. Wypowiedziałem słowo i zniknęły wszystkie moje kło­poty, cierpienia i choroby. Chwała Bogu, jestem wolny od wszelkie go bólu i utrapienia!” O wiele większym świadectwem jest to, kiedy możemy powiedzieć: „Bez względu na to, co jest przede mną, bez względu na to, jakie to będą doświadczenia i utrapienia - Bóg jest wierny. On wytworzył we mnie życie ze śmierci. Żadne z tych utra­pień nie jest w stanie mnie poruszyć. Teraz mogę powiedzieć z peł­ną ufnością w Jego miłość: Uważam, że cierpienia obecnego wieku nie są godne porównania z chwałą która będzie objawiona w nas”.
Wtedy też, nawet wśród bólu, będziemy mogli zaoferować praw­dziwą pociechę innym - ofiarne pocieszenie, które sprawia Chrystu­sowi radość.

15. On jest Bogiem naszych olbrzymów


Nie moglibyśmy mówić o cierpieniach i próbach, ani nawet prawdziwym albo fałszywym pocieszeniu, bez przyjrzenia się ży­ciu najbardziej doświadczanego, strapionego i zrozpaczonego wie­rzącego człowieka wszech czasów. Był to mąż sprawiedliwy i miłu­jący Boga - a pomimo tego, kiedy ogarnęły go smutek
i utrapienie, przemawiał jak ateista. W chwili największego cierpienia, wypo­wiedział takie słowa: „Choćbym go wzywał, a On by mi odpowie­dział, jeszcze nie uwierzyłbym, że mnie wysłuchał. Uderza na mnie w nawałnicy i mnoży moje rany bez przyczyny.”
Prawdopodobnie domyślacie się już, że mówię o Jobie. To właś­nie on stracił wszystko - rodzinę, zdrowie, dobrą wolę i nadzieję. Powyższy cytat zaczerpnięty jest z dziewiątego rozdziału księgi no­szącej jego imię i jest to zaledwie jedna z wielu rozpaczliwych uwag, które wyszły z jego ust. w chwili ogromnego bólu.
Wszystkie tragedie Joba przyszły na niego nagle, („Bóg mi na­wet nie pozwala odetchnąć pomiędzy moimi gorzkimi doświadcze­niami” - patrz 9:18), i w swojej najgłębszej desperacji wypowie­dział takie beznadziejne słowa: „Bóg szydzi
z rozpaczy niewinnych” (9:23).
W wielu słowach Job stwierdzał: „Nie opłaca się być świętym chodzić
w uczciwości. Bóg traktuje na równi bezbożnego i bogobojnego; obaj cierpią. Po co się więc trudzić, aby być sprawied­liwym?”
Byłem mężem modlitwy, kochałem Boga z całego serca. Byłem pokorny, sprawiedliwy i uczciwy; dzieci wychowywałem w bojaźni Pańskiej. Starałem się być uprzejmy i współczujący; troszczyłem się o biednych i przyodziewałem nagich. Zobaczcie jednak co się ze mną stało. Moje życie jest pełne smutku, kłopotów
i trudu. Nikomu na mnie nie zależy, nikt mi nie może doradzić. Nie mam nikogo, kto by się za mną ujął. Niechże Bóg zdejmie ze mnie Swoją rózgę i przestanie mnie dręczyć! To wszystko jest zbyt ciężkie! Jeżeli w tym wszystkim jest Bóg, to ja Go na pewno nie widzę. Moje życie jest właściwie żartem, a Bóg szydzi sobie z mojego smutku”.
Przykład Joba powinien być wielkim pocieszeniem dla wielu z nas, bo wierzę, że reprezentuje on wierzących w dniach ostatecz­nych, którzy będą przechodzili przez wielkie doświadczenia. Wie­rzę, że w dniach, które są tuż przed nami, wielu bogobojnych, świę­tych wierzących, będzie wchodziło w ten sam ogień, który palił Joba. Nie wiem, czy już weszliśmy w ten czas, ale wiem, że bardzo szyb­ko zbliżamy się do okresu utrapień, jakich świat dotąd nie oglądał i których nie potrafimy sobie jeszcze wyobrazić.
Wielu wspaniałych, sprawiedliwych chrześcijan straciło już swoją prace, albo są od wielu tygodni czy miesięcy bez pracy. Niektórzy, tak jak Job, stracili wszystko
i wielu mówi, że jeszcze nigdy dotąd nie przeżywali takich trudności. Małżeństwa są wystawiane na pró­bę, rodziny przeżywają wielki ból. Problemy nakładają się na siebie. Tracimy młodzież z powodu zwariowanych trendów. Nasze narodo­we
i osobiste bogactwo znika. Pogarsza się zdrowie, kiedy nowe choroby dotykają zarówno młodych jak i starszych. Kiedy tak spo­glądamy wokoło, widzimy, że znaleźliśmy się na hałdach popiołu i rozpaczy.
Spoglądanie w przyszłość może być przerażające, ponieważ zo­baczymy może tylko jeszcze większą niepewność, strach i kryzys. Nasze serca mogą wołać: „Co zrobimy? Dlaczego to wszystko dzie­je się tym, którzy byli wierni Bogu? Dlaczego Bóg nie interweniuje i nie przerwie tego doświadczenia?”
Rozważ taką myśl: Z Jobem działo się to, co obecnie dzieje się z naszym pokoleniem. Z jego historii możemy się wiele nauczyć.

Oskarżyciel

Kłamałbym, stwierdzając, że w czasach, które są przed nami, chrześcijanie będą widzieli wszędzie wokół siebie kłopoty, ale sami pozostaną bezpieczni
w wygodnych kokonach zdrowia i bogactwa. Tak nie będzie. Jednak tak jak Bóg wybawił Joba z jego utrapienia, wybawi również i nas.
Słyszę, jak z kazalnic w całym kraju wygłaszane jest takie posel­stwo przez wielu z tych, których Bóg wzbudził jako prawdziwy głos proroczy. Przygotowują oni Jego lud na to, co nas czeka. Setki kaz­nodziejów zbiera się na modlitwy w różnych miastach i słyszą to samo wyznanie: „Nigdy jeszcze tak wielu ludzi nie było tak głęboko doświadczanych. W ciągu ostatnich miesięcy coś zostało uwolnio­ne w kraju. Bogobojnych zalewa potop kłopotów, trudności, głębo­kiego smutku i cierpienia.”
Potop ten ma osobowość szatana. On był tym, który dręczył Jo­ba i teraz dręczy nas. Czy jest to możliwe, że znowu stoi przed Bo­giem i oskarża kościół ostatecznych czasów? Czy może stawiać Bo­gu wyzwanie: „To prawda, że jest już ostatnia godzina, ale Ty nie masz jeszcze prawdziwego kościoła. Nie masz Oblubienicy bez ska­zy. To nie są mądre panny. Właściwie większość z nich śpi! Popatrz na nich - skoncentrowani na sobie materialiści; uganiają się za bo­gactwami i dobrym życiem. Posłuchaj, jak ich nauczyciele mówią że nie muszą cierpieć, że mogą mieć wszystko, o co poproszą. Usuń, Boże, Swój ochraniający mur i pozwól mi ich wypróbować. Nie pozostanie ani resztka świętych! Uderzę ich smutkiem, zaleję poku­sami i wyleję na nich ducha strachu i uzależnienia. Doprowadzę ich do ubóstwa. Zobaczysz, że to nadęte pokolenie załamie się i zre­zygnuje. W tym Kościele nie ma Jobów - są tam tylko duchowe włóczęgi!”
O takiej scenerii Słowo Boże mówi: „Biada mieszkańcom ziemi i morza! Zstąpił bowiem do was szatan z wielkim gniewem, wie­dząc, że ma krótki czas” (Objawienie 12:12).
Możemy tak jak Job wołać w zamieszaniu. Nawet nie zdajemy sobie sprawy
z tego, jak ważne jest dla Boga to, abyśmy Mu zaufa­li we wszystkich cierpieniach, które na nas przychodzą. Wiemy, że diabeł nie może nas dotknąć, jeżeli Bóg nie usunie najpierw muru i nie pozwoli na atak szatana - a wierzę, że ten mur usuwa się teraz od nas wszystkich. Słowo Boże mówi bardzo wyraźnie, że w osta­tecznych czasach Bóg przeprowadzi nas przez oczyszczający ogień.
Job oczywiście nie usłyszał takiej rady. Kiedy znalazł się naj­głębszej rozpaczy, został otoczony przez krytyków, udających do­radców. Jeszcze bardziej go zniechęcili, zmuszając do przyznania się do ukrytego grzechu w swoim życiu. Bóg później powiedział do Joba, że wszystkie ich słowa były głupotą.
Mam ostrzeżenie dla tych, którzy może sami nie cierpią ale zna­ją drogiego brata czy siostrę, która cierpi. Być może masz wierzące­go przyjaciela, który jest bezrobotny i nie ma szans na znalezienie pracy, albo jego dom dotknęła nagła tragedia, czy też zwala się na niego problem za problemem. Tylko Bóg zna jego serce i wie, czy jest tam jakiś grzech, czy nie. Obejmij go swoim ramieniem i po­wiedz mu: „Troszczę się o ciebie”. Płaczcie z płaczącymi, smućcie się z zasmuconymi. To jest dobra rada, ponieważ pochodzi prosto ze Słowa Bożego.
Bardzo złą rzeczą jest mylne przedstawianie Boga tym, którzy cierpią. Nie dodawaj do cierpień swojego brata; podnieś raczej jego brzemię, ulżyj mu, płacz
z nim i dziel jego smutek. Módl się, aby Bóg dał ci Swoje współczujące i wyrozumiałe serce, bo być może jako następny w kolejce będziesz musiał przechodzić przez podob­ne utrapienie.
Jeżeli cierpisz, a powodem nie jest to, że Bóg rozprawia się z twoim grzechem, to rozpoznasz prawdziwą radę, która pochodzi od ludzi modlitwy, których Bóg powołał, aby nieśli współczucie Je­zusa Chrystusa. Tacy słudzy pocieszenia przyjdą do ciebie z zachę­cającym, budującym Słowem Bożym i potwierdzą to, co Bóg już do ciebie powiedział. Będziesz się radował i powiesz: „Dziękuję Ci Boże! Tak, to potwierdza to, co sam odczuwam w swoim sercu. Wy potwierdziliście to, że Bóg mnie wysłuchał!”

Objawienie

Nasze obecne cierpienie wykształtuje w nas jedną z dwóch rze­czy: zatwardziałe serce i ducha niewiary, albo chwalebną wizję Bo­żej kontroli nad wszystkim, co nas dotyczy. Job odkrył pośród swo­jego cierpienia, że pomimo całej wiedzy o Bogu, tak naprawdę nie znał Pana. Wyznał to w ten sposób: „Wiedziałem
o tobie ze słysze­nia, lecz teraz moje oko ujrzało cię. Dlatego odwołuję moje słowa
i kajam się w prochu i popiele” (Joba 42:5-6).
Job miał wtedy co najmniej siedemdziesiąt lat, a słyszał o Bogu przez całe swoje życie. Spędził wiele uświęconych godzin uwielbia­jąc Boga i oddając Mu pokłon przed ołtarzem, który dla Niego zbu­dował. Jego przyjaciele - pocieszyciele głosili mu głębię Bożych tajemnic. Pouczali go na temat Bożej rady, świętości; mówili o Jego charakterze, naturze, gniewie, majestacie Jego mocy i mądrości.
W tym niepojętym dla ludzkiego umysłu kryzysie, Job wcale nie widział Boga! Bóg stał się zawiłym zwrotem teologicznym, serią kazań, martwym słowem, wiedzą która nie miała w sobie życia ani mocy. Job słyszał o Bogu swoimi uszami, ale nie widział Go ocza­mi swojego serca.
Właśnie to Bóg musiał wyprowadzić na światło u Joba. Pan Bóg chce czegoś więcej niż świętego człowieka, który klęczy przed ołta­rzem, leży twarzą do ziemi, śpiewa i ogłasza Jego chwałę. Bóg chce mieć takich wierzących, którzy we wszystkim, co będą zmuszeni przeżywać, zauważą Jego; nie Boga martwej litery
z księgi, ale tego, który wszystko wie i jest zawsze blisko; tego, który ma wszystko pod kontrolą.
Niestety, wielu chrześcijan buduje obecnie swój dom wiary na piasku wygody i powodzenia. Kiedy przyjdą burze doświadczeń, zostaną zdmuchnięci. Już widzę takich chrześcijan, którzy są zdmu­chiwani w ostatecznych dniach. Nie rozumieją prób i doświadczeń Pana. Wierzą że ponieważ szukają kochają i pragną Pana
z całego serca, to powinni być uprawnieni do materialnego powodzenia
i bezbolesnego życia. Uważają że powinni otrzymywać natychmia­stową odpowiedź na każdą modlitwę, bez żadnych doświadczeń.
Tak jak już zauważyliśmy, Biblia nie stwierdza, że Pan zachowa nas od ucisków; mówi natomiast, że On nas z nich wybawi. Właśnie to Bóg uczynił dla Joba. Wśród zawieruchy (reprezentującej doświad­czenie i ucisk), Bóg ukazał się Jobowi, aby mu pokazać, jak ma się podnieść ponad swoje kłopoty. Kazał Jobowi spojrzeć w oczy dwóch olbrzymich potworów - potężnemu hipopotamowi
i krokodylowi (Joba 40:15,25).
Dlaczego Bóg rozpoczął Swoje objawienie każąc Jobowi zasta­nowić się nad tymi dwoma potworami?
Po pierwsze, uzmysławia ten problem Jobowi: „Oto pojawia się hipopotam. Co zrobisz? Czy będziesz się z nim bił? Może zechcesz przekonać go słowami? Albo spójrz na krokodyla. Czy możesz skrę­pować jego język powrozem? Czy pobawisz się z nim i ujarz­misz go jak domowe zwierzątko; czy zwiążesz go o swoich siłach? Czy rozewrzesz mu szczękę i odsłonisz jego zęby? On ma kamien­ne serce i nie okaże miłosierdzia. Jest królem wszystkich dumnych zwierząt.”
To było coś więcej, niż tylko lekcja poglądowa na temat siły i srogości tych dwóch strasznych stworzeń. Bóg mówił Jobowi coś na temat „potworów” życia - że hipopotam i krokodyl reprezentu­ją potworne problemy, jakie piętrzą się w życiu Joba. „Jeżeli spró­bujesz walczyć z tymi dwoma stworzeniami, to nigdy nie zapom­nisz tej walki!”
Hipopotam depcze wszystko, co znajduje na swojej drodze. Jest zbyt wielkim potworem, żeby można było sobie z nim poradzić. Jak walczy się z hipopotamem? Czy łapie się go na lasso, albo czy moż­na go przekupić korcem kukurydzy? Nie, nie jesteś dla niego rów­nym przeciwnikiem. Tylko Pan wie jak ujarzmić hipopotama.
Krokodyl reprezentuje demoniczne zęby, które pokazuje ci dia­beł. Żaden człowiek przy użyciu tylko swojej siły, nie może go po­zbawić zbroi. Tylko Bóg może wygrać z nim walkę.
Bóg mówi do Joba i wszystkich, którzy Go dzisiaj słuchają: Zro­zum prawdą
o olbrzymach w twoim życiu. Sam ich nie pokonasz. Tylko Ja mogą tego dokonać.
Wyobrażam sobie, że nagle w umyśle Joba pojawiło się małe światełko: „Te potwory, o których mówi Bóg - olbrzymie, przeraża­jące i nieustraszone - to moje kłopoty. Sam ich nigdy nie pokonam! Siedzę na tej hałdzie popiołu i próbuję zrozumieć dlaczego Bóg pozwolił, aby zaatakowały mnie te olbrzymie problemy. Jak mogę z nimi walczyć i odpędzić je? Zapomniałem, że mój Bóg może wszystko”. Teraz w słowach Joba wyczuwa się inny ton. „Odpowie­dział Panu i rzekł: ‘Wiem, że Ty wszystko możesz i że żaden Twój zamysł nie jest dla Ciebie niewykonalny’” (Joba 42:1-2).
Nagle Job zobaczył wyraźnie: „Bóg jest wszechmocny. Moje ży­cie nie jest
w nieporządku. Bóg ma plan w tych wszystkich cierpie­niach. On stoi nade mną
z wyciągniętym mieczem, aby uratować mnie w momencie, który uzna za właściwy. Żaden człowiek, ani potwór, nie może zmienić Jego zamysłów, czy wpłynąć na Jego pla­ny. Mój Bóg postąpi po swojemu. Nie mogę wystąpić przeciwko hipopotamowi, czy krokodylowi - ale mogę stać i przyglądać się wybawieniu Pana!”
Nauczyłem się tej lekcji wiele lat temu, pracując w Teen Challen­ge, kiedy zachorowałem zmęczony i wyczerpany pracą na ulicach Nowego Jorku. Znalazłem się w szpitalu, gdzie musiałem przeby­wać przez sześć tygodni, a w gardle zaczął mi rosnąć guz. Nie mo­głem pić ani połykać, a czasem nie byłem nawet w stanie złapać oddechu. W krótkim czasie spadłem na wadze poniżej 50 kg. Ponie­waż nie mogłem podróżować, w niedługim czasie skończyły się pie­niądze. Wyglądało to na koniec Teen Challenge. Krokodyl pokazy­wał swoje zęby! Leżałem więc na łóżku szpitalnym i byłem bardziej niż trochę zirytowany na Boga. Odwiedzali mnie ludzie, ale to mnie tylko denerwowało. Przyszło do mnie więcej niż trzech doradców, aby przekazać mi „słowo od Pana”, które jeszcze bardziej mnie przy­gniotło.
Pamiętam jednak tę noc, kiedy w przygnębieniu powiedziałem „Panie, poddaję się, bo nie mogę z tym wygrać. Teraz oddaję Tobie wszystko - będę ufał tylko Tobie. Jeżeli chcesz zamknąć drzwi Teen Challenge, to Twoja sprawa. Ale proszę Boże, usuń tę narośl z mo­jego gardła!” W ciągu godziny wykaszlałem guza wielkości dużego orzecha włoskiego - i w krótkim czasie powróciłem do zdrowia. Niedługo po tym wyszedłem ze szpitala i odzyskiwałem siły. Co ważniejsze, stwierdziłem, że kiedy mnie nie było, Teen Challenge przetrwało. Nie wiem jak Pan tego dokonał; nie był to cud polegają­cy na tym, że ktoś wysłał czek na ogromną kwotę! Kiedy mnie nie było, personel zaczął ufać Panu, zamiast polegać na mnie. Bóg chciał tego dokonać przez cały czas.
Nasze kłopoty nie są Jakimiś nieprzewidzianymi zdarzeniami. Bez względu na to co przeżywamy i jak głęboko jesteśmy zranieni, Bóg nad wszystkim czuwa i nie spóźni się w walce z naszymi olbrzy­mami. Może się nam wydawać, że przyszedł diabeł i przerwał Boże plany, ale nie jest tak. Jeżeli słuchamy Jego prowadzenia, pragnie­my społeczności z Nim i pozbędziemy się z naszego życia tego, co się Jemu nie podoba, to On weźmie wszystko, co miało na celu wy­rządzenie nam krzywdy
i obróci ku naszemu dobru.
Nie oglądaj się wstecz. Nie koncentruj się na błędach przeszłoś­ci. Odwróć oczy od olbrzymów! Nie pozwól, aby zniszczyła cię go­rycz i użalanie się nad sobą. Dodawaj sobie zachęty tymi słowy: „Mój Bóg może wszystko. On nie zapomniał
o mnie. Nikt nie może zmienić Jego planów. Bez względu na to jak źle wszystko wygląda, Bóg nad wszystkim czuwa.”
Może zapytasz: „Czy wydostanę się kiedykolwiek z tego pieca doświadczenia? Czy nastąpi szczęśliwe zakończenie, czy też moje cierpienie będzie trwało dotąd, aż przyjdzie Jezus? Czy będę się jesz­cze kiedyś radował?”
Oto Boża odpowiedź dla ciebie: „Słyszeliście o wytrwałości Joba i oglądaliście zakończenie, któ­re zgotował Pan, bo wielce litościwy i miłosierny jest Pan” (Jakuba 5:11). „Pan zmienił los Joba, gdy wstawiał się za swoimi przyjaciół­mi. I rozmnożył Pan Jobowi w dwójnasób wszystko, co posiadał” (Joba 42:10).
Być może nigdy nie otrzymasz podwójnie tego, co miałeś, ale posiądziesz coś
o wiele cenniejszego: twoje serce zdobędzie praw­dziwe poznanie tego, że to Bóg kieruje twoim życiem. Nie będziesz już bal się przeciwnika, ani trudności, bo zostaniesz posadzony w okręgach niebieskich z Jezusem Chrystusem, jako więcej niż zwycięzca. Może tak jak Job znasz Boga ze słyszenia. To dobrze, bo w ten sposób rośnie wiara. Ale teraz Bóg chce, abyś Go zobaczył i otrzymał absolutną pewność, że On ma plan dla twojego życia, i że Jego odwieczny plan nie może być zmieniony przez żadnego demo­na z piekła, ani jakiegokolwiek potwora, który pojawi się na twojej drodze.
Wśród największych doświadczeń twojego życia możesz cyto­wać z ufnością jeszcze jeden werset z Księgi Joba: „Chociaż mnie uderzył, jednak będę w nim pokładał ufność” (13:15).

















CZĘŚĆ III


Bóg wychodzi naprzeciw naszemu pragnieniu




16. Bóg wynagrodzi nasze zmarnowane lata


„I wynagrodzę wam szkody lat, których plony pożarła szarańcza, konik polny, larwa i gąsienica, moje wielkie wojsko, które na was wyprawiłem.” (Joela 2:25)
Chociaż pragnienie Jezusa otwiera nas na doświadczenia, to z drugiej strony dostarcza wielkich błogosławieństw, pochodzących z Jego ręki. Kiedy przybliżamy się coraz bardziej do Pana, będziemy słyszeć coraz wyraźniej Jego głos ostrzeżenia, prowadzenia, karce­nia i znajdziemy radość, jakiej dotąd nie znaliśmy.
Być może zastanawiamy się w tej chwili ile czasu zajęło nam dojście do tego momentu? Ile lat zmarnowaliśmy, zanim opamięta­liśmy się i oddaliśmy wszystko Jezusowi? Ile z naszej przeszłości zostało zjedzone przez larwy grzechu i buntu? Wiemy, że otrzymali­śmy przebaczenie i że nasza przeszłość została zapomniana, ponie­waż to wszystko znajduje się pod przykryciem krwi Chrystusa. Ale czy nie byłoby wspaniale odzyskać te stracone lata, aby przeżyć je dla chwały Pana?
W swoich ostatnich dniach apostoł Paweł wspominał swoje ży­cie i złożył takie świadectwo: „Dobry bój bojowałem, wiarę zacho­wałem. Teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości”. Kiedy czytałem niedawno ten fragment świadectwa Pawła, przeniknął on głę­boko do mojego wnętrza. Przez wiele tygodni nie mogłem pozbyć się go z mojego serca.
Wreszcie musiałem przyznać w modlitwie: „Panie, ja nie mogę chyba powiedzieć tego co Paweł, bo nie wydaje mi się, żebym to­czył dobry bój wiary!” Może mógłbym tak powiedzieć o pierwszych piętnastu latach swojej służby i może ostatnich dziesięciu, ale gdzieś pośrodku jest okres, który uważam za zmarnowany czas. Nie chodzi o to, że wpadłem w jakiś grzech, ale dryfowałem, nie oddając Jezu­sowi wszystkiego co najlepsze.
Również na moje małżeństwo spoglądam z uczuciem wstydu, bowiem zmarnowałem wiele cennych godzin, nie pielęgnując właś­ciwych relacji z Gwen. Od prawie czterdziestu lat jestem szczęśli­wym małżonkiem i obecnie kochamy się bardziej, niż na początku małżeństwa. Jednak w ostatnich latach musiałem prosić Gwen o prze­baczenie za ten środkowy okres, kiedy byłem arogancki, nieuprzej­my
i brakowało mi łagodności i delikatności mężczyzny, jakiego Bóg chciał we mnie widzieć.
Być może i ty spoglądasz wstecz ze wstydem i żałujesz straco­nych lat. Przychodzi mi na myśl pewien biznesmen w naszym zbo­rze, który zmarnował wiele lat, pijąc alkohol i zażywając narkotyki. Był cudzołożnikiem, który porzucał swoją żonę wiele razy na kilka tygodni; dzikim człowiekiem, którym kierowały pożądliwości i chci­wość. Dzisiaj jest gorliwy dla Boga, wzrasta w Chrystusie i chce wynagrodzić żonie swoje poprzednie postępowanie. Nadal jednak odczuwa wstyd
z powodu tych lat, które zniszczyła szarańcza.
Wydaje mi się, że czym bardziej zbliżamy się do Jezusa, tym więk­szy odczuwamy smutek z powodu zmarnowanych lat. Czym bar­dziej pragniesz Chrystusa, tym więcej wołasz do Niego z głębi ser­ca: „Drogi Panie, jak mogłem Ciebie tak długo ranić? Jak mogłem dać się tak oszukiwać? Zabrałem lata, które należały do Ciebie i zmarnowałem je! Boże, Twoje Słowo jest teraz dla mnie tak cenne i raduje mnie to, że mogę wzrastać w poznawaniu Ciebie. Ile straci­łem wzrostu w Chrystusie, ile objawienia! Zaprzepaściłem błogo­sławieństwo
i namaszczenie!”

Zadziwiające jednak jest to, że nie ma znaczenia, czy chodzisz za Chrystusem trzydzieści lat, czy trzydzieści dni; Bóg może i chce przy­wrócić ci wszystkie zmarnowane lata! Proroctwo Joela, które cyto­wałem na początku tego rozdziału, było skierowane do narodu izra­elskiego, ale ma również zastosowanie do Ciała Chrystusowego i poszczególnych wierzących ludzi. Poprzez to proroctwo Bóg chce dzisiaj do nas powiedzieć wiele odnośnie Swojego charakteru, jak i naszej przyszłości.


Życie przed upamiętaniem

Cały drugi rozdział księgi Joela mówi o wielkiej armii i o Tym, który nią dowodzi. Ponieważ Joel identyfikuje dowodzącego jako Boga - „Pan wydaje swój donośny głos przed swoim wojskiem” (Joela 2:11)- wielu interpretuje ten fragment w ten sposób, że wiel­ka liczba bogobojnych żołnierzy pójdzie walczyć z Panem przeciw­ko wrogowi.
Nie w tym przypadku. Ta armia jest złożona z niszczących du­chów, które Joel porównuje do szarańczy, koników polnych, larw i gąsienicy - wszystko to pożerające owady. Ta wielka, ciemna ar­mia została zaangażowana przez Pana jako rózga egzekwująca Jego Słowo, gdyż to On ją wzywa, aby ogłosiła Jego gniew i sąd. Joel powiedział o tej demonicznej armii: „Zatrąbcie na rogu na Syjonie! Ostrzegajcie ich! Ostrzegajcie Boży lud, że ta armia przychodzi, aby przynieść ciemność
i zniszczenie!” (patrz Joela 2:1).
Joel przedstawia tu obraz niepokutującego ludu, który za Bożym pozwoleniem ma być zaatakowany przez nieprzyjaciela. Tak więc złe duchy szaleją jak płomienie i palą wszystko, co znajdzie się w zasięgu ich wzroku. Ta szarańcza to agenci wojny, którzy wdrapu­ją się na każdy ludzki mur oporu, wchodzą przez każde okno umys­łu i serca. Nic nie może ich zniszczyć. Ludzie są bezbronni; mogą tylko drżeć ze strachu; ich oblicza są pełne smutku.
Każdy, kto był kiedyś związany przez szatańskie nałogi, wie jak to jest. Twój dom, kiedyś ogród życia, pełen pokoju i miłości, został w krótkim czasie zniszczony
i pozostała z niego tylko wyschnięta pustynia. Chciałeś powstrzymać ten atak, ale skoczyli na ciebie potęż­ni jeźdźcy, te niszczące duchy - zbyt silne, abyś mógł z nimi wygrać. Twoje życie pożerała jedna larwa szatańska za drugą: „Co zosta­ło po gąsienicy, pożarła szarańcza, a co zostało po szarańczy, po­żarł konik polny, co zaś zostało po koniku polnym, pożarła larwa” (Joela 1:4).
Szarańczą i larwą staje się każdy grzeszny film, torebka kokainy, butelka wina, sensacyjna powieść, pożądliwa myśl. Czy nie jest to opis tego, co dzieje się z każdą niepokutującą duszą? Szatan zacis­nął na niej swoje zęby, a „jego zęby są jak zęby lwa” (Joela 1:6). Powoduje on zniszczenie, ruinę i narzekanie. Wszystko jest pożarte. „Uschła latorośl, a drzewo figowe zwiędło, wszystkie drzewa polne uschły, u synów ludzkich znikła radość” (werset 12).
Pomyśl o swoim życiu przed przyjęciem zbawienia. Czy przypo­minasz sobie to samo straszne zniszczenie? Umierałeś zarówno fi­zycznie i duchowo; byłeś całkowicie bezradny, aby walczyć z hor­dami piekła. Wtedy spotkałeś Jezusa.


Pełne odnowienie

„I wynagrodzę wam szkody lat, których plony pożarła szarań­cza” (2:25). Inne tłumaczenie ujmuje to tak: „Ja nadrobię wam te lata... zjedzone”. Jakaż wspaniała obietnica!
Kiedy zobaczyłem, jak bardzo zawiodłem Pana, chciałem nadro­bić Bogu te lata, naprawić szkody i wszystko wynagrodzić. Ale On mi powiedział: Nie, nie możesz Mi wynagrodzić ani jednej straconej godziny. Ja je tobie wynagrodzą! Zostaną ci wynagrodzone wszyst­kie te lata, w których byłeś ogołocony, obdarty
i nękany przez dia­bła. Chodź przede mną w sprawiedliwości i odwróć się od grzechu, a Ja wynagrodzą wszystkie straty, bez względu na to, czy były twoje, twojej rodziny, czy Moje.
Nie musimy wstydzić się naszych zmarnowanych lat, bo kiedy Bóg usunie od nas złą armię, będziemy jeść i nasycimy się. On oznaj­mia wszystkim pokutującym grzesznikom: „Nie bój się! Raduj się i ciesz, bo Pan dokona wielkich rzeczy. Już nigdy nie doznasz za­wstydzenia” (patrz Joela 2:19-21, 26-27).
Teraz, w Chrystusie, wszystko jest nowe, włączając w to kalen­darz! Pan wraca do tego dnia, kiedy przyszła szarańcza, usuwa wszystkie zmarnowane lata i zaczyna liczyć od nowa, od momentu naszej pokuty. Wszystkie błogosławieństwa, które nas ominęły, zostały zmagazynowane. Wszelka radość, pokój i użyteczność, któ­re wydawały się martwe i należące do przeszłości, były zatrzymane u Pana. Potępieni ludzie w piekle będą przeżywać męczarnie, oglą­dając wizję tego, czym mogło być ich życie. Jezus mówi, że będą widzieli to, co stracili (patrz Ew. Łukasza 16:19-31). Nie dotyczy to jednak tych, którzy pokutują, bo zostanie im wszystko przywróco­ne. Nie musimy już nigdy mówić: „Ach, co też mnie ominęło; kim mógłbym teraz być! Bóg miał dla mnie tak wiele, aleja to wszystko straciłem”. Bóg może przywrócić wszystkie zmarnowane błogosła­wieństwa!
W Starym Testamencie czytamy, że Bóg rozkazał, aby co siódmy rok w Izraelu był rokiem sabatowym. W tym roku Izraelici mieli pozostawić ziemię, aby odpoczęła i nie była uprawiana. Ludzie jed­nak zastanawiali się co będą jeść. Bóg powiedział:
„A jeżeli mówi­cie, Co będziemy jeść w siódmym roku, ponieważ nie będziemy siać, ani zbierać z pola? To Ja ześlę takie moje błogosławieństwo dla was w szóstym roku, iż wyda plon na trzy lata (III Mojżeszowa 25:20-21). Wystarczy, aby przemówił Pan żniwa, a potrzeby będą zaspokojone w obfitości.
To samo dotyczy dzisiaj każdego wierzącego. Wystarczy, że Bóg powie słowo, a przywrócona zostanie wszelka obfitość. Bóg przy­wraca stracone lata, dając nam daleko większą radość, objawienie, pokój i zwycięstwo, niż jesteśmy w stanie to pojąć. On może zrobić dla nas, w nas i przez nas daleko więcej, niż uważaliśmy za możli­we. Możemy dzisiaj stać przed Nim tak, jakbyśmy nigdy nie zgrze­szyli, nie stracili czasu, jakbyśmy znajdowali się w takim momen­cie naszego życia, w którym bylibyśmy, gdyby nie przyszedł pożera­jący ogień. Bóg umiejscawia nas z powrotem w Swoim boskim pla­nie. Jego wieczny cel i plan są dokładnie tam, gdzie On je umieścił. U Niego nic nie jest bezpowrotnie stracone. Nie musimy już więcej o tym myśleć.


Podążając do przodu

Paweł mówi o tym w taki sposób: „Zapominając o tym, co za mną i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagro­dy w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie” (Filipian 3:13-14). Innymi słowy Paweł poucza nas: „Za­pominajcie o swojej przeszłości i zdążajcie naprzód w Jezusie!”
Ta instrukcja jest o tyle ważna, że ulubionym narzędziem udręki, stosowanym przez szatana, jest straszenie nas szkieletami przeszłoś­ci, wydobywanymi z naszej szafy. Diabeł będzie starał się przeko­nać ciebie, że odnowi się stary nałóg, uzależnienie, czy pożądliwość, i sprowadzą na nowo zniszczenie. Możesz na to zareagować w je­den z trzech sposobów. Możesz poddać się i wpaść na nowo w stare pokusy. Możesz myśleć, że nie upadniesz i w ten sposób otworzysz drogę pysze
(a wtedy już upadłeś!). Albo wreszcie możesz uczynić to, co jest właściwe - i jeżeli zrobisz to, nic ci nie zaszkodzi. W ciągu całego życia możesz odczuwać ból, czy żal
z powodu stra­conego czasu. Tak, te wspomnienia będą cię trzymały w pokorze. Jednak w oczach Boga twoja przeszłość jest już zakończoną spra­wą. Jeżeli chodzi
o potępienie i winę, to Bóg mówi: „Zapomnij o przeszłości - Ja się tym zająłem. Zdążaj do tego, co ci obiecałem!”
Być może w tej chwili twoje życie pożerają robaki diabła. Jeżeli tak, to możesz zacząć wszystko od nowa. Boże prawo odnowy może rozpocząć się w tej chwili. Twoja przeszłość może zostać wymaza­na i dzisiaj będzie pierwszy dzień twojego nowego życia w Chrystu­sie. Biblia przedstawia nam obraz takiego przywrócenia w Nowym Testamencie, kiedy Jezus uzdrowił człowieka z uschłą ręką. „Po­wiedział do tego człowieka: ‘wyciągnij swoją rękę’. A on wycią­gnął i stała się znów zdrowa, jak druga” (Ew. Mateusza 12:13).
Możesz być pewny tego, że kiedy zostajemy odnowieni w Jezu­sie, nasze stare rany nie będą nawet widoczne. Zanieś więc dzisiaj do Boga wszelkie swoje zmartwienia i wyrzuty sumienia z powodu zmarnowanych lat, i pozwól, aby On rozpoczął dzieło przywraca­nia. Idź naprzód, do celu twojego powołania w Nim,
a potem przy­glądaj się w zdumieniu na błogosławieństwa, które kiedyś zabrane, będą ci przywracane w obfitości.


17. Bóg nadziei


Kiedyś pewna nierozsądna kobieta napisała do mnie takie słowa: „Jestem przerażona! Uważam, że byłoby wspaniale, gdyby nagle spa­dła bomba wodorowa - szczególnie na mnie i moją rodzinę. Wtedy bowiem wszystko by się skończyło i już bylibyśmy z Jezusem! Jestem wdową na emeryturze i nie mam w rodzinie mężczyzny. Mąż zmarł na raka. Właśnie wróciłam ze szpitala i dochodzę do siebie po złamaniu kręgosłupa. Mam dwie niezamężne córki, z których jedna ma problemy ze zdrowiem i nie pracuje od dwóch lat. Od szesnastu lat ogromnie cierpimy. Bardzo cierpią również moi przyjaciele, a członkowie naszej społeczności są prześladowani. Moim działem jest strach i niepewność. Panie Wilkerson, jesteśmy zbolałe! Czy nie ma nadziei dla Oblubienicy Chrystusa? Proszę o odpowiedź!”
Ta niewiasta jest tylko jedną z tysięcy, które piszą do nas w roz­paczy
i beznadziejności. Otrzymujemy listy od wielu ludzi, którzy prawdziwie kochają Pana, ale żyją w sytuacji i warunkach, które wyglądają na beznadziejne. Listy te mówią o rozpadających się mał­żeństwach, konfliktach rodzinnych i problemach zdrowotnych. Ich autorzy używają takich zwrotów:
Nie ma wyjścia!”
Sam to na siebie sprowadziłem. Przez całe życie będę siedział w tym więzieniu.”
Bóg mnie chyba nie słyszy, bo moja sytuacja się nie zmienia, a jeżeli już coś się zmienia, to tylko na gorsze.”
Czasami zastanawiam się czy w ogóle warto. Chciałbym, żeby przyszedł Pan
i wyciągnął mnie z tej przepaści.”
Czasem miewam kilka dobrych dni, ale wtedy przygniata mnie uczucie, że jestem bezwartościowy(-a), że tak naprawdę nie robię nic pożytecznego.”
Ktoś powiedział, że jest tylko jedna rzecz gorsza od obłędu, a jest nią rozpacz. Służymy jednak Bogu, który napełnia nas nadzieją! Greckie słowo nadzieja to elpo,
i oznacza „spodziewać się; oczeki­wać z ufnością która daje przyjemność”. Apostoł Paweł pisał do Rzymian: „A Bóg nadziei niechaj was napełni wszelką radością
i pokojem w wierze, abyście obfitowali w nadzieję przez moc Du­cha Świętego” (Rzymian 15:13).
Paweł wprowadza w ten fragment niesamowitą myśl - abyśmy „obfitowali
w nadzieję ”, Mówi przez to, że „możemy mieć tyle, aby nam zbywało, przelewało się, było w nadmiarze i ponad miarę”. Może niektórzy z was myślą teraz w ten sposób: „To brzmi jak okrutny żart. W mojej obecnej sytuacji pragnę tylko promyka nadziei - tyl­ko jednego małego dowodu na to, że Bóg słyszy moje modlitwy!” Ten fragment Bożego Słowa jest taką samą prawdą jak każdy inny. On jest Bogiem nadziei - nadziei, która przewyższa jakąkolwiek na­szą miarę. Paweł modli się
o wszystkich wierzących, żeby Bóg „wy­pełnił nas wszelką radością i pokojem
w wierze”. To ma być nor­malny stan wszystkich chrześcijan - nie tylko tych dobrze ułożo­nych i radośnie nastawionych, ale wszystkich! Bóg nie szydzi dzi­siaj ze Swoich poranionych dzieci. On jest teraz Bogiem nadziei, gotowym zalać nasze dusze niezmierną przelewającą się radością i pokojem.
Paweł powiedział: „W tej bowiem nadziei zbawieni jesteśmy, a nadzieja, którą się oglą­da, nie jest nadzieją, bo jakże kto może się spodziewać tego, co wi­dzi? A jeśli spodziewamy się tego, czego nie widzimy, oczekujemy żarliwie, z cierpliwością.” (Rzymian 8:24-25)
Jednak nasza reakcja jest zazwyczaj taka, że żądamy zmiany: „Miałbym nadzieję, gdybym tylko zobaczył choć niewielki dowód na to, że Bóg działa dla mojego dobra - coś, czego mógłbym się uchwycić. Potrzebuję widzieć zmianę. Jak mogę mieć nadzieję, skoro mijają miesiące, a wszystko wygląda coraz gorzej?” ((Obfitować w nadzień) oznacza posiadać w nadmiarze przelewającą się wytrwa­łość i cierpliwość - to więcej niż potrzeba do oczekiwania na Bożą odpowiedź. Radość
i pokój przychodzą tylko wtedy, gdy wiesz, że Bóg nad wszystkim czuwa.

Źle ulokowana ufność

Beznadziejność jest rezultatem zaufania człowiekowi: „Tak mówi Pan: Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciał czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce! Jest on jak jałowiec na stepie i nie widzi tego, że przychodzi dobre; mieszka na zwietrzałym gruncie na pustyni, w glebie słonej, nie zaludnionej. Bło­gosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Pan! Jest on jak drzewo zasadzone nad wodą, które nad potok zapuszcza swoje korzenie, nie boi się, gdy upał nadchodzi, lecz jego liść pozos­taje zielony i w roku posuchy się nie frasuje
i nie przestaje wydawać owocu.” (Jeremiasza 17:5-8)
Jeremiasz wprowadza tu dwa niezmienne prawa dotyczące życia duchowego. Jedno prowadzi do śmierci i beznadziejności, drugie do życia i nadziei. Te prawa są kluczem do zrozumienia faktu dla­czego niektórzy chrześcijanie cieszą się ustawicznym pokojem i ra­dością w Panu, a inni utyskują w rozpaczy.
Użyte przez Jeremiasza hebrajskie słowo, przetłumaczone jako przeklęty, oznacza „całkowicie nędzny.” Innymi słowy, osoba, która odchodzi od Boga
i zaczyna ufać człowiekowi, jest dla Niego nędz­na. Skąd jednak możemy wiedzieć, czy ufamy bardziej człowieko­wi, czy też Bogu? Jeżeli załamujemy się, kiedy ktoś nas zawiedzie, albo jeżeli postępowanie innych ma wpływ na nasze chodzenie z Bogiem, to wiemy, że ufamy człowiekowi - to znaczy czemuś albo komuś innemu niż Bogu. Chrześcijanie, którzy pokładają swoją ufność w człowieku dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa, zostaną z pewnością zranieni. W jakimś momencie ktoś ich zawiedzie i głę­boko rozczaruje. „Podstępne jest serce bardziej niż wszystko inne
i zepsute, któż może je poznać?” (Jeremiasza 17:9). Kiedy wydaje się człowiekowi, że już kogoś zna, wtedy przeżyje szok. Skończy się na tym, że powie: „Nigdy bym się tego po nim nie spodziewał.”
Na przykład kobieta może spierać się: „Mój mąż naprawdę mnie zranił. Zaniedbuje mnie przez cały czas i nawet nie próbuje zrozu­mieć. Jego słowa ranią mnie głęboko, co zabija moją miłość do nie­go. Gdyby tylko zmienił się, byłabym na pewno szczęśliwa!”
Obawiam się, że ta żona nie byłaby szczęśliwa. Kiedy Biblia mó­wi o tym, aby „nie pokładać ufności w ciele” (Filipian 3:3), to ma na myśli nasze własne ciało. Nawet gdyby jej mąż stał się doskonałym partnerem, wypowiadał uprzejme słowa
i traktował ją jak królową, nie zmieniło by to jej samej. Nie widziałaby w tym nic dobrego, ponieważ nie zmieniłoby siąjej serce. Nadal by rozpaczała; właści­wie czuła by się jeszcze gorzej, bo jej problemem nie jest mąż, ani nikt inny. Problem tkwi
w niej. Jest to problem stosunku do Boga. Ta kobieta zaufała jakiemuś człowiekowi, że da jej szczęście i na­dzieję, nie ufając Bogu.
Jeremiasz opisuje to zjawisko w postaci jałowca na stepie, który nie widzi rzeki, bo zamieszkuje tylko spieczone miejsca na pustyni. Jest on odcięty od prawdziwego źródła szczęścia i nadziei. Opusz­czając Pana, ta kobieta i jej podobni nie czerpią z Jego żywej wody. Stali się podobni do krzewu na wyschłej pustyni - bezowocnego i bezpłodnego!
Jednym z wielkich cudów dokonanych przez człowieka w Ame­ryce, jest niesamowity system wodny Nowego Jorku. Budowała go cała armia emigrantów
z Włoch. Zbudowany z cegły, ciągnie się przez wiele mil pod ziemią, doprowadzając wodę do Nowego Jorku z górnej części stanu Nowy Jork. Co by się stało, gdyby ten wodo­ciąg został odcięty i nagle woda przestałaby docierać do miasta? Nowy Jork stałby się wtedy jednym z tych „zwietrzałych miejsc... słoną, nie zaludnioną ziemią.”
Może się tak stać w naszym życiu. Obecnie wielu chrześcijan traci nadzieję, zwracając się ku człowiekowi, zamiast uciekać do Pana. Ale Bóg mówi do Swojego ludu: „Jesteście zrozpaczeni dla­tego, że Mi nie ufacie. Zwracacie się do innych - do lekarzy, le­karstw, przyjaciół, doradców, pieniędzy. Nie podnoszą was Moje obietnice, ale pozwalacie, aby dobijały was ludzkie słowa. Sami sta­liście się dla siebie przekleństwem, ponieważ nie przychodzicie do Mnie. Jesteście wyschnięci, puści i osamotnieni, gdyż nie czerpiecie wody z Mojego źródła”.
Jeremiasz opisuje dalej „grzech Judy”(17:l). Boży lud zgrzeszył w trudnych czasach przez to, że nie zwrócił się do Niego z wiarą, a zamiast tego zaczął szukać pomocy w swoim ciele: „Rzeczy nader wstrętnej dopuściła się panna izraelska. Czy znika biały śnieg ze skalistego Hermonu? Czy wysychają chłodne wody stale płynące od wschodu?” (Jeremiasza 18:13-14)
Tak jak te chłodne, orzeźwiające wody, które spływają z topnie­jącego śniegu, Bóg daje Swojemu ludowi nieskończone źródło mo­cy. W tym fragmencie woda
z Hermonu jest stałym strumieniem si­ły, która jest zawsze dostępna i nigdy nie zawiedzie. Ale Boży lud często trwa w suchej ziemi i mówi w smutku: „Pozostawiono nas samych sobie. Pójdziemy sobie w naszą stronę, bo nikt nas nie chce.” Jest to obraz zrozpaczonych chrześcijan, którzy zapomnieli o Bo­żych obietnicach, siedzą zniechęceni koło płynącego strumienia Bożej miłości i myślą: “Pan nie działa
w moim życiu. Muszę więc zacisnąć zęby i robić to, co mogę. Jeżeli będę musiał, będę walczył sam. Po co mieć nadzieję? Muszę zrobić tyle, ile mogę, żeby przetrwać.” Jakże Bóg musi się dzisiaj smucić, kiedy słyszy słowa bezna­dziejności, wypowiadane przez tak wielu przybitych chrześcijan! Wzdrygam się, słysząc wierzących używających takich słów rozpa­czy: „To nie ma sensu. Nie ma nadziei!” Jest to ten sam język, które­go używali zrozpaczeni Izraelici: „I powiedzieli: Nie ma nadziei” (Jeremiasza 18:12).

Trwanie w beznadziejności jest bardzo niebezpieczne: „Lecz mój lud zapomniał o mnie, ofiarując kadzidła nicościom, które sprawiły, że się potknęli na swoich drogach... aby chodzić po ma­nowcach, po drodze nie utorowanej.” (Jeremiasza 18:15)
Ulice naszego miasta i bary są wypełnione zrozpaczonymi ludź­mi. Są to zranieni ludzie, odrzucający swoje własne życie w próbie zemszczenia się na kimś, kto ich zranił. Niektórzy gniewają się na Boga za to, że nie pomógł im w jakiś sposób, kiedy Go o to prosili.
Znam żonę jednego kaznodziei, która wpadła w głęboką depres­ję. Miała dosyć tych wszystkich plotek i kłopotów w kościele, i uwa­żała, że Bóg nie pomaga im
w tych problemach. Wreszcie powie­działa do męża: „Ja dłużej tego nie wytrzymam.” Zostawiła go i odeszła z nie zbawionym mężczyzną. Teraz przesiaduje w knajpach.
Mógłbym napisać książkę o tragedii znanych mi ludzi, którzy popadli w taką depresję i beznadziejność, że zaczęli lekkomyślnie podchodzić do swojego życia. Jeżeli ludzie pozwolą, by diabeł prze­konał ich, że są bezradnymi, bezwartościowymi ofiarami, to może również sprawić, że będą robili rzeczy, o których nigdy by nie po­myśleli (na przykład samobójstwo). Depresja może również prowa­dzić do duchowego lenistwa. Ludzie znajdują sobie wymówki, aby nie robić nic w sprawie swojej sytuacji. „Zostaw mnie w spokoju”, mówią. „Sam to załatwię”. Uważają, że Bóg o nich zapomniał. Ale Słowo Boże mówi, że ich problemy biorą się z tego, że „lud Boży zapomniał o Bogu”.
Depresja, susza i beznadziejność są bezpośrednim wynikiem od­cięcia od codziennego dopływu żywej wody. Kiedy zaniedbamy wiarę, modlitwę i Słowo - nasz dostęp do spływających z Karmelu wód, wypływających z topniejących śniegów - rezultatem będzie zawsze samotność, bezowocność i pustka.

Ten, który ma nadzieję

Dzięki Bogu za to, że jest jeszcze inne nieodwracalne prawo - prawo nadziei
i życia! „Będzie jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód” (Psalm 1:3). Ten werset zawiera sekret życia w ciągłej nadziei i jest przewodnikiem dla tych, którzy pragną Jezusa. Nie polega on na ciągłych próbach przemiany, na wysiłku podejmowa­nym, by podobać się ludziom, czy na składaniu Bogu obietnic, któ­rych nie możemy dotrzymać. Człowiek, który doświadczy tej obiet­nicy nie może zostać zraniony przez ludzi, ponieważ nie pokłada w nich nadziei. Oczekuje tylko na Pana. Nie obchodzi go to co mó­wią albo robią ludzie; jego oczy są skierowane tylko na Pana. Pan go nigdy nie zawiedzie.
Będzie jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód”. W języ­ku hebrajskim zostało tu użyte zdumiewające słowo, przetłumaczo­ne jako zasadzone. Oznacza ono właściwie „przesadzone.” Wiara wyrywa zeschnięty jałowiec z pustyni i przenosi nad strumień żywej wody, spływającej z Hermonu. Dawid powiedział o Panu: „Nawie­dzasz ziemię, zraszasz ją i wzbogacasz obficie; strumień Boży jest pełen wody... błogosławisz jej roślinom” (Psalm 65:10-11).
Rzeka Boża uzdrawia wszystko, czego dotknie. Jeżeli zapuścimy swoje korzenie głęboko do Jego rzeki, nie będziemy się obawiać, kiedy nadejdzie susza. Nasze „liście (wygląd) będą zielone (świeże, żywe)”. Nie będą na nas oddziaływały okresy suszy ale będziemy stale wydawać owoc. Nie będziemy ustawicznie zmęczeni, samotni; nie będziemy płakać i odczuwać, że jesteśmy opuszczeni. Odpoczy­wając
w Jego Słowie, znajdziemy odświeżenie i odnowę.
Dlaczego niektórzy wierzący zawsze radują się i mają ciągle na­dzieję? Dlaczego wyglądają na pełnych radości i pokoju i czemu promienieje z nich duchowe życie i zdrowie. Czy dlatego, że nie mają żadnych problemów? Nie - prawdopodobnie mają więcej pro­blemów, niż pozostali ludzie. Nauczyli się jednak tej tajemnicy, by zapuścić swoje korzenie w Bożej rzece.
Jeżeli jesteś zakorzeniony w rzece, to nie potrzebujesz ustawicz­nego przebudzenia. Nie potrzebujesz „deszczu błogosławieństwa”, szczególnego wylania, czy nagłego zalewu zwycięstwa. Jeżeli prze­żywasz ciągły przepływ życiodajnej wody, to nie przechodzisz od błogosławieństwa do suszy; z nizin w góry; od zimna do przebudze­nia. Nie dotyka ciebie duchowy głód, ani nie zbije cię z tropu piekący żar odstępstwa, ponieważ czerpiesz wodę z ciągłego przepływu Bożej rzeki życia. Gdybym miał wybierać pomiędzy przebudzeniem a korzeniami, to wybrałbym korzenie, bo jeszcze długo po tym, kie­dy minie przebudzenie, moje korzenie dostarczałyby mi codziennie tego, czego, potrzebuję.
Prorok Ezechiel otrzymał wizję Nowej Jerozolimy i widział stru­mień wypływający ze świątyni (patrz rozdział 47). Kiedy tak przy­glądał się jak strumień powoli stawał się potężną rzeką, zobaczył człowieka, który mierzył ten przybierający strumień dotąd, aż stał się rzeką. Na jej brzegach rosło wiele drzew, a wszystkie były zielo­ne
i wydawały owoce: „Na obu brzegach potoku będą rosły różne drzewa owocowe; liść ich nie więdnie i owoc się nie wyczerpie; co miesiąc będą rodzić świeże owoce, gdyż woda dla nich płynie ze świątyni. Owoc ich jest na po­karm, a liście ich na lekarstwo.” (Ezechiela 47:12)
Co oznaczają te drzewa? Reprezentują tych wszystkich, którzy zapuścili
w Panu korzenie ufności.
I gdzie tylko potok popłynie, każda istota żywa i wszystko, od czego się tam roi, będzie żyło; i będzie tam dużo ryb, bo gdy ta woda tam dotrze, wtedy będzie zdrowa, a wszystko będzie żyć tam, dokąd tylko dotrze potok.” (Ezechiela 47:9)
Tą rzeką jest Jezus! Jego obecność odświeża i odnawia nas. W chwili kiedy odrzucimy wszelki strach i zwątpienie, i zawołamy: „Panie, w Tobie mam obfitą nadzieję”, zostaniemy przeniesieni mocą Ducha Świętego na brzeg tej rzeki. Ważne jest, aby nasze korzenie były teraz głęboko zapuszczone w podłożu Bożej nadziei, ponieważ najgorsze jest jeszcze przed nami: „Jeżeli gdy biegłeś z pieszymi, zmęczyło cię to, jakże pójdziesz w zawody z rumakami? A jeżeli w kraju spokojnym nie czujesz się bezpieczny, cóż poczniesz w zaroślach Jordanu?” (Jeremiasza 12:5)
Niedługo przyjdzie na ziemię czas wielkiego ucisku, ale jeżeli pragniemy Jezusa i pokładamy w Nim nadzieję, to będziemy za­puszczać nasze korzenie do rzeki, kopiąc głęboko w tajemniczym zbiorniku Jego życia. W ten sposób nasze serca pozostaną radosne i zadowolone.
Do tych, którzy oczekują cierpliwie na Boga, „za dnia wyznacza Pan łaskę swoją! A w nocy śpiewam mu pieśń” (Psalm 42:9). Jeże­li położymy naszą wiarę
i ufność, Chrystus zamieni naszą bezna­dziejność w radość i przyoblecze nas radością. „Zamieniłeś moją skargę w taniec, rozwiązałeś mój pokutny wór
i przepasałeś mnie radością” (Psalm 30:12).
Ponieważ On nad wszystkim czuwa, a nasze korzenie sięgają do rzeki Jego błogosławieństw, możemy obfitować w łasce.
Radujmy się w Bogu nadziei - i żyjmy!


18. Miłosierdzie Pana


Wiem, że jeżeli pragniemy Boga, będzie na nas wylewał Swoje miłosierdzie, ale jest to taki aspekt charakteru Pana, o którym wiem bardzo niewiele. Wydaje mi się, że jest bardzo niewielu chrześcijan, którzy by dużo wiedzieli na ten temat. Sam doświadczałem i zwias­towałem wiele o Bożych sprawiedliwych sądach, bojaźni Bożej, Jego sprawiedliwości, świętości i nienawiści do grzechu. Nie rozumia­łem ani nie zwiastowałem jednak zbyt wiele na temat Jego miło­sierdzia.
Kiedy modliłem się, Duch Święty przemówił wyraźnie do moje­go serca na ten temat. Powiedział: „Dawidzie, droga, która prowa­dzi do zbawienia, jest naprawdę prosta, a brama wąska. Nie próbuj jednak czynić jej bardziej prostą i węższą niż jest to przedstawione w Moim Słowie! "
Nie trzeba mówić, jak bardzo mnie to uderzyło. Sięgnąłem po konkordancję
i wkrótce odkryłem jak wiele Biblia mówi o miłosier­dziu Pana. Ciągle na nowo możemy czytać te wspaniałe słowa, wy­powiadane przez Mojżesza, proroków
i apostołów: „Twój Bóg jest Bogiem miłosiernym, łaskawym, dobrym, pragnącym przebaczać, pełnym miłosierdzia, nierychłym do gniewu” (zobacz II Mojżeszo­wa 34:6; V Mojżeszowa 4:31; Joela 2:13; Jonasza 4:2). Muszę wy­znać, że nigdy nie przedstawiałem Pana w taki sposób. Wiedza o miłosiernym Bogu jest gdzieś w mojej głowie - zawsze tam była - ale tak naprawdę nigdy nie przeżywałem tego w moim sercu.
Mojżesz wypowiadał w stosunku do Izraela prorocze ostrzeżenia o wiszącym nad nimi sądzie, ale posiadł również wielkie objawienie miłosierdzia Pana.
W obłoku obecności Pańskiej, Bóg objawiał Mojżeszowi Swoją naturę: „I zstąpił Pan w obłoku, a on stanął tam przy nim i wezwał imienia Pańskiego. Wtedy Pan przeszedł obok niego, a on zawołał: Panie, Panie Boże miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność, zachowujący łaskę dla tysięcy, odpuszczający winę, wys­tępek i grzech.” (II Mojżeszowa 34:5-7)
Pomimo wszystkich ostrzeżeń o sądzie, jakie wygłaszał Mojżesz, zawsze pamiętał on o Bożej łaskawości. Powiedział tak: „Gdy na­wrócisz się do Pana swojego Boga i będziesz słuchał jego głosu (gdyż Pan, twój Bóg jest Bogiem miłosiernym), nie opuści cię, ani cię nie zniszczy” (V Mojżeszowa 4:30-31).
W Starym Testamencie Boży lud wiele razy zapominał o Panu. Jednak On zawracał ich za każdym razem i udzielał niewiarygod­nych błogosławieństw. Pan miał wszelkie prawo, by zrezygnować z Izraela, ale On pozostał mu wierny. Nehemiasz podsumowuje to wspaniałe objawienie: „Lecz gdy znów zażyli spokoju, zawrócili do czynienia zła przed tobą. ...Wtedy znowu wołali do ciebie i Ty wysłuchałeś ich z niebios i wyr­wałeś ich wiele razy według obfitego miłosierdzia twego. ...Dzięki obfitemu miłosierdziu twojemu nie wygubiłeś ich i nie opuściłeś, gdyż Ty jesteś Bogiem litościwym i miłosiernym.” (Nehemiasza 9:28,31)
Izajasz również często zwiastował o Bożym gniewie spowodo­wanym grzechem. Mówił o ciemnych dniach rozpaczy, jakie nad­chodzą na tych, którzy żyją w buncie przeciwko Bogu. Ale wśród swoich najbardziej przerażających kazań
o dniach gniewu Pana, Iza­jasz zatrzymuje się i woła: „Wspominam dowody łaski Pana, chwalebne czyny Pańskie, zgod­nie ze wszystkim, co nam Pan wyświadczył... według swojego miło­sierdzia i obfitości swoich łask”. (Izajasza 63:7)
Wśród całego grzechu, odstępstwa i buntu w Izraelu, Izajasz mógł wejrzeć głęboko w swoje serce i przypomnieć sobie objawienie tego, jaki Bóg jest naprawdę. Wołał więc: „Panie, to myśmy się zbunto­wali przeciwko Tobie i zasmucaliśmy Twojego Ducha. Ale zbaw nas na nowo według litości Twojej. Okaż nam swoje miłosierdzie, bo Ty jesteś pełen dobroci.”
Prorok Joel również ostrzega przed nadchodzącymi dniami ciem­ności, pełnymi pożerającego ognia, potężnych trzęsień ziemi, w któ­rych zaćmi się słońce i księżyc. Ale potem tak jak Izajasz, prorok zatrzymuje się i wśród poważnych ostrzeżeń o gniewie i sądzie, wypowiada te słowa: „Wszakże jeszcze teraz mówi Pan: nawróćcie się do mnie całym swym sercem, w poście, płaczu i narzekaniu! Rozdzierajcie swoje serca, a nie swoje szaty i nawróćcie się do Pana swojego Boga, gdyż On jest łaskawy i miłosierny, nierychły do gniewu i pełen litości i żal mu karania.” (Joela 2:12-13)
«Żal mu» oznacza, że Bóg chce zmienić podjętą przez Siebie decyzję o sądzie. On nie chce sądzić, ale ma nadzieję, że będziemy żałować swoich grzechów
i zwrócimy się do Niego po przebaczenie.
Jak już powiedziałem, ja sam przez wiele lat przepowiadałem sąd dla Ciała Chrystusowego i jeżeli On mi na to pozwoli, będę to czynił dotąd, aż przyjdzie. Jednak w ostatnim czasie odczuwam, że Pan mówi do mnie: Żaden prorok w Mojej Księdze nie mógł proro­kować, jeżeli nie otrzymał najpierw objawienia Mojego miłosier­dzia. Ty również musisz najpierw zrozumieć ten aspekt Mojego cha­rakteru.

Zrozumienie Jego miłosierdzia

„Tak mówi Pan: Niech się nie chlubi mędrzec swoją mądrościąi niech się nie chlubi mocarz swoją mocą, niech się nie chlubi bogacz swoim bogactwem! Lecz kto chce się chlubić, niech chlubi się tym, że jest rozumny i wie o mnie, iż Ja, Pan czynię miłosierdzie, prawo i spra­wiedliwość na ziemi, gdyż w nich mam upodobanie, mówi Pan.” (Jeremiasza 9:22-23)
Nigdy nie miałem problemów z wyznawaniem swoich grzechów. O ile wiem, nie próbowałem usprawiedliwiać ani kryć swoich upad­ków i zawsze uciekałem do Pana od razu, kiedy tylko objawił mi mój grzech. Ale pomimo tego, za każdym razem, kiedy zawiodę Pa­na i wiem, że Go zasmuciłem, napełnia mnie wstyd i czuję się win­ny, potępiony i niegodny. Głoszę innym, że Pan jest łaskawy i prze­bacza. Kiedy jednak to ja zawiodę Boga, nagle wszystko wyglą­da inaczej.
Zapytasz może: „Czy nie powinniśmy tak się czuć kiedy zgrze­szymy?” Oczywiście, że tak. Ale nie powinniśmy w tym trwać przez całe dnie i tygodnie myśląc, że Bóg się na nas gniewa. Poczucie winy i potępienia powinno nas szybko opuścić. Jeżeli chodzi o mnie, to nawet kiedy pokutuję, wydaje mi się, że muszę to jakoś nadrobić przed Panem. Tak jak w przypadku syna marnotrawnego, ojciec mo­że mnie obejmować, całować, wkładać pierścień na mój palec i sza­tę na mój grzbiet; może mi mówić, abym zapomniał o przeszłości, wszedł do domu i radował się ucztą, jaką dla mnie przygotował. Ja jednak mówię: „Nie mogę wejść - nie jestem godny! Zgrzeszyłem przeciwko Tobie. Pozwól, że Ci za to zapłacę. Pozwól mi smucić się
  1. nosić to poczucie winy jeszcze trochę dłużej”. Łatwo mi uwierzyć, że Bóg przebaczył Izraelowi, Niniwie, wielu poganom i umierające­mu złoczyńcy. Ale trudno mi zrozumieć w jaki sposób w tym sa­mym momencie, kiedy zwracam się do Niego
    z całego serca, On może mnie szybko i z miłością przyjąć tak, jakbym wcale nie zgrzeszył.
Kto jest mądry, niechaj się tego trzyma i rozważa łaskawość Pana!” (Psalm 107:43). Dawid otrzymał niesamowite objawienie Bożej łaskawości i przebaczenia spoglądając na rejestr Jego postępowania ze Swoimi dziećmi. Dawid przedstawia
w tym Psalmie klucz do zrozumienia Bożej łaskawości. Klucz ten jest prosty
i nieskomplikowany: „Wtedy wołali do Pana...”. W Psalmie 107 jest powtórzone aż cztery razy.
Naród izraelski odchodził od Pana na pustyni, głodny, spragniony i zgubiony
z powodu grzechu. „Wtedy wołali do Pana w swoim utrapieniu, a On ich wybawiał
z ich ucisków” (w.6) Oni jednak nadal buntowali się i odchodzili. Upadli tak nisko, że byli już u bram piekła. „Wtedy wołali do Pana w swoim ucisku... On ich wyprowadzał z ciemności i cienia śmierci i rozrywał ich kajdany” (w.14). I znowu cierpieli bardzo, utrapieni i nie mogli jeść z powodu swoich przestępstw. „Wtedy wołali do Pana w swej niedoli... Posłał Słowo Swe, aby ich uleczyć (w.19-20). Kiedy lud boży dochodzi do granicy swoich możliwości, kiedy burze szalały, a problemy miażdżyły ich dusze, „Wtedy wołali do Pana w swoim ucisku a On ich wybawił
z utrapienia. Uciszył burze i uspokoiły się fale morskie” (wersety 28-29).
Pan uczył Dawida takiej lekcji: „Po prostu popatrz na Mój rejestr. Przyglądnij się Mojemu postępowaniu z dziećmi Izraela. Ciągle Mnie zasmucali. Ale kiedy wołali do Mnie, wysłuchiwałem ich. Moja natura jest wrażliwa na łzy Moich dzieci i jestem zdjęty litością, kiedy do Mnie wołają. Współczuję ich boleści.”
W odpowiedzi na powyższe objawienie, Dawid mówi w tym psalmie: „Popatrzcie , jak łatwo można poruszyć Boże serce; jak szybko odpowiada na wołanie swoich dzieci. Jego miłosierdzie nie ma końca! Nie musimy trwać w agonii
i poczuciu winy; nie musimy biegać do doradcy duchowego, ani dzwonić do przyjaciela. Możemy po prostu pójść do Pana i wołać do Niego w pokucie. On jest łaskawym Ojcem, którego obchodzą nasze potrzeby”.
Uważam, że Dawid bardzo cenił sobie to objawienie od Pana z powodu swojego grzechu. Ponieważ miał miękkie serce przed Panem, musiał bardzo przeżywać swoje cudzołóstwo i morderstwo. Myślę, że tej samej nocy, kiedy popełnił cudzołóstwo, Dawid gorzko płakał. Napełniony Duchem mąż Boży nie mógł żyć dzień po dniu nie odczuwając przytłaczającego brzemienia wstydu, winy i strachu.
Przypominam sobie takie chwile, kiedy znajdowałem się w po­koju, w którym pastorzy, albo członkowie zboru, którzy naprawdę kochali Boga, zostali skonfrontowani ze swoim grzechem. Ci, któ­rzy byli blisko Pana prawie zawsze wybuchali płaczem: „Tak, tak, to prawda! Jak mogłem to zrobić? Mój grzech był zawsze przede mną. Boże, przebacz mi - potrzebuję pomocy!” Niewątpliwie tak było i wtedy, kiedy Natan stanął przed Dawidem. Bóg powiedział królo­wi izraelskiemu przez proroka: „Zhańbiłeś moje imię”. Potem, kie­dy Dawid jeszcze płakał, Natan zapewnił go: „Twój grzech został ci przebaczony.”
Ale te słowa nie wystarczyły Dawidowi. Co innego było otrzy­mać przebaczenie, a co innego stać się wolnym przed Panem. Da­wid wiedział, że przebaczenie było łatwą częścią. Teraz chciał po­jednać się z Bogiem, aby mógł odzyskać radość. Tak więc po tym epizodzie wołał: „Nie odrzucaj mnie od oblicza swego i nie odbie­raj mi swego Ducha Świętego” (Psalm 51,13). Potem, przez cały Psalm 51, Dawid rozpamiętuje cierpliwość i miłosierdzie Pana.
Tak jak Dawid, my również musimy znaleźć zwycięstwo nad grze­chem i mieć absolutną pewność co do jednego: bez względu na to jak bardzo byśmy zgrzeszyli czy upadli, służymy Panu, który jest gotowy przebaczać, pragnie uzdrawiać i ma dla nas więcej miło­sierdzia, niż tego potrzebujemy. Diabeł przyjdzie do nas i będzie mówił: „Nie! Jeżeli łatwo ci przejdzie, to szybko wpadniesz w grzech”. Będzie starał się sprawić, abyśmy czuli się jak nędzarz, niegodny podnieść ręce w uwielbieniu do Boga, albo nawet czytać Jego Słowo. Ale tu jest broń - Wołać! Musimy wołać tak jak Dawid, z całego serca; wołać jak Izraelici, zdając się całkowicie na łaskę Pana. Możemy pójść do Boga, wyznać nasze grzechy i prosić o Jego miłosierdzie. Możemy powiedzieć: „Panie, wiem, że mnie miłujesz, a Twoje Słowo mówi, że jesteś gotowy, aby mi przebaczyć. Panie, wyznaję mój grzech!”
W tym samym momencie zostajemy usprawiedliwieni przed Bo­giem. Nie musimy płacić za swoje grzechy. Bóg nas tak bardzo kocha, że dał Swojego Syna, Jezusa, aby zapłacił za to wszystko. Miło­sierny, kochający Orędownik pragnie pomóc i wyratować nas: „Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedli­wy” (1 Jana 2:1).
Niedawno spacerowałem z moją małą wnuczką, która chciała iść po niewysokim murze. Trzymałem jąz tyłu, żeby nie spadła, ale ona odpychała moją rękę. Wreszcie puściłem ją i rzeczywiście upadła, chociaż nic się jej nie stało. Kiedy upadła, nie zostawiłem jej, mó­wiąc: „Popatrz co zrobiłaś. Nie jesteś już moją wnuczką!”
Pan przemówił do mnie poprzez tę sytuację: Pozwalasz sobie na taką miłość do tego dziecka, a nie pozwolisz mi tak samo ciebie kochać. Jesteś dumny ze swoich dzieci, ale nie pozwalasz Mi tak ciebie traktować. Niedługo po tym Pan powiedział do mnie jeszcze coś: Dawidzie, jesteś dla Mnie błogosławieństwem. Jesteś radością dla Mojego serca! Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś tak wspa­niałego. Jakaż to radość wiedzieć, że tak, jak mówi Biblia, Bóg ra­duje się ze Swoich dzieci!

Ciesz się Jego miłosierdziem

Jonasz był prorokiem, który dobrze rozumiał miłosierdzie Pana, ale nie mógł się nim cieszyć, ani go przyjąć; było ono dla niego ciężarem. Kiedy Bóg dał mu polecenie, aby poszedł do bezbożnego miasta Niniwy i prorokował jego szybkie zniszczenie, Jonasz uciekł w odwrotnym kierunku. Później wytłumaczył Panu, że uciekł ze względu na Boże miłosierdzie!
Jonasz podał taki argument: „Panie, poleciłeś mi, abym chodził ulicami Niniwy i prorokował, że zostało im tylko czterdzieści dni życia. Nie mogę tego jednak zrobić, ponieważ znam Ciebie. Tak łatwo dajesz się przebłagać. Łzy i pokuta zmiękczają Twoje serce. Dobrze wiem jak to będzie: Mieszkańcy Niniwy będą pokutować i zmienisz Swoje zdanie. Zamiast kary, poślesz przebudzenie, a wte­dy to ja wyjdę na głupca”.
Jonasz poszedł w końcu do Niniwy, ale przez żołądek olbrzymiej ryby, która wypluła go na suchy ląd. Wreszcie prorok wypowiedział Boży sąd - i rzeczywiście Niniwa pokutowała (chociaż posel­stwo proroka nie wspominało nic o pokucie, tylko o zniszczeniu). Zatwardziali przez grzech mieszkańcy Niniwy płakali, pościli, żało­wali i włożyli na siebie, a nawet na swoje zwierzęta wory pokutne! Było to jedno
z najszybciej rozszerzających się przebudzeń, jakie zostały opisane w Biblii.
Jonasz rozgniewał się. Modlił się chyba w ten sposób: „Wiedzia­łem, że tak będzie. Posłałeś mnie na te ulice, abym wołał: ‘ Sąd, krew, ogień!’ Wtedy oni zaczęli wołać do Ciebie, a Ty, kiedy tylko zoba­czyłeś pierwszą łzę, zmieniłeś Swoje zdanie. Wiedziałem, że tak będzie, bo znam Ciebie. Jesteś nierychły do gniewu, szybki
w prze­baczeniu i gotowy posłać pokój i błogosławieństwo zamiast nie­szczęścia.”
Muszę wyznać, że wiem jak czuł się Jonasz. Niedawno doświad­czyłem czegoś podobnego. Poprzez naszą usługę ostrzegaliśmy Amerykę, że Bóg może nas osądzić na polach Kuwejtu i Iraku, przy­wołując w ten sposób to, co powiedział Abraham Lincoln, że wojna jest znakiem Bożego sądu. Głosiliśmy, że Ameryka nie pokutowała; że ponieważ przywódcy naszego kraju nie wezwali do ogólnonaro­dowej pokuty, boimy się wielkiego przelewu krwi. Podczas jednego z naszych wieczorowych piątkowych nabożeństw modlitewnych, powiedziałem: „Jak Bóg może być z naszą armią skoro mamy na rękach tyle krwi? Biblia jest pełna opisów tego, jak Bóg odwrócił się od Swojej armii, kiedy ludzie grzeszyli tak, jak my. Stoimy w obliczu sądu!”
Zamiast tego, w bardzo szybkim czasie odniesione zostało zwy­cięstwo. Po zaledwie stu godzinach walk lądowych nastąpił koniec wojny, a zarazem jednego
z najbardziej niebezpiecznych konflik­tów w historii. Niedługo po tym otrzymałem list od kogoś, kto kie­dyś uczęszczał do naszego kościoła. Pisał w nim tak: „Kłamałeś! Nie było kary. Bóg był z naszą armią i obyło się bez tysięcy zabi­tych. Twoje ostrzeżenie nie pochodziło od Boga.”
Ja jednak uważam, że stało się tak, iż raz jeszcze poruszyło się łaskawe serce Pana. Setki tysięcy żołnierzy i ludzi wierzących na całym świecie, zaczęły wołać do Boga: „Pomóż nam, daj nam jeszcze jedną szansę!” Kościoły na całym świecie organizowały specjal­ne modlitwy i wołały: „Boże, przebacz nam! Oczyść nas od grze­chu!” Pewien sprawozdawca w Arabii Saudyjskiej powiedział: „Ni­gdy w życiu nie słyszałem tylu żołnierzy, którzy modlili się i śpie­wali pieśni duchowe. Nigdy nie widziałem tylu czytających Biblię. To było tak, jak w Kościele!”
Wierzę, że Bóg został zdjęty litością. Został poruszony i dotknię­ty, ponieważ chce przebaczać. Tak jak Jonasz, powinienem był wie­dzieć, że On jest „Bogiem łaskawym i miłosiernym, cierpliwym i pełnym łaski, który żałuje nieszczęścia” (Jonasza 4:2). Zamiast wy­lać Swój gniew na Amerykę, użył naszej armii, jako Swojej laski przeciwko Saddamowi Husajnowi. Bóg stanął po stronie Ameryki! Nasz łaskawy Pan ulitował się nad nami i zmienił Swoje zdanie tak, jak zrobił to
w stosunku do Niniwy. Wierzę, że łzy i pokuta wierzą­cych ludzi doprowadziły do wielkiego miłosierdzia.
Modlę się, aby kościół nie popełnił tego samego błędu, jaki po­pełnił Jonasz, że nie mógł się radować z Bożego miłosierdzia. Po­winniśmy Mu dziękować za Jego miłosierdzie dla nas, że wysłu­chał wołanie naszego narodu - i odpowiedział!

Radość i Jego miłosierdzie

Biblia mówi, że radość Pana jest naszą siłą i bez niej nie mamy mocy, aby się ostać. Musimy czuwać, bo poczucie winy i potępienia z powodu grzechu niszczą całkowicie radość Pana.
Ci, którzy nadal trzymają się grzechu i nie chcą powrócić do peł­ni Pana, nie mają prawa do radości, pochodzącej od Niego. Właści­wie Biblia mówi, że będą mieli posępne oblicze. Kiedy Juda zgrze­szył, Bóg powiedział: „Sprawię, że zamilknie
u nich głos radości i głos wesela” (Jeremiasza 25:10). Kara za grzech obejmuje utratę wszelkiej radości: „Ustała radość naszego serca, nasz taniec zamie­nił się
w pochód żałobny” (Treny 5:15). Chrześcijanin, który ma coś do ukrycia, nie może tak naprawdę nic ukryć, ponieważ zmiana spo­wodowana przez grzech, wypisana jest na jego twarzy. Widać to w jego rozmowie i wyglądzie. Jeżeli zapytalibyście go: „Jak się czujesz?”, to prawdopodobnie usłyszelibyście: „Tak sobie. Ledwie ży­ję”. Nie ma w nim żadnego okrzyku radości, ani oznaki zwycięstwa - tylko spojrzenie rozpaczy, smutku i przygnębienia. Tam, gdzie ukry­wa się grzech, nie może być radości.
Jeżeli w naszym pragnieniu Jezusa pokutowaliśmy z grzechu, to nie możemy pozwolić diabłu, aby obrabował nas z prawa do radości i zadowolenia. Kiedy przyjmujemy Boże przebaczenie, to możemy Mu oddawać cześć i wielbić Go
z radością. Poprzez całe Swoje Sło­wo, Bóg wylewa olej radości na tych, którzy kochają Jego sprawied­liwość: „Weselcie się w Panu i radujcie się sprawiedliwi, śpiewajcie radośnie wszyscy prawego serca!” (Psalm 32:11). „Sprawiedli­wi radują się i cieszą przed Bogiem i weselą się radośnie” (Psalm 68:4). „Niech się rozweselą
i rozradują w Tobie wszyscy, którzy cię szukają!” (Psalm 70:5). Słowo mówi
o Jezusie: „Umiłowałeś spra­wiedliwość, a znienawidziłeś nieprawość, dlatego namaścił cię Boże, Bóg Twój olejkiem wesela, jak żadnego z twoich towarzy­szy” (Hebrajczyków 1:9).
Niektórzy chrześcijanie wyobrażają sobie Jezusa jako człowieka płaczącego
w Ogrodzie, którego pot był jak krople krwi. Tak, On rzeczywiście spędzał noce
w agonii i modlił się w samotności. Wie­rzę jednak, że kiedy wracał po spędzeniu tych chwil z Bogiem, to w jego duszy była radość i wesele. Mógł klaskać, tańczyć
i uwiel­biać swojego niebiańskiego Ojca!
Ludzie, którzy porzucili swój grzech i chodzą z Panem, mogą nadal prowadzić walkę. Jest w nich jednak takie pragnienie Pana, taki głód Chrystusa, że wynik tej walki jest z góry przesądzony - przeżywają nieopisaną radość! Prawdziwe wyznanie płynące z ser­ca i pragnienie Pana, otwierają rzeki uwielbienia i źródła wdzięcz­ności.
Może następujący przykład pomoże ci bliżej zrozumieć miłosier­dzie Pana. Wyobraź sobie, że Jezus ukazuje się w ciele, ubrany jak zwykły człowiek i siada koło ciebie
w kościele. Jesteś pokonanym chrześcijaninem, siedzisz zraniony, masz smutny wyraz twarzy i wymalowane na niej poczucie winy, potępienia i strachu. Nie po­znajesz Pana, gdy zaczyna z tobą rozmawiać:
Czy naprawdę kochasz Pana”? - pyta.
Bardzo!” - odpowiadasz.
Zgrzeszyłeś, prawda”?
T-tak” - odpowiadasz (mając nadzieję, że nie jest to jakiś pro­rok, który zna twoje myśli).
A czy wierzysz, że On przebacza wszystkim, którzy wyznają swój grzech i odwrócą się od niego?”
Tak, ale... zraniłem mojego Zbawiciela. Naprawdę Go zraniłem” „Dlaczego zatem nie poprosiłeś o Jego przebaczenie? Jeżeli wyz­nałeś swój grzech, to dlaczego nie przyjąłeś przebaczenia?”
Ależ robiłem to już wiele razy!”
A czy wierzysz, że On przebaczy i 490 razy, jeżeli tylko wyz­nasz swój grzech
i pokutujesz?”
Tak.”
Nawet morderstwo, cudzołóstwo, homoseksualizm, narkotyki, zazdrość
i nienawiść?”
Tak.”
Czy nienawidzisz tego grzechu? Czy nadal kochasz Boga?” „Tak!”
Dlaczego więc pozwalasz szatanowi okradać się ze zwycięstwa krzyża i mocy krwi Baranka? Dlaczego nie przyjmujesz Jego ra­dości?”
Mam nadzieję, że przypominając sobie tę scenkę wszyscy zapa­miętamy, że nie musimy rezygnować z naszej radości w Panu. Mamy prawo Go uwielbiać - śpiewać, krzyczeć i być szczęśliwymi!


Zwiastowanie Jego miłosierdzia

Słowo Boże mówi jasno, że mamy ogłaszać wszystkim ludziom miłosierdzie Pańskie. Dawid powiedział: „Nie ukrywałem w sercu swoim sprawiedliwości twojej, opowiada­łem o wierności twojej i zbawieniu twoim; nie zataiłem łaski i wier­ności twojej wobec wielkiego zgromadzenia.” (Psalm 40:11)
Dawid po prostu przyjął to wspaniałe poselstwo dla siebie. Wie­dział również, że było bardzo potrzebne dla całego zgromadzenia, jak i cierpiącego świata. Był wdzięczny Bogu za tak wielką miłość, ponieważ był świadomy swoich uchybień. Bez względu na to jak bardzo ludzie zgrzeszyli - Bóg nadal kocha. Dlatego posłał swojego Syna. I dlatego powinniśmy ogłaszać to światu. Czy możemy po­wiedzieć wraz
z Dawidem: „Nie zataiłem łaski i wierności twojej wobec wielkiego zgromadzenia”? To jest Jego pragnienie w odnie­sieniu do nas wszystkich.
Może jednym z najczęściej cytowanych i śpiewanych wersetów Słowa Bożego jest: “Lepsza jest łaska twoja niż życie, wargi moje wysławiać cię będą” (Psalm 63: 4). Co jednak oznacza: „lepsza jest łaska twoja niż życie”? Faktem jest, że życie jest krótkie. Więdnie jak trawa, która jest tylko przez jeden sezon, a potem ginie. Boże miłosierdzie będzie trwać na wieki. Za miliard lat od tej chwili, Je­zus będzie tak samo łagodny i kochający, jak teraz. Ludzie mogą odebrać komuś życie, ale nie mogą odebrać wiecznego Bożego mi­łosierdzia.
Pomyśl o tym przez chwilę: Bóg nie jest już na nas zagniewany. Słowo mówi, że nic nie może nas oddzielić od naszego Pana - ani nasza wina, ani utrapienie, ani żadna potępiająca myśl. Możemy powiedzieć: „Moje życie jest błogosławieństwem dla Pana i mogę się radować i uwielbiać Go. Jestem czysty, wolny, otrzymałem prze­baczenie, zostałem usprawiedliwiony, poświęcony i odkupiony!”
Mamy kochającego Ojca, który troszczy się o nas. Kiedy zacznie­my rozumieć jaki jest w stosunku do nas miłosierny, cierpliwy, tro­skliwy, gotowy przebaczać
i błogosławić, to nie będziemy mogli ukryć tej radości. Będziemy wołać i uwielbiać dotąd, aż braknie nam tchu: „Naprawdę, Jego miłosierdzie jest lepsze niż życie!”


19. On pomoże nam pozostać wiernymi


List do Hebrajczyków oferuje takie mocne, żywe Słowo dla wszystkich wierzących: „Przeto bracia, święci, współuczestnicy powołania niebieskiego, zważcie na Jezusa, posłańca i arcykapłana naszego wyznania, wier­nego temu, który go ustanowił, jak i Mojżesz był wiemy w całym domu Bożym”. (Hebrajczyków 3:1-2)
Zwrot współuczestnicy powołania niebieskiego oznacza po pros­tu to, że słyszymy, jak woła nas niebo. I w tej chwili niebo woła ludzi, którzy nie żyją dla świata, ale budzą się każdego poranka i słuchają, jak Jezus woła ich do Siebie. Patrzą na wszystko, co ich otacza, i wołają w sercu: „Jezu, moje serce nie jest tutaj. Nie satys­fakcjonuje mnie nic na tym świecie. Tylko Ty, Panie, jesteś moim życiem!”
Wierzę, że wielu z tych, którzy znajdują się w ciele Chrystuso­wym, nie są przywiązani do niczego na tej ziemi. Można by ich poz­bawić pracy, domów, rachunków bankowych, biznesu - wszystkie­go oprócz ubrania na grzbiecie - a nadal by kochali Boga z całego serca. Ale wierność dla Boga nie oznacza tylko gotowości, aby stra­cić dla Niego wszystko. Słowo Boże mówi nawet, że możemy od­dać ciało nasze na spalenie jako świadectwo, ale bez właściwej motywacji - bez miłości
w naszych sercach - umieralibyśmy na darem­no (patrz 1 Koryntian 13:3).
Niektórzy myślą o wierności Bogu jako o życiu bez pożądliwości czy zwycięstwie nad grzesznymi nałogami. Inni uważają, że ozna­cza to ustawiczne czytanie Biblii, modlitwę, udzielanie się i chodze­nie do kościoła. Jeszcze inni myślą, że jest to pełnienie dobrych uczyn­ków, albo zachowanie się w czystości poprzez unikanie wszelkiego zła. Te rzeczy same w sobie nigdy nie uczynią nas wiernymi Bogu. Może zapytasz: „Czy chcesz przez to powiedzieć, że moja walka przeciwko grzechowi, moja uświęcona służba dla Boga i wołanie w modlitwie, nie są uważane za wierność?”
Te wszystkie wspaniałe rzeczy są rzeczywiście pochwalane przez Słowo
i będziemy je czynić, jeżeli jesteśmy wierni, ale same w sobie nie stanowią
o wierności. Wierność Bogu nie jest możliwa, jeżeli nie wypływa z ufnego, wierzącego serca. Oto z pozoru bardzo pros­te stwierdzenie, którego nie możemy przeoczyć, jeżeli mamy być wierni Bogu: Nie możemy pragnąć Jezusa, jeżeli pozwolimy, aby zakorzeniła się w naszych sercach niewiara.
Niewiara, nawet w najmniejszej formie, jest dla Boga odrażają­ca. Hamuje ona Boże dzieło w nas i jest to grzech, który kryje się za każdym odstępstwem od Pana. Możemy być całkowicie odcięci od wszelkich majętności tego świata i tęsknić
w naszych sercach za przyjściem Jezusa; możemy słuchać mocnych kazań, śpiewać pieśni uwielbienia w domu Bożym i pochłaniać Słowo Boże każdego dnia. Jeżeli jednak nie będziemy modlić się: „Panie, pozwól mi słyszeć w moim wnętrzu Twoje Słowo; pozwól mi wierzyć, że mogę je za­stosować i że stanie się dla mnie życiem”, to nie będzie to miało żadnego znaczenia. Słowo, które słyszysz, musi być połączone
z wiarą: „Tamtym Słowo usłyszane nie przydało się na nic, gdyż nie zostało powiązane z wiarą tych, którzy je słyszeli” (Hebrajczyków 4:2). Niech zakorzenią się w nas te słowa: Jeżeli to, co czytamy i słyszymy, nie zostanie połączone z wiarą, to nie będzie miało dla nas żadnego znaczenia!
Werset na początku tego rozdziału stwierdza, że Jezus był wierny Bogu tak jak Mojżesz. W jaki sposób mierzono ich wierność? Czy Jezus i Mojżesz byli wierni we wszystkim? Zostali uznani za wier­nych, ponieważ nigdy nie zwątpili w słowo Ojca Niebiańskiego. Wiedzieli, że Bóg uczyni to, co powiedział.
Wierność to po prostu wiara w to, że Bóg dotrzyma danego Sło­wa. W tym sensie Jezus i Mojżesz zachowali wiarę aż do końca. (Hebrajczyków 3:14). Nie znajdowali się w swojej wierze raz na górze, a za chwilę w dolinie; dzisiaj tak, a jutro inaczej. Ich wiara aż do końca się nie zachwiała. I tak jak Jezus okazał się wiernym w Swojej ufności do Ojca, tak samo my, którzy jesteśmy Jego «do- mem,» możemy być pewni, że nasza wierność będzie mierzona w taki sam sposób: „Chrystus jako syn był ponad domem jego, a domem jego my jesteśmy, jeśli tylko aż do końca zachowamy nie­wzruszenie ufność i chwalebną nadzieję” (Hebrajczyków 3:6).
Kiedy zwiększają się nasze doświadczenia, a walka staje się co­raz bardziej zacięta, nasze ciało może słabnąć. Kiedy mija czas, wie­lu wierzących pozwala, aby wdarł się w nich strach i zwątpienie, i tracą ufność i dziecięcą wiarę w Niego. Ich serca zalewa ostroż­ność i znaki zapytania. Ja jednak nie chcę dojść do końca mojego życia w taki sposób jak wielu znanych mi wierzących ludzi, którzy zmarnowali wiele lat dlatego, że nie wiedzieli gdzie stoją w Chrys­tusie. Kiedy nadszedł ich koniec, myślałem, że będą mieli siłę; że znajdą odświeżenie w myśli, iż są coraz bliżej spotkania z Panem. Oni jednak odeszli z niepewnością, ponieważ nie wytrwali do koń­ca. Kiedy spoglądam nieraz na drogę, jaka mi jeszcze pozostała, widzę ograniczony czas i dlatego chcę ponad wszystko radować się w na­dziei i trzymać do końca.
Pozwólcie, że podzielę się z wami tym, jak możemy stać się wier­nymi Bogu
i trzymać mocno naszej ufności przez wszystkie dni ży­cia. Jeżeli w Jego obecności chcemy być tak samo mocni w naszych ostatnich dniach, jak jesteśmy teraz, to powinniśmy wziąć sobie do serca dwie rzeczy.

Oskarżyciel

Po pierwsze, nie możemy nigdy słuchać kłamstw diabła. Musimy sobie codziennie przypominać, że mamy wroga, który chce nas zniszczyć. Jest on kłamcą, zwodzicielem i oszustem. Jezus powiedział: „Diabeł... był mordercą od początku
i w prawdzie nie wytrwał, bo w nim nie ma prawdy. Kiedy mówi kłamstwo, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” (Ew. Jana 8:44).
Jezus obnażył „ojca wszelkiego kłamstwa,” podżegacza wszel­kiego oszustwa
i fałszu. On powiedział, że wszystkie kłamstwa zro­dziły się w łonie szatana. Bóg jasno ostrzega Swój kościół, że w czasach ostatecznych diabeł poświęci cały swój czas, by nas oskar­żać. „I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany dia­błem i szatanem, który zwodzi cały świat... oskarżyciel braci na­szych... który dniem i nocą oskarżał ich przed naszym Bogiem” (Objawienie 12:9-10). Diabeł stoi przed Bogiem 24 godziny na dobę, oskarżając nas i obrzucając kłamstwem. Jego kłamstwa mają na celu przerwanie naszego pokoju i ufności w Bogu.
Szatan nie traci czasu okłamując grzeszników: ci już są w niewo­li jako więźniowie jego zwiedzenia. Pracuje natomiast nad wierzą­cymi, których serca tęsknią do Boga. Zaszczepia kłamstwa w umys­łach tych, którzy szukają Pana
z całego serca i chcą żyć w świętości. Możemy to właściwie jeszcze bardziej zawęzić: Szatan okłamuje tych, którzy postanowili za wszelką cenę wejść do Bożego odpocz- nienia: „A tak pozostaje jeszcze odpocznienie dla ludu Bożego; kto bowiem wszedł do odpocznienia jego, ten sam odpoczął od dzieł swoich, jak Bóg od swoich. Starajmy się tedy usilnie wejść do owego odpocznie­nia, aby nikt nie upadł, idąc za tym przykładem nieposłuszeństwa”. (Hebrajczyków 4:9-11)
To „odpocznienie” oznacza całkowitą ufność Bożemu Słowu. Jest to miejsce wiary, gdzie nie ma walki, bojaini czy wątpliwości. Jest to pewne odpocznienie, ustawiczna ufność, że Bóg jest z nami; że On nie może zawieść; że Ten, który nas powołał, doprowadzi nas do końca.
Kiedy jednak wielu z nas myśli, że już niedługo wejdziemy do tego nowego życia całkowitego odpocznienia i ufności w Panu; kiedy myślimy, że nasze ciało jest już ukrzyżowane i nie ufamy wię­cej naszym własnym uczynkom, ale polegamy na Panu, wtedy poja­wia się ten stary wąż z nowym pakietem kłamstw i oskarżeń. Pod­chodzi do ucha naszego sumienia i przy pomocy okropnych kłamstw z piekła oskarża wszystko, co robimy.
Jak już wspominałem wcześniej, bezpośrednim celem ataku sza­tana jest twoja wiara w Boga. On wie, że jeżeli twoja wiara będzie wzrastać, to wszystkie jego kłamstwa nie odniosą żadnego skutku. Jeżeli staniesz przed Bogiem i powiesz: „Nie chcę niczego, co ofe­ruje ten świat, ale pragnę tylko Jezusa”, to diabeł wie, że tak uczy­nisz. Wie o tym nie tylko na podstawie twoich słów, ale i twoich czynów, ponieważ nie jest to już tylko stwierdzenie ale twój sposób życia. Jeżeli więc naprawdę postanowiłeś robić tak, jak powiedzia­łeś, to miej się na baczności, bo będzie z tobą walczyć całe piekło. Diabeł będzie ci podsuwał kłamstwa w twojej komorze modlitwy, w zborze i w pracy. Możesz być pewien, że takie ataki były oznaką życia wszystkich bogobojnych mężów i niewiast. Czytałem o wielu dynamicznych dzieciach Bożych i każde z nich przyznało, że szatan przychodził do nich w najbardziej produktywnym i świętym czasie, próbując zniszczyć ich kłamstwami. A oto trzy największe kłam­stwa diabła:
Kłamstwo numer jeden: „Nie robisz postępów duchowych”.
Głos szepce: „Pomimo twojego pragnienia Boga, samozaparcia i wszystkich kazań, jakie słyszałeś, wcale nie robisz postępów na drodze za Jezusem. Jesteś nadal grzeszny, zatwardziały i pełen swo­jego «ja.» Otrzymałeś tak wiele, ale tak niewiele się zmieniłeś. Nie urośniesz duchowo, nawet gdybyś miał żyć sto lat. Coś jest z tobą nie tak. Inni wzrastają i wyprzedzają ciebie. Ty tylko udajesz; jesteś hipokrytą. Jesteś słaby, nie masz kręgosłupa. W ogóle kiepski z cie­bie chrześcijanin!”
Ile razy diabeł przyszedł do ciebie z takimi kłamstwami? Po pierw­sze, chrześcijanie nie porównują swojego wzrostu z innymi. Po drugie, diabeł nie ma prawa mówić ci, czy wzrastasz, czy nie. Tak naprawdę nie przyszedł by do ciebie z takimi kłamstwami, gdybyś nie wzrastał.
Kłamstwo numer dwa: „Jesteś zbyt słaby do walki duchowej”.
Diabeł mówi ci: „Walka duchowa to dla ciebie zbyt wiele. Jesteś wyczerpany, zmęczony i wykończony. Nie masz siły, aby nadal wal­czyć”. Cały czas szepce ci: „Wyczerpany, ...zmęczony, ...wykoń­czony, ...doszedłeś do granicy swoich możliwości, ...poddaj się, ...zwolnij, ...zrezygnuj „..zmęczony, ...zmęczony, ...zmęczony.”
Daniel ostrzegał, że diabeł będzie odnosił sukces w walce z świę­tymi: „Będzie mówił zuchwałe słowa przeciwko Najwyższemu, bę­dzie męczył Świętych Najwyższego” (Daniela 7:25). Użyte tutaj hebrajskie słowo oznacza „zmęczyć umysłowo, spowodować zmę­czenie umysłu”. Może słyszałeś ostatnio ten głos: „Jesteś umysłowo zmęczony, całkowicie wypompowany”. To nie jest język zwycięzcy. Tak, są takie chwile, kiedy jesteśmy fizycznie zmęczeni i wyczerpa­ni, ale diabeł chce użyć tych słów, aby nas osłabić duchowo i obra­bować ze zwycięstwa i radości, którą mamy w Duchu Świętym.
Prawda jest taka, że większość naszego duchowego zmęczenia jest spowodowana zaszczepieniem w nas tego kłamstwa z piekła. Szatan mówi nam: „Nie bądź taki gorliwy w Bożych rzeczach - w sprawie zgubionych i zranionych; biednych i potrzebujących. Nie powinieneś tak ciężko pracować. Odpręż się. Coś tu nie gra - powinieneś odpocząć, a ty się wykańczasz. Na pewno pielęgnujesz w swoim sercu jakiś grzech. Kryje się w tobie jakaś straszna rzecz!”
Ja sam często słyszałem ten głos zwodziciela, który próbował zakłócić moje życie, szepcąc mi takie słowa: „Nie jesteś dobrym pasterzem. Nie masz w swojej duszy prawdziwego biblijnego odpocznienia. Zobacz, ile czasu musisz poświęcać na przygotowanie jednego kazania. Dawidzie, jesteś zmęczony, suchy. Gdybyś miał wiarę, to twoja córka nie musiałaby poddawać się naświetlaniu i chemoterapii. Twoje przeziębienia nie trwały by tak długo. Byłbyś tak pełen mocy i objawienia, że całe tłumy przychodziłyby do Boga. Jesteś po prostu wyczerpany. Masz tak mało wiary.”
Skąd to wszystko pochodzi? Prosto z otchłani piekła, od ojca wszelkich kłamstw! Szatan kwestionuje naszą wiarę, oskarża naszą wiarę i kłamie na temat naszej wiary.
Kłamstwo numer trzy: „Nie ma z tobą Boga. Odszedł, ponieważ Go zasmuciłeś”.
Szatan szepce: „Bóg cię nadal kocha, ale nie ma Go teraz przy tobie. Jest w tobie coś niewidzialnego i nie znanego nawet tobie. Nie cieszysz się już Jego błogosławieństwem i przychylnością.”
Diabeł będzie cię bombardował Bożym Słowem wyrwanym z kontekstu. Będzie mówił: „Czyż Bóg nie opuścił Izraela, kiedy ten zgrzeszył? Odstąpił od niego
i pozostawił go samemu sobie. Twój obecny okres suszy duchowej i twoje codzienne walki są tylko do­wodem na to, że Boga nie ma już z tobą. Duch Święty cię opuścił!”
Takie kłamstwo diabeł zasiał w umyśle Gedeona. Izrael został wydany w ręce Midianitów i wiele od nich wycierpiał. Wtedy Bóg posłał anioła, który powiedział do Gedeona: „Pan z tobą, mężu wa­leczny!” (Sędziów 6:12). Gedeon rozejrzał się i wtedy usłyszał kłam­stwo diabła. Odpowiedział więc: „Jeżeli Pan jest z nami, to dlacze­go przyszło na nas to wszystko? Gdzie są cuda, o których opowiada­li nam nasi ojcowie, mówiąc: Czyż nie Pan wywiódł nas z Egiptu? Teraz zaś porzucił nas Pan i wydał nas w rękę Midiańczyków” (Sę­dziów 6:13).
To prawda, że Bóg wydał Izraela Midiańczykom - ale tylko po to, aby ich ukarać. Tak jak nigdy nie opuścił Swojego umiłowanego ludu, tak i dzisiaj nie opuści Swojego Kościoła. Pozwoli, aby karali nas nieprzyjaciele, ale kiedy zakończy się Jego dyscyplina, powie: „Ręce precz! To jest Mój lud.”
I dzisiaj możemy polegać na podobnym słowie: „On sam powie­dział ‘Nigdy cię nie opuszczę ani nie zostawię’. Tak więc z ufnością możemy mówić: Pan jest pomocnikiem moim, nie będę się lękał; cóż może mi uczynić człowiek?” (Hebrajczyków 13:5-6). „Oto Ja jestem z wami zawsze, aż do skończenia świata” (Ew. Mateusza 28:20). Jezus nas nigdy nie opuści i nie zostawi. Bóg jest z nami zawsze.
Jeżeli szukamy Pana, to On będzie z nami bez względu na to, jakie słyszymy kłamstwa, jak się czujemy, i bez względu na okolicz­ności. Musimy stanąć twarzą w twarz z diabłem, przed wszystkimi demonami z piekła i powiedzieć: „Nie obchodzi mnie to co mówisz odnośnie tego jak się czuję. Bóg jest ze mną! „Jeżeli Bóg jest ze mną to któż może być przeciwko mnie?” (patrz Rzymian 8:31).

Najwyższy Kapłan

Drugim słowem zachęty, które pomoże nam trzymać się mocno naszej ufności, oprócz tego, byśmy nigdy nie słuchali kłamstw dia­bła, jest to, że musimy być w pełni przekonani, że nasz Najwyższy Kapłan troszczy się o nas, i że mamy pełny dostęp do Jego tronu.
Mając więc wielkiego arcykapłana, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trzymajmy się mocno wyznania. Nie mamy bowiem arcykapłana, który by nie mógł współczuć ze słabościami naszymi, lecz doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu. Przystąpmy tedy z ufną odwagą do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli łaskę ku pomocy w stosow­nej porze.”
(Hebrajczyków 4:14-16)
Zostaliśmy zaproszeni do pokoju tronowego Pana wszechświata. On wie przez co przeszliśmy, przez co obecnie przechodzimy, i co nas jeszcze czeka. „Nie ma stworzenia, które by się mogło ukryć przed nim, przeciwnie, wszystko jest obnażone i odsłonięte przed oczami tego, przed którym musimy zdać sprawę” (Hebrajczyków 4:13). Pan oczekuje, że ze wszystkim, co nas dotyczy, przyjdziemy do Niego
z odwagą.
On Sam przeżył wszystko, co nas dotyka i współczuje nam i ko­cha nas. Bóg jest pełen miłosierdzia i pragnie nam pomagać w każ­dej potrzebie. Czy to jest twój czas potrzeby? Czy wiesz, że On jest dostępny o każdej porze? Nie musimy mówić: „Muszę iść do domu i wejść do mojej komory, aby dostać się do Bożej sali tronowej”. Jego tron jest dostępny dla nas wszędzie i o każdej porze. Bóg za­prasza nas, abyśmy przyszli do tego tronu z odwagą i bez rezerwy, z ufnością, że On nam odpowie
i zawsze dotrzyma słowa. Nie musi­my Mu wszystkiego wyjaśniać. Możemy tylko uklęknąć przed Nim i powiedzieć z odwagą: „Jezu, Ty wiesz co przeżywam. Nie umiem tego powiedzieć słowami. Ty też przez to przechodziłeś, dlatego pro­szę, pomóż mi!”
Żyjemy według Jego obietnic, a nie według tego, co widzi­my. I jeżeli mamy być wierni Bogu, to nie możemy siedzieć i pielę­gnować naszych obaw. Zamiast tego, powinniśmy codziennie za­chęcać samych siebie w Panu i rozprawiać się z wszelką niewiarą mówiąc: „Panie, nie zgadzam się na nią!” Musimy odrzucić kłam­stwa diabła i budować naszą wiarę na Bożym Słowie: „Ale wy umi­łowani budujcie siebie samych w oparciu o najświętszą wiarę wa­szą módlcie się w Duchu Świętym. Zachowajcie samych siebie w miłości Bożej” (Judy 20-21).


20. Obecna wielkość Chrystusa


„Nie przestaję dziękować za was i wspominać was w modlitwach moich. Aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości
i objawienia ku poznaniu jego i oświecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli, jaka jest nadzieja, do której was powołał i jakie bogactwo chwały jest udziałem świętych w dziedzic­twie jego i jak nadzwyczajna jest wielkość mocy jego wobec nas, którzy wierzymy dzięki działaniu przemożnej siły jego, jaką okazał w Chrystusie, gdy wzbudził go z martwych i posadził po prawicy swojej w niebie...” (Efezjan 1:17-20)
Paweł modlił się o kościół w ten sposób: „Niech Bóg objawi wam nie tylko wielkość Chrystusa w czasach przeszłych, ale obecną Jego wielkość”.

Co oznacza obecna wielkość Chrystusa?

Kościół ma wielki szacunek dla Chrystusa, który chodził po zie­mi, Jezusa z Galilei, Syna Marii, nauczyciela i cudotwórcy. Nigdy nie przykrzy nam się słuchanie
i opowiadanie o wielkości Jezusa z Nazaretu - jak wyganiał demony, przeciwstawiał się stanowczo wszelkim pokusom, otwierał oczy ślepych, otwierał uszy głuchych, sprawiał, że sparaliżowani skakali z radości, uzdrowił uschłą rękę, oczyszczał
z trądu, zamieniał wodę w wino, nakarmił tłumy ludzi kilkoma Chlebami i rybkami, i wzbudzał z martwych!
Ale w tym samym czasie nakładamy pewne ograniczenia na wiel­kiego Zbawiciela, który czyni cuda! Opracowaliśmy teologię, która czyni Go Panem sfery duchowej, ale nie naturalnej. Wierzymy na przykład, że On może przebaczyć nasze grzechy, uspokoić nasze nerwy, zdjąć z nas poczucie winy, dać nam pokój i radość, zaofero­wać nam życie wieczne - to wszystko w świecie niewidzialnym. Ale niewielu
z nas zna Go jako Boga sfery naturalnej, Boga codzien­nych spraw; Boga naszych dzieci, naszej pracy, naszych wydatków, naszych domów i małżeństw.
Paweł mówi, że potrzeba nam objawienia tej mocy Chrystusa, którą ma od czasu, kiedy został wzbudzony z martwych. Nawet te­raz Jezus siedzi po prawicy Boga i ma wszelką moc na niebie i na ziemi: „I wszystko poddał pod nogi jego” (Efezjan 1:22).
Kiedy modliłem się ostatnio, Duch Święty przemówił do mojego serca
w bardzo wyraźny sposób: „Jezus nigdy nie miał więcej mocy, niż teraz!” Rzeczywiście, Słowo Boże mówi: „On jest ponad wszel­ką nadziemską władzą
i zwierzchnością i mocą i panowaniem i wszel­kim imieniem, jakie może być wymienione, nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym” (Efezjan 1:21). Jeżeli naprawdę w to wierzymy, to oznacza to dla nas coś niesamowitego.


Chrystus z Galilei nigdy nie zrezygnował z umarłych!

Ten, kto zwycięży śmierć, ma wszelką moc. Nie było większego dowodu na moc Chrystusa na ziemi niż ci, których wzbudził z mar­twych. „Albowiem jak Ojciec wzbudza z martwych i ożywia, tak i Syn ożywia tych, których chce” (Ew. Jana 5:21). Jezus wyraźnie twierdził, że ma moc nad śmiercią. Nawet o Sobie powiedział: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot” (Ew. Jana 11:25). On to również udowodnił!
Czy naprawdę wierzymy słowom Jezusa? On powiedział: „Za­prawdę, zaprawdę powiadam wam, zbliża się godzina, owszem już nadeszła, kiedy umarli usłyszą głos Syna Bożego i ci co usłyszą, żyć będą. Jak bowiem Ojciec ma żywot sam w sobie, tak dał i Synowi, by miał żywot sam w sobie” (Jan 5:25-26).
Jezus nie mówi tu tylko o ostatecznym zmartwychwstaniu; opi­suje również swoją obecną moc do wzbudzania wszystkich, którzy umarli - Swoją obecną moc do napełnienia nas Swoim życiem. My wszyscy mamy taki ukryty cmentarz w swoim życiu —jest to coś, lub ktoś, z kogo już dawno zrezygnowaliśmy. Pogrzebaliśmy to
i napisaliśmy na kamieniu nagrobnym datę śmierci!
Nasza dobra znajoma opowiadała o tym, że była na uroczystości wręczania dyplomów u swojego dziecka. Oprócz krewnych, którzy przyszli na tę uroczystość, miał tam być również jej były mąż (który zostawił ją wiele lat temu dla innej kobiety). Wskrzeszenie tego małżeństwa było niemożliwe, ponieważ jego żoną była teraz inna kobieta. Ale Bóg posłał naszą przyjaciółkę nad grób tego małżeń­stwa, aby modlić się o zbawienie jej byłego męża i jego obecnej żony! Ta niewiasta nie zrezygnowała z osób martwych duchowo.
Inna droga siostra w Chrystusie ma męża, który zostawił ją wiele lat temu. Człowiek ten jest teraz zgubiony w wielkim grzechu. Tam, gdzie kiedyś było dobre małżeństwo, stoi nagrobek. Ona również musiała nauczyć się tego, że Jezus nigdy nie rezygnuje z umarłych. Nie chodzi o to, że ona chce, aby do niej wrócił (może już nigdy nie wrócić), ale pragnie, aby został wzbudzony ze śmierci grzechu. Nie rezygnuje z umarłego, ponieważ służymy Bogu, który ma moc wzbu­dzania
z martwych!
Pewien pastor opowiedział mi swoją smutną historię. Przyjął do domu człowieka, który został zwolniony z więzienia i nie miał się gdzie udać - wyglądał na całkiem złamanego i żałującego swojego postępowania. Któregoś dnia, po kilku miesiącach, pastor wszedł niespodziewanie do domu i zastał swoją żonę i tego byłego więźnia, plugawiących jego małżeńskie łoże. Mieli razem dwoje dzieci, a te­raz jego żona jest w ciąży z tym przestępcą, który po tej sytuacji uciekł z ich domu.
Jaki ból znosi ten pastor! Martwi się o AIDS. Trudno mu utrzy­mać dwójkę dzieci, a jeżeli pozwoli żonie zostać, nie wie czy to wytrzyma. „Jest to ślepa ulica
w każdą stronę. Sytuacja wydaje się absolutnie beznadziejna i bez wyjścia” - napisał.
Znam ojca, który boleje z powodu swojej 16-letniej córki, która kiedyś tak niewinna
i kochająca, jest teraz zniszczona i uzależniona od narkotyków. Błąka się po ulicach, sprzedając swoje ciało jak dziki kot. Ojciec nadal bardzo ją kocha, ale w tej chwili jego dziec­ko jest na pół martwe - chyba bardziej martwe, niż żywe!
Ojciec płacze nad jej fotografią ze szkoły średniej i przypomina sobie długie spacery i rozmowy, które obojgu sprawiały tak wiele radości. Niestety, stracił wszelką nadzieję. Teraz czeka tylko na strasz­ny telefon, który zerwie go o północy, żeby przyjechał do kostnicy zidentyfikować ciało swojej młodej córki.
Wszystkie ofiary wściekłości szatana mają usprawiedliwione powody, aby zrezygnować ze swoich najbliższych i uznać ich za martwych. Ale Jezus nigdy nie rezygnuje z umarłych! On wyprowa­dza życie ze śmierci. Potrzebujemy tylko usłyszeć Jego Słowo, Jego tchnienie - a to, co wydaje się być martwe i beznadziejne, powraca do życia.
Do Jezusa przyszedł kiedyś inny zasmucony ojciec, Jair, aby pro­sić
o uzdrowienie swojej umierającej córki: „I przyszedł jeden z przełożonych Synagogi, imieniem Jair, a ujrzaw­szy Go, przypadł mu do nóg i błagał Go usilnie, mówiąc: Córeczka moja kona, przyjdź, włóż na nią ręce, żeby odzyskała zdrowie i żyła.
I poszedł z nim; i szedł za nim wielki tłum i napierali na niego” (Ew. Marka 5:22-24).
Jair reprezentuje większość chrześcijan. Tak jak Jair, wiemy, że Jezus jest naszą jedyną nadzieją i w chwilach kryzysu biegniemy do Niego, upadamy u Jego stóp i prosimy o łaskę i pomoc.
Jair miał dosyć dużo wiary. Prosił Jezusa, aby „przyszedł, poło­żył na nią ręce, żeby odzyskała zdrowie i żyła” (wiersz 23). Było to potwierdzenie prawdziwej wiary: „Panie, ona potrzebuje tylko Cie­bie. Ty masz wszelką moc! Ty możesz ją zachować od śmierci!”
W odpowiedzi na wiarę tego człowieka „Jezus poszedł z nim” (wiersz 24). Złamane serce Jaira musiało się napełnić wielką na­dzieją. Ale może uderzyła go straszna myśl: „A co będzie, jeżeli się spóźnimy? Wspaniale jest mieć Jezusa koło siebie, ale potrzebuje­my czasu! Potrzebujemy Jezusa i czasu!
Gdyby Jair wiedział kim naprawdę jest Jezus - „zmartwychwsta­niem i życiem” - mógłby odpoczywać w duchu i powiedzieć swoje­mu zatrwożonemu sercu - „Jezus przewyższa czas! Nie potrzebuję więcej czasu - potrzebuję tylko Jego"

Nie wystarczy wiara tylko do punktu śmierci!

Jezus pozwolił, aby upłynął pewien czas, ponieważ chciał, aby Jego naśladowcy mieli wiarę w Jego moc do wzbudzania z mar­twych - wiarę, która wychodzi poza beznadziejność, nawet poza śmierć! Ci nominalni wierzący, którzy stali koło łóżka dziewczynki, mieli taką ograniczoną wiarę: Jeżeli tylko jeszcze żyje, to jest trochę nadziei i tylko wtedy Jezus będzie pożądany i potrzebny.
Najprawdopodobniej ci ludzie rozumowali w taki sposób: „Tak, Jezu, wierzymy, że jesteś wielkim lekarzem i uzdrowicielem. Dla ciebie nie ma nic niemożliwego. Wiemy, że masz wszelką moc. Ale prosimy, pośpiesz się — bo ona może umrzeć w każdej chwili! Wte­dy nie będziemy już Ciebie potrzebowali!”
Jaka to wiara? Jest to wiara tylko do punktu śmierci. Wierzy tyl­ko do grobu. Kiedy okoliczności wskazują, że wszystko stracone, taka wiara umiera.
Okazało się, że dziewczynka umarła. Widzę ludzi, którzy sprawdzają jej puls
i ogłaszają, że nie żyje. Opuściła ich również ta mała wiara, którą posiadali. Pierwszym punktem przygotowania do po­grzebu było powiadomienie Uzdrowiciela, że nie jest już potrzebny. Wysłali więc posłańca z takim poselstwem: „Córka twoja umarła, czemu jeszcze trudzisz nauczyciela?” (Ew. Marka 5:35).
Te słowa brzmiały ostatecznie: „Twoja córka umarła!” Czy takie słowa rozbrzmiewają również w twoich uszach: „Twoje małżeństwo umarło - nie trudź Jezusa!” „Twoja służba umarła - nie trudź Pana!” „Twoje dziecko jest martwe
w grzechu - nie trudź Chrystusa!” „Twoja relacja z ukochaną osobą umarła!”
Te przeraźliwe słowa nie znaczyły dla Jezusa absolutnie nic. Je­zus nigdy nie rezygnuje z umarłych! On jest zmartwychwstałym ży­ciem. Najlepsze tłumaczenie wiersza 36 z języka greckiego brzmią jakby tak: „Jezus, jakby nie słysząc tego, co zostało powiedziane, rzekł do przełożonego synagogi: «Nie bój się, tylko wierz.»” Posłuchajcie zwątpienia obecnego w słowach: „Czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Inaczej mówiąc: „Po co się jeszcze upierać, skoro wszystko skończone? Sprawa jest już skończona. Pozostaw­cie ją w spokoju”. Ale żadna sprawa, ani żadna osoba nie jest skoń­czona u Jezusa!
Gdyby Jair usłuchał tych wątpliwości, powiedziałby do Jezusa mniej więcej tak: „Dzięki Ci, Panie. Wiem, że dobrze chciałeś. Może wszystko by się dobrze skończyło, gdyby nie ta niewiasta z krwoto­kiem, która dotknęła skraju Twojej szaty
i wszystko opóźniła. Ja naprawdę miałem wiarę; wiedziałem w swoim sercu, że gdybyś do­tarł do mojego domu, kiedy jeszcze oddychała, to by nie umarła.” Kiedy umarł Łazarz, Maria powiedziała do Jezusa, „Panie, gdy­byś tu był, nie umarłby brat mój” (Ew. Jana 11:32).
Zobaczmy jaką wiarę mieli sąsiedzi i przyjaciele Łazarza - wiarę, która sięgała tylko do punktu śmierci: „Niektórzy z nich mówili, czy ten, który otwierał oczy ślepych, nie mógł sprawić, żeby ten nie umarł?” (Ew. Jana 11:37). Ani Maria, ani Marta, ani żadna osoba przy tym grobie nie miała wiary w Chrystusa, jako
w Zmartwych­wstanie. Jezus był potężny i bardzo potrzebny - ale tylko do punktu śmierci.
Jakże okropna scena rozgrywała się w domu Jaira. Jestem głębo­ko zgorszony, czytając co stało się, kiedy przyszedł tam Jezus. W domu panował całkowity chaos, zwątpienie, strach i płacz. Wszys­cy zachowywali się tak, jakby Jezus był tylko jednym z gości po­grzebowych, który przyszedł, aby złożyć ostatnie kondolencje. Pra­wie słyszę, jak mówią: „No, przynajmniej jest na tyle uczciwy, że przyszedł na pogrzeb. Lepiej późno, niż wcale!” Ew. Marka 5:38-40 podaje: „I przyszli do domu przełożonego synagogi, gdzie ujrzał zamieszanie i płaczących i wielce zawodzących. A wszedłszy rzekł im: Czemu czynicie zgiełk i plączecie. Dziecię nie umarło, ale śpi.
I wyśmiali Go.”
Umiłowani, pozwólcie, że powiem wam dlaczego w waszym ży­ciu jest tyle zamieszania, smutku i płaczu. Dzieje się tak dlatego, że nie wierzycie, iż Jezus może przywrócić do życia to, co umarło. Nie wierzycie, że Jezus wie, co robi. Nie wierzycie, że Jezus ma plan, który daje życie. Myślicie, że On się spóźnił i że sprawy posunęły się już za daleko. Nie możecie uwierzyć, że Jezus nadal działa - tam, gdzie ty już zrezygnowałeś.
Z punktu, w którym stoję, patrzę na tych wątpiących ludzi i chciał­bym do nich krzyczeć: „Z czego się śmiejecie? Dlaczego zrezygno­waliście? Trzymajcie się! Zaufajcie Mu! On może ją wzbudzić z martwych! On chce ją wzbudzić z martwych! Taki był Jego plan”. Zadaję sobie pytanie - czy to ten sam modlący się tłum, który ocze­kiwał na przyjście Jezusa i twierdził, że „On jest odpowiedzią”? Te­raz naśmiewają się z Niego i ignorują Go. Dla nich jest On tylko jednym z ludzi.
Ale my jesteśmy tak samo winni, jak ci naśmiewcy. My również wołamy do Boga w naszych kłopotach i żądamy odpowiedzi, zanim będzie za późno. A kiedy odpowiedź nie przychodzi, zmieniamy się w żałobników. Drżymy przed mocą diabła, jakby zwyciężyły demo­ny -jakby Jezus został pokonany, a demony odniosły zwycięstwo!
Czasami zło przechodzi w coś jeszcze gorszego i wreszcie mó­wimy: „To już koniec! Już za późno. Wszystko skończone. Z jakie­goś powodu Pan pozwolił, aby zaistniała taka sytuacja. On już nic nie poradzi”.
Nie wystarczy miłować, służyć i oddawać Mu cześć tylko do punk­tu beznadziejności. A co z zaufaniem Mu teraz, kiedy wszystko wygląda na to, że już nigdy nie dostaniesz pracy? Albo kiedy z każ­dej strony szaleje burza — kiedy po ludzku wydaje się niemożliwe, aby można przeżyć?
A gdyby tak Jezus wszedł do twojej obecnej sytuacji? Co by tam znalazł? Jak byś na Niego zareagował? Czy nadal byś się smucił? Czy twoje serce nadal by się burzyło? Czy powiedziałbyś do Niego: „Panie, wygląda to beznadziejnie. Już miałem zrezygnować - ale Ty jesteś tym samym dzisiaj, jakim byłeś w domu Jaira. Ty możesz uz­drowić ten problem. Ty możesz wyprowadzić życie ze śmierci.”
Kiedy Jezus wreszcie uczyni ten cud, czy będziesz wtedy na zew­nątrz
z szydercami — czy wewnątrz z Jego wiernymi przyjaciółmi?
Ale On (Jezus) usunąwszy wszystkich wziął z sobą ojca i matkę dziecięcia i tych, którzy z Nim byli i wszedł tam, gdzie leżało dziecię” (Ew. Marka 5:40).
Oni byli z nim, aby widzieć Go w działaniu. Tam właśnie ja chcę być; wewnątrz - po stronie wiary!
Jezus nigdy nie miał więcej mocy, niż teraz. Nasza wiara musi wyjść poza punkt śmierci. Musi spojrzeć w twarz wszystkiemu, co jest martwe i ogłosić: „Jezus nigdy nie rezygnuje z umarłych!” Nie powinniśmy nigdy rezygnować z niczego, ani nikogo, bez względu na to, jak beznadziejnie wygląda dana sytuacja.
Zwróćcie uwagę, że w przypadku Jaira Jezus nie był zaintereso­wany pokazywaniem Swojej mocy przed niewierzącymi. Przykazał im nawet w tym pokoju, „aby się o tym nikt nie dowiedział” (werset 43). Innymi słowy: „Nie mówcie im, co widzieliście - ten cud jest dla nas, którzy jesteśmy w tym pokoju.”
Ci, którzy trzymają się niewzruszenie wiary, będą oglądać chwa­lebną manifestację mocy zmartwychwstania Chrystusa. Tylko ty i Pan będziecie znali to intymne działanie. On cię zadziwi; On cię rozraduje. On ci pokaże Swoją chwałę!
Obecna wielkość Chrystusa może być podsumowana jednym potężnym wersetem: „W Nim było życie” (Ew. Jana 1:4). On był - i jest teraz - siłą życia. On posiadał życie. Jezus był ustawicznie odnawiany, kiedy czerpał z ukrytego źródła, które nigdy nie wysy­cha. Nigdy Go nie męczyły tłumy, które na Niego napierały. Nigdy nie był niecierpliwy.
Kiedy polecił uczniom, aby odeszli na miejsce ustronne, żeby odpocząć, oni odjechali na drugą stronę jeziora. Ale tłumy już tam czekały. Jezus ani razu nie powiedział: „No nie! Znowu ten tłum z problemami, z tymi głupimi skargami
i pytaniami. Czy to się nigdy nie skończy?” Zamiast tego czytamy, że kiedy zobaczył tłum, został ogarnięty współczuciem. Posilony przez Ducha, zaczął pracować.
Jego dni były pełne znoju; noce zaś spędzał na modlitwie - i miał jeszcze czas dla małych dzieci!
W chwili zmęczenia zatrzymał się przy studni, aby odpocząć, ale i tam zgubiona niewiasta potrzebowała pomocy. 1 znowu został po­silony. Kiedy uczniowie wrócili, znaleźli Mistrza odprężonego i odświeżonego! „Ale On rzekł do nich: Ja mam pokarm dojedze­nia, o którym wy nie wiecie” (Ew. Jana 4:32). To jest tajemna ener­gia zmartwychwstałego życia!
Ja sam często czuję się jak wyczerpany akumulator samochodo­wy; jeżeli mam zbyt długo włączone światła, to na następny dzień słychać tylko ten zgrzyt: Brr...brr! Taki zamierający odgłos martwej maszyny.
Wiem, że coś jest nie w porządku z dzisiejszymi wierzącymi, ponieważ mamy obietnicę tego samego życia w mocy Jezusa Chrys­tusa. „A jeśli Duch tego, który Jezusa wzbudził z martwych mieszka w was, tedy ten, który Jezusa Chrystusa wzbudził z martwych, oży­wi i wasze śmiertelne ciała przez Ducha swego, który mieszka w was” (Rzymian 8:11).
Jakże wyraźnie Słowo Boże mówi, że Duch Święty mieszka w nas, aby ustawicznie dawać nam życie. Bóg udostępnił Swoją energię, aby zamieszkała
w naszych śmiertelnych ciałach i dał nam fizyczną siłę. „I was, którzy umarliście
w grzechach i w nieobrzezanym ciele waszym, wespół z nim ożywił” (Kolosan 2:13).
Ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem” (Efezjan 2:4-5). „Duch ożywia” (Ew. Jana 6:36). Ostatni Adam stał się „Duchem ożywiającym” (1 Koryntian 15:45).
Czy jesteś pełny Ducha Świętego? W takim razie uchwyć się tego nowego życia i energii, „aby twoja młodość odnawiała się, jak u orła” (Psalm 103:5). Tytus również mówi o „odnowieniu Ducha Świętego” (Tytusa 3:5).
Dzięki Bogu za obecną wielkość naszego Pana Jezusa Chrys­tusa! Przyjmij to wiarą - i chodź w zmartwychwstałym życiu i mocy!


KONIEC




Komentarze

  1. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty