" Co to znaczy być prawdziwym uczniem Jezusa?" ~ William Mac Donald
Tytuł oryginału TRUE DISCIPLESHIP CALVARY ROAD
William
Mac Donald
Tłumaczył
JÓZEF PROWER
CO TO ZNACZY BYĆ
PRAWDZIWYM UCZNIEM
JEZUSA CHRYSTUSA
OD
AUTORA
Prawdziwe
chodzenie śladami Pana Jezusa i droga prawdziwego Jego ucznia
rozpoczyna się wtedy, gdy dany człowiek narodzi się na nowo, gdy
mają miejsce następujące wydarzenia:
- Gdy dany człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że jest pełen grzechu, zgubiony, ślepy i nagi przed obliczem Bożym.
- Gdy przyznaje, że jest rzeczą niemożliwą, aby mógł samego siebie zbawić poprzez swój dobry charakter — lub też swoje dobre uczynki.
- Gdy wierzy, że Pan Jezus Chrystus umarł na Krzyżu jako jego Zastępca.
- Kiedy poprzez stanowczą decyzję wiary uznaje i przyjmuje Pana Jezusa jako swego jedynego Pana i Zbawiciela.
Oto
w jaki sposób człowiek staje się chrześcijaninem,
a
jest rzeczą niezmiernie ważną, aby podkreślić to na samym
początku. Jest bardzo wielu takich ludzi, którzy uważają, że
człowiek staje się chrześcijaninem poprzez prowadzenie życia po
chrześcijańsku, ale to się zupełnie nie zgadza z prawdą! Zanim
będziesz w stanie prowadzić chrześcijańskie życie, musisz
na pierwszym miejscu stać się chrześcijaninem.
Życie
prawdziwego ucznia Pana Jezusa Chrystusa, które jest opisane na
dalszych stronach tej książki, jest życiem ponad naturalnym. Nie
posiadamy sami w sobie mocy po temu, aby takie życie móc prowadzić.
Do tego potrzeba nam mocy Bożej, a moc tę otrzymujemy tylko wtedy,
gdy się urodzimy raz drugi, wtedy bowiem wstępuje w nas siła
umożliwiająca nam prowadzenie życia w taki sposób, w jaki w
nauczaniu swym polecił nam to uczynić Chrystus Pan.
Zanim
więc będziesz kontynuował czytanie tej książki, najpierw zadaj
sobie następujące pytanie: „Czy się już naprawdę
urodziłem na nowo? Czy stałem się dzieckiem Bożym przez wiarę w
Pana Jezusa?”
Jeśliś
tego jeszcze nie przeżył, przyjmij Go w tej chwili jako swego Pana
i Zbawiciela, a następnie postanów być Mu posłusznym we
wszystkim, co rozkazał — i to za wszelką cenę.
Ta
książeczka jest próbą przedstawienia niektórych zasad
obowiązujących tych wszystkich, którzy pragną naśladować
Zbawiciela swojego według Nowego Testamentu. Niektórzy z nas
sprawy te widzieli już w Słowie Bożym od lat, ale w jakiś sposób
wyciągnęli wniosek, że zasady te były zbyt krańcowe,
niewykonalne w praktyce w obecnym wieku tak skomplikowanych warunków
życiowych, w jakich my żyjemy. A tak wszyscy poddaliśmy się
chłodowi duchowemu otoczenia.
Ale
potem zetknęliśmy się z grupą młodych wierzących, którzy
wytknęli sobie jako cel życia, aby wykazać, że warunki jakie
podał sam Zbawiciel dla pragnących być Jego uczniami, nie
tylko są w najwyższym stopniu wykonalne, ale że są one wyłącznymi
warunkami, których wypełnienie może sprawić, że do całego
świata dotrze ewangelia.
Chcemy
zatem na tym miejscu wyrazić naszą wdzięczność dla tych
młodych ludzi za to, że swoim życiem dali nam przykłady, iż
prawdy, o których będzie mowa na stronicach tej książki, można
istotnie urzeczywistnić.
W
tej mierze, w której prawdy te nie są całkowicie jeszcze naszym
osobistym doświadczeniem, chcemy je podać tutaj jako gorące
pragnienie naszego serca.
Autor
Rozdział
1.
JAKIM
WARUNKOM MUSI ODPOWIADAĆ PRAWDZIWY UCZEŃ PAŃSKI
Prawdziwe
chrześcijaństwo jest całkowitym oddaniem się Panu Jezusowi
Chrystusowi.
Zbawiciel
nie szuka dla swej służby takich mężczyzn, względnie niewiast,
którzy by oddali Mu tylko swoje wolne wieczory albo też swoje
weekendy, czy też może czekali ze służeniem Mu do czasu pójścia
na emeryturę. On raczej szuka takich, którzy by Mu oddali pierwsze
miejsce w swoim życiu. W swojej książce pt. „Henceforth“ z r.
1954, str. 20, Evan Hopkins pisze następujące słowa: „Pan
dzisiaj szuka, jak zresztą zawsze szukał, nie tłumów, które
by bezmyślnie kroczyły Jego ścieżką, ale szuka jednostek —
takich mężczyzn i takie niewiasty, których gorąca miłość i
ofiarowanie Mu się całym sercem wynikałoby z faktu, że rozpoznali
istotę zagadnienia, a mianowicie iż Pan pragnie usługiwania tych,
którzy by byli gotowi iść Jego ścieżką wyrzeczenia się samego
siebie, jaką On szedł przed nimi“.
Nic,
jak tylko bezwarunkowe poddanie się Panu, może być właściwą
odpowiedzią na Jego ofiarę na Golgocie. Tak niepojętej Bożej
miłości nie może zaspokoić nic innego, jak tylko oddanie Panu
naszej duszy, naszego życia — wszystkiego.
Pan
Jezus postawił wielkie wymagania pod adresem tych, Którzy by
chcieli zostać Jego uczniami. W dzisiejszej dobie luksusu i
wygodnego życia wszystkie te wymagania zostały w dużej mierze
zapomniane. Zbyt często patrzymy na chrześcijaństwo jako na
ucieczkę od piekła i gwarancję Nieba, a poza tym uważamy, że
mamy wszelkie prawo cieszyć się najlepszymi rzeczami, które
życie może nam ofiarować. Wiemy wprawdzie o tym,
że na kartach Biblii zapisane są nader mocne wiersze na temat
naśladowania Pana, ale mamy trudności w pogodzeniu ich z
naszymi pojęciami, czym chrześcijaństwo być powinno.
Przyjmujemy
to jako oczywisty fakt, że żołnierze oddają swoje życie dla
Ojczyzny i nie widzimy w tym nic dziwnego, że np. członkowie
różnych zrzeszeń politycznych oddają swoje życie dla swoich
idei. Ale to, że krew, pot i łzy miałyby charakteryzować
życie naśladowcy Chrystusa, wydaje się nam jakieś bardzo odległe
i trudne do zrozumienia.
A
jednak słowa Pana Jezusa są w tym względzie całkowicie jasne
i wystarczające. Nie można ich inaczej rozumieć, jeśli tylko
przyjmiemy je tak, jak są napisane. A oto warunki, jakie spełnić
musi prawdziwy Jego uczeń, które podał nam sam Zbawiciel świata:
1. WSZYSTKO PRZEWYŻSZAJĄCE UMIŁOWANIE JEZUSA CHRYSTUSA.
„Jeśli
kto idzie do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego, i matki, i
żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może
być uczniem moim“ (Łuk. 14,26). Nie znaczy to oczywiście, abyśmy
kiedykolwiek w sercach naszych mieli mieć w stosunku do naszych
najbliższych jakieś uczucie wrogości, ale że nasza miłość
w stosunku do Chrystusa powinna być tak wielka, aby miłość do
naszych kochanych w porównaniu z miłością do Niego była jak
gdyby nienawiścią. Właściwie najtrudniejszą cząstką tego
ustępu jest wyrażenie: „...a nawet i życia swego“. Miłość
samego siebie jest jedną z największych przeszkód, aby stać
się prawdziwym uczniem. Na właściwym miejscu, na którym Pan
chce nas mieć, możemy znaleźć się dopiero wtedy, gdy
jesteśmy gotowi życie nasze złożyć w ofierze dla Niego.
2. ZAPARCIE SIĘ SAMEGO SIEBIE.
„Jeśli
kto chce iść za mną, niech się zaprze siebie samego“ (Mat.
16,24). Zaparcie się samego siebie nie jest tym samym co
panowanie nad sobą. To ostatnie oznacza wyrzeczenie się pewnych
pokarmów, przyjemności albo czegoś z naszych dóbr. Zaparcie się
samego siebie oznacza zaś tak całkowite poddanie się władzy
Chrystusa, że nasze „ja“ nie posiada więcej żadnego prawa ani
autorytetu. Oznacza to, że nasze „ja” abdykuje i schodzi z
tronu. Pięknie jest to wyrażone w słowach Henryka Martyna: „Panie,
spraw, abym nie miał własnej woli, a także abym szczęścia w
najmniejszym nawet stopniu nie uzależniał od czegokolwiek, co
mogłoby mi przypaść w udziale na podstawie działania czynników
zewnętrznych, ale abym mógł znaleźć je całkowicie w
poddaniu się Twojej woli“.
A
oto krótki wierszyk brata H. G. C. Moule:
Ach,
uchwyć, Królu, Panie mój,
Mą
dłoń, wszak Twoim pragnę być;
Niech
wolę mą Twój łaski zdrój
Ogarnie,
bym mógł Tobie żyć.
3. ŚWIADOME WYBRANIE KRZYŻA.
„Jeśli
kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie
krzyż swój...“ (Mat. 16,24). Krzyż nie Jest tylko jakąś
cielesną słabością, kłopotem, czy bólem serca. Te rzeczy
przypadają w udziale wszystkim ludziom. Krzyż jest drogą życia,
którą człowiek świadomie wybiera. Coates tak wyraża się o tej
drodze: „Jest to ścieżka, która, jeśli chodzi o ten świat,
wyraźnie charakteryzuje się brakiem sławy I pohańbieniem“.
Krzyż symbolizuje ową hańbę, prześladowane i poniżenie,
które świat wylał w takiej obfitości na Syna Bożego, i które
świat w dalszym ciągu będzie wylewał na tych wszystkich, którzy
odważą się popłynąć przeciw prądowi. Każdy wierzący może
uniknąć krzyża, jeśli po prostu się podda l przypodoba temu
światu i jego drogom.
4.
ŻYCIE SPĘDZONE W NAŚLADOWANIU CHRYSTUSA.
„Jeśli
kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, i niech
weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną“ (Mat. 16,24). Aby to
zrozumieć, człowiek musi zadać sobie po prostu pytanie: „Co
charakteryzowało życie Chrystusa?“ Było to życie polegające na
posłusznym poddaniu się woli Bożej. Było to życie spędzone w
mocy Ducha Świętego. Było to życie zupełnie pozbawione egoizmu,
poświęcone służbie innym. Było to życie, w którym objawiała
się cierpliwość i znoszenie cierpień w milczeniu — w
obliczu największego zła i najgłębszych krzywd. Było to życie
pełne zapału, ofiarowania bez reszty swych sił, kontroli nad samym
sobą, pokory, usłużności, wierności i pełni oddania.
(Patrz List do Galacjan 5,22.23). Aby być prawdziwymi Jego uczniami,
musimy chodzić tak, jak On chodził. Musimy objawiać w naszym
życiu owoce podobieństwa do Chrystusa (Jan 15,8).
5.
GORĄCE UMIŁOWANIE TYCH, KTÓRZY SĄ WŁASNOŚCIĄ CHRYSTUSA.
„Z
tego poznają wszyscy, żeście moimi uczniami, jeśli miłość mieć
będziecie ku sobie wzajemnie“ (Jan 13,35). Jest to tego
rodzaju miłość, która uważa innych za lepszych od siebie, która
przykrywa mnóstwo grzechów, która jest cierpliwa i uprzejma,
która nie czyni nic nieprzystojnego, nie szuka swego, nie jest
porywczą, nie myśli złego, nie raduje się z
niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy, która wszystko
pokrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko
znosi (1 Kor. 13, 4—7). Bez takiej miłości naśladowanie Pana
byłoby tylko zimnym, zamkniętym w ramach suchych reguł ascetyzmem.
6.
WYTRWANIE W JEGO SŁOWIE BEZ ZBACZANIA ANI NA LEWO, ANI NA PRAWO.
„Jeśli
wy zostaniecie w Słowie moim, prawdziwie uczniami moimi
będziecie“ (Jan 8,31). Aby być prawdziwym uczniem, trzeba być
wytrwałym. Ach jakżeż łatwo jest dobrze rozpocząć, z płomiennym
entuzjazmem, ale próbą, wykazującą rzeczywistość przeżycia
— jest wytrwanie aż do końca. „Żaden, który by przyłożył
rękę swoją do pługa i oglądał się do tyłu, nie jest sposobnym
do Królestwa Bożego“ (Łuk. 9,62). Tu nie wystarczy
chwilowe, okresowe tylko w formie wybuchowej objawiające się
posłuszeństwo Słowu Bożemu. Chrystus chce mieć takich,
którzy by szli za Nim w ustawicznym, nie zadającym pytań
posłuszeństwie.
Nie
pozwól, bym się cofał, choć rękojeści pługa Zroszone łzami i
już za mną skiba strasznie długa!
A
jednak błagam, Panie, zdarz,
Bym
wytrwał — błagam jeszcze raz!
7.
OPUSZCZENIE WSZYSTKIEGO, ABY IŚĆ ZA NIM W ŚLAD.
„Tak
i każdy z was, kto by się nie wyrzekł wszystkich majętności
swoich, nie może być uczniem moim“ (Łuk. 14,33). To może jest
jednym z najbardziej niepopularnych warunków, aby zostać uczniem
Chrystusa i prawdopodobnie można by go nazwać najbardziej
niepopularnym wierszem całej Biblii. Sprytni teologowie mogliby ci
podać tysiąc przyczyn, dla których wiersz ten nie ma jakoby
oznaczać tego, co mówi, ale prości uczniowie przyjmują go z
radością, domyślając się, że Pan Jezus dokładnie sobie zdawał
sprawę z tego, co mówił. A co to znaczy: wszystko opuścić? To
porzucenie wszystkich materialnych dóbr i wszystkiego tego, co nie
jest koniecznie potrzebne dla podtrzymania życia, a co można by
użyć dla rozszerzania Ewangelii. Ten, który wszystko porzuca,
nie staje się bezczynnym włóczęgą. Wręcz przeciwnie: pracuje
pilnie, ażeby zaspokoić zarówno swoje bieżące potrzeby, jak i
swej rodziny. Ale od chwili gdy najwyższym celem jego życia stało
się krzewienie Ewangelii Chrystusowej, wszystko, cokolwiek mu zbywa
ponad najkonieczniejsze bieżące potrzeby, inwestuje niejako w
pracy Pańskiej, pozostawiając przyszłość w rękach Boga.
Wierzy, że szukając na pierwszym miejscu Królestwa Bożego i
Jego sprawiedliwości, nigdy nie będzie odczuwał braku odzieży
albo żywności. Nie może się zdobyć na to, ażeby świadomie
zatrzymywać w swoich rękach zbędne pieniądze lub
oszczędności, gdy dusze giną dla braku Ewangelii. Nie chce
zmarnować swego życia na gromadzeniu bogactw, które wpadną w ręce
diabła w momencie, gdy Chrystus powróci po swoich Świętych.
Chce natomiast być posłusznym wskazówce Pana, który rozkazał,
aby nie składać sobie skarbów na ziemi. Porzucając wszystko,
ofiarowuje Panu te rzeczy, których i tak nie jest w stanie utrzymać,
a które przestał miłować.
Tak
więc przedstawiliśmy w siedmiu punktach warunki, które spełnić
musi każdy prawdziwy uczeń Chrystusa. Są one jasne i nieodwołalne.
Autor tych słów zdaje sobie sprawę, że przedstawiając tych
siedem punktów, samego siebie potępił jako niepożytecznego sługę.
A czyż prawda Boża miałaby na zawsze być przykrywana i
zaciemniana dlatego, że lud Boży zawodzi? Czyż nie jest prawdą,
że poselstwo jest zawsze większe od posła, który je
przynosi? Czyż nie jest rzeczą właściwą, aby Bóg był
prawdziwy, a każdy człowiek kłamcą? Czy nie powinniśmy powtórzyć
wraz z pewnym świętobliwym mężem przeszłości: „Niechaj Twoja
wola się stanie chociażby kosztem mojej śmierci“?
Wyznając
błędy popełnione w przeszłości, odważnie stańmy twarzą w
twarz z żądaniami jakie Chrystus wysuwa pod naszym adresem, i
starajmy się od tego momentu być godnymi i prawdziwymi uczniami
naszego uwielbionego Pana.
Me
ucho przebij jeszcze raz
U
drzwi Twych, Mistrzu miły,
W
niewoli Twej wolności blask —
Rad
oddam ci wszystkie siły.
H.
G. C. Moule
Rozdział
2.
WYRZECZENIE
SIĘ WSZYSTKIEGO
„Tak
i każdy z was, kto by się nie wyrzekł wszystkich majętności
swoich, nie może być uczniem moim“ (Łuk. 14,33).
Aby
się stać uczniem Jezusa Chrystusa, człowiek musi wyrzec się
wszystkiego. Takie bez wątpienia znaczenie mają słowa naszego
Zbawiciela. A chociaż byśmy mieli nie wiem jak wielkie zastrzeżenia
do takiej „krańcowości“ w tym, czego żąda nasz Pan, bez
względu na to, jak bardzo byśmy się buntowali przeciwko
takiej „niemożliwości“, przeciwko tak bardzo „niemądremu“
podejściu do tego zagadnienia, pozostaje faktem, iż takie jest
Słowo naszego Pana, a On z całą pewnością wiedział co mówi.
Na
samym początku powinniśmy stanąć twarzą w twarz z następującymi
prawdami, których nie da się ugiąć ani złamać:
a)
Pan Jezus tego żądania nie wysunął tylko pod adresem pewnego
specjalnie wybranego rodzaju pracowników Chrystusowych, ale
powiedział: „Tak i każdy z was...“
b)
On nie powiedział, że musimy być gotowi wszystko pozostawić. On
powiedział: „Tak i każdy z was, kto by się nie wyrzekł...“
c)
Nie powiedział, że musimy porzucić i wyrzec się tylko części
naszego majątku. Powiedział wyraźnie: „...kto by się nie
wyrzekł wszystkich majętności swoich“.
d)
Pan nie powiedział jakoby istniała możliwość, aby ktoś mógł
być w takiej jakiejś rozwodnionej formie Jego uczniem i
jednocześnie pozostawać właścicielem swoich skarbów. Pan Jezus
wyraźnie powiedział: „...nie
może być uczniem moim“.
Jeśli
chodzi o ścisłość nie możemy się dziwić, że Pan stawia
pod naszym adresem tak wyraźne i krańcowe żądanie, gdyż nie jest
to jedyne tego rodzaju postawienie sprawy w Biblii. Czyż Pan
Jezus nie powiedział na innym miejscu: „Nie skarbcie sobie skarbów
na ziemi, gdzie mól i rdza niszczy i gdzie złodzieje podkopują i
kradną, ale skarbcie sobie skarby w niebie“ (Mat. 6,19.20)?
Bardzo
słusznie wyraził się Wesley mówiąc: „Ten, który gromadzi
skarby na ziemi popełnia zbrodnię tak wyraźnie zabronioną
przez naszego Mistrza, jak i ten co cudzołoży albo morduje“.
Czyż
Pan Jezus nie powiedział: „Sprzedawajcie majętności swoje i
dawajcie jałmużnę”? (Łuk. 12,33).
Czyż
nie polecił młodemu władcy, aby uczynił następującą
rzecz: „...wszystko co masz sprzedaj i rozdaj ubogim, a będziesz
miał skarb w niebie; i przyjdź tu i chodź za Mną”? (Łuk.
18,22).
Jeśli
nie miał na myśli tego, co powiedział, to cóż właściwie
miał na myśli?
Czyż
nie jest to prawdą o pierwszych wierzących we wczesnych dziejach
Kościoła, że oni: „...posiadłości i majętności sprzedawali i
rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba”? (Dz. Ap.
12,45).
A
czyż nie jest to prawdą, że wielu świętych Pańskich na
przestrzeni wieków porzuciło dosłownie wszystko, aby iść w ślad
za Jezusem?
Anthony
Norris Grovesi jego żona, jedni z pierwszych misjonarzy w Bagdadzie,
doszli do przekonania, że muszą przestać składać skarby
tutaj na ziemi i że powinni poświęcić wszystko — całą
swoją majętność i całe swoje poważne dochody — pracy
Pańskiej. Poglądy Grovesana ten temat ujęte są w jego książeczce
pt. „Chrześcijańskie oddanie się“.
C.
T. Studd zdecydował się oddać cały swój majątek Chrystusowi
i skorzystać ze złotej sposobności, która mu się nadarzyła,
aby zrobić to, czego ów młody książę nie chciał zrobić! Było
to po prostu posłuszeństwo stwierdzeniom Słowa Bożego, które
zostały podane nam czarne na białym. Gdy rozdał wiele tysięcy
na sprawę Pańską, zarezerwował jeszcze 3.400 funtów dla swojej
co dopiero poślubionej małżonki. Ale
ona
nie
chciała,
aby jej mąż ją prześcignął w czymkolwiek. „Karolu“ zapytała
go, „co Pan rozkazał owemu młodemu księciu?“ „Aby wszystko
sprzedał“ — odpowiedział. „Skoro tak“, rzekła jego
małżonka, „to rozpoczniemy nasze życie małżeńskie
czystym rachunkiem z naszym Panem“. I natychmiast pieniądze te
poszły na misje chrześcijańskie.
Ten
sam duch gorącego oddania się Panu ożywiał Jima Elliott’a. W
swoim dzienniczku napisał takie słowa: „Ojcze, spraw, abym był
taki słaby, by moje zaciskanie palców wokoło wszystkiego, co jest
doczesne, zelżało! Tak mocno trzymam swoje życie., swoją
reputację, dobrą sławę, moje posiadłości! Panie, spraw, ażeby
moja ręka poluzowała uchwyt i ściskanie tego wszystkiego! Nawet,
Ojcze, chciałbym utracić miłość do tych moich maleńkich
ulubionych spraw. Jak często popuściłem uchwyt tych rzeczy,
które trzymałem, ażeby zostawić sobie tylko to, co uważałem
za „nieszkodliwe“, a co jednak z tęsknotą chciałem zachować
w swojej ręce. Raczej otwórz rękę moją, aby przyjęła gwóźdź
Golgoty, tak jak Chrystusa ręka była otwarta, abym wypuszczając
wszystko, mógł być uwolniony od tego wszystkiego, co teraz
mnie wiąże. On nawet Nieba i równości z Bogiem nie uważał
za rzecz, do której miałby się przywiązać i której miałby
uchwycić się kurczowo. A tak pomóż, Panie, abym i ja przestał
ściskać swoją ręką te wszystkie rzeczy“.
Nasze
niewierne serca mówią nam, że byłoby rzeczą niemożliwą
dosłownie brać słowa naszego Pana, bo gdybyśmy wszystko
porzucili, umarlibyśmy z głodu. Przecież jest rzeczą konieczną,
aby przygotować naszą przyszłość i przyszłość naszych
ukochanych! A gdyby każdy chrześcijanin wszystko porzucił, to
któż by finansował dzieło Pańskie? A gdyby nie było też i
kilku bogatych chrześcijan, to któż by tym wyższym klasom
ludzkości kiedykolwiek mógł zanieść Ewangelię? A tak jeden
argument za drugim płyną w prędkim następstwie, a wszystko tylko
w tym celu, aby udowodnić, że Pan Jezus w żadnym wypadku nie mógł
mieć na myśli tego, co właśnie wypowiedział.
Faktem
jednak w tej całej sprawie pozostaje, że posłuszeństwo w
stosunku do rozkazu Pańskiego jest najbardziej trzeźwą i
najmądrzejszą rzeczą w życiu, i jedyną, która prawdziwie
przynosi głęboką radość. Świadectwo Słowa Bożego i
doświadczenie udowadniają, że nie było takiego człowieka,
który by żyjąc ofiarnie dla Chrystusa, kiedykolwiek cierpiał
biedę. Gdy człowiek jest posłuszny Bogu, wówczas Pan sam się nim
opiekuje.
Człowiek,
który wszystko porzuca, aby iść w ślad za Chrystusem, nie
jest jakimś włóczącym się biedakiem, który oczekuje na
wsparcie ze strony współ chrześcijan.
Po
pierwsze, jest pracowity. Pracuje pilnie, aby zaspokoić swoje
bieżące potrzeby, a także potrzeby swojej rodziny.
Po
drugie, jest oszczędny. Żyje jak najekonomiczniej, aby wszystko co
pozostaje po pokryciu najkonieczniejszych potrzeb, mogło zostać
ofiarowane dla sprawy Pańskiej.
Jest
też przewidujący: zamiast gromadzić bogactwa na ziemi —
gromadzi swoje skarby w Niebie.
Przyszłość
składa w ręce Boga. Zamiast poświęcenia najlepszej cząstki
swojego życia w celu zbudowania ogromnych rezerw przewidzianych dla
zabezpieczenia starczego wieku, oddaje to co ma najlepszego i
najlepsze swe lata służbie Chrystusa i Jemu poleca swą
przyszłość.
Wierzy,
że jeśli będzie szukał na pierwszym miejscu Królestwa
Bożego i Jego sprawiedliwości, to nigdy nie będzie mu brakowało
żywności ani odzieży (Mat. 6,33).
Takiemu
człowiekowi wydaje się rzeczą zupełnie niezrozumiałą
nagromadzenie bogactw „na czarną godzinę“. On argumentuje
w ten sposób:
1.
Jakże moglibyśmy świadomie gromadzić jakieś dodatkowe
kapitały, kiedy pieniądze te mogłyby być właśnie teraz użyte
dla zbawienia dusz? „A kto ma dostatek w świecie i widzi, że
brat jego jest w potrzebie, a zamyka serce swoje przed nim, jakże
przebywa w nim miłość Boża?“ (1 Jan 3,17).
A
potem zwróć uwagę jeszcze raz na to ważne przykazanie:
„Miłuj bliźniego twego jako siebie samego“ (3 Mojż. 19, 18).
Czyż można by o nas prawdziwie powiedzieć, że miłujemy naszego
bliźniego jak siebie samego, gdy pozwalamy mu umierać z głodu,
podczas gdy sami mamy dosyć, nawet więcej niż nam potrzeba?
Pozwólcie, że zaapeluję do wszystkich tych, którzy doświadczyli
radości poznania Pana i Jego niepojętego daru i zapytam: Czy
zamienilibyście tę znajomość na sto światów? A więc nie
powstrzymujmy środków materialnych, przy których pomocy inni
mogliby otrzymać tę uświęcającą znajomość i niebiańską
pociechę“ A.N. Groves.
2.
Jeśli naprawdę wierzymy, że przyjście Chrystusa jest bardzo
bliskie, będziemy chcieli pieniądze nasze użyć natychmiast.
W przeciwnym bowiem razie zachodzi niebezpieczeństwo, że pieniądze
te wpadną w ręce diabła, a mogły być przecież użyte dla
wiecznego błogosławieństwa.
3.
Jakżeż moglibyśmy z czystym sumieniem modlić się i prosić Pana,
ażeby dał środki finansowe na pracę Pańską, podczas gdy sami
mamy pieniądze, których nie chcemy ofiarować na tenże cel?
Poświęcanie wszystkiego dla Chrystusa chroni nas przed obłudą w
modlitwie.
4.
Jakże możemy nauczać innych całej rady Bożej, gdy są pewne
dziedziny prawdy, takie jak i ta sprawa materialnych dóbr i ich
porzucenia, których myśmy nie wykonali i w których sami nie
byliśmy posłuszni? W takim wypadku nasze życie zamyka nam usta.
5.
Chytrzy ludzie tego świata odkładają na bok duże rezerwy na
przyszłość, ale to nie jest chodzenie wiarą, lecz widzeniem.
Chrześcijanin natomiast jest powołany do życia w zależności od
Boga. Jeśli składa skarby na ziemi, czymże się różni od tego
świata i jego zwyczajów?
Bardzo
często słyszy się głosy, że musimy przygotowywać środki
potrzebne dla zapewnienia przyszłości członkom naszych
rodzin, w przeciwnym bowiem wypadku bylibyśmy gorsi od
niewierzących. Na poparcie tych poglądów przytacza się dwa
wiersze:
„...nie
dzieci bowiem winne skarby gromadzić dla rodziców, ale rodzice
dla dzieci“ (2. Kor. 12,14).
„A
jeśli kto o swoich, a nade wszystko o domowników nie ma starania,
ten zaparł się wiary i jest gorszy od niewiernego” (1 Tym.
5,8).
Ale
staranne przestudiowanie tych wierszy pokaże nam wyraźnie, że
mówią one o obecnych, natychmiastowych potrzebach, a nie o
jakimś zabezpieczeniu przed PRZYSZŁYMI NIEBEZPIECZEŃSTWAMI.
W
pierwszym wierszu Paweł używa ironii. On jest ojcem, a Koryntianie
są jego dziećmi. On nie obciążał ich finansowo, jakkolwiek miał
jako sługa Pański pełne po temu prawo. Przecież był ich
ojcem we wierze, a rodzice przeważnie dla dzieci skarby gromadzą, a
nie na odwrót. Nie ma tutaj w ogóle mowy o tym, aby rodzice mieli
składać coś na przyszłość swym dzieciom. Cały ten ustęp mówi
o zaspokajaniu bieżących potrzeb Pawła, a nie potrzeb, które
mogłyby zaistnieć w przyszłości.
W
1 Liście do Tymoteusza 5,8 apostoł omawia sprawę opieki nad
biednymi wdowami. Podkreśla, że ich krewni są odpowiedzialni za
opiekę nad nimi. Jeśli zaś wierzące wdowy nie posiadają
krewnych, albo jeśli ci krewni nie wywiązują się ze swoich
obowiązków, wówczas miejscowy zbór powinien się nimi
zaopiekować. Ale i tutaj jest mowa o bieżących potrzebach, a
nie przyszłych koniecznych potrzebach. Ideałem Bożym jest staranie
się członków Ciała Chrystusowego o konieczne potrzeby swoich
współ wierzących.
Apostoł
Paweł pisze takie słowa: „Albowiem nie, aby inni mieli ulgę, a
wy obciążenie, ale ażeby dla równości teraz wasza obfitość
ulżyła ich niedostatkowi. Aby też i ich obfitość kiedyś ulżyła
waszemu niedostatkowi, żeby się stała równość. Jak napisano:
kto wiele zebrał, nie miał nazbyt; a kto mało, nie miał
niedostatku“ (2 Kor. 8,13—15).
Chrześcijanin,
który czuje się zobowiązanym, aby zaopatrzyć się na
przyszłość, z konieczności stoi przed bardzo trudnym
problemem; nigdy nie wie, ile mu w przyszłości będzie potrzeba.
Dlatego też spędza całe życie w gonitwie za fortuną, za
majątkiem, za nieokreśloną ilością pieniędzy, a jednocześnie
traci swój przywilej, aby to, co ma najlepszego, swoje najlepsze
lata oddać Jezusowi Chrystusowi. A wreszcie zbliża się do końca
swojego zmarnowanego życia i stwierdza, że wszystkie jego potrzeby
byłyby i tak zaspokojone, gdyby tylko był żył całym sercem dla
swojego Zbawiciela.
Gdyby
wszyscy chrześcijanie brali słowa Pana Jezusa dosłownie,
wówczas w pracy Pańskiej nie zabrakłoby środków finansowych.
Ewangelia wychodziłaby ze wzmocnioną potęgą
i w
jeszcze większym rozmiarze. Jeśliby zaś jakiś uczeń miał jakąś
potrzebę, byłoby to radością dla innych uczniów Pańskich
dzielić się z nim ze wszystkim, co stałoby do ich dyspozycji.
Jeśli
się mówi, że bogatych ludzi może pozyskać tylko ktoś bogaty z
pomiędzy chrześcijan, to jest to oczywiście absurdem. Paweł na
przykład osiągnął dwór cezara, chociaż był tylko więźniem
(Filip. 4,22). Jeśli tylko jesteśmy Bogu posłuszni, możemy
najzupełniej zaufać, że On zajmie się wszystkimi szczegółami.
Przykład
Pana Jezusa powinien być decydującym i kończącym dyskusję w
tej sprawie. „Sługa nie jest ponad mistrza swojego“. George
Müller tak
się wyraził: „Nie bardzo przystoi słudze, aby się starał być
bogatym, wielkim i czczonym w tym świecie, podczas gdy jego Pan był
biedny, ubogi i pogardzany“.
A
oto co pisze Groves:
„Cierpienia
Chrystusa między innymi
zawierały także element ubóstwa. Czytamy o tym w 2 Kor. 8,9. Rzecz
jasna — ubóstwo nie oznacza z konieczności chodzenia w łachmanach
i w brudzie, ale bez wątpienia oznacza to, że nie posiadamy
żadnych rezerw i żadnych środków po temu, aby żyć w luksusie.
Mniej więcej przed trzydziestu laty Andrzej MURRAY wskazał, że Pan
nasz i Jego apostołowie w żaden sposób nie byliby w stanie
wykonać dzieła, które stało przed nimi, gdyby nie byli
rzeczywiście ubogimi. Ten, który pragnie podnieść drugiego, musi
się pochylić, jak to uczynił Samarytanin. A ogromna część
ludzkości zawsze była i jeszcze teraz pozostaje biedna.
Ludzie
podkreślają, że są pewne materialne posiadłości, które są
konieczne dla codziennego życia rodzinnego. To jest prawdą.
Inni
znów twierdzą, że wierzący chrześcijańscy kupcy muszą mieć
pewną ilość kapitału, ażeby w obecnej dobie móc prowadzić
swój interes. To także jest prawda.
Inni
znowu twierdzą, że są inne dobra materialne, jak np. samochody,
które mogą być użyte dla chwały Bożej — i to jest prawda.
Ale
poza tymi słusznymi wymaganiami, chrześcijanin winien żyć bardzo
oszczędnie i ofiarnie, aby móc przyczynić się do
rozpowszechnienia Ewangelii. Jego hasłem powinno być: „Pracuj
wytrwale i pilnie. Zużywaj mało, dawaj dużo, a wszystko to dla
Chrystusa“. — A.N. GROVES.
Każdy
z nas jest odpowiedzialny przed Bogiem za to, co uważa za porzucenie
wszystkiego. Tutaj nie może jeden wierzący ustanawiać
przepisów dla drugiego. Każdy człowiek musi działać według
własnego sumienia, jako stojący przed obliczem Pana. Jest to rzecz
ogromnie ważna i bardzo osobista.
Jeśli
w wyniku takiego poruszenia serca człowieka wierzącego, Pan
doprowadzi go do stopnia poświęcenia się, który mu był dotąd
zupełnie nieznany, to nie ma tutaj miejsca dla jakiejś osobistej
pychy. Żadna ofiara, jaką możemy ponieść, nie stanowi ofiary
naprawdę godnej wzmianki, jeśli ją oglądać będziemy w świetle
Golgoty. A zresztą, dajemy naszemu Panu to, czego i tak
zatrzymać nie jesteśmy w stanie, a co przestaliśmy miłować.
A
oto słowa Jima Elliota:
„Nie
jest głupcem ten, kto daje to, czego zachować nie może, aby zdobyć
to, czego nie może utracić“.
Rozdział
3.
CO
PRZESZKADZA CZŁOWIEKOWI W TYM. ABY STAĆ SIĘ PRAWDZIWYM UCZNIEM
CHRYSTUSA?
Każdy
człowiek pragnący stać się uczniem Chrystusa, może być
całkowicie pewny, że otworzy się przed nim cały szereg dróg
ucieczki od właściwego spełniania obowiązków. Będzie miał
wiele sposobności do cofnięcia się. Odezwą się rozmaite inne
głosy, które go będą namawiały do ucięcia chociaż centymetra
ze swego krzyża. Dwadzieścia legionów demonów stoi w pogotowiu,
aby go odwieść od ścieżki wyrzeczenia się samego siebie i
ofiary.
W
opowiadaniu o trzech kandydatach na uczniów, którzy pozwolili innym
głosom zwyciężyć nad głosem Chrystusa, znajdujemy znamienne
ilustracje tego faktu.
„A
stało się, gdy oni szli, że w drodze rzekł ktoś do niego: Pójdę
za tobą, dokądkolwiek pójdziesz, Panie! I rzekł mu Jezus:
lisy mają jamy i ptaki niebieskie gniazda, ale Syn człowieczy
nie ma, gdzie by głowę skłonił. I rzekł do drugiego: pójdź za
mną! Ale on rzekł: Panie, pozwól mi pierwej odejść i pogrzebać
ojca mego. Ale mu Jezus rzekł: niechaj umarli grzebią umarłych
swoich, a ty poszedłszy opowiadaj królestwo Boże. Rzekł też
i drugi: pójdę za tobą, Panie! Ale mi pierwej pozwól
pożegnać się z tymi, którzy są w domu moim. Rzekł do niego
Jezus: żaden, który by przyłożył rękę swoją do pługa i
oglądał się do tyłu, nie jest sposobnym do królestwa Bożego“
(Łuk. 9,57—62).
Trzech
ludzi, których imion nie znamy, stanęło twarzą w twarz z Jezusem
Chrystusem. Odczuli w sercu potrzebę pójścia za Nim.
Pozwolili jednak innym wpływom stanąć pomiędzy ich duszami,
a całkowitym poddaniem się i poświęceniem Panu.
PAN
ZA-PRĘDKI
Nazwijmy
pierwszego z tych ludzi panem ZA-PRĘD- KIM. W entuzjastyczny sposób
zaofiarował się dobrowolnie iść za Panem, gdzie by tylko On
poszedł. „Pójdę za Tobą dokądkolwiek pójdziesz, Panie“.
Żadna cena nie miała być za wielka. Żaden krzyż za ciężki.
Żadna ścieżka za stroma.
Odpowiedź
Zbawiciela na pierwszy rzut oka zdaje się nie mieć żadnego związku
z tą ofertą pana Za-Prędkiego, płynącą z chętnego serca. Jezus
powiedział: „Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, ale Syn
Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił“. A jednak
odpowiedź Pańska była bardzo na miejscu, bardzo właściwa.
Pan Jezus powiedział innymi słowy następującą rzecz: „Ty
twierdzisz, że jesteś chętny iść za Mną, gdziekolwiek bym
poszedł — ale czy jesteś gotowy obejść się bez materialnych
wygód życia? Lisy mają więcej wygód tego świata aniżeli Ja.
Ptaki mają gniazda, które mogą nazywać własnymi, ale Ja jestem
bezdomnym wędrowcem na tym świecie, który uczyniły Moje ręce.
Czy jesteś gotowy poświęcić bezpieczeństwo twego domu i iść
za Mną? Czy jesteś gotowy pozbyć się wszelkich wygód życia,
do których masz pełne prawo, w celu służenia Mi bez reszty?“
Okazało
się, że ten człowiek nie był gotowy tego uczynić, ponieważ
więcej już na stronicach Pisma Świętego o nim nie czytamy. Jego
miłość do ziemskich wygód okazała się większą, aniżeli
poświęcenie dla Chrystusa.
PAN
ZBYT-WOLNY
Drugiego
człowieka nazwijmy panem ZBYT-WOLNYM. On nie był ochotnikiem, tak
jak pierwszy. Raczej powołał go sam Zbawiciel, aby był uczniem.
Jego odpowiedź nie była całkowitym odmówieniem Zbawicielowi. Nie
był całkowicie niezainteresowany osobą Pana Jezusa, ale chciał
najpierw uczynić coś innego, a to było jego wielkim grzechem.
Postawił swoje własne pragnienia i swoje własne dążenia przed
żądaniami Chrystusa. Zwróć uwagę, jak brzmiała jego odpowiedź:
„Panie, pozwól mi pierwej odejść i pogrzebać ojca mego“.
Niewątpliwie jest rzeczą poprawną i słuszną, aby syn okazał
rodzicom właściwy szacunek. Jeśli umarł ojciec, to należy
oczywiście w ramach chrześcijańskiej wiary i powinności, dać mu
odpowiedni pogrzeb. Ale całkiem uzasadnione powinności tego
świata stanowczo stają się grzechem, kiedy zajmują pierwsze
miejsce przed sprawami Pana Jezusa Chrystusa. Prawdziwa ambicja,
która dominowała w życiu tego człowieka, została tutaj objawiona
w jego całkiem wyraźnie przedstawionej prośbie: „Panie, ...ja
najpierw“. Wszystkie dalsze słowa, które w tej prośbie
swojej wypowiedział, były tylko przykryciem dla zasadniczego
pragnienia jego serca, aby swoje „ja“ postawić na pierwszym
miejscu.
Najwidoczniej
nie zdawał sobie z tego sprawy, że słowa „Panie, ja najpierw”
są pod względem moralnym absurdem i niemożliwością. Jeśli
Chrystus jest Panem, to wtedy On musi zajmować pierwsze miejsce.
Jeśli zaimek osobowy „ja“ jest na tronie, wówczas Chrystus nie
ma więcej kontroli.
Pan
Zbyt-Wolny miał do wykonania jakieś zadanie i to zadanie
postawił na pierwszym miejscu w swoim życiu. Dlatego było rzeczą
właściwą i konieczną, aby Pan Jezus powiedział mu takie słowa:
„Niechaj umarli grzebią umarłych swoich, a ty poszedłszy
opowiadaj Królestwo Boże“. Możemy te słowa powtórzyć za
naszym Panem jeszcze w ten sposób: „Są takie rzeczy, które
ludzie duchowo umarli mogą wykonywać zupełnie tak samo jak i
wierzący, ale są też i inne sprawy w życiu, które mogą
wykonywać wyłącznie wierzący. Uważaj więc, abyś nie spędzał
swojego życia wykonując takie rzeczy, które równie dobrze mógłby
wykonywać nienawrócony człowiek. Niechaj ci, którzy są umarli
duchowo, grzebią tych, którzy są umarli cieleśnie.. Jednak
jeśli chodzi o ciebie, to ty bądź niezastąpiony. Niechaj głównym
i podstawowym celem twego życia i działalności będzie posuwanie
naprzód sprawy Mojej na ziemi“.
Wydaje
się jednakowoż, że ta cena była zbyt wielka dla pana
Zbyt-Wolnego. Schodzi on z estrady czasu, aby zniknąć w bezimiennej
ciszy.
Jeśli
w wypadku pierwszego człowieka był zobrazowany świat materialnych
wygód — jako przeszkoda w naśladowaniu Pana Jezusa, to w
wypadku tego drugiego — posada, względnie inna jakaś praca,
zajmują pierwsze miejsce przed główną przyczyną istnienia
chrześcijanina na tym świecie w ogóle. Nie znaczy to, że praca
świecka i jakaś świecka posada, są czymś złym. Wolą Bożą
jest, aby każdy człowiek pracował w celu zaopatrzenia swoich
potrzeb i potrzeb swojej rodziny, ale aby prowadzić życie
prawdziwego ucznia, sprawy Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości
muszą być na pierwszym miejscu. Celem wszystkich usiłowań
ucznia Pańskiego jest dopilnowanie tego, aby nie spędzać życia
swego na czynnościach, które równie dobrze, a może i lepiej
wykonywać mogą nieodrodzeni. Funkcję, którą spełnia
wierzący na swojej posadzie, powinien wykonywać wyłącznie po to,
aby zaspokoić bieżące potrzeby swojego życia, podczas gdy głównym
jego powołaniem jako chrześcijanina jest ogłaszanie Królestwa
Bożego.
PAN
ZBYT-ŁATWY
Trzeciego
człowieka moglibyśmy nazwać panem ZBYT- ŁATWYM. Był podobny do
pierwszego w tym, że dobrowolnie się zgłosił, aby iść za Panem,
ale do drugiego w tym, że również użył słów, które same
w sobie są sprzeczne: „Panie, pierwej mnie“, czyli pierwej
„ja“. Powiedział bowiem: „Panie, ale mi pierwej pozwól
pożegnać się z tymi, którzy są w domu moim“. Raz jeszcze
musimy przyznać, że ta czynność sama w sobie nie była niczym
złym, a więc nie było niczego złego w tym, o co prosił. Nie ma
niczego sprzecznego z prawem Bożym w okazywaniu swoim bliskim i
krewnym pełnego miłości zainteresowania i w przestrzeganiu
przepisów uprzejmości, kiedy się z nimi rozstajemy. W czym więc
zawiódł ten człowiek, gdy został poddany próbie przez Pana?
W tym, że pozwolił delikatnym więzom naturalnym zająć
pierwsze miejsce przed Chrystusem.
A
tak Pan, mając to dziwne, przenikające spojrzenie i czytając
jego myśli, powiada: „Żaden, który by przyłożył rękę swoją
do pługa i oglądał się do tyłu, nie jest sposobnym do Królestwa
Bożego“. Albo innymi słowy: „Moi uczniowie nie są zrobieni z
takiego samolubnego, galaretowatego materiału, z jakiego ty jesteś
zrobiony, a co wynika z twojej odpowiedzi. Ja chcę mieć
takich, którzy by byli gotowi wyrzec się swoich więzów domowych,
a których uwaga nie zostałaby odciągnięta przez krewnych,
dla których żywią głęboki sentyment, takich, którzy by
Mnie postawili przed wszystkimi innymi w swoim życiu“.
Zmuszeni
jesteśmy wnioskować, że pan Zbyt-Łatwy opuścił Pana Jezusa
i smutny poszedł dalej swoją drogą. Jego pełne zaufania i dufania
w sobie aspiracje, aby stać się uczniem Pańskim, zostały rozbite
na kawałki na skałach czułych więzów rodzinnych. Może to
była jakaś płacząca matka, która łkała: „Ty złamiesz moje
matczyne serce, kiedy mnie opuścisz i pójdziesz na pole misyjne!“
Tego nie wiemy. Wiemy tylko tyle, że Biblia łaskawie wstrzymuje się
od podania nazwiska tego człowieka słabego serca, który
odwracając się opuścił największą sposobność swego życia
i zasłużył sobie tylko na taki nagrobkowy napis: „Niegodny
Królestwa Bożego“.
PODSUMOWANIE
A
tak mamy tutaj trzy zasadnicze przeszkody stojące na drodze, aby się
stać uczniem Pańskim, zilustrowane przez tych trzech ludzi, którzy
nie byli gotowi pójść aż do końca z Panem Jezusem
Chrystusem. Są to:
- Pan ZBYT-PRĘDKI — umiłowanie ziemskich wygód.
- Pan ZBYT-WOLNY — postawienie pracy albo jakiegoś zajęcia przed Panem.
- Pan ZBYT-ŁATWY — postawienie na pierwszym miejscu czułych więzów rodzinnych.
Pan
Jezus wciąż jeszcze woła, tak jak i zawsze wołał, szukając
ludzi — mężów i niewiast, którzy by poszli za Nim z pełnym,
heroicznym poświęceniem.
Drogi
ucieczki wciąż jeszcze stają przed nami, wabiąc czułymi sławami:
„Ratuj samego siebie! Oszczędź samego siebie! Niechaj to będzie
dalekim od ciebie!“
Mało
jest takich, którzy by byli gotowi pójść za Panem.
Wziąłem
krzyż swój, Panie Jezu,
Rzucam
świat, by z Tobą iść.
Nagi,
opuszczony, biedny —
Wszystkim
jesteś mi od dziś.
Precz
ambicje ulubione,
To,
com pragnął, o czym śnił,
Moje
skarby niezmierzone
Z
Bogiem, w Niebie będę żył!
Niech
mnie darzy świat ten wzgardą —
Mistrz
to samo przeżył też,
Więc
nie ludziom będę ufał —
Panu,
serce moje, wierz.
Gdy
Ty, Panie, się uśmiechniesz,
W
sercu moim miłość gra.
Niech
się pieni wróg i wścieka,
Niebem
żyje dusza ma!
H.
F. LYTE
Rozdział
4.
UCZNIOWIE
SĄ SZAFARZAMI
Przeczytaj
Łuk. 16,1—13.
Przypowieść
o niesprawiedliwym szafarzu była skierowana pod adresem uczniów
Pana Jezusa. W przypowieści tej Pan Jezus przedstawia zasady, które
obowiązują po wszystkie czasy tych, którzy chcą być Jego
uczniami. Przede wszystkim uczniowie Pana Jezusa są w gruncie
rzeczy szafarzami, którym powierzona jest opieka nad własnością
i nad sprawami swojego Mistrza i Pana tutaj na ziemi.
Przypowieść
ta najeżona jest całym mnóstwem trudności. Wydaje się ona
zalecać nieuczciwość i krzywe drogi. Jeśli jednak rozumie się ją
we właściwym świetle, jest pełna głębokiej nauki.
Pokrótce
historia ta przedstawia się następująco: Bogaty właściciel
zatrudnił pewnego człowieka, polecając mu zająć się jego
sprawami, jego interesami. Z biegiem czasu pan dowiedział się, że
człowiek ten trwonił jego pieniądze. Natychmiast zażądał
od niego pokazania mu ksiąg i zwolnił go z pracy.
Ale
wówczas pracownik ten zdał sobie sprawę, że jego przyszłe
koleje losu przedstawiają się raczej ponuro. Już był zbyt stary,
aby się podjąć ciężkiej fizycznej pracy, a wstydził się
żebrać. Tak więc ułożył plan, którego realizacja miała mu
zapewnić przyjaciół w dniach leżących przed nim. Poszedł
do jednego klienta swego pana i zapytał: „Ileś winien panu
memu?“ A on rzekł: „Sto barył oliwy“. Wtedy szafarz mu rzekł
tak: „No dobrze, zapłać tylko połowę, a będziemy to uważali
za sprawę już załatwioną“. A potem poszedł do drugiego i
zapytał: „A ty ile jesteś winien panu memu?“ Klient
odpowiedział: „Sto korcy pszenicy“. A wtedy szafarz odpowiedział
temu klientowi tak: „No dobrze, zapłać mi za 80, a będziemy
uważali, że rachunek jest już załatwiony“.
Rzeczą
jeszcze bardziej zaskakującą i niepojętą aniżeli sama czynność
tego nieuczciwego szafarza jest to, co o nim powiedział jego pan —
chwaląc go jeszcze — o czym czytamy w wierszu ósmym: „Pochwalił
pan szafarza niesprawiedliwego, że roztropnie uczynił, bo
synowie tego świata roztropniejsi są od synów światłości w
rodzaju swoim“.
Jakże
mamy rozumieć to pozorne pochwalenie nieuczciwości w sprawach
gospodarczych?
Jedna
rzecz jest pewna: ani pan tego człowieka, ani nasz Pan, nie
pochwalał tego rodzaju spaczenia charakteru. Na pierwszym miejscu to
właśnie, że był nieuczciwy, spowodowało, że pan mu
wypowiedział posadę. Żadna sprawiedliwa osoba nie mogłaby
pochwalić takiego oszustwa i niewierności. Jeśli ta przypowieść
uczy nas czegokolwiek, to jednej rzeczy na pewno nas nie uczy, a
mianowicie, nie może nam podawać oszukaństwa jako czegoś godnego
pochwały. Można by natomiast tego niesprawiedliwego szafarza
pochwalić za jedną tylko rzecz, a mianowicie za to, że planował
na przyszłość. Podjął pewne kroki, aby z chwilą kiedy jego
szafarstwo się zakończy, mieć przyjaciół. Akcja jego odnosiła
się więc do okresu „późniejszego“, a nie do okresu
„teraźniejszego“.
W
tym leży cała nauka tej przypowieści. Ludzie tego świata
robią wszystko, co jest w ich mocy, aby zabezpieczyć się na dni
leżące przed nimi. Jedyną przyszłością, o którą się
martwią, jest ich stary wiek, ich lata emerytalne. Pracują
więc bardzo pilnie, aby zapewnić sobie wygody, dobre warunki i
wolność od zmartwień wtedy, gdy nie będą w stanie pracować
zarobkowo. Wszelkimi sposobami starają się zabezpieczyć swą
starość.
Pod
tym względem ludzie niezbawieni są mądrzejsi aniżeli
chrześcijanie. Aby jednak zrozumieć w jakim sensie są mądrzejsi,
musimy najpierw sobie uświadomić, że przyszłość chrześcijanina
— to nie jest życie tutaj, na ziemi, ale w Niebie — i to
stanowi decydujący moment. Dla niewierzącego przyszłość to
czas między teraźniejszością a grobem. Natomiast przyszłość
dziecięcia Bożego to cała wieczność z Chrystusem!
Przypowieść
uczy nas zatem, że nieodrodzeni ludzie są mądrzejsi i bardziej
czynni i jakby agresywniejsi w przygotowaniach dla życia tutaj
na ziemi, aniżeli chrześcijanie — jeśli chodzi o ich przyszłość
w Niebie.
Na
tym właśnie tle Pan Jezus przedstawia praktyczne wnioski z tej
lekcji. Oto co powiada Pan:
„I
ja wam powiadam, czyńcie sobie przyjaciół z mamony
niesprawiedliwości, aby gdy umrzecie, przyjęli was do wiecznych
przybytków“ (Łuk. 16,9).
Mamoną
niesprawiedliwości są pieniądze, albo jakieś inne materialne
dobra, które posiadamy. Tych rzeczy możemy używać w celu
pozyskania dusz dla Chrystusa. Ludzie, których pozyskujemy poprzez
wierne używanie naszych pieniędzy, nazwani są tutaj
„przyjaciółmi“. Nadejdzie dzień, w którym ustaniemy, to
znaczy umrzemy, albo zostaniemy zabrani do Nieba przez Chrystusa, gdy
przyjdzie na powietrze, aby zabrać Kościół. Przyjaciele zaś,
których zdobyliśmy przez mądre używanie naszych materialnych
dóbr, będą wówczas jak gdyby niebiańskim komitetem
powitalnym, który nas przyjmie z radością do wiecznych
przybytków.
I
oto sposób w jaki mądrzy szafarze planują na przyszłość:
nie przez spędzanie swojego króciutkiego życia na próżnym
szukaniu zabezpieczenia na ziemi, ale w pełnym pasji staraniu
się o to, aby być otoczonym przyjaciółmi w Niebie, i to tymi,
których zdobyli dla Chrystusa również przez swoje pieniądze.
Pieniądze te bowiem zamienione zostały na Biblie, Nowe
Testamenty, traktaciki, wyjątki ze Słowa Bożego i inną
chrześcijańską literaturę. Pieniądze, które zostały użyte,
aby popierać misjonarzy i innych chrześcijańskich pracowników.
Pieniądze, które dopomogły w opracowaniu chrześcijańskich
programów radiowych i innych godnych poparcia chrześcijańskich
poczynań. Krótko mówiąc są to te pieniądze, które zostały
użyte dla rozszerzenia Ewangelii. Jedynym sposobem, aby składać
swoje skarby w Niebie, jest używanie ich na coś, co pójdzie do
Nieba.
Z
chwilą, kiedy chrześcijanin zdaje sobie sprawę z tego, że jego
materialne dobra mogą być użyte dla zbawienia kosztownych
dusz, natychmiast traci swoją miłość do rozmaitych „rzeczy“
tego świata. Luksus, bogactwo, materializm i przepych stają
się mu kwaśne i gorzkie. Odtąd w sercu jego powstaje gorące
pragnienie, aby mamona niesprawiedliwości przemieniała się przez
alchemię Bożą na wielbicieli Baranka, którzy by Go wielbili na
wieki wieków. Jego całe serce pochłonięte jest wykonaniem
takiego dzieła w życiu ludzi, które by przyniosło wieczną chwałę
Bogu i wieczne błogosławieństwo tymże ludziom. Odczuwa odtąd coś
z pragnienia Rutherforda, które zostało wyrażone w "wierszyku
Anny R. Cousin:
„Ach,
gdy jedna dusza z Bielska
Spotka
mnie u Pańskich stóp,
Radość
będzie to nadziemska —
Raj
podwójny — chwałą Bóg!”
Dla
takiego człowieka wszelkie diamenty, rubiny i perły, wszystkie
depozyty bankowe, wszystkie polisy ubezpieczeniowe, wszystkie
domy, przyjemności, okręty i wspaniałe samochody są tylko
mamoną niesprawiedliwości. Gdy są użyte dla samego siebie, giną,
w miarę jak się je używa. Jeśli jednak użyte są dla Chrystusa,
przynoszą dywidendę przez całą wieczność.
Sposób
w jaki postępujemy z dobrami materialnymi, a także to, czy i w
jakim stopniu się ich kurczowo trzymamy — oto, co stanowi
prawdziwą próbę charakteru. Pan nasz podkreśla to w wierszu
dziesiątym tego rozdziału: „Kto wierny jest w małym, i w
wielu wiernym jest, a kto w małym niesprawiedliwy, i w wielu
niesprawiedliwym jest“.
Tutaj
tą bardzo małą rzeczą jest szafarstwo w sprawach materialnych.
Ci, na których można polegać, to ci, którzy używają tych rzeczy
dla chwały Bożej i ku błogosławieństwu dla swoich współbliźnich.
Natomiast nierzetelnymi i niewiernymi są ci, którzy używają
swoich dóbr dla własnej wygody, dla luksusowego życia i dla
egoistycznego używania przyjemności. Jeśli jakiemuś
człowiekowi nie można zaufać w tych małych rzeczach, to znaczy w
rzeczach materialnych, jakże mu będzie można zaufać w wielkich
sprawach, to znaczy w szafarstwie sprawami duchowymi? Jeśli jakiś
człowiek jest niewierny i nierzetelny w sprawach mamony
niesprawiedliwości, jakżeż można spodziewać się po nim, aby był
wiernym sługą Chrystusa i aby był wiernym szafarzem tajemnic
Bożych? (1 Kor. 4,1).
Stąd
też Zbawiciel argument ten rozwija jeszcze dalej w wierszu
następnym, jedenastym:
„Jeśli
więc w niesprawiedliwej mamonie byliście niewierni, któż wam
powierzy prawdziwą wartość?“
Ziemskie
skarby nie są prawdziwym bogactwem. Ich wartość jest chwilowa
i ograniczona. Prawdziwymi skarbami są natomiast skarby duchowe, ich
wartość bowiem nie może być zmierzona i nigdy się nie skończy.
Jeśli nie można jakiemuś człowiekowi zaufać, gdy chodzi o
obchodzenie się z materialnymi dobrami, to nie może oczekiwać,
aby Bóg mu zaufał i powierzył jakieś duchowe dobra, czy to w tym
życiu, czy też skarby w Niebie. I raz jeszcze nasz Pan argument ten
rozwija w wierszu dwunastym:
„I
jeśliście w cudzym wierni nie byli, któż wam da to, co jest
wasze?“
Dobra
materialne nie są naszą własnością, należą one do Boga.
Wszystko, co posiadamy, jest tylko powierzonym nam przez Boga świętym
szafarstwem. Naszą własnością nazwać możemy jedynie owoce
pilnych studiów i naszej służby tutaj, a potem nagrodę za wierne
szafarstwo — tam.
Jeśliśmy
się nie okazali ludźmi, na których można polegać w
szafowaniu Bożą własnością, to nie możemy się spodziewać,
aby nam wolno było wejść w głębię prawdy Bożego Słowa w
tym życiu, czy też otrzymać nagrodę w życiu przyszłym.
Z
wielkim naciskiem Pan podsumowuje wreszcie naukę całej tej
przypowieści w następnym, trzynastym wierszu:
„Żaden
sługa nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego będzie
miał w nienawiści, a drugiego będzie miłował, albo jednego
trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu
służyć i mamonie“.
Nie
jest rzeczą możliwą, aby serce rozdzielić na dwoje. Uczeń nie
może żyć dla dwóch światów. Szafarz albo miłuje Boga, albo
mamonę. Jeśli miłuje mamonę, to nienawidzi Boga. Proszę
zwrócić uwagę na to, że słowa te były skierowane do uczniów, a
nie do niezbawionych!
Rozdział
5.
GORLIWOŚĆ
Uczniowi
można przebaczyć jeśli nie wykazuje wielkich zdolności
umysłowych, można mu również wybaczyć jeśli nie posiada
wybitnej siły fizycznej. Nie można natomiast w żadnym wypadku
wybaczyć uczniowi braku pilności i zapału. Jeśli serce jego nie
pała aż do czerwoności pasją i ogromną miłością dla
Zbawiciela, to jest on przed Jego obliczem niejako potępiony.
Przecież
chrześcijanie są uczniami Tego, o którym powiedziano:
„Gorliwość o dom twój zżarła mię“ (Jan 2,17). Zbawiciel był
całkowicie pochłonięty gorącą pasją dla sprawy Bożej, dla Jego
planów i zamierzeń. Dlatego też pomiędzy tymi, którzy chcą
nazywać się — i faktycznie być uczniami Pana Jezusa, nie ma
miejsca dla ludzi połowicznego serca.
Pan
Jezus żył w stanie ustawicznego duchowego' napięcia. Wynika to z
Jego słów zapisanych w Ewangelii według Łukasza, w 12-tym
rozdziale, 50-tym wierszu: „Ale muszę być chrztem ochrzczony; i
jakże mi tęskno, aż się to wykona!” A potem wyraża się to
także w pamiętnej wypowiedzi: „Ja muszę wykonywać dzieło tego,
który mnie posłał, dopóki dzień jest. Idzie noc, gdy nikt nie
będzie mógł działać“ (Jan 9,4).
Pan
Jezus wydaje również świadectwo o gorliwości Jana Chrzciciela
mówiąc: „On to był świecą gorejącą i świecącą“ (Jan
5,35).
A
jak ogromny zapał charakteryzował apostoła Pawła! Ktoś usiłował
gorliwość jego życia przedstawić w takich krótkich słowach:
„Otóż
mąż, któremu nie zależy na pozyskiwaniu przyjaciół, który nie
ma nadziei ani pragnienia, aby posiadać dobra tego świata, którego
bynajmniej nie boli utrata dóbr, który też nie troszczy się o
sprawy tego życia, ani nie lęka się śmierci. Oto mąż, który
nie posiada ani rangi, ani kraju, ani żadnych wymagań
życiowych; mąż jednej myśli — Ewangelii Chrystusa. Mąż
jednego celu — chwały Bożej. Głupiec, a zadowolony z tego, aby
być uważany za głupca dla Chrystusa. Zgadza się chętnie na to,
aby być nazwanym entuzjastą, fanatykiem, mówiącym głupstwa, albo
innymi jeszcze wymyślnymi obelgami, które ten świat mógłby
wybrać, aby go nimi obrzucić. Ale niechby raczej pozostał takim
człowiekiem bez tytułu, bo z chwilą, gdyby go nazwali kupcem,
właścicielem domu, obywatelem, mężem bogactwa, mężem tego
świata, mężem nauki, albo nawet mężem inteligentnym, bo
zniszczyłoby to kompletnie prawdziwy charakter jego osobowości.
Umarłby, gdyby nie mówił, a nawet gdyby miał umrzeć — będzie
mówił. Nie odpoczywa, ale śpieszy poprzez lądy i morza,
poprzez skały i bezkresne pustynie. Woła głośno i nikogo nie
oszczędza; nikomu też nie pozwala sobie przeszkodzić. Podnosi swój
głos nawet będąc w więzieniu, a nie milczy także i wtedy, gdy
szaleje burza na oceanie. Świadczy nieustraszenie o prawdzie
przed radami i przed ukoronowanymi królami na tronie. Głos
jego stłumić może tylko śmierć. A nawet w momencie śmierci,
jeszcze w ostatniej chwili, zanim nóż miał oddzielić głowę jego
od reszty ciała, mówi, modli się, świadczy i wyznaje, błaga i
walczy, a wreszcie błogosławi temu okrutnemu ludowi“.
Podobne,
pełne zapału i gorejące pragnienie służenia Bogu swojemu
okazywali także i inni mężowie, którzy chcieli podobać się
Bogu.
C.
T. Studd pewnego razu napisał takie słowa:
„Są
tacy, co pragną żyć tylko w zasięgu
Dzwoneczka
na wieży kościelnej,
Lecz
ja pragnę służyć, ratując mych bliźnich,
Nawet
dwa metry od bramy piekielnej".
Dziwny
to był zbieg okoliczności, że właśnie artykuł napisany
przez ateistę sprawił, że brat Studd oddał się bez reszty na
służbę Bogu. Artykuł ten brzmi tak:
„Gdybym
ja rzeczywiście tak mocno wierzył, jak miliony mówią, że wierzą,
iż znajomość i praktyka religii w tym życiu wpływa na losy
człowieka w życiu pozagrobowym, wówczas religia dla mnie
byłaby wszystkim. Odrzuciłbym radości ziemskie jako śmiecie,
ziemskie troski jako głupstwa, i ziemskie myśli i uczucia jako
próżność. Religia stałaby się pierwszą rzeczą, o której
myślałbym budząc się i ostatnią, zanim sen zamknąłby moje
powieki. Pracowałbym wyłącznie w jej sprawie; myślałbym tylko i
jedynie o wieczności, a uważałbym pozyskanie jednej duszy dla
Nieba za rzecz tak cenną, że warto dla niej poświęcić całe
życie, choćbym je miał spędzać w boleściach. Ziemskie
konsekwencje nigdy nie zatrzymałyby mojej ręki, ani nie zamknęłyby
moich warg. Ziemskie radości i ziemskie smutki nie zajmowałyby
nawet przez jedną chwilę moich myśli. Usiłowałbym patrzeć tylko
i wyłącznie na wieczność i na nieśmiertelne istoty, które
mnie otaczają, a które wnet miałyby być wiecznie szczęśliwe,
albo na wieczność nieszczęśliwe. Poszedłbym do ludzi tego
świata działając bez przerwy we dnie i w nocy, a podstawowym
tekstem moich kazań byłyby słowa: „CO POMOŻE CZŁOWIEKOWI,
CHOĆBY CAŁY ŚWIAT POZYSKAŁ, A NA DUSZY SWOJEJ STRATĘ
PONIÓSŁ?“
Dalszym
mężem wielkiego zapału był John Wesley. On tak powiedział:
„Dajcie mi stu ludzi, którzy miłują Boga z całego serca i
niczego się nie boją prócz grzechu, a poruszę świat“.
Jim
Elliot, męczennik Ekwadoru, był prawdziwą płomienną
pochodnią dla Jezusa Chrystusa. Pewnego dnia, gdy rozmyślał
nad słowami Listu do Żydów 1,7: „Aniołów swoich czyni
wiatrami, a sługi swoje płomieniem ognia“, zapisał następujące
słowa w swoim dzienniczku:
„Czy
jestem naprawdę łatwopalny? Boże, uwolnij mnie od tych wstrętnych
niepalących się azbestów, którymi są jakiekolwiek inne
rzeczy! Nasącz mnie Olejem Ducha, abym mógł się stać płomieniem!
Płomień jednak jest tak przejściowy, często żyje tak
krótko! Czyż ty możesz to znieść, o duszo moja? We mnie żyje
Duch tego Wielkiego, który krótko żył, którego pożarła
gorliwość o Dom Boży. Chcę być Twym paliwem, w tym racz mię
poświęcić!”
Ostatni
wiersz został zacytowany z pełnego żarliwości wiersza Amy
Carmichael i nic dziwnego, że Jim Elliot z tego wiersza zaczerpnął
natchnienie. Oto ten wiersz:
Uwolnij
mię, Wodzu, od modlitw o spokój,
O
ciszę — gdyś Ty żył wśród wichru i grzmotów;
Od
lęku, gdym winien odważniej Cię prosić,
Od
wahań, gdym wyżej powinien się wznosić.
Od
jedwabistego „ja” uchroń, o Panie,
Żołnierza,
na wierność co dał ślubowanie.
Nie
tędy wszak droga do ducha tężyzny;
Tyś,
Jezu, szedł przecież przez krzyż do
Ojczyzny!
Już
nie chcę iść drogą mniejszego oporu —
Więc
chroń mnie, Baranku, dla Twego honoru.
Daj
silną nadzieję wśród rozczarowania
I
ogień co przetrwa rozliczne zmagania,
Bym
zaznać nie musiał tej ziemskiej sromoty —
Zwróć
wzrok mój, o Panie, na dzieło Golgoty!
Daj
miłość i nie daj się nigdy zniechęcić —
Chcę
być Twym paliwem, w tym racz mię poświęcić!
Hańbą
Kościoła w XX wieku jest to, że o wiele więcej zapału widać
pomiędzy członkami świeckich organizacji, czy członkami
rozmaitych kultów religijnych, aniżeli pomiędzy chrześcijanami.
O
ileż więcej powinniśmy wylewać samych siebie w pełnej
miłości, radości i ofiarności służbie dla swego uwielbionego
Pana! Z całą pewnością — jeśli Pan Jezus jest czegokolwiek
wart, to jest wart wszystkiego. A oto słowa Findlay’a: „Jeśli
wiara chrześcijańska jest w ogóle warta tego, aby ją wyznawać,
to warta jest tego, aby ją wyznawać w sposób heroiczny”.
A
James Denney tak napisał: „Jeśli Bóg naprawdę uczynił w
Chrystusie coś od czego zależy zbawienie świata i jeśli rzecz tę
objawił, to jest obowiązkiem chrześcijańskim, aby nie tolerować
niczego, co ignoruje, zaprzecza, albo stara się w jakikolwiek
sposób wytłumaczyć, że to jest nieprawda“.
Bóg
pragnie mieć takich ludzi, którzy całkowicie oddali się pod
kontrolę Ducha Świętego. Innym ludziom będzie się może
wydawało, że się upili winem. Ale ci, którzy się lepiej
orientują, będą wiedzieli, że czynne jest w życiu tych ludzi to
głębokie, potężne, zawsze za nami idące, a nigdy nie dające się
ugasić pragnienie Boga.
Każdy
człowiek pragnący być uczniem Pańskim winien wziąć sobie do
serca konieczność posiadania w swym życiu świętego zapału
wiary. Niechaj jego gorącym pragnieniem i dążeniem będzie to, by
odpowiadać opisowi podanemu przez biskupa Ryle:
„Człowiek
gorliwy w religii jest na pierwszym miejscu człowiekiem
jednej sprawy.
Nie wystarczy o nim powiedzieć, że on jest poważny, serdeczny,
bezkompromisowy, dokładny we wszystkim, wszystko całym sercem
robiącym i pałającym w duchu. On widzi tylko jedną rzecz i o
jedną rzecz tylko dba; jest pochłonięty tylko jedną sprawą, a tą
sprawą jest podobanie się Bogu. Czy żyje, czy umiera, czy ma
zdrowie, czy też jest chory, czy jest bogaty, czy też ubogi, czy
podoba się ludziom, czy też ludziom się nie podoba, czy go
uważają za mądrego, czy też za głupca, czy go oskarżają,
czy też go chwalą, czy jest szanowany, czy też pogardzany — o to
wszystko człowiek prawdziwie gorliwy nie dba zupełnie. Płonie
tylko jednym pragnieniem — a tym pragnieniem jest podobanie
się Bogu i posunięcie naprzód sprawy Jego chwały. Jeśliby miał
zostać pochłonięty — płonąc właśnie w ten sposób —
zupełnie o to nie dba, przeciwnie — jest z tego zadowolony. Czuje,
że podobnie jak lampa, stworzony jest po to, aby płonąć, a jeśli
został pochłonięty procesem palenia się — wykonał pracę, do
której Bóg go powołał. Taki człowiek zawsze znajdzie sferę
działania dla swojego zapału. Jeśli nie może głosić Słowa, nie
może pracować i ofiarować pieniędzy, będzie płakał, będzie
wzdychał i modlił się. Tak, jeśli jest nawet biedakiem, jeśli
musi leżeć ustawicznie na łożu choroby, to będzie sprawiał, że
grzechowe koła obracać się będą z największą trudnością
dlatego, że będzie się ustawicznie modlił o tych, którzy go
otaczają. Jeśli nie może walczyć w dolinie — razem z Jozuem, to
będzie wykonywał pracę Mojżesza, Aarona i Hura na pagórku.
(Przeczytaj 2Mojż.17,9—13). Jeśli sam nie będzie mógł
pracować, nie da Panu spokoju, aż pomoc zostanie uzyskana skądinąd
i praca zostanie wykonana. To mam na myśli, gdy mówię o zapale
zalecanym w religii“.
Rozdział
6.
WIARA
Nie
jest rzeczą możliwą, aby być prawdziwym uczniem bez głębokiej
wiary, nie poddającej w wątpliwość niczego, co dotyczy żywego
Boga. Ten, który pragnie dokonać wielkich rzeczy dla Boga, najpierw
musi z całą prostotą w pełni Mu zaufać. Hudson Taylor tak się
wyraził: „Wszyscy olbrzymi Boży byli słabymi ludźmi, którzy
tylko dlatego uczynili wielkie rzeczy dla Boga, ponieważ liczyli się
z Nim, a także z tym aktem, że Bóg jest z nimi“.
Prawdziwa
wiara zawsze oparta jest na jakiś obietnicach Bożych, na jakimś
wyjątku z Jego Słowa. To jest rzeczą ogromnie ważną. Wierzący
najpierw czyta albo słyszy o jakiejś obietnicy Pańskiej, potem
Duch Święty obietnicę tę bierze i dostosowuje ją do potrzeby w
jego sercu i w sumieniu w sposób bardzo osobisty. Chrześcijanin
zdaje sobie wtedy sprawę z tego, że Bóg przemówił do niego
bezpośrednio, a ufając w pełni Temu, który obiecał, i wierząc w
niezawodność Jego Słowa, liczy się z obietnicą w taki sposób,
jak gdyby już była wypełniona, i to nawet wtedy, gdy po ludzku
mówiąc jest to czymś niemożliwym.
Albo
być może chodzi tutaj o jakiś rozkaz raczej niż obietnicę —
dla wiary nie ma to znaczenia. Jeśli Bóg rozkazuje, to On także
daje potrzebną siłę. Jeśli On rozkazał Piotrowi chodzić po
wodzie, to Piotr mógł być pewny, że potrzebna do tego moc
zostanie mu dana (Mat. 14,28). Jeśli nam rozkazuje głosić
Ewangelię wszelkiemu stworzeniu, możemy być pewni, że dana nam
będzie po temu konieczna łaska (Marka 16,15).
Wiara
nigdy nie działa w sferze rzeczy możliwych. Nie ma w tym żadnej
chwały Bożej, jeśli robimy tylko takie rzeczy, które są — po
ludzku mówiąc — możliwe. Wiara rozpoczyna się tam, gdzie
moc człowieka się kończy. George
Müller powiedział
tak: „Polem działania wiary jest kraina, której granice
rozpoczynają się w miejscu, gdzie możliwości ustają, a wzrok i
rozum zawodzą“.
Wiara
mówi tak: „Jeśli coś, co ludzie określają jako „niemożliwe”
— jest jedyną przeszkodą, wówczas sprawa zostanie załatwiona!“
A
oto wypowiedź innego męża Bożego, C. H. Mackintosh’a:
„Wiara
wprowadza na widownię Boga i dlatego najzupełniej nie zna takiego
słowa jak „trudności“. Ba — śmieje się z niemożliwości.
W ocenie wiary, Bóg jest wspaniałą odpowiedzią na wszystkie
pytania i cudownym rozwiązaniem wszelkich trudności. Wiara z
wszystkim zwraca się tylko do Niego. Wiara wie, że Bóg jest we
wszystkim wystarczającym. Znajduje ona wszystkie swoje bogactwa w
Nim. Niewiara powiada: „W jaki sposób takie rzeczy mogą się
stać?“ Niewiara jest pełna troszczenia się: „Jak to
będzie?“ Ale wiara ma jedną wielką odpowiedź na dziesiątki
tysięcy takich pytań — a tą odpowiedzią jest: „Bóg“.
Po
ludzku mówiąc, było rzeczą niemożliwą dla Abrahama i dla Sary
mieć dziatki. Ale Bóg obiecał, że będą mieli syna, a dla
Abrahama była tylko jedna niemożliwość — a tą niemożliwością
było, aby Bóg mógł skłamać.
Oto,
co czytamy w czwartym rozdziale Listu do Rzymian od wiersza 18 do 21:
„Abraham przeciw nadziei w nadzieję uwierzył, że się stanie
ojcem wielu narodów według tego, co powiedziano: tak będzie
nasienie twoje, i nie osłabł w wierze, i nie zważał na ciało
swoje już obumarłe, mając około stu lat, ani na obumarły żywot
Sary. O obietnicy też Bożej nie wątpił przez niedowiarstwo; ale
wzmocnił się wiarą i dał chwałę Bogu, będąc zupełnie pewnym,
że cokolwiek On obiecał, ma moc to uczynić“.
Na
obietnicę wiarą patrz, ku Panu stale dąż,
Z
niemożliwości śmiejąc się — „Tak będzie!” —
wołaj
wciąż.
Nasz
Bóg jest Bogiem, który niejako specjalizuje się w nie
możliwościach (Łuk. 1,37). Nic nie jest za trudne dla Niego
(1 Mojż. 18,13). „Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u
Boga“ (Łuk. 18,27).
Jako
swoją zasadę wiara przyjmuje słowa zapisane w Ewangelii Marka
9,23: „Wszystko jest możliwe wierzącemu“. I wraz z Pawłem
wykrzykuje: „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia — w
Chrystusie” (Fil. 4,13).
Zwątpienie
wskazuje na różne przeszkody —
Dla
wiary otwiera się droga!
Zwątpienie
chce nocą nastraszyć okropną —
Przed
wiary dniem pierzcha już trwoga!
Zwątpienie
się lęka do przodu krok zrobić —
Lecz
wiara radośnie mknie w górę;
Zwątpienie
się pyta: „Któż wierzy prawdziwie?”
„Ja!!”
— święci wołają wraz, chórem!
Wiara
niekiedy nie wydaje się być „rozumną“, a to dla tej przyczyny,
że ma do czynienia ze sferą ponad naturalną i Bożą. Nie było
rzeczą „rozumną“ z ludzkiego punktu widzenia, że Abraham
wyszedł, nie wiedząc dokąd idzie — ale po prostu był posłuszny
Bożemu rozkazowi (Żyd. 11,8). Nie było to rzeczą „mądrą“ ze
strony Jozuego, aby zaatakować Jerycho — bez żadnej broni,
która by mogła siać śmierć naokoło (Joz. 6,1—20). Ludzie tego
świata śmialiby się z takiej „nietrzeźwości“, z takiego
„szaleństwa“ — ale ono było skuteczne.
A
jednak wiara jest najbardziej rozumną rzeczą. Cóż bowiem
może być rozumniejszego nad to, aby stworzenie zaufało swojemu
Stwórcy? Czyż jest szaleństwem wierzyć Temu, który nie może
ani kłamać, ani zawieść, ani się pomylić. Ufanie Bogu jest
najmądrzejsze, najracjonalniejszą i najsłuszniejszą rzeczą,
jaką człowiek może w ogóle uczynić. Nie jest to żadne skakanie
w ciemność. Wiara żąda najpewniejszych dowodów — i
znajduje je w nieomylnym Słowie Bożym. Jeszcze nie było takiego
człowieka, który by zaufał Mu nadaremnie, ani nigdy takiego nie
będzie. Wiara w Pana nie ma w sobie najmniejszego nawet elementu
ryzyka.
Wiara
też prawdziwie uwielbia Boga, gdyż daje Mu właściwe miejsce
— jako Temu, który jest godzien całkowitego zaufania. Z
drugiej zaś strony niewiara pozbawia Boga należnej Mu czci, zarzuca
Mu kłamstwo (1 Jan 5,10) i jakoby ogranicza Świętego Izraelskiego
(Psalm 78,41).
Wiara
również daje człowiekowi jego właściwe miejsce — jako temu,
który prosi w pokorze, schylony, w prochu przed Królem i Panem
wszystkiego.
Wiara
jest czymś przeciwnym widzeniu. Apostoł Paweł przypomina nam, że
„chodzimy wiarą, a nie widzeniem“ (2 Kor. 5,7). Chodzenie
widzeniem, kierowanie się wzrokiem, ma miejsce wtedy, gdy mamy
widoczne środki utrzymania, dostateczne rezerwy na przyszłość,
gdy używamy ludzkiej mądrości, aby się upewnić, że nie będziemy
mieli jakichś ukrytych niebezpieczeństw, które leżą przed
nami, ani też nie będziemy robili czegokolwiek z punktu widzenia
ryzyka. Chodzenie wiarą natomiast jest czymś wręcz
przeciwnym: jest to poleganie wyłącznie na Bogu, chwila za
chwilą. Ciało wzbrania się ze strachem przed takim
położeniem, aby być zawsze całkowicie uzależnionym od
niewidzialnego Boga i stara się zawsze zabezpieczyć, mieć jak
gdyby poduszkę na wypadek jakiegoś upadku lub straty. Gdy nie może
widzieć dokąd idzie, 'wtedy skłonne jest do tego, aby się
kompletnie nerwowo załamać. Wiara natomiast kroczy naprzód w
posłuszeństwie Słowu Bożemu, wznosi się ponad okoliczności
życia i ufa Panu, że On zaspokoi wszystkie potrzeby.
Każdy
uczeń Pański, który postanawia chodzić wiarą, może być
pewny, że wiara jego będzie doświadczana. Wcześniej czy później
dojdzie do końca swoich ludzkich możliwości i sił. W swojej
biedzie będzie miał pokusę, aby zaapelować do swoich współbraci,
do ludzi — ale jeśli prawdziwie ufa Panu, będzie patrzył tylko
na Boga.
A
oto, co pisze C. H. Mackintosh: „Jest to odchodzenie od życia
wiary, gdy kiedykolwiek moje potrzeby bezpośrednio lub pośrednio
nawet objawiam jakiejś ludzkiej istocie, a przez to pozbawiam
należnej czci Boga. Właściwie jest to zdradzanie Go. Jest to
równoznaczne z powiedzeniem: „Bóg mnie zawiódł — muszę się
więc zwrócić do moich współbliźnich o pomoc“. Oznacza to
opuszczenie żywych źródeł, aby się zwrócić do dziurawych
studni. Oznacza to stawianie stworzenia pomiędzy moją duszą i
Bogiem, a w ten sposób obrabowuję moją duszę z obfitego
błogosławieństwa, a Boga pozbawiam chwały, która Mu się
należy“.
Normalnym
nastawieniem ucznia Pańskiego jest pragnienie, aby wiara jego
rosła (Łuk. 17,5). Uczeń już zaufał Chrystusowi — jeśli
chodzi o zbawienie, a teraz usiłuje rozszerzyć te dziedziny swojego
życia, które chce poddać Pańskiej kontroli. Jeśli przed nim
staje choroba, próby, tragedie, śmierć najdroższych —
wtedy poznaje Boga w nowy sposób, jeszcze bardziej osobisty, jeszcze
bliższy, a wiara jego się wzmacnia. Doświadcza prawdziwości
tej obietnicy: „Tedy poznawszy Pana starać się będziemy, abyśmy
go więcej poznali“ (Ozeasz 6,3). W im większym stopniu uczeń
Pański stwierdza, że Bóg godzien jest zaufania, tym gorliwiej
będzie starał się zaufać Mu, że dokona jeszcze większych spraw.
Wiara
przychodzi przez słuchanie, a słuchanie przez Słowo Boże. Dlatego
też uczeń Pański powinien pragnąć napełnienia obficie Słowem
Bożym i czytać Pismo Święte — studiować je, uczyć się go na
pamięć, rozmyślać o nim we dnie i w nocy. Słowo Boże jest jego
mapą i jego kompasem, jego przewodnikiem i jego pociechą. Jest
jego lampą i jego światłem.
W
życiu wiary zawsze możemy robić postępy. Gdy czytamy o tym,
co zostało dokonane przez wiarę, zdajemy sobie sprawę z tego, że
jesteśmy jak małe dzieci bawiące się nad brzegiem bezmiernego
oceanu. Szczególnie w jednym rozdziale, a mianowicie w jedenastym
rozdziale Listu do Żydów, czytamy o wspaniałych wyczynach
wiary. Dochodzą one do punktu kulminacyjnego w wierszach 32—40:
„I
cóż jeszcze mam mówić? Zabraknie mi czasu, gdybym miał opowiadać
o Gedeonie, i o Baraku, i o Samsonie, i o Jeftem, i o Dawidzie, i o
Samuelu i o prorokach, którzy przez wiarę zwalczali królestwa,
wymierzali sprawiedliwość, dostępowali obietnic, lwom
paszczęki zamykali, gasili moc ognia, uniknęli ostrza miecza,
stawali się mocnymi w niemocy, bywali mężnymi na wojnie,
wojska obce zmuszali do ucieczki. Niewiasty otrzymywały umarłych
swoich zmartwychwstałych, inni zaś byli zamęczeni, nie
przyjąwszy uwolnienia, aby lepszego dostąpić zmartwychwstania.
Drudzy zaś doznali pośmiewiska i biczowania, a do tego i
więzów i więzienia; byli kamienowani, piłą przecierani, kuszeni,
mieczem zabijani, błąkali się w owczych i kozich skórach, znosząc
niedostatek, ucisk, cierpienia. Ci, których świat nie był godzien,
tułali się po pustyniach i górach i jaskiniach i po rozpadlinach
ziemi. A ci wszyscy, świadectwo otrzymawszy przez wiarę, nie
dostąpili obietnicy, dlatego, że Bóg przeznaczył co do nas
coś lepszego, aby oni bez nas nie stali się doskonałymi“.
I
jeszcze jedno słowo na koniec. Już wspominaliśmy, że uczeń
Pański, który chodzi wiarą, bez wątpienia będzie uważany przez
ludzi tego świata za jakiegoś marzyciela albo fanatyka, a będą
mówić o nim w ten sposób nawet i inni chrześcijanie!... Ale
dobrze jest pamiętać o jednej rzeczy, a pisze o tym C. H.
Mackintosh: „Wiara, która umożliwia danemu człowiekowi
„chodzenie z Bogiem“,' umożliwia mu równocześnie oceniać we
właściwy sposób myśli innych ludzi“.
Rozdział
7.
MODLITWA
Jedyną,
całkowicie zadowalającą księgą, która kiedykolwiek została
napisana na temat modlitwy, jest Biblia. Czytanie wszystkich innych
rozpraw pozostawia w nas uczucie, że istnieją jeszcze głębie,
które nie zostały osiągnięte i wyżyny, do których się nie
zdołano wzbić. Nie możemy oczywiście mieć nadziei, ażeby w tej
książce coś jeszcze poprawić po wysiłkach innych autorów.
Możemy tylko jednej rzeczy dokonać, a mianowicie podsumować pewne
ważne zasady dotyczące modlitwy, szczególnie zaś te, które mają
związek z życiem prawdziwego ucznia Pana Jezusa Chrystusa.
Wszyscy
doświadczyliśmy prawdziwości tego twierdzenia. Gdy nasze życie
jest spokojne i wygodne, to modlitwy nasze mają tendencję stawać
się nudne i bez wyrazu. Ale gdy przychodzimy do jakiegoś
kryzysu, do chwili niebezpieczeństwa, do poważnej choroby, albo
ciężkiego bólu serca w związku z odejściem ukochanej osoby —
wówczas nasze modlitwy stają się gorące i żywotne. Ktoś
tak się wyraził: „Strzała, która ma dotrzeć do Nieba, musi być
wypuszczona z łuku napiętego w całej pełni“. Poczucie pilności,
bezbronności, poczucie wielkiej potrzeby — oto łono, w
którym rodzą się najlepsze modlitwy.
Niestety
większość naszego życia spędzamy na usiłowaniu, aby otulić się
poduszkami, które by nas uchroniły od wszelkich prób i
niebezpieczeństw. Używając bardzo sprytnych metod, których nie
powstydzono by się w handlu, zaopatrujemy się w wygodne rezerwy na
wypadek wszelkiej możliwej trudności. Przez zwyczajną ludzką
chytrość, przebiegłość i mądrość dochodzimy do takiego
punktu, w którym stajemy się bogaci i pełni dóbr, tak że nie
potrzebujemy niczego. A potem się dziwimy, dlaczego nasze życie
modlitewne jest takie płytkie i pozbawione żywotności, i dlaczego
żaden ogień nie spada z nieba. Gdybyśmy chodzili prawdziwie wiarą
zamiast widzeniem, wówczas nasze modlitwy zostałyby
zrewolucjonizowane.
- JEDNYM Z WARUNKÓW SKUTECZNEJ MODLITWY JEST PRZYBLIŻANIE SIĘ I PRZYSTĘPOWANIE DO BOGA „ZE SZCZERYM SERCEM“ (Żyd. 10,22).
Znaczy
to, że mamy być szczerzy i rzetelni przed Panem. Nie śmie w nas
być żadnej obłudy. Jeśli chcemy warunek ten spełnić, to nie
będziemy nigdy prosić Boga, aby uczynił coś, co możemy sami
wykonać. Na przykład nigdy nie będziemy prosić Go o
dostarczenie jakiejś ilości pieniędzy na daną sprawę Bożą,
jeśli posiadamy nadwyżki, czy jakieś fundusze, które moglibyśmy
użyć właśnie na ten cel. Bóg nie da się z siebie naśmiewać.
On nie odpowiada na modlitwy, jeśli już nam dał odpowiedź, a my
nie jesteśmy gotowi tej odpowiedzi użyć.
Podobnie
nie powinniśmy nigdy prosić Pana, aby posłał innych do wykonania
dzieła, którego nie jesteśmy gotowi wykonać sami. Tysiące
modlitw wzniesiono na intencję muzułmanów, Hindusów,
buddystów. Ale gdyby wszyscy ci, którzy się modlili, byli
przygotowani na to, aby Bóg użył ich w osiągnięciu tych
ludzi, wtedy historia chrześcijańskich misji byłaby może bardziej
zachęcająca.
- MODLITWA POWINNA BYC PROSTA, PEŁNA WIARY I NIE ZADAJĄCA ŻADNYCH PYTAŃ.
Jest
rzeczą zbyt łatwą, aby się zaangażować głęboko w teologiczne
problemy związane z samą modlitwą, ale to tylko przytępia duchowy
zmysł. O wiele lepiej jest modlić się, aniżeli rozwiązywać
wszystkie tajemnice związane z modlitwą. Niechaj doktorzy teologii
subtelnie uplatają swoje teorie dotyczące modlitwy, ale prosty
wierzący niechaj raczej szturmem zdobywa bramy Nieba z dziecięcą
ufnością i wiarą. Augustyn swego czasu tak powiedział:
„Prostaczkowie zdobywają Niebo siłą; ale my z całą naszą
uczonością nie podnosimy się ponad poziom ciała i krwi“.
Pan
wysłuchuje modły me —
Choć
nie wiem jak to czyni...
Posyła
wierne Słowo Swe:
„Nie
gardzę modły twymi!”
I
nie wiem czy odpowie wnet,
Więc
chcę cierpliwie czekać,
Aż
na Swój sposób wyrwie z bied —
Nie
będzie długo zwlekać!
Więc
w Pańskiej ręce modły me
Zostawię
sercem całym,
Ufając,
że mnie zbawić chce,
Choć
jestem dzieckiem małym.
LOLA
C. HENSON.
- ABY ZDOBYĆ PRAWDZIWĄ MOC W MODLITWIE.
Niczego
przed Panem nie ukrywaj, niczego nie zatrzymuj dla siebie, ale
wszystko oddaj Panu. Bądź poddany Chrystusowi. Całkowicie się
poświęć pracy dla Niego. Opuść wszystko, aby iść za twoim
Zbawicielem. Uwielbianie Boga, które koronuje Chrystusa Panem, jest
tęgo rodzaju oddawaniem Mu czci, które On najbardziej miłuje i do
którego najchętniej się przyznaje.
- PAN BÓG SZCZEGÓLNIE WTEDY PRZYPISUJE WYSOKĄ WARTOŚĆ NASZYM MODLITWOM, GDY NAS TO COŚ KOSZTUJE.
Ci,
którzy wcześnie rano wstają, cieszą się społecznością z Tym,
który także wcześnie rano wstawał, aby otrzymywać nowe
instrukcje na dany dzień od Ojca Swojego. Podobnie i ci, którym tak
bardzo na sprawie Bożej zależy, że są gotowi całą noc się
modlić — radują się z mocy w Bogu, której nie można
zaprzeczyć. Modlitwa, która nic nie kosztuje — nic nie jest
warta. Jest to tylko po prostu jakiś produkt uboczny taniego
chrześcijaństwa.
Nowy
Testament bardzo często łączy modlitwę z postem. Wstrzymywanie
się od przyjmowania pokarmu może być wartościową pomocą w
duchowych ćwiczeniach. Z ludzkiej strony powiększa ono jasność
umysłu, koncentrację i bystrość myśli w czasie modlitwy. Jeśli
chodzi o Pana, wydaje się, że szczególnie chętnie wysłuchuje
modlitwę wtedy, jeśli ją stawiamy na pierwszym miejscu, nawet
przed koniecznym dla ciała posiłkiem.
- UNIKAJ SAMOLUBNYCH MODLITW.
„Prosicie,
a nie otrzymujecie, dlatego, że źle prosicie, abyście to na
rozkosze swoje obracali“ (Jak. 4,3). Najwyższym naszym pragnieniem
w modlitwach powinno być dobro sprawy Pańskiej. Na pierwszym
miejscu powinniśmy modlić się tak: „Przyjdź Królestwo Twoje,
bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi“. Potem dopiero
możemy dodać: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj“.
- POWINNIŚMY ODDAĆ HOŁD BOGU.
Prośmy
Go o wielkie sprawy, ponieważ jest wielkim Bogiem. A oto co
pisze E. W. Moore, cytując równocześnie króciutki wierszyk
Johna Newtona: „Miejmy wiarę, aby oczekiwać wielkich rzeczy
od Boga”.
Bacz,
żeś przed królewskim tronem —
Proś
o wielkie zatem sprawy,
Nie
odmówi ci z pewnością Bóg wszechmocny i łaskawy!
JOHN
NEWTON
Jakże
często zasmucaliśmy Pana naszego, spodziewając się od Niego tak
mało! Byliśmy zadowoleni z otrzymywania maleńkich zwycięstw,
małych osiągnięć, słabych pragnień — jeśli chodzi o wyższe
sprawy, a tych, którzy nas słuchali, nie przekonaliśmy
bynajmniej o tym, że Bóg nasz jest wielkim Bogiem. Nie
oddaliśmy Mu chwały w oczach ludzi, którzy poznają Go tylko
patrząc na życie Jego wyznawców, a tymczasem życie to było tego
rodzaju, że bynajmniej nie wzbudziło w nich pragnienia dowiedzenia
się, skąd pochodzi ta moc, która w nich się objawia i która ich
podtrzymuje. Niestety zbyt często nie powiedziano o nas tego,
co powiedziano o apostole: „I chwalili Boga we mnie“.
- PRZED MODLITWĄ POWINNIŚMY UPEWNIĆ SIĘ, ŻE CZYNIMY WOLĘ BOŻĄ.
Potem
dopiero powinniśmy się modlić, wierząc, że On nas wysłucha i
odpowie na naszą modlitwę. W pierwszym Liście Jana w 5-tym
rozdziale w wierszu 14 i 15, czytamy co następuje: „I to jest
ufność, którą mamy ku niemu, iż jeśli o co prosimy według woli
jego, słyszy nas. A jeśli wiemy, że nas słyszy, o cokolwiek
prosimy, tedy wiemy, że mamy od niego to, o co prosiliśmy“.
Modlić
się w Imieniu Pana Jezusa oznacza modlić się według Jego
woli. Jeśli prawdziwie modlimy się w Jego imieniu, to jest to samo,
jak gdyby On Sam w tym momencie wypowiadał prośby nasze przed
obliczem Boga, Ojca swojego. W Ewangelii Jana 14,13—14
czytamy: „I o cokolwiek prosić będziecie w imieniu moim, uczynię
to, aby był uwielbiony Ojciec w Synu. Jeśli o co prosić
będziecie w imieniu moim, ja uczynię“. A w Ewangelii Jana 16,23
czytamy: „A dnia onego o nic pytać mnie nie będziecie.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: o cokolwiek prosilibyście Ojca w
imieniu moim, da wam“. W Ewangelii Mateusza 18, 19—20 znajdujemy
też taką wypowiedź: „Nadto powiadam wam, jeśliby dwaj z
was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają
ją od Ojca mojego, który jest w niebiesiech. Albowiem gdzie są
dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje tam jestem w pośrodku
nich“.
Samuel
Ridout pisze: „Prosić w Jego Imieniu, oznacza, że sam Pan bierze
nas za rękę i prowadzi nas w modlitwie do Boga, lub inaczej (jeśli
wolno mi tak powiedzieć), że On sam klęczy obok nas, a Jego
pragnienia płyną przez nasze serca. Oto co to znaczy w Jego
Imieniu. Imię Jego to jest On Sam — to Jego natura! I dlatego
modlić się w Imieniu Jezusa Chrystusa musi oznaczać modlenie się
według Jego błogosławionej woli. Czyż mógłbym się modlić o co
złego w Imię Syna Bożego? To, o co się modlę, powinno zawsze być
w całej pełni wyrazem Jego natury. Czy czynię to, czy mogę
uczynić to w modlitwie? Modlitwa powinna tchnąć mocą Ducha
Świętego, odzwierciedlać umysł Chrystusowy i pragnienie
Chrystusa w nas i przez nas.
Oby
Pan zechciał nas nauczyć coraz więcej, jak się modlić w Jego
Imieniu. Nie powinniśmy nawet pomyśleć o tym, aby zakończyć
modlitwę bez wypowiedzenia tych słów ,,w błogosławionym
Imieniu naszego Pana“, ale też cała nasza modlitwa, cała nasza
prośba powinna być przesycona i powinna tchnąć błogosławionym
Imieniem Pana Jezusa i wszystko winno się dziać w Jego Imieniu.
- NASZE ŻYCIE MODLITWY MA BYĆ PRAWDZIWIE SKUTECZNE.
W
tym celu musimy żyć na bieżąco — jeśli chodzi o nasze rachunki
z Bogiem. Mówiąc to mam na myśli, że grzech musi być zawsze
wyznawany i zaniechany w momencie, gdy tylko zdajemy sobie sprawę,
że wkracza do naszego życia. Psalmista w Psalmie 65,18 tak pisze:
„Bym był patrzył na nieprawość w sercu moim, nie wysłuchałby
był Pan“. Musimy pozostawać w Chrystusie. W Ewangelii Jana 15,7
czytamy: „Jeśli we mnie mieszkać będziecie i słowa moje w was
mieszkać będą, czegokolwiek byście chcieli, proście, a
stanie się wam.“ Osoba, która mieszka w Chrystusie, przebywa tak
blisko Niego, że jest napełniona znajomością woli Bożej. Taki
człowiek może się więc modlić z całą świadomością celu
modlitwy i być pewnym, że modlitwa jego zostanie wysłuchana.
Z drugiej zaś strony pozostawanie w naszym Panu wymaga
posłuszeństwa wobec Jego rozkazów. W I Jana 3,22 czytamy: „I
o cokolwiek byśmy prosili, otrzymamy od niego, bo przykazania
Jego zachowujemy, i czynimy to, co się podoba przed obliczem
Jego“. Aby modlitwy nasze były usłyszane i wysłuchane,
koniecznym jest właściwy stan duszy (I Jana 3,20).
- BEZ PRZESTANKU SIĘ MÓDLCIE
(1
Tes. 5,17).
Nie
tylko powinniśmy pielęgnować modlitwę w pewnych określonych
porach dnia. Powinniśmy rozwinąć w sobie takiego ducha modlitwy,
abyśmy spoglądali ku Panu gdy idziemy ulicą, gdy prowadzimy
samochód, kiedy pracujemy przy biurku, czy w naszych domach.
Klasycznym przykładem takiej spontanicznej modlitwy jest
Nehemiasz. Czytamy o tym w Neh.2,4b. „Lepszą jest rzeczą mieszkać
w ochronie Najwyższego“ (Psalm 91,1), albo jak inaczej można to
tłumaczyć — w tajemnym miejscu Najwyższego, aniżeli tylko
chwilami, od czasu do czasu składać tam wizyty.
- MODLITWA NASZA POWINNA BYĆ KONKRETNEJ NATURY.
Tylko
wtedy jeśli się modlimy o konkretne rzeczy, możemy się
spodziewać otrzymania konkretnych odpowiedzi.
Modlitwa
jest wspaniałym przywilejem. Dzięki niej możemy (jak
powiedział Hudson Taylor) nauczyć się w jaki sposób poruszać
innym człowiekiem przez Boga.
J.
H. Jowett pisze: „Jak wielkie usługi są w rękach naszych —
czynienie cudów — dzięki kosztownemu i przebogatemu
królestwu modlitwy! Dzięki niej możemy zanieść słońce do
zimnych i ciemnych miejsc, możemy zapalić lampę nadziei w ciemnicy
zwątpienia. Możemy zdjąć kajdany z rąk uwięzionych, możemy
zanieść myśli o domu i cieple rodzinnym do dalekich krajów.
Możemy zanieść niebiańskie krople orzeźwiające tym, którzy
są duchowo omdleni, nawet wtedy, gdy znajdują się daleko od nas za
morzami. Cuda dzieją się w odpowiedzi na modlitwę!“
Do
tego inny pisarz, imieniem Wenham dodaje następujące świadectwo:
„Głoszenie Słowa jest rzadkim darem, ale modlitwa jest
jeszcze rzadszym. Głoszenie Słowa podobne jest do miecza, to jest
do broni, którą można używać tylko w bezpośrednim starciu,
ale ci, którzy są daleko, nie mogą być tą bronią osiągnięci.
Natomiast modlitwa jest jakby moździerzem, który strzela na daleką
odległość i dlatego w niektórych okolicznościach jest
jeszcze skuteczniejsza“.
A
oto wiersz Trencha:
Jak
wielka, o Panie, zachodzi przemiana,
Gdy
przed Twym obliczem uginam kolana;
Jak
wielkie z mej duszy spadają ciężary —
Pustynia
na ogród przemienia się wiary!
Klękamy
— a wszystko ucicha w około,
Wstajemy
— a zorza otacza nam czoło.
Klękamy
w słabości i pełni boleści —
Wstajemy,
by z mocą ogłaszać Twe wieści!
Więc
czemu się sami i innych krzywdzimy,
I
zamiast być mocni, się stale martwimy?
Wzdychamy,
że troski nas ciężar przygniata,
Gdy
mamy modlitwę — co w Niebo ulata.
Sprawiając
i moc, i odwagę, i radość,
Bo
Ty naszym prośbom uczynić chcesz zadość!
Rozdział
8.
BÓJ
Nawet
gdybyśmy czytali Nowy Testament tylko od czasu do czasu, to trudno
byłoby nie zdawać sobie sprawy z tego, że program Chrystusa na
ziemi przedstawiony jest w nim bardzo często w postaci boju.
Prawdziwe chrześcijaństwo jest czymś bardzo dalekim od tego, co
oglądamy dzisiaj w tak zwanym chrześcijaństwie, które robi
wrażenie jakiejś zabawy towarzyskiej. Nie ma w nim niczego z
tego życia w luksusie i szukaniu przyjemności, które na każdym
kroku się objawiają w życiu naszym obecnie. Chrześcijaństwo jest
raczej bojem na śmierć, nieustannym konfliktem z mocami piekła.
Nikt nie jest godzien nawet nazywać się uczniem Pańskim, kto nie
zdaje sobie z tego sprawy, że nastała bitwa i że nie ma odwrotu. W
czasie wojny musi być jedność. Wtedy nie ma czasu na jakieś małe
wzajemne kąsanie się, na jakieś partyzantki, zazdrości, na
jakieś podzielone gromadki, z których każda trzyma się lojalnie
tylko siebie. „Żaden
dom, który
jest podzielony przeciwko sobie nie może się ostać“. Dlatego też
żołnierze Chrystusa muszą być zjednoczeni, a droga do jedności
prowadzi przez pokorę. O tym uczy całkiem wyraźnie List do
Filipian rozdział 2. Jest rzeczą niemożliwą poróżnić się z
człowiekiem prawdziwie pokornym. Potrzeba dwóch, aby nastała
sprzeczka. „Samą tylko pychą człowiek zwady wszczyna” pisze
Salomon. Tam, gdzie nie ma pychy, tam też nie ma miejsca dla sporów.
Wojna
wymaga życia surowego i pełnego poświęcenia. Gdy wybucha jakaś
wojna o szerokim zakresie oddziaływania, zawsze bywa wprowadzony
system ograniczania się, kartek. Już najwyższy czas, aby
chrześcijanie zdali sobie z tego sprawę, że jesteśmy w boju i że
nasze wydatki muszą zostać ograniczone do minimum w tym celu,
aby możliwie wszystkie nasze rezerwy zostały rzucone na szalę
zwycięstwa.
Niewielu
jest takich, którzy sytuację tę rozumieją tak jasno jak pewien
młody uczeń Pański, który się nazywał R.M. W roku 1960 był on
wójtem klasy w pewnej chrześcijańskiej szkole w Ameryce. Podczas
jego urzędowania zaproponowano, ażeby porobić pewne wydatki w
związku z zazwyczaj urządzaną zabawą klasową!... Aby kupić
specjalne marynareczki i rozmaite prezenty. Ale R.M. nie zgodził się
na to, gdyż takie wydatki, według jego zdania, nie były konieczne,
a raczej pragnął, aby te pieniądze mogły zostać obrócone na
cele Ewangelii i dlatego zrezygnował ze swego stanowiska wójta. W
związku z tym napisał list do swoich współkolegów, który
przepisany w szeregu odbitkach dotarł do ręki każdego z nich w
dniu, w którym ogłoszona została jego rezygnacja i w którym
podał jej przyczyny. List ten brzmiał jak następuje:
„Drodzy
Koledzy!
Z
chwilą kiedy sprawa zabaw klasowych, ubrań, żakiecików i
darów klasowych została przedstawiona zarządowi klasy, ja jako
wójt klasy zacząłem zastanawiać się nad stanowiskiem, jakie
powinien wobec tej sprawy zająć chrześcijanin.
Uważam,
że znaleźlibyśmy największą radość, gdybyśmy oddali samych
siebie, nasze pieniądze i nasz czas całkowicie Chrystusowi i dla
dobra drugich, stwierdzając tym samym prawdziwość Jego słów:
„Ten, kto straci życie swoje dla mnie, znajdzie je“ (Mat.
10,39).
Każdy
chrześcijanin, który by wydawał swoje pieniądze i spędzał swój
czas dla rzeczy, które nie mają jako bezpośredniego rezultatu
świadectwa w stosunku do niewierzących, albo zbudowania dla dzieci
Bożych, popadłby w konflikt ze swoim sumieniem w obliczu faktu, że
siedem tysięcy ludzi dziennie umiera z głodu i że przeszło połowa
świata jeszcze nigdy nie usłyszała o jedynej Nadziei ludzkości.
O
ileż więcej chwały oddalibyśmy naszemu Bogu dopomagając
raczej w rozszerzeniu się Ewangelii pomiędzy 60% ludności świata,
która jeszcze nigdy nie słyszała o Chrystusie, albo nawet w
wielu domach, które sąsiadują z nami bezpośrednio —
zamiast tego, aby schodzić się w małych grupkach i ograniczać
nasze towarzyskie życie do obcowania z małą gromadką tych, którzy
mają podobne poglądy jak my sami, trwoniąc nasze pieniądze i
czas dla własnej przyjemności.
Ponieważ
zdaję sobie doskonale sprawę z wielu potrzeb, dla których nasze
środki finansowe mogłyby być użyte z daleko większą korzyścią
ku chwale Pana Jezusa Chrystusa i dopomożeniu naszym bliźnim tutaj
i za morzem, nie mogę zgodzić się na to, by nasze fundusze klasowe
zostały niepotrzebnie wydane tylko dla naszej przyjemności.
Gdybym sam był w tak wielkiej potrzebie jak ci, o których wiem, a
których jest tak wielu, to życzyłbym sobie, aby wszyscy, którzy
są w stanie mi dopomóc, uczynili rzeczywiście wszystko co jest w
ich mocy, aby dotarła do mnie Ewangelia i pomoc materialna.
„Wszystko tedy, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, to wy
im czyńcie“ (Mat. 7,12).
„A
kto ma dostatek w świecie i widzi, że brat jego jest w potrzebie i
zamyka serce swoje przed nim, jakże przebywa w nim miłość Boża?“
(1 Jan 3,17).
A
tak z miłością i modlitwą, abyście i Wy mogli zobaczyć,
jak Pan Jezus wam się całkowicie oddaje (przeczytajcie 2 Kor.
8,9), przedkładam Wam w tej chwili moją rezygnację ze
stanowiska wójta klasy numer 63.
Pozostaję
Wasz w Nim R. M.”
Wojna
wymaga cierpień. Jeżeli młodzi ludzie gotowi są dzisiaj złożyć
życie swoje w ofierze za swój kraj, o ileż więcej
chrześcijanie winni być gotowi życie swoje oddać za Chrystusa
i za Ewangelię! Wiara, która nic nie kosztuje, nic nie jest warta.
Jeśli Pan Jezus w ogóle coś dla nas znaczy, to powinien
znaczyć wszystko.
Gdy
apostoł Paweł usiłował bronić swego apostolstwa przed atakami
małodusznych krytyków, bynajmniej nie wskazywał na swoje
pochodzenie rodzinne, albo na swoje wykształcenie, czy swoje
wielkie osiągnięcia w tym świecie. Raczej wskazywał na swoje
cierpienia dla Pana Jezusa Chrystusa. W 2 Kor. 11,23—29 czytamy co
następuje: „Sługami Chrystusowymi są? (Głupio mówię) ja
bardziej; więcej pracowałem, nad miarę razów odebrałem, częściej
byłem w więzieniach, częstokroć w niebezpieczeństwach śmierci.
Od Żydów wziąłem pięć razy po czterdzieści plag bez jednej.
Trzy razy byłem bity rózgami, raz kamienowany, trzy razy ze mną
okręt się rozbił, dzień i noc byłem w głębokości morskiej. W
podróżach częstokroć, w niebezpieczeństwach od zbójców, w
niebezpieczeństwach od swego narodu, w niebezpieczeństwach od
pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na
puszczy, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach
między fałszywymi braćmi. W pracy i w utrudzeniu, w
niedosypianiu często, w głodzie i w pragnieniu, w postach
często, w zimnie i w nagości, pomijając, co prócz tego się
zdarza, codzienne zgromadzanie się u mnie, troska o wszystkie
zbory“.
A
wysyłając pod adresem Tymoteusza, syna swego, szlachetny apel,
pisze tak: „Przetoż ty cierp, jako dobry żołnierz Jezusa
Chrystusa“ (2 Tym. 2,3).
Wojna
wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Prawdziwy żołnierz będzie
wykonywał rozkazy swojego przełożonego bez pytania się i bez
zwłoki. Jest rzeczą okropną, aby nawet przypuszczać, że
Chrystus zadowoliłby się czymś mniej. Jako Stworzyciel i
Odkupiciel ma On wszelkie prawo po temu, aby oczekiwać od tych,
którzy idą w ślad za Nim do boju, posłuszeństwa Jego
rozkazom i wykonywania ich prędko i w zupełności.
Wojna
wymaga też umiejętności używania broni. Bronią chrześcijanina
jest modlitwa i Słowo Boże. Musi on poświęcać się gorącym,
pełnym wiary, ustawicznym modlitwom. Tylko w ten sposób mogą
fortece wroga zostać zburzone. Dalej musi umieć dobrze władać
mieczem Ducha, którym jest Słowo Boże. Wróg uczyni wszystko, co
jest w jego mocy, ażeby go wyprowadzić w pole i spowodować,
aby opuścił swój miecz. Będzie chciał podać w wątpliwość od
Boga pochodzące natchnienie Słowa Bożego, będzie wskazywał na
domniemane przeciwności, będzie podsuwał argumenty
sprzeciwiające się Słowu ze strony wiedzy, filozofii i
ludzkich tradycji. Ale żołnierz Chrystusowy musi wiernie trwać
na posterunku, doświadczając skuteczności swojej broni
poprzez używanie jej we dnie i w nocy.
Broń,
której używa chrześcijanin w swojej wojnie, wydaje się
człowiekowi tego świata śmieszną: Plan, który okazał się
skuteczny przy oblężeniu Jerycha wydawałby się wprost śmieszny
współczesnym dowódcom wojskowym.
Maleńka
armia Gedeona wywołałaby po prostu śmiech. A co powiedzielibyśmy
o wyrzuceniu przez Dawida kamienia z tej małej procy, o szczęce
oślej w rękach Samsona i o całej armii tych pozornych głupców,
którzy Bogu służyli poprzez całe stulecia? W zmyśle duchowym
wiemy, że Bóg nie jest po stronie największych batalionów, że On
raczej miłuje słabych, biednych oraz rzeczy pogardzane na tym
świecie — bo w nich pragnie się uwielbić.
Wojna
wymaga znajomości wroga i jego strategii. Tak jest też i w
chrześcijańskiej wojnie. W Liście do Efezjan 6,12 czytamy takie
słowa: „Albowiem nie mamy walki przeciwko krwi i ciału, ale
przeciwko władzom, przeciwko zwierzchnictwom, przeciwko mocarzom
ciemności wieku tego, przeciwko duchom złości pod niebiosami“.
Wiemy
o tym, że sam szatan przyjmuje postać anioła światłości, jak o
tym czytamy w 2 Kor. 11,14, a dalej w 15 wierszu jeszcze takie słowa:
„Nic przeto wielkiego, jeżeli i sługi jego przyjmują postać
sług sprawiedliwości, których koniec będzie podług uczynków
ich“. Wyćwiczony żołnierz Chrystusowy dobrze wie, że
najbardziej zacięty opór nie spotyka go ze strony jakiegoś pijaka,
złodzieja albo ulicznicy, ale ze strony tzw. duchownego. To przecież
przywódcy religijni przybili Bożego Chrystusa do krzyża. Nikt
inny jak właśnie religijni przywódcy prześladowali pierwszych
wierzących — wczesny Kościół. Paweł apostoł spotkał się z
najgwałtowniejszymi atakami właśnie ze strony tych, którzy
wyznawali, że są sługami Bożymi. I tak było poprzez całe wieki:
słudzy szatańscy często przemieniali się w aniołów
światłości i sługi sprawiedliwości, mówiąc religijnym
językiem i nosząc religijną odzież liturgiczną. Zachowywali się
tak, jak gdyby byli bardzo pobożni, ale serca ich napełnione
były nienawiścią do Chrystusa i do Jego Ewangelii.
Wojna
wymaga skoncentrowanego umysłu. W 2 Tym. 2,4 czytamy takie słowa:
„Żaden żołnierz nie wiąże się sprawami żywota, aby się
podobać temu, który go do wojska powołał“. Uczeń Chrystusa
uczy się tego, aby nie tolerować niczego w swoim życiu, co mogłoby
stanąć pomiędzy jego duszą, a całkowitym oddaniem się
sprawie swego Pana — Jezusa Chrystusa. Jest bezwzględny,
chociaż nikomu nie sprawia zgorszenia. Jest stanowczy, bez tego, aby
być niegrzecznym. Ta żołnierska służba jest jednakowoż jego
jedyną pasją. Wszystko inne musi zostać tej pasji podporządkowane.
Wojna
wymaga odwagi w obliczu niebezpieczeństwa. W Liście do Efezjan, 6,
13 i 14a czytamy takie słowa: „Dlatego weźcie zupełną zbroję
Bożą, abyście mogli dać odpór w dzień zły i wszystko
wykonawszy ostać się. Stójcież tedy przepasawszy biodra swoje
prawdą...“ Często zwracano na to uwagę, że uzbrojenie
chrześcijańskiego żołnierza, tak jak jest przedstawione w
szóstym rozdziale do Efezjan w wierszach 13—18, nie daje żadnego
zabezpieczenia dla pleców i dlatego nie przewiduje możliwości
odwrotu. Ale dlaczegóż miałby w ogóle w rachubę wchodzić
odwrót? Przecież „w tym wszystkim przezwyciężamy przez tego,
który nas umiłował“. Przecież nikt nie może mieć powodzenia w
walce przeciwko nam, skoro Bóg jest z nami. Jeśli zwycięstwo jest
zapewnione — zanim jeszcze rozpoczęliśmy się bić, jakże
moglibyśmy kiedykolwiek myśleć o odwrocie? A oto wiersz zacytowany
przez Amy Carmichael:
Czy
ma to znaczenie, czy dział mam z zwycięzcą,
Czy
zginąć mam z tym, co upada?
To
tchórz tylko grzeszy, lecz ja pragnę męstwo
Okazać
— a obcą mi zdrada!
Wróg
z siłą ogromną naciera, a ostrze
Mi
pękło u miecza, o Panie!
O
dumne ich szyki, o broń się nie troszczę! —
Tyś
ze mną — więc spełnię zadanie!
Rozdział
9.
PANOWANIE
NAD ŚWIATEM
Bóg
powołał nas do panowania nad światem. Nigdy nie było Jego
zamiarem, abyśmy byli tylko „nędznym człowieczkiem“,
zajmującym się jakąś mało znaczącą sprawą.
Gdy
Bóg na początku stworzył człowieka, dał mu panowanie nad
całą ziemią. Ukoronował go czcią i chwałą, i wszystkie
rzeczy położył w poddaństwie pod nogi jego. Człowiek został
przyodziany, dostojeństwem — zaledwie odrobinkę mniejszym od
aniołów.
Ale
gdy Adam zgrzeszył, utracił wiele z tej godności, która przyznana
mu została Bożym dekretem. Zamiast władać w niepodzielny sposób,
sprawował potem tylko rządy nad królestwem, które nie było
w całej pełni jego własnym.
Ale
oto w Ewangelii dana nam jest w pewnym sensie możliwość odzyskania
tej władzy. Teraz nie chodzi już o kontrolę i władzę nad
warczącymi psami albo nad jadowitymi żmijami — ale chodzi
raczej o pozyskanie pogan jako naszego dziedzictwa, które ma być aż
do końca ziemi. A oto co pisze na ten temat J.H. Jowett:
„Prawdziwy imperializm — to znaczy władać przez moralną i
duchową potęgę; to pozyskać sobie serca i władać poprzez tę
ogromną atrakcję, jaką stanowi promieniejące, czyste i Bogu
poświęcone życie“.
Jeśli
chodzi o ścisłość — tego rodzaju dostojeństwo
chrześcijańskiego powołania było Adamowi zupełnie nieznane.
My bowiem jesteśmy współpracownikami Bożymi w dziele odkupienia
świata. Dinsdale T. Young tak pisze: „Naszym posłannictwem jest
namaszczanie ludzi w imieniu Pańskim do królewskiego życia, do
suwerennej władzy nad swoim „ja“, do służby dla prawdziwego
Królestwa“.
Ale
w dzisiejszym życiu w większości wypadków tragedią jest właśnie
to, że nie zdajemy sobie sprawy z naszego wysokiego powołania.
Jesteśmy przeważnie zadowoleni ze spędzania naszych lat w
czynieniu się „ważnym“ w stosunku do naszych poddanych, albo
aby być „wielkim wśród małych...“ My się czołgamy zamiast
wzbijać się w przestworza. Jesteśmy niewolnikami, zamiast być
królami. Mało jest takich, którzy by mieli wizję, aby żądać
całych krajów dla Chrystusa.
Spurgeon
był w tym względzie wyjątkiem. Oto pełne dynamicznej mocy
słowa, które napisał do swego syna:
„Nie
chciałbym, abyś będąc powołanym przez Boga, by stać się
misjonarzem, umarł jako milioner.
Nie
podobałoby mi się, gdybyś mając dary po temu, aby stać się
misjonarzem, zszedł na marne i skończył będąc tylko królem.
Czyż
można bowiem porównać wszystkich królów, wszystkich
szlachetnego rodu, wszystkie diademy — wszystko razem... z
dostojeństwem pozyskiwania dusz dla Chrystusa, z tym specjalnym
honorem budowania dla Chrystusa, i to nie na fundamencie założonym
przez kogoś innego, ale opowiadając Chrystusa i Jego Ewangelię w
krajach dalekich“.
Dalszym
wyjątkiem był John Mott, dobrze znany mąż stanu, a równocześnie
misjonarz. Gdy prezydent Coolidge poprosił go, aby przyjął
stanowisko ambasadora w Japonii, Mott odpowiedział: „Panie
Prezydencie! Od kiedy Bóg powołał mnie, aby być Jego ambasadorem,
uszy moje są jakby głuche na wszelkie inne propozycje“.
Billy
Graham opowiada o trzecim wyjątku. A oto jego słowa: „Gdy
Standard Oil Company szukało reprezentanta na Dalekim Wschodzie,
wybrali sobie na to stanowisko pewnego misjonarza. Zaofiarowali mu
dziesięć tysięcy, ale odmówił. Dwadzieścia pięć tysięcy —
ale odmówił. Pięćdziesiąt tysięcy — i jeszcze raz odmówił.
Wówczas powiedzieli: „Co panu jeszcze nie odpowiada?“ A on
odpowiedział: „Wasza cena jest dobra, ale wasza praca jest
dla mnie za mała. Bóg powołał mnie do pracy misyjnej“.
Powołanie
chrześcijańskie jest najszlachetniejszym ze wszystkich. Jeśli
tylko zdamy sobie sprawę z tego, nasze życie natychmiast
stanie się pełne polotu. Nie będziemy więcej mówili o sobie jako
o kimś, który ma powołanie, „aby być instalatorem“, albo „aby
być fizykiem“, albo „powołanym, aby być dentystą“. Raczej
będziemy widzieć samych siebie jako „powołanych, aby być
apostołami“, a wszystkie inne rzeczy będziemy traktowali jako
skromne środki do życia.
Będziemy
widzieli samych siebie jako powołanych do opowiadania Ewangelii
wszystkiemu stworzeniu, aby czynić uczniami wszystkie narody,
zanieść ewangelię na cały świat.
Jakże
więc świat zostanie osiągnięty dla Chrystusa przez Ewangelię w
naszym pokoleniu? Odpowiedź — tylko przez mężów i niewiasty,
którzy miłują Boga z całego serca i którzy miłują
bliźniego swego jak siebie samego. Tylko poświęcenie, tylko
oddanie, które płynie z nieśmiertelnej miłości — może w ogóle
dokonać tego dzieła.
Tych,
których przyciska miłość Chrystusowa, Pan będzie mógł użyć
do każdego dzieła, a żadne poświęcenie nie będzie dla nich zbyt
wielkie. Będą czynić z miłości dla Niego takie rzeczy, których
nigdy by się nie byli podjęli dla ziemskiego zysku. Nie będą
nawet życia swego uważali za coś drogiego. Oddadzą wszystko i
poświęcą wszystkie siły, byle tylko ludzie mogli zostać
uratowani przed zgubą, spowodowaną brakiem znajomości
Ewangelii.
A
oto krótki wiersz Jamesa A. Stewarta:
Daj,
ukrzyżowany Panie, abym umiał szczerze,
Tak
jak Ty miłować zawsze dusze martwe w wierze. Racz zachować nas na
co dzień w ścisłej społeczności, Niech Golgota, dla straconych,
uczy nas miłości.
Jeśli
pobudką wielkiego naszego poczynania nie jest miłość —
sprawa jest z góry przegrana! Nic nam nie pomoże. Usługiwanie
Słowem staje się niczym więcej jak tylko cymbałem brzmiącym
albo miedzią brzęczącą. Gdy jednak miłość jest gwiazdą
przewodnią i jeśli ludzie idą do służby Pańskiej ogarnięci
płomieniem miłości dla Chrystusa, to żadna moc nie może
zatrzymać potężnego postępu Ewangelii.
Wyobraź
sobie gromadkę uczniów całkowicie oddanych Jezusowi Chrystusowi,
pędzonych miłością dla Niego, przejeżdżających przez lądy
i morza jako heroldowie pełnego chwały poselstwa, nieustannie
i bez znużenia prących naprzód do nowych okręgów — by w każdym
sercu, z którym się spotkają, odnaleźć duszę, dla której
Chrystus umarł, chcąc, by każda dusza stała się uwielbiającym
członkiem Kościoła Zbawiciela — i to już przez całą
wieczność! Jaką metodą posługują się ci ludzie, już będący
uczestnikami innego świata, aby obwieszczać Chrystusa?
Nowy
Testament wydaje się przedstawiać dwa zasadnicze sposoby osiągania
świata Ewangelią: Pierwszym sposobem jest publiczne kazanie, a
drugim to osobiste świadczenie o Panu pojedynczym osobom,
czyniąc ich uczniami Mistrza.
Jeśli
chodzi o ten pierwszy sposób, był on powszechnie używany przez
Pana Jezusa i przez Jego uczniów. Gdziekolwiek ludzie się
zgromadzali, tam była sposobność po temu, aby opowiadać Dobre
Wieści. W ten sposób widzimy zebrania ewangelizacyjne na placach
targowych, w więzieniach, w synagogach, na plażach, a także
nad brzegami rzek. Pilność i potężny charakter poselstwa
uczynił to rzeczą nie do pomyślenia, aby je ograniczać tylko do
tych miejsc, gdzie zazwyczaj się odbywały nabożeństwa.
Drugą
metodą propagowania wiary chrześcijańskiej jest osobiste
świadczenie poszczególnym ludziom. Tej metody użył Pan Jezus
ćwicząc Swoich dwunastu. Powołał sobie tę małą gromadkę
mężów, aby byli z Nim, i aby ich wreszcie posłać do pracy. Dzień
po dniu pouczał ich o prawdach Bożych, stawiał przed nimi
zadanie, do którego byli powołani, ostrzegał ich przed
niebezpieczeństwami i trudnościami, z którymi się mieli spotykać,
wtajemniczał ich w osobiste, zakryte przed innymi, rady Boże i
uczynił ich Swymi współpracownikami w realizowaniu pełnego
chwały, a jak trudnego do wykonania Bożego planu. Wreszcie posłał
ich jako owce pomiędzy wilki. Napełnieni mocą Ducha Świętego
poszli, aby powiedzieć całemu światu o zmartwychwstałym,
uwielbionym Zbawicielu, który wstąpił na niebiosa. Skuteczność
tej metody została potwierdzona faktem, że ta mała gromadka
uczniów, zredukowana do liczby jedenastu (po odpadnięciu zdrajcy),
dokonała całkowitego przewrotu na całym świecie —
pozyskując go dla Jezusa Chrystusa.
Apostoł
Paweł nie tylko sam tę metodę stosował, ale również gorąco
prosił Tymoteusza, aby uczynił to samo. „A coś słyszał ode
mnie, przy wielu świadkach, to powierz ludziom wiernym, którzy by
zdolni byli i innych nauczać“ (2 Tym. 2,2). Pierwszym krokiem jest
staranny i w modlitwie dokonany wybór wiernych ludzi. Drugim
krokiem jest podzielenie się z nimi cudowną wizją. Trzecim zaś
jest wysłanie tych właśnie mężów, aby czynili innych uczniami.
(Przeczytaj: Mat. 28,19).
Dla
tych, którzy pragną wielkich i licznych tłumów, ta metoda
będzie się wydawała nudną i zbyt pracochłonną. Ale Bóg wie, co
robi, a Jego metody są bez wątpienia najlepsze. Bóg może dokonać
więcej przy pomocy kilku całkowicie poświęconych i oddanych
Mu uczniów, aniżeli przez wielką armię zadowolonych z siebie
religijnych ludzi.
Wychodząc
do pracy w imieniu Chrystusa uczniowie przestrzegają pewnych
podstawowych zasad, które są wytyczone w Słowie Bożym. Po
pierwsze są oni mądrzy jako węże, a jednak niewinni i
nieszkodliwi jako gołębice. Wszystkie swe potrzeby, a więc
zarówno mądrość jak i inne cechy, otrzymują na trudnej swojej
drodze bezpośrednio od Boga. Są pokorni i cisi w swoich kontaktach
z innymi współbliźnimi. Nikt nie potrzebuje się obawiać jakiegoś
aktu przemocy z ich strony. Ludzie mogą się bać tylko i wyłącznie
ich modlitw i ich niepokonanego świadectwa.
Tacy
uczniowie trzymają się z dala od wszelkiej polityki tego świata.
Nie uważają się za powołanych do walczenia z jakąkolwiek formą
rządu, albo polityczną ideologią. Mogą działać pod
jakąkolwiek formą rządu i być temu -rządowi lojalnie poddani —
do punktu, w którym by się od nich żądało kompromisu w ich
świadectwie, albo zaparcia się swego Pana. Wtedy odmawiają
posłuszeństwa i poddają się wynikającym stąd konsekwencjom.
Ale nigdy nie konspirują przeciwko jakiemuś ludzkiemu rządowi, ani
też nie angażują się w żadnych przewrotowych taktykach.
Czyż Pan nie powiedział:- „Gdyby królestwo moje było z
tego świata, słudzy moi walczyliby!“ Ale ci ludzie są
ambasadorami niebiańskiego kraju i dlatego przechodzą przez
ten świat jako pielgrzymi i jako obcy.
Są
oni absolutnie szczerzy i rzetelni we wszystkich swoich poczynaniach.
Unikają wszelkiego rodzaju kłamstwa i podstępnych wymówek.
Ich „tak“ oznacza tak, a ich „nie“ oznacza nie. Nie chcą się
zgodzić na używanie popularnie przyjętego „kłamstwa z
konieczności“ i nigdy nie uważają, że cel uświęca środki.
Pod żadnym warunkiem nie godzą się na to, aby czynić zło po
to, aby stąd wynikło coś dobrego. Każdy z nich jest niejako
ucieleśnieniem sumienia i wolałby raczej umrzeć, aniżeli
popełnić grzech.
Dalszą
zasadą, która nieodmiennie towarzyszy tym ludziom jest to, aby
swoją pracę zakotwiczać zawsze w miejscowym zborze. Wychodzą na
pole żniwa Bożego tego świata, aby zdobywać dusze dla Pana
Jezusa, ale tych, którzy się nawracają, wprowadzają do
społeczności miejscowego zboru, gdzie mogą być posileni i
zbudowani w najświętszej, Bożej wierze. Prawdziwi uczniowie
zdają sobie sprawę z tego, że miejscowy zbór jest Bożym ogniwem
tutaj na ziemi, służącym do propagowania wiary, i że
najlepsza i najtrwalsza praca jest budowana właśnie w ten sposób.
Uczniowie
stosują mądrość poprzez unikanie wszelkiego zaplątywania się w
jakiekolwiek związki. Wytrwale odmawiają zezwolenia na
kierowanie ich poczynaniami przez jakiekolwiek ludzkie
organizacje. Swoje rozkazy otrzymują bezpośrednio z Nieba. Nie
znaczy to, że działają bez zaufania i poparcia swej pracy ze
strony członków miejscowego zboru. Wręcz przeciwnie. Tego
rodzaju poparcie i modlitwy swoich współbraci w zborze uważają za
potwierdzenie Bożego powołania ich do służby. Z całym jednak
naciskiem twierdzą, że usługiwanie Chrystusowi w posłuszeństwie
Jego Słowu i że otrzymywanie kierownictwa wprost od Niego — jest
rzeczą najkonieczniejszą.
Wreszcie
— uczniowie tacy unikają rozgłosu. Starają się pozostawać
zawsze na uboczu. Ich celem jest uwielbianie Chrystusa i rozsławianie
Jego Imienia. Nie szukają dla siebie wielkich rzeczy. Nie chcą też
objawiać swojej strategii diabłu. Pracują więc cicho i nie
ostentacyjnie, nie dbając ani o ludzką chwałę, ani o ludzką
krytykę, bo wiedzą, że najlepszym i najpewniejszym miejscem,
w którym się dowiedzą o rezultatach swoich prac — będzie Niebo.
Rozdział
1O.
PROBLEM
MAŁŻEŃSTWA W ŻYCIU UCZNIA CHRYSTUSA
„Albowiem
są trzebieńcy... którzy się sami wytrzebili dla królestwa
niebieskiego. Kto może pojąć, niechaj pojmuje“ (Mat. 19,12).
Jednym
z najważniejszych pytań w życiu, wobec którego staje każdy uczeń
Pański jest to, czy Bóg powołał go do życia w stanie małżeńskim,
czy też w celibacie. Sprawa ta jest całkowicie uzależniona od
indywidualnego kierownictwa ze strony Pana. Nikt nie może
narzucać innym jakichś przepisów w tym względzie, a mieszanie się
do tej tak żywotnej sprawy jest rzeczą bardzo niebezpieczną.
Ogólnie
mówiąc, Słowo Boże naucza, że małżeństwo zostało
ustanowione przez Boga dla rodzaju ludzkiego, przy czym miał On
kilka celów na względzie:
- Zostało ustanowione, aby człowiek miał towarzystwo i przyjemność. Bóg widział, że nie jest dobrze być człowiekowi samemu — jak czytamy w 1 Mojż. 2,18.
- Zostało ustanowione w celu zachowania gatunku. Widzimy to z rozkazu, który wydał Pan słowami: „Rozradzajcie się i rozmnażajcie, i napełniajcie ziemię; i czyńcie ją sobie poddaną” (1 Mojż. 1,28).
- Zostało ono ustanowione w celu zachowania czystości rodziny i społeczeństwa. Apostoł Paweł pisze w 1 Kor. 7,2: „Ale ze względu na wszeteczeństwo niech każdy ma swoją własną żonę“.
Nie
ma niczego w Słowie Bożym, co miałoby poddawać myśl, że
małżeństwo nie da się pogodzić z czystością, poświęceniem i
służbą dla Chrystusa. Wręcz przeciwnie. Słowo Boże przypomina w
Liście do Żydów, rozdział 13,4 pierwsza jego część:
„Małżeństwo u wszystkich niech będzie poważane i łoże
niepokalane“. Czytamy też wyraźnie w księdze Przypowieści
Salomonowych w rozdziale 18,22, że „kto znalazł żonę, znalazł
rzecz dobrą“. Słowa, które są zapisane w księdze Kaznodziei
Salomonowego w 4 rozdziale wiersz 9, a mianowicie: „Lepiej jest we
dwóch być, niż jednemu“ często uważa się za odnoszące
się właśnie do małżeństwa. Szczególnie w wypadku jeśli tych
dwoje ludzi jest połączonych w służbie dla Pana. Powiększona
skuteczność takiego wspólnego działania jest treścią 30-go
wiersza, 32 rozdziału Księgi 5 Mojż., gdzie czytamy, że „jeden
z nich uganiał tysiąc, a dwaj goniliby dziesięć tysięcy“.
A
jednak, jakkolwiek małżeństwo jest wolą Bożą dla rodzaju
ludzkiego ogólnie mówiąc, nie jest ono z konieczności wolą Bożą
dla każdego pojedynczego człowieka. Jakkolwiek każdy człowiek
niewątpliwie ma prawo wstąpić w związek małżeński, to jednak
uczeń Pana Jezusa może zrezygnować z tego prawa w celu oddania się
całkowicie i bez żadnej przeszkody służbie Chrystusa.
Jak
już wspominaliśmy Pan Jezus zwrócił na to uwagę, że w Jego
Królestwie będą tacy, którzy staną się jakoby rzezańcami
dla Niego. A oto słowa z rozdziału 19 Ewangelii Mateusza,
wiersz 12: „Albowiem są rzezańcy, którzy się tak z żywota
matki narodzili, są też rzezańcy, którzy są od ludzi
wytrzebieni. Są też rzezańcy, którzy się sami wytrzebili dla
królestwa niebieskiego. Kto może pojąć niechaj pojmuje!“
W
takim wypadku jest to całkowicie osobista i dobrowolna ofiara i
ślub, który podejmuje jakaś osoba z dwóch powodów:
Po
pierwsze, jeśli odczuwa wyraźne kierownictwo Boże, aby pozostać
wolnym od związku małżeńskiego, i po drugie, jeśli ma pragnienie
oddać się bardziej jeszcze pracy Pańskiej bez dodatkowych
obowiązków płynących z życia, rodzinnego.
W
tym trzeba oczywiście mieć całkowitą pewność, że Bóg nas ku
tej sprawie powołuje. (Czytajmy 1 Kor. 7,7 druga część). Tylko w
takim wypadku uczeń może być pewny, że Pan da mu także łaskę
potrzebną ku wytrwaniu w tym stanie. Po drugie musi to być sprawa
dobrowolności. Wszędzie tam, gdzie celibat jest sprawą kościelnego
przymusu, zachodzi bardzo wielkie niebezpieczeństwo nieczystości i
niemoralności.
Apostoł
Paweł podkreślał wyraźnie, że nieżonaty albo niezamężna
niewiasta może poświęcić się bardziej jeszcze służbie
Króla. W pierwszym Liście do Koryntian w rozdziale 7, 32.33 czytamy
takie słowa: „Ale chcę, abyście byli bez trosk: nieżonaty
troszczy się o rzeczy Pańskie, jak się podobać Panu; a żonaty
troszczy się o rzeczy tego świata, jak się podobać żonie“.
Dla
tejże przyczyny apostoł wyraził życzenie, aby ci, którzy
nie są jeszcze w związku małżeńskim, względnie wdowy i wdowcy,
pozostali w takim stanie, w jakim byli, tzn. nie wstępowali w nowy
związek małżeński (proszę przeczytać 1 Kor. 7,7.8).
Nawet
na tych, którzy już są w związku małżeńskim, apostoł
nalega, aby ze względu na krótkość naszego czasu
podporządkowali- wszystko wielkiemu zadaniu zwiastowania
dobrych Wieści tj. ogłaszania Ewangelii Chrystusowej. Czytamy
o tym
wyraźnie w 1 Kor. 7,29—31. „A to mówię, bracia, ponieważ
czas pozostały krótki jest, ażeby i ci, którzy żony mają,
byli, jakby ich nie mieli, a którzy płaczą, jakby nie płakali, a
którzy się radują, jakby się nie radowali, a którzy kupują,
jakby nie posiadali, a którzy używają tego świata, jakby go nie
używali; bo przemija kształt tego świata“.
Z
całą pewnością nie oznacza to, aby mąż, który ma żonę
i dzieci,
albo żona, która ma męża, zaniechali spełniania swoich
obowiązków rodzinnych, odeszli od swoich najbliższych i wyruszyli
w świat jako misjonarze. Oznacza to jednakowoż, że nie mają
śmiałości żyć tylko dla przyjemności i satysfakcji życia
rodzinnego, że nie wolno używać swojej żony i dzieci jako
wymówki, by zostawić Chrystusowi dopiero drugie miejsce w swoim
życiu.
C.
T. Studd obawiał się, że jego narzeczona może do tego stopnia nim
się zająć, że Pan Jezus stałby się dopiero drugim w jej życiu.
Ażeby tego uniknąć ułożył dla niej mały wierszyk, który
miała odtąd recytować sobie na każdy dzień. A oto te słowa:
„Ja
kocham Cię. Jezu,
Ty
jesteś mi bliższy
I
droższy niż Józio,
Mój
chłopiec najmilszy”.
Pamiętajmy
o słowach apostoła Pawła: „A to mówię bracia, bo czas
pozostały krótki jest, ażeby ci którzy żony mają, byli jakby
ich nie mieli“.
Tragedią
niejednego ucznia Pańskiego było naprędce skojarzone
małżeństwo, albo małżeństwo, do którego wszedł bez właściwego
kierownictwa Bożego, często bowiem diabeł odwodził w ten
sposób od prawdziwej drogi najwydajniejszego życia dla Pana. Wielu
tych, którzy pragnęli zostać pionierami, stracili swoją
karierę niepodzielnej służby dla Chrystusa przy małżeńskim
ołtarzu.
A
oto co pisze Gustafson: „Małżeństwo jest gorzkim wrogiem
wypełniania woli Chrystusowej, aby wszyscy o Nim słyszeli.
Małżeństwo jest oczywiście dane przez Boga, ale jeśli staje się
barierą dla wykonywania woli Bożej, wtedy jest użyte źle.
Moglibyśmy wymienić wielu, zarówno mężczyzn jak i kobiety,
którzy mieli konkretne powołanie, aby pójść na zagraniczne
pola misyjne, a nigdy się tam nie znaleźli, ponieważ ich
partnerzy (małżonkowie) ich wstrzymali. Nic, nawet przez Boga dane
błogosławieństwo posiadania towarzysza życia, nie śmie
przeszkodzić człowiekowi w osiąganiu celu, jaki Bóg przed jego
życiem postawił. Dzisiaj dusze umierają bez Chrystusa — ponieważ
nasi ukochani zajęli pierwsze miejsce przed wolą Bożą“.
Celibat
byłby więc może rzeczą szczególnie ważną i zalecaną w
życiu pioniera. W książeczce pod tytułem: „Ambasadorowie
dla Chrystusa“ czytamy takie słowa: „Mężowie i niewiasty,
którzy idą w straży przedniej, muszą niekiedy odmawiać
sobie nawet i konieczności życiowych, już nie mówiąc o jakichś
nawet skromnych przyjemnościach. Obowiązkiem ich jest cierpieć złe
— jako dobrym żołnierzom Jezusa Chrystusa, którzy nie troszczą
się i nie gmatwają się w żadne sprawy tego życia. Są to jakby
zawodnicy, którzy nie znoszą, aby im przeszkadzały w biegu
jakiekolwiek ziemskie ciężary. Jest to powołanie, jest to
szczególna służba, jest to posłannictwo do wypełnienia
specjalnych zadań“.
Ale
ci, którzy takie powołanie od Pana przyjęli — otrzymują
szczególną nagrodę. W Ewangelii wg Św. Mateusza rozdz. 19,28.29
czytamy takie słowa: „Zaprawdę powiadam wam, iż wy, którzyście
za mną poszli... a każdy który opuścił domy, albo braci, albo
siostry, albo ojca, albo matkę, albo żony, albo dzieci, albo
rolę dla imienia mego, stokroć tyle weźmie i żywot wieczny
odziedziczy“.
Rozdział
11
OBLICZANIE
NAKŁADU
Pan
Jezus nigdy nie usiłował zachęcać ludzi, albo przymuszać
ich do jakiegoś „byle, byle“ wyznawania wiary. Nie starał się
też pozyskać wielkich tłumów poprzez głoszenie poselstwa,
które by było atrakcyjnym dla mas.
Wręcz
przeciwnie. Kiedykolwiek ludzie zaczynali tłumnie iść za Nim,
zwykł był zwracać się do nich i przedstawiać im, jak bardzo
surowym warunkom musi odpowiadać Jego uczeń, w rezultacie czego
bardzo wielu się zniechęcało.
Pewnego
razu Pan Jezus rozmawiając z tymi, którzy chcieli iść za Nim,
przestrzegł ich, aby najpierw dokładnie obliczyli koszt,
obrachowali ile ich to będzie kosztowało i powiedział tak:
(czytamy Ew. Łukasza 14,28—32) „Bo któż z was jest, który
chcąc zbudować wieżę, nie usiadłby pierwej i nie obrachował
nakładu, czy ma to, czym by ją mógł dokończyć? Aby czasem, gdy
założy fundament i nie będzie mógł dokończyć, wszyscy,
którzy by to widzieli, nie poczęli się naśmiewać z niego,
mówiąc: Ten człowiek począł budować i nie mógł dokończyć.
Albo, który król jadąc na wojnę potykać się z drugim
królem, usiadłszy, nie radzi się pierwej, czy by mógł w dziesięć
tysięcy potykać się z tym, który we 20 tysięcy idzie przeciwko
niemu? A jeśli nie, to gdy tamten jeszcze jest daleko,
wyprawiwszy posłów do niego, prosi o pokój“.
Tutaj
życie chrześcijanina Pan Jezus przyrównał do budowania
budynku względnie do wyprawy na wojnę.
Byłoby
głupstwem rozpocząć budowanie wieży, powiada nasz Pan, jeśli się
nie ma dostatecznej ilości pieniędzy, aby ją dokończyć. W
przeciwnym bowiem razie niedokończona budowa będzie stała jako
pomnik, świadczący o naszym braku przygotowania.
Jakież
to jest prawdziwe! To jest zupełnie coś innego powziąć decyzję
dla Chrystusa w ciepłej, uczuciowej atmosferze masowego
zebrania ewangelizacyjnego, ale zupełnie inną rzeczą jest zaprzeć
się samego siebie, wziąć swój krzyż na każdy dzień i iść
za Chrystusem. Jakkolwiek nic nas to nie kosztuje, aby się stać
chrześcijaninem, to jednak bardzo wiele nas kosztuje, aby dzień za
dniem chodzić wytrwale drogą ofiarności, oddzielenia się od
świata i cierpienia dla Chrystusa. Jest zupełnie czymś innym
dobrze wystartować w chrześcijańskim wyścigu, a wytrwać w tym
biegu dzień za dniem, przy pięknej pogodzie i w czasie burz, w
okresach powodzenia, ale także i w przeciwnościach, w radości i w
smutku.
Patrzy
na nas krytyczny świat, a kierowany jakimś dziwnym instynktem
zdaje sobie sprawę z tego, że ideały chrześcijanina
zasługują na poświęcenie wszystkiego albo niczego. Kiedy
widzi człowieka, który całkowicie oddaje się Chrystusowi, może
się z niego śmiać, może sarkać, może narzekać, ale
wewnętrznie ma dla niego głęboki respekt, jako dla człowieka,
który bez względu na następstwa oddaje się całkowicie
Chrystusowi. Ale gdy widzi człowieka, który tylko połową
serca służy Chrystusowi, to patrzy na niego z pogardą. Wówczas
zaczyna się z niego śmiać, mówiąc: „Ten człowiek
rozpoczął budować, a nie jest w stanie budowy dokończyć.
Zrobił wielki ruch w chwili swego nawrócenia, a teraz jest bardzo
do nas wszystkich podobny! Rozpoczął z ogromną szybkością, a
teraz ledwie mu się koła obracają!“
Dlatego
Zbawiciel powiedział: „Obliczajcie raczej, ile was to będzie
kosztowało!“
Jego
następna ilustracja przedstawia króla, który właśnie miał
zamiar wypowiedzieć wojnę drugiemu królowi. Czyż nie było to
słuszne, że najpierw się zastanowił, czy jego dziesięć tysięcy
żołnierzy będzie w stanie pokonać armię wroga, dwa razy większą
liczebnie? Byłoby to szaleństwem, gdyby najpierw wypowiedział
wojnę, a potem dopiero się rozmyślił, że jego armia jest za
słaba — gdy już obie armie do siebie się zbliżają. Wtedy
miałby tylko jedno wyjście: podnieść białą flagę, poddać się
i wysłać parlamentariuszy, którzy by pełzając w prochu, pokornie
prosili o warunki pokoju.
Nie
jest żadną przesadą, gdy porównujemy życie chrześcijanina
do wojny. Są bowiem i tutaj potężne, wrogie siły —jest świat,
ciało i diabeł. Są też rzeczy, które nas zniechęcają, jak
przelewanie krwi i cierpienia. Są długie, męczące godziny
czuwania, jest tęsknota za światłem dziennym, są łzy, ciężka
praca i doświadczenia. Jest także na każdy dzień śmierć.
Każdy,
który wyrusza za Chrystusem, winien pamiętać
o Getsemane,
o Gabacie, o Golgocie i obliczyć koszt. Albo chce oddać się
całkowicie Chrystusowi, albo będzie musiał się poddawać, a
wtedy będzie to dla niego okropną hańbą i poniżeniem.
W
tych dwóch przykładach Pan Jezus ostrzega swoich słuchaczy przed
pochopnym podejmowaniem decyzji, aby się stać Jego uczniem. On mógł
im obiecać tylko prześladowanie, ucisk i wszelkie trudności.
Dlatego powinni najpierw obliczyć ile ich to będzie kosztowało!
A
jakim jest ten koszt? Następny wiersz odpowiada na to pytanie:
„Tak
i każdy z was, kto by się nie wyrzekł wszystkich majętności
swoich, nie może być uczniem moim“ (Łuk. 14,33).
Kosztuje
to więc „wszystko“ co człowiek posiada i kim jest. Tyleż
kosztowało i Zbawiciela przyjście tutaj, i nie może to kosztować
mniej tych, którzy chcą iść za Nim w ślad. Jeśli On, który
będąc ponad wszelki opis bogaty — dobrowolnie stał się ubogim,
to czyż uczniowie Jego zdobędą koronę mniejszym kosztem?
Wreszcie
Pan Jezus podsumował swój wykład następującymi słowami:
„Dobra
jest sól, lecz jeśli sól zwietrzeje, czymże ją naprawić?“
(Łuk. 14,34).
Zdaje
się, że w czasach biblijnych ludzie nie mieli czystej soli —
takiej, jaką my mamy na naszych stołach dzisiaj. Ich sól miała
rozmaite zanieczyszczenia — jak piasek itd. W jakiś sposób było
to możliwe, że sól traciła swoją słoność, a to, co pozostało,
miało tylko jedno przeznaczenie: wyrzucenie na śmietnik. Nawet nie
można było tego używać jako nawozu. Niekiedy używano takich
odpadków do wysypywania ścieżek. „Na nic się już nie przyda,
tylko aby była precz wyrzuconą
i przez
ludzi podeptaną“ (Mat. 5,13).
Przykłady
te mają tylko jedno, całkiem jasne znaczenie: Życie chrześcijanina
ma tylko jeden wielki cel, a mianowicie: aby uwielbiać nim Boga i
całkowicie je wylewać dla Niego. Chrześcijanin może stracić swój
smak przez gromadzenie skarbów tutaj na ziemi, przez staranie
się o swoją własną wygodę, przyjemność, przez staranie się o
rozgłos tutaj na tym świecie, przez co w nierządny sposób zużywa
swoje życie i talenty dla tego niegodnego świata.
Jeśli
wierzący straci z oczu główny cel swego istnienia, to straci
wszystko. W takim wypadku nie jest ani pożyteczny, ani nawet nie
posiada wartości dekoracyjnej. Jego los — to tak jak los owej
soli, która straciła swoją słoność — być podeptanym
przez ludzi, przez ich pogardę, szyderstwa i przez ich gniew.
Ostatnie
słowa w 14-tym rozdziale Łukasza brzmią tak:
„Kto
ma uszy ku słuchaniu niechaj słucha“.
Często,
gdy Pan powiedział coś bardzo twardego, zwykł był kończyć tymi
słowami; tak jakby wiedział, że nie wszyscy ludzie te słowa
przyjmą, że będą tacy, którzy będą usiłowali wyargumentować,
wytłumaczyć inaczej to, co powiedział, zmienić sens tej
wypowiedzi i stępić ostrze Jego wymagań!
Wiedział
jednakowoż także i to, że będą i otwarte serca ludzi młodych i
starych, którzy zastosują się do Jego wymagań i którzy uznają
je za godne Jego Samego.
A
tak pozostawił nam drzwi otwarte. „Kto ma uszy ku słuchaniu,
niechaj słucha“. Ci, którzy słuchają, to ci właśnie, którzy
obliczyli koszt, a jednak powiedzieli:
„Postanowiłem
iść w ślad za Jezusem,
Choćbym
miał kroczyć tą drogą samotnie...
Choć
świat leży za mną, a przyszłość mnie krzyżem Obdarzy — to
ani nie mów o odwrocie!”
Rozdział
12.
CIEŃ
MĘCZEŃSTWA
Jeśli
człowiek całkowicie i prawdziwie odda się Panu Jezusowi
Chrystusowi, wówczas wydaje mu się sprawą mało ważną czy żyje,
czy umiera. Jedno tylko ma znaczenie, a mianowicie — aby Pan
był uwielbiony.
Gdy
czytamy książkę pt. „Triumf Jana i Betty Stam“ znajdujemy
nutę, która przewija się przez całą tę książkę, a
mianowicie: „Uwielbiony będzie Chrystus w ciele moim, czy to
przez życie, czy przez śmierć“ (Filip. 1,20).
Ta
sama nuta przewija się w pismach Jima Elliota. Gdy był jeszcze
studentem w Wheaton College napisał w swoim dzienniczku takie słowa:
„Jestem gotów umrzeć za Indian Aucas“.
Kiedy
indziej zaś napisał tak: „Ojcze, weź moje życie, tak, moją
krew nawet, jeśli chcesz, i straw je Twoim wszystko obejmującym
ogniem. Nie chcę ich ratować, albowiem nie są moimi ku ratowaniu.
Weź je, Panie, weź je w całości! Wylej moje życie jako ofiarę
na ołtarzu. Krew ma tylko wtedy wartość, jeśli płynie przed
Twoim ołtarzem“.
Wydaje
się, że wielu Bożych bohaterów osiągnęło ten punkt w swoich
doświadczeniach z Bogiem. Zdali sobie z tego sprawę, że „jeśliby
ziarno pszeniczne wpadłszy do ziemi nie obumarło, ono samo jedno
pozostaje; lecz jeśliby obumarło, obfity owoc przyniesie“ (Jan
12,24). I stali się gotowi być takimi ziarnami pszenicy.
Pan
Jezus uczył uczniów Swoich tego samego nastawienia: „Kto
straci życie swoje dla mnie, ten je zachowa“ (Łuk. 9,24).
Im
więcej o sprawie tej myślimy, tym bardziej mądrą i słuszną nam
się wydaje.
Po
pierwsze życie nasze i tak do nas nie należy. Należy ono bowiem do
Tego, który wartość naszą określił ceną Swojej
najdroższej krwi. Czyż możemy samolubnie trzymać się kurczowo
tego, co jest własnością kogoś innego? C. T. Stutdd odpowiedział
na to pytanie za siebie tymi słowami:
„Już
o tym słyszałem, iż Jezus zmarł za mnie, ale nigdy nie rozumiałem
tego, że jeśli On umarł za mnie, to ja już nie należę do samego
siebie. Odkupienie — to kupowanie z powrotem, a więc jeśli
należę do Niego, byłoby kradzieżą zachowywać to, co nie
jest moją własnością, a więc należy całkowicie oddać
wszystko Bogu. Gdy uświadomiłem sobie, że Jezus Chrystus umarł za
mnie, już mi nie było trudno poświęcić wszystko dla Niego“.
Po
drugie, my i tak wszyscy umrzemy, jeśli tymczasem nasz Pan nie
przyjdzie. Czyż byłoby większą tragedią umrzeć w służbie
Króla, aniżeli figurować na liście tych, którzy zginęli w
jakimś wypadku? Czyż Jim Elliot nie miał racji, gdy powiedział,
że „nie jest głupcem ten, który oddaje to, czego i tak zachować
nie może, aby zdobyć to, czego nie może utracić”?
A
po trzecie jest to niewątpliwie czymś logicznym, że jeśli Pan
Jezus umarł dla nas, to my powinniśmy przynajmniej tyle zrobić,
aby umierać za Niego. Jeśli sługa nie może być większym
aniżeli mistrz jego, czyż mamy prawo do tego, aby iść do Nieba
wygodniejszą drogą aniżeli Pan Jezus? Rozważanie tego faktu
sprawiło, że Studd powiedział takie słowa: „Jezus Chrystus jest
Bogiem i umarł za mnie, a więc żadna ofiara nie jest zbyt wielka,
którą ja mógłbym podjąć dla Niego“.
I
wreszcie na ostatek, jest to wprost karygodną rzeczą, aby czule
pielęgnować nasze życie, gdy przez jego obfite i pełne
ofiary oddanie, może popłynąć wieczne błogosławieństwo dla
naszych współbliźnich. Ludzie często ofiarowują swoje życie
w celu dokonania odkryć lekarskich. Inni ryzykują i tracą życie
swoje, aby wyratować swych kochanych z palących się budynków.
Jeszcze inni umierają na polu bitwy, aby wybawić swój kraj od
przemocy wroga. Zapytajmy się więc, jak wielką wartość posiada
życie innych ludzi dla nas? Czy możemy powiedzieć z F. W. H.
Myers:
„Wszędzie
wokoło widzę tak podobne oblicza, mówiącego hańbie miast chwały,
O
zniewoleniu — miast królów godności, pędzie za cieniami, co
szczęściem się zdały!
A
wtedy w mym sercu się zjawia pragnienie, które mną wstrząsa jak
trąby sygnały:
Ach,
by ich zbawić, dać życie swe za nich, za żywot ich, żywot
poświęcić swój cały!”
Nie
od wszystkich wymaga Bóg złożenia życia w sposób męczeński.
Stos, włócznia, gilotyna — są zarezerwowane dla stosunkowo
niewielu wybrańców. Ale każdy z nas może mieć ducha męczennika,
jego gorący zapał i ofiarną gotowość oddania swego życia —
cechującą męczennika. Każdy z nas może żyć tak, jak
człowiek, który już wszystko, a nawet życie swoje poświęcił
dla Chrystusa.
„Niech
przyjdzie cokolwiek — czy tęcza, korona,
Czy
krzyż albo burza, czy znój i brzemiona —
Mą
duszę i ciało dziś składam Ci, Panie,
Jak
ziarno — na pełne już ich zaoranie”.
Rozdział
13.
NAGRODY
OCZEKUJĄCE PRAWDZIWEGO UCZNIA
Życie,
które zostało oddane Panu Jezusowi, ma już samo w sobie wspaniałą
nagrodę. Jest nią radość i obfitość słodyczy, którą może
dać tylko chodzenie za Jezusem Chrystusem, co jest życiem, w
prawdziwym tego słowa znaczeniu.
Zbawiciel
często powtarzał te słowa: „Kto straci życie swoje dla
mnie, ten je zachowa“. Stwierdzamy, że ta wypowiedź jest jedną z
najczęściej pojawiających się wypowiedzi Pana Jezusa (patrz Mat.
10,39; 16,25; Marka 8,35; Łuk. 9,24; 17,33; Jana 12,25). Dlaczego
jest to powtórzone tak często? Czyż nie dlatego, że Pan tutaj
przedstawia jedną z najbardziej fundamentalnych zasad życia
chrześcijańskiego, a mianowicie to, że życie, o które się dba i
nad którym się rozczula, jest życiem zgubionym, ale życie wylane
dla Niego jest życiem znalezionym, zbawionym, pełnym radości,
życiem, które zachowuje się na całą wieczność?
Być
połowicznym chrześcijaninem znaczy nic innego, jak niepełna i
pełna biedy egzystencja. Ale całkowite oddanie się Jemu jest
najpewniejszym sposobem, aby cieszyć się najlepszą stroną
życia.
Być
prawdziwym uczniem to znaczy być niewolnikiem Jezusa Chrystusa i
znajdować w Jego służbie całkowitą wolność. Wspaniałą
wolność widzi się w życiu takich sług, którzy mogą powiedzieć:
„Ja kocham mego Mistrza, nie wyjdę od Niego na wolność!”.
Prawdziwego
ucznia nie łamią rozmaite głupie troski, sprawy
przechodzącego świata. Zajęty jest sprawami wieczności i podobnie
jak Hudson Taylor cieszy się z luksusu posiadania bardzo małej
ilości takich rzeczy, o które musiałby się troszczyć.
Uczeń
taki może być nieznany, a jednak bardzo dobrze znany; chociaż
ustawicznie umiera, to jednak stale żyje. Jest doświadczany, ale
niezabijany. Nawet w smutku się raduje. Jakkolwiek sam jest ubogi,
wielu ubogaca. Sam niczego nie ma, a jednak posiada wszystkie rzeczy.
(Przeczytaj 2 Kor. 6,9.10).
I
tak jak można z całą pewnością powiedzieć o życiu prawdziwego
ucznia Pańskiego, że jest ono duchowo najbardziej zadowalającym
życiem na tym świecie, można też z równie wielką pewnością
stwierdzić, że jest to życie, które otrzyma największą
nagrodę w przyszłym wieku. W 16 rozdziale Mateusza, wiersz 27
czytamy: „Albowiem Syn człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego z
Aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według uczynków jego“.
Dlatego
też mężem prawdziwie błogosławionym i w obecnym czasie i w
całej wieczności jest ten, który może powiedzieć wraz z
Borden of Yale: „Panie Jezu, ja usuwam ręce swoje od mojego życia.
Ciebie chcę posadzić na tronie mego serca. Zmień mnie, oczyść,
użyj mnie tak, jak Tobie się to będzie podobało“.
ZBAWICIEL
NASZ NIE CHCIAŁ...
Zbawiciel
nasz nie chciał, by zginął ktokolwiek,
Gdy
w chwale Swej usiadł na tronie.
Ujrzawszy
świat w nędzy, boleści, zaginięciu,
Z
miłości pochylił się w zgonie.
A
tu giną setki, tysiące wokoło,
Od
bólu aż serca pękają,
Pan
chce ich wybawić — lecz któż im to powie,
Gdy
w grzechu się z trwogą słaniają?
Zbawiciel
nasz nie chciał, by zginął ktokolwiek,
Więc
ciało przyoblekł boleści,
Bóg
przyszedł tu szukać zaginionych, pocieszać,
Złamanym
cudowne nieść wieści.
A
tu giną setki — już kończy się żniwo —
Żniwiarzy
brak, noc już nadchodzi;
A
Jezus cię woła, ach, pośpiesz!
Duszami
cennymi cię hojnie nagrodzi!
Dla
przyjemności — to nie brak ci czasu,
Lecz
nie masz go dla twego Pana;
Masz
czas na kłopoty, zabawki — a z grzesznym
Kto
wspólnie ma paść na kolana?
Kto
powie ginącym o szczęściu, wieczności,
Kto
zechce głód serc zaspokoić?
Kto
mdłych, obciążonych przywiedzie do Zbawcy,
Płaczących
— do wiecznej ostoi?
Zbawiciel
nasz nie chciał, by zginął ktokolwiek,
A
ja, Jego uczeń, czy mogę
Żyć
nadal wygodnie, gdy giną wokoło —
Patrz!
W oczach ich łzy widać, trwogę!
Tak!
Giną setki, tysiące... ach, proszę,
Me
serce ożywić chciej, Panie!
Bym
świat zaniedbawszy, z wiecznością na oku,
Wypełnił
miłości zadanie!
LUCY
R. MEYER
Komentarze
Prześlij komentarz