" Mieszkaj w Chrystusie" ~ A.Murray
Andrew
Murray
MIESZKAJ W CHRYSTUSIE
Rozważania na temat
błogosławionego życia
w społeczności z Synem Bożym
„Mieszkajcie we mnie, a Ja w was”
TEOFILOS
Książki dla miłujących
Boga
Tytuł
oryginału: Abide
in Christ
Tłumaczenie
i redakcja: Zespół
Skład
i naświetlanie: Kazimierz
Leja
ISBN
83–901362–1–X
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
1.
Do którego przyszedłeś
2.
A znajdziesz ukojenie dla swojej duszy
3.
A On cię zachowa
4.
Jak latorośl w winnym krzewie
5.
Tak jak przyszedłeś do niego przez wiarę
6.
Gdyż sam Bóg połączył cię z nim
7.
On jest twą mądrością
8.
On jest twoją sprawiedliwością
9.
On jest twoim poświęceniem
10.
On jest twoim odkupieniem
11.
Ukrzyżowanym
12.
Sam Bóg utwierdza nas w nim
13.
W każdej chwili
14.
Dzień po dniu
15.
Teraz
16.
Porzucając wszystko dla niego
17.
Przez Ducha Świętego
18.
W ciszy swej duszy
19.
W cierpieniach i trudnościach
20.
Abyś przyniósł wiele owocu
21.
A twoje modlitwy będą pełne mocy
22.
I jego miłości
23.
Jak Chrystus mieszka w Ojcu
24.
W posłuszeństwie jego przykazaniom
25.
Aby twa radość była zupełna
26.
I w miłości do braci
27.
Abyś więcej nie grzeszył
28.
I w jego mocy
29.
I nie polegaj na sobie
30.
Pośredniku nowego przymierza
31.
Uwielbionym
Ewangelia
Jana 15, 1–12
1.
Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest
winogrodnikiem.
2.
Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą,
która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc.
3.
Wy jesteście już czyści dla słowa, które wam głosiłem;
4.
Trwajcie we mnie, a Ja w was. Jak latorośl sama z siebie nie może
wydawać owocu, jeśli nie trwa w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we
mnie trwać nie będziecie.
5.
Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we
mnie a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić
nie możecie.
6.
Kto nie trwa we mnie, ten zostaje wyrzucony precz jak zeschnięta
latorośl; takie zbierają i wrzucają w ogień, gdzie spłoną.
7.
Jeśli we mnie trwać będziecie i słowa moje w was trwać będą,
proście o cokolwiek byście chcieli, stanie się wam.
8.
Przez to uwielbiony będzie Ojciec mój, jeśli obfity owoc wydacie i
staniecie się uczniami moimi.
9.
Jak mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem; trwajcie w
miłości mojej.
10.
Jeśli przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w
miłości mojej, jak i Ja przestrzegałem przykazań Ojca mego i
trwam w miłości Jego.
11.
To wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby radość
wasza była zupełna.
12.
Takie jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, jak
Ja was umiłowałem.
PRZEDMOWA
Jezus,
podczas swego życia na ziemi, określając relację łączącą go z
uczniami, używał często słów: „Naśladujcie mnie”. Tuż
przed swym wniebowstąpieniem przekazał im nowe słowa, dotyczące
tej wzajemnej relacji, w których chciał wyrazić większą
bliskość, w jakiej odtąd pozostaną i duchową jedność z
Nim w jego chwale, która stanie się ich udziałem. Te nowe słowa
brzmiały: „Mieszkajcie we mnie”. Obawiam się, że dla wielu
gorliwych naśladowców Jezusa znaczenie tych słów i wspaniała
obietnica w nich zawarta pozostają ciągle zakryte. Chociaż ufają
swemu Zbawcy w kwestii przebaczenia i pomocy oraz starają się
w pewnej mierze być mu posłuszni, to jednak nie są w pełni
świadomi tego, do jak bliskiej relacji, do jak głębokiej
społeczności, do jak wspaniałej jedności życia i zainteresowań
zaprasza On tych, do których zwraca się ze słowami: „Mieszkajcie
we mnie”. Nie tylko oni sami ponoszą tu niewypowiedzianą stratę,
ale cały Kościół i świat cierpi z powodu tego, co stracili.
Jeśli spytalibyśmy o przyczynę, dlaczego ci, którzy przyjęli
Zbawiciela i stali się uczestnikami odnowy Ducha Świętego nie
dostąpili pełnego zbawienia, które zostało dla nich przygotowane,
to jestem pewien, że odpowiedź w bardzo wielu przypadkach
brzmiałaby, że przyczyną, z powodu której nie posiedli swego
dziedzictwa, jest brak poznania. Gdyby w naszych tradycyjnych
kościołach przesłanie o pozostawaniu w Chrystusie, o życiu w
jedności z nim, o przeżywaniu jego obecności każdego dnia i w
każdej chwili było zwiastowane równie jasno i dobitnie, jak
jego dzieło pojednania i przebaczenia, którego dokonał,
przelewając swą krew, to jestem przekonany, że wielu przyjęłoby
z radością zaproszenie do takiego życia. A ono wkrótce znalazłoby
swą manifestację w czystości i mocy, w miłości i radości,
w przynoszonym owocu i całym błogosławieństwie, jakie łączy
się z pozostawaniem w Zbawicielu. Wydając te rozmyślania, pragnę
pomóc tym, którzy nie zrozumieli w pełni znaczenia nakazu
Zbawiciela lub może obawiają się, że takie życie jest dla nich
niedostępne. Dziecko uczy się jedynie przez powtórzenia. Podobnie
wierzący, tylko stale skupiając swój umysł na jakiejś kwestii
wiary, może stopniowo ją przyjąć i całkowicie przyswoić.
Przypuszczam, że dla niektórych wierzących, zwłaszcza młodych,
pomocne będzie rozważanie przez cały miesiąc, dzień po dniu,
kosztownych słów Pana: „Mieszkaj we mnie”, posługując się
przy tym komentarzem nawiązującym do podobieństwa o krzewie
winnym. Krok po kroku, dojdziemy do poznania, że przyjęcie tej
obietnicy jest przewidziane naprawdę dla nas, że z całą pewnością
mamy dość łaski, aby jej usłuchać, że doświadczenie tego
błogosławieństwa jest czymś absolutnie niezbędnym dla zdrowego
chrześcijańskiego życia i że błogosławieństwo zeń
płynące jest trudne do wypowiedzenia. W miarę jak będziemy
słuchać, rozmyślać i modlić się, w miarę jak poddamy się
i przyjmiemy w wierze całego Jezusa, tak jak on się nam
ofiaruje – Duch Święty nasyci słowo duchem i życiem: słowo
Jezusa stanie się dla nas mocą Bożą ku zbawieniu i przez nie
przyjdzie wiara, która przyjmie upragnione błogosławieństwo.
Modlę
się gorąco o to, aby nasz łaskawy Pan raczył pobłogosławić tę
książkę, żeby pomogła ona tym, którzy chcą go w pełni poznać,
tak jak pobłogosławił już jej wydanie w innych językach. Modlę
się jeszcze goręcej o to, aby Pan, w jakikolwiek sposób, pozwolił
zobaczyć rzeszom swych drogich dzieci, które wciąż żyją życiem
podzielonym, że chce mieć je tylko dla siebie; że oddanie się
całym sercem mieszkaniu w nim samym przynosi niewymowną radość
i pełnię chwały. Niech każdy z nas, kto zakosztował
słodyczy takiego życia, odda się całkowicie dawaniu świadectwa
łaski i mocy naszego Pana, które zachowują nas w jedności z
nim, i stara się przez słowo i życie zdobywać innych,
którzy w pełni pójdą w jego ślady. Tylko przynosząc taki owoc,
możemy w Nim nadal pozostać.
Podsumowując,
chciałbym dać pewną radę moim czytelnikom. A mianowicie: potrzeba
czasu, aby wrosnąć w Jezusa, który jest winnym krzewem. Nie
oczekuj, że pozostaniesz w nim, nie dając mu tego czasu. Nie
wystarczy czytać Słowo Boże, ani rozmyślać nad nim, tak jak to
tutaj będziemy robić, a po skończonych rozmyślaniach i modlitwie
o błogosławieństwo odejść, oczekując, że błogosławieństwo
pozostanie. Nie, to wymaga czasu spędzanego dzień po dniu z Jezusem
i z Bogiem. Wszyscy wiemy, że potrzebujemy codziennie czasu na
spożycie posiłków – każdy robotnik żąda czasu na zjedzenie
obiadu; zjadanie w pośpiechu większej ilości jedzenia nie
wystarcza. Jeśli mamy żyć przez Jezusa, musimy się nim karmić (J
6:57); musimy przyjąć w pełni i przyswoić niebiański
pokarm, który Ojciec daje nam w jego życiu. Dlatego, mój bracie,
który chciałbyś nauczyć się pozostawania w Jezusie, znajdź
każdego dnia czas na to, aby czytać Pismo, a w czasie czytania i po
jego ukończeniu wejdź w żywy kontakt z żywym Jezusem i poddaj
się świadomie i zdecydowanie jego błogosławionemu wpływowi;
w ten sposób dasz mu możliwość uchwycenia cię, podniesienia
i zachowania w całkowitym bezpieczeństwie w swym wszechmocnym
życiu. A teraz, wszystkim Bożym dzieciom, którym mam
przywilej wskazać na Niebiański Winny Krzew, ofiaruję mą
braterską miłość i pozdrowienia, modląc się o to, aby każde z
nich otrzymało bogactwo i doświadczyło w pełni błogości
pozostawania w Chrystusie. A łaska Pana Jezusa i miłość Boża
i społeczność Ducha Świętego niech będą waszym codziennym
udziałem. Amen.
Dzień
1
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
do
którego przyszedłeś
„Pójdźcie
do mnie”
(Mt 11:28)
„Mieszkajcie we mnie” (J 15:4 – Biblia Gdańska)
„Mieszkajcie we mnie” (J 15:4 – Biblia Gdańska)
Tak
jak kiedyś usłyszałeś wezwanie Pana: „Pójdź do mnie”
i usłuchałeś go, tak i dziś kieruje Pan do ciebie inne
zaproszenie: „Mieszkaj we mnie”. Poselstwo to pochodzi od tego
samego, pełnego miłości Zbawiciela.
Zapewne
nigdy nie żałowałeś, że przyszedłeś do niego usłuchawszy jego
wezwania. Przekonałeś się osobiście, że jego Słowo jest prawdą
i że Jezus wypełnił wszystkie swe obietnice, i sprawił,
że zasmakowałeś jego pokoju i doznałeś radości jego
miłości.
Czyż
jego przyjęcie nie było serdeczne, jego odpuszczenie grzechów
zupełne, a jego miłość kosztowna i orzeźwiająca? Czy przy
swym pierwszym przyjściu do Jezusa nie doświadczyłeś, że i ty
masz powód, by mówić tak jak królowa Saby: „i tak nie
powiedziano mi ani połowy” (1 Krl 10:7).
A
jednak uskarżałeś się potem nieraz na zawiedzione nadzieje, gdyż
twe oczekiwania nie spełniły się z biegiem czasu. Utraciłeś
błogosławieństwa, które swego czasu cię cieszyły. Miłość
i radość, które przepełniały cię przy pierwszym spotkaniu
ze Zbawicielem, nie pogłębiły się, ale przeciwnie – zbladły
i osłabły. Może zadawałeś sobie pytanie, jaka jest
przyczyna tego, że twoje poznanie zbawienia nie jest doskonalsze,
pomimo iż masz przecież tak potężnego i miłosiernego
Zbawcę?
Odpowiedź
jest bardzo prosta: oddaliłeś się od niego! Błogosławieństwa,
których udziela Pan, związane są ściśle z posłuszeństwem jego
wezwaniu: „Pójdź do mnie”, ale korzystać z nich możemy tylko
przez pozostawanie w ścisłej łączności z Jezusem. Albo więc
zapomniałeś, albo może nie zrozumiałeś w pełni, że jego
wezwanie: „Pójdź do mnie ”, znaczy „Pójdź do mnie, aby we
mnie pozostać”! To właśnie było pragnieniem Pana Jezusa, gdy
zawołał cię po raz pierwszy. Zbawiciel chciał napełnić cię
miłością i pokojem nie tylko na kilka godzin po twym
nawróceniu, po których znów miałby nastąpić upadek i smutek.
Pan
nasz przygotował dla ciebie coś więcej niż tylko krótkotrwałe
błogosławieństwo ograniczające się do czasu szczególnie
gorliwej modlitwy, a niknące w chwili gdy powracasz do swych prac
i obowiązków, wypełniających większą część twego życia.
O nie! Pan zgotował dla ciebie warowne miejsce, gdzie mógłbyś
spędzić całe życie, każdą chwilkę, gdzie mógłbyś wykonywać
swe prace, nie tracąc jednocześnie nieustannej z nim społeczności.
To właśnie miał na uwadze Pan Jezus, gdy do pierwszego swego
wezwania: „Pójdź do mnie”, dołączył drugie: „Mieszkaj we
mnie”. I tak jak wierne, delikatne i pełne miłości,
było miłosierdzie zawarte w tym słowie: „Pójdź ...”, tak też
wielka była łaska, która powiedziała: „Mieszkaj...”. Tak jak
pociągająca była moc pierwszego wezwania, tak mocne byłyby też
więzy, które połączyłyby cię z Jezusem, gdybyś posłuchał
i drugiego wezwania. Tak jak wielka jest błogość towarzysząca
pójściu za Jezusem, tak wielka jest, a nawet większa, błogość
i skarby, które stają się twoją własnością, gdy w nim
zamieszkasz. Trzeba położyć szczególny nacisk na to, że Jezus
nie powiedział: „Pójdź do mnie i zamieszkaj przy mnie”,
ale „zamieszkaj we mnie”. Nasza społeczność z Jezusem ma być
nie tylko nieustanna, ale ma być stosunkiem najgłębszej, zupełnej
miłości. On otworzył swe ramiona, aby cię przycisnąć do swej
piersi, On otworzył swe serce, aby cię w nim przywitać, On
otworzył ci całą obfitość swego Bożego życia, swej miłości.
On ofiaruje ci udział w tym wszystkim i chce cię zjednoczyć z
sobą. Głębokie znaczenie, którego głębi nie możesz na razie
przeczuwać, zawarte jest w jego słowach: „Mieszkaj we mnie”,
równie ujmujących jak jego wezwanie: „Pójdź do mnie ”. Przez
wszystkie okoliczności, które skłoniły cię do przyjścia do
niego, starał się Pan nakłonić cię, abyś w nim pozostał. Czy
to strach przed grzechem, albo przed sprawiedliwym sądem Bożym, cię
do niego pociągnął? Odpuszczenie, które otrzymałeś przychodząc
do niego, i wszystkie wynikające stąd błogosławieństwa
byłyby się przez pozostanie w nim pogłębiły i wzmocniły.
Jeśli to było pragnienie poznania i zakosztowania
nieskończonej miłości, która cię wołała, a twoje pójście za
Jezusem pozwoliło ci skosztować kilka kropel z tego zdroju, to
wiedz, że tylko mieszkanie w nim może w pełni zaspokoić pragnącą
duszę i napoić ją strumieniami radości, których
źródłem jest wiecznie On Sam. Może to była tęsknota za zupełną
wolnością od grzechu, za czystością i świętością, za
pokojem, za odpocznieniem Bożym dla twej duszy?
Tego
wszystkiego możesz rzeczywiście doświadczyć, jeśli zamieszkasz
w Chrystusie – tylko pozostanie w nim daje prawdziwy pokój. A może
to nadzieja wspaniałego dziedzictwa, wieczystej ojczyzny przebywania
przed obliczem Bożym, pociągnęła cię do Chrystusa?
Prawdziwe
przygotowanie do tego stanu i błogi jego przedsmak mogą już w
tym życiu odczuć ci, którzy w nim zamieszkają. Kto przychodzi do
Jezusa – czyni dobrze, a kto w nim pozostaje – czyni lepiej.
Któż zadowoliłby się pozostawaniem na progu pałacu królewskiego,
będąc zaproszony przed oblicze króla, po to, aby następnie
przebywać z nim i mieć pełny udział w życiu dworu? Przecież
w naszym sercu płonie gorące pragnienie przyjścia do Jezusa,
zamieszkania w nim i korzystania w pełni z całego bogactwa
i obfitości jego miłości!
Obawiam
się jednak, że wielu tych, którzy przyszli do Jezusa, ze smutkiem
musi wyznać, że niewiele wiedzą i mogą powiedzieć o błogim
w nim mieszkaniu. Błąd niektórych polega zapewne na tym, że nigdy
nie zrozumieli w pełni wezwania Zbawiciela. Inni może zrozumieli,
ale nie zdawali sobie sprawy, że takie życie jest możliwe i dla
nich dostępne. Jeszcze inni wierzą, że nieustanne życie w
Chrystusie jest możliwe i zabiegają o nie, ale droga do niego
pozostaje dla nich tajemnicą. Iluż jednak musiałoby przyznać, że
z powodu swej niewierności utraciło to błogosławieństwo.
Zbawiciel był gotów, aby ich napełnić, ale oni nie byli gotowi,
by w nim zamieszkać, nie byli zdecydowani wszystkiego poświęcić,
po to by zawsze, wszędzie pozostać w Chrystusie.
Do
tych wszystkich dusz przychodzę teraz w Imieniu Jezusa, a to znaczy
w Imieniu mojego i ich Zbawiciela, przychodzę, przynosząc im
jego błogi rozkaz: „Mieszkajcie we mnie!” W jego Imieniu
zapraszam też, abyśmy razem codziennie zagłębiali się w nauce
i obietnicy zawartej w przytoczonych słowach rozkazu Pańskiego.
Wiem,
że nieutwierdzonemu jeszcze wierzącemu, nasunie się wiele trudnych
pytań w związku z tymi słowami Pana. Po pierwsze, czy jest możliwe
zachowanie ścisłej społeczności z Panem Jezusem przy wykonywaniu
męczącej pracy i w codziennych trudnościach. Jeśli o to
chodzi, to tylko Chrystus przez Ducha Świętego może usunąć nasze
trudności, ja zaś ze swej strony pragnę przez łaskę Bożą
codziennie powtarzać ten błogi rozkaz Mistrza: „Mieszkajcie we
mnie”, tak długo aż serca przyjmą Słowo i dadzą mu
należne miejsce. Obyśmy w świetle Słowa Bożego tak długo
zastanawiali się nad znaczeniem tego rozkazu, aż drzwi naszego
serca otworzą się, aby przyjąć na własność coś z tego, co
jest nam ofiarowane. Pan czeka na to. W ten sposób zrozumiemy, jak
można wejść w tę relację z Panem, co nam na tej drodze
przeszkadza, a co pomaga. Będziemy wówczas musieli przyznać, że
Jezus ma prawo zwrócić się z takim rozkazem do nas, i że nie
będziemy tak długo poddanymi naszego Króla, jak długo nie
przyjmiemy jego rozkazu ochotnym i szczerym sercem. A gdy
przyjrzymy się błogości zawartej w prawidłowym stosunku do Pana
Jezusa, rozgorzejemy pragnieniem i będziemy chcieli uczynić
wszystko, aby posiąść to niewymowne błogosławieństwo obcowania
z Panem.
Chodźcie
najmilsi, usiądźmy każdego dnia u nóg Jezusa i patrząc na
niego, badajmy Jego Słowo. Czekajmy cicho i z ufnością, aż
usłyszymy jego święty głos – ten „głos cichy i wolny”,
który jest silniejszy od trzęsienia ziemi łamiącego skały, a
który tchnie ożywiającym duchem i mówi: „Mieszkajcie we
mnie ”. Dusza, która naprawdę usłyszy te słowa z ust Jezusa,
otrzyma w nich także siłę, aby móc przyjąć i zatrzymać
zaofiarowaną w nim błogość.
O
drogi Zbawco, racz do nas przemówić, daj, aby każdy z nas usłyszał
Twój głos! Oby świadomość naszego wielkiego niedostatku i wiara
w Twą cudowną miłość, w której pragniesz nam darować
niewypowiedzianie błogie życie, zmusiły nas, abyśmy słuchali
Ciebie i byli posłuszni Twemu wezwaniu ilekroć do nas
zawołasz: „Mieszkaj we mnie”.
Drogi
czytelniku, oby twoja odpowiedź na to wezwanie była co dzień
jaśniejsza i bardziej zdecydowana: „Tak, drogi Zbawicielu,
pragnę w Tobie zamieszkać”.
Dzień
2
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
a
znajdziesz ukojenie dla swojej duszy
„Pójdźcie
do mnie...a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i
uczcie się ode mnie ... a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”
(Mt 11:28-29)
Ukojenie
dla duszy – oto czym pragnie Zbawiciel pozyskać obciążonego
grzesznika. Tak prosto wyrażona jest ta obietnica, lecz jak jest
wielka i głęboka.
Odpoczynek
duszy – czyż nie oznacza to uwolnienia od wszelkich obaw,
zaspokojenia wszelkich braków, spełnienia życzeń. I właśnie
to, a nie coś mniejszego, ofiarowuje Zbawiciel błądzącemu
grzesznikowi, uskarżającemu się, że ukojenie, którego
doświadczył, nie jest tak trwałe i pełne, jak się tego
spodziewał. Ofiarowuje mu to Zbawiciel, aby go skłonić do pełnego
zamieszkania w nim.
Czy
wiesz, dlaczego nie znalazłeś dotąd pełnego odpocznienia, a jeśli
go nawet zakosztowałeś, to czemu tak szybko uległo ono zmąceniu
i zniknęło? Jedynym powodem jest to, że nie mieszkasz w
Chrystusie, że nie jesteś w nim.
Czy
zwróciłeś uwagę, że Zbawiciel dwukrotnie powtarza obietnicę
ukojenia, z czego wynika jasno, że ukojenia można szukać tylko w
nim i znaleźć je tylko w jego bezpośredniej bliskości.
Najpierw mówi:„Pójdź do mnie” – a dam ci ukojenie, gdy
przyjdziesz i uwierzysz – dam ci ukojenie, pokój przebaczenia
i przyjęcia, pokój mej miłości”! Ale wiemy, że choć
wszystko, co Pan nam daje, ma się stać naszą własnością, to
niejednokrotnie potrzeba pewnego czasu, aby w pełni posiąść dar
Pański. Trzeba go zatrzymać, przyswoić, wchłonąć całkowicie,
aby przepoił naszą istotę, inaczej bowiem nie możemy go ani
doznać, ani w nim zasmakować, i to pomimo to, że Jezus tak
bardzo chce nam go dać. Dlatego zapewne swą powtórną obietnicę
wyraża Pan w słowach, które zdają się mówić nie tyle o
początkowym pokoju, którego doświadcza na wstępie utrudzona
dusza, ile raczej o głębszym, osobiście przeżytym i trwale
przyswojonym pokoju duszy, która mieszka w Jezusie. Pan Jezus mówi
nie tylko „Pójdźcie do mnie”, lecz także: „Weźcie na siebie
moje jarzmo i uczcie się ode mnie”, a więc stańcie się
moimi uczniami, poddajcie się memu kierownictwu, podporządkujcie
się we wszystkim mej woli, zespólcie wasze życie zupełnie z moim
– innymi słowy: „Mieszkacie we mnie”. A gdy ten warunek będzie
wypełniony, obietnica głosi już nie tylko „dam wam ukojenie”,
lecz: „znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”.
Pokój,
który otrzymałeś od Pana w dniu swego przyjścia do niego,
przyjąłeś na własność, ale wiedz, że głębsze trwałe
ukojenie płynie tylko z bliskiej społeczności z nim i z
głębokiego pozostawania w Jezusie, z zupełnego oddania się jemu
i jedności z nim. „Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie
się ode mnie” oraz „mieszkajcie we mnie” – oto droga do
trwałego pokoju i odpocznienia.
Czy
te słowa Zbawiciela nie odsłaniają powodu, dla którego tak często
tracisz pokój, jakiego od czasu do czasu zaznajesz? Powód leży
właśnie w tym, że tajemnicą zupełnego pokoju, jest zupełne
oddanie się Jezusowi. Czy oddałeś mu całe swe życie, aby nim
kierował i w nim panował? Czy wziąłeś już jego jarzmo na
siebie, aby on mógł prowadzić cię tam, gdzie zechce? Czy uczysz
się od niego – mieszkając w nim – być tylko tym, kim on chce,
abyś był i czynić to tylko, co on zechce? Oto warunki, bez
których spełnienia nie możesz myśleć o możliwości przeżywania
stałego pokoju, tego, którego doznałeś przy pierwszym pójściu
za Jezusem. Pokój, który jest w Jezusie, nie jest darem, który
mógłby ci Chrystus darować poza społecznością z nim samym,
dlatego też nie możesz radować się z pokoju Bożego i zachować
go, jeżeli nie masz samego Chrystusa. Wielu początkujących w
wierze chrześcijan nie może pojąć tej prawdy i dlatego tak
szybko tracą oni wewnętrzny pokój. W przypadku niektórych
przyczyna leży w tym, że nie wiedzieli, ani nie słyszeli o tym, że
Jezus żąda niepodzielnego oddania mu całego serca, że chce
kierować każdym szczegółem naszego codziennego życia, że nawet
w najdrobniejszych szczegółach codziennego życia należy starać
się o to, aby się jemu podobać. Ludzie ci nie zdają sobie sprawy,
jak zupełne musi być oddanie się Chrystusowi.
Inni
znów, którzy mają pewne pojęcie o świętości życia
chrześcijanina, popadli w inny błąd. Mianowicie, nie wierzą w to,
aby prowadzenie takiego cudownego życia było i dla nich
możliwe. Wzięcie na siebie jarzma Jezusowego, noszenie go stale, w
każdej chwili życia wydawało im się takim wielkim wysiłkiem, tak
wyjątkowym stanem, dostępnym tylko dla wybranych, że uznali to za
nieosiągalne. Sama myśl, aby pozostać zawsze, każdego dnia w
Chrystusie, wydawała się im czymś tak niezwykłym, a stan ten
możliwy do osiągnięcia jedynie po życiu pobożnym i pełnym
wysiłku w uświęceniu, że uznali to za coś nieosiągalnego dla
początkującego wierzącego. Nie wiedzieli, nie rozumieli, że Jezus
mówi prawdę, twierdząc, że „jarzmo moje jest wdzięczne”, że
właśnie to jarzmo daje ukojenie, gdyż właśnie wtedy, gdy
człowiek odda się Panu i jest mu posłuszny, Pan daje mu moc
i radość korzystania ze swego ukojenia. Nie zauważyli oni
też, że Jezus do słów: „uczcie się ode mnie” dodaje inne:
„że jestem cichy i pokornego serca”, a to oznacza, że
cichość Jezusa pomoże mi w każdej potrzebie – tak jak matka
niesie swoje dziecko właśnie dlatego, że jest słabe. Nie
zrozumieli, że w swym wezwaniu: „mieszkacie we mnie” niczego
innego Jezus nie żądał jak oddania mu się, obiecując, że jego
wszechmocna miłość będzie ich wówczas trzymała, ochraniała
i błogosławiła.
Błądzą
więc jedni z braku zupełnego oddania się Panu, inni zaś z powodu
braku ufności. Te dwie cechy: oddanie i zaufanie są
najistotniejszymi warunkami życia chrześcijańskiego, trzeba
wszystko oddać, aby wszystko od niego otrzymać. Jedno zawarte jest
w drugim, oba łączą się w jednym słowie: „oddanie”. Oddać
się zupełnie Chrystusowi, znaczy zarówno być posłusznym, jak
i ufać, zarówno ufać, jak i być posłusznym. Cóż więc
dziwnego, że przy takim niezrozumieniu słów Pana, zaraz na
początku zabrakło w życiu wiary, radości i mocy, których
oczekiwałeś. Czasami upadałeś w jakiś grzech nieświadomie,
ponieważ nie wiedziałeś, jak zupełnie pragnie Jezus tobą
kierować i że nie potrafisz ostać się ani chwili, jeżeli
nie będziesz przebywać w zupełnej jego bliskości. Innym razem,
wiedziałeś o grzechu, ale nie miałeś siły, aby go przezwyciężyć
lub sprzeciwić mu się, ponieważ nie wiedziałeś, albo nie
wierzyłeś, że Jezus chce cię wziąć zupełnie w swoje ręce, aby
cię strzec i aby ci pomóc. Jakkolwiek się sprawa miała,
wkrótce utraciłeś radość pierwszej miłości, a twa droga,
zamiast świecić jak droga sprawiedliwego, przypominała raczej
błądzenie Izraela na pustyni. Pamiętasz, że lud wędrował,
znajdując się niedaleko ziemi obiecanej – miejsca odpocznienia,
ale do niej nie wchodził.
Biedna,
zmęczona duszo, nękana przez wiele lat, pójdź i posłuchaj: jest
miejsce bezpiecznego i spokojnego schronienia, gdzie zwycięstwo,
pokój i radość są zapewnione, miejsce to jest stale dla
ciebie otwarte – to serce Jezusa! Niestety, wydaje mi się, jakbym
jeszcze słyszał głos: „To mieszkanie w Chrystusie, to stałe
noszenie jego jarzma, to uczenie się od niego – to właśnie jest
tak trudne, a wysiłek, aby to osiągnąć odbiera pokój w jeszcze
większym stopniu niż grzech albo świat”. Jakież tragiczne
nieporozumienie leży u źródła tych słów, a mimo to jak często
się je słyszy. Czy męczy pielgrzyma, odpoczynek na łożu po
trudach uciążliwej wędrówki? Czy jest dla dziecka wysiłkiem,
spocząć w ramionach matki? O nie! Wszak pielgrzym na łożu
znajduje odpocznienie, a słabe dziecko na ręku matki ochronę
i pomoc. Tak samo ma się sprawa z Jezusem. Duszy ludzkiej
wystarczy, że jemu się powierzy, a uciszy się i odpocznie w
zaufaniu, że jego miłość podjęła się jej strzec, a jego
wierność doprowadzi to dzieło do końca. Błogosławieństwo to
jest tak wielkie, że naszemu słabemu sercu trudno jest je
zrozumieć. Mamy wrażenie, że nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że
Jezus, któremu „dana jest wszelka moc”, rzeczywiście może nas
cały dzień prowadzić i zachować. A Jezus właśnie to nam
przyrzeka i na innej drodze nie może nam dać prawdziwego
odpocznienia. Dopiero gdy nasze serce pojmie tę prawdę, że Jezus
poważnie mówi: „Mieszkajcie we mnie” i „uczcie się ode
mnie”, i że to jest jego wolą oraz że może nas w sobie
zachować, ale tylko jeśli mu się zupełnie oddaliśmy – dopiero
wtedy może odważymy się rzucić w ramiona jego miłości
i powierzyć się jego wiernej opiece. Nie samo jarzmo, ale nasz
opór przeciw niemu czyni je tak ciężkim. Kto się niepodzielnie
odda Jezusowi jako Mistrzowi i Królowi, ten znajdzie i zatrzyma
dla siebie ukojenie.
Pójdź,
drogi bracie i zacznij od dziś z prostotą przyjmować słowa
Jezusa. W tych słowach: „weźcie na siebie moje jarzmo”
i „mieszkajcie we mnie” zawarty jest rozkaz, a rozkaz wymaga
posłuszeństwa. Posłuszny żołnierz nie pyta, czy rozkaz jest
wykonalny i jakie za sobą pociąga skutki, ale przyjmuje
komendę wierząc, że dowódca postarał się o wszystko, co jest
konieczne. Sprawą więc Zbawiciela jest dać mi siłę i wytrwanie
do pozostania w nim, moją zaś sprawą jest jego usłuchać.
Przyjmijmy dzisiaj bezzwłocznie i posłusznie jego rozkaz
i odpowiedzmy zdecydowanie: „Mój Zbawicielu pozostanę w
Tobie, na Twój rozkaz biorę Twe jarzmo na siebie, bez zwłoki chcę
poddać się temu zadaniu i już pozostanę w Tobie”. Jeżeli
jesteśmy świadomi naszej niewierności w tej kwestii, to świadomość
tego powinna zaostrzyć ten rozkaz i nauczyć nas jeszcze
baczniej zwracać uwagę na głos Ducha, aż na nowo usłyszymy
Jezusa mówiącego do nas z nadzieją, miłością i mocą:
„Dziecię mieszkaj we mnie”. Jeżeli wysłuchamy tego słowa,
jako pochodzącego osobiście od Pana, to każda wątpliwość musi
pierzchnąć, gdyż jest w nim zawarta równocześnie obietnica,
która zostanie na pewno wypełniona. Stanie się to dla nas coraz
jaśniejsze i prostsze do zrozumienia.
Pozostać
w Chrystusie, to nic innego jak wyrzec się samego siebie, aby być
prowadzonym i nauczanym przez niego, a następnie odpocząć w
ramionach wiecznej miłości! Błogi pokój! Owoc i przedsmak
Bożego pokoju! Znajdują go ci, którzy przychodzą do Jezusa
i pozostają w nim. To jest pokój Boży, pokój wieczności,
który przewyższa „wszelki rozum i strzeże serc i myśli
naszych”. Jeżeli mamy taki pokój zapewniony, to znajdziemy dosyć
sił do wykonania każdego obowiązku, odwagę do każdej walki,
pociechę w każdej boleści i radość wiecznego życia nawet w
„dolinie cienia śmierci”.
O, mój Zbawco, gbyby
moje serce miało znów kiedyś zwątpić lub ulec błędnym myślom,
jakoby szczęście to było zbyt wielkie, aby go oczekiwać i za
wysokie, aby móc je osiągnąć, to ożyw Panie, mą wiarę
i posłuszeństwo swym głosem i słowami: „Pozostań we
mnie, weź na siebie moje jarzmo i ucz się ode mnie..., a
znajdziesz odpocznienie dla duszy twojej”.
Dzień
3
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
a
On cię zachowa
„Dążę
do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez
Chrystusa Jezusa” (Flp
3: 12)
Wielu
być może przyzna, że mieszkanie w Jezusie jest świętym
obowiązkiem i błogim przywilejem, a mimo to cofnie się przed
pytaniem: „Czy życie nieprzerwanej łączności ze Zbawicielem
jest naprawdę możliwe?” Ludzie ci mniemają, być może, że
tylko niektórzy chrześcijanie, przeznaczeni do szczególnych zadań
i wyposażeni w wyjątkowe zdolności, dochodzą do takiego
stanu, ale większość chrześcijan, których czas – według
zrządzenia Bożego – jest zupełnie wypełniony zadaniami
życiowymi, nie może takiego stanu osiągnąć. Im więcej słyszą
o pozostaniu w Chrystusie, tym lepiej rozumieją, jak wspaniały i
błogosławiony musi to być stan. I nawet chętnie ofiarowaliby
wszystko, aby dostąpić tego błogosławieństwa, ale – niestety –
uważają się za zbyt słabych i małowiernych, aby
kiedykolwiek go dostąpić.
O,
drogie dusze! Czyż nie wiecie, że pozostawanie w Chrystusie jest
właśnie czymś dla słabych, czymś, co tak bardzo potrzebne jest
ich słabości. W tej sprawie nie spotykamy się z pytaniem
Chrystusa, czy wykonaliśmy to lub owo dzieło, albo czy
prowadziliśmy dotąd święte życie. Nie, mieszkanie w Chrystusie
polega po prostu na tym, że słaby powierza się opiece mocnego, a
niewierny rzuca się w ramiona wiernego, doskonałego i godnego
zaufania Zbawiciela. Pozostawanie w Chrystusie, to nie rzecz, którą
mamy wykonać, jako warunek błogosławieństwa, lecz jedynie zgoda
na to, aby on mógł wszystko za nas, w nas i przez nas uczynić.
Jest to coś, co on za nas czyni, owoc i siła jego zbawczej
miłości. Naszą sprawą jest oddać się mu, zaufać i oczekiwać,
że On to, czego się podjął, wykona.
A
właśnie tego oczekiwania, ufnego oparcia się na słowie Jezusa, że
w nim przygotowane jest dla nas miejsce – tego wielu chrześcijanom
brakuje. Nie zadają sobie trudu, aby zwrócić uwagę na fakt, że
Jezus mówi: „we mnie”, że ofiaruje siebie samego jako „stróża
Izraela, który nie śpi, ani nie drzemie”; że z całą mocą swej
miłości ofiarowuje im miejsce przebywania, gdzie wpływ jego łaski
jest dużo silniejszy niż ich słabość i możliwość
zbłądzenia.
Pojęcie
takich ludzi o drodze łaski jest mniej więcej następujące:
rozumieją, że ich nawrócenie i usprawiedliwienie było
dziełem Bożym, ale wobec tego teraz, z wdzięczności do Boga, ich
obowiązkiem jest żyć po chrześcijańsku i naśladować
Jezusa. Na pierwsze miejsce wysuwa się więc stale myśl, że to oni
muszą wykonać jakieś dzieło, a choć proszą o pomoc, to jednak
jest to ich dzieło. Dlatego stale upadają i tracą odwagę, a
zwątpienie pomnaża tylko ich bezsilność.
Ale
to nie tak, zmęczona i utrapiona duszo. Przecież to Jezus sam
cię pociągnął, mówiąc: „Pójdź”; to on a nie ktoś inny,
chce cię przy sobie zatrzymać, mówiąc: „pozostań”. Od niego
i jego łaski pochodzi zarówno twoje przyjście, jak
i pozostanie. Słowo „pójdź”, które usłyszałeś,
rozważyłeś i przyjąłeś, było słowem miłości, które
cię pociągnęło jak powrozem, podobnie jest ze słowami „pozostań,
mieszkaj”, które cię trzymają i wiążą ze sobą. Gdybyś
tylko chciał znaleźć czas, aby słuchać głosu Jezusa. „We mnie
– mówi on – jest twoje miejsce, w moich wszechmocnych ramionach.
Ja, który cię tak gorąco miłuję, wołam: pozostań we mnie;
możesz mi zupełnie zaufać”. Tak, gdy głos Jezusa dotrze do
duszy i tam pozostanie, na pewno spotka się z odpowiedzią:
„Tak, Zbawco, w Tobie mogę, w Tobie chcę pozostać”.
„Mieszkajcie
we mnie” – nie są to słowa zakonu Mojżeszowego, które
żądałyby od grzesznego człowieka czegoś, czego by on nie mógł
wykonać. Słowa te są przykazaniem miłości i kryją w sobie
również obietnicę. Zagłębij się w nią, a wszelkie uczucie
ciężaru, obawy, zwątpienia zniknie, i kiedy usłyszysz słowa
o pozostaniu w Jezusie, pierwszą twą myślą będzie, że to
szczęście i błogosławieństwo jest dla ciebie i będziesz
się tym cieszył.
Nie
jesteś pod zakonem z jego nieugiętym „musisz”, ale pod łaską,
która sprawia, że nie musisz nic czynić, ale wierzyć temu, co
Jezus dla ciebie uczynił. A jeśli ktoś zwróci słuszną uwagę,
że przecież i my musimy coś uczynić, to odpowiedź brzmi:
nasza praca i działanie są tylko owocem pracy Chrystusa w nas.
Kiedy dusza zupełnie się uciszy i odpoczywa tylko w tym
i patrzy tylko na to, co Jezus czyni, dopiero wtedy zostaje
pobudzona do najżywszej czynności, wtedy jej praca będzie
najpożyteczniejsza, ponieważ wie, że On to czyni. Gdy zrozumiemy,
że w tych słowach „we mnie”, zawarta jest potężnie
pobudzająca moc miłości schylającej się ku nam, aby nas podnieść
i utrzymać, powstanie w nas gorące pragnienie, aby w Nim
pozostać.
Ścisły
związek tego, co Jezus czyni, z tym, co nam pozostaje do wykonania,
jest cudownie wyrażony w słowach apostoła Pawła: „Dążę do
tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa
Jezusa”. Ponieważ wiedział, że go uchwycił potężny i wierny
Jezus po to, aby go uczynić jedno z Sobą, dlatego też on pracował
jak najwięcej, aby otrzymać kosztowną nagrodę.
Wiara,
doświadczenie i mocna pewność: „Jezus mnie uchwycił”
dawały mu odwagę i siłę, aby „dążyć do tego”
i „uchwycić” to, ponieważ został pochwycony. Każde nowe
spojrzenie na wysoki cel, dla którego go Jezus uchwycił, pobudzało
go na nowo, aby nie tylko iść, ale biec do tego najwyższego
szczytu.
Najlepiej
zrozumiemy sens słów apostoła Pawła, gdy wyobrażamy sobie ojca
pomagającego swemu dziecku wspiąć się na stromą skałę. Ojciec
stoi już na górze i uchwycił syna za rękę, aby go w górę
pociągnąć. Wskazuje mu miejsce, do którego pomoże mu się
dostać. Skok byłby tu zbyt ryzykowny, gdyby dziecko było samo, ale
ręka ojcowska jest dla niego rękojmią. Dlatego skacze, aby
osiągnąć miejsce, do którego ojciec chce go pociągnąć. To siła
ojca ochrania je, nadaje mu rozpęd i zachęca do wytężenia
wszystkich sił.
Taki
jest stosunek między Chrystusem a tobą, drogie dziecko! Zwróć
najpierw swój wzrok na cel, dla którego on cię uchwycił. Celem
tym jest życie w stałej nieprzerwanej społeczności z nim samym
i on chce ci w tym dopomóc. Wszystko, co dotąd otrzymałeś –
przebaczenie i pokój, Ducha Świętego i jego łaski –
wszystko to jest tylko przygotowaniem do tego celu; a wszystko to, co
ci jest obiecane w przyszłości – świętość, przynoszenie owocu
i wieczna chwała – jest naturalnym wynikiem życia w
społeczności z Chrystusem. Połączenie z nim, a przez niego z
Ojcem, to najwyższy cel w pracy Chrystusa z nami. Zwróć tylko na
niego swój wzrok, patrz uważnie, a stanie się to dla ciebie jasne:
„Tym celem, do którego Jezus chce mnie doprowadzić jest
zamieszkanie w nim”.
Jeżeli
tę myśl zrozumiałeś, to daj miejsce jeszcze jednej w swym sercu:
„Chrystus mnie uchwycił, a jego wieczysta moc, która mnie
uchwyciła, prowadzi mnie teraz do tego miejsca, w którym mnie chce
mieć”. Patrz więc na Jezusa, patrz na miłość promieniującą z
jego oczu, która cię pyta czy chcesz mu zaufać, że on będzie cię
strzec. Przecież to on cię szukał, znalazł i pociągnął do
siebie. Patrz na „potężne ramię” i powiedz, czy nie masz
wszelkich powodów ku temu, aby spokojnie spolegać na tym, który
może cię w sobie zachować.
Jeżeli
pomyślisz o tym, jak wysoki cel On ci wskazuje, ten właśnie, dla
którego cię uchwycił; jeżeli wzrok swój skierujesz na tego,
który cię trzyma i czeka, abyś pozwolił mu dać ci potrzebną
moc to – jak wspomniany przed chwilą chłopiec – powiedz teraz,
czy nie zechciałbyś dziś uczynić tego „skoku” i wznieść
się do błogiego życia w Chrystusie. Tak rozpocznij teraz, zaraz!
Mów: „O mój Jezu, który rozkazujesz mi, abym pozostał w Tobie –
skoro Ty sam bierzesz na siebie to, aby podnieść mnie do celu i tam
utrzymać, to chcę spróbować; drżąc, ale jednak ufając ci,
pragnę powiedzieć: Jezu! pozostaję w Tobie”.
Mój
kochany, ty, który wraz ze mną chcesz ukryć się w Panu Jezusie,
znajdź trochę czasu sam na sam z Jezusem, a wtedy powiedz mu to
wszystko. Byłoby zuchwalstwem mówić o pozostawaniu w Jezusie tylko
po to, aby wywołać w tobie przyjemne wrażenie. Nie o to chodzi;
chodzi o to, aby prawda Boża została natychmiast zamieniona w czyn
i życie. O, oddaj się dziś kochanemu Zbawcy, aby uczynić to
jedno, czego od ciebie żąda. Wydaj siebie samego, aby pozostać w
nim. On dokona tego dzieła w tobie; możesz oczekiwać, że on cię
zachowa w sobie i w ufności.
A gdyby znowu wyłoniły
się jakieś wątpliwości, albo jakiś upadek doprowadził cię do
rozpaczy, to pomyśl o tym, w czym Paweł znalazł moc dla siebie:
„Zostałem uchwycony przez Jezusa Chrystusa”. W tej pewności
leży źródło siły. Stąd możesz popatrzeć na cel, na który
zwrócone jest serce Jezusa, na który i twoje serce może być
zwrócone. Wzmocni to twoje zaufanie, że ten, który rozpoczął w
tobie dobre dzieło, dokona go. W tym zaufaniu nabierzesz odwagi, aby
dzień po dniu na nowo powtarzać: „Dążę do tego, aby pochwycić,
ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa”. Dlatego
więc, że sam Jezus mnie uchwycił i ponieważ mnie strzeże,
odważam się powiedzieć: „Mój Zbawco, pozostaję w Tobie”.
Dzień
4
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
jak
latorośl w winnym krzewie
„Ja
jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami” (J
15:5)
To
właśnie w przypowieści o winnym krzewie użył nasz Pan po raz
pierwszy słów: „Mieszkajcie we mnie”. I właśnie to
proste, a bogate w treści podobieństwo ukazuje nam najwyraźniej
i najdoskonalej, co Pan rozumie przez te słowa i na czym
polega społeczność, do której nas zaprasza oraz jakiego
rodzaju jest ta społeczność. Połączenie pomiędzy winnym krzewem
a latoroślą musi być żywe; nie wystarczy tu jakieś czasowe,
zewnętrzne połączenie; nie może go wytworzyć żaden ludzki
wysiłek. Latorośl naturalna, jak też wszczepiona, jest dziełem
Stwórcy, przez którego moc winny krzew dostarcza życie, sok
i zapewnia owocowanie latorośli. Tak też jest w przypadku
wierzących chrześcijan. Ich społeczność z Panem nie jest dziełem
ludzkiej mądrości albo ludzkiej woli, ale dziełem Bożym, dzięki
któremu pomiędzy Synem Bożym a grzesznikiem pozostaje
najdoskonalsza łączność. „Przeto zesłał Bóg Ducha Syna swego
do waszych serc” (Ga 4: 6 ). Ten Duch, który żył w Synu Bożym
i żyje w nim nadal, stanie się przez jedność Ducha
i społeczność życia, życiem wierzącego; stanie się jedno
z Synem. Tak jak pomiędzy winnym krzewem i latoroślą, tak
i tutaj dochodzi do takiej jedności życiowej, że powstaje
jedna istota.
Podobieństwo
to ukazuje nam doskonałość tego połączenia, jakie zachodzi
pomiędzy winnym krzewem a latoroślą;jest ono tak ścisłe, że
jedno bez drugiego nie może się obejść i pozostają zupełnie
na swoich usługach.
Bez
winnego krzewu nie może latorośl nic uczynić, jemu tylko
zawdzięcza ona swe miejsce w winnicy, swe życie i swą
owocność. A Jezus mówi: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”.
Wierzący może się Panu Bogu podobać tylko w tym, czego dokona
mieszkająca w nim moc Chrystusa. Codzienny przepływ soków
życiowych Ducha Świętego jest jego jedyną mocą przynoszącą
owoc. On żyje tylko w nim i jest w każdej chwili od niego
zależny.
Bez
latorośli nie może winny krzew nic uczynić. Winny krzew bez
latorośli nie może przynieść żadnego owocu; dlatego latorośl
jest winnemu krzewowi tak samo potrzebna jak winny krzew latorośli.
Łaska Jezusa jest tak wielka w swym uniżeniu, że uczynił się on
zależnym od swego ludu, tak jak lud jest uzależniony od niego. Bez
swoich uczniów nie może Bóg udzielić błogosławieństwa światu,
bez nich nie może zaoferować grzesznikom winogron niebieskiego
Kanaanu. Nie dziw się temu! On sam tak zarządził, do tak wysokiej
godności powołał swych wybawionych, że tak samo jak on jest im
niezbędny w niebie, aby wydali owoc, tak i oni są mu niezbędni
na ziemi, aby przynieśli jego owoc światu. Kochani, myślcie o tym
tak długo, aż wasza dusza uniży się w proch w podziwie, gdy
ujrzycie tajemnicę doskonałego połączenia pomiędzy Chrystusem a
wierzącymi. Ale to jeszcze nie wszystko: tak jak winny krzew
i latorośle są niczym, jeśli nie są połączone ze sobą,
tak też przeznaczone są one wyłącznie dla siebie nawzajem.
Wszystko,
co posiada winny krzew, jest własnością latorośli. Winny krzew
nie ciągnie siły i słodyczy z ziemi dla własnej korzyści;
wszystko, co posiada, jest przeznaczone dla latorośli. A Jezus,
któremu zawdzięczamy życie – jakże zupełnie nam się oddał w
ofierze: „A ja dałem im chwałę, którą mi dałeś. Kto wierzy
we mnie, ten także będzie dokonywać uczynków, które ja czynię,
i większe nad te czynić będzie” ( J 14:12, 17:22 ). Całe
niewypowiedziane jego bogactwa należą do ciebie, cała jego
obfitość jest twoja, wierząca duszo (jego wesele – J 15:11
i pokój – J 14:27 – są przeznaczone dla nas). Gdyż
krzew winny nie żyje dla siebie, nie zatrzymuje nic dla siebie, ale
żyje tylko dla latorośli. Wszystko, czym Jezus jest w niebie, jest
dla nas; nie ma tam żadnej rzeczy, która nie byłaby dla nas
przeznaczona; jako nasz zastępca stoi on przed Ojcem.
Ale
także wszystko, co posiada latorośl, należy do winnego krzewu.
Latorośl nie żyje sama dla siebie, ale po to aby przyniosła owoc,
który poświadczyłby o kosztowności winnego krzewu; nie ma ona
żadnego innego zadania, jak służyć krzewowi. Jaki cudowny obraz
zadania wierzącego i jego zupełnego wydania w służbie
Zbawicielowi! Tak jak Jezus zupełnie mu się oddał, tak i wierzący
czuje się pobudzony, aby należeć zupełnie do Pana. Każda cząstka
jego istoty, każda chwila życia, każda myśl i każde uczucie
należy do Chrystusa; przez niego i dla niego może przynosić
owoc. Im lepiej pojmie, czym jest winny krzew dla latorośli i jakie
zadanie ma latorośl wobec winnego krzewu, tym głębiej odczuwa, że
powinien już żyć tylko dla jednej rzeczy i o niej tylko
myśleć – a rzeczą tą jest wola, chwała, dzieło i królestwo
jego kochanego Pana, przynoszenie owocu na jego chwałę.
Podobieństwo
to ukazuje nam cel istnienia tej jedności. Latorośle istnieją
jedynie po to, by wydać owoc. „Każdą latorośl, która... nie
przynosi owocu, odcina”. Latorośl potrzebuje liści, by utrzymać
się przy życiu i wydać doskonały owoc; sam owoc wydany jest
po to, by mogli z niego skorzystać ci, którzy żyją wokół. Gdy
wierzący wchodzi w życie winnej latorośli, stwierdza, że musi
zapomnieć o sobie samym i żyć wyłącznie dla bliźnich. Po
to, aby ich kochać, zabiegać o nich i aby ich zbawić,
przyszedł Jezus; dlatego każda latorośl musi żyć tak jak winny
krzew. To dla wydania owocu, obfitego owocu Ojciec uczynił nas jedno
z Chrystusem.
O,
cudowne podobieństwo o winnym krzewie – ty odsłaniasz nam
tajemnice Bożej miłości, niebiańskiego życia, życia ducha –
jak mało cię dotąd rozumiałem!
Jezus,
żyjący winny krzew w niebie, a ja żyjąca latorośl na ziemi! Jak
mało rozumiałem, jak wiele potrzebuję, ale i jakie prawo mam
do jego bogactw! Jak mało rozumiałem, jak bardzo on mnie pragnie,
ale także jak wyłączne jest jego prawo do mojej pustki i ubóstwa!
A teraz chcę w świetle tego cudownego podobieństwa zastanawiać
się nad tą dziwną społecznością między Jezusem a jego ludem,
aż stanie mi się to przewodnikiem do zupełnego połączenia się z
kochanym Panem. Chcę słuchać i wierzyć, aż cała moja istota
zawoła: „Chrystus jest naprawdę moim winnym krzewem, który mnie
niesie, żywi, zaopatruje, potrzebuje, napełnia, abym przyniósł
wiele owocu. „Potem nie będę się bał powiedzieć: „Jestem
latoroślą Chrystusową, latoroślą w Chrystusie, prawdziwym winnym
krzewie; pozostanę w nim, spocznę w nim, oczekiwać będę na niego
i żyję tylko po to, aby on przeze mnie pokazał całe bogactwo
swej łaski i przeze mnie swój owoc zaoferował ginącemu
światu”.
Jeżeli
będziemy się starali w ten sposób zrozumieć znaczenie tego
podobieństwa, to rozkaz z nim związany zabrzmi z całą mocą w
naszym sercu. Kiedy stanie się dla nas jasne, czym krzew winny jest
dla latorośli, a Jezus dla wierzącego, wtedy słowa: „Mieszkajcie
we mnie” nabiorą nowej mocy. Będzie tak, jakby Jezus mówił do
nas: „Droga, duszo, pomyśl o tym, jak zupełnie do ciebie należę.
Związałem się z tobą niepodzielnie, sok i moc winnego krzewu
są w rzeczywistości twoje. Teraz, kiedy już jesteś we mnie,
możesz być pewna, że wszystko, co posiadam, do ciebie należy.
Zależy mi na tym, i służy to mojej chwale, abyś była owocną
latoroślą. Pozostań tylko we mnie. Ty jesteś słaba, ale ja
jestem mocny; ty jesteś uboga, ale ja jestem bogaty. Pozostań we
mnie, powierz się zupełnie memu kierownictwu i prowadzeniu,
i zaufaj bez zastrzeżeń mojej miłości, mojej łasce i moim
obietnicom. Uwierz tylko, że jestem całkowicie twój; ja jestem
krzewem winnym, a ty latoroślą, pozostań we mnie”.
Cóż
na to powiesz moja duszo? Czy masz dłużej zwlekać ze swą zgodą?
Czy zamiast rozmyślać nad tym, jak trudne jest życie latorośli
winnego krzewu – ponieważ patrzysz na to jako na coś, co ty masz
wykonać – nie powinieneś zacząć uważać tego życia za
najradośniejsze i najszczęśliwsze? „Mieszkanie” to polega
dla mnie tylko na tym, by odkryć swe miejsce w Jezusie, zgodzić się
na to, aby on mnie strzegł, poruczyć się w wierze silnemu
krzewowi, aby niósł słabą latorośl. Tak, chcę to uczynić,
pozostanę w Tobie, uwielbiony Panie Jezu!
O Zbawco, jak niewymowna
jest Twoja miłość! „To poznanie jest zbyt cudowne dla mnie, zbyt
wysokie, nie mogę tego zrozumieć. Mogę się tylko oddać twej
miłości i prosić, abyś codziennie odsłonił coś z tej
kosztownej tajemnicy i w ten sposób zachęcił Twego miłującego
ucznia, aby wykonał to, czego Twe serce tak gorąco pragnie – aby
zawsze zupełnie i jedynie w Tobie pozostać”.
Dzień
5
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
tak
jak przyszedłeś do Niego przez wiarę
„Jak
więc przyjęliście Chrystusa Jezusa, Pana, tak w nim chodźcie,
wkorzenieni weń i zbudowani na nim, i utwierdzeni w wierze...
składając nieustannie dziękczynienie”(Kol
2: 6-7)
W
słowach tych daje nam apostoł ważną naukę, że przez wiarę nie
tylko przychodzimy po raz pierwszy do Jezusa, ale że także przez
wiarę jesteśmy wkorzenieni i utwierdzeni w naszej jedności z
Chrystusem.
Są
chrześcijanie, którzy tego nie rozumieją lub jeśli nawet
przyznają temu słuszność, to jednak nie są w stanie zastosować
tego w życiu. Gorliwie popierają ewangelię o usprawiedliwieniu
i przyjęciu Jezusa tylko przez wiarę. Ale uważają, że potem
wszystko zależy od naszej pilności i wierności. Chociaż
dobrze rozumieją prawdę, że „grzesznik bywa usprawiedliwiony z
wiary” (Rz 3:28), to jednak nie znajdują w sobie miejsca na
przyjęcie drugiej wspaniałej prawdy, że: „sprawiedliwy z wiary
żyć będzie” (Hab 2:4). Nie zrozumieli jeszcze, jak doskonałym
Zbawicielem jest Jezus i że chce On być dla grzesznika
codziennie tak samo wielki, jak był na początku, gdy ten po raz
pierwszy do niego przyszedł. Ludzie ci nie wiedzą, że życie z
łaski jest zawsze życiem z wiary, że jedynym codziennym i stałym
obowiązkiem ucznia w obcowaniu z Jezusem jest wierzyć, gdyż wiara
stanowi jedyne połączenie, przez które Boża łaska i moc
płyną do ludzkiego serca. Stara natura wierzącego pozostaje zła
i grzeszna aż do końca, ale jeżeli codziennie przychodzi on,
jako potrzebujący i bezsilny, do swego Zbawiciela, aby uzyskać
życie i moc, to może przynieść owoce sprawiedliwości ku
chwale Boga. Dlatego słowa Apostoła brzmią: „Jak więc
przyjęliście Chrystusa Jezusa, tak w nim chodźcie, wkorzenieni weń
i utwierdzeni w wierze”. Jak przyszedłeś do Jezusa, tak w nim
pozostań, przez wiarę!
Jeśli
chcesz wiedzieć, jak się masz ćwiczyć w pozostawaniu w Jezusie
przez wiarę, aby być coraz głębiej i mocniej wkorzeniony
weń, to popatrz wstecz na czas, kiedy go po raz pierwszy przyjąłeś.
Może przypominasz sobie, jakie przeszkody napotykała twoja wiara.
Najpierw widziałeś swą nieczystość i winę, mniemałeś, że
jest rzeczą niemożliwą, aby obietnica przebaczenia i łaski
mogła mieć znaczenie dla tak nisko upadłego grzesznika. Potem
czułeś swą słabość i niemoc, nie odczuwałeś żadnej mocy
do oddania się i zaufania, którego od ciebie żądano. Potem
nasuwały się wątpliwości związane z przyszłością. Wydawało
ci się niemożliwe używanie imienia – uczeń Chrystusowy, skoro
nie czujesz, że jesteś w stanie mocno się trzymać Pana, a raczej
przewidujesz, że wkrótce staniesz się niewierny i upadniesz.
Wszystkie
te wątpliwości stały jak góry na twej drodze, ale jednak zostały
usunięte. Jak? Po prostu przez Słowo Boże. To Słowo zmusiło cię,
abyś uwierzył, że mimo swej przeszłej winy, obecnej słabości
i przyszłej niewierności, obietnica Jezusa – że chce cię
przyjąć i wybawić – jest pewna. Dzięki temu słowu
odważyłeś się przyjść i nie zawiodłeś się, Jezus cię
przyjął i wybawił.
Zastosuj
to nabyte doświadczenie, decydując się pozostać w Jezusie. Tak
jak wtedy, tak i teraz jest wiele pokus, które mają na celu
powstrzymać cię od uwierzenia. Kiedy pomyślisz o grzechach, które
popełniłeś od chwili swego ułaskawienia, to serce twe zostaje tak
przytłoczone wstydem, że wydaje ci się zbyt śmiałe oczekiwać,
że Jezus dopuści cię do tak bliskiego obcowania, do tak pełnego
korzystania z jego miłości.
Jeżeli
uprzytomnisz sobie, jak w minionych dniach łamałeś najświętsze
śluby i przysięgi, to zaczniesz drżeć, świadom swej obecnej
słabości i bać się myśli, że mógłbyś odpowiedzieć na
rozkaz Zbawiciela przyrzeczeniem: „Panie, od tej chwili chcę
pozostać w Tobie”. A gdy sobie wyobrazisz, jak pełne miłości,
radości, świętości i owoców życie miałoby płynąć z
tego pozostania w Jezusie, wydaje ci się, jakby twa beznadziejna
słabość tylko się powiększała. Myślisz wówczas, że w każdym
razie ty do tego nie dojdziesz, bo znasz siebie zbyt dobrze; wolisz
raczej mniej oczekiwać, aby nie przeżyć zawodu, gdyż życie w
stałej i zupełnej łączności z Jezusem nie może być twoim
udziałem.
Obyś
zechciał się czegoś nauczyć z pierwszych chwil swego życia z
Jezusem! Przypomnij sobie, jak zostałeś wtedy doprowadzony do
uchwycenia Jezusa za słowo, wbrew wszystkiemu, co mówiło twe
doświadczenie, twe uczucia i twój zdrowy rozsądek, i że
nie zawiodłeś się w swych oczekiwaniach. Jezus cię przyjął,
przebaczył ci, pozwolił ci doświadczyć swej miłości i
uwalniającej mocy – dobrze wiesz, jak było. A jeżeli tak
uczynił, gdyś był jeszcze jego wrogiem i kimś obcym Mu, to
czemu myślisz, że teraz, gdy jesteś jego własnością, nie
wypełnił On swego przyrzeczenia jeszcze obficiej? O, obyś raz
spoczął zupełnie na Jego słowie i postawił sobie tylko
jedno pytanie: „Czy On naprawdę chce, abym w nim pozostał?”
Odpowiedź Pisma Świętego jest tak prosta i jasna; przez jego
wszechmocną łaskę jesteś teraz w nim i ta wszechmocna łaska
pozwoli ci także w nim pozostać. Przez wiarę otrzymałeś pierwszy
dar; przez wiarę uzyskasz także stałą łaskę pozostawania w nim.
Kiedy
zapytasz, w co dokładnie masz wierzyć, aby w nim pozostać, wiedz,
że odpowiedź nie jest trudna. Wierz przede wszystkim słowom
Jezusa: „Ja jestem krzewem winnym”. Bezpieczeństwo i owocność
latorośli zależy od mocy winnego krzewu. Nie myśl tyle o sobie
jako latorośli, ani o pozostawaniu w Jezusie jako obowiązku, zanim
twoja dusza nie pojmie wiarą, czym jest Jezus jako winny krzew. On
chce być dla ciebie rzeczywiście tym wszystkim, czym krzew winny
jest dla latorośli. On chce cię nieść i żywić. On sam chce być
odpowiedzialny za twój rozwój i twoją owocność. Zadaj sobie
trud i znajdź czas na to, by przemyśleć to wszystko
i uwierzyć, że twoim winnym krzewem, od którego możesz
spodziewać się wszystkiego, czego potrzebujesz, jest Jezus
Chrystus.
Wielki
i mocny krzew winny niesie słabą latorośl i zachowuje ją
w łączności z sobą. Proś Ojca, aby przez Ducha Świętego
objawił ci, jak wspaniały, kochany i potężny jest twój
Jezus, w którym możesz żyć i mieszkać. Wiara w to, czym
jest Jezus, umocni cię bardziej niż cokolwiek innego i da
siły, abyś mógł w nim pozostać. Im większy i wspanialszy
jest dla duszy krzew winny, tym silniejsza w nim będzie latorośl
i tym pewniej w nim pozostanie. Zajmuj się wiele Jezusem
i wiele od niego oczekuj, jako od prawdziwego krzewu winnego.
Jeżeli zaś starczy ci wiary, by powiedzieć: „On jest moim winnym
krzewem”, to nie ociągaj się z dodaniem: „a ja jego latoroślą.
Jestem w nim”.
Mówię
to do tych, którzy twierdzą, że są uczniami Jezusa, i nie
wiem, jak położyć im na serce, aby ćwiczyli się w wierze po
prostu powtarzając: „Jestem w nim”. To czyni pozostawanie w
Jezusie tak prostym. Jeżeli w czasie rozmyślania nad tym, stanie
się dla mnie jasne, że teraz przez wiarę jestem w nim, to zobaczę
zarazem, że nie potrzebuję niczego więcej, jak tylko zgodzić się
na to, co On dla mnie uczynił i pozostać tam, gdzie On mnie
postawił.
Jestem
w Chrystusie. Ta prosta myśl, wypowiedziana ze zrozumieniem
i modlitwą w wierze, usuwa wszelkie obawy, jakobym przez własny
wysiłek miał osiągnąć ten wysoki szczyt. O, nie, jestem w
Chrystusie, moim drogim Zbawcy. Jego miłość przygotowała mi u
niego dom rodzinny, skoro mówi: „Pozostań w mej miłości”.
Jego moc będzie mnie ochraniać i utrzymywać w nim, jeżeli
tylko wyrażę na to zgodę. Jestem w Chrystusie, a więc
wystarczy powiedzieć: „Mój Zbawco, wysławiam Cię za Twoją
cudowną łaskę, zgadzam się, oddaję się zupełnie Twojej
łaskawej opiece. Tak, pozostaję w Tobie”.
To
zdumiewające, jak taka wiara może wykonać wszystko, co wiąże się
jeszcze z naszym pozostaniem w Jezusie. Czujność i modlitwa,
zaparcie się samego siebie, posłuszeństwo i gorliwość –
oto najważniejsze potrzeby życia chrześcijańskiego. A wszystko to
jest możliwe dla wierzącego. „Zwycięstwo, które zwyciężyło
świat, to wiara nasza” (1 J 5:4 ). Tak, wiara, która stale zamyka
oczy na słabość stworzenia, a która znajduje swą radość
wyłącznie we wszechmocy Zbawcy, czyni duszę radosną i mocną.
Uczeń Jezusa poddaje się wówczas prowadzeniu Ducha Świętego,
i coraz głębiej poznaje nieocenionego i wspaniałego
Wybawcę, wieczystego Emmanuela, darowanego nam przez Boga. Wiara
podąża za prowadzeniem Ducha przez każdą stronicę Słowa Bożego,
ożywiając nas jedną myślą i jednym pragnieniem, aby każde
nowe objawienie tego, czym jest Jezus i co przyrzeka, przyjąć
jako pokarm życiowy. W ten sposób dusza stanie się mocna przez moc
Bożą, aby być wszystkim i uczynić wszystko, co jest
konieczne, aby pozostać w Jezusie.
Dziecię
Boże, czy chcesz pozostać w Jezusie? A więc wierz! Wierz zawsze,
wierz i teraz. Ugnij się teraz przed Panem i powiedz mu z
dziecięcym zaufaniem: „Ponieważ jesteś moim krzewem winnym, a ja
twoją latoroślą, dlatego chcę dziś pozostać w Tobie”.
Komentarz
„Ja
jestem krzewem winnym”. Ten, kto oferuje nam przywilej prawdziwej
jedności z sobą samym, jest Bogiem Wszechmocnym, wielkim „Ja
Jestem”, który podtrzymuje wszystko słowem swej mocy. I ten
wszechmocny Bóg objawia siebie jako doskonałego Zbawiciela, tak
niewyobrażalnie doskonałego, że chce odnowić naszą upadłą
naturę, wszczepiając ją w swą boską istotę.
Uświadomienie
sobie pełnego chwały Bóstwa tego, którego wezwanie tak słodko
brzmi dla naszych spragnionych serc, stanowi niemały krok w kierunku
uzyskania pełnego przywileju, do jakiego zostaliśmy powołani. Ale
pragnienie to jest samo w sobie bezużyteczne, a jeszcze mniejszy
byłby pożytek z czytania o błogosławionych skutkach wypływających
z bliskiej osobistej społeczności z Panem, gdybyśmy uważali, że
połączenie to leży praktycznie poza naszym zasięgiem. Słowa Pana
są żywą, wieczną, kosztowną rzeczywistością, ale wypełnią
się tylko wtedy, gdy będziemy pewni, że możemy naprawdę
oczekiwać ich wypełnienia. Cóż jednak może sprawić, że
wypełnienie to stanie się możliwe – cóż mogłoby uzasadnić
przypuszczenie, że my, biedne, słabe, samolubne stworzenia,
grzeszne i upadłe, możemy zostać wybawione z zepsucia naszej
natury i stać się uczestnikami świętości naszego Pana –
jeśli nie fakt, wspaniały, niezmienny fakt, że ten, który
zamierzył dla nas tak wielką przemianę, jest wiecznym Bogiem,
zdolnym całkowicie wypełnić swe słowa? Rozmyślając nad tymi
słowami Chrystusa, które zawierają w sobie istotę jego nauki
i głębię miłości, odrzucimy wszelkie wątpliwości. Nie
pozwólmy sobie na wątpliwości, czy jako ciągle błądzący dotąd
uczniowie możemy osiągnąć świętość, do której jesteśmy
powołani przez bliską społeczność z Panem. Jeśli jest tu jakaś
niemożność, to wynika ona z braku gorliwego pragnienia z naszej
strony. Ze strony tego, który zaprasza, nie ma żadnego braku, w
żadnym aspekcie; nie może być żadnego braku w wypełnieniu Bożej
obietnicy” (A. M. James, The
Life of Fellowship; Meditations on John XV,1-11).
Ze względu na młodych
lub wątpiących chrześcijan, warto być może powiedzieć, że
konieczne jest jeszcze coś więcej niż wysiłek wkładany w
ćwiczenie wiary w każdą poszczególną obietnicę, która nasuwa
się naszej uwadze. Jeszcze ważniejsze jest pielęgnowanie pełnego
zaufania nastawienia do Boga, nawyku stałego myślenia o nim, o jego
drogach i dziełach; jasnej, ufnej nadziei. Tylko w takiej
glebie może zakorzenić się i wzrosnąć dana obietnica.
Dzień
6
Mieszkaj
w Chrystusie
gdyż sam Bóg połączył cię z nim
„Ale
wy dzięki niemu jesteście w Chrystusie Jezusie” (1
Kor 1:30)
„Ojciec mój jest winogrodnikiem” (J 15:1)
„Ojciec mój jest winogrodnikiem” (J 15:1)
„Jesteście
w Chrystusie Jezusie”. Wierzący w Koryncie byli słabymi
i cielesnymi, małymi dziećmi w Chrystusie, a mimo to zaraz na
początku swego listu Paweł zapewnia ich, że są w Chrystusie
Jezusie. Całe chrześcijańskie życie zależy od wyraźnego
stanowiska w Chrystusie. Aby pozostać w Chrystusie musimy koniecznie
codziennie odnawiać naszą pewność wiary: „Jestem w Chrystusie
Jezusie”. Punktem wyjściowym każdego owocnego poselstwa
skierowanego do wierzących musi być stwierdzenie: „Jesteście w
Chrystusie Jezusie”.
Ale
Apostoł ciągnie dalej tę myśl o wielkim znaczeniu: „Przez Boga
jesteście w Chrystusie Jezusie” (Biblia
Gdańska).
Chce, abyśmy nie tylko byli świadomi naszej społeczności z
Jezusem, ale przede wszystkim, abyśmy pamiętali o tym, że stan ten
nie jest naszym dziełem, ale dziełem Bożym. Im większe
zrozumienie tego faktu da nam Duch Święty, tym bardziej stanie się
ono dla nas źródłem pewności i mocy. Jeśli to od Boga
pochodzi, że jestem w Chrystusie, to Pan Bóg zatroszczy się o
wszystko, co jest mi potrzebne, aby móc w nim pozostać.
Starajmy
się choć trochę zrozumieć to cudowne, „przez Boga w
Chrystusie”. W naszym połączeniu z Chrystusem Pan Bóg coś czyni
i my mamy coś do wykonania. To, co Bóg czyni, pobudza nas do
tego, abyśmy wypełnili nasze zadanie. Dzieło Boże dokonuje się w
ciszy i ukryciu, to zaś, co my mamy uczynić, jest wyraźne
i widoczne. Nawrócenie i wiara, modlitwa i posłuszeństwo
są świadomymi czynami, z których możemy zdać sprawę, natomiast
duchowe ożywienie i siła płynąca z góry są ukryte przed
naszym ludzkim wzrokiem. Najczęściej bywa tak, że wierzący, który
chce powiedzieć: „Jestem w Chrystusie”, widzi raczej to, co on
sam uczynił, mniej zaś cudowne i ukryte dzieło Boże, przez
które został połączony z Chrystusem. Nie może też być inaczej
na początku chrześcijańskiego biegu. Dlatego też tak wielkie
znaczenie ma to, abyśmy wreszcie ujrzeli, że nasze nawrócenie,
nasza wiara, nasze przyjęcie łaski zaofiarowanej w Jezusie jest
dziełem wszechmocy Bożej, która kierowała naszą wolą, która
wzięła nas w posiadanie i przeprowadziła wobec nas swe
zamiary miłości, wszczepiając nas w Jezusa Chrystusa. Kiedy
wierzący pozna lepiej to dzieło zbawienia, zacznie Pana z radością
uwielbiać i chwalić oraz cieszyć się z tego, że zbawienie,
którego dostąpił, ma swe źródło w Bogu. Przy każdym kroku,
który uczyni, będzie pląsał z radości mówiąc: Pan to sprawił,
Boża wszechmoc wykazała to, co Boża miłość obmyśliła. Przez
Boga jestem w Chrystusie Jezusie! Słowa te poprowadzą go dalej
i wyżej, aż do głębi wieczności. „Tych, których
przeznaczył... tych i powołał” (Rz 8:29-30).
Powołanie
w doczesności jest objawieniem planu w wieczności. Zanim powstał
świat, Pan Bóg skierował swe pełne litości i miłości oczy
na ciebie i wybrał cię w Chrystusie. Świadomość tego, że
jesteś w Chrystusie – to pierwszy stopień, który prowadzi cię
do pełnego zrozumienia słowa „przez Boga jestem w Chrystusie
Jezusie”. Powiesz wraz z prorokiem: „Z daleka ukazał mu się
Pan: Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego tak długo
okazywałem ci łaskę” (Jr 31:3). Zrozumiesz też, że twoje
wybawienie jest częścią tajemnicy jego woli (Ef 1:5), i połączysz
się z rzeszą wszystkich wierzących, którzy mówią: „W którym
też przypadło nam w udziale stać się jego cząstką, nam
przeznaczonym do tego od początku według postanowienia tego, który
sprawuje wszystko według zamysłu woli swojej” (Ef 1:11). Nic tak
nie wywyższa łaski i nic tak nie uniża człowieka w proch jak
poznanie tej tajemnicy: „przez Boga jestem w Chrystusie”.
Nietrudno zrozumieć, jak potężny wpływ wywiera ta świadomość
na wierzącego, który pragnie mieszkać w Chrystusie; jak umocnione
jest jego prawo do Jezusa i całej jego pełni, gdy wie, że
opiera się ono na woli i dziele Bożym. Dotychczas patrzyliśmy
na Jezusa jako na winny krzew, a na wierzącego – jako na latorośl;
nie możemy jednak zapomnieć o tych słowach: „Ojciec mój jest
winogrodnikiem”. Zbawiciel powiedział też: „Wszelka roślina,
której nie zasadził Ojciec niebieski, wykorzeniona zostanie” (Mt
15:13), ale żadna latorośl, która przez niego została wszczepiona
w prawdziwy winny krzew, nie zostanie wyrwana z jego ręki. Pan Jezus
wszystko, czym był, zawdzięczał tylko Ojcu; od niego pochodziła
jego moc i całe jego życie jako winnego krzewu. Podobnie
wierzący zawdzięcza Ojcu swe pewne bezpieczeństwo w Jezusie, jako
jego latorośl. Ta sama miłość i radość Ojca, która
spoczywa na umiłowanym Synu, spocznie także na każdym członku
jego ciała, na każdym, kto jest w Chrystusie. Czyż ta wiara nie
daje nam pewnej rękojmi, że nie tylko zostaniemy zachowani do
końca, ale także będziemy w stanie wypełnić w każdym punkcie
cel, dla którego zostaliśmy złączeni z Jezusem? Latorośl tak
samo jak winny krzew pozostaje pod opieką i troską
winogrodnika. Zależy mu tak samo na zachowaniu i rozwoju
latorośli, jak zależało na winnym krzewie. Pan Bóg, który mnie
wybrał i wszczepił w Jezusa, zaręczył w ten sposób, że
jeśli nie będę mu przeszkadzał, ale poddam się jego działaniu,
uczyni mnie godnym swego Syna, Jezusa Chrystusa. O, gdybym mógł w
pełni to pojąć, jaka ufność, jaka pewność panowałaby w moich
modlitwach do Boga i Ojca Jezusa Chrystusa. Uczucie zależności
od niego zostałoby mocno utwierdzone i stwierdziłbym, że
nieustanna modlitwa jest najważniejszą potrzebą mego życia
wewnętrznego – to nieustanne oczekiwanie w każdej chwili, aby Pan
Bóg, który mnie połączył z Jezusem, dokonał swego Bożego
dzieła we mnie, budząc zarówno „chęć” jak i „skuteczne
wykonanie”, według swego upodobania.
Czyż
ta pewność, że sam Bóg połączył mnie z Jezusem nie byłaby
pobudką do rozwinięcia najżywszej owocności w życiu latorośli?
Pobudki odgrywają w życiu wielką rolę i dlatego jest
niezmiernie ważne, aby były najwyższej jakości i jasne dla
duszy. A nie może być wyższej pobudki od tej: „Jego bowiem
dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych
uczynków...” (Ef 2:10). Zostaliśmy przez niego wszczepieni w
Jezusa, abyśmy przynieśli „wiele owocu”. Wszystko, co Bóg
stworzył, odpowiada zawsze w pełni swemu przeznaczeniu. On stworzył
słońce, aby było źródłem światła; jak doskonale wypełnia ono
swe przeznaczenie. Przez Boga jestem w Chrystusie. On mnie na nowo
zrodził, uczynił latoroślą, która zdatna jest do przynoszenia
owocu. O, oby wierzący przestali raz wreszcie oglądać się na
swoją starą naturę i narzekać na swą słabość, jak gdyby
Bóg powołał ich do czegoś, do czego nie dorośli. O, żeby z
wiarą i radością przyjęli to cudowne objawienie, że Bóg sam
uczynił siebie odpowiedzialnym za nasz rozwój duchowy i naszą
owocność! Musiałyby wtedy zniknąć chorobliwe wahania i wszelka
ociężałość, a pod wpływem potężnej mocy, jaką jest wiara w
wierność tego, przez którego jesteśmy w Chrystusie, cała nasza
istota podniosłaby się, aby przyjąć i wypełnić wspaniałe
przeznaczenie. O, moja duszo, poddaj się potężnemu działaniu
tego słowa: „Przez Boga jestem w Chrystusie Jezusie”. Znajdź
czas na przemyślenie go w cichym uwielbieniu, aż oświeci cię
światło płynące od tronu Bożego i pojmiesz, że twa
społeczność z Jezusem jest dziełem wszechmogącego Ojca. Znajdź
czas na to, aby dzień po dniu w całym twym duchowym życiu, z jego
wszystkimi potrzebami i obowiązkami, wszystkimi przywilejami
i życzeniami, sam Pan Bóg stał się dla ciebie wszystkim.
Patrz na Jezusa, który
mówi do ciebie: „trwaj we mnie”, a równocześnie wskazuje
w górę i dodaje: „Ojciec mój jest winogrodnikiem. On cię
wszczepił we mnie, przez niego we mnie pozostaniesz i dla
niego, dla jego chwały masz przynieść owoc”. Niech twoja
odpowiedź będzie: „Amen, Panie! niech się tak stanie!” Od
wieczności Jezus był przeznaczony dla mnie, a ja dla niego.
Nierozłącznie należymy do siebie; jest to wolą Bożą i dlatego
pozostanę w Jezusie. „Przez Boga jestem w Jezusie Chrystusie”!
Dzień
7
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
On
jest twą mądrością
„Jezus
Chrystus... stał się dla nas mądrością od Boga” (1
Kor 1:30)
Jezus
Chrystus jest nie tylko naszym kapłanem i sprawcą naszego
zbawienia, które zostało zgotowane przez Pana Boga tym, którzy go
miłują, ale jest także naszym królem, aby nam to zbawienie
zapewnić i prorokiem, aby je nam objawić. Prawie tak, jak przy
stworzeniu świata zostało najpierw stworzone światło, aby w nim
mogły dzieła Boże rozwijać życie i piękność, tak i w
przytoczonym na wstępie słowie, mądrość jest wymieniona jako
pierwszy z czterech kosztownych darów z otwartego dla nas w
Chrystusie skarbca. Światło jest życiem człowieka; gdy Jezus daje
nam poznać swoją chwałę, czyni nas uczestnikami życia wiecznego.
Przez drzewo wiadomości dobrego i złego na świat przyszedł
grzech, a przez poznanie, które nam daje Jezus, przychodzi
wykupienie. On został nam dany jako mądrość; w nim są ukryte
skarby mądrości i poznania. Bóg wszczepił cię w niego, a ty
masz tylko w nim pozostać. Jeżeli w nim mieszkasz, masz źródło
wszelkiego światła; jeżeli pozostajesz w nim, masz mądrość Bożą
za przewodnika twego całego życia duchowego, a On chce udzielić ci
wszelkiego poznania, jakiego potrzebujesz. Chrystus stał się naszą
mądrością, a ty jesteś w Chrystusie.
To
właśnie pragniemy lepiej zrozumieć, że wszystko, czym Chrystus
został dla nas uczyniony, możesz uzyskać tylko przez przebywanie
i pozostawanie w nim. Zobaczymy, że wszystkie błogosławieństwa,
zgotowane dla nas w Chrystusie nie mogą być przez modlitwę
uzyskane jako szczególne dary, jeśli nie będziemy pozostawać w
Chrystusie. Odpowiedzią na każdą naszą prośbę jest, abyśmy
coraz bliżej i coraz głębiej zostali ugruntowani w Jezusie; w
nim bowiem, tym darze niewymownym, zawarte są wszystkie dary, a więc
także dar mądrości i poznania.
Jak
często tęskniłeś za mądrością, za tym duchowym zrozumieniem,
przez które moglibyśmy Boga lepiej poznać, ponieważ to poznanie
jest życiem wiecznym (J 17:3). Pozostań w Chrystusie; jeżeli
przezeń żyjesz, to będziesz doprowadzony do głębokiej
społeczności z Bogiem, a przez nią do głębszego poznania samego
Boga. Będziesz mógł wniknąć tak głęboko w jego miłość, w
jego moc, w jego nieskończoną chwałę (jeżeli pozostaniesz w
Chrystusie), jak to dla żadnego serca bez Chrystusa nie jest
dostępne. Może tego objawienia nie przyjmiesz rozumem, ani też nie
potrafisz wyrazić słowami, ale otrzymasz objawienie, które jest
głębsze od myśli i słów – poznanie Boga, a wraz z nim
pewność, że i my przez Boga zostaniemy poznani.
A
może pragnąłbyś, wraz z Pawłem, wszystko uznać za szkodę
„wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa” (Flp
3:8)? Pozostań w Chrystusie i daj się w nim znaleźć, a wtedy
go poznasz, tak w mocy jego zmartwychwstania, jak i w
społeczności jego cierpienia. Jeżeli idziesz za nim, nie będziesz
chodził w ciemności, ale będziesz miał światło żywota. Tylko
gdy Bóg zaświeci w sercu, w którym mieszka Jezus, tylko wtedy
odzwierciedli się w nim światło poznania Bożego „w obliczu
Jezusa Chrystusa”.
Pragniesz
zrozumieć święte dzieło Jezusowe, wykonane na ziemi i prowadzone
dalej przez jego Ducha z nieba? Chcesz wiedzieć, jak Jezus może
stać się naszą sprawiedliwością, naszym poświęceniem
i odkupieniem? Tysiąc pytań powstaje czasami w twoim sercu
i czujesz, jak trudne i męczące jest znalezienie na nie
odpowiedzi. Zapomniałeś, że jesteś w Jezusie, że on stał się
dla ciebie mądrością od Boga. Niech to będzie twoją pierwszą
troską, aby pozostać w nim zupełnie, w gorącym oddaniu.
Jeżeli
nasze serce i życie jest we właściwym miejscu, wszczepione w
Chrystusa, to nie będzie nam brakowało poznania według tej miary,
jaką mądrość Jezusa uzna za wystarczającą dla nas. Bez
pozostania w Jezusie, samo poznanie niewiele by ci przyniosło
korzyści, może by ci nawet zaszkodziło, gdyż dusza mogłaby się
zadowolić samymi myślami, które są tylko cieniem prawdy, bez
przyjęcia jednocześnie samej prawdy w jej mocy. Taki jest Boży
porządek, że daje nam przede wszystkim samą istotę prawdy, choćby
w postaci małego ziarna, a potem dopiero poznanie. Człowiek
natomiast szuka najpierw poznania i potem, niestety, nie może
iść dalej. Bóg zaś daje nam Jezusa, a w nim ukryte skarby
mądrości i poznania. Zadowólmy się więc posiadaniem Jezusa
i pozostaniem w nim jako naszym życiu, a tym samym głębszym
wniknięciem w niego, gdyż na tej drodze znajdziemy poznanie,
którego szukamy, a takie poznanie jest życiem.
Dlatego,
wierząca duszo, pozostań w Chrystusie jako twej mądrości
i oczekuj od niego wszelkiego światła, którego potrzebujesz
do życia na chwałę Bożą. Pozostań w Chrystusie, w mądrości
dotyczącej wszystkiego, co odnosi się do naszego duchowego życia.
Twoje życie w Chrystusie jest czymś nad wyraz świętym, jest ono
zbyt wysokie i wzniosłe, abyś mógł je sam wziąć w rękę.
Sam Pan może cię do tego doprowadzić, abyś poznał w tajemniczy
i dziwny sposób to, co odpowiada twej godności dziecka Bożego,
co może pobudzić, ale także to, co może przeszkadzać twemu
pozostaniu w Jezusie.
Nie
myśl o tym jako o trudności, o tajemnicy, której nie możesz
rozwiązać. Jakiekolwiek pytania by cię niepokoiły, co do
możliwości zupełnego i nieustannego pozostawania w nim i
uzyskania płynącego stąd błogosławieństwa, myśl tylko zawsze o
tym, że on o wszystkim wie, dla niego jest wszystko jasne i że
on jest twoją mądrością. Dokładnie tyle, ile potrzebujesz
wiedzieć i ile jesteś w stanie zrozumieć, będzie ci
udzielone, jeśli tylko jemu zaufasz. Nie przedstawiaj sobie nigdy
ukrytych w Jezusie bogactw mądrości i poznania jako skarbów,
do których nie ma klucza, a drogi do nich jako ciemnej ścieżki.
Jezus, twoja mądrość, prowadzi cię po właściwej drodze, choćbyś
nawet nic nie widział.
Nie
zapomnij o tej prawdzie przy czytaniu i studiowaniu Pisma
Świętego i pozostań w Chrystusie jako twej mądrości. Często
badaj Pismo i poświęcaj na to wiele czasu, ale jeszcze
bardziej staraj się o to, abyś poznał żywe słowo, w które
jesteś wszczepiony przez Boga. Jezus, mądrość Boża, może być
poznany tylko przez życie bezwarunkowego posłuszeństwa i oddania.
Słowa, które On mówi, są duchem i życiem dla tych, którzy
w nim mieszkają. Dlatego ilekroć czytasz Słowo Boże, słyszysz je
lub się nad nim zastanawiasz, staraj się, abyś uzyskał przede
wszystkim właściwy stosunek do niego. Uświadom sobie, że jesteś
jedno z tym, który jest mądrością Bożą i że pozostajesz
pod jego szczególnym i wyraźnym kierownictwem. Podchodź do
Słowa jako ten, który trwa w Jezusie, źródle światła, a w jego
świetle zobaczysz światłość.
Także
w życiu codziennym, z jego pracą i wysiłkiem, pozostań w
Jezusie jako mądrości. Twoje ciało jest jego świątynią, a życie
codzienne jest tym terenem, na którym możesz go uwielbić. Jezusowi
bardzo na tym zależy, aby wszystkie twoje sprawy życiowe były
należycie uporządkowane. Zaufaj jego współudziałowi we
wszystkich tych sprawach, wierz w jego miłość i prowadzenie, a on
cię nie zawiedzie. Przez mieszkanie w nim zostanie twój umysł
uspokojony i uwolniony od wszelkiej namiętności. Światło
niebiańskie rozjaśni twoje sprawy ziemskie, a twoja modlitwa o
mądrość zostanie wysłuchana daleko obficiej niż prosisz
i oczekujesz.
To
samo odnosi się do każdej pracy, powierzonej ci przez Boga;
pozostań w Jezusie jako twej mądrości. „Jego bowiem dziełem
jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, które
wcześniej przygotował Bóg, abyśmy w nich chodzili” (Ef 2:10
tłumaczenie
dosłowne).
Dlatego niech zniknie wszelka obawa, wszelka wątpliwość w kwestii,
do jakich dobrych uczynków jesteś powołany. Jesteśmy w Chrystusie
Jezusie stworzeni do dobrych uczynków. On nam pokaże, jakie uczynki
nam powierzy i jakie mamy wykonać. Cieszymy się z pewności,
że nas prowadzi Boża mądrość, nawet wtedy, gdy droga wydaje się
zakryta.
Cokolwiek
pragniesz wiedzieć, dla Jezusa jest to zupełnie jasne. Jako
Pośrednik ma przystęp do skrytych wyroków Bożych, do tajemnic
przeznaczenia, także w kwestii twego osobistego dobra. Jeżeli mu
tylko zupełnie zaufasz i niewzruszenie w nim pozostaniesz, to
możesz być pewny Jego niezawodnego prowadzenia. Tak, pozostań w
Jezusie, twej mądrości; staraj się o to, abyś pozostawał w
stałym oczekiwaniu i zależności od niego; bądź gotowy się
uczyć i nie rozpoczynaj niczego bez kierownictwa niebieskiego
światła. Wycofaj się ze wszystkich niepotrzebnych rozrywek,
zamknij swe uszy przed gwarem tego świata i jako pragnący się
stale uczyć, wytężaj słuch, abyś usłyszał niebiańską
mądrość, przez którą Mistrz chce cię uczyć. Wyrzeknij się w
sprawach Królestwa Bożego swej własnej mądrości, wiedząc, że
naturalny rozum jest ślepy w rzeczach niebieskich, i oczekuj,
że Jezus pouczy cię i poprowadzi we wszystkim, w co masz
wierzyć i co masz czynić. Ta nauka i kierownictwo nie
przychodzi z zewnątrz; mądrość niebieska wykonuje swe dzieło w
nas, jeśli pozostajemy w Jezusie.
Wycofuj
się często do najdalszej komory twego serca, gdzie – kiedy
wszystko się uciszy – możesz usłyszeć głos Ducha. Z
niewzruszoną ufnością, nawet wtedy, gdy cię otacza ciemność i
jesteś – jak ci się zdaje – opuszczony, trzymaj się tej
pewności, że on jest światłem i wodzem tych, którzy są
jego. Przede wszystkim jednak żyj każdego dnia tą prawdą: On sam,
Jezus Chrystus, jest moją mądrością, dlatego muszę stale
zabiegać o to, by w nim pozostać.
Jeżeli
w nim mieszkasz, to jego mądrość będzie spływała na ciebie,
przynosząc jako owoc życie w nim utwierdzone. Jestem, pozostaję w
Jezusie, tej mądrości Bożej, dlatego także i mnie zostanie
ona udzielona.
Dzień
8
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
On
jest twoją sprawiedliwością
„Chrystus
Jezus... stał się dla nas sprawiedliwością” (1
Kor 1:30)
Pierwszym
z błogosławieństw, ofiarowanych nam w Chrystusie, które Jezus
jako nasza mądrość nam objawia, jest sprawiedliwość. Nietrudno
zrozumieć, dlaczego wymieniona jest ona na pierwszym miejscu.
Nie
może być prawdziwego szczęścia, ani stałego błogosławieństwa
czy to w narodzie, czy w rodzinie, czy w pojedynczej duszy, jeśli
brak tam pokoju. Skoro maszyna nie może wykonywać swej pracy,
jeżeli nie stoi na mocnej podstawie, tym bardziej i my
potrzebujemy pokoju i pewności w naszym życiu duchowym i
moralnym. Grzech zaciemnił całokształt naszego życia i dlatego
okazało się, że jesteśmy skłóceni sami z sobą, z naszymi
bliźnimi i z Bogiem. Dlatego też odkupienie musiało przynieść
nam przede wszystkim pokój, jeśli mieliśmy znaleźć prawdziwe
szczęście. Ale Boży pokój może przyjść tylko tam, gdzie panuje
sprawiedliwość, gdzie wszystko dzieje się według woli Bożej, w
zupełnej zgodzie z Bożym porządkiem. Jezus Chrystus przyszedł,
aby w sercu ludzkim, a następnie na ziemi, zaprowadzić pokój.
Uczynił to w ten sposób, że objawił i wykonał Bożą
sprawiedliwość. A ponieważ jest najwyższym kapłanem „według
porządku Melchisedeka... Imię jego znaczy najpierw król
sprawiedliwości, następnie zaś król Salemu, to jest król pokoju”
(Hbr 7:2), dlatego panuje jako król sprawiedliwości i pokoju.
W nim wypełnia się przepowiednia proroka: „Oto król będzie
rządził w sprawiedliwości... I pokój stanie się dziełem
sprawiedliwości, a niezakłócone bezpieczeństwo owocem
sprawiedliwości po wszystkie czasy” (Iz 32:1.17). Chrystus Jezus
stał się nam sprawiedliwością; przez łaskę Bożą jesteśmy w
nim jako naszej sprawiedliwości, dlatego w nim stajemy się
sprawiedliwością Bożą. Spróbujmy lepiej zrozumieć, co to
oznacza. Kiedy grzesznik po raz pierwszy przyjmuje przez wiarę
zbawienie w Jezusie Chrystusie, to z reguły patrzy raczej na
dokonane dzieło, niż na osobę Jezusa. Spogląda w górę na krzyż,
widzi tam cierpiącego Jezusa, sprawiedliwego za niesprawiedliwych,
i w tej śmierci pojednawczej znajduje jedyną, ale całkowicie
wystarczającą podstawę, na której może się oprzeć jego wiara w
miłosierdzie Boże odpuszczające jego grzechy. Zastępcza ofiara
Jezusa przynosi mu pokój i pewność, że Jezus wziął na siebie
nasze przekleństwo i pojednał nas przez swą śmierć z
Bogiem. Teraz grzesznik rozumie, że sprawiedliwość Jezusa zostaje
mu przypisana i że w ten sposób uzyskał łaskę u Boga.
„Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana,
Jezusa Chrystusa” (Rz 5:1). Od tej pory grzesznik pragnie nosić
darowaną mu szatę zbawienia, ten wspaniały dar sprawiedliwości
uzyskany przez wiarę.
Ale
podczas gdy stara się on o wzrost swego wewnętrznego człowieka,
powstają ciągle nowe potrzeby. Pragnąłby pełniej zrozumieć, jak
na podstawie sprawiedliwości kogoś innego Bóg może usprawiedliwić
bezbożnych. W cudownej nauce Pisma o połączeniu wierzącego z
Chrystusem, jako drugim Adamem, znajdujemy odpowiedź na to pytanie.
Jezus stał się jedno ze swym ludem, a lud z nim, tak więc w
zupełnej zgodzie z prawem natury i Królestwa Bożego każdy członek
ciała ma udział tak w trudach i cierpieniach, jak i w życiu
Głowy. W ten sposób wierzący dochodzi do poznania, że tylko przez
osobistą relację z Jezusem jako Głową, może przyjąć moc jego
sprawiedliwości, przez którą wyłącznie ma dostęp do łaski
i społeczności Ducha Świętego. Dzięki temu dzieło Jezusa
będzie mu nie mniej drogie, ale osoba Jezusa wysunie się na
pierwszy plan. I tak dzieło pojednania prowadzi duszę do
samego serca, miłości i życia Syna Bożego. W świetle
tego doświadczenia wierzący lepiej rozumie teraz Pismo. Zaczyna
pojmować to, czego dawniej nie rozumiał: jak bardzo sprawiedliwość
Boga, przyjęta przez nas na własność, wiąże się z osobą
Zbawiciela, bo jak mówi Pismo: „Pan sprawiedliwością naszą”
(Jr 23:6). „Jedynie w Panu jest zbawienie i moc” (Iz 45:24).
„Chrystus Jezus stał się dla nas sprawiedliwością” (1 Kor
1:30).
Chrześcijanin
widzi, że sprawiedliwość jest nierozerwalnie złączona z życiem
Jezusa i dlatego rozumie, że „przez dzieło usprawiedliwienia
jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi”
(Rz 5:18). Zaczyna pojmować głębokie znaczenie wiersza, który
jest kluczem Listu do Rzymian: „Sprawiedliwy z wiary żyć będzie”
(Rz 1:17). Dlatego nie wystarczy mu już teraz okryć się przypisaną
mu sprawiedliwością jako szatą, ale chce przyoblec się w samego
Pana Jezusa, aby być przyodzianym nim samym i jego życiem;
poznaje bowiem, że może w zupełności przyjąć sprawiedliwość
Bożą jako swą własność, skoro Pan Jezus (nasza sprawiedliwość)
stał się naszą własnością. Zanim to zrozumiał było mu czasem
bardzo trudno nosić cały dzień białą szatę, zdawało mu się,
jakoby musiał ją stale przyoblekać, kiedy zbliżał się do Boga,
aby mu wyznać swe grzechy albo prosić o nową łaskę. Ale teraz
skoro żyjący Jezus sam jest jego sprawiedliwością, Jezus, który
go strzeże jako swej własności, broni i miłuje, teraz nie
jest już dla niego rzeczą niemożliwą chodzić cały dzień
przyobleczony miłością, którą Jezus przyodziewa swój lud.
Przeżycie
to prowadzi jeszcze dalej. Życie i sprawiedliwość są
nierozłącznie ze sobą związane, a wierzący będzie teraz
bardziej niż kiedykolwiek świadomy, że została w niego
wszczepiona sprawiedliwa natura. Nowy człowiek w Jezusie Chrystusie
jest „stworzony... w sprawiedliwości i świętości prawdy”
(Ef 4:24). Połączenie z Jezusem spowodowało nie tylko zmianę jego
stosunku do Boga, ale także w jego osobistym stanie przed obliczem
Bożym. Jeżeli ktoś pozostaje w ścisłej łączności z Jezusem,
do której droga została otwarta, to postępujące odnowienie jego
całej istoty uczyni sprawiedliwość jego drugą naturą.
Chrześcijaninowi,
który zaczyna pojmować znaczenie słów: „On stał się dla nas
sprawiedliwością”, nie trzeba już powtarzać rozkazu: „Mieszkaj
w Chrystusie”. Jak długo myślał o zastępczej sprawiedliwości
Jezusa i o tym, że z punktu widzenia prawa zostaliśmy przez
nią uznani za sprawiedliwych dzięki Jezusowi, nie widział
absolutnej konieczności mieszkania w nim. Ale odkąd wspaniałość
Jezusa Chrystusa, naszej sprawiedliwości, odsłoniła się przed
jego oczyma, widzi, że tylko przez osobiste pozostawanie w nim w
każdej chwili może znaleźć upodobanie w oczach Bożych, a jego
nowa, sprawiedliwa natura może zostać przez Jezusa umocniona.
Skruszony grzesznik chwyta się przede wszystkim myśli, że został
usprawiedliwiony przez zastępczą śmierć Jezusa, ale myślącemu,
idącemu naprzód wierzącemu staje się wszystkim sam Jezus, żywy
Jezus, z którego płynie sprawiedliwość, gdyż jeżeli ma jego, ma
także sprawiedliwość.
Dziecię Boże, pozostań
w Chrystusie jako twej sprawiedliwości. Nosisz w sobie swą starą,
grzeszną, zepsutą naturę, która stale próbuje dojść do głosu
i zaciemnić oraz podać w wątpliwość twoją pewność, że
jesteś dzieckiem Bożym i że masz otwarty dostęp do
nieustannej łączności z Bogiem. Nie będziesz mógł mieszkać w
światłości Bożej, ani w niej chodzić tak, żeby nie przysłonił
ci jej cień żadnej chmury, jeżeli nie pozostaniesz nieustannie w
Jezusie, twej sprawiedliwości. Do tego jesteś powołany; bacz, abyś
postępował jako godny tego powołania. Oddaj się Duchowi Świętemu,
aby ci objawił tę cudowną łaskę, że możesz, w Bożą
sprawiedliwość odziany, przychodzić do Boga w każdej chwili.
Znajdź trochę czasu, aby zastanowić się nad tym i pojąć,
że zostałeś przyobleczony szatą królewską i że w tej
ozdobie bez obawy możesz zbliżać się do Boga. Jest ona znakiem,
że spoczywa na tobie upodobanie królewskie. Znajdź czas, aby sobie
uświadomić, że jeżeli potrzebujesz tej szaty w pałacu
królewskim, to tym bardziej potrzebujesz jej, gdy jesteś wysłany w
świat jako poseł i przedstawiciel. Żyj w swym codziennym
powołaniu w pełnej świadomości tego, że w Jezusie jesteś przed
Bogiem sprawiedliwy, że jesteś przedmiotem jego upodobania
i miłości. Jeżeli wszystko, czego doznałeś od Jezusa i za
sprawą jego łaski połączysz z tą pierwszą myślą: „On stał
się dla nas... od Boga sprawiedliwością...”, da ci to zupełny
pokój, wejdziesz do odpocznienia Bożego i pozostaniesz w nim.
W twym sercu i życiu objawi się, gdzie mieszkasz, gdyż jeśli
mieszkasz w Chrystusie, to widoczna będzie w tobie jego natura, jego
charakter i jego błogosławieństwo. „Umiłowałeś
sprawiedliwość, a znienawidziłeś nieprawość; Dlatego namaścił
cię, o Boże, Bóg twój olejkiem wesela, jak żadnego z towarzyszy
twoich” (Hbr 1:9). I twoim działem stanie się radość,
rozkosz bez miary.
Dzień
9
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
On
jest twoim poświęceniem
„Ale
wy dzięki niemu jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się
dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością,
i poświęceniem, i odkupieniem” (1
Kor 1:30)
„Paweł...
zborowi Bożemu, który jest w Koryncie, poświęconym w Chrystusie
Jezusie, powołanym świętym” – tak rozpoczyna się rozdział, z
którego dowiadujemy się, że Chrystus jest naszym poświęceniem. W
Starym Testamencie wierzący nazywali się sprawiedliwymi; w Nowym
Testamencie – świętymi, poświęconymi w Chrystusie. Świętość
to coś więcej niż sprawiedliwość. Świętość Boża określa
jego najgłębszą istotę, a Boża sprawiedliwość odnosi się do
jego stosunku do stworzenia. U człowieka sprawiedliwość jest
pierwszym krokiem do poświęcenia, przez które najbardziej zbliża
się do doskonałości Bożej (por. Mt 5:48 i 1 P 1:16).
Sprawiedliwość można było znaleźć nawet pod zakonem,
podczas gdy poświęcenie w Starym Testamencie było przedstawione
tylko obrazowo; dopiero w Jezusie Chrystusie, świętym, i w
Jego ludzie, w świętych, po raz pierwszy przejawiło się
poświęcenie. Tak jak na ogół w całym Piśmie, a szczególnie w
miejscu, które rozważamy, tak też i w osobistym doświadczeniu
sprawiedliwość poprzedza świętość. Kiedy wierzący odkryje, że
Jezus jest jego sprawiedliwością, jest to dla niego taką radością,
że szukanie poświęcenia zostaje jakby usunięte w cień. Ale kiedy
zacznie się dalej rozwijać, pojawia się w nim pragnienie świętości
i dlatego zaczyna dochodzić, w jaki sposób Pan Bóg może to
jego pragnienie zaspokoić.
Powierzchowne
zaznajomienie się z planem Bożym prowadzi do mniemania, że
usprawiedliwienie z wiary jest dziełem Bożym, ale uświęcenie musi
być osiągnięte przez nas samych, jako znak naszej wdzięczności
za uzyskane wybawienie, przy pomocy Ducha Świętego. Lecz szczery
chrześcijanin niebawem przekona się, jak słaba jest jego
wdzięczność. Jeżeli myśli, że ją uzyska przez modlitwę, to
przekona się, że jakkolwiek modlitwa jest niezbędna, to jednak mu
nie wystarczy. Niejeden będzie borykał się z tym problemem latami,
aż w końcu usłyszy głos Ducha Świętego, który uwielbi w nim na
nowo Jezusa i objawi mu, że nasze poświęcenie leży tylko w
nim i może być uzyskane tylko przez wiarę.
Chrystus
stał się dla nas od Boga poświęceniem. Istotą Bożej natury jest
świętość i tylko to, co jest przez Boga napełnione
i całkowicie jego, może być święte. Na pytanie: Jak
grzeszny człowiek może stać się święty? odpowiedź brzmi: Przez
Jezusa, Syna Bożego. W nim, którego Ojciec poświęcił i posłał
na świat, ucieleśniła się Boża świętość i stała się
ludziom dostępna. „I za nich poświęcam siebie samego, aby i oni
byli poświęceni w prawdzie” (J 17:19).
Na
żadnej innej drodze nie możemy stać się świętymi, jak tylko w
ten sposób, że zostanie nam udzielona świętość Jezusa. A to
może się stać tylko przez osobiste, duchowe połączenie z nim,
tak że przez działanie Ducha Świętego, jego święte życie
wypełni nasze wnętrze. Przez Boga jesteśmy w Chrystusie, który
stał się dla nas poświęceniem. Jeżeli mieszkamy w Chrystusie, to
poświęcenie przez wiarę jest prostą tajemnicą życia. Obfitość
naszego poświęcenia będzie zależała od miary naszego
pozostawania w nim: im lepiej dusza nauczy się pozostawać w nim,
tym więcej wypełni się w niej obietnic. „A sam Bóg pokoju
niechaj was w zupełności poświęci” (1 Tes 5:23).
Aby
jeszcze lepiej wyjaśnić zależność pomiędzy pozostawaniem przez
wiarę w Jezusie a miarą poświęcenia, spróbujmy sobie wyobrazić
proces szczepienia drzewa; będzie to dla nas pouczający obraz
naszego połączenia z Jezusem. Zostaje nam on przedstawiony w
słowach Pana Jezusa: „Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce”
(Mt 7:17). Mogę drzewo tak zaszczepić, że tylko jedna gałąź
przynosi dobre owoce, chociaż reszta pozostaje nie zmieniona
i przynosi owoce takie jak dawniej. Jest to obraz wierzących,
których tylko część natury została uświęcona, podczas gdy z
powodu nieświadomości, lub z innych przyczyn, w pozostałej części
ich życia panuje ciało.
Ale
drzewo może zostać tak zaszczepione, że wszystkie gałęzie
zostaną zaszczepione na nowo i wówczas całe drzewo przynosi
tylko dobre owoce; a jednak jeżeli ogrodnik nie będzie tego drzewa
dobrze pilnował, to może ono znowu wypuścić dziczki, które
zdobędą przewagę i odbiorą szczepkom soki życiowe. Jest to
obraz życia chrześcijan, którzy – jak się zdawało – zostali
mocno wstrząśnięci, nawrócili się, wszystko opuścili, aby iść
za Jezusem, jednak po pewnym czasie, wskutek braku czujności, wpadli
znowu w stare zwyczaje, które odbierają ich życiu
chrześcijańskiemu żywotne siły.
Jeśli
drzewo ma stać się zupełnie dobre, musi zostać ucięte przy samej
ziemi i tam dopiero zaszczepione. A jeśli pokażą się jakieś
dziczki, muszą natychmiast zostać usunięte, aż soki ze starych
korzeni przenikną zupełnie nowy pień, tak że stare życie
zostanie pokonane przez nowe. W ten sposób stare drzewo zostaje
odnowione i jest obrazem chrześcijanina, który nauczył się w
zupełnym oddaniu wszystko poświęcać Zbawcy i w całkowitej
wierze pozostać w Chrystusie.
Gdyby
drzewo wspomniane w ostatnim obrazie było istotą rozumną i mogło
ogrodnikowi być pomocne przy jego pracy, to czyż ogrodnik nie
zwróciłby się do niego z mniej więcej takimi słowami: „Oddaj
się zupełnie temu nowemu życiu, którym cię przyoblekłem;
wyniszcz wszystkie skłonności starej natury, wyniszcz dziczki,
jeśli pragną pączkować; niech twój sok, cała twoja siła
życiowa płynie do tej nowej latorośli, którą zaszczepiłem w
tobie, bo wtedy przyniesiesz wiele słodkich owoców”. A prośba
drzewa byłaby następująca: „Jeżeli mnie szczepisz, to nie
zostawiaj ani jednej starej gałązki, odetnij i tę najmniejszą
oznakę starego życia, abym już dłużej nie tkwiło w mym starym
życiu, ale w nowym, które we mnie zostało zaszczepione, abym było
zupełnie odnowione i oczyszczone!”
Gdybyś
później zapytał tego odnowionego drzewa, które przyniosło wiele
owocu, co by mogło powiedzieć o swych przeżyciach,
odpowiedziałoby: „We mnie, to znaczy w mych korzeniach, nie
mieszka nic dobrego. Jestem zawsze skłonne do złego; sok, który
ciągnę z ziemi, jest ze swej natury skażony i zawsze gotowy
przynieść złe owoce. Ale właśnie tam, gdzie sok wychodzi na
światło słoneczne, aby przynieść owoc, właśnie tam ogrodnik
przyoblekł mnie nowym życiem, tak że mój sok zostaje oczyszczony,
a wszystkie moje siły odnowione po to, aby przynieść dobry owoc.
Moim zadaniem nie jest nic innego, jak zostać w tym, co ogrodnik
rozpoczął, a on stara się o to, aby każdy początek starej natury
został odkryty i odcięty”.
Nie
obawiaj się mój bracie uchwycić się poświęcenia jako obietnicy
Bożej. Nie daj miejsca wątpliwościom, jakoby zepsucie twej starej
natury miało ci uniemożliwić poświęcenie. W twym ciele nie
mieszka nic dobrego i ciało twe, choć ukrzyżowane wraz z
Chrystusem, nie jest jeszcze martwe, dlatego stara się ciągle dojść
do słowa i skłonić cię do złego. Ale Ojciec jest
winogrodnikiem. On zaszczepił życie Chrystusowe w twoim życiu. To
święte życie jest mocniejsze niż twa natura i pod czujnym
dozorem winogrodnika może ono przytłumić w tobie stare popędy
złego. Skażona natura jeszcze tu jest z nie zmienioną skłonnością,
aby ukazać się i wybujać jako dziczka, ale nowa natura też tu
jest – żywy Jezus, to twoje poświęcenie – i przez niego
twoje zdolności mogą wszystkie zostać uświęcone, abyś przyniósł
owoc ku chwale Ojca.
Jeśli
więc chcesz żyć święcie, pozostań w Chrystusie, twym
poświęceniu. Patrz na niego, Świętego Bożego, który stał się
człowiekiem, aby nam udzielić świętości Bożej. Słuchaj Słowa
Bożego, które cię uczy, że nowa natura została w ciebie
wszczepiona, nowy człowiek, stworzony w Jezusie Chrystusie w
sprawiedliwości i świętości prawdy (Ef 4:24). Wiedz o tym,
że ta święta natura została wszczepiona w ciebie cudownie, abyś
żył święcie, wypełniał wszystkie święte obowiązki i działał
teraz z taką samą mocą, jak wówczas, gdy działała w tobie stara
natura. To nowe, święte życie rozwijające się w tobie ma
korzenie w Chrystusie i może rozwijać się i umacniać,
jeśli połączenie ze źródłem będzie nieprzerwane. Przede
wszystkim jednak wierz niezachwianie, że najwyższą radością dla
Jezusa jest to, że może to życie w tobie utrzymać, a twej nowej
naturze udzielić swej mocy i mądrości, której potrzebujesz.
Niech ta wiara skłania cię codziennie do wyzbycia się wszelkiego
spolegania na sobie i do wyznawania, że wszystko, co pochodzi z
twej starej natury, jest zupełnie skażone. Ale pozwól się także
napełnić ufnością, że wszystko, czego Ojciec od ciebie oczekuje
jako od dziecka żyjącego pod łaską, możesz wykonać, ponieważ
Jezus cię posila. Niech cię nauczy składać siebie samego z całym
twym działaniem na ołtarzu jako ofiarę duchową, która jest
świętą, przyjemną Bogu wonnością.
Patrz
na swe święte życie nie jako na wysiłek, który wymaga od ciebie
stałego napięcia, ale jako na naturalne rozwinięcie się w tobie
życia Chrystusowego. Bądź pewien przez mocną, radosną i pełną
nadziei wiarę, że z obfitości świętości Jezusowej otrzymasz
zawsze wszystko, czego potrzebujesz do życia w poświęceniu.
Zrozumiesz i doświadczysz, co to znaczy pozostawać w Jezusie
Chrystusie, naszym poświęceniu.
KOMENTARZ
Myśl,
że w osobistej świętości naszego Pana została stworzona nowa,
święta natura przedstawiona nam po to, abyśmy mogli korzystać z
niej przez wiarę, jest tematem nieocenionej książki Marshalla „The
Gospel Mystery of Sanctification” (Ewangeliczna
tajemnica uświęcenia):
„Jest
wielką tajemnicą, że to święte nastawienie naszych dusz, w
którym zostają one wyposażone i uzdolnione do bezpośredniego
wypełnienia prawa, może zostać osiągnięte jedynie przez
czerpanie z pełności Chrystusowej, przyjęte jako rzecz
przygotowana i istniejąca już dla nas w Chrystusie i w nim
ukryta; i że tak jak jesteśmy usprawiedliwieni przez
sprawiedliwość przypisaną nam w Chrystusie, tak też jesteśmy
uświęceni przez świętość wypełnioną uprzednio w Chrystusie ze
względu na nas i potem nam udzieloną. Tak jak nasze naturalne
zepsucie pochodziło pierwotnie od pierwszego Adama, tak nasza nowa
natura i świętość pochodzi od Chrystusa i została
przeniesiona na nas. Tak więc nie mamy w żadnym razie pracować
wspólnie z Chrystusem nad stworzeniem w nas świętego usposobienia,
ale jedynie je przyjąć i używać w świętej praktyce, jako
przygotowaną wcześniej w całości dla nas i nam podarowaną.
Dlatego
mamy społeczność z Chrystusem, przyjmując to święte
usposobienie ducha, które pierwotnie było w nim; gdyż społeczność
występuje wtedy, gdy dwie osoby mają ze sobą coś wspólnego.
Tajemnica ta jest tak wielka, że nie mając pełnego światła
ewangelii w tej sprawie, myślimy powszechnie, że musimy sami z
siebie wytworzyć to święte usposobienie, zabiegając o nie
i realizując je w swoim sercu”.
Dzień
10
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
On
jest twoim odkupieniem
„Ale
wy dzięki niemu jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się
dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością,
i poświęceniem, i odkupieniem” (1
Kor 1:30)
Oto
koniec drabiny sięgającej aż do nieba – błogi cel, do którego
prowadzi Jezus i życie w nim. Słowo „odkupienie”, chociaż
często używane w znaczeniu uwolnienia od winy za grzechy, odnosi
się tutaj do naszego ostatecznego wybawienia od wszelkich następstw
grzechu, kiedy to dzieło Zbawiciela objawi się w pełni i dokona
się wybawienie naszego ciała (por. Rz 8:21-23; Ef 1:14, 4:30).
Wyrażenie to wskazuje na najwyższą chwałę, której oczekujemy
i mówi o najwyższej łasce, której uczestnikami możemy się
stać już teraz w Chrystusie.
Wiemy
już, że Jezus jako prorok jest naszą mądrością, która nam
zarówno objawia Boga i jego miłość, jak i daje poznać
istotę i warunki błogości przygotowanej nam przez miłość
Bożą. Jako kapłan jest naszą sprawiedliwością, gdyż doprowadza
nas do właściwej relacji z Bogiem i zapewnia nas o jego łasce
i przychylności. Jako król jest naszym poświęceniem; skłania nas
i prowadzi do zupełnego posłuszeństwa świętej woli Ojca. W
miarę jak potrójny urząd Pana Jezusa urzeczywistnia w nas Boże
plany, zostaje również wypełniona Boża wola, następuje zupełne
odkupienie nas od grzechu i wszelkich jego skutków, a uwolniona
w ten sposób ludzkość uzyskuje znowu wszystko, co utraciła.
Chrystus Jezus stał się dla nas od Boga odkupieniem. To słowo uczy
nas patrzeć na Jezusa, nie tylko takiego, jakim był, kiedy chodził
po ziemi i pozostawił nam przykazania i przykład do
naśladowania; nie tylko na takiego, jakim był, gdy umarł, żeby
nas z Bogiem pojednać; nie tylko na takiego, jakim był, gdy
zmartwychwstał jako zwycięski król i wstąpił na niebiosa,
aby przyjąć koronę; słowo to uczy nas patrzeć na Jezusa takiego,
jakim jest teraz, gdy siedzi po prawicy Ojca w chwale, którą miał
przed założeniem świata i którą także dla nas
przygotowuje. Jezus Chrystus, jako Syn Człowieczy, siedzi na tronie
i odpoczywa w Ojcu; odkupienie od wszystkiego, co ucierpiał z
powodu naszych grzechów, jest doskonałe i wieczne. On stał
się dla nas od Boga odkupieniem.
Im
bardziej świadomie i pewnie w nim pozostaniemy, jako w naszym
odkupieniu, tym pewniej doznamy już tutaj „mocy przyszłego
wieku”. W miarę jak nasza społeczność z Jezusem staje się
coraz ściślejsza i głębsza, a Duch Święty objawia nam swą
niebiańską wspaniałość, uświadamiamy sobie coraz bardziej, że
nowe życie w nas jest życiem tego, który siedzi na tronie nieba.
Czujemy, że siła nieskończonego życia działa w nas, że
smakujemy życie wieczne i mamy przedsmak wiecznej chwały.
Wielkie
są błogosławieństwa, które płyną z naszego mieszkania w
Chrystusie, jako naszym odkupieniu. Dusza zostaje uwolniona od
wszelkiego strachu przed śmiercią. Nawet Zbawiciel swego czasu
doznał strachu śmierci, ale On pokonał śmierć i w swym
ciele przeszedł do chwały wiecznej. Wierzący, który pozostaje w
Jezusie, jako w doskonałym odkupieniu, doznaje już tu duchowego
zwycięstwa nad śmiercią. Patrzy na nią tylko jako na posłańca,
który zabiera ostatnie szczątki szaty cielesnej przed
przyobleczeniem nowym ciałem chwały.
Śmierć
składa tylko ciało do odpocznienia w grobie, dopóki nie powstanie
ono na rozkaz Boży i nie zostanie przemienione na nowe,
chwalebne, rozjaśnione duchem ciało. Zmartwychwstanie ciała
przestaje być teraz suchą nauką, ale staje się żywą nadzieją,
która zaczyna przenikać do serca i powodować radosne
przeżycia, ponieważ duch tego, który Jezusa wzbudził z martwych,
już teraz mieszka w ciele wierzących jako zadatek tego, że nasze
śmiertelne ciała zostaną ożywione (Rz 8:11-23). Ta wiara wywiera
uświęcający wpływ i sprawia w nas pragnienie oddania
grzesznych członków naszego ciała Bogu do dyspozycji, aby zostały
uśmiercone i zupełnie poddane panowaniu Ducha Świętego;
traktujemy to przy tym jako przygotowanie do chwili, gdy nasze
doczesne ciało zostanie uwielbione, aby stało się podobne
chwalebnemu ciału Pana Jezusa. Zupełne odkupienie, które obejmuje
i nasze ciało ma tak głębokie znaczenie duchowe, że nie jest
łatwo je wyrazić. O człowieku jako całości, to znaczy o jego
duchu, duszy i ciele, mówi Słowo, że został on stworzony na
podobieństwo Boże. Anioły stworzył Bóg, jako duchy bez ludzkiego
ciała; zwierzętom natomiast, które są też stworzeniem Bożym,
brak jest ducha. Człowiek miał być najwyższym wyrazem Bożego
stworzenia; dlatego zostało w nim dokonane doskonałe połączenie
ciała i ducha, jako obraz społeczności między Bogiem a
dziełem Jego ręki. Ale w dzieło to wkroczył grzech, który
zdawałoby się, że niszczy plan Boży; życie zmysłowe uzyskało w
człowieku olbrzymią przewagę nad życiem duchowym. Wtedy Słowo
stało się ciałem, Boża zupełność znalazła swe ucieleśnienie
w człowieczeństwie Chrystusa, aby dokonane wybawienie człowieka
było zupełne i doskonałe, a stworzenie, które jeszcze ciągle
wzdycha i wespół boleje, zostało uwolnione z niewoli skażenia
do wspaniałej wolności dzieci Bożych. Tymczasem wierzymy Słowu
Bożemu i oczekujemy zupełnego odkupienia naszych ciał. Nie
jest to objawienie odnoszące się tylko do przyszłości; dla
pełnego rozwoju życia chrześcijańskiego konieczne jest, abyśmy
poprzez mieszkanie w Chrystusie uchwycili tę obietnicę i już
teraz przyjęli ją na własność. A dzieje się to, gdy uczymy się
triumfować nad śmiercią; gdy uczymy się patrzeć na Chrystusa
jako na Pana naszego ciała, żądającego od nas całkowitego
poświęcenia; na Pana, który obiecuje nam już tutaj zwycięstwo
nad strasznym panowaniem grzechu nad ciałem, zwycięstwo, które
musimy przyjąć wiarą (Mk 16:17-18). Przyjmujemy to odkupienie,
jeśli patrzymy na całą naturę jako na część królestwa
Chrystusowego, chociaż zgodnie z przeznaczeniem ma ona mieć udział
w odkupieniu dopiero po chrzcie ogniowym. My doświadczamy już tego
odkupienia za sprawą łaski Bożej, oczekując, aż przemieni nas w
niebiańskie istoty, a tymczasem pozwalając na to, by rozszerzyła
nasze serca i zapatrywania, i już tutaj dała nam odczuć
coś z tego, co nie wstąpiło jeszcze w żadne ludzkie serce.
Pozostań
w Chrystusie, jako twym odkupieniu, mój bracie, niech to będzie
koroną twego życia duchowego. Nie szukaj go poza Jezusem i bez
poznania Zbawiciela w całej jego pełni. Pozostań w Jezusie jako
twym odkupieniu. Tylko wierność w poprzednich etapach twego biegu
chrześcijańskiego może cię do tego uzdolnić.
Pozostań
w nim, jako twej mądrości, podążaj w cichej łagodności za jego
wskazówkami w codziennym rozwoju twego wewnętrznego i zewnętrznego
życia, a zostaną ci objawione tajemnice, które większości
chrześcijan są nieznane. Mądrość Boża wprowadzi cię w
tajemnicę zupełnego odkupienia.
Pozostań
w nim, jako twej mądrości; obleczony przez niego mieszkaj w
obecności łaski Bożej, do której sprawiedliwość otwiera ci
drzwi. Ciesząc się ze swego zbawienia, zrozumiesz, że obejmuje ono
wszystkie rzeczy, i że czeka cię jeszcze doskonałe, zupełne
odkupienie twego ciała: „Ponieważ upodobał sobie Bóg... żeby
przez niego wszystko, co jest na ziemi i na niebie, pojednało
się z nim..” (Kol 1:19-20).
Pozostań
w nim jako twym poświęceniu; doznanie jego mocy uświęcającej
ducha, duszę i ciało wzmocni twą wiarę w poświęcenie,
które nie przestanie działać, aż rzędy końskie i kotły w
Jeruzalemie będą nosiły napis: „Poświęcony Panu” (Za
14:20-21).
Pozostań w nim jako twym
odkupieniu i już tutaj żyj jako dziedzic przyszłej chwały.
Staraj się doznać zbawiającej mocy jego łaski, a wtedy twoje
serce otworzy się i zrozumiesz, do jakiej pozycji w stworzeniu
przeznaczony jest człowiek, któremu wszystko ma być poddane, a ty,
ze swej strony, staniesz się godny tego wysokiego niebiańskiego
powołania.
Dzień
11
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
ukrzyżowanym
„Z
Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje
we mnie Chrystus” (Gal
2:20)
„Bo Jeźliśmy z Nim wszczepieni w podobieństwo śmierci Jego” (Rzym 6:5 Biblia Gdańska)
„Bo Jeźliśmy z Nim wszczepieni w podobieństwo śmierci Jego” (Rzym 6:5 Biblia Gdańska)
„Z
Chrystusem jestem ukrzyżowany”. W tak zdecydowany sposób mówi
apostoł Paweł o społeczności duchowej z Chrystusem ukrzyżowanym,
o jego cierpieniach i śmierci, a jednocześnie o doświadczaniu
mocy Chrystusowej. To, co Paweł mówił, było dla niego
rzeczywistością: wiedział on, że naprawdę umarł, dlatego
dodaje: „żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.
Jak błogie musi być przeżywanie takiej społeczności z Panem
Jezusem, w której spojrzenie na jego krzyż daje nam pewność, że
tam nastąpiła i nasza śmierć. Zupełne posłuszeństwo
Jezusa wobec Boga, jego zwycięstwo nad grzechem i odkupienie
ludzi spod władzy grzechu – wszystko to jest moją własnością!
Jak
dobrze jest doświadczać, że przez wiarę moc śmierci Jezusowej
codziennie pracuje nad uśmierceniem mojej cielesności i odnowieniem
całego mojego życia, aby stało się ono podobne do życia
zmartwychwstałego Jezusa!
Pozostawanie
w Jezusie ukrzyżowanym jest warunkiem koniecznym dla wzrostu tego
nowego życia, które jest stale wzbudzane, w miarę uśmiercania
starej natury. Chciałbym to bliżej wyjaśnić. Te pełne treści
słowa: „wszczepieni w podobieństwo śmierci” pokażą nam, co
oznacza pozostawanie w Ukrzyżowanym. Aby szczep został połączony
z pniem, na którym ma rosnąć, musi być tam umocowany i pozostać
w miejscu, gdzie pień został nacięty, czyli zraniony, aby przyjąć
szczep. Nie ma zaszczepienia bez rany, pień musi zostać odarty z
kory, otwarty, aby przyjąć latorośl w swe ciało. Tylko takie
zranienie pnia umożliwia nowemu szczepowi karmienie się jego sokami
i udział we wzroście.
Podobnie
ma się rzecz z grzesznikiem i Jezusem. Tylko jeśli zostaniemy
weń wszczepieni przez przeżycie jego śmierci, będziemy upodabniać
się do zmartwychwstałego Pana, mając udział w jego życiu i mocy.
Przez śmierć na krzyżu Jezus został zraniony, a w jego otwartych
ranach jest miejsce, gdzie musimy być wszczepieni. I tak,
jakbyśmy mogli powiedzieć do wszczepionej gałązki: „Pozostań w
ranie pnia, który odtąd cię będzie nosił”, tak też brzmi
poselstwo skierowane do wierzącej duszy: „Pozostań w ranach
Jezusa, tylko tam znajdziesz życie, wzrost i społeczność z
nim. Tam zobaczysz, jak otworzyło się jego serce, aby cię przyjąć,
jak jego ciało zostało zranione, abyś ty mógł być jedno z nim
i mieć otwarty dostęp do wszystkich błogosławieństw, które
wypływają z jego Bożej natury”.
Czy
zauważyłeś jednak, że szczep, aby zostać wszczepiony w pień,
musi być wcześniej odcięty od swego macierzystego pnia, a
następnie odpowiednio przycięty, aby pasował do przygotowanego
otworu w zranionym nowym pniu? Podobnie wierzący, musi przystosować
się do śmierci Jezusa, musi zostać z nim duchowo ukrzyżowany,
musi wraz z nim umrzeć. Zraniony pień i zraniony szczep muszą
dostosować się do siebie i następnie zjednoczyć. Przeżycia
Jezusa muszą stać się twoimi przeżyciami. Tak jak on, musisz
uznać sprawiedliwy sąd świętego Boga nad grzechem. Tak jak on,
musisz zgodzić się na uśmiercenie twego życia obwarowanego
przekleństwem grzechu, aby w ten sposób wejść w nowe życie. Tak
jak on, przekonasz się, że droga do radości i owocnego życia
zmartwychwstania prowadzi przez Getsemane i Golgotę. Im
mniejsza różnica między zranionym pniem a zranionym szczepem, im
dokładniej pasują do siebie ich rany, tym pewniejsze, łatwiejsze
i pełniejsze będzie ich połączenie i rozwój.
Muszę
pozostać w Jezusie ukrzyżowanym. Muszę nauczyć się, że krzyż
jest nie tylko moim pojednaniem z Bogiem, lecz także mym zwycięstwem
nad szatanem; nie tylko wykupieniem od winy, ale także z mocy
grzechu. Patrząc na Jezusa ukrzyżowanego muszę wiedzieć, że
należy on zupełnie do mnie i że poświęcił samego siebie,
aby włączyć mnie w najściślejszą społeczność z sobą samym
i żebym miał udział w mocy jego śmierci dla grzechu i nowego
zwycięskiego życia, które ma się dopiero rozpocząć. Muszę
oddać mu się całkowicie z częstą modlitwą i silnym
pragnieniem, aby mnie wprowadził w coraz ściślejszą społeczność
z sobą samym i coraz głębsze upodobnienie się do niego w
jego śmierci.
Ale
dlaczego właśnie krzyż jest tym miejscem łączącym człowieka z
Bogiem? Dlatego, że na krzyżu Syn Boży nawiązał zupełną
łączność z człowiekiem, tu doznał najpełniej, co oznacza bycie
synem człowieczym, uczestnikiem rodzaju żyjącego pod
przekleństwem. Przez śmierć Książę Żywota przezwyciężył moc
śmierci i tylko przez śmierć mogę mieć udział w jego
zwycięstwie. Życie, które on daje, jest życiem płynącym ze
śmierci; każde nowe doznanie mocy jego życia zależy od
doświadczania mocy jego śmierci. Ta śmierć i życie są
nierozerwalnie ze sobą spojone. Każdy dar łaski udzielany przez
żywego Jezusa uzależniony jest od społeczności z Jezusem
ukrzyżowanym. Jezus przyszedł i zajął tu moje miejsce, teraz
ja muszę zająć jego miejsce, które należy zarówno do mnie, jak
i do niego – tym miejscem jest krzyż. Jezusowi przypadł
krzyż przez dobrowolny wybór, mnie zaś przez przekleństwo
grzechu. Jezus poszedł na krzyż, aby mnie znaleźć i dlatego
ja mogę tam znaleźć jego! Kiedy Jezus mnie znalazł, przyszedł na
miejsce przekleństwa i doznał jego mocy, gdyż „przeklęty
każdy, który zawisł na drzewie” (Ga 3:13). On uczynił z miejsca
kaźni miejsce błogosławieństwa, którego doznajemy, gdyż on
uwolnił nas od przekleństwa – stawszy się za nas przekleństwem.
Jezus zajmując moje miejsce pozostaje tym, kim był, umiłowanym
przez Ojca, ale przez społeczność ze mną dzieli moje przekleństwo
i umiera moją śmiercią. Jeżeli wstąpię na jego miejsce,
pozostanę zawsze tym, kim jestem z natury – przeklętym, który
zasłużył na śmierć – ale w połączeniu z nim, będą miał
udział w jego błogosławieństwie i otrzymam jego życie.
Ponieważ Jezus przyszedł, aby być jedno ze mną, nie mógł ominąć
krzyża, gdyż przekleństwo grzechu wskazuje zawsze na krzyż, jako
na jedyne miejsce, gdzie mogę zostać z Jezusem połączony. Gdy
wgłębiam się w tę społeczność i mieszkam codziennie w
Jezusie ukrzyżowanym, coraz wyraźniej odczuwam słodycz jego
miłości, moc jego życia i doskonałość wybawienia.
Umiłowany bracie, krzyż Chrystusa jest wielką tajemnicą. Obawiam
się, że wielu chrześcijan zadowala się spojrzeniem na krzyż
jedynie jako na miejsce, gdzie Jezus umarł za ich grzechy.
Jednocześnie ci sami chrześcijanie w małym stopniu odczuwają
pragnienie, aby wejść w społeczność z Ukrzyżowanym. Wygląda na
to, że nie wiedzą, co łączy ich z krzyżem, albo zadowalają się
tym, że uważają powszechne cierpienia życiowe – którym
podlegają także synowie tego świata – za swój współudział w
krzyżu Chrystusowym. Nie mają pojęcia o tym, co znaczy być
ukrzyżowanym z Chrystusem!
Być
ukrzyżowanym z Chrystusem oznacza zaś całkowite wyzbycie się swej
własnej woli, całkowite zaparcie się swego ciała ze wszystkimi
jego pożądliwościami i rozkoszami, zupełne odłączenie od
świata, jego sposobu myślenia i działania, znienawidzenie
swego własnego starego życia po to, aby otrzymać je z powrotem
odnowione przez śmierć i uświęcone przez Ducha Jezusowego.
Takie są oznaki, że ktoś przyjął krzyż Chrystusowy na siebie
i stara się o to, by móc powiedzieć: „Z Chrystusem jestem
ukrzyżowany... pozostaję w Chrystusie ukrzyżowanym”.
Jeżeli
rzeczywiście twym pragnieniem jest podobanie się Panu i życie
z nim w tak bliskiej społeczności jak to tylko jest możliwe przez
jego łaskę, to proś, aby jego Duch wprowadził cię w tę błogą
prawdę, w tę tajemnicę Pańską. Wiemy, że Piotr wyznał Jezusa
Syna żywego Boga, choć był mu jeszcze zgorszeniem (Mt
16:16-17.21.23). Wiara w moc krwi Chrystusa, która odpuszcza
nieprawość i oczyszcza z grzechu, przez wiarę w odnawiającą
moc życia Jezusa, może być dana i wzrastać tylko wtedy, gdy
człowiek pozostaje pod krzyżem, w żywej społeczności z Jezusem
ukrzyżowanym i dąży do tego, aby stać się do niego zupełnie
podobnym.
O
Jezu, mój ukrzyżowany Zbawicielu, naucz nas nie tylko w Ciebie
wierzyć, ale także w Tobie pozostawać, a krzyż Twój przyjąć
nie tylko jako podstawę naszego przebaczenia, ale także jako wzór
naszego życia. O, naucz nas miłować krzyż, nie tylko dlatego, że
na nim poniosłeś nasze przekleństwo, ale także ponieważ przezeń
wchodzimy w najściślejszą jedność z Tobą, będąc wraz z Tobą
ukrzyżowani i doświadczając Twej cudownej miłości i Twego
uwielbionego życia.
Dzień
12
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
sam Bóg utwierdza nas w nim
„Tym
zaś, który nas utwierdza wraz z wami w Chrystusie, który nas
namaścił, jest Bóg” (2
Kor 1:21)
Powyższe
słowa apostoła Pawła uczą nas potrzebnej i bardzo
pocieszającej prawdy: tak jak dziełem wszechmocnej łaski Bożej
jest fakt, że znaleźliśmy Jezusa, tak też od Ojca możemy
oczekiwać, że nas w nim zachowa i utwierdzi. Przy całym swym
pragnieniu i modlitwach o głębsze i doskonalsze
przebywanie w Chrystusie musi wierzący zachować tę pewność, że
„Ten, który rozpoczął w nas dobre dzieło, będzie je też
pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa” (Fil 1:6). Nic tak nam nie
pomoże w utwierdzeniu i ugruntowaniu się w Jezusie jak wiara,
że tylko „Bóg jest tym, który nas w nim utwierdza”.
Wielu
mogłoby poświadczyć, że właśnie tej wiary najbardziej
potrzebują! Stale skarżą się na chwiejność swego życia
duchowego. Czasem przeżywają dni i godziny wielkiej
gorliwości, ba, nawet błogiej łaski Bożej. Ale jakaś drobnostka
w jednej chwili potrafi znowu zmącić pokój ich duszy i sprowadzić
nań chmury. O, jakże chwieje się wtedy ich wiara! Wszystkie
wysiłki, aby odzyskać stan poprzedni, wydają się bezskuteczne
i daremne; ani nowe przyrzeczenia, ani czujność czy modlitwa
nie mogą przywrócić pokoju, którego poprzednio doznawali. Gdyby
jednak mogli zrozumieć, że powodem tych trudności są ich własne
usiłowania, podczas gdy w Jezusie Chrystusie może utwierdzić
jedynie sam Bóg, pojęliby, że tak jak odpuszczenie grzechów
uzyskali dopiero wówczas, gdy odwrócili swój wzrok od własnych
wysiłków i przyjęli wiarą obietnicę, że Bóg da im w Chrystusie
nowe życie, tak i teraz poświęcenie może być ich udziałem,
gdy przestaną walczyć o to, aby przez własne wysiłki utwierdzić
się w Chrystusie; gdy pozwolą wreszcie Bogu, aby on sam to uczynił.
„Wierny jest Bóg, który was powołał do społeczności Syna
swego Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (1Kor 1:9). Dusze takie
potrzebują najbardziej prostej wiary, że Bożą rzeczą jest
utwierdzać je każdego dnia w Jezusie, i że jest to dzieło,
którego Bóg z radością dokona, mimo całej ich słabości
i niewierności, jeżeli tylko mu w tym zaufają.
Wielu
mogłoby poświadczyć, jaką błogość przynosi taka wiara i takie
przeżycie. Jaki pokój i jakie odpocznienie leży w
przeświadczeniu, że mamy winogrodnika, który troszczy się o swą
latorośl; który ją pielęgnuje i pielęgnować chce nadal,
aby rosła i umacniała się w swej społeczności z Winnym
Krzewem; który śledzi każde niebezpieczeństwo i każdą
przeszkodę i udziela potrzebnej pomocy. O, jaki pokój, jakie
odpocznienie znajdziemy w tym zupełnym oddaniu się w jego ręce, w
wyrzeczeniu się wszelkich życzeń i myśli, wszystkiego, co
nie wypływa z radosnej pewności, że to, co czynimy, jest tylko
wynikiem tego, co Pan czyni. Utwierdzenie nas w Chrystusie jest jego
dziełem. On je wykonuje, zachęcając nas do czujności, oczekiwania
lub działania. Ale może je wykonać, tylko jeśli przestaniemy mu
przeszkadzać własnymi wysiłkami i znajdziemy się przez wiarę
w miejscu zupełnej zależności od niego. Taka wiara uwalnia duszę
od ciężaru troski i odpowiedzialności. W całym hałasie
i wrzawie codziennego życia w świecie, wśród wszystkich
trosk i przeżyć, które tak łatwo zajmują duszę i prowadzą
do upadku, jak wspaniałą rzeczą jest być chrześcijaninem
utwierdzonym w Chrystusie i stale w nim przebywającym! Jak
wspaniała jest nawet sama wiara w to, iż można do tego dojść, że
taki cel jest osiągalny.
Tak,
kochany bracie, ta błogość dostępna jest także dla ciebie. To
Bóg utwierdza nas w Chrystusie. Chciałbym przekonać cię o jednym,
że wiara w obietnicę Pańską przyniesie ci nie tylko pociechę,
lecz stanie się także drogą do spełnienia twych pragnień.
Wiesz
dobrze, że Pismo uczy nas, że na wszystkich drogach, którymi Bóg
prowadził swój lud, wiara była zawsze podstawowym warunkiem
objawienia się mocy Bożej. Wiara jest równoznaczna z zaprzestaniem
wszystkich racjonalnych wysiłków i wszelkiego uzależnienia
się od spraw materialnych; dzięki wierze będziesz świadomy swej
bezsilności, a wówczas oprzesz się na obietnicach Bożych, których
spełnienia oczekujesz; przez wiarę spoczniesz spokojnie w ręku
Bożym i pozwolisz, aby On pracował w tobie. Jest to dla mnie
i dla ciebie niezmiernie ważne, abyśmy znaleźli czas na
rozmyślanie nad tymi słowami, dopóki nie dotrą one do naszej
duszy z zupełną jasnością: Bóg wszechmocny, Bóg, który jest
wierny i łaskawy, podjął się tego, aby cię utwierdzić w
Jezusie Chrystusie.
Słuchaj,
czego uczy Słowo Boże: „A wierny jest Pan, który was utwierdzi
i strzec będzie od złego” (2 Tes 3:3). „A Bóg wszelkiej
łaski, który was powołał do wiecznej swej chwały w Chrystusie,
po krótkotrwałych cierpieniach waszych, sam was do niej
przysposobi, utwierdzi, umocni, na trwałym postawi gruncie”
(1P 5:10). Czyż myślisz, że słowa te znaczą coś innego
i nie odnoszą się do ciebie? Przecież stwierdzają one, że
i ty – choćby twoje dotychczasowe życie duchowe było
zupełnie niestałe, choćby najsłabszy był twój charakter
i całkowicie nie sprzyjające okoliczności zewnętrzne –
mimo wszystko możesz być utwierdzony w Jezusie Chrystusie i możesz
nauczyć się chodzić w nim każdego dnia. Znajdź tylko czas
i wytęż słuch, aby usłyszeć głos Bożej mądrości
i usłuchać go z dziecięcą szczerością, a i ty będziesz
mógł powiedzieć z ufnością: „Tak jak jestem w Chrystusie, tak
też zostanę w nim utwierdzony, z dnia na dzień”.
Nauka
ta wydaje się tak prosta, a jednak większość z nas potrzebuje
długiego czasu, by ją sobie przyswoić. Powód leży prawdopodobnie
w tym, że łaska, którą ta obietnica przyrzeka i ofiarowuje, jest
tak wspaniała, tak przewyższająca wszystkie nasze myśli
i wyobrażenia, że nie ośmielamy się brać jej dosłownie.
Ale jeśli wierzący raz pojmie i przyjmie to, co jest mu
obiecane, to może poświadczyć, jak cudowna przemiana zaszła w
jego duchowym życiu. Troska o swe życie duchowe spoczywała
dotychczas na nim samym, lecz teraz Pan przejął ten ciężar na
siebie. Wierzący wie, że jest teraz w szkole Bożej i ma
nauczyciela, który z Bożą mądrością przemyślał cały plan
szkolenia każdego ucznia i cieszy się, jeśli uczniowie
przychodzą codziennie do niego, aby słuchać tego, czego chce ich
nauczyć i co chce im powiedzieć. Uczeń nie potrzebuje niczego
więcej, jak pozostać z całą świadomością w ręce Bożej, iść
według jego prowadzenia i nie pozostawać w tyle, ani też nie
wyprzedzać Bożych rozkazów. Pamiętając o tym, że Pan daje
chcenie i wykonanie, widzi swe bezpieczeństwo w
podporządkowaniu się działaniu Bożemu. Odrzuca wszelki lęk o
swój rozwój duchowy, gdyż wie, że jego Ojciec jest
Winogrodnikiem, pod którego doświadczoną ręką i czułą
opieką każda roślinka dobrze się może rozwijać. Wie, że życie
pełne niewysłowionej błogości, siły i owocności jest
dostępne dla każdego, kto pokłada w Bogu swą jedyną i zupełną
nadzieję.
Przyznasz
z pewnością, wierząca duszo, że takie życie, polegające na
zaufaniu, musi być niezwykle szczęśliwe. Może przeżywałeś już
takie okresy, gdy pragnąłeś takiego życia i próbowałeś oddać
troskę o nie swemu Ojcu, ale było to najczęściej przejściowe.
Zapomniałeś o tym znowu i zamiast co rano na nowo powierzyć z
radością potrzeby i troski swej duszy swemu Ojcu, popadałeś
w przygnębienie, obawy i słabości. Czy nie wypływało to
może stąd, że nie powierzyłeś Ojcu troski o sprawę stałego
przypominania ci o cudownym przywileju, jakim jest możliwość
codziennej odnowy twojego oddania? Pamięć jest jedną z
najważniejszych zdolności naszej natury. Dzięki niej dzień
ustawia się za dniem, a ciągłość naszego życia zostaje w ciągu
lat zachowana. I w życiu duchowym pamięć ma nieocenioną
wartość, a Pan postarał się o jej uświęcenie. To Duch Święty
wzmacnia naszą pamięć. Jezus mówi o nim: „Lecz Pocieszyciel,
Duch Święty,... przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (J
14:26). On przypomni ci drogie obietnice Boże i to, jak w
wierze i świętym, pełnym ufności oddaniu je przyjąłeś.
Zastosuj
to teraz do obietnicy zawartej w naszym tekście: „Tym zaś, który
nas utwierdza wraz z wami w Chrystusie, który nas namaścił, jest
Bóg”. Tak jak teraz, w tej chwili, oddajesz twemu Bogu wszelką
troskę o twój rozwój i postęp – Bogu, który podjął się
tego, żeby cię umocnić w Winnym Krzewie – i odczuwasz, jaką
radością jest móc zupełnie spocząć w ręce Bożej, tak też
proś go i ufaj mu, że przez Ducha Świętego będzie ci stale
przypominał tę świętą społeczność. On to uczyni, a twa wiara
stanie się z każdym porankiem silniejsza i jaśniejsza, gdyż
Bóg twój stara się o to, abyś codziennie wchodził w coraz
bliższą społeczność z nim.
A teraz, kochany bracie
„niech Bóg wszelkiej łaski, który nas powołał w Chrystusie
Jezusie, utwierdzi cię, umocni, na trwałym postawi gruncie”.
Oczekuj tego z ufnością i módl się o to gorąco. Licz na to,
że Bóg nie pozostawi swego dzieła i ucz się śpiewać z
wiarą hymn pochwalny, którego dźwięki po każdym nowym
doświadczeniu będą brzmiały coraz czyściej i mocniej.
„Temu, który nas może umocnić, niech będzie cześć po wieki
wieczne. Amen”. Tak, chwała niech będzie Bogu, który podjął
się umocnić nas w Chrystusie!
Dzień
13
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
w każdej chwili
„W
owym dniu będą mówić: Rozkoszna winnica, śpiewajcie o niej! Ja,
Pan, jestem jej stróżem, nieustannie ją nawadniam, pilnuję jej
dniem i nocą, aby nikt na nią się nie targnął” (Iz
27:2–3)
Winnica
była obrazem ludu izraelskiego. Ośrodkiem winnicy miał być
prawdziwy winny krzew, każdy zaś członek tego ludu, każdy
wierzący jest latoroślą tego krzewu. Pieśń o winnicy odnosi się
zarówno do winnego krzewu, jak i do każdej latorośli. W
dalszym ciągu rozlega się jeszcze rozkaz skierowany do stróżów
winnicy – a dałby Bóg, aby go usłuchali i śpiewali tak,
żeby każdy wierzący usłyszał ten rozkaz i z radością
włączył się do śpiewu – „Śpiewajcie o winnicy: Ja, Pan,
jestem jej stróżem; Ja ją nawadniam, pilnuję jej dniem i nocą,
aby nikt na nią się nie targnął”.
Słowa
pieśni są odpowiedzią Bożą na często stawiane pytanie: Czy jest
możliwe stale, nieustannie pozostawać w Chrystusie? Czy życie w
nieustannej społeczności z Synem Bożym jest osiągalne już tu na
ziemi?
Nie,
nie jest to możliwe, jeśli to trwanie w Jezusie miałoby zależeć
od nas i naszej siły. „Ale co u ludzi jest niemożliwe,
możliwe jest u Boga”. Jeżeli Pan sam strzeże duszy w dzień i w
noc, a nawet w każdej chwili chce jej strzec i nawadniać ją,
to nieustanna społeczność z Bogiem staje się błogą możliwością
dla tych, którzy ufają, że Pan wykona to, co przyrzekł.
Co
prawda, można w pewnym sensie powiedzieć o każdym wierzącym, że
pozostaje w Jezusie, gdyż bez tego nie byłoby możliwe istnienie
prawdziwego życia duchowego. „Kto nie trwa we mnie, ten zostaje
wyrzucony precz”. Ale jeżeli Zbawiciel mówi: „Trwajcie
(mieszkajcie – Biblia
Gdańska)
we mnie” i dołącza do tego obietnicę: „Kto trwa we mnie,
a ja w nim, ten wydaje wiele owocu”, to mówi o świadomym,
ochotnym i całkowitym oddaniu, przez które przyjmujemy jego
zaproszenie i pomoc, i pragniemy pozostać w nim, jako tym
jedynym, którego pragniemy.
Kiedy
jest mowa o możliwości stałego pozostawania w Jezusie, wysuwane są
najczęściej dwa zastrzeżenia. Pierwsze zastrzeżenie płynie z
natury ludzkiej. Mówi się: nasze ograniczone siły nie pozwalają
nam zajmować się równocześnie dwiema sprawami. Za bożym
zrządzeniem uwaga wierzącego musi być przez wiele godzin skupiona
na jego pracy. Jak może więc taki człowiek, którego myśli muszą
być stale zajęte pracą, równocześnie zajmować się Jezusem
i mieć z nim społeczność? Świadomość pozostawania w
Chrystusie wydaje się pewnym ludziom takim wysiłkiem, wymagającym
zupełnego zajęcia się sprawami niebiańskimi, że uważają, iż
korzystanie z tego błogosławieństwa wymagałoby rezygnacji ze
zwykłych zajęć życiowych. Ta pomyłka popchnęła pierwszych
mnichów do wycofania się w zacisze samotności.
Ale,
chwała Bogu, takie opuszczenie świata nie jest konieczne.
Pozostawanie w Jezusie nie jest pracą, która wymagałaby stałego
zajmowania się nim w naszych myślach i wytężania swych sił
w tym kierunku. Chodzi tu o pełne zaufania powierzenie się wiecznej
Miłości, zawierzenie obietnicy, że będzie ona stale przy nas,
chroniąc swą obecnością od wszelkiego zła i otaczając swą
mocą nawet wtedy, gdy będziemy zmuszeni zająć swe myśli
codziennymi sprawami. W ten sposób serce zalewa pokój, odpocznienie
i radość płynące z przeświadczenia, że choćby ono samo
nie umiało się ustrzec, to jednak zostanie ustrzeżone przez Pana.
W
życiu codziennym mamy wiele przykładów na to, że wielka miłość
może opanować i przenikać duszę człowieka, choć
jednocześnie wszystkie jego myśli będą związane z pracą,
wymagającą całej uwagi. Wyobraźmy sobie ojca rodziny, który musi
opuścić na pewien czas swój dom, aby zarobić na codzienne
potrzeby swoich ukochanych. Kocha on swą żonę, dzieci i pragnie
do nich powrócić. Ale musi całymi godzinami pracować tak
intensywnie, że nie ma po prostu możliwości o nich myśleć, a
mimo to jego miłość jest tak samo głęboka, tak samo prawdziwa,
jak gdyby przed jego oczyma przesuwały się obrazy jego ukochanych;
miłość i nadzieja, że może ich uszczęśliwić, zachęcają
go do wysiłku i napełniają przy pracy cichą radością.
Kochająca
żona i matka nie traci ani na chwilę żywej świadomości swej
wspólnoty z mężem i dziećmi; w czasie wszystkich zajęć jej
miłość nie zmniejsza się.
A
czyż nie jest możliwe, że wieczna Miłość w podobny sposób
weźmie w posiadanie naszego ducha, abyśmy nigdy nie utracili tej
wewnętrznej świadomości: „Jestem w Chrystusie i jestem
strzeżony przez jego wszechmoc”? Dzięki Bogu, że jest to
możliwe; będziemy o tym przekonani. Nasze pozostawanie w Jezusie
jest nie tylko społecznością miłości, ale społecznością
życia. Czy pracujemy, czy odpoczywamy, zawsze posiadamy świadomość
życia; podobnie możemy być zachowani w tej świadomości, że moc
życia wiecznego mieszka w nas. Co więcej, Chrystus – nasze życie
– mieszka w nas, a przez jego obecność mamy świadomość, że
jesteśmy w nim.
Drugie
zastrzeżenie wysuwane w tej kwestii odnosi się do naszej
grzeszności. Chrześcijanie tak się przyzwyczaili do uważania
codziennych grzechów za coś nieuniknionego, że wyciągają z tego
wniosek, iż nikt nie może żyć w ścisłej łączności ze
Zbawicielem, gdyż każdy chrześcijanin upada i dopuszcza się
niewierności. I właśnie dlatego, że nasza stara natura jest
źródłem grzechu, pozostawanie w Jezusie nie zostało przewidziane
jako nasz jedyny i całkowicie wystarczający środek ratunku!
Nie biorą pod uwagę tego, że sprawia to niebiański winny krzew,
żywy, kochający Jezus, w którym mamy mieszkać i jego moc,
która nas podtrzymuje. To ciemność chce nam wmówić, jakoby Pan
dał nam rozkaz „mieszkaj we mnie” nie troszcząc się, jaką
mocą to urzeczywistnić; jakoby Ojciec nie był winogrodnikiem,
który chce nas zachować przed upadkiem i to nie tylko w jakimś
nieokreślonym znaczeniu, ale zgodnie ze swą cudowną obietnicą:
dzień i noc, w każdej chwili! O, gdybyśmy mogli i chcieli
patrzeć stale na Pana, o którym czytamy: „Pan stróżem twoim,
Pan cieniem twoim po prawicy twojej. Pan strzec cię będzie od
wszelkiego zła, Strzec będzie duszy twojej” (Ps 121:5.7); wtedy
nauczylibyśmy się wierzyć, że świadome pozostawanie w Jezusie w
każdej chwili, we dnie i w nocy, jest właśnie tym, co Bóg
przygotował miłującym go duszom.
Mój
kochany bracie, nie zabiegaj w życiu duchowym o nic mniejszego. Wiem
dobrze, że nie zawsze będzie ci się to wydawało łatwe do
osiągnięcia i że może będziesz musiał przeżyć niejedną
godzinę męczącego boju, a nawet gorzkiej porażki. Gdyby Kościół
Chrystusa był tym, czym być powinien, gdyby dłużej wierzący byli
wobec nowo nawróconych tym, czym być powinni, czyli świadkami
wierności Bożej; gdyby tak jak Kaleb i Jozue zachęcali swych
braci do zajęcia ziemi obiecanej, mówiąc: „Gdy wyruszymy na nią,
to ją zdobędziemy... Jeżeli Pan ma w nas upodobanie, to wprowadzi
nas do tej ziemi i da nam tę ziemię” (4 M 13:30, 14:8).
Gdyby atmosfera społeczności świętych, do której nowo nawrócony
wierzący zostaje wprowadzony, była przepojona zdrowym, radosnym,
pełnym zaufania oddaniem, to wraz z przyjściem do Jezusa
powstawałaby naturalna chęć pozostania w nim. Ale przy chorobliwym
stanie większości członków Ciała, wielu tych, którzy pragną
tego błogosławieństwa, zostaje powstrzymanych przez przygnębiający
przykład życia i zapatrywań innych zimnych chrześcijan. Nie mówię
tego, aby zniechęcać, ale aby przestrzec i pobudzić do
uchwycenia się obietnic Pisma. Mogą przyjść godziny, w których
zagrozi ci niebezpieczeństwo popadnięcia w rezygnację lub rozpacz,
ale bądź dobrej myśli i wierz! Ten Pan, który ci pokazał
takie błogosławieństwo, na pewno ci go udzieli!
Sposób,
w jaki dusze przyjmują ofiarowany sobie klejnot, jest różny. U
jednych jest to może dar chwili. W czasach przebudzeń, w
społeczności z innymi wierzącymi, w których Duch mocno działa,
pod kierownictwem sługi Bożego, albo też w samotności, może to
przyjść jak objawienie. Oświecona światłem niebieskim widzi
mocny krzew winny, który tak pewnie trzyma i nosi słabą
latorośl, że nie może dłużej w to wątpić. Może tylko się
dziwić, jak mogła kiedyś inaczej na to patrzeć i nie
widzieć, że nieustanne pozostawanie w Chrystusie jest przywilejem
każdego wierzącego. Teraz to poznaje, a wiara, pokój i wdzięczna
miłość są następstwem tego poznania.
Inny
dochodzi, być może, do tego samego celu na dłuższej, trudniejszej
drodze. Wygląda to tak, jakby dusza musiała przebijać się przez
codzienne zniechęcenia i trudności. Bądź dobrej myśli, i ta
droga prowadzi do odpocznienia. Staraj się tylko zawsze pamiętać o
obietnicy: „pilnuję jej dniem i nocą”. Pamiętaj o Bożym
Słowie „nieustannie”. Ujrzysz w tym prawo jego miłości
i kotwicę twej nadziei. Nie zadowól się jednak niczym
mniejszym. Nie myśl więc, że obowiązki i troski, cierpienia
i grzechy życia muszą ci przeszkodzić w stałej łączności
z Panem. Obierz sobie za swą codzienną regułę myśl: „Albowiem
jestem tego pewien, że ani śmierć (ze swymi strachami), ani życie
(ze swymi troskami)... ani teraźniejszość (ze swymi wszystkimi
potrzebami), ani przyszłość (ze swymi cieniami)... ani wysokość,
ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć
od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”
(Rz 8:38–39). I że Pan chce mnie w niej zachować. A kiedy
wszystko wokół wydaje się ciemne i wiara zdaje się upadać,
śpiewaj na nowo pieśń o winnicy: „Ja, Pan, jestem jej stróżem,
nieustannie ją nawadniam, pilnuję jej dniem i nocą, aby nikt
na nią się nie targnął”. Bądź pewien tego, że jeśli Jahwe
podtrzymuje latorośl i nawadnia ją dniem i nocą, życie
nieprzerwanej społeczności z Chrystusem staje się naszym
prawdziwym przywilejem.
Dzień
14
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
dzień po dniu
„...I
wyjdzie lud, i będzie codziennie zbierał, ile mu potrzeba..”
(2 M 16:4)
Codziennie
według potrzeby dnia: taka zasada obowiązywała przy udzielaniu
i zbieraniu manny. I obowiązuje ona do dziś Boże dzieci.
Zrozumienie piękna tej zasady i jej zastosowania pomoże nam
pojąć, jak to jest możliwe, aby ktoś, pomimo uświadamianej sobie
słabości, mógł przez wszystkie lata swej ziemskiej pielgrzymki
pozostać wiernym i wytrwać aż do końca. Pewien chory, który
doznał ciężkiego urazu, pytał lekarza: „Panie doktorze, jak
długo tu będę musiał pozostać?” Odpowiedź brzmiała: „Każdego
dnia tylko jeden dzień” i była ona dla pacjenta cenną
nauką. Jest ona równoznaczna z tą, którą Bóg we wszystkich
czasach dawał swemu ludowi: codziennie według potrzeby dnia!
Być
może ze względu na ludzką słabość Bóg ustanowił w swej łasce
następstwo dnia i nocy. Gdyby bowiem czas był jednym długim,
nieprzerwanym dniem, to jego ciężar musiałby wyczerpywać
i przygniatać, gdy tymczasem zmiana dnia i nocy przynosi
nam odnowienie sił i odświeżenie. Dziecko, które z łatwością
przyswaja sobie treść podręcznika, czytając po jednym rozdziale
dziennie, utraciłoby odwagę, gdyby miało cały podręcznik
przeczytać od razu; podobnie byłoby z nami, gdyby czas nie był
podzielony. Dzięki temu, że stale bywa przerywany i jest nam
udzielany w krótkich odcinkach, łatwiej możemy go znieść. Wszak
praca i troska jest nam ciężarem tylko jednego dnia. I dlatego
mówi Pismo Święte: „dosyć dzień ma swych utrapień”. Nocny
odpoczynek sprawia, że każdego poranka wstajemy z nowymi siłami
i nową ochotą, i to co zaniedbaliśmy, może zostać
naprawione, a to czego się nauczyliśmy, może być zastosowane. A
jeżeli będziemy wiernie wypełniać codzienne obowiązki, to mogą
minąć długie lata, całe długie życie, a nie odczujemy ani ich
długości, ani ciężaru. Czyż nauka, którą czerpiemy z tego
rozważania, nie jest cenna dla naszego życia wewnętrznego?
Niejedna dusza trapi się myślą, jak będzie mogła nazbierać i
zachować mannę, której potrzebuje na wszystkie lata swej
pielgrzymki? Nie zrozumiała jeszcze pociechy leżącej w słowach:
„codziennie według potrzeby dnia” (Biblia
Gdańska).
To słowo usuwa troskę o jutrzejszy dzień. Tylko „dziś” jest
twoje; jutrzejszy dzień należy do Ojca. Nie potrzebujesz, ani nie
powinieneś się pytać, co umożliwi ci wierne pozostawanie w
Jezusie przez wszystkie lata twego życia, w którym będą okresy
opuszczenia, pokus i trudności tego świata. Manna, której
potrzebujesz dla wzmocnienia i posilenia, będzie ci wydzielana
każdorazowo tylko na jeden dzień; twoja dzisiejsza wierność jest
też poręką na przyszłość. Zabierz się serdecznie do spełnienia
twego dzisiejszego obowiązku, ciesz się z niego i wypełnij
go. Obecność łaski Jezusa w dniu dzisiejszym usunie wszelką
wątpliwość, czy możesz mu powierzyć i twoje jutro. Prawda
ta pokazuje nam, jak wielką wartość powinien mieć dla nas każdy
dzień. Bardzo wcześnie zaczynamy traktować życie jako wielką
całość i dlatego zaniedbujemy to małe „dziś”;
zapominamy o tym, że właśnie poszczególne dni składają się na
całość i że wartość danego dnia zależy od tego, jaki
wpływ na tę całość wywiera. Jeden stracony dzień jest jak
złamane ogniwo w łańcuchu i często trzeba większej ilości
dni, aby tę stratę powetować. Jeden stracony dzień wpływa na
dzień następny i może nas nawet pozbawić tego, co zdobyliśmy
w ciągu całych miesięcy czy lat pilnej pracy. Doświadczenie wielu
wierzących mogłoby to potwierdzić.
Dziecię
Boże, jeżeli chcesz pozostać w Jezusie, pozostawaj w nim dzień po
dniu. W jednym z poprzednich rozdziałów słyszałeś poselstwo:
Pozostawaj w nim w każdej chwili! Ale trzeba nauczyć się czegoś
więcej: Pozostawaj w nim dzień po dniu! W twoim życiu jest wiele
takich chwil, w których twe pozostawanie w Jezusie ma charakter
jakby podświadomy, ma ono miejsce gdzieś w najtajniejszej głębi
serca. Wynika ono z opieki Ojca, któremu zawierzyłeś swe życie.
Ale powinieneś odnawiać, dzień po dniu wyraźne wyznanie, pełne
zaufania oddanie swego życia Bogu. On wiąże te chwile w wiązankę,
abyśmy je mogli ocenić. Kiedy rano patrzymy naprzód, a wieczorem
wstecz i oceniamy wartość naszych chwil, uczymy się je
należycie wartościować i wykorzystywać. Tak jak Ojciec
spotyka cię każdego ranka z obietnicą, że da ci tyle manny, ile
potrzebujesz dla siebie i dla tych, którzy są od ciebie
zależni, tak i ty wybiegnij na spotkanie Boga z radosnym
i pełnym miłości potwierdzeniem, że przyjmujesz to, co ci
darował w swym ukochanym Synu. Niechaj to właśnie kształtuje twe
dnie i noce. Bóg przewidział naszą słabość i znalazł
dla niej środki zaradcze. Każdy dzień jest dla ciebie cenny, gdyż
jesteś w nim powołany, aby pozostać w Jezusie. Kiedy jego światło
oświeca cię po otwarciu oczu powitaj nowy dzień myślą: „jeden
dzień, ale nowa okazja, aby pozostać w Jezusie, doświadczyć jego
błogiej obecności i głębiej się w nim utwierdzić”. Czy
to jest dzień przebyty w zdrowiu, czy w chorobie, dzień radości
czy bólu, odpoczynku czy pracy, boju czy zwycięstwa, niech pierwszą
myślą w nim w czasie rannej modlitwy będzie: „To jest dzień
darowany przez Ojca, abym ściślej połączył się z Jezusem”.
Jeżeli cię Ojciec zapyta: „Czy możesz mi zaufać, że cię w tym
jednym dniu zachowam w Jezusie i uczynię owocnym?”, z
radością odpowiedz: „Z ufnością oddaję się w twoje ręce
i niczego się nie boję”. Manna padała codziennie wczesnym
rankiem. Izraelici żywili się nią przez cały dzień, ale
otrzymywali ją i zbierali rano. Ta myśl każe nam wnioskować,
jak dalece moc dobrego spędzenia dnia, pozostawania w Jezusie,
zależy od godziny porannej. Jeżeli początek jest święty, to
także cały dzień jest święty. W ciągu dnia zdarzają się
godziny, które tak są przepełnione różnorodnymi zajęciami, albo
które musimy spędzić na gorączkowej pracy lub w tłumie ludzi, że
tylko opieka Ojcowska może nas zachować w stałej społeczności z
Jezusem. Manna poranna wystarczy na cały dzień. Dlatego też tylko
wtedy, kiedy wierzący szuka codziennie rano oblicza Bożego, aby w
cichości, ale zdecydowanie odnowić swą społeczność ze
Zbawicielem, może cały dzień w Nim pozostać. Ale chwała Bogu, że
to może się stać! W świeżości poranka, kiedy wszystko jeszcze
spoczywa w ciszy, może wierzący na wszystkie obowiązki
i pokuszenia popatrzeć w Bożym świetle. Może je niejako
przeżyć wcześniej ze swoim Zbawicielem, składając nań zupełnie
troskę o nie, gdyż On sam chce być dla nas wszystkim. Jezus jest
naszą manną, naszym pokarmem, naszą siłą, naszym życiem; Boże
dziecię może trzymać się Jezusa we wszystkich swych potrzebach
i iść drogą życia w pewności, że przed nim leży dzień
błogosławieństwa i wzrostu.
A
gdy weźmiemy sobie do serca lekcję mówiącą o wartości i dziele
każdego pojedynczego dnia, zostaniemy, nie zdając sobie z tego
sprawy, wprowadzeni w tajemnicę życia z Panem „stale, codziennie”
(2 M 29:38).
Jeżeli
poznamy błogość mieszkania w Chrystusie każdego dnia przez wiarę,
to wynikiem tego będzie nieustanny, stały wzrost. Każdy dzień
oddania i pełnego zaufania przynosi błogosławieństwo dla
następnego dnia i czyni zarówno zaufanie, jak i oddanie
łatwiejszym i cenniejszym. W ten sposób wzrasta nasze życie
duchowe: najpierw oddajemy Bogu nasze serce każdego poszczególnego
dnia, niebawem na cały tydzień, a później na wszystkie nasze dni,
i w ten sposób pozostajemy w Jezusie każdego dnia, cały dzień
i nieustannie z dnia na dzień. Nasze życie składa się z
pojedynczych dni; to co swego czasu wydawało się nieosiągalne,
staje się właściwością duszy, która zadowala się tym, że
dzień po dniu bierze mannę z rąk Jezusa i karmi się nią.
Już tu na ziemi można usłyszeć głos: „Dobrze sługo dobry i
wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, wiele ci powierzę; wejdź
do radości pana swego” (Mt 25:21). Nasze codzienne życie będzie
przez codzienne karmienie się obfitować łaską i chwałą.
Uczymy się rozumieć
przyczyny Bożego codziennego dawania, gdyż z całą pewnością
daje on nam tylko wystarczającą ilość, ale jednocześnie
całkowicie wystarczającą, i to na każdy dzień. Zaczynamy liczyć
nasze dni nie na podstawie wschodów słońca, nie na podstawie
pracy, jaką wykonaliśmy, ani pożywienia, jakie zjedliśmy, ale na
podstawie codziennie odnawianego cudu manny – błogosławieństwa
codziennej społeczności z Tym, który jest Życiem i Światłością
świata. Niebiańskie życie jest równie stałe i nieprzerwane jak
życie ziemskie. Pozostawanie w Chrystusie każdego dnia przynosi
błogosławieństwo na ten właśnie dzień. Pozostajemy w nim
codziennie i przez cały dzień. Panie, niech będzie to udziałem
każdego z nas.
Dzień
15
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
teraz
„Oto
teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia” (2
Kor 6:2)
Myśl,
że mamy pozostawać w Chrystusie w każdej chwili, a więc i teraz,
jest tak doniosła, że pragnę jeszcze raz na ten temat mówić.
Wszystkim, którzy chcieliby posiąść tę błogą umiejętność
życia z Panem w każdej chwili, pragnę powiedzieć, że aby się
tego nauczyć, trzeba ćwiczyć życie z Panem w chwili obecnej. Za
każdym razem, gdy twój duch jest wolny i możesz zająć się
myślami o Jezusie – niezależnie od tego, czy masz więcej czasu
na rozmyślanie i modlitwę, czy tylko kilka przelotnych sekund
– niech twą pierwszą myślą będzie: teraz, w obecnej chwili
chcę pozostać w Chrystusie. Nie marnuj takich chwil na narzekanie,
że nie pozostałeś w nim zupełnie, ani nie zatruwaj ich
szkodliwymi obawami, czy w przyszłości potrafisz w nim pozostać,
ale zajmij natychmiast miejsce, które dał ci Ojciec: „Jestem w
Chrystusie, to miejsce ucieczki dał mi Ojciec, przyjmuję je, tu
chcę odpocząć i pozostaję teraz w Jezusie”. W ten sposób
nauczysz się stale pozostawać w Chrystusie. Może jesteś tak
słaby, że obawiasz się powiedzieć każdego dnia: „Pozostaję w
Chrystusie”, ale i ten najsłabszy może – dając na to swą
zgodę – zająć miejsce w krzewie winnym jako latorośl i mówić
w każdej pojedynczej chwili: „Tak, pozostaję w Chrystusie!” Nie
jest to sprawa uczuć ani wzrostu czy mocy życia chrześcijańskiego,
wszystko zależy wyłącznie od tego, czy twe serce i twa wola w
chwili obecnej tego pragną i czy gotowy jesteś uznać to
stanowisko, które masz w Panu i je przyjąć. Jeżeli jesteś
wierzącym, to jesteś w Chrystusie, a jeżeli jesteś w Chrystusie
i pragniesz w nim pozostać, to twym obowiązkiem jest
powiedzieć, chociaż przez jedną chwilę: „Mój wierny i drogi
Zbawco, pozostaję teraz w Tobie, Ty mnie zachowasz teraz w sobie!”
Słusznie podkreśla się, że w tym małym słówku „teraz”
ukryta jest jedna z największych tajemnic życia wiary. Na
zakończenie pewnej konferencji poświęconej duchowemu życiu wstał
pewien doświadczony sługa Boży i powiedział, że nie wie,
czy nauczył się jakiejś nowej prawdy, której by dotychczas nie
znał, ale nauczył się dobrze używać tego, co już poznał.
Nauczył się, że jest przywilejem móc w każdej chwili,
niezależnie od warunków zewnętrznych, powiedzieć: „Jezus zbawia
mnie teraz!” Tak, oto tajemnica pokoju i zwycięstwa! Jeżeli
mogę powiedzieć: „Jezus jest dla mnie w chwili obecnej wszystkim,
czym go Bóg dla mnie uczynił, mym życiem, moją siłą i mym
pokojem”, to nie potrzebuję niczego innego, jak tylko zatrzymać
się i spocząć w tej wierze, gdyż mam w danej chwili
wszystko, czego potrzebuję. Kiedy przyjmę wiarą, że jestem przez
Boga w Chrystusie i zajmę w nim miejsce, jakie mi Ojciec
wyznaczył, to moja dusza w zupełnym pokoju może powiedzieć:
„Pozostaję teraz w Jezusie”.
Mój
bracie, który bojujesz, aby znaleźć drogę do tego, jak w każdej
chwili pozostać w Jezusie, pamiętaj o tym, że wejściem na nią
jest stwierdzenie: „pozostań w nim w chwili obecnej”. Zamiast
czynić wysiłki w tym kierunku, aby dojść do jakiegoś
niezmiennego stanu, pomyśl, że tylko sam Jezus, żywy pełen
miłości Mistrz może cię w sobie zachować i że on chce to
uczynić. Rozpocznij od zaraz i wykaż swą wiarę w niego już
w tej chwili; tylko w ten sposób możesz być zachowany w chwili
następnej! Stałe, zupełne pozostawanie w Jezusie zazwyczaj nie
zostaje dane na własność na całą przyszłość, ale bywa
uzyskiwane krok za krokiem. Dlatego korzystaj z każdej sposobności,
jaką nastręcza ci chwila obecna. Ilekroć klękasz do modlitwy,
proś najpierw z dziecięcą wiarą: „Ojcze, jestem w Chrystusie,
pragnę teraz w nim pozostać”. Za każdym razem, ilekroć masz w
zgiełku dnia możliwość skupienia się, niech twą pierwszą myślą
będzie: „Jestem wciąż w Chrystusie i teraz w nim
pozostanę”. Ale nawet gdy szatanowi uda się doprowadzić cię do
upadku, a twe serce jest niespokojne i wzburzone, niech twe
pierwsze spojrzenie „w górę” łączy się ze słowami: „Ojcze,
zgrzeszyłem, a jednak przychodzę – choć mówię to ze wstydem –
jako ten, który jest w Chrystusie. Ojcze, oto jestem. Nie mogę
zająć innego miejsca; przez Boga jestem w Chrystusie, pozostanę w
nim”. Tak, bracie, we wszelkich okolicznościach, we wszystkich
chwilach dnia wzywa cię ten głos: „Pozostań we mnie” – o
uczyń to teraz! I teraz, gdy czytasz te słowa, przyjdź
natychmiast, rozpocznij to błogosławione życie stałego mieszkania
w Jezusie swym natychmiastowym posłuszeństwem. Uczyń to teraz!
W
życiu Dawida miało miejsce wydarzenie, które pomoże ci tę myśl
dokładniej zrozumieć ( 2 Sm 3:17–18). Dawid został namaszczony
na króla Judy, ale inne plemiona Izraela trzymały się jeszcze
Iszboszeta, syna Saula. Abner, wódz Saula, postanowił nakłonić te
plemiona, aby uznały Dawida za króla, przeznaczonego przez Boga dla
całego ludu: „Już dawno chcieliście mieć Dawida królem nad
sobą. Zróbcie to teraz, gdyż Pan powiedział o Dawidzie tak: Ręką
Dawida, mego sługi, wybawię mój lud izraelski z mocy
Filistyńczyków i z mocy wszystkich jego nieprzyjaciół”.
Lud tak uczynił i namaścili Dawida po raz drugi na króla,
teraz nad całym Izraelem, jak poprzednio nad Judą (2 Sm 5:3).
Historia ta jest wysoce pouczającym przykładem tego, jak dusza
prowadzona jest do zupełnego oddania się Chrystusowi, niepodzielnej
wierności i całkowitego w nim pozostania. Najpierw widzimy
podzielone królestwo: Juda jest wierny królowi naznaczonemu przez
Boga, podczas gdy Izrael trzyma się jeszcze króla samowolnie
obranego. W wyniku tego lud jest w rozterce, brak mu jedności
i siły, by pokonać wrogów.
Oto
obraz podzielonego serca. Jezus co prawda panuje jako król, ale
tylko nad wewnętrzną świątynią duszy, natomiast reszta życia,
życie codzienne, nie jest mu jeszcze podporządkowane, ale pozostaje
opanowane przez własną wolę i jej sprzymierzeńców: cielesne
pożądliwości. W ten sposób nie można osiągnąć ani
wewnętrznego pokoju, ani zewnętrznego zwycięstwa nad
nieprzyjaciółmi. Potem pojawia się gorące pragnienie poprawy
stosunków: „Już dawno chcieliście mieć Dawida królem nad
sobą”. W czasie, kiedy Dawid pokonał Filistynów, cały Izrael
stał za nim, ale potem znowu od niego się odwrócił. Abner
przypomina ludowi wolę Boga, który postanowił, aby Dawid panował
nad nimi. Podobnie dzieje się z wierzącym. Kiedy przyszedł po raz
pierwszy do Jezusa, pragnął rzeczywiście, aby on był panem
wszystkiego i miał nadzieję, że tylko Jezus pozostanie jego
królem. Ale niestety niewiara i własna wola znalazły drogę
do serca i dlatego Jezus nie mógł rozszerzyć swej królewskiej
władzy na całe serce. Jednak prawdziwy chrześcijanin nie może się
zadowolić takim połowicznym życiem. Zaczyna pragnąć lepszego
stanu, choć czasem powątpiewa w możliwość osiągnięcia go.
Potem
następuje obietnica Boża. Abner mówi: „Pan powiedział...
wybawię lud mój izraelski... z mocy wszystkich jego nieprzyjaciół”.
Powołuje się na obietnicą Bożą. Tak jak Dawid pokonał
najbliższych nieprzyjaciół Izraela, Filistynów, tak też miał
wyratować lud od wszystkich nieprzyjaciół. Jaki piękny obraz
obietnicy, na której dusza może się z zaufaniem oprzeć, że Jezus
odniesie zwycięstwo nad wszystkimi nieprzyjaciółmi, że da jej
życie w nieprzerwanej niczym społeczności z nim. „Pan
powiedział” – to jest nasza jedyna nadzieja! Na tym słowie
opiera się jej pewność. „Jak od wieków zapowiedział przez usta
świętych proroków swoich, wybawienie od wrogów naszych i z
ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą, litując się nad ojcami
naszymi, pomny na święte przymierze swoje i na przysięgę,
którą złożył Abrahamowi, ojcu naszemu, że pozwoli nam,
wybawiony, z ręki wrogów bez bojaźni służyć mu w świątobliwości
i sprawiedliwości po wszystkie dni nasze” (Łk 1:70-75). Dawid,
panujący nad każdym zakątkiem kraju i prowadzący swój
zjednoczony, posłuszny lud od zwycięstwa do zwycięstwa, to obraz
tego, co Jezus może uczynić w nas, gdy przez wiarę w obietnicę
Bożą wszystko zostanie mu oddane i całe nasze życie jemu
powierzone, aby w nim pozostać! „Już dawno chcieliście mieć
Dawida królem nad sobą”, powiedział Abner, a potem dodał:
„Zróbcie to teraz”. Uczyń to teraz – oto poselstwo, które
sprawia, że to opowiadanie kieruje się do każdej duszy, która
pragnie, aby Jezus Chrystus miał nad nią nieograniczoną władzę!
Może w obecnej chwili nie jesteś przygotowany do przyjęcia tego
poselstwa, stan twego podzielonego serca wygląda, być może,
smętnie i beznadziejnie, a jednak przychodzę i stawiam ci
żądanie Jezusa, abyś poddał mu się natychmiast, właśnie w tej
chwili. Wiem, że potrzeba czasu, by mógł on stać się całkowitym
Panem w twym sercu i podporządkował wszystko swej woli; aby pokonał
wszystkich nieprzyjaciół i wykorzystał wszystkie twe siły do
swej służby. Nie jest to dzieło jednej chwili. W ogóle rzadko
można powiedzieć o jakimś przeżyciu wewnętrznym, że jest
dziełem jednej chwili. Ale tu chodzi o twoje zupełne oddanie się
jemu, o całkowite poddanie samego siebie jego woli. Z biegiem czasu,
gdy wiara przez praktyczne stosowanie stanie się silniejsza
i radośniejsza, również twoje oddanie Panu stanie się
bardziej zdecydowane i radosne, ale już od chwili obecnej, w
której zapisałeś swą duszę Zbawicielowi, on bierze ciebie w
posiadanie. Aby osiągnąć ten cel, uczyń to teraz! Oddaj się
Jezusowi w tej chwili, aby odtąd pozostać w nim całkowicie,
wyłącznie i stale. Jest to dzieło jednej chwili, tak jak
przyjęcie ciebie przez Jezusa jest dziełem jednej chwili. Wierz
niezachwianie, że On bierze ciebie w posiadanie i zachowuje na
własność, a każde twe nowe wyznanie: „Jezu, pozostaję w Tobie”
spotka się natychmiast z serdeczną odpowiedzią Niewidzialnego.
Żaden czyn wiary nie jest daremny: Jezus bierze nas od razu w
posiadanie i pociąga bliżej do siebie! Dlatego ilekroć
usłyszysz to przesłanie lub powstanie w tobie myśl: „Jezus mówi:
mieszkaj we mnie” – uczyń to, do czego cię wzywa, natychmiast!
W każdej chwili możesz usłyszeć ten cichy szept: „Uczyń to
teraz”!
Kto
zechce zaraz rozpocząć, przekona się niebawem, jak
błogosławieństwo otrzymane w jednej chwili obejmuje chwilę
następną; jest już bowiem złączony z niezmiennym Jezusem, który
wziął go w posiadanie i udzielił mu mocy do życia w Bogu.
„Uczyń to teraz”, w chwili obecnej – nie jest niczym innym,
jak początkiem tego stale obecnego „teraz”, które obejmuje
piękno i wspaniałość wieczności. Dlatego, bracie, pozostań
w Chrystusie! Uczyń to teraz!
Dzień
16
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
porzucając wszystko dla niego
„Wszystko
uznaję za szkodę... wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać
Chrystusa i znaleźć się w Nim...” (Fil
3:8-9)
Tam,
gdzie jest życie, panuje stały ruch, następuje ciągła wymiana,
branie i dawanie. Pożywienie, które przyjmuję, daje energię,
ta zaś zostaje oddana w postaci wykonanej pracy; wrażenia, które
odbieram, znajdują swój wyraz w wypowiadanych myślach i uczuciach.
Jedno zależy od drugiego, gdyż dawanie pomnaża potrzebę brania.
Rozkosz życia polega właśnie na tej wymianie, na braniu i dawaniu.
Tak
też jest w życiu duchowym. Są co prawda chrześcijanie, którzy
myślą, że cała błogość polega na nieustannym braniu; nie
wiedzą oni, że zdrowa zdolność przyjmowania jest podtrzymywana
i pogłębiana przez stałe dawanie; nie wiedzą, że Boża
obfitość może wpłynąć tylko tam, gdzie jest wolne miejsce,
powstałe wskutek wyrzeczenia się własnego „ja”. Zbawiciel
powtarzał tę prawdę nieustannie. Kiedy mówi, że musimy wszystko
sprzedać, aby kupić skarb, stracić nasze życie, aby je znaleźć,
gdy przyrzeka tym, którzy wszystko opuścili, stokrotną nagrodę,
to podkreśla konieczność poświęcenia samego siebie, ucząc
jednej z zasad Królestwa Bożego, zasady obowiązującej zarówno
jego samego, jak i jego uczniów. Jeżeli chcemy rzeczywiście
pozostać w Jezusie i znaleźć się w nim, jeśli nasze życie
ma należeć do niego, to każdy z nas musi ze swej strony powiedzieć
z apostołem Pawłem: „Wszystko uznaję za szkodę... wszystko
uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w
nim...”.
Przyjrzyjmy
się teraz temu, co musimy oddać i porzucić. Przede wszystkim
jest to grzech. Gdzie nie ma porzucenia grzechu, tam nie ma
prawdziwego nawrócenia. A jednak często na początku to porzucenie
grzechu jest częściowe i powierzchowne, przede wszystkim
dlatego, że nowo nawrócony nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego,
jak daleko sięgają żądania Boże co do naszego uświęcenia, ani
też jak dalece moc Boża może zwyciężyć w nas grzech. W miarę
rozwoju wewnętrznego życia powstaje w nas pragnienie oddalenia od
siebie wszystkiego, co nie jest święte, i to oddalenia
dokładnego i głębokiego. Dopiero potem, kiedy pragnienie
nieprzerwanej łączności z Jezusem w nas wzrośnie, dopiero wtedy
dusza zostaje doprowadzona do tego, że widzi konieczność głębszego
oddania się, przez co na nowo potwierdza, że umarła z Chrystusem
dla grzechu i że rzeczywiście zrywa ze wszystkim, co jest
grzechem. Kiedy wierzący, przy pomocy Ducha, posłuży się tą
cudowną siłą, może jednym wysiłkiem woli zsumować całe swoje
przyszłe życie i zadecydować o nim, oddać się Jezusowi, aby
już więcej nie grzeszyć, ale żyć wyłącznie i zupełnie na
usługach sprawiedliwości. Czyni to z radosną pewnością, że
każdy opanowany grzech jest prawdziwym zyskiem, gdyż tworzy miejsce
dla obecności i miłości Chrystusa.
Zaraz
po nieprawości przychodzi kolej na sprawiedliwość własną. Może
już nie przykładamy do naszych uczynków i zasług żadnej
wagi, a może musi upłynąć pewien czas, zanim zrozumiemy, co to
znaczy nie dopuścić do głosu naszego „ja” w naszych stosunkach
z Bogiem. Zupełnie nieświadomie robimy w obcowaniu z Bogiem miejsce
naszemu własnemu sercu i umysłowi. W naszych modlitwach
i nabożeństwach, w czytaniu Pisma i w swej pracy dla Pana
uważamy, że musimy sami coś uczynić, zamiast całkowicie poddać
się i uzależnić od kierownictwa Ducha Świętego. Jeszcze nie
zrozumieliśmy w pełni, co znaczą słowa: „nie mieszka we mnie,
to jest w ciele moim, dobro” (Rz 7:18). Ale jeżeli raz
stwierdzimy, przekonamy się o tym, jak dalece skażenie ogarnęło
całą naszą naturę i stanie się dla nas jasne, że o zupełnym
pozostaniu w Jezusie nie może być mowy, dopóki cała nasza istota,
nasze „ja”, które wkradło się także do naszego
chrześcijaństwa, nie zostanie wydane na śmierć i dopóki nie
nauczymy się stale wsłuchiwać w cichy głos Ducha Świętego,
który jedynie sam może w nas dokonać tego, co się Bogu podoba.
Następnie
musi zostać oddane Panu całe nasze życie naturalne, ze wszystkimi
zdolnościami i darami, które nam Stwórca dał, ze wszystkimi
zadaniami i stosunkami. Nie wystarczy, że przy nawróceniu
miałeś pragnienie wszystko poświęcić Panu. Pragnienie było
dobre, ale jeszcze nie wiesz, jak to uczynić, gdyż nie masz sił do
przeprowadzenia tego zamiaru. Kościół poniósł niepowetowane
szkody z tego powodu, że ogólnie mniemano, iż jeśli ktoś stanie
się dzieckiem Bożym, to wynika z tego niejako automatycznie, że
oddaje on w służbę Jezusa wszystkie swe dary. Nie, do tego
potrzeba szczególnej łaski, a ta może być udzielona tylko na
drodze zaparcia się samego siebie i całkowitego oddania Bogu.
Dlatego najpierw muszę zrozumieć, że wszystkie moje dary i siły
są skażone grzechem i pozostają pod władzą ciała, mimo że
stałem się dzieckiem Bożym, tak iż nie mogę ich natychmiast
używać na chwałę Bożą. Muszę przedtem złożyć te dary u stóp
Zbawiciela, aby je wziął w posiadanie i oczyścił. Muszę
dojść do przekonania, że używanie swych własnych uzdolnień we
właściwy sposób zupełnie nie leży w mej mocy. Muszę nawet
stwierdzić, że są one dla mnie bardzo niebezpieczne, ponieważ
przez nie właśnie moje ciało, stara natura, własne „ja”, tak
łatwo dochodzi do głosu. W tym przekonaniu muszę się ich wyrzec,
oddawszy je zupełnie Panu. Gdy zostaną przyjęte i opieczętowane
przez Pana, otrzymam je z powrotem, aby ich odtąd używać jako jego
własności, codziennie oczekując na jego prowadzenie w tej
dziedzinie. A więc i tu doświadczenie uczy nas, że droga
całkowitego oddania jest drogą całkowitego wybawienia. Nie tylko
otrzymujemy to, co zupełnie oddaliśmy (i to w podwójnej mierze),
ale opuściwszy wszystko, co mamy, otrzymujemy wszystkie dary łaski.
Im zupełniej wszystko oddamy, idąc za Jezusem, tym ściślej
zostaniemy z nim połączeni. Kiedy wszystko uważam za szkodę ze
względu na Chrystusa, zostaję w nim znaleziony.
Zasada
ta odnosi się także do wszelkich naszych zajęć codziennych
i własności, którą nam, Pan powierzył. Pomyślmy tylko o
sieciach nad Morzem Galilejskim, o codziennych obowiązkach Marty w
Betanii, o ojczyźnie i krewnych niejednego z uczniów Jezusa.
Mistrz uczył ich, aby wszystko opuścili dla niego. Było to proste
zastosowanie naturalnego prawa w Królestwie Łaski, gdyż im
gruntowniej zostanie wypędzony nasz stary lokator, tym pełniej może
wziąć w posiadanie nasze serce nowy, i tym doskonalsze będzie
nasze odrodzenie wewnętrzne.
Lecz
zasada ta ma jeszcze głębsze znaczenie. Czy dary duchowe, które
sam Duch Święty w nas stworzył, także muszą zostać oddane?
Istotnie, i one muszą być własnością Zbawcy, i to w
każdej chwili, gdyż wymiana w dawaniu i braniu jest jednym z
warunków życia, i nie może ani na chwilę przestać działać.
Zaledwie wierzący zacznie cieszyć się z posiadania tego, co go
raduje, a już dopływ łaski zostaje wstrzymany i jego życie
jest w niebezpieczeństwie. Strumienie wody żywej przelewają się
tylko do duszy pragnącej i oczyszczonej. W ciągłym pragnieniu
leży tajemnica zaspokojenia. Każde błogosławione doznanie, które
otrzymujemy jako dar, musi zostać oddane z wdzięcznością temu,
który je dał, w miłości i chwale, wyrzeczeniu i służbie.
Tylko w ten sposób może ono pozostać świeże i piękne,
przepojone wonią nieba. Dobrą lekcję stanowi tu dla nas
ofiarowanie Izaaka na górze Moria. Czyż nie był to syn obietnicy,
cudowny dar wszechmocy Bożej, która może nawet zmarłych przywołać
do życia? (Rz 4:17; Hbr 11:19). A jednak i on musiał zostać
ofiarowany, poświęcony, aby gdy został oddany z powrotem, miał
tysiąckrotnie większą wartość i przez to stał się obrazem
„Jednorodzonego u Ojca”, którego czyste, święte życie musiało
zostać złożone w ofierze, zanim w zmartwychwstaniu otrzymał je z
powrotem i mógł dać w nim dział swemu ludowi. Jest to także
obraz tego, co dzieje się z każdym wierzącym, który zamiast
zadowolić się przeszłymi i teraźniejszymi doświadczeniami
i darami łaski, biegnie naprzód, wszystko zostawiając za sobą
i zapominając o wszystkim, wyciąga rękę, by całkowicie
uchwycić się Jezusa.
Czy
całkowite oddanie się Jezusowi stanowi tylko jeden decydujący
krok, jeden czyn i doświadczenie chwili, czy też musi być
codziennie odnawiane i pogłębiane? Obie rzeczy są słuszne. W
życiu wierzącego może przyjść chwila, gdy poważniej i głębiej
spojrzy na tę prawdę, a pod wpływem Ducha, napełniony
pragnieniem, w jednym akcie woli, skupionym w jednym czynie, decyduje
o swym przyszłym życiu i kładzie siebie na ołtarzu jako
żywą, przyjemną Bogu ofiarę. Takie chwile są często punktami
zwrotnymi, w których z chwiejnego i niepewnego dreptania rodzi
się nowe życie, życie stałego mieszkania w Jezusie i Bożej
mocy. Ale i wtedy jego codzienne życie musi być podobnie jak
życie każdego z nas, kto nie przeżył takiego doświadczenia,
przepełnione prośbami o więcej światła dla głębszego oddania
się Bogu i stałego składania na ciągle odnawianą ofiarę
wszystkiego, co „własne”.
Mój
bracie – chcesz pozostać w Chrystusie – patrz, tędy prowadzi
droga. Nasza natura opiera się przed takim wyrzeczeniem
i ukrzyżowaniem, które ma obejmować wszystkie dziedziny
naszego życia. Ale to, czego natura nie może dokonać, co nie jest
jej miłe, tego dokona łaska i zgotuje ci życie pełne radości
i chwały. Tylko oddaj się Jezusowi, swemu Panu. W jego zwycięskiej
mocy będziesz mógł z radością odrzucić wszystko, co było ci
dotąd drogie. „Stokrotnie w tym życiu” – to słowo Zbawiciela
spełnia się wobec wszystkich, którzy posłusznie przyjęli jego
rozkaz, aby wszystko opuścić. Wtedy błogosławione branie sprawi,
że dawanie stanie się również błogosławieństwem. A tajemnica
życia w nim może zostać prosto wyrażona: Jeżeli oddam się
całkowicie Jezusowi, pozyskam moc, aby go całego dla siebie
uchwycić; jeżeli dla niego stracę wszystko, co posiadam i siebie
samego, zostanę przezeń uchwycony na własność i obdarowany
tym wszystkim, czym on sam jest i co posiada.
Dzień
17
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
przez Ducha Świętego
„Ale
to namaszczenie, które od niego otrzymaliście, pozostaje w was
i nie potrzebujecie, aby was ktoś uczył; lecz jak namaszczenie
jego poucza was o wszystkim i jest prawdziwe, a nie jest
kłamstwem, i jak was nauczyło, tak w nim trwajcie” (1
J 2:27)
Jak
cudowna jest ta myśl – stale pozostawać w Chrystusie! Im dłużej
o tym myślimy, tym bardziej nas to pociąga. A jednak, jakże często
się zdarza, że te kosztowne słowa: „Mieszkaj we mnie” zostają
przyjęte przez młodego chrześcijanina ze skargą. Ma się
wrażenie, że nie zrozumiał w pełni znaczenia owej myśli i nie
uświadomił sobie, w jaki sposób może zyskać tę radość,
dlatego też tęskni za kimś, kto wszystko by mu wyjaśnił i stale
go zapewniał, że takie pozostanie w Jezusie jest rzeczywiście
osiągalne. Gdyby taki wierzący zechciał posłuchać tego, co mówi
nam apostoł Jan, zyskałby wielką nadzieję i radość. Jan
objawia nam bowiem Boże zapewnienie, że namaszczenie Duchem Świętym
nauczy nas przebywania w Chrystusie.
Słyszę
już głosy: „Ach, to słowo nie daje mi żadnej pociechy, a raczej
przygniata mnie, gdyż mówi o przywileju, którego nie umiem zdobyć;
nie pojmuję, jak Duch Święty może mnie uczyć albo jak mogę
rozpoznać jego głos. Nauczyciel nie jest mi znany, cóż więc
dziwnego, że obietnica, iż nauczy mnie on mieszkać w Chrystusie,
niewiele mi może pomóc”. Takie i podobne myśli mają swe
źródło w błędzie bardzo rozpowszechnionym wśród wierzących.
Mniemają oni, że jeśli Duch Święty uczy ich, to musi im objawić
tajemnice życia duchowego przy pomocy rozumu, zanim je przeżyją w
swym wnętrzu. Ale porządek Boży jest zupełnie inny.
To,
co odnosi się do duchowych prawd w ogóle, ma także swe szczególne
zastosowanie do mieszkania w Chrystusie. Aby jakąś prawdę
zrozumieć, musimy ją najpierw przeżyć i jej doświadczyć. Tylko
w żywej społeczności z Jezusem możemy nauczyć się pojmować
sprawy niebiańskie. „Co ja czynię, ty nie wiesz (nie rozumiesz)
teraz, ale się potem dowiesz (zrozumiesz)” (J 13:7) – oto zasada
panująca w Królestwie Bożym; dotyczy ona przede wszystkim
codziennego oczyszczenia, w związku z którym została
wypowiedziana, ale odnosi się także do codziennego naszego
zachowania. Przyjmij z wiarą to, czego nie możesz zrozumieć, uniż
się przed tym, czego nie możesz pojąć; oczekuj i przyjmij
to, co dla rozumu jest tajemnicą, wierz temu, co wydaje się
niemożliwe, krocz drogą, której nie znasz – to są pierwsze
zasady, których masz się nauczyć w szkole Bożej. „Jeżeli
wytrwacie w słowie moim... poznacie prawdę” (J 8:31–32). Przez
te i podobne słowa Jezusa dowiadujemy się, że zrozumienie
prawdy musi być poprzedzone pewnym nastawieniem serca. „Jeśli kto
chce pełnić wolę jego ten pozna...” (J 7:17). Cechą
charakterystyczną prawdziwego ucznia jest to, że stara się on
najpierw naśladować Jezusa a potem dopiero Go poznawać. Przez
pełne wiary oddanie się Jezusowi i pełne zaufania oczekiwanie
tego, co nam obiecuje Słowo (które może wydawać się nam bardzo
nieprawdopodobne), dochodzimy do błogości całkowitego poznania.
To,
co zostało powiedziane powyżej odnosi się zwłaszcza do nauczania
Ducha Świętego. Polega ono na tym, że Duch prowadzi nas w naszym
życiu duchowym, do celu przygotowanego dla nas przez Boga, choćbyśmy
sobie nie zawsze to uświadamiali. Wierzący, na podstawie obietnic
Bożych i w zaufaniu do Bożej wierności, poddaje się
prowadzeniu Ducha, nie stawiając jako warunku uprzedniego
zrozumienia tego, co czyni, ale zgadza się, aby Duch Święty
wykonywał w nim swe dzieło, a potem dopiero objawił, czego tam
dokonał. Wiara polega na niewidzialnej pracy Ducha w największej
głębinie serca. A Słowo Jezusa jest wystarczającą poręką, że
Duch uczy go pozostawania w Jezusie. Wierząc cieszy się z tego,
czego nie widzi, ani nie czuje; wie jednak z całą pewnością, że
Duch Święty stale wykonuje w nim swe dzieło, bez hałasu,
niepostrzeżenie, i prowadzi do całkowitej społeczności z
Jezusem i nieustannej z nim łączności. Duch Święty jest
„Duchem żywota w Chrystusie Jezusie” (dosł. Rz 8:2). Jego więc
zadaniem jest, aby nie tylko zapalić w nas nowe życie, lecz także
stale je podsycać, wzmacniać i doprowadzić do pełnego
rozwoju. W takim stopniu, w jakim wierzący przez prostą wiarę
podda się niewidzialnemu, ale pewnemu działaniu Ducha Świętego w
swym sercu, w takim stopniu jego wiara przeistoczy się w poznanie.
Zostanie w ten sposób nagrodzony, że przez światło Ducha stanie
się dla niego zrozumiałe to, co w mocy Ducha już się w jego życiu
urzeczywistniło.
Zastosuj
to teraz do obietnicy, że Duch Święty nauczy nas mieszkać w
Jezusie. Duch Święty jest potężną mocą Bożą; przychodzi
wprost z serca Chrystusa do nas; to on udziela nam życia Chrystusa,
objawia go i uwielbia w naszym sercu. Użyte słowa „społeczność
Ducha Świętego” (2 Kor 13:13) ukazują nam jego główne dzieło.
Duch jest elementem łączącym Ojca i Syna; przez niego są
jedno. On też jest elementem łączącym wierzących: przez niego są
jedno. On jest życiodajnym sokiem, dzięki któremu latorośle żyją
w krzewie winnym; przez niego jesteśmy jedno. A możemy być
przekonani, że jeżeli tylko wierzymy w jego obecność i działanie,
jeżeli tylko czuwamy nad tym, aby go nie zasmucić, wiedząc, że
jest w nas, jeżeli będziemy prosić Boga, aby nas napełnił
i oczekiwać tego napełnienia, to on nauczy nas pozostawać w
Chrystusie. Najpierw pobudzi naszą wolę, abyśmy zaufali Jezusowi
całym sercem, potem ożywi naszą wiarę, skłaniając ją do coraz
gorętszego i ufniejszego oczekiwania, a następnie rozleje w
naszym sercu pokój i radość, przewyższające wszelkie
zrozumienie – i w ten sposób nauczy nas pozostawać w
Jezusie, tak że nie będziemy nawet wiedzieli, jak to się stało.
Dopiero przez doznanie serca i doświadczenie Duch oświeci nasz
rozum i nauczy nas rozpoznawać prawdę – nie zwykłą prawdę
dostępną dla rozumu – ale prawdę, która jest w Chrystusie,
która stanowi odbicie w umyśle tego, co Pan uczynił już
rzeczywistością w naszym życiu. „Życie było światłością
ludzi”.
Z
rozważań tych wynika jasno, że jeśli pragniemy, aby Duch Święty
poprowadził nas do stałego przebywania w Chrystusie, to jest nam do
tego potrzebna cicha, stanowcza wiara. Przy wszystkich pytaniach
i trudnościach, które się pojawiają, jeżeli bojujemy o to,
aby mieszkać w Chrystusie, przy całym pragnieniu, jakie odczuwamy,
aby spotkać jakiegoś doświadczonego chrześcijanina, który by nam
pomógł; przy całej często bolesnej świadomości swych
niepowodzeń, ignorancji i bezsilności – trzymajmy się tej
błogosławionej ufności. Mamy poznanie Świętego, które nauczy
nas pozostawać w Nim. „..namaszczenie, które od niego
otrzymaliście, pozostaje w was... jak poucza was o wszystkim... tak
w nim trwajcie”. Niech to będzie dla ciebie szczególnym
ćwiczeniem wiary. Wierz, że tak jak z całą pewnością masz dział
w Chrystusie, tak też masz jego Ducha. Wierz, że on z mocą dokona
swego dzieła, jeśli tylko nie będziesz mu przeszkadzał. Wierz, że
będzie działał w potężny sposób, jeżeli tylko wyprosisz to
sobie u Ojca. Nie jest możliwe uzyskanie życia w stałej łączności
z Jezusem bez napełnienia Duchem Świętym. Wierz, że ta obfitość
Ducha jest każdego dnia do twojej dyspozycji. Pamiętaj o tym, że
trzeba znaleźć czas, aby trwać w modlitwie u stóp tronu Boga
i Baranka, z którego płyną strumienie wody żywej. Tam
i tylko tam możesz być napełniony Duchem Świętym. Ćwicz
się pilnie w nawyku, aby czcić go codziennie, stale, przez cichą
i mocną wiarę, że w nas wykonuje swe dzieło. Wiara w jego
obecność w tobie uczyni cię gorliwym w unikaniu wszystkiego, co by
go mogło zasmucić, w unikaniu ducha świata, instynktów ciała i
pobudek własnego „ja”. Karm swą wiarę Słowem Bożym i
wszystkim tym, co ono ci mówi o Duchu Świętym, o jego mocy,
pociesze i działaniu.
Przede
wszystkim zaś niech wiara w obecność Ducha Świętego w tobie
pobudzi cię do tego, aby zamiast patrzeć na siebie, spoglądać na
Jezusa. Od niego otrzymaliśmy pomazanie i będzie ono tym
obficiej rozlane, im bardziej skierujemy swój wzrok na niego.
Chrystus jest Pomazańcem, a kiedy na niego spoglądamy, spływa na
nas święte pomazanie, „cenny olejek na głowie, który spływa na
brodę, na brodę Aarona, sięgającą brzegu jego szaty” (Ps
133:2). Przez wiarę w Chrystusa otrzymujemy „pomazanie”, a to
pomazanie prowadzi nas znowu do Chrystusa i do mieszkania w nim.
Drogi
bracie, pozostań w Chrystusie, w mocy Ducha Świętego. Czy sądzisz,
że dłuższe mieszkanie w nim napełni cię lękiem, lub ciężarem?
Z pewnością nie. O, gdybyśmy tylko poznali łaskawość naszego
świętego Pocieszyciela i radość płynącą z poddania się jego
prowadzeniu, doświadczylibyśmy z pewnością boskiej pociechy,
mając takiego nauczyciela, który zapewnia nam pozostawanie w
Chrystusie. Duch Święty został nam dany w jednym celu – aby
chwalebne odkupienie i życie w Chrystusie mogło być nam – z
boską mocą – przedstawione i ogłoszone.
Mamy
Ducha Świętego, który sprawia, że w naszym wnętrzu jest obecny
żywy Chrystus, w całej jego zbawczej mocy i w całkowitym
zwycięstwie nad grzechem. To właśnie czyni go Pocieszycielem i
będąc z nim nie musimy już nigdy boleć nad nieobecnością
Chrystusa. A zatem, gdy czytamy o pozostawaniu w Chrystusie,
rozmyślamy nad tym, czy modlimy się w tej sprawie, oprzyjmy się
jako na pewnej rzeczy, na tym, że mamy w naszym wnętrzu Ducha
samego Boga, który nas poucza, prowadzi i przez nas działa.
Radujmy się, ufając, że
nasze pragnienia muszą zostać zaspokojone, ponieważ Duch Święty
przez cały czas działa swą tajemną, lecz boską mocą w duszy,
która nie przeszkadza mu swą niewiarą.
Dzień
18
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
w ciszy swej duszy
„Jeżeli
się nawrócicie i zachowacie spokój, będziecie zbawieni, w
ciszy i zaufaniu będzie wasza moc” (Iz
30:15)
„Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję” (Ps 37:7)
„Jedynie w Bogu jest uciszenie duszy mojej” (Ps 62:2)
„Zdaj się w milczeniu na Pana i złóż w nim nadzieję” (Ps 37:7)
„Jedynie w Bogu jest uciszenie duszy mojej” (Ps 62:2)
Często
przedstawia się chrześcijaństwo jako dzieło, które Bóg i ludzie
wykonują razem, przy czym każda ze stron ma swe szczególne zadanie
do wykonania. Co prawda przyznaje się, że człowiek niewiele może
dokonać i że to „niewiele” jest skażone grzechem, ale jednak
musi zrobić wszystko, co w jego mocy, jeśli chce aby Bóg ze swej
strony wykonał coś dla niego. Ludziom takim musi być bardzo trudno
zrozumieć słowa Pisma, mówiące o tym, że mamy uciszyć się,
oczekiwać i tylko przypatrywać, jakie zbawienie Pan
przygotował dla nas. Wydaje im się, że jeżeli mówimy o uciszeniu
i powstrzymaniu od własnych wysiłków jako o tajemnicy
suwerennego działania człowieka, to kryje się w tym jakaś
sprzeczność. Wyjaśnienie tej rzekomej sprzeczności leży w tym,
że jeśli mówimy o współpracy Boga z człowiekiem, to nie chodzi
tu o takie współdziałanie, w którym każda ze stron wnosi równy
wkład. Relacja ta jest zupełnie inna; owszem, istnieje współpraca
z naszej strony, ale polega ona na podporządkowaniu. Tak, jak Jezus
był we wszystkich swych słowach i czynach podporządkowany
Ojcu, tak też powinien czynić wierzący, tym bardziej, że nie może
uczynić nic sam z siebie, gdyż cała jego istota jest całkowicie
skażona. Dlatego musi zaprzestać prób uczynienia czegoś z własnej
inicjatywy i zamiast tego oczekiwać na działanie Boże w nim.
Wyrzekłszy się wszelkich własnych wysiłków, otrzymuje przez
wiarę zapewnienie, że Pan Bóg wykonuje w nas rozpoczęte dzieło
i że w nas działa. Bóg wykonuje swe dzieło w człowieku,
odnawia go, uświęca, pobudza do najwyższej aktywności, tak że w
miarę jak oddaje się w ręce Boże, zostaje wykorzystany jako
narzędzie wszechmocnej Bożej łaski. Dusza, w której to cudowne
połączenie zupełnego poddania swej woli Bogu z najwyższą
aktywnością najdoskonalej doszło do skutku, doznała także
najgłębiej tego, na czym polega życie chrześcijańskie.
Ze
wszystkich zadań, których dusza dążąca do opanowania błogiej
sztuki pozostawania w Chrystusie musi się nauczyć,
najpożyteczniejszym i koniecznym jest uciszenie. Tylko w ciszy
może rozwinąć się to w gotowość Ducha, w której Pan objawia
swe tajemnice, i ta uległość, którą nagradza swym
prowadzeniem. Cichość tę możemy zaobserwować w szczególny
sposób u Marii w Ewangeliach. Najpierw u Marii Panny, której jedyną
odpowiedzią na najdziwniejsze objawienie, jakie kiedykolwiek istota
ludzka otrzymała, było: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi
się stanie według słowa twego” (Łk 1:38), a o której Pismo
mówi, że gdy tajemnicze duchowe wydarzenia powtarzały się, „Maria
zachowywała wszystkie te słowa, rozważając je w sercu swoim”
(Łk 2:19). Z tym samym uciszeniem spotykamy się także u Marii w
Betanii, siedzącej u stóp Jezusa i słuchającej jego słów,
która namaszczając go pokazała, że rozumie tajemnicę jego
śmierci głębiej, niż miłujący go uczniowie. Dusza milcząca
przed Bogiem jest najlepiej przygotowana na to, by przyjąć Jezusa
wraz z błogosławieństwami, których on udziela. Kiedy dusza milczy
w cichym uwielbieniu, świadoma obecności tego, który objawia się
w głębi jej istoty, wtedy może usłyszeć delikatny i cichy
powiew Ducha Świętego.
Dlatego,
miły bracie, ilekroć pragniesz wniknąć głębiej w tajemnicę
mieszkania w Jezusie, niech twą pierwszą myślą będzie: „Jedynie
w Bogu jest uciszenie duszy mojej, bo w Nim pokładam nadzieję
moją!” (Ps 62:6). Jeżeli pragniesz doświadczyć tego cudownego
połączenia niebieskiego Krzewu Winnego z tobą jako latoroślą, to
wiedz, że ciało i krew nie mogą ci tego objawić, ale tylko
Ojciec niebieski. Pozostaw całą swą mądrość; ugnij się w całej
świadomości swej bezsilności i nieumiejętności, a wtedy
Ojciec z radością udzieli ci nauki przez Ducha Świętego. Jeżeli
tylko umilkną twe własne myśli, a ucho twe otworzy się i serce
przygotuje na to, by w ciszy czekać na Boga i słuchać tego,
co on chce powiedzieć, to i tobie objawi on swe tajemnice.
Kiedy uniżysz się przed nim w proch, świadom swej nicości
i bezradności, i w uciszeniu swej duszy będziesz słuchał
cichego głosu jego miłości, znajdziesz odpowiedź na swe pytania,
na które nie umiałeś sobie odpowiedzieć w wirze własnych myśli
i wysiłków. Zrozumiesz, że twym głównym zadaniem jest
słuchać obietnic Bożych i wierzyć im; czekać i czuwać,
patrząc, co on czyni, a potem w wierze i posłuszeństwie z
uwielbieniem poddać się działaniu Tego, „który w nas swe dzieło
nieustannie sprawuje”.
Należałoby
przypuszczać, że żadne poselstwo nie będzie dla nas
przyjemniejsze niż wieść, że możemy odpocząć i uciszyć
się przed Bogiem, a Bóg nasz uczyni wszystko za nas i w nas. A
jednak, jak rzadko spotyka się dusze, które by to zrozumiały. Jak
dużo czasu mija, zanim nauczymy się, że w odpocznieniu jest
błogość i siła, że cichy duchowy odpoczynek jest źródłem
największej aktywności, tajemnicą prawdziwego przebywania w
Chrystusie. Chcemy więc unikać wszystkiego, co mogłoby ten pokój
wewnętrzny skazić. Wymienić tu należy przede wszystkim niepokój
duszy płynący z tego, że niepotrzebnie lub zanadto przejmujemy się
sprawami materialnymi. Każdy z nas ma jakieś powołanie dane nam
przez Boga, jakiś krąg zainteresowań i zajęć, których
spełnienie jest naszym obowiązkiem. Jeżeli tutaj konieczne jest,
aby chrześcijanin był czujny i trzeźwy, to o ileż więcej
świętego umiaru potrzeba w sprawach, które nie zostały nam przez
Boga powierzone? Jeśli pozostawanie w Jezusie rzeczywiście jest
naszym najwyższym celem, to strzeżmy się wszelkiego niepotrzebnego
podniecenia i przejmowania się czymkolwiek. Bądźmy czujni
także w sprawach dozwolonych i koniecznych; bądźmy ostrożni wobec
tej dziwnej mocy, z jaką sprawy codzienne opanowują naszą duszę,
abyśmy nie zostali pozbawieni siły i czasu na przebywanie z
Bogiem. Także niepokój, wynikający ze zbytniej troski o sprawy
ziemskie, jest bardzo szkodliwy; zakłóca i tłumi życie pełne
zaufania do Boga, i dusza staje się podobna do wzburzonych fal
morza. W takim stanie duszy nie ma mowy o usłyszeniu cichego głosu
Ducha Świętego.
Nie
mniej niebezpieczne w życiu duchowym są bojaźń i rozpacz; nasze
podejrzenia i własne wysiłki nie pozwolą nam usłyszeć tego,
co Bóg mówi. Przede wszystkim musimy się strzec niepokoju
wypływającego z prób uzyskania o własnych siłach i własnymi
środkami duchowego błogosławieństwa, które przychodzi wyłącznie
z góry. Serce przepełnione własnymi planami i staraniami o
to, by wypełnić wolę Bożą i pozostać w Jezusie, nigdy nie
osiągnie celu. Praca Boża natrafia na przeszkody, gdy próbujemy
mieszać się do niej; dopiero gdy dusza zaniecha własnych wysiłków,
może Pan dokonać w nas swego dzieła.
Wreszcie,
kiedy nawet dusza zdecyduje się szczerze iść drogą wiary, to może
jej w tym przeszkodzić niecierpliwość ciała, która osądza życie
i rozwój wewnętrznego człowieka oceniany według miary
ludzkiej, nie boskiej.
Błogosławiony
człowiek, który pomimo tych różnorodnych niebezpieczeństw,
nauczy się zachowywać spokój i żyć w pełni słowami: „w
ciszy i zaufaniu będzie wasza moc”. Ilekroć będzie słuchał
słów Ojca, albo też ilekroć weźmie Biblię do ręki i uklęknie
do modlitwy, tylekroć najpierw uciszy się i poczeka aż
wszystko w jego duszy umilknie przed wiecznym Majestatem. Człowiek
taki, czując, że jego stara natura usiłuje stale dojść do głosu
i wedrzeć się ze swymi własnymi myślami i wysiłkami,
nawet do miejsca najświętszego, poddaje się przez cichy, ale
zdecydowany akt woli kierownictwu i kształtowaniu Ducha
Świętego. Ucisza się i czeka aż wszelki ruch ustanie, a on
będzie gotów przyjąć objawienie Bożej woli i Bożej
obecności. Wtedy jego czytanie i modlitwa staną się
rzeczywiście czekaniem, jego ucho i serce zostaną oczyszczone
i otwarte, aby w pełni pojąć to, co Pan chce powiedzieć.
„Mieszkaj
w Chrystusie!” Nie może tego uczynić nikt, kto nie znajdzie
codziennie czasu na chwilę uciszenia, w której rozmawia z Panem
i słucha jego głosu. Wtedy to dusza przyobleka duchową
zbroję, w której człowiek może spokojnie wejść w niespokojny
świat, gdyż pokój Boży, wyższy nad wszelki rozum, strzeże jego
serca i myśli. W takiej cichej, pokornej duszy może życie
wiary zapuścić głębokie korzenie. Duch Święty może ją
prowadzić i uczyć, a Jezus może w niej wykonać swe wspaniałe
dzieło. Oby każdy z nas nauczył się mówić codziennie: „Jedynie
w Bogu jest uciszenie duszy mojej”. A wszelka myśl o tym, jakoby
zadanie to było zbyt trudne, niech prowadzi do spojrzenia na Tego,
którego obecność ucisza wzburzone fale. Ćwicz się w tym
uciszeniu swej duszy; pamiętaj, że jest to droga prowadząca do
pozostania w Jezusie i oczekuj owocu tego pozostania, a jest nim
stale wzrastający pokój nieba w twej duszy.
Dzień
19
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
w cierpieniach i trudnościach
„Każdą
latorośl, która wydaje owoc, oczyszcza” (J
15:2)
W
całej przyrodzie nie ma krzewu, który by się tak nadawał do
obrazowego przedstawienia stosunku człowieka do Boga, jak krzew
winny, którego owoc i sok byłby równie pożyteczny,
ożywiający i pobudzający zarazem. Ale nie ma też drugiego
takiego, którego naturalne pędy mogłyby być zawsze szkodliwe
i tak pleniące się, że nadają się tylko do spalenia.
Żadna
inna roślina nie potrzebuje nieustannie radykalnie
oczyszczającej pracy noża. Żadna inna roślina nie jest tak
zależna od troskliwej opieki, lecz jeśli znajdzie tę opiekę, to
wynagradza ogrodnika obficiej niż każda inna. W porównaniu o
winnym krzewie, którego używa nasz Zbawiciel, wspomina on tylko
jednym zdaniem o konieczności oczyszczenia latorośli i o
błogosławieństwie stąd płynącym. Ale ileż światła wylewa się
z tego zdania na ciemną ziemię, która i dla wierzących pełna
jest bólu i cierpień. Jak bogata płynie zeń nauka
i pocieszenie w godzinie boleści dla cierpiącej latorośli:
„Każdą latorośl, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała
obfitszy owoc”. W takich słowach uczy Jezus swój lud, że w
doświadczeniach, w których tak łatwo o osłabienie zaufania do
Pana i o przerwanie swego pozostawania w Chrystusie, powinien
usłyszeć głos Boży, zachęcający do tym ściślejszego trzymania
się Pana. Tak, mój bracie, właśnie w okresie doświadczeń –
pozostań w Chrystusie! Mieszkaj w Chrystusie! Ten właśnie cel chce
osiągnąć Ojciec, gdy zsyła cierpienie. W czasie silnych wichrów
drzewo zapuszcza głębiej korzenie. W czasie orkanu mieszkańcy domu
pozostają w jego wnętrzu i cieszą się ze swego schronienia.
Tak też i Ojciec pragnąłby przez cierpienia wprowadzić nas
głębiej w miłość w Jezusie. Nasze serca mają naturalną
skłonność do oddalania się od niego. Powodzenie i zewnętrzne
sukcesy zajmują serce i zadowalają nas zbyt łatwo; zaciemniają
wzrok duchowy i czynią nas niezdolnymi do przebywania w
społeczności z Jezusem. I dlatego Ojciec, litując się nad
nami i dla naszego dobra, zbliża się do nas z jakimś
doświadczeniem, aby odebrać otaczającemu nas światu wszelki
wabiący wdzięk i dać nam wyraźniej odczuć naszą
grzeszność; tracimy wówczas pragnienie tych przyjemności, które
były dla nas niebezpieczne. Bóg czyni to w nadziei, że jeśli w
czasie bolesnych przeżyć znajdziemy w Jezusie nasz odpoczynek, to
zdecydujemy i zapragniemy pozostawać w nim także w okresie
powodzenia.
Bóg
tak gorąco pragnie naszego szczęścia, że jakkolwiek niechętnie
nas zasmuca, to jednak nie oszczędza nam bolesnego doświadczenia
i smagania, jeżeli tylko może to skłonić ukochane dziecko do
pozostania w jego umiłowanym Synu. Miła wierząca duszo, proś o
łaskę, abyś w każdej próbie, małej i wielkiej, widziała
ojcowską rękę, która ci wskazuje Jezusa, mówiąc: Pozostań w
nim!
Pozostań
w Chrystusie, a otrzymasz w udziale całe bogate i obfite
błogosławieństwo, jakie Pan przygotował dla ciebie przez
cierpienie. Zamiary Bożej mądrości staną się jaśniejsze, a
zaufanie do jego niezmiennej miłości wzmocni się i przez moc
jego Ducha spełni się także obietnica: „Tamci bowiem karcili nas
według swego uznania na krótki czas, ten zaś czyni to dla naszego
dobra, abyśmy mogli uczestniczyć w jego świętości” (Hbr
12:10). Pozostań w Chrystusie, a przez swój krzyż będziesz miał
społeczność z jego krzyżem i uzyskasz dostęp do jego
tajemnic – do tajemnicy przekleństwa, które Pan Jezus niósł za
ciebie, tajemnicy obumarcia dla grzechu, w której też możesz mieć
udział; tajemnicy jego miłości, dzięki której, jako współczujący
arcykapłan przeszedł także wszystkie swoje cierpienia. Pozostań w
Chrystusie, a staniesz się bardziej podobny do swego ukochanego
Mistrza w jego cierpieniach, doświadczysz też, jak prawdziwa
i delikatna jest jego miłość. Pozostań w Chrystusie, a
zobaczysz w piecu ognistym, jak nigdy przedtem, „jednego podobnego
Synowi Bożemu”. Tu właśnie złoto zostaje oczyszczone od żużlu
i dokonuje się wypławienie, dzięki któremu zostanie
ukształtowany w tobie obraz Jezusa. O, pozostań w Chrystusie, a moc
cielesności zostanie w tobie złamana, a niecierpliwość i samowola
starej natury ukrzyżowana, aby dać miejsce cichości i pokorze
Jezusowej. Możemy przechodzić przez wiele cierpień, a mimo to nie
odnieść żadnych korzyści, ani błogosławieństwa. Tylko w
pozostawaniu w Chrystusie leży tajemnica przyjęcia na własność
wszystkiego, co nam Ojciec chciał przez karanie darować.
Pozostań
w Chrystusie, a znajdziesz w nim pewną i całkowitą pociechę!
Uciśnieni najczęściej pragną przede wszystkim pociechy, a dopiero
potem błogosławieństwa płynącego z cierpienia. Ojciec tak bardzo
nas miłuje, że nawet gdy musi doświadczyć nas cierpieniem, to
jego głównym celem jest, aby doświadczenie to przyniosło
prawdziwy i trwały owoc, i nie zapomina przy tym udzielić nam
pociechy. Jeżeli pociesza, to czyni to w tym celu, aby bolejące
serce zwróciło się ku niemu, i mogło wejść w błogosławieństwo
społeczności z nim; jeżeli zaś chwilowo odmawia pociechy, to jego
zamiar mimo to jest ten sam. Udzielając nam swej świętości,
udziela nam prawdziwej pociechy. Duch Święty jest Pocieszycielem
nie tylko dlatego, że może nam podsunąć pocieszające myśli o
miłości Bożej, ale przede wszystkim dlatego, że nas uświęca
i doprowadza do ścisłej łączności z Bogiem, naszym Zbawcą.
Uczy nas i pomaga nam w pozostawaniu w Jezusie, a to jest
najlepszą pociechą. W Jezusie zostało nam objawione serce
Ojcowskie, a wyższej pociechy nie ma od tej, jaką jest odpoczynek
na piersi Ojca. W Jezusie objawiona jest hojność miłości Bożej
połączona z delikatnością macierzyńskiego miłosierdzia
i tkliwością, a cóż może być bardziej pocieszającego? W
nim otrzymujesz tysiąckroć więcej niż utraciłeś; tu widzisz, że
Bóg zabiera ci coś, aby rozszerzyć twe serce i uczynić w nim
miejsce na przyjęcie czegoś wielokrotnie lepszego. W nim cierpienie
zostaje uświęcone i zamienia się w przedsmak wiecznej
wspaniałości; w cierpieniu odpoczywa nad nami Duch, który jest
Duchem chwały i Duchem Bożym. Dziecię Boże, pragniesz
pociechy w cierpieniu? Pozostań w Chrystusie!
Pozostań
w Chrystusie, a przyniesiesz wiele owocu. Jeżeli ogrodnik sadzi
winorośl, to czyni to tylko dla owocu. Inne drzewa może sadzić dla
ozdoby, dla cienia, dla uzyskania drewna, ale winny krzew sadzi tylko
dla owocu. Oczekuje więc od każdej latorośli, że przyniesie
wiele, jak najwięcej, owocu. Pozostań w Chrystusie w czasach
cierpienia, a i ty przyniesiesz więcej owocu. Głębsze
doświadczenie zmiłowania Jezusa i miłości Ojca będzie cię
coraz bardziej pobudzało do tego, aby żyć na jego chwałę.
Oddanie Panu w cierpieniu samego siebie i swej własnej woli
uzdolni cię do współczucia innym w ich cierpieniu, a jednocześnie
zmiękczenie, będące następstwem karania, pobudzi cię do tego,
aby być sługą wszystkich, tak jak Pan Jezus. Świadomość tego,
że Ojciec przez oczyszczenie pragnie otrzymać od ciebie więcej
owocu zachęci cię, aby oddać mu się na nowo i pełniej niż
kiedykolwiek przedtem, i żeby głosić bliźnim jego cudowną miłość
i przelewać ją na nich! Tylko na tej drodze nauczysz się
błogiego zapominania o sobie, a samotność w cierpieniu i oderwanie
od codziennych zajęć wykorzystasz dla dobra innych! Miły
współpielgrzymie! Pozostań w Chrystusie w czasie cierpienia.
Jeżeli widzisz, że boleść nadchodzi, wyjdź jej na spotkanie
przyobleczony w Jezusa, a gdy już przyjdzie, wiedz, że Jezus jest
ci bliższy niż ona. A kiedy przeminie, pozostań w nim nadal. Niech
ta myśl Jezusa mówiącego o oczyszczeniu latorośli będzie także
twoją myślą: „Każdą latorośl, która wydaje owoc, oczyszcza,
aby wydawała obfitszy owoc”!
W
ten sposób czasy cierpienia staną się dla ciebie czasami wielkiego
błogosławieństwa, przygotowaniem do najwyższej owocności. Żyjąc
w ścisłej społeczności z Synem Bożym, głębiej wprowadzony w
zrozumienie jego miłości i łaski, utwierdzony w błogiej
pewności, że on należy do ciebie, a ty do niego, całkowicie
zaspokojony przez niego i oddany mu pełniej niż kiedykolwiek,
staniesz się oczyszczonym naczyniem do użytku Mistrza, gotowym do
każdego dobrego uczynku. Staraj się nauczyć tego, że w cierpieniu
twym pierwszym, jedynym i błogosławionym zadaniem jest
pozostać w Chrystusie! Przebywaj często z nim sam na sam.
Wystrzegaj się pociechy i uspokojenia, które mogą dać ci
przyjaciele ze świata. Niech Jezus będzie twym jedynym Przyjacielem
i Pocieszycielem. Ciesz się pewnością, że owocem twego
doświadczenia będzie ściślejsze połączenie z nim i obfitszy
owoc, gdyż oczyszcza cię ten sam Ogrodnik, który zapewnia każdej
duszy, poddającej się z miłością jego pracy, spełnienie jej
pragnień.
Dzień
20
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
abyś przyniósł wiele owocu
„Kto
mieszka we mnie, a ja w nim, ten przynosi wiele owocu. W tym będzie
uwielbiony Ojciec mój, kiedy obfity owoc przyniesiecie” (J
15:5.8 Biblia
Gdańska).
Wiemy
wszyscy, czym jest winne grono. Wiemy, że jest ono owocem winorośli,
a ludzie znajdują w nim orzeźwienie i pokrzepienie. Owoc nie
istnieje dla latorośli, ale dla ludzi, którzy przychodzą i go
zbierają. Kiedy owoc dojrzeje, latorośl oddaje go, aby na nowo
rozpocząć swe dobroczynne dzieło i przygotować owoc na
następny rok. Latorośl żyje wyłącznie po to, by wydawać owoc;
celem jej istnienia, jej zabezpieczeniem, jej chwałą jest
przyniesienie radości sercu winogrodnika.
Jaki
to piękny obraz wierzącego, który żyje w Chrystusie! Nie tylko
nabiera mocy, ale jego połączenie z winnym krzewem staje się coraz
ściślejsze i mocniejsze i dlatego przynosi wiele owocu, którym
ludzie mogą się żywić i pokrzepiać. Staje się on dla swego
otoczenia drzewem życia, którego owoce służą posileniu
i pokrzepieniu. A dzieje się tak tylko dlatego, że pozostaje w
Chrystusie, od którego przyjmuje Ducha i życie, i tylko
dlatego może innym czegoś udzielać. Ucz się pozostawać w
Chrystusie, jeżeli chcesz być dla innych błogosławieństwem. Jak
latorośl wszczepiona w urodzajny krzew winny przynosi owoc, tak z
całą pewnością twa dusza, jeśli będzie pozostawać w Chrystusie
i jego obfitości, stanie się błogosławieństwem dla innych.
Jest
to zupełnie zrozumiałe: jeżeli Jezus, ten niebiański Krzew Winny,
przyjął do siebie wierzących jako swe własne latorośle, to
jednocześnie zapewnił im dopływ soku (Ducha) i posilenie,
którego potrzebują do owocnego życia. Jak mówi Pismo Święte:
„Dzięki mnie wyrośnie twój owoc” (Oz 14:8). Przytoczone na
wstępie podobieństwo rzuca na te słowa nowe światło. Dusza
powinna troszczyć się tylko o jedno – o to, aby dokładnie i
całkowicie pozostawać w Chrystusie. On sam da owoc, on sam wykona
wszystko, co jest potrzebne, abyśmy stali się błogosławieństwem!
Jeśli pozostaniesz w nim, otrzymasz jego Ducha miłości
i współczucia wobec grzeszników, a tylko wtedy będziesz
starał się o ich dobro. Serce człowieka jest z natury pełne
samolubstwa. Nawet dla wierzących jedynym celem jest często ich
własne szczęście i zbawienie. Ale pozostając w Chrystusie,
dotykasz jego nieskończonej miłości, jego ogień zaczyna płonąć
w twym sercu, widzisz piękno miłości i uczysz się uważać
ją za najwyższy przywilej ucznia Jezusa. Przez pozostanie w
Chrystusie możesz poznać nędzę grzesznika żyjącego w ciemności
i straszliwą hańbę, jaką to okrywa twego Boga. Z Jezusem
zaczynasz brać na siebie brzemiona innych. Im ściślej jesteś z
nim złączony, tym głębiej możesz odczuwać jego gorące
pragnienie zbawienia dusz, które doprowadziło go na Golgotę. Gdy
będziesz mieszkał w Chrystusie, będziesz gotowy podążać jego
śladami, porzucać własne szczęście i ofiarować swe życie,
aby pozyskać dla niego dusze, które nauczył cię miłować.
Właściwą naturą krzewu winnego jest miłość i ten duch
miłości przenika także do latorośli, która w nim trwa.
Pragnienie, aby być błogosławieństwem dla innych, jest
początkiem. Kiedy zaczniesz pracować, przekonasz się niebawem o
swej bezsilności wobec trudności, które staną na twej drodze.
Dusze nie będą się budzić na twój rozkaz; raczej doznasz
rozczarowania i twoja gorliwość będzie narażona na
niebezpieczeństwo oziębnięcia. Ale przez pozostawanie w Chrystusie
uzyskasz nową odwagę i nową siłę do pracy. Jeżeli wierzysz
słowom Jezusa, że jest on tym, który przez ciebie chce przekazać
światu swe błogosławieństwo, to zrozumiesz, że jesteś tylko
narzędziem, i to bardzo słabym, przez które ukryta moc Jezusa
chce i może wykonać jego dzieło, tak aby jego moc była
objawiona i uwielbiona właśnie w twej słabości. Wykonasz duży
krok naprzód, jeśli uznasz dobrowolnie swą słabość i będziesz
pozostawał w tej świadomości. Tylko wtedy możesz spokojnie
i wiernie pracować, gdyż wówczas Pan może pracować przez
ciebie. Doświadczając tego, wierzący cieszy się, że „ta moc,
która wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas”, i pozostaje
w pewności tego, że jest jedno ze swym Panem, a wówczas nie patrzy
już na swoją słabość, ale opiera się całkowicie na mocy
Jezusa, której ukryte działanie w jego wnętrzu jest dla niego
czymś niezachwianie pewnym. Pewność ta rozjaśnia jego wzrok
radością i nadaje głosowi delikatną moc, a wszystkim jego
przedsięwzięciom wytrwałość. Wszystko to pomaga mu wpłynąć na
dusze, które chce pozyskać. Wyrusza z radosną pewnością
zwycięstwa, gdyż nasza wiara jest mocą zwyciężającą świat. Z
pokorą twierdzi, że Bóg może pobłogosławić jego niegodne
wysiłki; oczekuje i żąda błogosławieństwa, gdyż to nie on
pracuje, lecz Chrystus w nim.
Wielką
tajemnicą pozostawania w Chrystusie jest przekonanie, że jesteśmy
niczym, a on jest wszystkim. Jeśli się tego raz nauczymy, nie
będzie nam już trudno uwierzyć w to, że nawet nasza słabość
nie może przeszkodzić jego zbawiającej mocy. Wierzący, który
prosto, z dziecięcą ufnością oddaje się swemu Zbawcy, z
pewnością przyniesie wiele owocu. Nie zawaha się odnieść do
siebie nawet tej cudownej obietnicy: „Kto wierzy we mnie, ten także
dokonywać będzie uczynków, które ja czynię, i większe nad
te czynić będzie; bo ja idę do Ojca” (J 14:12). Nie myśli już,
że aby pozostać nadal pokornym, musi być bezowocnym i pozbawionym
błogosławieństwa. Nie, widzi, że właśnie te latorośle, które
obciążone są największą ilością owoców, najniżej schylają
się do ziemi. Pozostając w Chrystusie, jak latorośl w krzewie
winnym, jest świadomy tego, że wszelki owoc ma służyć chwale
winogrodnika, Ojca niebieskiego.
Musimy
się nauczyć dwóch rzeczy. Po pierwsze, jeżeli pozostajemy w
Chrystusie, to powinniśmy pracować. Starajmy się przede wszystkim
oddziaływać na tych, którzy otaczają nas w codziennym życiu.
Przyjmijmy z radosną pewnością nasze święte powołanie, aby już
teraz być wobec naszych bliźnich odbiciem miłości Jezusowej.
Celem naszego codziennego życia musi być świadectwo o Jezusie
Chrystusie. Latorośl winną poznajemy po jej podobieństwie do
krzewu winnego; również i my musimy tak żyć, aby
przeświecało z nas coś ze świętości i cichości Jezusa. On
musi być ukształtowany w nas. Jak w jego życiu, tak i w
naszym, uczynki muszą poprzedzać słowa i gotować im drogę
do serc. Kościół i świat potrzebują ludzi napełnionych
Duchem Świętym i miłością, którzy będąc żywymi
świadkami łaski i mocy Jezusa, mogliby świadczyć o nim
i jego mocy działającej w sercach tych, którzy weń wierzą.
Jeżeli pragniemy, aby Jezus został uwielbiony w duszach tych,
których przyszedł szukać, to z pewnością oddamy mu się w
służbę. On ma dla nas pracę w naszym otoczeniu domowym, pracę
wśród chorych, ubogich i zgubionych. On ma pracę na
najróżniejszych ścieżkach, które Duch Święty otwiera dla
dających mu się poprowadzić. Może ma dla nas pracę tam, gdzie
dla innych drzwi były zamknięte. Pozostając w Chrystusie,
pracujemy, i to nie tak, jak ci, którzy zawodowo wypełniają
pracę duchową. Pracujemy jako ci, którzy stają się podobni do
niego, gdyż mieszkają w nim, albowiem praca polegająca na
zdobywaniu dusz dla Ojca jest początkiem radości i wspaniałości
nieba, już tu na ziemi.
Po
drugie, jeżeli pracujemy, to powinniśmy pozostawać w Chrystusie!
Jednym, z błogosławieństw pracy prowadzonej we właściwym duchu
jest to, że nasze połączenie z ukochanym Panem zostaje pogłębione.
Pracując, poznasz swą słabość i tym mocniej będziesz
polegał na jego sile. Będziesz pobudzony do modlitwy, a modląc się
o innych, zapominasz o sobie i twa dusza, nieświadomie, zakorzeni
się jeszcze głębiej w Jezusie. Prawdziwa wartość życia
latorośli polega na jej całkowitej zależności od krzewu. Wartość
ta objawi się, gdy staniesz się zupełnie uzależniony od Jezusa.
Pracując pozostań w Chrystusie! Napotkasz bowiem pokusy
i niebezpieczeństwa. Praca dla Chrystusa odciąga czasem od
Chrystusa, a nawet zastępuje społeczność z nim! Praca ma czasami
pozór pobożności, choć brak jej mocy. Dlatego pozostań w Jezusie
w czasie swej pracy, a jego działanie w tobie niech będzie ukrytym
źródłem wszystkich twych poczynań. Doda ci ono pokory, a zarazem
odwagi. Duch Święty Jezusa, który jest zarówno Duchem serdecznego
zmiłowania, jak i Duchem Bożej mocy, niech mieszka w tobie.
Pozostań w Chrystusie i oddaj mu ochotnie każde swe
uzdolnienie; uczyń to bez zastrzeżeń, aby mógł poświęcić je
dla swej służby. Jeżeli Jezus ma rzeczywiście w nas pracować, to
musimy codziennie odnawiać swe całkowite jemu oddanie. Teraz już
rozumiemy, że właśnie na tym polega pozostawanie w nim, właśnie
w tym widzimy nasz największy przywilej i nasze najwyższe
szczęście. Być latoroślą przynoszącą wiele owocu – niech to
będzie naszą jedyną radością.
Dzień
21
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
a twoje modlitwy będą pełne mocy
„Jeśli
we mnie trwać będziecie i słowa moje w was trwać będą,
proście o cokolwiek byście chcieli, stanie się wam” (J
15:7)
Modlitwa
jest zarówno drogą do połączenia się z Jezusem, jak i owocem
tego połączenia. Ma ona niewypowiedzianie wielkie znaczenie.
Wszystkie sprawy wiary, wszystkie błagalne prośby, wszelkie usilne
pragnienia zupełnego oddania, wszelkie wyznanie naszych grzechów
i braków, wszelka działalność duszy, która polega na
wyrzeczeniu się siebie, a uchwyceniu się Jezusa – wszystko to
znajdzie swój wyraz w modlitwie. W każdym rozmyślaniu o
pozostawaniu w Chrystusie, w którym nauka Pisma zostaje nam
naświetlona z nowego punktu widzenia, pierwszym pragnieniem
wierzącego jest natychmiast spojrzeć na Pana, wylać swe serce
przed jego Ojcowskim sercem i wyprosić sobie zupełne
zrozumienie i możność przyjęcia tego, o czym dowiedzieliśmy
się z Pisma. A ten, kto nie zadowoli się samą nadzieją, ale
znajdzie czas na modlitwę i – cierpliwie czekając – uchwyci to,
co zostało mu ukazane, z pewnością wzmocni się w Chrystusie.
Niezależnie od tego, jak słabe byłoby to początkowe usiłowanie
duszy, to jednak jej modlitwa zostanie wysłuchana i dusza
przekona się, że modlitwa jest tą najważniejszą drogą dojścia
do zupełnego połączenia z Jezusem.
Ale
modlitwa jest nie tylko drogą do pozostawania w Jezusie, lecz
również jego owocem, o którym Pan wspomina w swym podobieństwie o
krzewie winnym. Wynika z niego, że Pan nie uważa modlitwy za jakiś
środek – jak my prawie wszyscy sądzimy – przez który możemy
otrzymać błogosławieństwo, ale raczej za główną drogę, którą
my jako współpracownicy Boży możemy sprowadzić na świat
błogosławieństwo i moc dzieła odkupienia Chrystusowego. Pan
pokazuje nam jako cel uwielbienie Ojca przez rozszerzanie jego
Królestwa – dlatego też uczynił nas latoroślami – i zapewnia
nas, że jeśli w nim pozostaniemy, staniemy się podobni do Izraela,
który walczył z Bogiem i z ludźmi i zwyciężył (1 M
32:28). Nasza modlitwa ma się stać „usilną modlitwą
sprawiedliwego”, która „wiele może” (Jk 5:16), podobnie jak
kiedyś modlitwa Eliasza. Taka modlitwa będzie owocem pozostawania w
Jezusie, a zarazem drogą do przyniesienia większego owocu.
Chrześcijanin,
który nie mieszka całkowicie w Chrystusie, widzi tyle trudności
związanych z modlitwą, że modli się mało, albo wcale,
pozbawiając się siły i pociechy, którą mógłby znaleźć w
modlitwie. Pod pozorem pokory może zadawać sobie pytanie, czy taki
niegodny grzesznik jak on, mógłby się spodziewać wysłuchania
przez świętego Boga. Myśli o Bożym majestacie o Bożej doskonałej
mądrości i miłości, i nie może zrozumieć, jak jego
modlitwa mogłaby odnieść jakiś skutek. Modli się, ale raczej
dlatego, że gdyby zupełnie się nie modlił, nie byłby spokojny,
ale nie wie, jakiego wyzwolenia od wszystkich pytań i wątpliwości
doznaje dusza, która z ufnością pozostaje w Jezusie. Dusza taka
widzi i coraz wyraźniej doświadcza, że prawdziwe duchowe
połączenie z Jezusem polega na tym, że jesteśmy przyjęci
i wysłuchiwani. Obcowanie z Synem Bożym jest czymś żywym;
jesteśmy naprawdę jedno z nim i nasza modlitwa podnosi się ku
niebu, podobnie jak jego modlitwa. Pozostając w nim, możemy prosić
o cokolwiek chcemy, a będzie nam dane.
Możemy
przytoczyć tu różne powody, dla których tak jest. Przede
wszystkim, jeżeli pozostajemy w Chrystusie, a jego słowa w nas,
uczymy się modlić zgodnie z wolą Bożą. Nasza wola zostaje przez
pozostawanie w Jezusie przytłumiona, a nasze myśli i życzenia
zostają podporządkowane myślom Jezusa. Stajemy się coraz bardziej
jedno z Jezusem, całe nasze chcenie i wykonanie zostaje
zharmonizowane z jego wolą i jemu podporządkowane. Następuje
częste i głębokie badanie głębi serca, czy oddanie nasze
było rzeczywiście całkowite oraz gorliwa prośba do przenikającego
nasze serce Ducha, aby nie pozostało w nas nic, co by nie było jemu
oddane. Wszystko zostaje podporządkowane panowaniu Jezusa, aby mógł
on wywierać swój uświęcający wpływ także na nasze codzienne
życzenia i plany. Jego Święty Duch tchnie przez naszą istotę
i nasze pragnienia, choć nie jesteśmy tego świadomi,
zaczynają być zgodne z wolą Bożą i zostają spełnione.
Pozostawanie w Jezusie odnawia i uświęca wolę; prosimy
wówczas i to, czego chcemy, jest nam dane.
Łączy
się z tym ściśle myśl, że pozostawanie w Chrystusie uczy
wierzącego, aby w swej modlitwie szukał tylko chwały Bożej.
Jeżeli Jezus przyrzeka wysłuchać modlitwy (J 14:13), to między
innymi w tej myśli, aby „Ojciec był uwielbiony w Synu”. W jego
modlitwie przyczynnej na ziemi (J 17) było to jego głównym
pragnieniem, jego szczególną prośbą. Jeżeli wierzący pozostaje
w Chrystusie, to podsuwa mu on to pragnienie, a myśl „tylko dla
uwielbienia Bożego” staje się coraz bardziej główną nutą
życia ukrytego w Chrystusie. Najpierw dusza zostaje doprowadzona do
milczenia i obawy wyrażenia jakiegoś życzenia, gdyż mogłoby
ono nie być na chwałę Bożą. Ale kiedy już zostaje uznane
pierwszeństwo uwielbienia Pana i wszystko podporządkowane tej
myśli, Pan rozszerza serce wierzącego i otwiera przed nim całe
obszary tego, co musi służyć chwale Bożej. Przez pozostawanie w
Chrystusie dusza uczy się nie tylko pragnąć chwały Bożej, ale
także odróżniać duchowo, co tej chwale sprzyja.
Poza
tym przez pozostawanie w Chrystusie możemy powoływać się na jego
imię. Jeśli proszę w czyimś imieniu, oznacza to, że ktoś dał
mi pełnomocnictwo, że wysłał mnie z prośbą i żąda, aby
moja prośba była uważana za jego prośbę. Są wierzący, którzy
w każdej modlitwie powołują się na imię Jezusa i jego
zasługi, próbując wmówić w siebie, że będą wysłuchani, a
jednocześnie odczuwają boleśnie, że mało wierzą w moc jego
imienia. Nie żyją całkowicie w imieniu Chrystusa i tylko
modląc się pragnęliby skorzystać z jego mocy, ale tak być nie
może. Imię Jezusa może być niejako do mojej dyspozycji, tak że
będę go mógł używać do wszystkiego, czego potrzebuję, ale
stanie się to tylko wtedy, gdy ja sam oddam mu się zupełnie do
dyspozycji, tak że będzie mnie mógł używać, kiedy zechce.
Pozostawanie w Chrystusie daje nam prawo i moc do posługiwania
się tym imieniem z zaufaniem. Ojciec niczego nie odmawia Synowi.
Pozostając w Chrystusie, przychodzę do Ojca, będąc jedno z Synem.
Jego sprawiedliwość jest we mnie, jego Duch jest we mnie. Ojciec
widzi Syna we mnie i spełnia mą prośbę. Nie dzieje się to –
jak myślą niektórzy – w ten sposób, że Ojciec widzi nas w
Chrystusie, choć w nim nie jesteśmy. Nie, Ojciec pragnie nas
widzieć żyjących w nim, a wtedy nasza modlitwa będzie
rzeczywiście posiadała moc i osiągnie swój cel. Pozostawanie
w Chrystusie nie tylko odnawia wolę, abyśmy modlili się właściwie,
ale zapewnia nam całkowitą moc jego zasługi.
Dalej,
pozostawanie w Chrystusie wzbudza w nas wiarę, która jedynie może
być wysłuchana. „Niech ci się stanie według wiary twojej” –
oto prawo Królestwa Bożego. „Wierzcie, że otrzymacie, a
weźmiecie”. Wiara ta opiera się na słowach Bożych
i nieskończenie przewyższa logiczne rozumowanie typu: „Bóg
przyrzekł, dlatego otrzymam”. Nie, wiara czynna duchowo,
uzależniona jest od słów, które są w nas żywą siłą, a więc
tym samym od całego naszego stanu wewnętrznego. Bez modlitwy
i postu (Mk 9:29), bez pokory i duchowego zmysłu (J 5:44),
bez całkowitego posłuszeństwa (1 J 3:22) nie może powstać żywa
wiara. Ale jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, a świadomość
jedności z Panem wzrasta w nim i widzi, że tylko Jezus może
jego samego i jego prośbę uczynić miłymi Bogu, to ma
śmiałość oczekiwać odpowiedzi na swą modlitwę, ponieważ czuje
się jedno z Jezusem. Przez wiarę uczy się najpierw pozostawać w
Chrystusie; owocem tej wiary jest ufność we wszystko, co Bóg
obiecał uczynić. Uczy się teraz w głębokim, cichym i ufnym
pokoju przedstawiać swe prośby Bogu, gdyż ma obietnicę: „proście
o cokolwiek byście chcieli, stanie się wam”.
Pozostawanie
w Chrystusie utrzymuje nas w miejscu, gdzie możemy otrzymać
odpowiedź. Niektórzy chrześcijanie modlą się szczerze o
błogosławieństwo, ale kiedy Bóg przychodzi, aby im błogosławić,
nie może ich znaleźć. Nigdy nie przypuszczali, że
błogosławieństwo musi być nie tylko wyproszone, lecz także
oczekiwane i przyjęte w modlitwie. W Chrystusie otrzymujemy
odpowiedź na nasze prośby. Poza nim wysłuchanie mogłoby być dla
nas niebezpieczne, moglibyśmy wykorzystać je dla własnej
przyjemności (Jk 4:3). Niektóre z kosztownych błogosławieństw
wysłuchanej modlitwy, dotyczące darów duchowych czy siły do
pracy, mogą być nam udzielane tylko w tej formie, że głębiej
pojmiemy i doświadczymy, kim jest dla nas Jezus, przez Bożą łaskę.
Obfitość jest w nim! Pozostawanie w nim jest warunkiem mocy
modlitwy, ponieważ wysłuchanie leży w Jezusie i tylko w nim
jest dla nas dostępne.
Pozostań
w Chrystusie, wierząca duszo, tu znajdziesz szkołę modlitwy,
potężnej, skutecznej i wysłuchanej modlitwy. Pozostań w nim,
a zrozumiesz to, co dla wielu jest zagadką: że tajemnica modlitwy
wiary leży w życiu wierzącego, w życiu, które pozostaje tylko w
Chrystusie.
Dzień
22
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
i Jego miłości
„Jak
mnie umiłował Ojciec, tak i ja was umiłowałem; trwajcie w
miłości mojej”(J
15:9)
Drogi
Zbawicielu, oświeć nasze oczy, abyśmy naprawdę mogli poznać
wspaniałość tego cudownego słowa. Otwórz nam ukryte komory Twej
miłości, aby nasze dusze mogły tam wejść i znaleźć w nich
wieczne mieszkanie. Jak zresztą moglibyśmy zrozumieć coś z tej
miłości, która przewyższa wszelkie poznanie.
Zanim
Zbawca zaprosi nas do pozostania w swej miłości, mówi najpierw,
jak wielka jest ta miłość. Nadaje to taką wagę zaproszeniu, że
nieprzyjęcie go jest wręcz niemożliwe. Pan mówi bowiem: „Jak
mnie umiłował Ojciec, tak i ja was umiłowałem”. „Jak
mnie umiłował Ojciec”! Jakże możemy sobie wyobrazić tę
miłość? Panie, Ty nam ją pokaż! Bóg jest miłością, miłość
nie jest jedną z jego cech, ale stanowi ona istotę jego natury.
Ponieważ jest miłością, dlatego jest Ojcem i ma Syna. Miłość
musi mieć obiekt, któremu mogłaby się poświęcić, w którym
mogłaby mieszkać, z którym mogłaby stać się jedno. Miłość
Ojca do Syna wyraża się w gorących słowach: „Ten jest Syn mój
umiłowany, którego sobie upodobałem”. Boża miłość podobna
jest do płonącego jasno ognia i przy całej swej nieskończonej
obfitości i intensywności posiada przede wszystkim jeden
obiekt swej radości, a jest nim jednorodzony Syn. Uprzytomnijmy
sobie wszystkie cechy charakteru Bożego – Bożą doskonałość,
nieskończoność, wielkość, Boży majestat, wszechmoc –
i spójrzmy na nie jako na promienie jego wspaniałej miłości,
a mimo to jeszcze nie będziemy potrafili jej sobie wyobrazić. Jest
to miłość przewyższająca ludzkie poznanie. A jednak ta miłość
Boga do Syna ma być – miły bracie – zwierciadłem, w którym
możesz oglądać wielkość miłości Jezusa do ciebie. Jako jeden z
jego wykupionych jesteś jego rozkoszą, a jego miłość do ciebie
jest tą miłością, która jest mocniejsza niż śmierć i której
nawet rzeki zatopić nie są w stanie. Serce Jezusa idzie za tobą
i szuka ciebie i twej miłości. Gdyby było trzeba, Jezus
umarłby za ciebie raz jeszcze, aby cię zbawić. Tak jak Ojciec
umiłował Syna, tak Jezus kocha ciebie. Jego życie jest powiązane
z twoim; jesteś dla niego droższy niż możesz to zrozumieć. „Jak
mnie umiłował Ojciec, tak i ja was umiłowałem”. Cóż to
za miłość!
Jest
to miłość wieczna. Przed założeniem świata – jak uczy nas
Pismo Święte – Bożą myślą było, aby Chrystus stał się
głową swego Kościoła, aby miał ciało, w którym objawiłaby się
jego chwała. Umiłował nas od wieczności i tęsknił za tymi,
których dał mu Ojciec, a kiedy wreszcie przyszedł i powiedział
swoim uczniom, że ich kocha, to nie była to ziemska, czasowa, ale
wieczna miłość. Z tą samą wieczną miłością spogląda jego
oko na każdego, kto pragnie w nim pozostać. W każdym tchnieniu tej
miłości jest ta sama moc wieczności. „Miłością wieczną
umiłowałem cię”.
Jest
to miłość doskonała. Daje ona wszystko, nic dla siebie nie
zatrzymując. „Ojciec miłuje Syna i wszystko złożył w ręce
jego”. Tak też miłuje Jezus swoich: wszystko, co ma, do nich
należy. On dał ci swój tron i swą koronę; nie uważał swej
krwi i swego życia za zbyt drogie, ale stał się dla ciebie
ofiarą. Jego sprawiedliwość, jego Duch, jego wspaniałość, nawet
jego tron, wszystko jest twoje. Ta miłość nie zatrzymuje nic dla
siebie, ale czyni cię w sposób dla ludzkiego rozumu niepojęty
jedno z sobą. O, cudowna miłości! On miłuje nas tak, jak jego
Ojciec umiłował i ofiarowuje nam swą miłość jako trwałe
miejsce naszego pobytu.
Jest
to miłość niezmiernie delikatna. Jeżeli myślimy o miłości Ojca
do Syna, to widzimy, że Syn jest tej miłości ze wszech miar
godzien. Ale jeśli spojrzymy na miłość Jezusa do nas, to nasze
oko nie może zobaczyć nic więcej, jak tylko naszą niegodność
i grzech. Powstaje wtedy w nas pytanie, czy miłość panująca
w sercu Ojcowskim może być w swej doskonałości porównywana z
miłością, która skierowana jest do grzeszników. Chwała Bogu,
wiemy, że tak jest. Istota miłości pozostaje zawsze jednakowa,
choć jej obiekt może być różny. Jezus nie zna innego prawa
miłości niż to, na którego podstawie Ojciec go umiłował. Nasza
nędza służy tylko temu, aby wyraźniej uwydatnić piękno tej
miłości. Z najczulszym zmiłowaniem skłania się ona do naszej
słabości, z niepojętą cierpliwością znosi naszą ociężałość,
z miłosierną pobłażliwością traktuje nasze obawy i popełniane
przez nas głupstwa. W miłości Jezusa do nas widzimy miłość Ojca
do Syna, ale pomnożoną przez dobrotliwość i nieopisaną
obfitość, z jaką zaspokaja wszystkie nasze potrzeby.
Jest
to miłość niezmienna. „Umiłowawszy swoich, którzy byli na
świecie, umiłował ich aż do końca” (J 13:1). „Góry przeminą
i pagórki upadną, ale moja łaska nie odstąpi od ciebie”.
Obietnica, od której miłość zaczyna swe dzieło w duszy, brzmi:
„Nie opuszczę cię, aż wykonam wszystko, co ci powiedziałem”.
I tak jak nasza nędza skłoniła ku nam tę miłość, tak nasz
grzech jest przyczyną jej smutku, ale również przyczyną, dla
której tak wytrwale podąża ona za nami. Dlaczego? Nie znamy
żadnego innego powodu, prócz tego: „Jak mnie umiłował Ojciec,
tak i ja was umiłowałem”.
Czyż
ta miłość nie budzi w nas pragnienia, aby całkowicie oddać się
Chrystusowi i w nim pozostać? Spójrz, spoglądaj na tę Bożą
postać, na tę wieczną wspaniałość, na niebieską piękność,
na cichą uprzejmość ukrzyżowanej miłości, która wyciąga swe
przebite ręce i woła: „Czy nie chcesz pozostać we mnie? Czy
nie chcesz przyjść i zamieszkać we mnie?” Wskazuje ona na
swe źródło, na miejsce, skąd przyszła, aby cię szukać: na
krzyż i na wszystko, co wycierpiała, aby pokazać ci swą
prawdziwość i zdobyć cię dla siebie. Ta miłość przypomina
ci wszystko, co obiecała uczynić, jeśli tylko oddasz jej się bez
zastrzeżeń. I z Bożą mocą, a zarazem niewymowną
delikatnością mówi: „Duszo, jak mnie umiłował Ojciec, tak i ja
was umiłowałem; trwajcie w miłości mojej”. Odpowiedź na tę
prośbę może być tylko jedna: Panie Jezu Chryste, oto jestem!
Twoja miłość będzie odtąd ojczyzną mojej duszy, w Twej miłości
jedynie pragnę pozostać.
Ale miłość wzbudza w
nas nie tylko pragnienie, aby w niej pozostać, lecz określa także
potrzebną miarę tego oddania. Ta miłość daje wszystko, ale
wymaga także wszystkiego, a to dlatego, aby nas zupełnie sobą
wypełnić. Tak jest z miłością Ojca do Syna i tak samo z
miłością Jezusa do nas. A jeżeli pragniemy pozostać w tej
miłości, to nasze oddanie Panu nie może być mniejsze od jego
oddania się nam. O, gdybyśmy mogli zrozumieć, jaka nieskończona
obfitość bogactwa leży w tej miłości, miłości, która nas
zaprasza i już w tym życiu stokrotnie wynagradza wszystko, co
dla niej utraciliśmy. Żebyśmy mogli zrozumieć, że jest to
miłość, której wysokość, długość i szerokość
przewyższa wszelkie poznanie! Wówczas zniknęłyby wszelkie myśli
o naszych ofiarach i ograniczeniu, a nasze dusze przepełniłoby
zdumienie, że tak wielka miłość nas ogarnia. A fakt, że możemy
do tej miłości przyjść i w niej pozostać, napełniłby nas
niewymownym szczęściem. Gdyby kiedyś powstała w nas jakaś
wątpliwość, czy jest możliwe, aby zawsze pozostawać w tej
miłości, zobaczmy, że właśnie ta miłość daje nam do ręki
jedyny środek, dzięki któremu możemy w niej pozostać – wiarę
w miłość. Jeżeli ta miłość jest Bożą miłością i to
tak żarliwą, to mogę jej zaufać, że mnie zachowa i utrzyma.
Moja niegodność i słabość nie może być dla niej w tym
wypadku przeszkodą. Jeżeli ta miłość jest miłością Bożą, a
więc wszechmogącą, to mam wszelkie podstawy do wiary, że jest ona
mocniejsza od mej słabości i że przyciśnie mnie swym
wszechmocnym ramieniem do piersi, i nie dopuści do tego, abym
się od niej oderwał. Widzę, że Bóg traktuje mnie jak istotę
rozumną, która wyposażona jest w cudowną siłę chcenia i
decydowania, i dlatego właśnie nie może mi tej błogości
narzucić, lecz czeka, aż przyjmę ją dobrowolnie do serca. W swej
wielkiej uprzejmości chce uznać wiarę za dowód mej zgody; tę
wiarę, w której największa grzeszność rzuca się w ramiona
miłości, aby być wybawiona, a największa słabość, aby być
zachowana i wzmocniona. O cóż za niezmierzona miłości!
Miłości, którą Ojciec umiłował Syna! Miłości, którą Syn nas
umiłował! Tak, ufam tobie! O, zachowaj mnie w ciągłym przebywaniu
w Tobie.
Dzień
23
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
jak Chrystus mieszka w Ojcu
„Jak
mnie umiłował Ojciec, tak i ja was umiłowałem; trwajcie w
miłości mojej. ...jak i ja ... trwam w miłości Jego” (J
15:9–10)
Jezus
nauczał swych uczniów, że mieszkanie w nim jest pozostawaniem w
jego miłości. Z pewnością mieliby oni wiele pytań i wątpliwości
w kwestii, czym jest to pozostawanie w nim i w jego miłości.
Na wszystkie te pytania i wątpliwości Jezus odpowiada,
wskazując im swoje życie jako wyjaśnienie tego nakazu. Mieli
patrzeć na niego i na to, jak on trwa w miłości Ojca, uznać
to jego trwanie za wzór i drogowskaz swego własnego w nim
pozostawania. W świetle jego połączenia z Ojcem, stanie się dla
nich zrozumiałe i ich połączenie z nim.
Myśl
ta jest tak głęboka, że z trudem ją rozumiemy, a jednak została
wyrażona tak jednoznacznie, że nie możemy jej pominąć. Czyż nie
czytamy w Ewangelii Jana (6:57): „Jak mnie posłał Ojciec, który
żyje, a ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć
będzie przeze mnie”. Zbawiciel modli się wyraźnie (J 17:22):
„aby byli jedno, jak my jedno jesteśmy”. Musimy cudowną jedność
Jezusa z Ojcem i jego życie w nim uznać za jedyną miarę,
według której mają się kształtować nasze myśli i oczekiwania w
kwestii naszego życia i pozostania w Chrystusie.
Pomyśl
najpierw o początku życia Chrystusa w Ojcu. Byli jedno – w życiu
i w miłości. Oto korzeń pozostawania Chrystusa w Ojcu. Choć
wędrował po ziemi, ale mimo to czuł się jedno z Ojcem: życie
Ojca było w nim, a Jego miłość spoczywała na nim. Bez tej
świadomości nie mógłby pozostawać w Ojcu i jego miłości.
I ty możesz tylko w ten sposób pozostawać w Chrystusie.
Musisz wiedzieć, że jesteś jedno z nim. Przez swe narodzenie
Chrystus stał się człowiekiem. Przyjął na siebie twoją naturę,
aby móc być jedno z tobą. Przez swe nowe narodzenie i ty
stajesz się jedno z nim i masz udział w jego boskiej naturze.
Ta więź, która cię z nim łączy, jest równie mocna i ścisła
jak ta, która łączy go z Ojcem – więź Bożego życia. Masz tak
samo wielkie i pełne prawo do niego jak on do Ojca, a twe
połączenie z nim jest tak samo bliskie jak jego z Ojcem.
Jest
to nie tylko połączenie życia, ale i nieskończonej miłości.
Jezus żyjąc na ziemi w uniżeniu zakosztował błogości i mocy
płynącej ze świadomości, że jest obiektem nieskończonej
miłości, w której dzień po dniu żył i spoczywał; na swym
własnym przykładzie chce ci pokazać, że w tym właśnie leży
tajemnica pokoju i radości. Jesteś jedno z nim; oddaj mu się
tylko, abyś był przez niego kochany. Niech twe oczy i serce
otworzą się dla tej miłości, która otacza cię i opromienia
ze wszystkich stron. Pozostań w jego miłości.
Pomyśl
także o sposobie, w jaki Chrystus pozostawał w Ojcu, gdyż stanowi
to drogowskaz do życia w poddaniu, zależności od Jezusa, a mimo to
w najwyższej błogości. Zbawca mówi: „Nie może Syn sam od
siebie nic czynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni” (J 5:19)
i dodaje: „Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje mu
wszystko, co sam czyni” (w. 20). Dla naszej pysznej i samolubnej
natury myśl o poddaniu i zależności kojarzy się zawsze z
poniżeniem i służeniem, ale w życiu miłości, które Syn
Boży prowadził, i do którego nas zaprasza, właśnie w tym
kryje się tajemnica błogości. Syn nie obawia się, że coś
utraci, gdy odda wszystko Ojcu, bo wie, że Ojciec go miłuje. Wie,
że tak jak z jego strony istnieje całkowita zależność od Ojca,
tak Ojciec ze swej strony udziela mu wszystkiego, co posiada. Dlatego
po stwierdzeniu: „nie może Syn sam od siebie nic czynić”
następuje zaraz drugie: „to, co widzi, że Ojciec czyni... to samo
i Syn czyni”.
Wierzący,
który patrzy na życie Jezusa jako na wzór i obietnicę tego, czym
może być jego życie, dowiaduje się, że prawo: „Beze mnie nic
uczynić nie możecie” poprzedza tylko drugie: „Wszystko mogę w
Chrystusie, który mnie posila”. Wierzący uczy się chlubić ze
swej słabości, cieszyć się, ze względu na Jezusa, z wyrzeczeń
i braków, bo „kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny”.
Może wznieść się ponad zwykły ton narzekań chrześcijan na swą
słabość, w której chętnie pozostają, ponieważ nauczył się od
Chrystusa, że w życiu Bożej miłości wyrzeczenie się siebie
i poddanie naszej woli stanowi najpewniejszą drogę do
osiągnięcia tego, czego pragniemy lub sobie życzymy.
Wyobraź
sobie wspaniałość życia Chrystusa w miłości Ojca. Ponieważ
poddał się zupełnie woli Ojca i jego uwielbieniu, dlatego też
Ojciec ukoronował go chwałą i czcią. Ojciec uznał go za
swego jedynego zastępcę, dopuścił go do udziału w swej mocy
i władzy, wywyższył go tak, że dzielił z nim swój tron.
Oto, jaki dział przypadnie temu, kto pozostanie w miłości
Chrystusa. Jeżeli znajdzie w nas gotowość do powierzenia mu
wszystkich naszych spraw, jeżeli w tym akcie zaufania wyrzeczemy się
własnej woli i własnej chwały, jeżeli naszą chlubą jest
pozostawanie w zupełnej zależności od niego we wszystkich sprawach
naszego życia, jeżeli nie pragniemy żyć poza nim – to on
udzieli nam tego, czego udzielił mu Ojciec. Udzieli nam swej chwały
i mocy, pozwoli nam wejrzeć w jego tajne myśli, a naszym
modlitwom przyczynnym pozwoli wywierać wpływ na jego rządy w
świecie i w kościele. Jego Duch nie zna innego mieszkania, jak
tylko serca otwarte dla niego i on też nie szuka innych
narzędzi dla swej Bożej pracy. O, jakie błogie życie miłości
otwiera się dla duszy, która pozostaje w jego miłości, tak jak on
pozostawał w miłości Ojca.
Drogi
bracie, pozostań w miłości Chrystusa! Przemyśl jego stosunek do
Ojca i niech stanie się on dla ciebie zachętą do zamieszkania
w Jezusie i zapewnieniem, że jest to możliwe. Twe życie w nim
może być tak samo błogie, mocne i wspaniałe jak jego życie
w Ojcu. Przyjmij wiarą, prowadzony przez Ducha Świętego, tę
prawdę i niech ustąpi z twego serca wszelki cień obawy, że
pozostawanie w Chrystusie mogłoby być ciężarem lub wielkim
trudem. Niech odtąd możliwość przebywania w nim stanie się – w
świetle życia, jakie On prowadzi w Ojcu – błogim odpocznieniem w
jedności z nim i obfitym źródłem radości i siły.
Pozostać w jego miłości, w jego uwalniającej, zachowującej
i zaspokajającej wszystkie pragnienia miłości – to wynik
życia i pozostawania w miłości pochodzącej „z góry”
(wielkość tego powołania wskazuje, że nie jest to rzecz, której
moglibyśmy sami dokonać!). Musimy jedynie znaleźć czas, aby
głęboko w swym sercu wyryć Boży obraz życia miłości, które
widzimy w Chrystusie. Nasza dusza musi uciszyć się przed Bogiem
i wpatrywać w życie Chrystusa w Ojcu, aż oświeci ją światło
z nieba i usłyszy głos Umiłowanego, który powtarza nam cicho
te same słowa, które mówił swym uczniom: „Dziecko, miłuję cię
tak, jak mnie umiłował Ojciec. Trwaj w miłości mojej, jak ja
trwam w miłości Ojca. Twoje życie we mnie ma być już tu na ziemi
doskonałym odzwierciedleniem mego życia w Ojcu”.
Jeżeli
jednak miałaby powstać wątpliwość, czy powołanie to nie jest
dla nas zbyt wysokie, czy to naprawdę jest tak, to pamiętajmy o
tym, że wielkość przywileju jest usprawiedliwiona wielkością
celu zamierzonego przez Boga. Jezus był objawieniem Ojca na ziemi.
Nie mógłby wypełnić tej roli bez doskonałej jedności z Ojcem,
bez całej pełni udzielonej Synowi przez Ojca. Mógł być
objawieniem Ojca, ponieważ Ojciec go miłował, a on pozostał w
miłości Ojca. Wierzący mają być objawieniem Chrystusa na ziemi.
Nie jest to możliwe bez całkowitego połączenia się z nim; świat
ma poznać, że Chrystus ich miłuje i że to on ich posłał.
Ale mogą być jego objawieniem, ponieważ Chrystus miłuje ich
miłością nieskończoną, która daje wszystko, co ma, jeżeli
tylko w niej pozostaną.
Panie, pokaż nam swą
miłość, daj nam zrozumieć ze wszystkimi świętymi tę miłość,
która przewyższa wszelki rozum. Panie, ukaż nam Twoje życie,
abyśmy zrozumieli, co to znaczy pozostawać w twej miłości. To, co
zobaczymy, zdobędzie nasze serca, tak że nie będziemy już
pragnęli innego życia, jak tylko życia i pozostawania w twej
miłości.
Dzień
24
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
w posłuszeństwie Jego przykazaniom
„Jeśli
przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w
miłości mojej,
jak i Ja przestrzegałem przykazań Ojca mego i trwam w miłości jego” (J 15:10)
jak i Ja przestrzegałem przykazań Ojca mego i trwam w miłości jego” (J 15:10)
Słowa
te wyraźnie pokazują nam znaczenie dobrych uczynków w życiu
wierzącego. Jezus, jako umiłowany Syn, trwał w miłości Ojca w
ten sposób, że zachowywał jego przykazania. Podobnie jest i z
wierzącym. Bez uczynków przychodzi do Jezusa, przyjmuje go
i pozostaje w nim, zachowuje jego przykazania i w ten
sposób trwa w miłości. Jeżeli grzesznik chciałby się uczynić
miłym Bogu przez uczynki, zanim przyjmie Jezusa, rozbrzmiewa głos
ewangelii: „Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił” (Ef 2:9).
A jeżeli już jesteśmy w Chrystusie – to żeby słowo „z
uczynków” nie zostało nadużyte przez ciało – odzywa się znów
głos ewangelii, który woła: „jesteście stworzeni w Chrystusie
Jezusie do dobrych uczynków” (Ef 2:10). Dla grzesznika nie
mieszkającego w Jezusie mogą być uczynki największą przeszkodą,
ponieważ powstrzymują go od połączenia się ze Zbawicielem.
Natomiast wierzącemu służą one jako pokrzepienie i są dla
niego błogosławieństwem, gdyż przez nie – jak mówi apostoł
Jakub (Jk 2:22) – wiara staje się doskonała, połączenie z
Jezusem umocnione, a dusza utwierdzona i wkorzeniona w jego
miłość. „Jeśli przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać
będziecie w miłości mojej”.
Związek
zachodzący między zachowywaniem przykazań a pozostawaniem w
miłości Jezusa jest zupełnie zrozumiały. Nasze połączenie z
Jezusem nie jest rzeczą rozumu lub uczuć, ale połączeniem serca
i życia. Święte życie Jezusa, jego uczucia i skłonności
zostają nam wszczepione. Wierzący powołani są do tego, by myśleć,
czuć i chcieć, tak jak Jezus myślał, czuł i chciał.
Wierzący nie pragnie mieć współudziału tylko w jego łasce, ale
również w jego świętości, gdyż widzi, że świętość jest
najpiękniejszą ozdobą łaski. Prowadzenie życia w Chrystusie jest
dla niego równoznaczne z uwolnieniem się od swego starego życia.
Wola Jezusa stanowi dla niego jedyną drogę uwolnienia się z
niewoli swych własnych złych pragnień.
Początkujący,
słaby w wierze chrześcijanin widzi wielką różnicę między
obietnicami a przykazaniami Pisma Świętego. Obietnice uważa,
oczywiście, za pokrzepienie i pokarm, ale przykazania za
ciężar; natomiast dla kogoś, kto pragnie mieszkać w miłości
Chrystusa, jego przykazania są nie mniej kosztowne niż obietnice.
Są one, tak samo jak obietnice, wyrazem Bożej miłości,
przewodnikiem do głębszego życia z Bogiem, pomagają nam z mocą w
drodze do coraz ściślejszego połączenia się z Panem. Uzgodnienie
naszej woli z jego wolą staje się podstawą naszej społeczności z
nim. Wola, jest zarówno w Bożej, jak i w ludzkiej istocie
najważniejszą cechą. Wola Boża jest mocą, która rządzi tak
widzialnym, jak i niewidzialnym światem. Jak moglibyśmy mieć
społeczność z Bogiem, jeżeli jego wola nie byłaby naszą
radością? Wykonywanie woli Bożej może być dla grzesznika
obojętne i może go napawać lękiem tak długo, jak długo
zbawienie ma dla niego znaczenie tylko osobistego zabezpieczenia. Ale
kiedy przez Pismo i dzięki działaniu Ducha Świętego
objawione mu zostanie, czym jest posłuszeństwo, że jest ono
odnowieniem społeczności z Bogiem, to stwierdzi on, że nie ma nic
naturalniejszego i piękniejszego niż ten Boży porządek.
Wykonywanie przykazań Jezusa jest drogą do pozostawania w jego
miłości. W głębi swej duszy wierzący zgadza się z tym, że
Mistrz uzależnia udzielenie większej miary Ducha i objawienia
Ojca i Syna w sercu wierzącego od zachowywania przykazań
(J 14:15.16.21.23).
Stwierdzenie,
że Jezus właśnie na tej drodze trwa w miłości Ojca daje nam
głębszy wgląd w tę prawdę i czyni nam ją bliższą. W
życiu Jezusa na ziemi posłuszeństwo było najważniejszą rzeczą.
Straszliwa, groźna moc, która prowadzi człowieka do buntu
przeciwko Bogu przystąpiła i do niego, aby go kusić. Dla
Jezusa jako człowieka, pokusy te nie były rzeczą obojętną; aby
im się przeciwstawić potrzebował postu i modlitwy. „On
cierpiał, będąc kuszony” (dosłowne
tłumaczenie).
Pan powiedział bardzo wyraźnie, że szukanie woli Ojca, a nie
własnej, wymagało stałego ofiarowania samego siebie. Uczynił
zachowywanie przykazań Ojca celem swego życia i w ten sposób
pozostał w jego miłości. W ten sposób otworzył nam jedyną drogę
do błogości życia w niebiańskiej miłości już tu na ziemi; a
jeżeli jego Duch spływa z niego, jako Winnego Krzewu, do latorośli,
to zachowywanie przykazań jest jednym z najbardziej oczywistych
i najwspanialszych objawów życia, które on w nas wlewa.
Drogi
bracie, jeżeli pragniesz pozostać w Jezusie, to bądź skrupulatny
w zachowywaniu jego przykazań! Niech zostaną wypisane rylcem
miłości w twoim sercu. Nie zadowalaj się jedynie odczytaniem ich z
Biblii, ale przez badanie tych słów, rozmyślanie nad nimi w
modlitwie i szczere ich przyjęcie, zapisz je na mięsistych
tablicach swego serca. Nie zadowalaj się poznaniem kilku tylko
przykazań, przede wszystkim takich, które znane są wśród
chrześcijan, pomijając te, które zostały zaniedbane i usunięte w
cień. Mając przywileje, które daje ci Nowy Testament nie chcesz
chyba zostać w tyle za świętymi starego przymierza, którzy w
gorliwości mówili: „Wszystkie twe rozkazy uważam za słuszne”.
Możesz być przekonany, że nie rozumiesz jeszcze wiele z woli Ojca.
Uczyń modlitwę apostoła Pawła z Listu do Kolosan swoją modlitwą:
„abyście doszli do pełnego poznania woli jego we wszelkiej
mądrości i duchowym zrozumieniu” (Kol 1:9), podobnie jak
modlitwę bojującego Epafrasa: „abyście się stali doskonałymi
i zupełnymi we wszelkiej woli Bożej”. Zrozum, że do
duchowego wzrostu potrzebny jest przede wszystkim głębszy wgląd w
wolę Bożą dotyczącą nas samych. Nie myśl, że zupełne oddanie
jest celem prawdziwie świętego życia; nie, ono jest tylko jego
początkiem. Zwróć uwagę na to, że Paweł pouczając wierzących,
aby składali siebie samych jako żywe, święte i Bogu
przyjemne ofiary na ołtarzu, dodaje zaraz w następnym wierszu (Rz
12:2), że prawdziwa ofiara polega na tym, aby wierzący przemienili
się przez odnowienie swego umysłu, aby doświadczyli w ten sposób,
co jest wolą Bożą, dobrą, przyjemną i doskonałą.
Postępujące odnowienie, którego dokonuje w nas Duch Święty,
prowadzi do coraz większego upodobnienia się do Chrystusa; rodzi
się wtedy w nas delikatna duchowa zdolność rozróżniania (święty
instynkt), przez którą dusza poznaje znaczenie i zastosowanie
przykazań Pańskich w życiu codziennym, w sposób, który
przeciętnemu chrześcijaninowi pozostaje nieznany. Niech wola Boża
mieszka w tobie obficie, ukryj ją w swym sercu, a zakosztujesz
błogości człowieka, „który ma upodobanie w zakonie Pana i zakon
jego rozważa dniem i nocą”. Miłość wprowadzi przykazania w
głębię twojej istoty, jako niebiański pokarm; nie będą one dla
ciebie zakonem, znajdującym się poza tobą i tobie przeciwnym,
ale żywotną mocą przekształcającą twą wolę ku całkowitemu
podporządkowaniu się wszystkiemu, czego twój Pan żąda.
Zachowaj
przykazania we wszystkich okolicznościach życia. Ślubowałeś
uroczyście – nieprawdaż? – że nie ścierpisz w sobie żadnego
grzechu: „Przysiągłem i chcę tego dotrzymać, że będę
zachowywał prawa Twej sprawiedliwości”. Bojuj o to usilnie w
modlitwie, abyś mógł zupełnie i całkowicie pozostać w woli
Bożej. Proś gorliwie o to, aby każdy utajony grzech – wszystko,
co nie stoi w zupełnej zgodzie z wolą Bożą – został ci
wyjawiony. Chodź wiernie i ostrożnie, zgodnie ze światłem,
które ci zostało darowane, podporządkowując się Panu we
wszystkich sprawach, wypełniając wszystko, co On rozkaże. Izrael
składał śluby (2 M 19:8; 24:7), ale niebawem je łamał. Nowe
przymierze daje nam tę łaskę, aby składać śluby i dotrzymywać
ich (Jr 31). Strzeż się nieposłuszeństwa w drobnostkach.
Nieposłuszeństwo gasi sumienie, zaciemnia duszę i zabija
naszą duchową siłę chcenia, dlatego trzymaj się przykazań
Chrystusowych z bezwarunkowym posłuszeństwem. Bądź podobny do
żołnierza, który podlega wyłącznie rozkazom dowódcy.
A
gdyby przykazania te miały ci się kiedyś wydać chwilowo ciężkie,
to przypomnij sobie, od kogo pochodzą. Są one przykazaniami Tego,
który cię miłuje; są one czystą miłością, pochodzą z miłości
i prowadzą do miłości. Każde nowe poddanie woli pod
kierownictwo przykazań prowadzi do głębszego połączenia z wolą,
duchem i miłością Zbawiciela. Otrzymasz podwójną nagrodę,
pełniejsze zrozumienie tajemnicy jego miłości i większe
podobieństwo do jego świętego życia. Nauczysz się uważać za
swój skarb słowa Zbawiciela: „Jeśli przykazań moich
przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości mojej, jak
i Ja przestrzegałem przykazań Ojca mego i trwam w miłości
jego”.
Dzień
25
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
aby twa radość była zupełna
„To
wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby radość
wasza była zupełna” (J
15:11)
Jeśli
pozostajemy w pełni w Chrystusie, nasze życie obfituje w doskonałe
szczęście. W miarę jak Chrystus bierze duszę coraz bardziej w swe
posiadanie, wchodzi ona w radość swego Pana. Radość Chrystusa,
radość nieba staje się jej radością, i to w pełni. Radość
na ziemi wiąże się często z krzewem winnym i jego owocami;
podobnie radość duchowa cechuje życie wierzącego, który w pełni
pozostaje w Chrystusie, niebiańskim krzewie winnym.
Wszyscy
znamy wartość radości. Stanowi ona dowód tego, że to, co
posiadamy, rzeczywiście zaspokaja nasze serce. Dopóki będą mnie
pochłaniały obowiązki, zajęcie się sobą czy też inne sprawy,
ludzie nie będą wiedzieć, jaką wartość ma naprawdę dla mnie
to, do czego zdążam lub to, co posiadam. Lecz kiedy rzecz ta daje
mi radość i inni widzą, że się nią cieszę, wiedzą, że
przynajmniej dla mnie jest ona skarbem. Nie ma niczego bardziej
pociągającego niż radość; żadne kazanie nie ma takiej siły
przekonywania jak widok serc przepełnionych radością. To właśnie
czyni radość tak ważnym elementem chrześcijańskiego charakteru.
Nie ma lepszego dowodu na realność Bożej miłości i Bożego
błogosławieństwa niż radość Boża, która przezwycięża
wszystkie próby życia. Radość jest również konieczna w boju,
który toczy chrześcijanin: radość Pana jest jego siłą, ufnością
i odwagą, także cierpliwość znajduje swe źródło w
radości. Serca pełnego radości nie znuży żadna praca, nie
przygniecie żaden ciężar; sam Bóg jest jego siłą i pieśnią.
Posłuchajmy, co nasz Zbawiciel mówi o radości pozostawania w nim.
Obiecuje
nam swą własną radość: „moją radość”. Słowa Jezusa
odnoszą się do życia, które stanie się udziałem jego uczniów,
gdy on wstąpi do nieba. A zatem radość, o której mowa, jest
radością jego zmartwychwstałego życia. Wynika to jasno z innych
słów Chrystusa (J 16:22): „znowu ujrzę was i będzie się
radowało serce wasze, a nikt nie odbierze wam radości waszej”. To
zmartwychwstanie i jego chwała dały początek mocy nigdy
niezmieniającego się życia i tylko przez zmartwychwstanie
nigdy nie kończąca się radość mogła zostać wzbudzona. Wtedy
wypełniło się słowo: „Dlatego namaścił cię, o Boże, Bóg
twój olejkiem wesela jak żadnego z towarzyszy twoich” (Hbr 1:9).
Dzień koronacji Chrystusa był dniem radości jego serca. Ta jego
radość była radością z dzieła w pełni i na zawsze
dokonanego, radością z ponownego połączenia się z Ojcem,
i radością z odkupionych dusz. Oto, co składa się na jego
radość. I w tym wszystkim mamy udział, pozostając w nim.
Wierzący
ma tak pełny udział w zwycięstwie Jezusa i w jego doskonałym
odkupieniu, że jego wiara może bez przerwy śpiewać pieśń
zwycięstwa. Owocem tego jest radość z nieprzerwanego przebywania w
świetle miłości Ojca, którego nie przesłoni żadna chmura, jeśli
nasze trwanie w nim jest nieustanne. Pozostawanie w Chrystusie,
zgłębianie największych głębokości jego życia i serca,
zabieganie o coraz doskonalszą jedność – oto trzy strumienie
jego radości, które wpływają do naszych serc. Czy spojrzymy w tył
i zobaczymy dzieło, którego dokonał, czy w górę, aby
zobaczyć nagrodę, jaką ma w przewyższającej wszelkie poznanie
miłości Ojca, czy w przód w ciągłą radość z grzeszników,
którzy zostają przyprowadzeni do domu – tak czy inaczej jego
radość jest naszą radością. Jeśli nasze stopy staną na
Golgocie, nasze oczy utkwimy na obliczu Ojca, a nasze ręce będą
pomagać grzesznikom, to jego radość będzie naszą radością.
Jezus
mówi o tej radości, że jest ona trwała – radość, która nigdy
nie przemija, ani nie zostaje nawet na chwilę przerwana: „Aby
radość moja była w was”. „Nikt nie odbierze wam radości
waszej”. Wielu chrześcijan nie potrafi tego zrozumieć. Ich pogląd
na życie chrześcijańskie jest taki, że uważają je za ciąg
następujących po sobie zmian; raz radości, a raz smutku. Odwołują
się oni do doświadczeń takich ludzi jak apostoł Paweł, dowodząc
jak wiele płaczu, smutku i cierpienia musieli oni znieść. Nie
dostrzegają, że to właśnie Paweł daje największe dowody tej
nieprzerwanej radości. Paweł rozumiał, że paradoks
chrześcijańskiego życia polega na połączeniu w jedno goryczy
ziemi i radości nieba. „Jako zasmuceni, ale zawsze weseli”
– te cenne słowa uczą nas, że radość Chrystusa może
przezwyciężyć smutek tego świata, może sprawić, że będziemy
śpiewali wśród łez i może trwać w naszym sercu, nawet
wśród rozczarowań i trudności, głęboka świadomość
radości, która jest niewypowiedziana i pełna chwały. Jest
tylko jeden warunek: „ujrzę was, i będzie się radowało
serce wasze, a nikt nie odbierze wam radości waszej”.
Obecność
Chrystusa, wyraźnie manifestowana, może dać tylko radość. Jak
dusza, która w nim świadomie pozostaje, mogłaby się nie radować?
Nawet kiedy płacze z powodu grzechów innych i walczy o ich
dusze, z jej głębi wytryska źródło radości w wierze w jego moc
i miłość, która zbawia.
Chrystus
chce, aby jego własna radość mieszkająca w nas była pełna. O
tej pełni radości nasz Zbawiciel mówił trzykrotnie podczas
ostatniej nocy spędzonej z uczniami. Po raz pierwszy, w
podobieństwie o krzewie winnym: „To wam powiedziałem, aby radość
moja była w was i aby radość wasza była zupełna”; głębszy
wgląd we wspaniałe błogosławieństwo, jakim jest bycie latoroślą
takiego winnego krzewu, potwierdza jego słowa. Następnie Jezus
łączy radość z odpowiedzią na nasze modlitwy: „proście, a
weźmiecie, aby radość wasza była zupełna” (J 16:24). Dla
duchowego umysłu modlitwa jest nie tylko środkiem do otrzymania
pewnego błogosławieństwa, ale czymś nieskończenie wyższym. Jest
ona świadectwem naszej społeczności z Ojcem i Synem w niebie
i upodobania, jakie mają w nas; tego, że zostaliśmy uznani
i mamy udział w tej wspaniałej wymianie miłości pomiędzy
Ojcem i Synem, w której podejmują oni decyzje w kwestii
codziennego prowadzenia swych dzieł na ziemi. Dla duszy pozostającej
w Chrystusie, która pragnie przejawów jego miłości, która
rozumie prawdziwą duchową wartość wysłuchanej modlitwy jako
odpowiedzi płynącej od tronu na wszystkie jej wysiłki miłości
i zaufania, radość, jaką daje wysłuchana modlitwa, jest
naprawdę niewyobrażalna. Słowa: „proście, a weźmiecie, aby
radość wasza była zupełna” okazują się prawdą. A dalej, w
swej arcykapłańskiej modlitwie do Ojca Zbawiciel mówi: „Mówię
to..., aby mieli w sobie moją radość w pełni” (J 17:13). Oto
obraz wielkiego Arcykapłana przychodzącego dla nas przed oblicze
Ojca, zawsze żyjącego, aby modlić się i prowadzić swe
błogosławione dzieło w mocy nie kończącego się życia, które
usuwa wszelkie możliwe przyczyny strachu czy wątpliwości i daje
nam pewność i przeżycie doskonałego zbawienia.
Niech
wierzący, który – zgodnie z nauką zawartą w piętnastym
rozdziale Ewangelii Jana – stara się posiąść pełną radość
pozostawania w Chrystusie i – zgodnie z szesnastym rozdziałem
tejże Ewangelii – pełną radość zwycięskiej modlitwy, dąży
dalej do rozdziału siedemnastego. Niech posłucha tych wspaniałych
słów modlitwy o to, aby jego radość była zupełna. A kiedy
będzie słuchał tych słów, niech pozna miłość, która nawet
teraz wstawia się za nim w niebie, bezustannie, oraz wspaniałe
cele, dla których ma miejsce to wstawiennictwo i przez które
ta przemagająca wszystko modlitwa trwa nieprzerwanie, a radość
Chrystusa osiągnie w nim pełnię.
Własna
radość Chrystusa, trwała radość, pełnia radości – oto, jaki
jest dział wierzącego, który mieszka w Chrystusie. Dlaczego więc
ta radość ma tak małą siłę przyciągania? Powód jest prosty:
ludzie, nawet dzieci Boże, nie wierzą w nią. Zamiast uważać
mieszkanie w Chrystusie za najszczęśliwsze życie, jakie może być
prowadzone na tej ziemi, oceniają je raczej jako życie pełne
wyrzeczeń i smutku. Zapominają, że zaparcie się samego
siebie i smutek cechują tych, którzy nie trwają w Chrystusie,
dla tych zaś, którzy mu się bezwarunkowo oddali i zdecydowali
się pozostać w nim jako jasnym i błogosławionym życiu,
wiara staje się rzeczywistością – radość Pana jest ich
radością. Wszelkie trudności wynikają z pragnienia pełnego
poddania się aż do pozostania w pełni w Chrystusie.
Drogi bracie, który
pragniesz pozostać w Chrystusie, pamiętaj, co mówi nasz Pan.
Kończąc przypowieść o krzewie winnym, wypowiada takie oto słowa:
„To wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby
radość wasza była zupełna”. Uznaj tę radość za część
życia latorośli – nie pierwszą, ani nie główną część, ale
jako błogosławiony dowód wystarczalności Chrystusa, który może
zaspokoić każdą potrzebę duszy. Bądź szczęśliwy. Pielęgnuj
swą radość. W czasie, gdy cieszysz się jej pełnią, a serce
odczuwa niezmierzoną radość obecności Zbawiciela, chwal Boga za
to i staraj się ją utrzymać. Jeśli innym razem twoje uczucia
nie są tak poruszone i nie doświadczasz takiej radości, jakiej byś
oczekiwał, dalej chwal Boga za życie tak pełne błogosławieństwa,
dla którego zostałeś odkupiony. Gdyż „według wiary waszej wam
się stanie”. Uznaj ten dar, tak jak uznajesz wszystkie inne dary,
które otrzymałeś w Chrystusie; uznaj nie ze względu na siebie,
ale ze względu na chwałę Chrystusa i chwałę Ojca. „Moja
radość w was”; „aby radość moja była w was”; „aby mieli
w sobie moją radość w pełni” – to są słowa samego Jezusa.
Jest rzeczą niemożliwą przyjąć go w pełni, całym sercem i nie
otrzymać jego radości. Dlatego „radujcie się w Panu zawsze;
powtarzam, radujcie się” (Flp 4:4).
Dzień
26
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
i w miłości do braci
„Takie
jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was
umiłowałem” (J
15:12)
„Jak
mnie umiłował Ojciec, tak i ja was umiłowałem; trwajcie w
miłości mojej”. Bóg stał się człowiekiem; Boża miłość
zamieszkała w ludzkim sercu i stała się miłością człowieka
do człowieka. Miłość wypełniająca niebo i wieczność może
być codziennie widziana w naszym doczesnym życiu.
„Takie
jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was
umiłowałem”. Jezus mówił od czasu do czasu o przykazaniach, ale
miłość, która jest wypełnieniem zakonu, wszystkie je obejmuje
i dlatego jest nazywana jego przykazaniem, nowym przykazaniem.
Miłość ma być dowodem prawdy nowego przymierza i jest mocą
nowego życia, objawionego w Jezusie Chrystusie. Miłość ma być
przekonywającym i bezspornym znamieniem uczniów Chrystusa: „Po
tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość
wzajemną mieć będziecie” (J 13:35); „aby i oni w nas
jedno byli, aby świat uwierzył” (J 7:21); „aby byli
doskonali w jedności, żeby świat poznał, że Ty mnie posłałeś,
i że ich umiłowałeś, jak i mnie umiłowałeś”
(J 17:23). Dla wierzącego, który szuka doskonałej
społeczności z Jezusem, zachowanie tego przykazania jest dowodem,
że w nim pozostaje, a równocześnie drogą do pełniejszego
i ściślejszego połączenia z Jezusem.
Spróbujmy
lepiej zrozumieć powód tego. Wiemy, że Bóg jest miłością i że
Chrystus przyszedł, aby nam to objawić, zarówno w swej nauce, jak
i w swym życiu. Jego życie największego poniżenia
i poświęcenia, było przede wszystkim ucieleśnieniem Bożej
miłości, wyrażeniem w sposób najbardziej zrozumiały dla
człowieka tego, jak Bóg go miłuje. W jego miłości do niegodnych
i niewdzięcznych, w jego uniżeniu jako sługi, gdy chodził
między ludźmi, w poświęceniu siebie samego aż do śmierci,
wyraził po prostu tę miłość, która mieszkała w sercu Ojca. Żył
i umarł, aby objawić miłość Ojca.
Jezus
miał za zadanie objawić miłość Ojca, a wierzący są powołani,
aby objawić światu miłość Jezusa. Mają udowodnić światu, że
Jezus miłuje i napełnia Swoją miłością, która nie jest z
tego świata. Powinni żyjąc jak on żył, i miłując jak on
miłował, być stale świadkami jego miłości, która sama się
ofiarowała, aż na śmierć. Jego uczniowie mają tak żyć, żeby
ludzie byli zmuszeni stwierdzić: „Patrzcie jak chrześcijanie
miłują się nawzajem”. W swym codziennym życiu i w
stosunkach wzajemnych chrześcijanie są dziwowiskiem Bożym dla
aniołów i dla ludzi; w miłości między sobą, podobnej do
miłości Jezusa, mają wykazać, że są dziećmi Bożymi. Przy
całej różnicy charakterów i wyznań religijnych, języków
i stanowisk w życiu, mają dać dowód, że miłość czyni ich
członkami jednego ciała, i że uczy ich poświęcenia się dla
innych i zapominania o sobie. Ich życie w miłości jest
najlepszym świadectwem prawdy chrześcijaństwa.
Ta
wzajemna miłość uczniów pozostaje w ścisłym związku z ich
miłością do Boga i ich miłością do wszystkich ludzi. Jest
ona widomym znakiem miłości do Boga niewidzialnego. Miłość do
Niewidzialnego może zbyt łatwo – niestety – być zastępowana
uczuciami i grą wyobraźni, ale w stosunkach z dziećmi Bożymi
miłość ta musi znaleźć realny wyraz i objawić się w
uczynkach. Tylko taka miłość może się ostać. Miłość do braci
pochodzi z miłości do Boga, jest jej kwiatem i owocem. Z tego
owocu powstaje nasienie miłości do wszystkich ludzi. Życie z
braćmi jest szkołą, w której wierzący są wychowywani do miłości
wobec bliźnich, którzy jeszcze nie znają Chrystusa. Jest to
miłość, która nie polega na wzajemnym zrozumieniu, ale święta
miłość, która – dla Imienia Jezus – obejmuje najmniej godnego
i umie zachować cierpliwość wobec najbardziej odrażającego.
Miłość wzajemna uczniów jest zawsze stawiana na pierwszym
miejscu, jako ta która łączy miłość do Boga z miłością do
wszystkich ludzi. W stosunku Jezusa do uczniów mamy wzór prawdziwej
miłości braterskiej. Patrzmy więc na niego, jak przebacza swoim
uczniom, znosi ich w cierpliwości, uczy siedemdziesiąt siedem razy
w ciągu dnia przebaczać bratu; patrzmy na jego niestrudzoną
cierpliwość i nieskończoną pokorę, uprzejmość i uniżenie
z jakim czyni się ich sługą i szuka ich korzyści, a potem
wypełnijmy z radością jego przykazanie: „byście i wy
czynili, jak ja wam uczyniłem” (J 13:15). Idąc za jego
przykładem, przestajemy żyć dla siebie, a żyjemy dla innych.
Przykazanie dobroci opanowuje język, gdyż miłość ślubowała, że
ani jedno słowo nieuprzejme nie przejdzie przez wargi. Miłość nie
tylko nie mówi nic złego, ale także złego nie słucha, ani nie
myśli; zależy jej bardziej na dobrym imieniu współchrześcijanina
niż na własnym. Moje dobre imię pozostawiłem z ufnością Ojcu,
ale dobre imię mego brata powierzył mi Pan. W cichości
i uprzejmości, w prawdziwej grzeczności i wielkoduszności, w
poświęceniu i ofiarności Boża miłość promienieje w całej
piękności, gdy zostanie bowiem wlana w serce wierzących, jaśnieje
podobnie jak z życia Jezusa.
Co
ty, miły bracie, powiesz na to cudowne powołanie do miłowania jak
Jezus? Czy twe serce nie pląsa z radości na myśl, że masz ten
niewymowny przywilej, aby być odzwierciedleniem wiecznej miłości?
A może raczej jesteś skłonny do narzekania z powodu nieosiągalnych
wyżyn doskonałości, na które trzeba się wspinać? Nie narzekaj,
gdyż jest to najwyższy znak miłości Ojcowskiej, że nas powołał
do tego, abyśmy byli podobni do Jezusa w jego miłości. Zrozum, że
to On wypowiedział te słowa o winnym krzewie i pozostawaniu w
nim, i że dał także obietnicę, iż wystarczy pozostać w
nim, aby móc jak On miłować. Niech to mieszkanie w nim stanie się
coraz bardziej pozostawaniem w jego miłości; jeżeli codziennie
będziesz głębiej ugruntowany i wkorzeniony w miłości, która
przewyższa wszelkie wyobrażenie, to będziesz także brał udział
w jej obfitości w twym sercu. Duch Święty wleje miłość Bożą
w twe serce, a wtedy będziesz miłował braci, którzy sprawiają ci
najwięcej trudności; będziesz ich miłował nie tą miłością
wypływającą z twego serca, ale miłością Jezusa, która została
wlana w twe serce. W ten sposób przykazanie miłości do braci
przemienia się z ciężaru w radość, jeżeli towarzyszy mu drugie
przykazanie, zgodnie ze słowami Jezusa: „Trwajcie w miłości
mojej; miłujcie się nawzajem tak, jak ja was umiłowałem”.
„Takie
jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was
umiłowałem”. Czy nie jest to zapowiedź tej mnogości owocu,
którą mamy przynosić według obietnicy Jezusa? Czy nie są to
naprawdę owe winogrona z Eszkol (4 M 13:24), które mają być
dowodem dla innych, że ziemia obiecana jest rzeczywiście dobrą
ziemią. Idźmy w całej prostocie i szczerości do naszych
i przetłumaczmy zwycięską wiarę i niebiańskie
uniesienie na zwycięską prozę życia codziennego, aby ją wszyscy
ludzie mogli zrozumieć. Podporządkujmy nasz temperament władzy
miłości Jezusowej; On go nie tylko ukształtuje i pokieruje
nim, ale może go rzeczywiście uczynić poddanym, cichym i
cierpliwym. A więc złóżmy w pełnym zaufaniu przyrzeczenie u stóp
Pana, że żadne nieuprzejme słowo nie przejdzie przez nasze wargi.
Niech cichość, która się nie obraża, która jest zawsze gotowa
innych usprawiedliwiać, myśleć najlepsze o nich, nadaje ton naszym
stosunkom z bliźnimi. Niech miłość, która nie szuka swego, która
jest zawsze ochotna umywać nogi innym i nawet poświęcać
nasze życie za nich, będzie naszym celem, kiedy pozostaniemy w
Chrystusie. Nasze życie niech będzie życiem poświęcenia, które
wyraża się w staraniu, aby innym dobrze czynić i znajdować w
tym radość, i być przez to błogosławieństwem dla naszego
otoczenia. Bądźmy we wszystkich sprawach posłusznymi uczniami,
którzy poddają się kierownictwu Ducha Świętego; przez jego łaskę
najpospolitsze nawet życie może zostać uwielbione i opromienione
blaskiem niebiańskiej piękności, gdy nieskończona miłość Boża
oświeci i napełni naszą słabą ludzką naturę. Uwielbiajmy
więc Pana z pokorą. Jesteśmy powołani do tego, aby miłować tak
jak Jezus miłuje, jak miłuje Bóg.
„Trwajcie w miłości
mojej, miłujcie jak ja was umiłowałem”. Chwała Bogu, że jest
to możliwe! Nowa, święta natura, którą otrzymaliśmy i która
coraz bardziej się w nas utrwala przez mieszkanie w Chrystusie –
krzewie winnym, ta nowa natura może miłować tak jak On! Każde
gorące pragnienie, aby usłuchać rozkazu Pana, każde doznanie mocy
i radości, że możemy kochać tak jak On, wszystko to pobudzi
nas do tego, aby z nową wiarą przyjąć to cenne przykazanie:
„Mieszkajcie we mnie, a ja w was”, „trwajcie w miłości
mojej”.
Dzień
27
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
abyś więcej nie grzeszył
„...a
grzechu w nim nie ma. Każdy, kto w nim mieszka, nie grzeszy”
(1 J 3:5–6)
„A
wiecie, że on się objawił, aby zgładzić grzechy”. Jan
podkreślił w ten sposób, że wykupienie z grzechów było głównym
celem objawienia się Syna Bożego. Ze słów przytoczonych na
wstępie wynika jasno, że odkupienie nie oznacza tylko pojednania
i odpuszczenia win, ale też uwolnienie spod władzy grzechu,
tak aby wierzący nie musiał już dłużej żyć w grzechach. W
osobistej świętości Jezusa jest moc do realizacji tego celu. Jezus
dopuszcza grzeszników do społeczności z sobą, a wynikiem tego
jest, że ich życie staje się podobne do jego życia. „...grzechu
w nim nie ma. Każdy, kto w nim mieszka, nie grzeszy”. Jeśli
wierzący pozostaje w Chrystusie, nie chce i nie może grzeszyć.
Nasza świętość jest zakorzeniona w jego osobistej świętości.
„...a jeśli korzeń jest święty, to i gałęzie” (Rz
11:16).
Może
jednak powstać pytanie: Jak zgadza się to zdanie z nauką Pisma o
skażeniu ludzkiej natury albo ze słowem apostoła Jana o
kłamliwości twierdzenia, że grzechu nie mamy i że nie
zgrzeszyliśmy (1J 1:8.10). Właśnie ten fragment wyjaśni nam całą
sprawę, jeśli go dokładnie zbadamy. Najpierw zwróćmy uwagę na
różnicę w obu twierdzeniach: „Jeśli mówimy, że grzechu nie
mamy” (w. 8), a „jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy” (w.
10). Te dwa wyrażenia nie mogą być równoznaczne, gdyż w
przeciwnym razie drugie wyrażenie byłoby jedynie pustym
powtórzeniem pierwszego. Mieć grzech (w. 8) nie jest tym samym, co
zgrzeszyć (w.10). Mieć grzech oznacza posiadać grzeszną naturę.
Nawet najbardziej uświęcony wierzący musi w każdej chwili
przyznać, że ma grzech w sobie, to znaczy ciało, w którym nie
mieszka dobro (Rz 7:18). Natomiast popełnienie grzechu jest
czymś zupełnie odmiennym, jest to pofolgowanie wrodzonej grzesznej
naturze, a więc upadek w rzeczywiste przestępstwo. Mamy zatem dwa
wyznania, które musi uczynić każdy wierzący. Pierwsze, to
wyznanie, iż ma on jeszcze grzech w sobie (w. 8), drugie, że grzech
ten dawniej przeradzał się w grzeszne czyny. Żadne dziecko Boże
nie może powiedzieć: „nie mam grzechu w sobie”, albo „nigdy
dawniej nie zgrzeszyłem”. Jeżeli mówimy, że obecnie nie mamy
grzechu w sobie albo żeśmy dawniej nie grzeszyli, zwodzimy siebie
samych. Ale chociaż obecnie mamy grzech w sobie, to jednak nie
musimy wyznawać, że obecnie również grzeszymy. Wyznawanie
grzechów odnosi się do przeszłości. Grzech może pojawić się
również teraz (jak to widzimy w 1J 2:2), ale Jan nie oczekuje tego
i uważa, że się to nie powinno stać, i nie musi. W ten
sposób najpokorniejsze wyznawanie przeszłych win (jak apostoła
Pawła o prześladowaniu zboru) i najgłębsze przekonanie o
obecnej skłonności do nieczystości i skażenia naszej natury
może istnieć równolegle obok pokornego i radosnego
uwielbienia Tego, który nas może uchronić od upadku.
Ale
jak to możliwe, że wierzący, który jeszcze ma grzech w sobie –
a mianowicie grzech o takiej straszliwej mocy i przewrotności, o
którym wiemy, że jest w ciele – jednak nie grzeszy? Odpowiedź
brzmi: „W Jezusie nie ma grzechu. Kto w nim mieszka, nie grzeszy”.
Jeżeli pozostawanie w Chrystusie jest trwałe i ścisłe, tak
że dusza stale żyje w doskonałym połączeniu z Panem, swym
stróżem, to zwycięża On tak dalece siły naszej starej natury, że
ta nie dochodzi do głosu. Wiemy już, że są najróżniejsze
stopnie pozostawania w Chrystusie. U większości chrześcijan to
pozostawanie jest tak słabe i przerywane, że grzech zyskuje
stale przewagę i doprowadza duszę do upadku. Ale Boża
obietnica dana wierzącemu, brzmi: „...grzech nad wami panować nie
będzie” (Rz 6:14). Ale obietnicy towarzyszy polecenie: „Niechże
więc nie panuje grzech w śmiertelnym ciele waszym” (Rz 6:12).
Jeżeli dziecko Boże przyswoi sobie z pełną wiarą obietnicę, to
weźmie także moc, aby wypełnić rozkaz, a wtedy grzech nie może
narzucić swej władzy, przez zlekceważenie obietnicy, przez
niewiarę, albo brak czujności, zostają przed grzechem otwarte
drzwi, i dlatego może on nawet zyskać ponownie władzę.
Właśnie dlatego życie wielu wierzących jest łańcuchem ciągłych
wzlotów i upadków. Ale jeżeli chrześcijanin szuka pełnego
przystępu do Jezusa i stałego mieszkania w nim, to pozostające w
nim życie Jezusa zachowa go przed rzeczywistymi przestępstwami.
„...a grzechu w nim nie ma. Każdy, kto w nim mieszka, nie
grzeszy”. Jezus uwalnia go naprawdę od grzechu nie przez usunięcie
grzesznej natury, ale chroni go od ulegania jej.
Czytałem
kiedyś o młodym lwie, którego nic nie mogło poskromić, tylko oko
pogromcy. Kiedy ten był obecny, można się było zbliżyć do lwa
bez obawy, gdyż choć miał on w dalszym ciągu tę samą
krwiożerczą i dziką naturę, to jednak drżąc leżał
spokojnie u stóp pogromcy. Można nawet było położyć nogę na
jego grzbiecie, jeśli tylko był przy tym obecny pogromca. Bez jego
obecności oznaczałoby to narażenie się na natychmiastowe
rozszarpanie. Podobnie także wierzący może mieć grzech, a jednak
nie grzeszyć. Skażona natura – ciało, jest niezmiennie wrogo
nastawiona do Boga, ale obecność Jezusa nie pozwala jej dojść do
głosu. Przez wiarę dziecko Boże oddaje się w ręce Jezusa, pod
jego opiekę, która jest skuteczna przez to, że Jezus zamieszkuje
jego serce. Pozostaje w Jezusie i ufa, że Jezus także
pozostanie w nim. Społeczność ta i połączenie z Jezusem
jest tajemnicą świętego życia: „...grzechu w nim nie ma. Każdy,
kto w nim mieszka, nie grzeszy”.
Ale
może powstać jeszcze jedno pytanie. Przypuśćmy, że zupełne
pozostawanie w Bezgrzesznym zachowuje nas przed grzeszeniem, ale czy
takie pozostawanie jest możliwe? Czy możemy spodziewać się, że
choćby przez jeden dzień możemy pozostać tak ściśle połączeni
z Chrystusem, żebyśmy zostali ustrzeżeni przed upadkiem?
Przypatrzmy się dokładnie temu pytaniu, a uzyskamy natychmiast
odpowiedź. Kiedy Chrystus rozkazał nam mieszkać w nim i obiecał
nam tak obfite życie duchowe ku czci Ojca, taką potężną moc w
modlitwie przyczynnej, to czyż mógł mieć coś innego na myśli,
niż zdrowe, mocne i zupełne połączenie latorośli z winnym
krzewem? Kiedy nam obiecał, że chce w nas pozostać, tak jak my w
nim pozostajemy, to czyż mógł mieć coś innego na myśli niż to,
że jego pozostawanie w nas oznacza udzielenie nam Bożej mocy
i miłości? Czyż sposób, w jaki strzeże nas od grzechu, nie
przynosi mu największej chwały? Dzięki temu pozostajemy codziennie
w pokornej świadomości słabości naszej skażonej i zepsutej
natury, a to pobudza nas do czuwania i czynnego oporu przeciw
straszliwej mocy grzechu, a równocześnie wlewa w nas tę błogą
ufność, że tylko obecność Chrystusa może poskromić lwa. Chcemy
wierzyć, że Chrystus, mówiąc: „Mieszkajcie we mnie”
rzeczywiście chciał powiedzieć, że chociaż nie jesteśmy w tym
świecie wolni od cierpień, od grzesznej natury i jej pokuszeń,
to jednak możemy być pewni tej łaski, że możemy zupełnie,
całkowicie i zawsze pozostawać w nim, naszym Panu.
Pozostawanie w Chrystusie sprawia, że możemy być zachowani od
upadków, a Chrystus sam daje nam moc, abyśmy w nim mogli trwale
pozostać.
Kochany
bracie nie dziwię się, jeżeli te obietnice wydają ci się zbyt
wspaniałe. Ale proszę, nie pozwól od nich odwrócić swej uwagi
przez pytania, czy jest rzeczą możliwą przez tyle lat, przez całe
życie być uchronionym od grzechu. Wiara ma zawsze do czynienia z
chwilą obecną. Pytaj więc tak: „Czy Jezus może w tej, obecnej
chwili, kiedy pozostaję w nim, zachować mnie przed rzeczywistymi
upadkami, które tak często plamiły moje życie, i tak mnie
męczyły?” Jest na to tylko jedna odpowiedź: „Naturalnie, że
może”. Uchwyć więc go w chwili obecnej i powiedz: „Jezus
zachowuje mnie teraz, Jezus wybawia mnie w tej chwili”. Poleć mu
się, prosząc go szczerze z wiarą o to, aby cię trwale zachował
przez pozostawanie w tobie, a potem przejdź do następnego momentu
i do następnych godzin stale odnawiając swe ufne oddanie.
Ilekroć masz w swej codziennej pracy sposobność do cichego
skupienia, tylekroć powtarzaj z wiarą te słowa: Jezus zachowuje
mnie teraz, Jezus wybawia mnie w tej chwili. Nie daj się zniechęcić
przez jakieś uchybienia lub nawet upadki, ale niech one tym bardziej
cię pobudzą do tego, ażeby szukać bezpieczeństwa w pozostawaniu
w Bezgrzesznym. Możesz w tej zdolności pozostawania w nim zrobić
znaczne postępy, jeżeli natychmiast oddasz się zupełnie swemu
Zbawcy i będziesz oczekiwał od niego coraz większych rzeczy.
Pozostaw jemu sprawę zachowania cię trwale w nim i zachowania
od upadków. Twoją sprawą jest, aby w nim pozostać, ale tylko
dlatego, że jego sprawą jest pozostać w tobie; twoje pozostawanie
w nim będzie owocem jego pozostawania w tobie. Popatrz na jego
ludzką naturę, w której możesz uczestniczyć, a zobaczysz, że są
jeszcze lepsze i wspanialsze rzeczy niż zachowanie od grzechu,
gdyż polega ono tylko na niedopuszczeniu do głosu Złego, ale ty
możesz już tutaj stać się oczyszczonym i prześwietlonym
naczyniem, które jest napełnione przez Chrystusa i przez które
przepływa jego moc, błogosławieństwo i chwała, i objawia
się innym.
komentarz
Czy
codzienne grzeszenie jest nieuniknioną koniecznością?
„Dlaczego
jesteśmy tak często przepełnieni obawą i zwątpieniem, jeżeli
mamy Zbawiciela, którego moc i miłość jest nieograniczona?
Słabniemy i więdniemy, ponieważ nie patrzymy wytrwale na
Jezusa, sprawcę i dokończyciela naszej wiary, który siedzi po
prawicy Bożej, na tego, którego wszechmoc ogarnia niebo i ziemię
i który okazuje się silny i potężny w swych słabych
świętych.
Pamiętamy o naszych
słabościach, zapominając równocześnie o jego całkowicie
wystarczającej mocy. Choć uznajemy, że bez Chrystusa nie możemy
nic uczynić, nie osiągamy wyżyn czy głębi chrześcijańskiej
pokory, zawierającej się w słowach: „wszystko mogę w
Chrystusie, który mnie wzmacnia”. Chociaż ufamy w moc śmierci
Jezusa, skreślającą naszą winę za grzech, nie przejawiamy ufnej
i odpowiedniej wiary w wszechmoc żyjącego Zbawiciela, który
uwalnia nas z więzów i mocy grzechu w naszym codziennym życiu.
Zapominamy, że Chrystus działa w nas w potężny sposób i że
będąc jedno z nim, posiadamy dość siły, aby przezwyciężyć
każdą pokusę. Jesteśmy skłonni albo zapominać o własnej
miłości, wyobrażać sobie, że potrafimy w codziennych sprawach
żyć bez grzechu, że o własnych siłach możemy wykonywać i
dźwigać nasze codzienne obowiązki i próby; albo też nie
korzystamy z wszechmocy Jezusa, który może poddać sobie wszystko i
zachować nas od codziennych słabości i upadków, które jesteśmy
skłonni uważać za nieuniknioną konieczność. Gdybyśmy
rzeczywiście byli we wszystkich sprawach i we wszystkich
chwilach zależni od Jezusa, to odnosilibyśmy w nich zwycięstwo
przez Tego, którego moc jest niezmierna, i który został
ustanowiony przez Ojca sprawcą naszego zbawienia. Wtedy wszystkie
nasze uczynki byłyby wykonywane nie tylko przed Bogiem, ale także w
Bogu. Wszystko wypełnialibyśmy na chwałę Ojca, we wszechmocnym
imieniu Jezusa, który jest naszym uświęceniem. Pamiętajmy o tym,
że dana mu jest wszelka moc na niebie i na ziemi i żyjmy
w stałej wierze w tę jego moc. Bądźmy zawsze przekonani o tym, że
niczego nie posiadamy i niczym nie jesteśmy, że w nas samych
nie ma żadnego życia, które by mogło przynieść owoc, ale że
Jezus jest wszystkim, i jeżeli w nim pozostajemy, a jego słowa
w nas, to przyniesiemy owoc ku chwale Ojca” (Fragment z „Christ
and the Church” Adolfa Saphira).
Dzień
28
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
i w jego mocy
„Dana
mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi” (Mt
28:18)
„W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego” (Ef 6:10)„... pełnia mej mocy okazuje się w słabości” (2 Kor 12:9)
„W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego” (Ef 6:10)„... pełnia mej mocy okazuje się w słabości” (2 Kor 12:9)
Nie
ma prawdy, która byłaby równie często powtarzana przez poważnych
chrześcijan jak ta, że jesteśmy zupełnie bezsilni i słabi.
Żadna też nie jest tak źle rozumiana i nadużywana. Jak
wszędzie tak i tu myśli Boże są o całe niebo wyższe od
myśli ludzkich.
Chrześcijanin
pragnie często zapominać o swej słabości. Bóg zaś chce, abyśmy
stale o niej pamiętali i głęboko ją odczuwali. Chrześcijanin
pragnąłby przezwyciężyć swą słabość i uwolnić się od
niej. Bóg pragnie, abyśmy w niej odpoczęli i nawet się z
niej cieszyli. Chrześcijanin smuci się z powodu swej słabości.
Jezus uczy swego sługę mówić: „Mam upodobanie w słabościach...
najchętniej więc chlubić się będę słabościami”.
Chrześcijanin myśli, że słabość jest największą przeszkodą w
jego duchowym życiu i działaniu. Bóg zaś mówi nam, że
właśnie w niej leży tajemnica naszej siły i naszego
powodzenia. Nasza słabość daje nam prawo do korzystania z siły
tego, który powiedział: „Pełnia mej mocy okazuje się w
słabości”, pod warunkiem jednak, że się temu poddamy i stale
mamy to przed oczyma.
Kiedy
Pan wstępował na tron, wypowiedział jedno ze swych ostatnich zdań:
„Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi”. Tak jak
samo zajęcie miejsca po prawicy mocy Bożej było czymś nowym –
oznaczało jakiś wyższy stopień w życiu Syna Bożego – tak też
objęcie wszelkiej mocy było czymś zupełnie nowym. Wszechmoc
została udzielona Jezusowi Chrystusowi, gdy był człowiekiem, w tym
celu, aby za pośrednictwem natury ludzkiej rozwinął swą potężną
działalność. Dlatego wraz z objawieniem tego, co otrzymał,
połączył Jezus również obietnicę, że jego uczniowie będą
mieli w niej współudział, zapowiadając, że po swym
wniebowstąpieniu uczniowie zostaną „przyobleczeni mocą z
wysokości” (Łk 24:49; Dz 1:8). W mocy wszechmocnego Zbawiciela
wierzący musi szukać mocy do życia i pracy.
Doświadczyli
tego apostołowie. Dziesięć dni modlili się i czekali u
podnóżka tronu. Dawali świadectwo swej wierze w niego, jako
Zbawiciela, uwielbieniu go jako Pana i swej miłości do niego, jako
przyjaciela, oraz oddaniu i gotowości pójścia do jego pracy.
Jezus Chrystus był obiektem ich myśli, miłości i radości. W
uwielbieniu wiary i cichości duszy rosła ich społeczność z
nim, a kiedy byli już gotowi, przyszedł chrzest mocy; moc
przeniknęła ich i ogarnęła. Otrzymali moc, która uzdolniła
ich do wykonania dzieła, jakie im zostało zlecone, by mogli złożyć
świadectwo o swym Panu w życiu i słowie. Dla niektórych
świadectwo to miało się wyrażać tylko w świętym życiu,
objawiającym Jezusa i niebo. Moc zstąpiła, aby zbudować w
nich Królestwo Boże, aby dać im panowanie nad grzechem i własnym
ja, aby przez żywe doświadczenie mocy Jezusowej mogli udowodnić,
że moc ta czyni świętymi ludzi żyjących na ziemi. Inni mieli
stać się świadkami w słowie, mieli mówić w imieniu Jezusa. Ale
wszyscy potrzebowali daru mocy i wszyscy go otrzymali, aby mogli
dowieść tego, że odkąd Jezus otrzymał od Ojca królestwo, dana
mu jest wszelka moc na niebie i na ziemi, i że udziela jej
swojemu ludowi, według potrzeby w ich życiu codziennym i w
służbie.
Otrzymali
dar mocy, aby mogli przekazać światu, że Królestwo Boże nie
polega na słowie, ale na mocy. Przez moc mieszkającą w swych
sercach mieli także moc działającą na zewnątrz, a ta była
odczuwana również przez tych, którzy nie chcieli się jej poddać
(Dz 2:43, 4:13, 5:13). Tym, kim Jezus był dla swoich uczniów, tym
jest także i dla nas. Nasze całe życie i nasze powołanie
jako uczniów ma swe źródło i swój fundament w słowach
Pana: „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi”.
Cokolwiek Jezus w nas i przez nas dokonuje, dzieje się to w
jego wszechmocnej sile. Czegokolwiek od nas oczekuje i żąda,
wykonuje to sam przez swą siłę; wszystko, co nam daje, daje z
mocą. Każde błogosławieństwo, którego udziela, każda
obietnica, którą spełnia, każdy owoc poświęcenia, który
stwarza – wszystko, wszystko dzieje się z mocą. Wszystko, co
pochodzi od Jezusa, który zasiada teraz na tronie mocy, musi też
nosić pieczęć mocy na sobie. I nawet najsłabszy wierzący
może być pewien, że jego prośby o zachowanie od grzechu, o wzrost
w uświęceniu, o wydanie owocu, zostaną przez Pana wysłuchane. Moc
jest w Jezusie, a Jezus w całości należy do nas. A więc w nas,
jako jego członkach, powinna działać i uzewnętrzniać się
jego siła.
Jeśli
chcemy wiedzieć, jak ta moc może być nam udzielona, to odpowiedź
jest zupełnie prosta: Jezus wszczepiając w nas swe życie, daje nam
także swą moc. Nie jest to tak, jak sobie wielu chrześcijan
wyobraża, że słabemu życiu, które w nich się znajduje, dodaje
on nieco ze swej siły, aby im pomóc w ich wysiłkach. Nie! Tylko
dlatego, że On wlewa swe życie w nas, otrzymujemy także jego siłę.
Duch Święty przyszedł wprost z serca Jezusa i zstąpił na
uczniów, przynosząc im cudowne życie nieba. Jeszcze dziś jego lud
słyszy wezwanie: „umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy
jego” (Ef 6:10). Jeżeli nas posila, to nie w ten sposób, że
odbiera nam poczucie naszej słabości, ale posila nas, dając
poczucie siły. Pozostawiając nam świadomość zupełnej
bezsilności lub nawet pogłębiając ją, daje nam równocześnie w
zupełnie cudowny sposób świadomość mocy, która jest w nim.
Słabość i moc idą razem ręka w rękę. Zarówno jedna, jak
i druga rosną w tym samym czasie, aż w końcu pojmiemy to, co
powiedział Paweł: „Najchętniej chlubić się będę słabościami,
aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa; albowiem kiedy jestem
słaby, wtedy jestem mocny” (2 Kor 12:9–10).
Wierzące
dziecko Boże uczy się uważać Jezusa wywyższonego na tronie za
źródło swojego życia. Ogląda to życie w jego niezmiernej
doskonałości i czystości, w jego mocy i wspaniałości.
Jest to życie wieczne, które mieszka w człowieku zbawionym
i napełnionym. A gdy człowiek taki myśli o swym życiu
wewnętrznym i tęskni za uświęceniem, aby móc żyć zgodnie
z upodobaniem Boga, albo tęskni za mocą, aby móc wykonywać dzieło
Boże, to spogląda w górę i cieszy się z tego, że Jezus
jest jego życiem i że może na to liczyć, że On sprawuje w
nim potężnie wszystko, czego potrzebuje. W wielkich i małych
sprawach, w zachowaniu od złego, albo w boju z jakąś trudnością
czy pokuszeniem, zawsze moc Jezusa jest miarą jego oczekiwań.
Człowiek taki prowadzi życie nad wyraz radosne, nie dlatego, że
nie ma już słabości, ale dlatego, że przy swej zupełnej
bezsilności powierza się swemu potężnemu Zbawcy i oczekuje,
że On będzie w nim działał.
Płynąca
stąd nauka jest prosta, ale ze względu na życie praktyczne
niezwykle cenna. Przede wszystkim widzimy, że wszelka moc leży w
Jezusie i że stoi ona do naszej dyspozycji, gotowa przelać się
w nas, w miarę jak dajemy jej miejsce. Niezależnie od tego, jakie
jest nasze doświadczenie w tej sprawie, czy dopływ tej mocy jest
obfity, czy też słaby, tak czy inaczej Chrystusowi „dana jest
wszelka moc na niebie i na ziemi”. Znajdźmy czas, aby to
dokładnie przemyśleć, aż przeniknie nas myśl, że Ojciec dał
Jezusowi wszelką moc w tym celu, aby mógł być naszym doskonałym
Zbawicielem. Właśnie dlatego może on zaspokoić wszystkie nasze
potrzeby; wszelka bowiem moc na niebie opanowuje wszelką moc na
ziemi, a także wszelką moc w naszym sercu i życiu.
Widzimy więc, że moc ta
wnika w nas, jeżeli jesteśmy z nim w ścisłej łączności. Jeżeli
nasza społeczność z Chrystusem jest ledwo dostrzegalna, mało
ceniona i rzadko z niej korzystamy, to przypływ mocy będzie
słaby. Tam jednak, gdzie połączenie z Jezusem cieszy duszę jako
najwyższe dobro, tam, gdzie jest gotowość ofiarowania wszystkiego
dla jego zachowania, tam „pełnia mocy okazuje się w słabości”.
Dlatego naszą jedyną troską musi być troska o to, aby pozostawać
w Chrystusie, naszej mocy, a naszym obowiązkiem jest „umacniać
się w Panu i w potężnej mocy jego” (Ef 6:10). Ćwiczmy się
w wierze, aby mieć jasne i szerokie pojęcie o wielkości mocy
Bożej działającej w tych, którzy wierzą; jest to moc
zmartwychwstałego i wywyższonego Chrystusa, moc, która
pokonała wszelkich nieprzyjaciół (Ef 1:19–21). Przyjmijmy z
wiarą cudowne Boże zrządzenie, że w nas nie ma nic – tylko
słabość, natomiast wszelka moc jest w Jezusie. Jest ona jednak z
całą pewnością dla nas dostępna i może nas napełnić.
Przenośmy się codziennie dzięki wierze z naszego życia w życie
Jezusa, oddając mu się całkowicie, tak aby mógł w nas działać.
Przede wszystkim zaś cieszmy się w wierze i w ufności, że On
dokona w nas przez swą wszechmocną siłę swego dzieła. Jeżeli
pozostaniemy w Chrystusie, to Duch Święty, Duch mocy będzie w nas
potężnie sprawował swe dzieło, tak że i my będziemy mogli
śpiewać: „Pan jest mocą i siłą moją. On stał się
wybawicielem moim” (Ps 118:14); „Wszystko mogę w tym, który
mnie wzmacnia, w Chrystusie” (Flp 4:13).
Dzień
29
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
i nie polegaj na sobie
„Wiem
tedy, że nie mieszka we mnie, to jest w ciele moim, dobro” (Rz
7:18)
Mieć
życie w samym sobie jest wyłącznym przywilejem Boga i Jego
Syna. Szukać życia nie w sobie samym, ale w Bogu, jest najwyższą
chwałą stworzenia. Życie w poleganiu na sobie i dla siebie
jest głupotą i grzechem człowieka naturalnego (cielesnego),
natomiast życie dla Boga w Chrystusie jest błogością i radością
wierzących. Tajemnica życia wiary polega na tym, abyśmy zaparli
się własnego życia, znienawidzili je i opuścili. „Żyję
już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2:20). „Nie ja, ale
łaska Boża, która jest we mnie” – to jest wyznanie każdego,
kto dożył i doświadczył tego, co znaczy ofiarować własne
życie, aby za nie otrzymać błogie życie Jezusa. Jest tylko jedna
droga do prawdziwego życia, do pozostania w Chrystusie, jest to
droga, którą nasz Pan przeszedł przed nami – przez śmierć.
Na
początku życia chrześcijańskiego niewielu wierzących to widzi.
Radość zbawienia pobudza ich do tego, aby żyć wyłącznie dla
Jezusa, i mają nadzieję wykonać to z pomocą Bożą. Nie
znają jeszcze straszliwej wrogości ciała wobec Boga, ani oporu
ciała, które nie chce poddać się prawom Bożym. Nie wiedzą
jeszcze, że musimy przejść przez śmierć, przez zupełne oddanie
śmierci wszystkiego, co leży w naszej starej naturze, jeżeli Boże
życie ma się w nas z mocą rozwinąć. Ale gorzkie doświadczenia
przeżytych upadków niebawem uświadamiają im, jak niedostatecznie
jeszcze poznali wyzwalającą moc Jezusa, i powstaje w nich
głębokie pragnienie, aby go lepiej poznać. Jezus wskazuje im na
krzyż pełen miłości; wskazuje im, że właśnie tam w jego
zastępczej śmierci znaleźli przez wiarę prawo do życia wiecznego
i dlatego też tylko tam dojdą do jego zupełnego poznania. Pan
Jezus pyta ich, czy są rzeczywiście gotowi pić z tego kielicha, z
którego on pił, a więc dać się wraz z nim ukrzyżować i umrzeć.
Uczy ich, że w nim zostali już ukrzyżowani i umarli – i w
ten sposób zaraz po nawróceniu mieli udział w jego śmierci. To,
czego im brakuje, to zgody na przyjęcie tego, co już w nim
otrzymali, pomimo że tego jeszcze nie zrozumieli, a także
dobrowolnego aktu zgody na to, aby umrzeć w Chrystusie i pozostać
umarłym dla ciała.
Ten
warunek, który stawia Zbawiciel, jest niezwykle poważny. Wielu
wierzących wzdraga się przed nim, gdyż nie mogą go zrozumieć.
Przyzwyczaili się tak do stałej chwiejności w życiu, że zaledwie
pragną, a w jeszcze mniejszym stopniu oczekują, że zostaną od
tego uwolnieni. Świętość, zupełne przemienienie na obraz Jezusa,
nieprzerwana społeczność z jego miłością, wszystko to właściwie
nie należy do ich wyznania i życia wiary. Tam, gdzie nie ma
gorliwego pragnienia, aby zostać ustrzeżonym zupełnie od grzechu
i doprowadzonym do najściślejszego połączenia z Jezusem, tam
też i myśl, żeby być z nim ukrzyżowanym, nie może znaleźć
przyjęcia. Jedyne wrażenie, jakie ta myśl wywołuje, to
skojarzenie z cierpieniem i hańbą; chrześcijanin, który jest
w takim stanie, zadowala się tym, że Jezus niósł krzyż za niego
i wywalczył mu koronę, którą spodziewa się swego czasu
nosić. W zupełnie innym świetle patrzy na to wierzący, który
rzeczywiście pragnie pozostać zupełnie w Chrystusie. Wie z
gorzkiego doświadczenia, że zarówno w całkowitym oddaniu się
Panu, jak i w dziecięcym zaufaniu mu, największym jego wrogiem
jest jego własne „ja”. Najpierw przeszkadza mu ono w tym, aby
jego wola została podporządkowana Bogu, a potem hamuje wzrost
sprawy Bożej przez osobiste, własne sprawy. Jeżeli to życie
własnego „ja” z jego wolą i działaniem nie zostanie
zastąpione przez życie Jezusa, to pozostanie w Chrystusie będzie
rzeczą niemożliwą. Stajemy teraz przed poważnym pytaniem tego,
który umarł na krzyżu: „Czy jesteś gotów sam pójść na
śmierć? Ty, który jesteś odrodzony z Boga przez wiarę; umarłeś
już we Mnie dla grzechu i żyjesz dla Boga, czy jesteś gotów
przez moc mojej śmierci wydać swoje własne „ja” na krzyż,
ażeby pozostało tam przybite tak długo, aż zostanie zupełnie
zniszczone?” Jest to pytanie sięgające aż do dna serca. Czy
jestem gotów nie dopuścić więcej do głosu mego starego „ja”,
nie pozwolić na żadne, choćby najbardziej naturalne, myśli
i przyjemne uczucia, ani życzenia, czy czyny, choćby były
bardzo ważne?
Czy
Bóg rzeczywiście tego wszystkiego od nas wymaga? Czyż nasza ludzka
natura nie została stworzona przez Boga i czyż nasze naturalne
siły nie mogą być poświęcone dla Jego służby? Owszem, nie
tylko mogą, ale i powinny. Ale być może jeszcze nie
zauważyłeś, że wierzący mogą być uświęceni tylko w ten
sposób, że zostaną wyrwani spod jarzma własnego „ja” i
podporządkowani mocy życia Jezusowego. Nie myśl, że jest to
rzecz, której ty sam masz dokonać, ponieważ tego szczerze
pragniesz i jesteś jednym z wykupionych. Nie, nie ma innej
drogi do ołtarza poświęcenia, jak przez śmierć. Tak, jak się
ofiarowałeś na Bożym ołtarzu na ofiarę, jako jeden z tych,
którzy ze śmierci powstali do życia (Rz 6:13, 12:1), tak każda
siła twej natury, każdy talent, każdy dar, wszystko co posiadasz,
musi być uwolnione spod mocy grzechu i własnego „ja”, musi
zostać złożone na ołtarzu i tam oczyszczone przez stale
płonący ogień. Tylko przez umartwienie, uśmiercenie swego
własnego „ja”, wszystkie cudowne dary, którymi Bóg cię
wyposażył do swej służby, mogą zostać uwolnione do zupełnego
oddania Bogu i jemu zaofiarowane, aby mógł je przyjąć,
poświęcić i użyć. A chociaż, dopóki będziesz w ciele,
nigdy nie będziesz mógł powiedzieć, że twoje własne „ja”
jest martwe, to jednak, gdy życie Chrystusa obejmie cię zupełnie w
posiadanie, będziesz mógł przytrzymać to twoje stare „ja” na
miejscu ukrzyżowania i pod wyrokiem śmierci, tak że nie
będzie miało żadnego panowania nad tobą, nawet na jedno
okamgnienie. Jezus Chrystus stanie na miejscu twego „ja”.
Mój
bracie, jeżeli pozostaniesz naprawdę i zupełnie w Chrystusie,
to przygotuj się na to, że rozłączysz się na zawsze ze swą
starą naturą i ani na chwilę nie dopuścisz jej do głosu w
twym życiu wewnętrznym. Jeżeli jesteś gotów wyjść z siebie
i przyjąć Jezusa, jako prawdziwe życie dla siebie, aby
opanował całe twe myślenie, odczuwanie i działanie w
sprawach cielesnych i duchowych, to okaże się, że On chce wziąć
na siebie odpowiedzialność za ciebie. W najszerszym
i najdokładniejszym znaczeniu tego słowa stanie się twym
życiem, a jego uwaga i jego wpływ obejmie nawet najmniejsze
i najdrobniejsze z tysiąca spraw składających się na twoje
życie codzienne. Pan żąda tylko jednego, aby tak mogło się stać:
wyjdź z siebie, ze swej natury, pozostań w Chrystusie i w jego
istocie, a stanie się On twoim życiem. Moc jego świętej obecności
wypędzi twe stare „ja”.
Raz
na zawsze wyrzeknij się tej starej natury. Jeżeli nie odważyłeś
się tego dotąd uczynić z obawy, że mógłbyś nie dotrzymać
swego postanowienia, to uczyń to teraz, spoglądając na obietnicę
Jezusa, że Jego życie całkowicie opanuje twoje stare życie.
Spróbuj to przyjąć, że choć twa stara natura nie jest jeszcze
uśmiercona, to jednak w rzeczywistości w Chrystusie już umarła.
Twoje stare „ja” jest jeszcze mocne i żywotne, ale nie ma
już mocy nad tobą. Ty, twoja odrodzona natura, ty i twoje nowe
„ja”, które zostało zrodzone w Jezusie Chrystusie, oznacza, że
w istocie umarłeś dla grzechu i żyjesz już tylko dla Boga.
Twoja śmierć w Jezusie uwolniła cię całkowicie spod władzy twej
starej natury; nie ma już ona mocy nad tobą, chyba, że przez swoją
ignorancję, brak czujności, lub też przez niewiarę, poddasz się
dobrowolnie władzy twej starej natury. Staraj się w prostocie
i wierze zająć takie stanowisko w swym sercu, jakie ci Jezus
darował. Jako ten, który ma życie w Chrystusie, który umarł dla
swego własnego „ja”, jako uwolniony spod władzy starej natury,
a w którym teraz Boże życie zajęło swe miejsce, odważ się
i spróbuj postawić nogę na grzbiecie twojego i Bożego
nieprzyjaciela. Bądź dobrej myśli i wierz; nie bój się
uczynić decydującego kroku i wyznać, że raz na zawsze
oddałeś swe „ja” na śmierć, to „ja”, które już zostało
ukrzyżowane w Chrystusie (Rz 6:6). Zaufaj ukrzyżowanemu Jezusowi,
że przetrzyma to twoje „ja” na krzyżu, a w zamian za to napełni
cię swoim cudownym życiem zmartwychwstania.
W
tej wierze pozostań w Chrystusie, uchwyć się go, spocznij w nim
i miej w nim nadzieję. Odnawiaj codziennie swe oddanie się
jemu. Zajmuj codziennie na nowo swe stanowisko dziecka Bożego,
uwolnionego spod jarzma tyrana i odtąd zawsze odnoszącego
zwycięstwo. Spoglądaj wciąż ze świętym lękiem na swego
nieprzyjaciela, na twoje własne „ja”, które stara się skłonić
cię do tego, abyś użyczył mu trochę swobody i które wysila
się, aby uwolnić się od krzyża. Pragnie cię ono oszukać udaną
gotowością służenia Jezusowi. Pamiętaj o tym, że gdy stare „ja”
pragnie służyć Bogu, jest to bardziej niebezpieczne od zupełnego
wypowiedzenia jemu posłuszeństwa. Patrz na nieprzyjaciela ze świętą
obawą i skryj się w Jezusie Chrystusie; tylko w nim znajdziesz
pewne miejsce ucieczki. Pozostań w nim; On obiecał pozostać w
tobie. On nauczy cię bycia pokornym, czujnym, szczęśliwym i pełnym
ufności. Przynoś mu każdą sprawę swego życia, każdą zdolność
swej natury, nieustanny bieg swych myśli, uczuć i decyzji;
przynieś mu wszystko, co stanowi twe życie i zaufaj mu, że On
teraz zajmie to miejsce, które swego czasu tak łatwo i naturalnie
zajmowało twoje „ja”. Jezus Chrystus chce naprawdę wziąć cię
w posiadanie i w tobie zamieszkać. W pokoju, łasce i radości
nowego życia będziesz się bezustannie cieszył z tej cudownej
zamiany, jakiej dokonałeś, wychodząc z siebie samego, aby pozostać
jedynie w Chrystusie.
KOMENTARZ
W
swym dziele traktującym o uświęceniu, w dwunastym rozdziale,
zatytułowanym „Świętość wyłącznie przez wiarę” Marshall z
wielkim naciskiem podkreśla niebezpieczeństwo, w jakim znajduje się
chrześcijanin zabiegający o uświęcenie w mocy ciała, a nie
zwracający się o nie do samego Chrystusa, aby przyjąć to
uświęcenie od niego, przez wiarę. Marshall przypomina nam, że w
człowieku wierzącym istnieją dwie natury, i dlatego istnieją
również dwie drogi dążenia do świętości, a my przyjmujemy jako
zasadę życia postępowanie zgodne z jedną z tych natur, czyli
jedną z dróg. Droga pierwsza jest drogą cielesną, na której
kładziemy przed Panem nasze największe wysiłki i starania ufając,
że Chrystus nam pomoże. Droga druga to droga duchowa; podążając
nią, uważamy się za umarłych i nie mogących nic uczynić, a
naszą jedyną troską pozostaje przyjmowanie Chrystusa, dzień po
dniu i na każdym kroku, oraz pozwalanie mu na to, aby żył i
działał w nas.
„Zrezygnuj
z prób oczyszczenia ciała czy naturalnego człowieka z jego
grzesznych pożądliwości i skłonności; zaniechaj praktykowania
świętości mocą swej własnej woli i własnych wysiłków, ufając
łasce Bożej i Chrystusowi, że dopomoże ci w twych usiłowaniach i
postanowieniach. Postanów raczej zaufać Chrystusowi, że będzie
działał w tobie, w twym chceniu i wykonaniu, przez jego własną
moc i zgodnie z jego własnym upodobaniem. Ci, którzy są przekonani
o swym własnym grzechu i nędzy przeważnie myślą najpierw o tym,
aby pohamować ciało, podporządkować je sobie i wykorzenić jego
pożądliwości oraz ulepszyć jego zepsutą naturę, uczynić ją
bardziej skłonną do świętości przez walkę z nią. I jeśli
tylko mogą doprowadzić swe serce do decyzji, że będą robić
wszystko, co w ich mocy, aby cel ten osiągnąć – mają nadzieję,
że przez taką decyzję osiągną ten wielki cel, pokazując swe
pożądliwości i wypełniając swe najtrudniejsze obowiązki. Wielką
rolę odgrywają tu pewni gorliwi kaznodzieje, którzy w swych
kazaniach i pismach zachęcają ludzi do podjęcia takiej decyzji, w
której widzą zasadniczy zwrot od grzechu do pobożności. Uważają
oni, że nie jest to sprzeczne z życiem wiarą, ponieważ ufają w
łaskę Bożą działającą przez Chrystusa, który pomaga im we
wszystkich postanowieniach i wysiłkach. I tak starają się
reformować swą starą naturę i stać się doskonałymi w ciele,
zamiast zrzucić ją i postępować zgodnie z nowym stanowiskiem,
jakie zajmują w Chrystusie. W swym dążeniu do świętości
opierają się na niskich, cielesnych rzeczach, na aktach własnej
woli, własnych celach, postanowieniach, wysiłkach – zamiast na
Chrystusie – i ufają, że Chrystus pomoże im w tej cielesnej
drodze. Podczas gdy prawdziwa wiara pouczyła by ich, że wszystko to
jest niczym, a cała ich praca jest daremna”.
Dzień
30
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
pośredniku nowego przymierza
„...lepszego
przymierza jest pośrednikiem...” (Hbr
8:6)
Pismo
Święte mówi o starym przymierzu, że nie było bez braków, i Bóg
skarży się, że naród izraelski nie wytrwał w nim, i dlatego
ich zganił (Hbr 8:7–9). Oczywisty cel starego przymierza,
połączenie narodu izraelskiego z Bogiem, nie został osiągnięty;
Izraelici opuścili Boga i dlatego Bóg ich zganił. Dlatego też
obiecał On nowe przymierze, wolne od braków starego i zdolne
przeprowadzić jego zamierzenia. Aby ten cel osiągnąć, trzeba było
zapewnić ludowi wierność Bożą, a wierność ludu – Bogu. Treść
tego nowego przymierza wyraźnie mówi, że oba te cele zostaną
osiągnięte. „Prawa moje włożę w ich umysły”, w ten sposób
chce Pan zapewnić ludowi swą niezmienną wierność. „Grzechów
ich nie wspomnę więcej” (Hbr 8:10–12), w ten sposób Bóg
zapewnia mu swą niezłomną wierność. Przebaczający Bóg i
posłuszny lud mieli się spotkać w nowym przymierzu i połączyć
na zawsze.
Najpiękniejszym
stanowiskiem w tym nowym przymierzu jest stanowisko pośrednika,
który zapewnia obu stronom jego wypełnienie. Jezus stał się
pośrednikiem tego nowego, lepszego przymierza. Stał się
poręczycielem wobec ludzi, że Bóg wypełni wiernie swe
przyrzeczenie, i dlatego możemy spokojnie temu zaufać, że Bóg
nam przebaczy, że nas przyjmie i nie opuści nigdy. Podobnie
Jezus poręcza wobec Boga, że ludzie ze swej strony dotrzymają umów
przymierza w nim, tak że Bóg będzie im mógł udzielić
błogosławieństw z niego płynących. Tylko On może zająć
stanowisko pośrednika. On jest jedno z Bogiem i pełnia Bóstwa
mieszkała w jego ludzkiej naturze, dlatego ręczy osobiście
ludziom, że Bóg uczyni to, do czego się zobowiązał. Wszystko, co
Bóg ma, jest w nim, Bogu – człowieku, zapewnione. Ale jest On
także jedno z nami, gdyż uznaje nas za członki swego ciała, i w
ten sposób poręcza także Bogu, że Jego prawa będą
zabezpieczone. Wszystko, do czego zobowiązaliśmy się w czynie
i życiu, zostaje zapewnione w nim. Na tym polega chwała tego
nowego przymierza, że w osobie człowieka-Boga mamy żywego
pośrednika, wiecznego poręczyciela. I dlatego łatwo można
zrozumieć, że błogosławieństwa nowego przymierza mogą stać się
w takiej mierze naszą własnością, w jakiej pozostaniemy w nim,
jako pośredniku.
Stanie
się to zupełnie jasne, jeśli spojrzymy na te fakty w świetle
obietnic starego przymierza. W Księdze Jeremiasza (32:40) czytamy:
„I zawrę z nimi wieczne przymierze, że się od nich nie odwrócę
i nie przestanę im dobrze czynić; a w ich serce włożę
bojaźń przede mną, aby ode mnie nie odstąpili”.
Z
jaką cudowną pobłażliwością schyla się tu wieczny Bóg do
naszej słabości! On jest wierny i niezmienny; jego słowo jest
prawdą. Ale aby jeszcze hojniej ukazać dziedzicom obietnicy
niezmienność swego postanowienia, wiąże sam siebie przysięgą,
mówiąc: „Zawrę z nimi wieczne przymierze, że się od nich nie
odwrócę i nie przestanę im dobrze czynić”. Błogo temu,
kto przyjmie na własność te słowa i znajdzie pokój w
wiecznym przymierzu z wiecznym Bogiem.
Ale
do przymierza potrzeba dwóch stron. Cóż więc się dzieje, jeśli
człowiek jest niewierny i złamie umowę? Jeśli przymierze ma
być we wszystkich szczegółach pewne i mocne, to musi istnieć
pewność, że tak się nie stanie i że człowiek pozostanie
wierny. Takiego zapewnienia jednak nie mógłby nigdy złożyć żaden
człowiek. Ale Bóg i to przewidział; przyrzekł, że nie tylko
nigdy nie opuści swego ludu, ale także że im da bojaźń do serca,
aby od niego nie odstępowali. Bóg, poza swoimi zobowiązaniami,
jako inicjatora przymierza, bierze także odpowiedzialność za drugą
stronę: „Mojego Ducha dam do waszego wnętrza i uczynię, że
będziecie postępować według moich przykazań, moich praw
będziecie przestrzegać i wykonywać je” (Ez 36:27).
Błogosławiony człowiek, który i tę część przymierza
rozumie! Wie, że jego bezpieczeństwo nie leży w przymierzu, które
zawiera z Bogiem i które znowu stale łamie. Człowiek taki
dochodzi do zrozumienia prawdy, że nowe przymierze to takie
przymierze, w którym Bóg bierze na siebie zobowiązanie nie tylko
za siebie, ale także za człowieka. Wtedy wierzący chwyta się
obiema rękami tej błogiej prawdy, że jego rzeczą w tym przymierzu
jest przyjąć to, co Bóg przyrzeka uczynić, i oczekiwać
spełnienia obietnicy, w której Pan poręcza wierność swego ludu:
„W ich serca włożę bojaźń przede mną, aby ode mnie nie
odstąpili”.
Właśnie
tu rozpoczyna się dzieło pośrednika przymierza, którego Ojciec
ustanowił, aby troszczył się o jego zachowanie i wypełnienie.
Do niego rzekł Ojciec: „Ja Ciebie dałem za przymierze ludowi”
(Biblia
Gdańska).
A Duch Święty poświadcza: „Bo obietnice Boże, ile ich było, w
nim znalazły swoje „Tak”; dlatego też przez niego mówimy
„Amen” ku chwale Bożej” (2 Kor 1:20). Wierzący, który w nim
pozostaje, ma przyrzeczenie Boga, że spełnią się wszystkie
obietnice przymierza.
Jezus
stał się pośrednikiem lepszego przymierza. Jako nasz najwyższy
kapłan według porządku Melchizedeka jest zarazem pośrednikiem (p.
Hbr 7); Aaron i jego synowie umarli, a o Jezusie czytamy, że
zawsze żyje. Jest kapłanem według mocy życia wiecznego. „Ale
ten sprawuje kapłaństwo nieprzechodnie, ponieważ trwa na wieki”
(Hbr 7:24). Ponieważ wiecznie żyje i oręduje za nami, dlatego
też może wiecznie zbawić, doskonale wybawić. W każdej chwili
zanosi swe nieustające prośby do Ojca i dzięki nim zapewnia swemu
ludowi dobra życia niebieskiego. W każdej chwili potężny
strumień Jego modlitwy przyczynnej spływa na Jego lud i udziela
mu bez przerwy siły niebiańskiego życia. Jako poręczyciel łaski
Ojca wobec nas nie przestaje nigdy prosić o nas i wstawiać się
za nami; jako nasz poręczyciel u Ojca nie przestaje nigdy w nas
działać i uwielbiać w nas Ojca.
Tajemnica
kapłaństwa Melchizedeka, którego Izraelici nie byli w stanie
zrozumieć (Hbr 5:10–14), jest tajemnicą życia zmartwychwstania.
Na tym polega chwała Jezusa, jako pośrednika Nowego Testamentu: On
żyje wiecznie. Dokonuje w niebie dzieła w mocy Bożego,
wszechmocnego życia. Żyje wiecznie, aby orędować; nie ma chwili,
w której jego modlitwy nie docierałyby do Ojca, aby zapewnić nam
wypełnienie jego przymierza. Jezus dokonuje swego dzieła na ziemi w
mocy tego życia; a także tu nie ma chwili, aby jego wysłuchane
modlitwy – siły niebiańskiego świata – nie spływały na
nas, po to, aby Ojciec mógł być pewien, że wypełnimy
zobowiązania z naszej strony. W życiu wiecznym nie ma przerw, nie
ma końca, Ciągle, wiecznie, w każdej chwili Pan żyje, aby
błogosławić. On może wiecznie, zupełnie i doskonale zbawić,
gdyż wiecznie żyje wstawiając się za nami.
Spójrz
mój bracie, mamy zapewnioną w Chrystusie możliwość pozostawania
w nim w każdej chwili, gdyż kapłaństwo naszego wiecznie żyjącego
pośrednika jest wieczne. Tak jak jego modlitwa przyczynna wstępuje
w każdej chwili, tak też w każdej chwili zstępuje i odpowiedź.
A ponieważ Jezus ręczy za to, że twój dział w przymierzu
zostanie wypełniony („W ich serca włożę bojaźń przede mną,
aby ode mnie nie odstąpili”) – dlatego nie może cię ani na
chwilę pozostawić samego. Nie uczyni tego, gdyż nie wypełniłby
swoich zobowiązań. Być może twa niewiara jest winna temu, że nie
doznajesz błogosławieństwa, gdyż Jezus Chrystus zawsze pozostaje
wierny. Jeżeli tylko zwrócisz całą swą uwagę na niego i na
moc wiecznego życia, dzięki której stał się twym najwyższym
kapłanem, to twoja wiara wzmocni się, tak że zrozumiesz, że nie
czeka cię nic mniejszego niż życie nieustannego, nieprzerwanego
i niezmiennego pozostawania w Chrystusie!
Popatrzmy tylko, kim jest
Jezus i kim jest dla nas, a mieszkanie w nim będzie naturalnym,
bezpośrednim wynikiem tego poznania. Jeżeli jego życie w każdej
chwili płynie do Ojca i od Ojca na nas spływa, to i pozostanie
w nim jest w każdej chwili łatwą i prostą rzeczą. W każdej
chwili świadomego obcowania z nim mówimy po prostu: „Jezu,
Pośredniku, Orędowniku, zawsze żyjący Zbawco, przez którego
życie i ja żyję, chcę pozostać w Tobie”. W każdej
trudnej chwili, w chwilach ciemności i obawy mówimy: „O Ty,
najwyższy Kapłanie, według mocy wiecznego, niezmiennego życia,
pozostaję w Tobie”. A w chwilach, gdy musimy zająć się
koniecznymi zajęciami życiowymi, możemy powierzyć się w ręce
pośrednika, jego wiecznemu kapłaństwu, jego Bożej mocy, która
sprawi nam wieczną błogość przez świadomość tego, że nas w
sobie trwale zachowa.
Dzień
31
MIESZKAJ
W CHRYSTUSIE
uwielbionym
„Umarliście
bowiem, a życie wasze jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu; Gdy się
Chrystus, który jest życiem naszym, okaże, wtedy się i wy
okażecie razem z nim w chwale” (Kol
3:3–4)
Kto
pozostaje w Chrystusie ukrzyżowanym, ten poznaje go, uczestnicząc w
jego cierpieniach, stając się podobnym do niego w jego śmierci.
Kto pozostaje w Chrystusie zmartwychwstałym i wywyższonym, ten
otrzymuje również dział w jego zmartwychwstaniu i chwale,
którą jest obecnie w niebie ukoronowany. Niewymowne są
błogosławieństwa, które spływają na duszę przez połączenie z
uwielbionym życiem Jezusa.
Przede
wszystkim jest to życie pokoju i całkowitego zwycięstwa.
Przed swą śmiercią musiał Syn Boży cierpieć i bojować,
był kuszony i trapiony przez grzech. Po swym zmartwychwstaniu
zatriumfował nad śmiercią, a jako uwielbiony miał w swym ludzkim
kształcie udział we wspaniałości Bożej. Wierzący, który w nim
pozostaje, widzi, że moc grzechu i ciała jest rzeczywiście
zniszczona; świadomość całkowitego i wiecznego wykupienia
staje się dla niego coraz jaśniejsza, a w jego życie wstępuje
błogi pokój i odpoczynek, jako owoc przekonania, że
zwycięstwo i wybawienie zostało rzeczywiście już dokonane.
Pozostając w Chrystusie, przez którego i pospołu z którym
został wzbudzony i razem z nim posadzony w niebie, odczuwa
spływające na niego życie chwały.
Jest
to życie w pełnej społeczności z miłością i świętością
Ojca. Jezus często podkreślał tę myśl w swoich rozmowach z
uczniami. Jego śmierć była odejściem do Ojca. Modlił się tymi
słowy: „A teraz Ty mnie uwielbij, Ojcze, u siebie samego tą
chwałą, którą miałem u ciebie, zanim świat powstał” (J
17:5). Jeżeli wierzący, który pozostaje w Chrystusie uwielbionym,
pragnie zrozumieć i doświadczyć, czym jest społeczność z
Chrystusem siedzącym na tronie, to pojmie, że ta sama światłość
obecności Ojca, która stanowi chwałę i błogość Jezusa,
staje się także działem wierzącego. Uczy się on świętej sztuki
mieszkania w społeczności ze swym wywyższonym Panem w ciągłej
obecności Ojca. Kiedy Jezus był na ziemi, mogły go atakować
pokuszenia, ale w chwale wszystko jest święte i w całkowitej
zgodzie z wolą Ojca. Wierzący, który pozostaje w Chrystusie,
doświadcza, że w tej świętej społeczności jego duch zostaje
uświęcony i coraz doskonalej poddany woli Ojca. Niebiańskie
życie Jezusa jest mocą, która wypędza grzech.
To
życie jest też życiem działania i dobroczynności w pełnej
miłości. Chrystus ze swego tronu rozdziela swą łaskę, udziela
swego Ducha, a jego miłość nigdy się nie kończy, objawiając się
zarówno w ochronie swych dzieci, jak i w pracy nad nimi.
Wierzący nie może pozostawać w Chrystusie uwielbionym, nie będąc
zachęcany do pracy, ani też dla niej wzmacniany. Duch i miłość
Jezusa napełniają go chęcią i mocą, aby być
błogosławieństwem dla innych. W tym celu Jezus wstąpił na
niebiosa, aby tam uzyskać moc i aby móc obficie błogosławić.
Jako niebieski Winny Krzew przejawia swą moc przez swój lud, swoje
latorośle. Dlatego też ten, kto w nim pozostaje, przyniesie wiele
owocu, gdyż otrzymuje coś z Ducha i mocy życia wiecznego
swego wywyższonego Pana; w ten sposób staje się jakby kanałem,
przez który płynie pełnia naszego Księcia i Zbawiciela,
wywyższonego Jezusa, i przynosi błogosławieństwo naszemu
otoczeniu.
Życie
w Uwielbionym jest również życiem cudownego oczekiwania i nadziei.
Jezus, który teraz siedzi po prawicy Bożej, oczekuje, że wszyscy
nieprzyjaciele jego będą położeni u stóp jego podnóżka. Czeka
na chwilę, w której otrzyma pełną nagrodę; wtedy objawi się
jego chwała, a jego umiłowany lud będzie z nim wiecznie przebywał
w jego chwale. Nadzieja Jezusa jest także nadzieją wykupionych:
„przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście gdzie ja
jestem i wy byli” (J 14:3). Obietnica ta jest równie
kosztowna dla Pana jak dla nas. Radość spotkania jest doprawdy nie
mniejsza dla przychodzącego Oblubieńca, niż dla czekającej
Oblubienicy. Życie Jezusa w chwale jest pełne tęsknoty
i oczekiwania: chwała ta będzie dopiero wtedy doskonała, gdy
jego umiłowani będą z nim.
Wierzący,
który pozostaje w ścisłej społeczności z Chrystusem, będzie
podzielał tego ducha oczekiwania; nie tyle ze względu na pomnożenie
swego osobistego szczęścia, ile raczej z gorącej tęsknoty za tym,
aby zobaczyć swego Króla przychodzącego w chwale, kiedy wszelki
nieprzyjaciel legnie pokonany u jego stóp i kiedy będzie mógł
objawić wieczną miłość Bożą w sposób całkowity. „Aż
przyjdzie”, oto hasło każdego prawdziwego wierzącego. „Gdy się
Chrystus, który jest życiem naszym, okaże, wtedy się i wy
okażecie razem z nim w chwale” (Kol 3:4).
Mogą
istnieć poważne różnice w podejściu do obietnicy jego przyjścia.
Dla jednych jest rzeczą zupełnie jasną, że Jezus niebawem
przyjdzie osobiście, aby wprowadzić swoje królestwo, to przyjście
jest nadzieją wierzącego i jego ostoją. Dla innych, którzy
nie mniej miłują Zbawiciela i Biblię, przyjście to oznacza
tylko sąd ostateczny, uroczyste przejście z doczesności do
wieczności, koniec historii ziemi, początek nieba, a myśl o
objawieniu wspaniałości Zbawiciela jest dla nich nie mniejszą
radością i mocą. Jest to Jezus, który przyjdzie i weźmie
nas do siebie, Jezus, który przez wszystkich jest uwielbiany jako
Pan i Król, ten Jezus, który jest nadzieją całego Kościoła.
Wierzący
przez pozostanie w Chrystusie uwielbionym zachęcony jest do
prawdziwego duchowego oczekiwania na jego przyjście, a to
oczekiwanie może przynieść duszy prawdziwe błogosławieństwo.
Istnieje zagłębianie się w sprawy przyszłe, któremu towarzyszą
raczej znaki uczniów jakiejś specjalnej szkoły niż znaki uczniów
cichego Jezusa; zagłębianie się, w którym bardziej widoczna jest
różnica zdań i osądzanie innych braci niż znaki
przychodzącego Jezusa. Tylko pokora, która chce się uczyć od
tych, którzy posiadają inne dary i głębsze objawienie
prawdy; tylko miłość, która nie może inaczej mówić o tych,
którzy są innego zdania, jak z cichą życzliwością; tylko
niebiańska natura, która jest dowodem tego, że ten, który ma
przyjść już jest naszym życiem; tylko to przekonać może kościół
i świat, że nasza wiara nie jest oparta na ludzkiej mądrości,
ale na mocy Bożej. Aby móc świadczyć o Zbawicielu, który
przyjdzie, musimy pozostawać w Wywyższonym i nosić jego obraz
w sobie. Ani słuszność naszych zapatrywań, ani gorliwość, z
jaką ich będziemy bronić, nie przygotują nas na jego przyjście,
ale tylko nasze pozostawanie w nim. Jest to warunek tego, aby nasze
objawienie się w nim w chwale mogło stać się tym, czym ma być –
uwielbieniem, objawieniem i zajaśnieniem tej wewnętrznej
chwały, która była ukryta, aż do dnia objawienia.
O,
co za błogie życie, „życie ukryte wraz z Chrystusem w Bogu”,
„posadzenie w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie” (Kol
3:3; Ef 2:6), mieszkanie w Chrystusie uwielbionym! Jeszcze raz nasuwa
się pytanie: czy może słabe dziecko tej ziemi rzeczywiście żyć
w społeczności z Królem Chwały? I jeszcze raz otrzymujemy tę
błogą odpowiedź: właśnie aby tę społeczność sprawić
i utrzymać, wziął Jezus wszelką moc na niebie i na
ziemi w swoje ręce. Błogosławieństwo tej społeczności przypada
w udziale temu, kto ufa Panu, że ją otrzyma; kto w wierze i ufnym
oczekiwaniu nie przestaje mu się poddawać, aby być zupełnie jedno
z nim. Kiedy dusza po raz pierwszy w zaufaniu oddała się
Chrystusowi, uczyniła cudowny, a zarazem prosty, krok wiary. Tą
wiarą chwytamy się teraz Bożej prawdy, że jesteśmy jedno z
Jezusem w chwale. W tej cudownej wierze – cudownie prostej, ale też
cudownie potężnej – dusza uczy się powierzać zupełnie
wszechmocnej opiece Jezusa Chrystusa i działaniu jego wiecznego
życia. Ponieważ wie, że Duch Boży w niej mieszka, aby jej
udzielać wszystkiego, co daje Jezus, nie uważa tego mieszkania w
nim za ciężar, czy też męczący wysiłek, ale pozwala Bożemu
życiu w niej rządzić i dokonywać swojego dzieła; wiara jej
polega na coraz pełniejszym ofiarowaniu samej siebie, w oczekiwaniu
i przyjęciu tego wszystkiego, co miłość i moc
Wywyższonego może dokonać.
O,
błogie życie, jest ono dla nas, gdyż Jezus jest nasz! Już teraz
posiadamy je z jego ukrytą siłą, a przed nami otwiera się widok
na jego doskonałą chwałę. Oby radość i błogość
codziennego życia wykazała, że pracuje w nas ukryta moc
i przygotowuje nas do chwały, która ma być objawiona. Oby
nasze pozostawanie w Chrystusie uwielbionym stało się naszą siłą,
mocą, która nas uzdalnia do życia na chwałę Bożą
i uczestnictwa w chwale jego Syna.
A
teraz, dzieci, zostańcie w nim, aby kiedy się objawi, zastał nas
pełnych zaufania i abyśmy nie byli zawstydzeni przed nim w
dniu jego przyjścia.
Polecamy
książki, które mogą być pomocne
w głębszym poznawaniu Boga:
w głębszym poznawaniu Boga:
1.
W. Nee –
Uwolnienie ducha
2.
A. W. Tozer –
Szukanie Boga
3.
A. W. Tozer
– Poznanie Świętego
4.
A. W. Tozer –
Klucz do głębszego życia
5.
A. Murray –
Pokora – klejnot świętych
6.
E. M. Bounds –
Moc przez modlitwę
7.
G. Verwer –
Głód pełni życia chrześcijańskiego
8.
E. Elliot –
W cieniu Wszechmogącego
9.
G. Edwards –
Opowieść o trzech królach
10.
C. T. Studd –
Czekoladowy żołnierz
11.
R. Hession –
Droga Golgoty
12.
R. Joyner –
Przebudzenie
Andrew
Murray (1828 –1917) urodził się w Południowej Afryce. Po
ukończeniu studiów w Szkocji i Holandii powrócił do Afryki, gdzie
spędził wiele lat jako misjonarz. Napisał około 240 książek i
broszur. Polskiemu czytelnikowi znany jest już z książki „Pokora
– klejnot świętych”. Pisma Murray'a pomimo XIX-wiecznego
języka, wciąż należą do klasyki i są ogromnym wyzwaniem dla
współczesnego chrześcijaństwa.
Jeżeli jesteś naprawdę
spragniony w swoim życiu bliskiej społeczności z żywym Bogiem,
książka Murray'a „Mieszkaj w Chrystusie” wprowadzi Cię w nowe
doświadczenie Jego intymnej bliskości, wynikającej po prostu z
ciągłego przebywania w Jego obecności. Jest to zbiór 31 rozważań
opartych o słowa z Ewangelii Jana 15:1-12.
Książka dla wszystkich
chrześcijan, którzy z głębi serca wołają:
„Panie, mieszkaj we
mnie w całej swej wielkości i chwale!”
Komentarze
Prześlij komentarz